Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'słownik' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 9 wyników

  1. W archiwach Papieskiego i Królewskiego Uniwersytetu Świętego Tomasza na Filipinach znaleziono najstarszy i niezwykle rozbudowany słownik hiszpańsko-chiński. Wyjątkowy zabytek, Diccionario Hispano-Sinicum (DHS), liczy sobie około 400 lat i został w przeszłości oznaczony jako „mało użyteczny”. To bardzo dalekie od prawdy, komentuje profesor Henning Klotter z Uniwersytetu Humboldta w Berlinie zauważając, że DHS zawiera niezwykłe bogactwo leksykalne dialektu hokkien z czasów swojego powstania. Słownik zawiera nie tylko terminy hiszpańskie i mandaryńskie, ale również ich odpowiedniki w hokkien. To odmiana języka minnańskiego (czyli języka wywodzącego się z południa chińskiej prowincji Fujian) używana na Tajwanie i w Azji Południowo-Wschodniej. Badacze mają nadzieję, że słownik rzuci nieco światła na to, jak w XVII wieku wyglądały stosunki hiszpańsko-chińskie na Filipinach. DHS powstał w I połowie XVII wieku w Manili, a jego twórcami są dominikanie. Jest o co najmniej 70 lat starszy od standardowego chińskiego słownika Kangxi, opracowanego na zlecenie cesarza Kangxi z dynastii Qing. Słownik Kangxi został po raz pierwszy opublikowany w 1716 roku. Z nowo odnalezionym słownikiem wiąże się też nadzieje, że pomoże on w przeciwstawieniu się forsowanej przez Pekin polityce narzucania języka mandaryńskiego. Archiwista Regalado Trota Jose powiązał słownik z hiszpańską okupacją Tajwanu w latach 1626–1642. W słowniku wykorzystano bowiem frazę Tierra de Isla Hermosa ado estan los espanoles czyli na Wyspie Hermosa, ziemi należącej do Hiszpanów. „Hermosa” to hiszpański odpowiednik Formozy, dawnej nazwy Tajwanu. W słowniku znaleziono też termin na oznaczenie chińskiej dynastii Ming, która rządziła do roku 1644. Niezwykły słownik składa się z 1103 stron i 27 000 terminów. Co prawda Kangxi zawiera 40 000 terminów, jednak w DHS znajdziemy nie tylko mandaryńskie odpowiedniki hiszpańskich słów, ale również ich tłumaczenie na hokkien, a nawet tagalog. Każda strona składa się z czterech kolumn. Najpierw mamy termin hiszpański, następnie zapis chińskimi znakami, w kolejnej kolumnie jest zapis fonetyczny w hokkien, a w ostatniej – zapis fonetyczny mandaryński. Oprócz nich widzimy też słowa z języka tagalog, jak „mabolo” (owoc), „vilango” (więzień) czy „tangingue” (ryba). Dzięki bogactwu językowemu słownik pomoże w lepszym zrozumieniu historii. Mamy tam na przykład termin „chaoyin”, który występuje na Tajwanie w dokumentach z czasów dynastii Qing. Z DHS dowiadujemy się, że „chaoyin” to tłumaczenie słowa „bahaque” oznaczającego część ubrania okrywającą genitalia. Dzięki temu wiemy, co miał na myśli Shu-Jing Huang, urzędnik z czasów dynastii Qing, który w swoim XVIII-wiecznym dziele Taihai Shichalu (Zapiski z misji na Tajwan i jego cieśninę) napisał, że wśród tajwańskich aborygenów bogaci nosili ciemne ubranie jako okrycie i beżowe jako chaoyin. Papieski i Królewski Uniwersytet Świętego Tomasza w Manili został założony przez dominikanów w 1611 roku. To najstarszy uniwersytet w Azji. Dysponuje niezwykle bogatymi zbiorami rzadkich inkunabułów, ksiąg i dokumentów. Znajdziemy tam m.in. słowniki i podręczniki do gramatyki tworzone zarówno przez dominikanów jak i inne zakony.  Jest wśród nich cieszący się olbrzymim uznaniem naukowców Vocabulario de la Lengua Espanola y China. Opisywanie języków, badanie ich słownictwa i gramatyki było niezwykle ważne w dziele ewangelizacji Azji. Profesor Klotter mówi, że odkrycie DHS już spotkało się z olbrzymim zainteresowaniem naukowców badających rozwój leksykonografii chińsko-zachodniej, historię języka hokkien, tradycje pisane ludzi posługujących się tym językiem, historią i pokrewnymi polami. Słownik jest też ważnym źródłem do badania stosunków pomiędzy Chińczykami a mieszkańcami Filipin. DHS pokazuje też, jak dominikanie chcieli ewangelizować Chiny, wykorzystując Tajwan jako bazę dla misjonarzy wysyłanych do Fukien, skąd ci rozprzestrzeniali się po całych Chinach. W słowniku znajdziemy też ślad tzw. sporu akomodacyjnego pomiędzy jezuitami, a innymi zakonami działającymi w Chinach, w tym dominikanami. Jezuici rozpoczęli działalność ewangelizacyjną w Chinach już w XVI wieku i początkowo jako jedyni mogli to robić. Misjonarze tłumaczyli Pismo Święte na chiński i dostosowywali chrześcijaństwo do miejscowych zwyczajów. Gdy dotarli tam dominikanie, zaczęli krytykować metody jezuitów. Początkowo spór dotyczył sposobu tłumaczenia na chiński imienia chrześcijańskiego Boga. Ostatecznie uzgodniono proponowany przez jezuitów neologizm Tianzhu, od którego zresztą pochodzi nazwa katolicyzmu – tianzhuijao. Konflikt narastał jednak przez kolejne dziesięciolecia, interweniował Watykan, a w XVIII wieku chrześcijaństwo z religii szybko zdobywającej wyznawców stało się w Chinach religią prześladowaną. Wydarzenie to pozostawiło ślad w tym 400-letnim manuskrypcie. Wyraz „Dios” [Bóg – red.], został początkowo zapisany chińskimi znakami jako „Tianzhu” i „Taichi”. Jednak, w związku z kontrowersjami wokół tradycyjnych chińskich wierzeń, dominikanin, który wyraźnie był im przeciwny, przekreślił wyraz „Taichi” i napisał obok „herezja”, stwierdzają autorzy badań. DHS to bardzo rzadki dokument, który potwierdza istnienie bliskich związków pomiędzy chińskimi użytkownikami hokkien, Hiszpanami i mieszkańcami Filipin. Ma on olbrzymią wartość dla badaczy. Jego znaczenie spełnia standardy projektu Unesco Memory of the World. Słownik łączy mądrość językową Filipińczyków, Hiszpanów i użytkowników hokkien. « powrót do artykułu
  2. Słowniki i encyklopedie - nie sposób sobie wyobrazić życia i pracy bez nich. Odruchowo pokładamy w nich zaufanie i uważamy za wiarygodne. Przynajmniej te drukowane, bo choć przykładowa Wikipedia jest narzędziem bardzo wygodnym, większość już zdaje sobie sprawę, że ma swoje ograniczenia, i że z Wikipedią „jak na drodze - obowiązuje zasada ograniczonego zaufania". Tym niemniej szacowne wydawnictwa z wieloletnią tradycją, jak wydawnictwo uniwersyteckie Oxford, cieszą się głębokim zaufaniem. Ale również w nich trafiają się żenujące wpadki, które potrafią uchować się przez niemal cały wiek. Doktor Stephen Hughes, wykładowca fizyki na Uniwersytecie Queensland (QUT) znalazł poważny błąd merytoryczny w znanym słowniku Oxford English Dictionary. Błąd, który powielany był przez 99 lat. Zarówno słownik oksfordzki, jak i niemal wszystkie inne słowniki i encyklopedie sprawdzone przez dra Hughesa, zawierały błędną definicją angielskiego słowa „siphon". Chlubnym wyjątkiem okazała się Encyclopaedia Britannica. „Siphon" (nie mylić z polskim słowem „syfon", które oznacza coś innego) to rodzaj spustu pozwalający opróżniać zbiorniki z cieczą, które inaczej trudno byłoby opróżnić. Przydaje się i w przemyśle do spuszczania paliwa z wielkich zbiorników, i w domu do spuszczania wody z akwarium. Wężyk, którym przelewamy wino z balonu do butelek, to też „siphon". Oxford English Dictionary od 1911 roku podaje, że działa on dzięki sile ciśnienia atmosferycznego. Tymczasem nie jest to prawda. Na ten błąd wykładowca QUT wpadł oglądając ogromny spust wody w Południowej Australii, pompujący wodę z rzeki Murray do jeziora Bonney. Ogromna ilość wody, odpowiadająca czterem tysiącom basenów olimpijskich, przepompowywana była bez użycia pomp. Dziesięć gigalitrów wody przepompowane w ciągu dwóch miesięcy - potrzeba na to tyle energii, ile średni dom zużywa przez cały rok. A tej energii dostarcza po prostu... wcale nie ciśnienie atmosferyczne, lecz grawitacja. Grawitacja działa tu dzięki temu, że woda przepływa na poziom niższy, niż dno opróżnianego zbiornika - tłumaczy dr Hughes. Redaktorzy przygotowywanej do publikacji nowej, ilustrowanej wersji słownika będą musieli skorygować definicję. Oczywiście, po odpowiednim upewnieniu się. Czas na informację od australijskiego fizyka był najwyższy, ponieważ zespół sprawdzający dotarł już do litery „R". „Rura lub wąż ze szkła, metalu lub innego materiału, wygięty w ten sposób, że jedno ramię jest dłuższe od drugiego, używany do spuszczania płynu w wyniku działania siły ciśnienia atmosferycznego, która wtłacza ciecz do krótszego ramienia i przepycha przez wygięcie rury" - tak przez niemal wiek wyglądała definicja, którą za oksfordzkim wydawnictwem powtarzali inni. Osoby, które wiek temu pisały tę definicję, nie były naukowcami - przyznała rzecznik wydawnictwa, Margot Charlton. Jedynie jednotomowa edycja Oxford Dictionary of English z 2005 roku zawiera poprawną definicję. To woda wypływająca pod własnym ciężarem z dłuższego ramienia pociąga za sobą wodę z krótszego ramienia - tłumaczy dr Hughes. - Kolumna wody działa jak łańcuch, dzięki sile przyciągania molekularnego między cząsteczkami wody. Napisał on własną publikację na temat zasady działania. Obecnie zbiera informacje z całego świata na temat poprawności definicji słowa „siphon" w różnych językach.
  3. Badania przeprowadzone przez Birmingham Science City na 500-osobowej próbie wykazały, że ponad połowa (54%) dzieci w wieku 6-15 lat korzysta w razie wątpliwości czy pytań najpierw z wyszukiwarki Google'a, a dopiero potem zwraca się z problemem do rodziców albo nauczycieli. Sondaż ujawnił, że 1/4 dzieci spytałaby na początku rodziców, a 3% nauczycieli. Encyklopedie uplasowały się na ostatnim miejscu, w dodatku aż 1/4 ankietowanych nie miała pojęcia, co to takiego. Czterdzieści pięć procent dzieci nigdy nie korzystało z papierowej encyklopedii, a 19% z drukowanego słownika. Ze śmiesznych (lub jeśli ktoś woli - przerażających) przypuszczeń związanych z zastosowaniem encyklopedii można wymienić definicje "to coś do podróżowania" oraz "urządzenie/narzędzie wykorzystywane w czasie operacji". Dla odmiany prawie 50% badanej grupy korzystało z wyszukiwarki Google'a co najmniej 5 razy dziennie.
  4. Po 90 latach pracy University of Chicago ukończył tworzenie tezaurusa języka asyryjskiego. Słownik obejmuje wszystkie znane nam wyrazy z tego języka, jakie występują na glinianych tabliczkach oraz zostały wyryte w kamieniu pomiędzy 2500 rokiem p.n.e a 100 rokiem n.e. Składający się z 21 tomów Chicago Assyrian Dictionary zawiera nie tylko słowa i ich definicje, ale również cytaty z zabytków piśmiennictwa, pokazujące w jakim kontekście dane słowo było używane. Jestem dumna, że mam przywilej ogłoszenia zakończenia prac nad projektem - powiedziała Martha Roth, odpowiedzialna za tworzenie słownika dziekan Wydziału Nauk Humanistycznych, która nad tezaurusem pracowała od 1979 roku. The Chicago Assyrian Dictionary to niezwykle ważny wkład Instytutu Orientalistyki w zrozumienie cywilizacji Bliskiego Wschodu. Assyrian Dictionary to najbardziej imponujące spośród osobiście znanych mi przedsięwzięć, które systematycznie zapisuje, kodyfikuje i umożliwia korzystanie z języka akadyjskiego, który był sercem piśmiennych zabytków cywilizacji, w jakiej się narodził: Mezopotamii - stwierdził Gil Stein, dyrektor Instytutu Orientalistyki. CAD to nie tylko zbiór wyrazów. Dzięki szczegółowemu wynotowaniu historii i znaczeń każdego słowa, ten unikatowy słownik to w rzeczywistości kulturowa encyklopedia mezopotamskiej historii, społeczeństwa, literatury, prawa i religii oraz niezbędne narzędzie dla każdego naukowca, który chce badań zabytki piśmiennictwa cywilizacji Mezopotamii - dodaje. Prace nad The Chicago Assyrian Dyctionary rozpoczął w 1921 roku James Henry Breasted, założyciel Instytutu Orientalistyki oraz jeden z pierwszych amerykańskich archeologów, który interesował się tym regionem. Asyryjski początkowo uważano za odrębny język,jednak z czasem okazało się, że jest to dialekt akadyjskiego. Przez lata uczeni na milionach fiszek opisali wszelkie przykłady użycia wszystkich 28 000 słów znanych z piśmiennictwa. Na każdej fiszce wynotowano każde znaczenie, kontekst i sposób użycia każdego z wyrazów. Naukowcy wykonali tytaniczną pracę. Dość wspomnieć, że np. znajdująca się w ostatnim tomie definicja słowa „umu", oznaczającego „dzień", zajmuje aż 17 stron i opisuje m.in. wszelkie użycia tego wyrazu w jednym z najważniejszych dzieł światowej literatury - Eposie o Gilgameszu. Zdmuchujesz kurz z tabliczki i okazuje się, że to list, w którym ktoś informuje o urodzeniu się dziecka w rodzinie. Inna tabliczka to np. zapis pożyczki. I zdajesz sobie sprawę, że ta kultura obejmowała nie tylko królów, ale też zwykłych ludzi, podobnych do nas, którzy tak jak my martwili się o bezpieczeństwo, utrzymanie, swoją rodzinę - stwierdził Robert Biggs, emerytowany profesor Instytutu Orientalistyki, który również pracował nad słownikiem.
  5. Mózg dysponuje mechanizmem przypominającym słownik z edytorów tekstów czy telefonów komórkowych. Dzięki niemu potrafi automatycznie dokańczać zdania zapisane przez innych ludzi. Badacze z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego uważają, że to zaburzenie jego działania stanowi przyczynę problemów z płynnym czytaniem u osób z dysleksją (Nature). Oko skanuje słowa i zdania. Nie odczytujemy ich jednak do końca, ale przewidujemy, co następuje lub powinno nastąpić dalej. Gdy wzrastają nasze umiejętności czytelniczo-pisarskie, mózg doskonali się w tej umiejętności, dlatego czytamy szybciej. Dotąd sądzono, że zakręt kątowy działa jak tłumacz, pozwalając na przełożenie ciągów liter i słów na znaczenie. Profesor Cathy Price z UCL wyjaśnia jednak, że w rzeczywistości pełni on funkcję struktury przewidującej, co zobaczy nasze oko, działa więc jak podobna aplikacja w telefonie komórkowym. Myślimy, że [odkrycie to] przybliża nas do zrozumienia dysleksji. Zespół badał byłych partyzantów z Kolumbii. Brytyjczycy skanowali mózgi niewykształconych dorosłych, co eliminowało procesy dojrzewania, zaciemniające obraz zmian zachodzących podczas nauki. Guerilla przechodzili 5-letni kurs czytania i pisania. Mózgi osób, które go ukończyły, porównywano z mózgami ludzi niepiśmiennych. Okazało się, że w miarę uczenia wzrastała gęstość istoty szarej w kilku rejonach obu półkul, które odpowiadają za rozpoznawanie kształtów liter i ich tłumaczenie na dźwięki oraz znaczenie. Czytanie zwiększało też ilość substancji białej w płacie ciała modzelowatego (splenium). To bardzo istotne, gdyż ciało modzelowate jest największym spoidłem mózgu, a zmiany dotyczyły włókien łączących prawe i lewe zakręty kątowe oraz potyliczne górne.
  6. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu machanie rękoma uznawano za niegrzeczne. Minęło jednak trochę czasu i okazało się, że dzieci, które używają gestów w wieku 14 miesięcy, rozpoczynając szkołę, a w USA ma to miejsce w wieku 4,5 r., dysponują o wiele bogatszym słownikiem (Science). Członkowie zespołu doktor Meredith Rowe z Uniwersytetu w Chicago podkreślają, że dzieci majętniejszych i lepiej wykształconych rodziców zazwyczaj gestykulują więcej, co może w pewnym stopniu wyjaśnić, czemu maluchy z uboższych środowisk gorzej sobie radzą z nauką. Spostrzeżenie Amerykanów ma duże znaczenie, ponieważ zasób słownictwa pozwala przewidzieć postępy szkolne dziecka. Skoro wiadomo, że bogatsi i wyedukowani rodzice przeważnie więcej rozmawiają ze swoim potomstwem, postanowiliśmy pójść o krok dalej i zapytać, czy status socjoekonomiczny odnosi się w jakiś sposób również do gestykulacji i może wyjaśnić rozdźwięk obserwowany już na początku nauki. Psycholodzy zbadali 50 dzieci i ich rodziców. Badani byli przedstawicielami różnych grup społecznych. Zliczono ich gesty, m.in. wskazywanie na obrazek. Akademicy zauważyli, że w ciągu 90-minutowej sesji 14-miesięczne maluchy lepiej sytuowanych, wykształconych rodziców używały gestów związanych średnio z 24 różnymi pojęciami, podczas gdy dzieci z rodzin o niższych dochodach wykonywały tylko 13 gestów. Jak zaznacza Rowe, w wieku 14 miesięcy nie można jeszcze było dostrzec różnicy w zakresie mowy, ale była ona zauważalna w gestykulacji. Nagrania wideo potwierdziły, że majętniejsi rodzice w większym stopniu wykorzystywali możliwości dawane przez mowę ciała. Naukowcy z Chicago myślą o tym, by na podstawie uzyskanych wyników opracować program wczesnej interwencji. Wystarczy zachęcić matki i ojców, by pamiętali np. o wskazywaniu, a sukces edukacyjny ich dziecka już staje się bardziej realny...
  7. Gdy posługujemy się słownikami języków obcych, to zwykle możemy sprawdzić każde słowo w dwie strony: przekonać się jak wyraz polski wygląda po angielsku, lub sprawdzić, co oznacza w angielskim dane słowo. Niestety, nie istnieją podobne słowniki dla osób niesłyszących. Działają one w jedną stronę, pozwalając jedynie sprawdzić, jak gestami wyrazić dane słowo. To jednak nie wystarcza np. rodzicom niesłyszących dzieci, którzy chcą sprawdzić, co dziecko im powiedziało. Dlatego też na Boston University powstaje słownik tłumaczący gesty na wyrazy. Celem projektu jest stworzenie technologii, która umożliwi wgranie obrazu wideo przestawiającego osobę pokazującą interesujący nas znak, a słownik wyszuka odpowiadający mu wyraz. Możliwe też będzie samodzielne przedstawienie znaku przed kamerą. Naukowcy podjęli się bardzo ambitnego zadania. Język znaków składa się z tysięcy gestów, które mogą ponadto zmieniać znaczenie w zależności od kontekstu. Ponadto obecnie istnieje bardzo mało utrwalonych na wideo obrazów przedstawiających konkretne znaki, a więc baza danych utworzona na podstawie tych przykładów będzie niedoskonała. Musimy bowiem pamiętać, że komputer musi przeanalizować wiele przykładów tego samego znaku, by poradzić sobie później z różnym ich prezentowaniem przez różne osoby. W końcu przeszkodą będzie też i sam fakt, że nie można oczekiwać od "migających", by zawsze prezentowali znaki w sposób idealny. Twórcy słownika muszą brać pod uwagę liczne odchylenia od normy.
  8. Drodzy tatusiowie, uważajcie, co mówicie! Wydaje się, że ojcowie mają większy wpływ na rozwój językowy swoich dzieci, niż może im się wydawać. Lynne Vernon-Feagans z Uniwersytetu Stanowego Północnej Karoliny i jej zespół przyłączali się w czasie zabawy do 92 rodzin. Obserwowali, ile każde z rodziców mówi do dziecka, przyglądali się także używanym słowom, strukturze zdań oraz typowi zadawanych pytań. Dwuletnie maluchy ojców z rozbudowanym słownikiem miały w wieku 3 lat bardziej rozwinięte zdolności językowe. Tatusiowie mówili mniej, zadawali także mniej pytań niż matki, co oznacza, że nie chodzi o to, ile mówili, ale co mówili do swoich dzieci i jak to na nie wpływało. Słownictwo matki nie wydawało się mieć większego wpływu na rozwój językowy dzieci. Z drugiej jednak strony, ponieważ większość badanych matek używała w rozmowie z maluchami dużej liczby słów, mogło to dla nich stanowić próg. Chwilowe "przystopowanie" dawało natomiast pewne korzyści. Być może kiedy liczba używanych słów spada poniżej określonego pułapu, co zdarza się częściej w przypadku ojców, wpływa to negatywnie na późniejszy rozwój warstwy ekspresywnej języka dziecka — tłumaczy Vernon-Feagans. O badaniach można przeczytać więcej na łamach Journal of Applied Developmental Psychology.
  9. Zgodnie z wynikami najnowszych badań, jeśli ciężarna kobieta zjada dużo tłuszczów rybich, poprawia koordynację wzrokowo-ruchową swojego dziecka. W niewielkim australijskim studium, przeprowadzonym w Perth, wzięło udział 98 pań. Podzielono je na dwie grupy. Od 20. tygodnia ciąży aż do porodu codziennie spożywały one albo 4 gramy tłuszczu rybiego, albo 4 gramy oliwy z oliwek. Gdy 72 dzieci miało już 2,5 roku, naukowcy z University of Western Australia zbadali ich zdolności poznawcze: język, praktyczne rozumowanie i koordynację wzrokowo-ruchową. Oceniali także ich zachowanie. Trzydzieścioro troje dzieci urodziły matki zażywające w drugiej połowie ciąży tłuszcze rybie, a 39 kobiety z grupy stosującej oliwę. Maluchy z pierwszej grupy wypadały nieco lepiej w testach na rozumienie, długość budowanych zdań oraz pod względem stopnia rozbudowania słownika (Archives of Disease in Childhood). Największą różnicę, oczywiście na korzyść dzieci "rybnych" matek, zauważono jednak w przypadku koordynacji wzrokowo-ruchowej. Różnice pozostawały statystycznie istotne także po uwzględnieniu innych potencjalnie ważnych czynników, takich jak wiek matki czy karmienie piersią. Australijczycy podkreślają potrzebę przeprowadzenia dalszych badań potwierdzających ich odkrycia. Uważają, że przyjmowane przez matkę tłuszcze rybie są bezpieczne zarówno dla płodów, jak i niemowląt.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...