Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Zachód' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 6 wyników

  1. Indywidualizm, jedna z najważniejszych cech zachodniej kultury, bierze swe początki z wpływów Kościoła katolickiego sprzed ponad 1500 lat. Do takich wniosków doszli autorzy najnowszych badań, których wyniki opublikowano w Science. Zdaniem naukowców z Uniwersytetu Harvarda, George Mason University oraz Canadian Institute of Advanced Research, zachodni indywidualizm to skutek wprowadzenia przez Kościół nowych zasad zawierania małżeństw oraz struktury rodziny. To podważyło istniejące dotychczas normy społeczne i wywołało coś, co badacze nazwali „całościową zmianą psychologiczną”, czyli całym szeregiem zmian w zachowaniu i sposobie myślenia, które zmieniły naturę europejskich populacji. Przed tą zmianą społeczeństwa Europy były zbudowane wokół więzi rodzinnych, klanów, które również między sobą były połączone związkami rodzinnymi. W klanach kultywowano konformizm, posłuszeństwo i lojalność grupową, jednocześnie zaś obcym nie ufano, traktowano ich mniej uczciwie. Struktura taka zniechęcała do niezależności i krytycznego myślenia. Kościół chciał wyeliminować kazirodztwo, które było czymś powszechnym w tak zorganizowanych społecznościach, gdzie normą były małżeństwa pomiędzy krewnymi. Nałożenie ścisłych zasad dotyczących małżeństw skutkowało wyodrębnieniem się małych, zatomizowanych gospodarstw domowych, osłabienie więzi rodzinnych, zwiększeniem mobilności ludzi, a jednocześnie mniejszym konformizmem, większym indywidualizmem i pojawienie się zestawu wartości oraz konstrukcji psychologicznych i społecznych, które ukształtowały świat zachodni takim, jakim znamy go dzisiaj. Około roku 500, Kościół zachodni, w przeciwieństwie do innych gałęzi chrześcijaństwa i innych religii, zaczął wprowadzać nowe zasady dotyczące zawierania małżeństwa i struktury rodzinne. To doprowadziło do zerwania więzi klanowych w Europie i pojawienia się zatomizowanych rodzin monogamicznych, wyjaśnia jeden z głównych autorów badań, Joseph Henrich, dziekan wydziału ewolucji człowieka na Uniwersytecie Harvarda. Skutki tego procesu są tym silniejsze, im dłużej dana społeczność znajdowała się pod wpływem Kościoła. Są obecnie widoczne dosłownie wszędzie. Uczeni, badając różnice w zachowaniu pomiędzy populacjami opartymi na więzach rodzinnych, a populacjami, na które wpływ miały działania Kościoła, odnotowali m.in. różnice w częstotliwości oddawania krwi, używania różnych form płatności, wynikach testów psychologicznych, różnice były nawet widoczne w liczbie niezapłaconych mandatów za parkowanie wśród delegatów na obrady ONZ. Bardzo podobało nam się badanie kwestii mandatów. W Nowym Jorku mamy przecież delegatów ONZ z całego świata, mogliśmy więc zobaczyć, jak się oni zachowują, cieszy się Henrich. W przeszłości – obecnie zasady zostały zmienione – delegaci do ONZ nie musieli płacić mandatów za nieprawidłowe parkowanie. Uczeni mogli więc sprawdzić, ilu z nich płaciło dobrowolnie. Okazało się, że na przestrzeni jednego roku dyplomaci z krajów, gdzie są silne więzy klanowe, mają znacznie więcej niezapłaconych mandatów, niż z krajów, gdzie Kościół wywarł swój wpływ na strukturę społeczną. Na przykład dyplomaci z Szwecji i Kanady zapłacili wszystkie mandaty, tymczasem delegaci z Kuwejtu nie zapłacili 249 mandatów, Egipcjanie mieli na swoim koncie 141 niezapłaconych mandatów, a mieszkańcy Czadu – 126. Henrich uważa, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest zamknięta mentalność, charakterystyczna dla społeczności opartych o silne więzi rodzinne i klanowe. Mentalność taka buduje co prawda bliską i współpracującą ze sobą grupę, ale współpraca ta nie wychodzi poza nią. Tacy ludzie mniej przejmują się obcymi, innymi, ludźmi, których nie znają, wyjaśnia uczony. Oczywiście Zachód nie jest jednorodny pod względem intensywności więzi rodzinnych. Naukowcy przeanalizowali dane z 92 włoskich prowincji dotyczące małżeństw pomiędzy kuzynami. Dane takie udostępnił im Kościół, do którego wpływają wnioski o udzielenie dyspensy i zezwolenie na takie małżeństwa. Analiza wykazała, że w tych prowincjach, w których odsetek małżeństw pomiędzy kuzynami jest wyższy ludzie częściej pożyczają pieniądze od rodziny i znajomych, a nie od banków, częściej płacą gotówką i częściej trzymają swoje oszczędności w gotówce, a nie w bankach, papierach wartościowych czy innych instrumentach finansowych. Rzadziej oddają też bezpłatnie krew. W ramach badań stworzono też bazę danych długości wpływu Kościoła zachodniego na każdy kraj na świecie oraz na 440 regionów w Europie. Uczeni przetestowali swoją hipotezę na trzech poziomach: globalnym czyli biorąc pod uwagę całe państwa; regionalnym, wewnątrz państw Europy oraz indywidualnym, na poziomie dorosłych dzieci imigrantów mieszkających w Europie, którzy pochodzili z krajów o różnej długości wpływu Kościoła. Henrich przypomina przy tym, że Kościół miał obsesję na punkcie małżeństw krewnych. Wiele nieszczęść, jak epidemie, tłumaczono m.in. zawieraniem małżeństw i uprawianiem seksu przez krewnych. Jak zauważa profesor ekonomii Jonathan Schulz z George Mason University, zakaz małżeństw pomiędzy krewnymi mógł pomagać też w zdobywaniu nowych wyznawców. Łatwiej jest nawrócić ludzi, jeśli usunie się ich stare bóstwa. A sposobem na ich usunięcie jest usunięcie tego, co stanowi podstawę ich istnienia czyli rodzinę zorganizowaną według pokrewieństw, łączoną przez wspólnych przodków. Społeczeństwa Zachodu i ich kulturalni spadkobiercy z Ameryki Północnej i Australii są od dawna uważane za wyjątkowe na tle innych społeczności pod względem niezależności myślenia i innych cech, takich jak gotowość do zaufania obcym. Powyższa praca jest pierwszą, która w sposób systematyczny i zorganizowany łączy współczesne cechy psychologiczne z wpływem Kościoła. To naprawdę nowatorskie i prawdziwie interdyscyplinarne badania. Jeśli byśmy przeprowadzili ankietę wśród antropologów, psychologów kultury i psychologów ewolucyjnych i zapytali ich, co było przyczyną pojawienia się indywidualistycznej kultury Zachodu, uzyskalibyśmy całą gamę odpowiedzi. Niewielu z nich uznałoby, że przyczyną jest Kościół czy zatomizowana rodzina, mówi profesor Thomas Talhelm z University of Chicago, który nie był zaangażowany w opisywane badania. « powrót do artykułu
  2. Globalizacja jest stosunkowo nowym pojęciem w nauce. W 1960 roku kanadyjski krytyk literacki i teoretyk komunikacji Marshall McLuhan wprowadził pojęcie globalnej wioski (global village), aby zilustrować "kurczenie się" świata w wyniku wprowadzania nowych technologii komunikacyjnych. Obecne rozumienie terminu globalizacja wykracza poza zagadnienia komunikacji społecznej. Określa się nim rozmaite procesy polityczne, ekonomiczne, informacyjne i kulturowe, prowadzące do tworzenia się „jednego świata", w którym reguły gry ustalają ponadnarodwe korporacje. Badania nad tak rozumianą globalizacją prowadzi się od lat 80. XX w., a jedną ze szczególnie dyskutowanych kwestii jest początek procesów globalizacyjnych. Peter N. Sterns, profesor George Mason University w stanie Wirginia, za początek globalnej historii, punkt zwrotny w dziejach świata uważa lata 40-te XX w. (początej westernizacji i amerykanizacji świata w dobie tzw. zimnej wojny). Trzema innymi punktami zwrotnymi na drodze ludzkości do globalizacji byłyby: rok 1000 (symboliczne odkrycie Ameryki przez Normanów i apogeum handlu muzułmańskiego), rok 1500 (odkrycia geograficzne) i lata 50. XIX w. (wymuszenie otwarcia na świat na Chinach i Japonii, początki intensywnej kolonizacji Afryki). Starożytność i wczesne średniowiecze (1200 p.n.e. - 1000 n.e.) Sterns uważa za fazę przygotowawczą, w której tworzyły się pierwsze wzorce globalnych kontaktów. Diametralnie inny pogląd głosił niemiecki ekonomista André Gunder Frank, który rozwijał stworzoną w latach 70. XX w. przez Immanuela Wallersteina „Teorię systemów światowych" (The world-systems theory). Teoria ta za początek globalizacji uznawała wiek XVI, jednak Frank uważał, że pierwsza, archaiczna globalizacja miała miejsce już w III tysiącleciu p.n.e. wraz z nawiązaniem kontaktów handlowych między Sumerem w Mezopotamii a cywilizacją Doliny Indusu (Harappa i Mohendżo Daro). Teoria systemów światowych przyjmuje, że od początku epoki żelaza (1200/1000 p.n.e.) w Starym Świecie istniały trzy systemy światowe: zachodni (pojęcie szersze niż Europa, obejmujące Północną Afrykę i Zachodnią Azję - od Atlantyku po wschodnie krańce Iranu), indyjski i chiński (zwany niekiedy wschodnim), które stopniowo zmierzały do integracji w jeden wspólny afro-eurazjatycki system światowy. Zdaniem francuskiego historyka Philippa Beaujarda system ten wytworzył się już w starożytności, a kluczowe znaczenie miały kontakty świata Zachodu z Chinami. « powrót do artykułu
  3. Profesor filologii klasycznej i historii Ian Morris z Uniwersytetu Stanforda dowodzi w swojej książce Why the West Rules - For Now, że historia to powolna skomplikowana gra pomiędzy rozwojem społeczeństwa a warunkami geograficznymi. Morris każe nam się zastanowić, dlaczego to kraje zachodniej Europy podbiły świat i dlaczego nasza cywilizacja obecnie dominuje. Przecież, jak zauważa, gdy Krzysztof Kolumb odkrywał Amerykę, europejska technika morska była daleko w tyle za możliwościami, którymi dysponowali Chińczycy. W 1492 roku Kolumb miał do dyspozycji zaledwie trzy prymitywne statki z 90 ludźmi na pokładzie. Tymczasem już 87 lat wcześniej chiński żeglarz Zheng He zawitał na Sri Lankę na czele floty 300 łodzi, mają do dyspozycji 27 000 marynarzy, w tym 180 lekarzy i farmaceutów. Zheng miał magnetyczny kompas i na tyle dobrze znał Ocean Indyjski, że mógł wypełnić zapiskami 10-metrowy zwój dziennika pokładowego. Kolumb niezbyt wiedział, gdzie jest i nie wiedział, dokąd płynie - pisze Morris. Chińczycy w tym czasie znali dobrze wybrzeża Indii, Arabii, Afryki Wschodniej i, prawdopodobnie, Australii. Wszystko przemawiało za tym, że to właśnie Państwo Środka powinno dokonać podboju świata. Tak się jednak nie stało i 400 lat po wyprawie Zhenga wojska brytyjskie zmusiły Chiny do podpisania upokarzających traktatów. Zdaniem profesora Morrisa, zasadniczą rolę odgrywała geografia i związana z nią obfitość udomowionych roślin i zwierząt. Uczony zauważa, że najważniejsze cywilizacje rozwijały się w dwóch "matecznikach". Jeden z nich to zachodnia część Eurazji, a druga - region pomiędzy rzekami Jangcy i Żółtą. Oczywiście w innych regionach również powstawały ważne cywilizacje, jednak ze względu na mniejszą koncentrację użytecznych rośli i zwierząt, rozwijały się one powoli i bardzo wolno rozprzestrzeniały. Dlatego też Morris skupił się na porównaniu dominującej obecnie cywilizacji zachodnioeuropejskiej z chińską. Jednak geografia to tylko część prawdy. Równie ważny jest rozwój społeczny, który dla Morrisa oznacza zdolność społeczeństwa do przystosowania środowiska fizycznego, społecznego, ekonomicznego i intelektualnego tak, by możliwe było osiąganie założonych celów. To przystosowanie może mieć różne oblicza - od wynalezienia rolnictwa, poprzez nowe techniki malarskie po jedzenie nożem i widelcem. Historia uczy nas, że gdy ciśnienie rośnie, rozpoczynają się zmiany - pisze Morris. I formułuje Twierdzenie Morrisa: Zmiany są wywoływane przez leniwych, chciwych, przestraszonych ludzi, którzy szukają sposobów na łatwiejsze i bezpieczniejsze osiągnięcie celu. I rzadko wiedzą oni, co robią. Uczony zauważa, że geografia napędza rozwój społeczny, ale jednocześnie rozwój społeczny determinuje geografię. Podaje przy tym przykład Wysp Brytyjskich, które 5000 lat temu znajdowały się bardzo daleko od cywilizacji Mezopotamii i nie skorzystały na jej rozwoju. Jednak 500 lat temu rozwój społeczny i położenie geograficzne spowodowało, że Anglia miała łatwy dostęp do bogactw Nowego Świata. A przywożone stamtąd srebro sprzedawano w Chinach, które cierpiały na niedobór tego metalu. Kilka wieków później Anglia mogła, dzięki swojemu węglowi, rozpocząć Rewolucję Przemysłową i stać się globalnym imperium. Profesor Morris zauważa jednocześnie, że próby naginania takich procesów, chęć sztucznego wywoływania zmian w społeczeństwach, wymuszania "postępu", doprowadziły do pojawienia się w XX wieku krwawych dyktatur. Wszyscy wielcy komuniści twierdzili, że w Azji trzeba zrobić coś, co ponownie uruchomi silnik historii, który zatrzymał się dawno temu - pisze Morris. W wyniku takiego myślenia pojawili się Lenin i Mao. Uczony uważa jednocześnie, że obecnie jesteśmy świadkami dużych zmian. Musimy patrzeć globalnie, poza ramy swojej cywilizacji. Po latach badań doszedł do wniosku, że kultury Grecji i Rzymu nie były historycznymi wyjątkami, a zachodnie studia klasyczne muszą badać też inne kultury. Jeśli nie popatrzymy szerzej, nie uzyskamy ważnych odpowiedzi - mówi Morris. Podkreśla, że geografia, która jeszcze do niedawna miała olbrzymi wpływ na rozwój ludzkości, teraz traci na znaczeniu. Podobnie zresztą jak, w obliczu rozwoju technologicznego, tracą na znaczeniu historyczne różnice. Dawne rozróżnienia na Wschód i Zachód nie będą miały znaczenia dla robotów - pisze uczony. Zmiany klimatyczne mogą doprowadzić do migracji milionów ludzi, wzrostu napięcia, wybuchu wojen. Jeśli, zgodnie z niedawną jeszcze logiką podziału Wschód-Zachód, zaangażują się w nie USA i Rosja, ludzkość może mieć poważne problemy. Jednak, zgodnie z Teorią Morrisa, czekające nas zmiany mogą przynieść też sporo korzyści. Są one przecież wyzwalane przez ciśnienie. Trudno oczywiście, przewidzieć, jak potoczą się losy ludzkości, jednak, jak pisze Morris to, co historycznie ważne ma charakter globalny i ewolucyjny.
  4. Rdzenni Afrykanie, którzy nigdy wcześniej nie słyszeli radia ani płyty CD, potrafią wskazać emocję - radość, smutek lub strach - wyrażaną przez dany utwór z repertuaru muzyki zachodniej. Badacze uważają, że zdolność ich rozpoznania w muzyce musi być zatem uniwersalna, podobnie jak odczytywanie mimiki czy właściwości brzmieniowych mowy (Current Biology). Odkrycie to pozwala wyjaśnić, czemu muzyka Zachodu stała się tak popularna na świecie, nawet w kulturach nieprzywiązujących większej wagi do ekspresji emocjonalnej w muzyce – twierdzi Thomas Fritz z Instytutu Nauk Poznawczych i o Mózgu Maxa Plancka. Wg naukowców, wyrażanie uczuć jest podstawową cechą muzyki Zachodu i zdolność ich komunikowania stanowi ważne kryterium oceny. W innych kręgach kulturowych liczą się odmienne właściwości, np. dobra koordynacja działań wielu osób podczas odprawiania rytuałów. Zespół z Instytutu Maxa Plancka wyjaśnia, że wcześniejsze eksperymenty przeprowadzano z udziałem osób, które miały niewielkie, lecz jednak jakieś doświadczenie z danym rodzajem muzyki. Teraz skoncentrowano się na kompletnych laikach: przedstawicielach ludu Mafa z Kamerunu. Plemię to żyje na północy pasma górskiego Mandara. W 2006 r. Fritz udał się tam z laptopem i ogniwem słonecznym w plecaku. Zarówno przedstawiciele kultury zachodniej, jak i członkowie ludu Mafa rozpoznawali przekazywane przez muzykę emocje (szczęście, smutek i strach) częściej, niż gdyby udawało im się to przez przypadek. W grupie tych drugich obserwowano jednak znaczną zmienność osiąganych wyników i 2 z 21 osób wydawały się typować na chybił trafił. Mafa rozpoznali 2 z 3 radosnych utworów, a także połowę urywków smutnych i strasznych. Niemcy poradzili sobie prawie ze wszystkimi fragmentami. W przetłumaczeniu instrukcji na język kameruńskiego plemienia pomogła Fritzowi żyjąca w Amsterdamie członkini ludu Mafa. Zanim ostrożni i odrzucający zachodni styl życia Afrykanie zgodzili się wziąć udział w jego badaniu, minął miesiąc. Lody zostały przełamane, gdy naukowiec wziął udział w maratonie gry na fletach, a następnie poczęstował wszystkich piwem z prosa. W eksperymencie wzięło udział 21 osób w wieku od 37 do 90 lat. Emocje identyfikowano, wskazując jedno z 3 zdjęć kobiecej twarzy. Wykonanie tego samego zadania zlecono 20 Niemcom w wieku 40-68 lat. Określając rodzaj emocji, Mafa i ludzie Zachodu polegali na tych samych cechach utworów, np. tempie, ale była to tendencja silniej zaznaczona u naszych ziomków. Fragmenty szybkie uznawano za radosne, a wolne za straszne. Wszyscy zgadzali się z grubsza co do tego, które utwory są smutne, ale nie wiązano ich z jakimś szczególnym tempem. Urywki w skali durowej (majorowej) klasyfikowano jako wyrażające szczęście, a w skali molowej (minorowej) jako przerażające. Gdy tonacja danego kawałka była nieokreślona, wrzucano go do worka opisanego hasłem "smutne". Muzyka Mafa wyraża wyłącznie radość i szczęście. W języku tych ludzi nie istnieje osobne określenie na muzykę, ponieważ uznaje się ją za nieodłączną część rytuałów. W drugim eksperymencie Mafa i Niemcy oceniali, jak bardzo podobają im się (lub nie podobają) zachodnie utwory instrumentalne i gra na flecie podczas rytuałów Mafa. Potem odtwarzano zmienione wersje tych samych utworów. Składały się one z oryginalnej linii melodycznej i nałożonych na nią 2 innych o zmienionej tonacji. Manipulowanie muzyką ujawniło, że i jednym, i drugim bardziej podobały się oryginalne wersje utworów własnych i cudzych. Naukowcy uważają, że można to częściowo wyjaśnić nasilonym dysonansem pomiędzy zmienionymi dźwiękami. W naszym kręgu kulturowym "zgrzyty" dźwięków pozwalają zbudować napięcie, które likwiduje się, ponownie wprowadzając harmonię.
  5. Choć nieświadomie, niemal stale oceniamy odległości. Robimy to, wybierając drogę, a nawet sięgając po coś. Okazuje się zaś, że style myślenia (niezależny i współzależny) wpływają na nasze postrzeganie przestrzeni. Aradhna Krishna z University of Michigan, Rongrong Zhou z hongkońskiej politechniki i Shi Zhang z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles zaplanowali serię eksperymentów. Ich uczestnicy mieszkali w Chinach kontynentalnych, Hongkongu oraz USA. Na podstawie wyników uzyskanych w testach podzielono ich na dwie grupy: 1) myślących niezależnie (skoncentrowanych na sobie) i 2) osób współzależnych, czyli skupionych na relacjach interpersonalnych. Naukowcy stwierdzili istnienie znacznych różnic między obywatelami Wschodu i Zachodu. Niezależne samokonstruowanie (ang. self-construal) dominuje w kulturach zachodnich, gdzie ludzie wierzą we wrodzoną odrębność poszczególnych osób i postrzegają siebie jako autonomiczne, niezależne osoby. Współzależne konstruowanie jest za to powszechniejsze na Wschodzie, gdzie ludzie wierzą w połączenie bytów i uznają siebie za element większej grupy społecznej. Chcąc określić, jak obie grupy oceniają odległości, psycholodzy zaplanowali prosty, ale wiele wyjaśniający eksperyment. Ochotników poproszono, by wyobrazili sobie, że idą na stadion futbolowy kupić bilety na mecz. Wszyscy dostali mapę z wyrysowanymi dwoma trasami: prostą i z zakrętami. Mieli oszacować liczbę kropek na każdej z nich. Niezależni myśliciele gorzej oceniali odległość, gdy musieli wziąć pod uwagę wiele wskazówek, np. uwzględnić krętość drogi. Skoncentrowani na grupie dla odmiany lepiej oceniali dystans, ale byli podatni na inny rodzaj błędów przestrzennych: gdy linie na mapie się przecinały, jedna z odciętych półprostych częściej wydawała im się dłuższa (Journal of Consumer Research). Nasze dane wskazują, że oceniając odległości, osoby z niezależnym konstruowaniem z większym prawdopodobieństwem zwracają uwagę tylko na centralną część bodźca, ignorując kontekst i informacje z tła. Dla odmiany współzależni są w stanie wyjść poza podstawowy wymiar, np. bezpośrednią odległość, i włączyć do osądu inne dane, np. konfigurację trasy. W tego typu zadaniach prowadzi to do większej trafności. Planując długą podróż, dobrze więc mieć w swojej ekipie kogoś z kultury kolektywistycznej, kto nie sprowadzi wszystkich na manowce, twierdząc, że do bazy jest już blisko, podczas gdy naprawdę do przebycia pozostało wiele kilometrów.
  6. Ja się nudzę, ty się nudzisz... Wniosek? Nudzą się wszyscy. Nic bardziej mylnego. Nuda (przynajmniej w takim wydaniu, jakie znamy) wcale nie jest tak uniwersalnym uczuciem, jak nam się wydaje. Do takich wniosków doszła antropolog Yasmine Musharabash z Uniwersytetu Zachodniej Australii w Crawley. Badała ona nudę u aborygenów ze szczepu Warlpiri, których główną osadą jest Yuemdumu, znajdujące się na północny zachód od Alice Springs. Odkryła, że ich rozumienie nudy jest zupełnie różne od idei rozpowszechnionej w kulturze zachodniej. Przedstawiciele tego ludu nudzą się, gdy wokół nie ma ludzi, którzy mogliby dodać życiu kolorów czy znaczenia, a nie wtedy, gdy nie mają nic do zrobienia. Nuda Zachodu to, wg wielu ekspertów, "produkt" epoki historycznej. Musharabash twierdzi, że przed XVIII wiekiem ludzie się nie nudzili. Pierwotnie znużenie było przywilejem ludzi dysponujących nadmiarem wolnego czasu, czyli bezrobotnych, bogaczy oraz duchowieństwa. Potem nudzić zaczęli się wszyscy. Oznacza to, że uczucie to jest skutkiem ubocznym uprzemysłowienia i rozwoju tzw. klasy średniej. Przez długi czas na nudę spoglądano przez pryzmat moralności. Uznawano ją za grzech. Kierkegaard, XIX-wieczny duński filozof, teolog i pisarz, prekursor egzystencjalizmu, napisał nawet, że stanowi ona źródło wszelkiego zła. Do dzisiaj nuda kojarzy się z czymś niewłaściwym. Jak można się tak czuć przy rozbudowanych możliwościach współczesnego człowieka... Pani antropolog była zaskoczona, jak niewiele sytuacji Warlpiri uznają za nudne, zważywszy, że mieszkają w raczej sennej okolicy. Z tego powodu aborygeni nigdy nie oświadczają, że są znudzeni, ale czują się tak, gdy zostają sami. Niewiarygodnie długa podróż w towarzystwie nie jest nudna, ale staje się taka, gdy odbywa się ją samotnie. Fakt, że nuda rdzennych mieszkańców Terytoriów Północnych to odpowiednik naszej samotności, potwierdza język. Aborygeni z Yuemdumu używają angielskiego słowa "complain" (narzekać, utyskiwać, żalić się) na określenie braku kontaktów interpersonalnych. Ludzie z różnych części globu inaczej postrzegają czas. Pisał o tym chociażby Ryszard Kapuściński w swoim Hebanie. Aborygeni są na przykład mocno osadzeni w teraźniejszości. Musharabash podaje tu ciekawy przykład. Gdy psuje się samochód, nie warto siedzieć z założonymi rękoma lub gorączkowo próbować temu zaradzić. Lepiej pogawędzić i pospacerować z towarzyszami podróży czy napotkanymi ludźmi. Dopóki coś się dzieje, nie można się przecież nudzić.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...