Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

Search the Community

Showing results for tags 'średniowiecze'.



More search options

  • Search By Tags

    Type tags separated by commas.
  • Search By Author

Content Type


Forums

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Find results in...

Find results that contain...


Date Created

  • Start

    End


Last Updated

  • Start

    End


Filter by number of...

Joined

  • Start

    End


Group


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Found 8 results

  1. Średniowieczny szkielet zapewnił pierwsze fizyczne dowody, że paprocie były wykorzystywane w celach medycznych: w przypadku łysienia, łupieżu i kamieni nerkowych. Szkielet mężczyzny w wieku 21-30 lat pochodzi z nekropolii Can Reiners z Majorki. Znaleziono na nim ślady skrobi zbożowej oraz pierścienie zarodni paproci. Zarodnię porównano ze współczesnymi zarodniami, zebranymi na północy Majorki i na Półwyspie Iberyjskim. Stwierdzono, że przypomina ona sporangia zanokcicy skalnej (Asplenium trichomane). Analiza historycznej i współczesnej literatury botanicznej wykazała, że gatunek ten powszechnie uznawano za lekarstwo na kamienie nerkowe i łysienie. Paproć wykorzystywano też w roli środka wykrztuśnego, jako diuretyk, a także zioło na wywołanie menstruacji. Nie ma dowodów, by w jakimkolwiek okresie historycznym liście paproci wchodziły w skład diety. W źródłach pisanych, nawet tych z I w. n.e., są za to wzmianki o usuwaniu za ich pomocą objawów pewnych niezagrażających życiu chorób. Badając kamień nazębny szkieletu datującego się na, jak sądzimy, IX bądź X w., byliśmy w stanie określić, że zarodnia pochodziła z zanokcicy, rozpowszechnionego gatunku, który rośnie w skalistych rejonach na całym świecie. Te paprocie były przez stulecia wykorzystywane przez europejskich zielarzy, chirurgów, lekarzy i uzdrowicieli. Dotąd jednak dysponowaliśmy wyłącznie dokumentami opisującymi ich stosowanie - podkreśla dr Elena Fiorin z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Yorku. Ze zwykłego kamienia nazębnego dowiedzieliśmy się, że społeczności z tej części Hiszpanii miały świadomość właściwości leczniczych pewnych roślin. Wiedziały też, jak je podawać, by uzyskać pożądany efekt. Źródła pisane podają, że wodą zalewano świeże bądź suszone liście. Czasem smak mikstury poprawiano za pomocą kwiatów pomarańczy albo dosładzano cukrem czy miodem. W oparciu o szkielet nie da się co prawda powiedzieć, na co leczono młodego mężczyznę, ale można przypuszczać, że chodziło o chorobę skóry, układu moczowego albo o udrożnienie górnych dróg oddechowych. Autorzy publikacji z International Journal of Osteoarchaeology dodają, że zanokcice są nadal wykorzystywane w Europie do leczenia całej gamy chorób. Dzięki zapisowi archeologicznemu możemy zrozumieć, jak w trakcie ewolucji ludzie wykorzystywali środowisko naturalne [i jego zasoby] w opiece zdrowotnej. « powrót do artykułu
  2. W powszechnej opinii średniowiecze to prawdziwe wieki ciemne. Przeciętny człowiek kojarzy średniowiecze z upadkiem cywilizacji, wojnami religijnymi, zabobonami i alchemią, która, swoją drogą, miała więcej wspólnego z nauką niż się wydaje. Specjaliści wiedzą jednak, że jest to obraz niepełny, a nauka nie rozpoczęła się od renesansu. Na Durham University powstała nawet inicjatywa o nazwie Ordered Universe, której celem jest pokazanie, jak wielki ferment naukowy miał miejsce w Anglii od XIII do XV wieku. Teraz naukowcy skupieni wokół tej inicjatywy dokonali zdumiewającego odkrycia. Okazuje się, że Robert Grosseteste, żyjący w XIII wieku duchowny, uczony i późniejszy biskup Lincoln, miał podobną wiedzę o podstawach kolorów, jaką mamy obecnie. Grosseteste był prawdziwym „człowiekiem renesansu“, który żył przed renesansem. Pisał o dźwięku, gwiazdach i kometach. Jednak uczeni z Durham są najbardziej podekscytowani dotarciem do napisanej przez niego w 1225 roku rozprawy na temat kolorów. Obecnie wiemy, że kolor zależy od długości fali, które są odbijane i pochłaniane. Producenci monitorów korzystają z faktu, że każdy kolor można uzyskać za pomocą trzech składowych - czerwonego, zielonego i niebieskiego - manipulując ich jasnością, nasyceniem i barwą. Teraz naukowcy uważają, że urodzony około 1175 roku Grosseteste wiedział mniej więcej to samo. Swoją teorię kolorów opisał, gdy był wykładowcą teologii na Oxfordzie i zawarł ją w zaledwie 400 łacińskich słowach. Nie przedstawił przy tym żadnych wyliczeń matematycznych, żadnych diagramów. To niezwykle konkretny fragment tekstu - mówi historyk Giles Gasper. Grosseteste pisze, że kolory nie istnieją samoistnie, ale powstają wskutek interakcji światła i materii. Ponadto stwierdza, że kolory powstają poprzez zmiany na trzech skalach. Jedna z nich rozciąga się od clara (jasna) do obscura (ciemna), druga od multa (liczna) do pauca (nieliczna), a trzecia od purum (czyste) do impurum (zanieczyszczone). Biel to, zdaniem duchownego, mieszanina clara, multa i purum. Jak łatwo się przekonać, używając jakiegokolwiek programu graficznego, biel rzeczywiście uzyskamy mieszając trzy kolory - czerwony, zielony i niebieski - przy ich największej jasności, barwie i nasyceniu. Na poziomie koncepcji to, co pisał Grosseteste zgadza się w niezwykle wysokim stopniu z tym, co wiemy obecnie - mówi Hannah Smithson z Oxford University, która uczestniczy w pracach Ordered Universe. Oczywiście biskup używał innych terminów niż my obecnie nie mówił o jasności, ale o skali jasny-ciemny, nie używał terminu nasycenie, ale pisał o liczna-nieliczna, w końcu zamiast o barwie informował o czystości koloru. Naukowcy uważają, że w teorii duchownego musiało być coś więcej niż tylko przypadek, dzięki któremu wymyślił właściwości światła. Zauważają, że wcześniej nie przywiązywano zbytnio uwagi do tego, co napisał, gdyż popełnił w tekście dwa podstawowe błędy. Pierwszy z nich to użycie cyfry 9 tam, gdzie powinno być 14. Drugi to stwierdzenie, że czarny składa się jedynie z obscura i pauca. Tymczasem, skoro sam napisał, iż biały to clara, multa i purum, zatem czarny powinien być obscura, pauca i impurum. Uczeni odkryli jednak, że Grosseteste padł ofiarą kopistów. Z niewiadomych przyczyny naukowcy pracowali dotychczas na późniejszych kopiach jego tekstu. Tymczasem Gasper dotarł do wcześniejszej jego wersji, która przechowywana jest w Oxfordzie i okazało się, że duchowny napisał liczbę 14. Użył przy tym arabskich cyfr, które w Europie pojawiły się w 1202 roku wraz z opublikowaniem przez Fibonecciego Liber Abaci. To pokazuje, że biskup był na bieżąco z najnowszymi osiągnięciami naukowymi. Niestety człowiek, który kopiował jego tekst najwyraźniej nie znał arabskich cyfr i zinterpretował znaki jako łacińską dziewiątkę - IX. Gasper, podejrzewając, że kopiści mogli popełnić więcej pomyłek, wybrał się do Madrytu, gdzie w Bibliotece Narodowej Hiszpanii przechowywana jest najstarsza znana wersja manuskryptu średniowiecznego uczonego. W nim w opisie koloru czarnego znalazł brakujące impurum. To dowodzi, że Grosseteste pracował równie metodycznie i skrupulatnie, a jego wywody były tak logiczne, jak każdego prawdziwego uczonego w wiekach późniejszych. Naukowcy z Ordered Universe zwracają uwagę, że mamy obecnie tendencję do lekceważenia podobnych traktatów, ze względu na inny sposób argumentacji i dowodzenia. Jedną z rzeczy, która mnie uderza, gdy pracuję nad tym projektem jest spostrzeżenie, jak mocno średniowieczne myślenie jest przesiąknięte matematyką. To bardzo wzmacnia wysuwane wówczas twierdzenia, ale jako że nie jest przedstawione w formie wzoru matematycznego, bardzo trudno jest nam to zauważyć - mówi Gasper. Uczeni chcą teraz dotrzeć do innych wczesnych kopii pism Grosseteste’a by sprawdzić, czy w dotychczasowych badaniach nie pominięto innych równie ważnych rzeczy.
  3. Nosząc podczas walki zbroje, średniowieczni żołnierze zużywali 2-krotnie więcej energii, niż gdyby ich na siebie nie wkładali. Naukowcy z Wielkiej Brytanii, Włoch i Nowej Zelandii jako pierwsi klarownie zademonstrowali, w jaki sposób średniowieczna zbroja ograniczała wydajność rycerzy oraz innych osób uczestniczących w wojnach i potyczkach zbrojnych. Wyniki badań ukazały się w piśmie Proceedings of the Royal Society B. Podczas walki XV-wieczni żołnierze nosili zbroję ze stalowych płyt, ważącą przeważnie 30-50 kg. Uważa się, że to istotny czynnik który w dużej mierze decydował o tym, czy dana armia wygra, czy poniesie porażkę. Odkryliśmy, że noszenie takiego ciężaru rozłożonego na całym ciele wymaga zużycia o wiele większych ilości energii niż noszenie identycznej masy w plecaku. Dzieje się tak, gdyż kończyny są obciążone dodatkowymi kilogramami [ok. 7-8], co oznacza, że trzeba włożyć więcej wysiłku w każdy krok. W przypadku plecaka ciężar znajduje się w jednym miejscu i przesunięcie nóg jest prostsze – tłumaczy szef zespołu badawczego dr Graham Askew z Uniwersytetu w Leeds. Podczas eksperymentów akademicy z Leeds, Mediolanu i Auckland współpracowali z wytrenowanymi ochotnikami, którzy odtwarzają walki dla Royal Armouries Museum w Leeds. Wkładali oni dokładne repliki 4 rodzajów europejskich zbroi pełnych (w tym angielskiej, północnowłoskiej i niemieckiej, zwanej częściej gotycką) i biegali oraz maszerowali na bieżni. W tym czasie za pomocą maski do respirometrii mierzono zużycie tlenu i ilość wydalanego dwutlenku węgla. W ten sposób uzyskiwano dane dotyczące wykorzystania energii. Dodatkowo akademikom udało się stwierdzić, jak zbroja wpływała na oddech. W normalnych warunkach osoba wykonująca ćwiczenia na bieżni oddychałaby głęboko, tymczasem tutaj pojawiała się seria o wiele płytszych ruchów klatki piersiowej, które także przyczyniały się do zużywania większych ilości energii. Przy poruszaniu się bardzo szybko zaczynało brakować tchu, co zapewne mocno ograniczało wydajność bojową – podkreśla dr Federico Formenti z Uniwersytetu w Auckland. Kamera szybkoklatkowa pozwoliła na analizę ruchów kończyn. W XV w. zaczęto stosować na dużą skalę nowe rodzaje broni – kusze i długie angielskie łuki. Musiała więc wyewoluować także zbroja. Zbroja pełna, często tzw. płytowa, pokrywała całe ciało żołnierza. Za dodatkową ochronę trzeba było jednak słono zapłacić dodatkowym wysiłkiem. Co ciekawe, dotąd nikt nie sprawdził eksperymentalnie, jak dużym. Naukowcy sądzą, że zbroje przesądziły o wynikach różnych bitew, np. pod Azincourt, gdzie mający znaczną przewagę liczebną Francuzi przegrali z wojskami angielskimi pod wodzą króla Henryka V. Zakuci w zbroje Francuzi utknęli w błocie, które po nocnej burzy pokryło całą równinę. Trzon zwycięskiej armii stanowiło właśnie łucznictwo. W XVI w. sytuacja na polach bitwy zmieniła się, ponieważ na początku tego stulecia broń palna zaczęła osiągać coraz większy stopień rozwoju tak technicznego, jak i formalnego. Wskutek tego zmniejszyła się liczba starć twarzą w twarz. Interesujące, co się wtedy stało ze zbroją. Usunięto część osłaniającą podudzia, czyli element zwiększający energetyczność ruchów nóg – opowiada Askew.
  4. Pytanie za sto punktów: gdzie i kiedy powstał rap? Większość ludzi stwierdzi zapewne, że w latach 70. ubiegłego wieku w Nowym Jorku, profesor Ferenc Szasz z Uniwersytetu Nowego Meksyku na pewno się z tym jednak nie zgodzi, gdyż z jego badań wynika, iż ten gatunek muzyczny zawdzięczamy... średniowiecznym Szkotom. Wg niego, walki na rymy w wykonaniu raperów wywodzą się od kaledońskiego flytingu (flitingu). Był to pojedynek na wyzwiska, często rymowane, a samo określenie zostało zapożyczone przez historyków społecznych z XV-XVI-wiecznych źródeł, wspominających o pojedynków makarów. Termin ukuli językoznawcy amerykańscy, którzy wskazują na rozpowszechnienie tego zjawiska w społecznościach oralnych całego świata. Jest to swego rodzaju zastępnik walki wręcz, tzw. chłostanie słowem. Szkoccy właściciele niewolników przenieśli tradycję swoich przodków do USA. Tam została ona przyswojona i rozwinięta przez Afroamerykanów. Po wielu latach ukrytej ewolucji wypłynęła ona jako rap. Zarówno średniowieczni Szkoci, jak i młodzi czarni Amerykanie wyspecjalizowali się w doprowadzaniu satyry do granic akceptowalności. Jeszcze chwila, jedno słowo za dużo, a werbalne współzawodnictwo przeobrazi się w przyziemne mordobicie. Profesor Szasz zajmuje się kulturami Szkocji i USA. Na trop powiązań i korzeni rapu wpadł przez przypadek, badając kontekst historyczny działalności najsłynniejszego szkockiego barda Roberta Burna. Naukowiec zacytował też pierwszy amerykański przykład walki na słowa, który wydrukowano w magazynie Vanity Fair 9 listopada 1861 r. Niektórzy eksperci uznają, że korzeni muzycznej części kultury hip-hopu należy rzeczywiście poszukiwać poza Stanami - w zachodniej Afryce. Kilkaset lat temu tamtejsi czarownicy "uskuteczniali" rytmiczne recytacje, wybijające się ponad warkot bębnów i odzywające się z rzadka inne instrumenty.
  5. Analizy cegieł i zaprawy murarskiej francuskich budynków z IX i X wieku dostarczają ważnych informacji na temat pola magnetycznego Ziemi w tym okresie. Naukowcy z zespołu Annick Chauvin z Université de Rennes 1 zbadali próbki materiałów używanych do skonstruowania średniowiecznego zamku i 4 kościołów środkowozachodniej Francji. Ich wiek określono za pomocą datowania radiowęglowego zaprawy. Potem akademicy zajęli się cegłami, w których zachował się zapis siły pola magnetycznego w czasie, gdy zostały uformowane. Na podstawie właściwości zaprawy i cegieł ustalono, że pole magnetyczne było w średniowiecznej Francji najsilniejsze w 840 roku i wynosiło ok. 70 mikrotesli. Obecnie w opisywanym rejonie sięga ono 48 mikrotesli. Nowe dane paleomagnetyczne są bardzo ważne, ponieważ dotąd naukowcy dysponowali zaledwie kilkoma takimi pomiarami dla średniowiecznej Francji. Archeolodzy mogą się nimi posłużyć podczas szacowania wieku namagnetyzowanych artefaktów z regionu. Dzięki cegłom da się ocenić siłę pola magnetycznego, ale nie jego kierunek, gdyż po ostudzeniu były one przemieszczane – tłumaczy Chauvin.
  6. Wg badaczy z Cambridge, średniowieczni rybacy po raz pierwszy wypłynęli na otwarte morze ok. 1000 r. Być może nigdy by do tego nie doszło, gdyby nie rozrost populacji, zanieczyszczenie rzek i jezior oraz zmniejszenie liczebności dużych ryb słodkowodnych. Ości znajduje się na terenie wykopalisk archeologicznych z całej północno-zachodniej Europy. Postanowiliśmy złożyć w całość wszystkie zebrane wiadomości – wyjaśnia dr James Barrett. Wymagało to m.in. oznaczenia, do jakiego gatunku należą kości i z jakiego okresu pochodzą. Dość szybko okazało się, że pod koniec pierwszego tysiąclecia naszej ery nastąpił zdecydowany zwrot od ryb słodkowodnych ku morskim. By to ustalić, naukowcy posłużyli się zwykłą proporcją. Wyliczali, jaki odsetek stanowiły gatunki słodkowodne, np. szczupaki, a jaki ryby morskie, w tym śledzie i dorsze. Wg Barretta, szukając przyczyn zmiany menu, nie można polegać na jednoczynnikowym rozwiązaniu. Po dokładnym obejrzeniu ości ryb słodkowodnych z Yorku, gdzie zebrano dużą kolekcję, łatwo zauważyć, że długość zwierząt malała z czasem. Na tej podstawie można wyciągnąć uprawniony wniosek, że ryby słodkowodne nie były już w stanie zaspokoić zapotrzebowania. Co do tego doprowadziło? Brytyjczycy uważają, że nadmierne odławianie oraz budowanie tam przy młynach. W owym czasie w północno-zachodniej Europie doszło też do ekspansji miast. Nawet gdyby dostawy ryby utrzymały się na dotychczasowym poziomie, nie udałoby się w ten sposób wyżywić rozrastających się społeczności. Badania zespołu doktora Barretta stanowią część projektu Historia Populacji Zwierząt Morskich (History of Marine Animal Populations, HMAP). Jego pomysłodawcami są naukowcy pracujący nad międzynarodowym programem Census of Marine Life.
  7. Jeśli udało im się przeżyć epidemie, wg dr. Rogera Hendersona, średniowieczni ludzie prowadzili zdrowszy tryb życia niż żyjący dzisiaj ich potomkowie. Dieta obfitowała w produkty niskotłuszczowe i warzywa, a wszystko popijano lekkim piwem. Gdy spożytych kalorii uzbierało się nieco więcej, bez obaw spalano je podczas 12-godzinnego dnia pracy. Lekarz rodzinny z Shropshire utrzymuje, że ma świadomość, że nawet dla stosunkowo bogatego chłopa życie w tamtych czasach było swego rodzaju wyzwaniem. Analizując kilkusetletnie zapiski, Henderson stwierdził jednak, że średniowieczne posiłki były prawdopodobnie zdrowsze od śródziemnomorskiej diety Rzymian. Mimo że Rzymianie jadali ryby, owoce oraz pełne ziarna i lubili się raczyć czerwonym winem, bogaci często się przejadali, a biedni nie zawsze mieli dostęp do tych dóbr. Przeciętny średniowieczny wieśniak mógł zjadać dziennie ok. 2 bochenków chleba i 22,5 dag ryby czy innego mięsa. Do tego warzywa, w tym fasola, rzepa oraz pasternak, a także mniej więcej 1,5 litra lekkiego piwa. W sumie chłop spożywał od 3500 do 4000 kalorii. Co bardzo istotne, w tego rodzaju pożywieniu nie było właściwie w ogóle rafinowanego cukru. Człowiek współczesny dostarcza organizmowi mniej kalorii (ok. 2700), ale prawie się nie rusza (na ćwiczenia wygospodarowuje 20 minut dziennie) i zjada za dużo tłuszczu. W średniowieczu zagrożenie chorobami serca czy cukrzycą było znacznie mniejsze, ale i średnia życia dużo krótsza...
  8. Niewykluczone, że ciemne wieki, jak zwykło się nazywać średniowiecze, wcale nie były ciemne tylko w przenośni. Naukowcy sądzą, że w VI wieku naszej ery nastąpił potężny wybuch wulkanu, który spowodował globalne ochłodzenie. To z kolei doprowadziło do wielkiego głodu, konfliktu kulturowego i szeregu innych nieszczęść. To by wyjaśniało, dlaczego zapisy historyczne z epoki mówią o zachmurzonym niebie i zimniejszym niż dziś klimacie. W dokumentach irlandzkich pojawiają się wzmianki o kilkuletnim braku chleba po 536 roku, a Chińczycy wspominają o opadach śniegu latem. Prokopiusz (Prokop) z Cezarei, najsłynniejszy historyk bizantyjski, wyjawił, że w 536 roku na świecie zapanował lęk. Słońce utraciło swój blask, wydawało się, jakby nastało ciągłe zaćmienie, a przebijające się promienie nie były już tak jasne. Współcześni naukowcy przez 20 lat rozpoznawali średniowieczną zmianę klimatu. Zaobserwowali, że 3 pierścienie przyrostu rocznego z tego okresu wskazują na wegetację spowolnioną niską temperaturą. Przyczyna ochłodzenia pozostawała nieznana, ale wygląda na to, że wszystkiemu jest winien wulkan. Każda normalna interpretacja danych powinna wskazać na przyczynę wulkaniczną – uważa Keith Briffa, paleoklimatolog z Uniwersytetu Wschodniej Anglii, autor najnowszego badania. Mike Baillie, paleoekolog z Queen's University w Belfaście, proponował, by uznać, że pył zawieszony w atmosferze i niedopuszczający do powierzchni ziemi promieni słonecznych powstał w wyniku upadku meteorytu. Zespół Briffy potwierdził teorię erupcji wulkanicznej, odnajdując w lodach Grenlandii i Antarktyki charakterystyczne ślady. Datuje się je na 533-536 rok, dlatego naukowcy sądzą, że wybuch miał miejsce w roku 535. Jego skutki były odczuwalne w następnych latach (Geophysical Research Letters). Czym są wspomniane charakterystyczne ślady? Jonami siarczanowymi powstającymi z dwutlenku siarki, które formują się podczas erupcji wulkanu. Nie powstają one natomiast w czasie upadku meteorytu, chyba że trafi on w skały bogate w siarkę. Ponieważ związki siarki znajdowano zarówno w lodach na półkuli północnej, jak i południowej, erupcja miała najprawdopodobniej miejsce w pobliżu równika. Skutki uderzenia przejęła na siebie jednak w większości półkula północna, dlatego tylko tutaj doszło do ochłodzenia klimatu. Briffa wyjaśnia, że trudność nie polega na odnalezieniu jonów siarczanowych w lodzie, ale na połączeniu czasu ich odłożenia z porą powstania w drewnie pierścieni, które świadczą o spadku temperatury na dużym obszarze naszej planety. Kolejny problem to odróżnienie związków siarki z wielkiego wybuchu od jonów z pomniejszych, ale następujących krótko po sobie erupcji. Bo Vinther i współpracownicy z Uniwersytetu w Kopenhadze stwierdzili, że wybuch w VI wieku był naprawdę potężny. Spowodował wzniesienie olbrzymiej ilości kurzu. Szacuje się, że było go o 40% więcej niż po erupcji indonezyjskiego wulkanu Tambora w 1815 r., która zabiła ok. 92 tys. ludzi (uznaje się ją za jedną z największych katastrof wulkanicznych). Naukowcy sądzą, że niska temperatura mogła ułatwić namnażanie pałeczki dżumy, przez co mikrobowi udało się rozpętać prawdziwą epidemię.
×
×
  • Create New...