Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' trzęsienie ziemi' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 13 wyników

  1. Przed czterema miesiącami w odległym regionie Peace River kanadyjskiego stanu Alberta doszło do trzęsienia ziemi o sile 5,6 stopnia. To jedno z najsilniejszych trzęsień w historii zarejestrowanych w Albercie. Miejscowe urzędy uznały je za wydarzenie naturalne. Jednak nowa analiza przeprowadzona przez geofizyków z Uniwersytetu Stanforda wskazuje, że trzęsienie zostało wywołane działalnością wydobywczą w tym regionie. Nie po raz pierwszy wydobycie ropy naftowej jest wiązane z pojawieniem się wzmożonej aktywności sejsmicznej. Już przed laty w Oklahomie zanotowano gigantyczny wzrost trzęsień ziemi i powiązano go z wydobyciem ropy naftowej z łupków. Tutaj mamy jednak do czynienia z wyjątkowo silnym trzęsieniem i powiązanym z wydobyciem nie z łupków, a z piasków bitumicznych. Gdyby tak silny wstrząs nastąpił w terenach gęsto zaludnionych, jego konsekwencje mogłyby być tragiczne. Wyniki badań naukowców ze Stanforda mogą mieć daleko idące konsekwencje. Trzęsienie było bowiem spowodowane wstrzykiwaniem wody w skały. Im więcej dowiemy się o konsekwencjach tego typu działań, tym lepiej będziemy przygotowani do prowadzenia nie tylko wydobycia surowców, ale również np. do składowania dwutlenku węgla pod powierzchnią ziemi, co jest jedną z proponowanych metod zapobiegania zmianom klimatu. Trzęsienie ziemi w Peace River przyciągnęło naszą uwagę, gdyż miało miejsce w nietypowym regionie. Wiele zdobytych przez nas dowodów wskazuje, że było ono spowodowane działalnością człowieka, mówi współautor badań, profesor William Ellsworth. Działalność wydobywcza w regionie Peace River rozpoczęła się w latach 80. Wydobywa się tam bitumen. By zwiększyć jego mobilność, pod ziemie wstrzykuje się olbrzymie ilości gorącej wody lub rozpuszczalników. W procesie tym powstają olbrzymie ilości zanieczyszczonej wody, a najbardziej ekonomicznym sposobem na jej pozbycie się jest jej ponownie wprowadzenie pod ziemię. W ten sposób w skałach składowanych jest już 100 milionów metrów sześciennych ścieków. Naukowcy w swoich badaniach porównali m.in. informacje o działalności wydobywczej i składowaniu wody w skałach z deformacjami gruntu rejestrowanymi przez satelity i naziemne stacje sejsmiczne. W ten sposób powiązali z działalnością wydobywczą również mniejsze wstrząsy, które przez ponad dekadę poprzedzały duże trzęsienie z listopada ubiegłego roku. Kluczowym dowodem było zarejestrowane przez satelity uniesienie się gruntu o 3,4 centymetra podczas trzęsienia. Doszło do niego wzdłuż nieudokumentowanego wcześniej uskoku. Bliższe badania wykazały, że wstrzykiwana woda zwiększyła ciśnienie na uskok, osłabiła go i spowodowała, ze stał się on bardziej podatny na ruchy tektoniczne. Naukowcy mówią, że trzęsienie ziemi w Peace River to sygnał ostrzegawczy. Władze planują bowiem zwiększenie w tym regionie aktywności związanej z produkcją wodoru i składowaniem dwutlenku węgla. Wciąż prowadzona będzie też działalność wydobywcza, z której ścieki trafią pod ziemię. Jedna z proponowanych metod produkcji wodoru na potrzeby czystej energetyki polega na pozyskiwaniu go z gazu ziemnego. Powstający w tym procesie dwutlenek węgla ma być przechwytywany i w stanie nadkrytycznym – czyli przy ciśnieniu i temperaturze większej od ciśnienia i temperatury stanu krytycznego – będzie składowany pod ziemią. Przejście na „błękitny” wodór będzie wymagało wstrzykiwania pod ziemię bezprecedensowych ilości nadkrytycznego dwutlenku węgla, mówią naukowcy. To zaś może zwiększyć aktywność sejsmiczną w regionie. Powinniśmy rozumieć wszelkie aspekty aktywności sejsmicznej powodowanej przez człowieka, od jej podstawowych mechanizmów fizycznych po metody unikania ryzyka, dodaje Ellsworth. « powrót do artykułu
  2. Przed 66 milionami lat na Ziemię spadła 10-kilometrowa asteroida, która przyniosła zagładę dinozaurom. Najnowsze dowody wskazują, że wywołała ona wielotygodniowe lub wielomiesięczne trzęsienie ziemi odczuwalne na całej planecie. ilość energii uwolniona w czasie tego trzęsienia wynosiła 1023 dżuli, czyli 50 000 razy więcej, niż podczas trzęsienia o sile 9,1 stopnia, które dotknęło Sumatrę w 2004 roku. Ślady tego trzęsienia znalazł Hermann Bermúdez, który specjalizuje się w badaniu granicy K-T (granica kreda-trzeciorzęd). Jest ona śladem wielkiego wymierania, które 66 milionów lat temu zakończyło mezozoik. W 2014 roku prowadził prace badawcze na kolumbijskiej wyspie Gorgonilla. Uczony odkrył wówczas warstwę sferuli (niewielkich kulek szkliwa oraz tektytów i mikrotektytów, które zostały wyrzucone do atmosfery w wyniku uderzenia asteroidy. Sferule tworzą się, gdy pod wpływem ciśnienia i temperatury wywołanych uderzeniem, dochodzi do roztopienia i rozkruszenia skorupy ziemskiej. W atmosferę wyrzucane są wówczas krople roztopionego materiału, który opada na powierzchnię. Wyspa Gorgonilla, na której pracował Bermúdez, położona jest około 3000 kilometrów na południowy-zachód od miejsca uderzenia asteroidy. Pod powierzchnią oceanu, na głębokości około 2 kilometrów, przez miliony lat odkładały się osady. Gdy 3000 kilometrów od badanego miejsca upadła asteroida, doszło do deformacji osadów. Deformacja objęła osady na głębokości nawet do 15 metrów pod dnem morskim. Jej ślady są widoczne do dzisiaj. Jednak to nie wszystko. Zdeformowana jest również warstwa zawierająca sferule. A to oznacza, że wstrząsy spowodowane uderzeniem asteroidy musiały trwać po tym, gdy sferule opadły z atmosfery. Proces ich opadania trwał zaś całymi tygodniami lub nawet miesiącami. Zaraz nad warstwą sferuli widać zachowane spory paproci, pierwsze oznaki odradzającego się życia roślinnego po uderzeniu. Przekrój, który odkryłem na wyspie Gorgonilla, to wspaniałe miejsce do badania granicy K-T, gdyż jest jednym z najlepiej zachowanych takich miejsc oraz znajduje się głęboko pod powierzchnią oceanu, więc nie zostało zaburzone przez tsunami, mówi uczony. Gorgonilla to nie jedyne miejsce, w którym Bermúdez zauważył ślady gigantycznego trzęsienia ziemi. W odsłonięciu El Papalote w Meksyku widoczne są ślady upłynnienia gruntu, a w stanach Mississippi, Alabama i Teksas uczony znalazł uskoki i pęknięcia prawdopodobnie spowodowane wielkim trzęsieniem ziemi. W wielu miejscach znalazł też osady naniesione przez wielkie tsunami. « powrót do artykułu
  3. Aztecki Kodeks Telleriano Remensis jest najstarszym dokumentem, w którym opisano trzęsienia ziemi w Meksyku, jakie miały miejsce przed przybyciem doń Hiszpanów. Gerardo Suárez z Universidad Nacional Autónoma de México i Virginia García-Acosta z Centro de Investigaciones y Estudios Superiores en Antropología Social zidentyfikowali w kodeksie 12 piktogramów, opisujących trzęsienia ziemi z lat 1460–1542. Suárez i García-Acosta rozpoczęli badania nad historycznymi trzęsieniami ziemi w Meksyku po potężnym trzęsieniu, którego doświadczyła stolica kraju w 1985 roku. Niestety, piktogramy nie dostarczają zbyt wielu informacji o miejscach opisanych trzęsień, ich rozmiarach czy ewentualnych stratach i ofiarach. Mimo to są cennym świadectwem, gdyż umożliwiają rozszerzenie okresu badań nad trzęsieniami ziemi aż po XV wiek. Naukowcy zauważają, że opisanie trzęsienia ziemi w kodeksie nie powinno nas dziwić. Po pierwsze dlatego, że zjawiska takie są częste w Meksyku, po drugie zaś dlatego, że miały one olbrzymie znaczenie z kosmologicznego punktu widzenia. Tamtejsze cywilizacje uważały świat za cykliczny, z następującymi erami („słońcami”), którym kres przynoszą powodzie, pożary, huragany i tym podobne zjawiska. Zgodnie z wierzeniami, obecne piąte „słońce” zostanie zniszczone właśnie przez trzęsienia ziemi. Azteckie kodeksy były spisywane przez wyszkolonych specjalistów zwanych tlacuilos. Wiele kodeksów zostało zniszczonych przez Hiszpanów. Kodeks Telleriano-Remensis spisany został na europejskim papierze, a późniejszy komentatorzy umieścili na jego marginesach liczne glosy po łacinie, hiszpańsku i włosku. Trzęsienia ziemi, zwane w języku nahuatl tlalollin, są reprezentowane przez dwa symbole: ollin (ruch) i tlalli (ziemia). Glif ollin zawiera cztery helisy, w środku których znajduje się oko lub okrąg. Z kolei tlali składa się z jednej lub więcej warstw wypełnionych kropkami i różnymi kolorami. Suárez i García-Acosta stwierdzili, że w badanym przez nich kodeksie widać różne modyfikacje glifów oznaczających trzęsienie ziemie, jednak nie potrafili rozszyfrować znaczenia tych modyfikacji. Środowisko naukowe zgadza się jednak, że takie modyfikacje mają znaczenie. Tworzenie kodeksów było ścisłą dyscypliną, w której nie dopuszczano artystycznej swobody. Mamy nadzieję, że w przyszłości pojawią się nieznane kodeksy lub dokumenty, które pozwolą nam na wyjaśnienie znaczenia modyfikacji, stwierdził Suárez. Para naukowców zauważa też, że inne dokumenty zawierają informacje, które uzupełniają to, co można wyczytać w Telleriano Remensis. Na przykład franciszkanin Juan de Torquemada opisał trzęsienie ziemi z 1496 roku, w wyniku którego zatrzęsły się trzy góry w prowincji Xochitepec, wzdłuż wybrzeży i doszło do osunięć ziemi na obszarach zamieszkanych przez plemię Yope. Opisane przez niego miejsce znajduje się na aktywnym uskoku Guerrero, gdzie od dawna nie notowano trzęsień ziemi. Z historycznych zapisków wynika, że w trzęsienie z 1496 roku mogło być potężne, o magnitudzie 8.0 lub większej. Od 1845 roku w regionie tym nie doszło do równie silnego trzęsienia ziemi. Suárez i García-Acosta stwierdzają, że ich badania nie zmieniają poglądu na potencjał sejsmiczny południowych obszarów Meksyku, ale dostarczają dodatkowej wiedzy i przypominają, że fakt, iż w jakimś regionie od dawna nie miało miejsce trzęsienie ziemie nie oznacza, że zawsze tak będzie. Naukowcy chcą też przebadać inne, mniej znane kodeksy, pod kątem informacji o trzęsieniach ziemi. « powrót do artykułu
  4. Naukowcy z Uniwersytetu Technologicznego Nanyang w Singapurze zidentyfikowali najdłużej trwające trzęsienie ziemi. Trwało ono aż 32 lata i doprowadziło w 1861 roku do katastrofalnego trzęsienia na Sumatrze, w którym zginęło kilkanaście tysięcy osób. Powolne trzęsienia ziemi to zjawiska, w czasie których płyty tektoniczne ześlizgują się z siebie, bez powodowania poważnych trzęsień na powierzchni. Uczeni z Singapuru dokonali niespodziewanego odkrycia badając historyczne poziomy oceanu. Podczas prac wykorzystywali mikroatole utworzone z koralowców na wyspie Simeulue u wybrzeży Sumatry. Atole takie, rosnąc w górę i na boki, przyjmują kształt dysku i są dobrymi wskaźnikami zmian poziomu morza i wyniesienia gruntu. Tworzą łatwe do zidentyfikowania wzorce wzrostu. Trwające 32 lata trzęsienie ziemi jest najdłuższym znany nam zjawiskiem tego typu i zmienia pogląd zarówno na czas trwania jak i mechanizm takich wydarzeń. Dotychczas naukowcy sądzili, że powolne trzęsienia ziemi nie trwają dłużej niż kilka miesięcy. Teraz okazuje się, że mogą trwać wiele dekad nie powodując przy tym zniszczeń na powierzchni. « powrót do artykułu
  5. Wiele dziedzin nauki ucierpiało w ten czy inny sposób na epidemii koronawirusa i spowodowanymi nią ograniczeniami. Jest jednak taka, która zdecydowanie może zyskać na zmniejszonej aktywności ludzi. To... sejsmologia. Specjaliści badający Ziemię donoszą o zmniejszeniu drgań w skorupie ziemskiej powodowanej przez ludzi, głównie przez transport i maszyny. To zaś pozwala im na przeprowadzenie dokładniejszych badań i lepsze poznanie procesów sejsmicznych. Naukowcy mówią, że dzięki zmniejszeniu aktywności człowieka są w stanie wyłapać słabsze naturalne sygnały sejsmiczne, lepiej monitorować aktywność wulkanów. Thomas Lecocq z Królewskiego Obserwatorium Belgii w Brukseli mówi, że tak dużą redukcję zakłóceń powodowanych przez człowieka obserwuje na krótko podczas świąt Bożego Narodzenia. Tak jak naturalne zjawiska w rodzaju trzęsień Ziemi powodują, że skorupa ziemska się porusza, podobnie oddziałuje na nią aktywność człowieka. Takie wibracje powodowane przez pojedyncze źródła są niewielkie, jednak razem powodują one na tyle silny szum tła, że zaburza on możliwość wykrywania naturalnych zjawisk o takiej samej częstotliwości. Lecocq mówi, że ograniczenia wprowadzone w Brukseli spowodowały, że szum tła rejestrowany przez sejsmografy, które nadzoruje, zmniejszył się o 1/3. To zaś zwiększyło czułość badań, pozwalając na wykrywanie naturalnych fal o tej samej częstotliwości co hałas powodowany przez człowieka. Dzięki temu niewielkie sejsmometry umieszczone na powierzchni gruntu stały się niemal tak czułe, jak sejsmometry umieszczane wewnątrz otworu o 100-metrowej głębokości. W Belgii jest teraz naprawdę cicho, mówi Lecocq. Jeśli ograniczenia zostaną utrzymane w kolejnych miesiącach, sejsmometry w miastach na całym świecie mogą lepiej niż zwykle rejestrować niewielkie wstrząsy w wtórne. Otrzymamy sygnał z mniejszą ilością szumu, dzięki czemu będziemy mogli wycisnąć z niego więcej informacji na temat tych zjawisk, stwierdził Andy Frassetto, sejsmolog z Waszyngtonu. Jednak na zmniejszeniu ludzkiej aktywności skorzystają nie tylko ci, którzy interesują się trzęsieniami ziemi. Korzyści odniosą też te ośrodki badawcze, które nasłuchują odległych fal oceanicznych i badając ich drogę przez skorupę ziemską, badają jej skład. Nie tylko Lecocq zauważył, że zrobiło się ciszej. Celeste Labedz, studentka geofizyki z California Institute of Technology poinformowała, że stacja sejsmologiczna w Los Angeles zarejestrowała olbrzymi spadek zakłóceń powodowanych przez ludzi. Nie wszędzie jednak tak jest. Ośrodki umieszczone z dala od ludzkich siedzib lub te, które korzystają z sejsmografów umieszczonych głęboko w ziemi notują niewielki spadek szumu lub nie zauważają go wcale. « powrót do artykułu
  6. W niedzielę (22 marca) rano trzęsienie ziemi o magnitudzie 5,3 stopni w skali Richtera nawiedziło północ Chorwacji. To najsilniejsze trzęsienie ziemi, jakie odnotowano w Zagrzebiu od trzęsienia w 1880 r. Później nastąpiła seria wstrząsów wtórnych. Ucierpiała katedra, budynek parlamentu oraz muzea. Obecnie walczymy z dwoma wrogami - jeden [wirus] jest niewidzialny, drugi - nieprzewidywalny - powiedział Reuterowi minister spraw wewnętrznych Davor Božinović. Jak podała Hrvatska radiotelevizija (HRT), w wyniku niedzielnego trzęsienia ucierpiała południowa wieża Katedry Najświętszej Maryi Panny; spadła szpica z krzyżem. Uszkodzeń doznał również Pałac Biskupi. Zniszczenia odnotowano w budynkach przynajmniej 63 instytucji edukacyjnych, w tym w siedzibie rektoratu Uniwersytetu w Zagrzebiu. HRT donosiło o poważnych szkodach w Chorwackim Instytucie Muzyki czy w 140-letnim budynku Chorwackiej Akademii Nauk i Sztuk. Prawdziwy obraz sytuacji ma się jednak zarysować w nadchodzących dniach. Poważnych uszkodzeń doznały także Bazylika Serca Jezusowego oraz Sobór Przemienienia Pańskiego. Przedstawiciele Muzeum Archeologicznego powiedzieli w poniedziałek, że stwierdzono bardzo poważne uszkodzenia wystaw stałych i [różnych] obiektów. Siedziba muzeum z 1879 r. także została uszkodzona. Pęknięcia pojawiły się na zewnątrz budowli. Odnotowano też liczne pęknięcia w środku. Ucierpiało Muzeum Sztuki i Rzemiosła, podobnie jak wnętrze Muzeum Etnograficznego. W tym ostatnim rozbite zostały szybki gablot; największych uszkodzeń doznały szklane i gliniane artefakty. Gordan Jandroković, przewodniczący Zgromadzenia Chorwackiego, podkreślił, że przez zniszczenia budynku parlamentu sesje będą odroczone. Uszkodzenia są zbyt rozległe. Ściany i klatki schodowe na górnym piętrze popękały. Zniszczona została także część dachu. Trzęsienie ziemi bardzo zaburzyło dystansowanie społeczne, bo ludzie wylegli na ulicę i zaczęli się gromadzić. Istnieją zasady dotyczące zachowania podczas trzęsień ziemi. Kiedy jednak trzęsienie ziemi pokrywa się w czasie z pandemią, sytuacja staje się o wiele bardziej skomplikowana - mówi Božinović. « powrót do artykułu
  7. Naukowcy badający kaszaloty spermacetowe (Physeter macrocephalus) u wybrzeży Kaikōura w Nowej Zelandii odkryli, że trzęsienia ziemi wpływają na ich zdolność znajdowania pokarmu przez co najmniej rok. Wyniki uzyskane przez zespół prowadzony przez specjalistów z Uniwersytetu Otago zapewniają wgląd w to, jak drapieżniki szczytowe, takie jak kaszaloty, reagują i przystosowują się do naturalnych zaburzeń na dużą skalę. Autorzy raportu z pisma Deep Sea Research Part I wyjaśniają, że trzęsienie ziemi i wstrząsy wtórne wpływają na kaszaloty na kilka sposobów. Walenie te bazują na dźwięku zarówno podczas komunikacji, jak i wykrywania ofiar czy nawigacji. Z tego względu są więc bardzo wrażliwe na dźwięki. Tymczasem trzęsienia ziemi generują pod wodą bardzo głośne dźwięki, które mogą wywoływać urazy, uszkodzenia słuchu czy zmiany w zachowaniu. Zrozumienie, jak dzikie populacje reagują na trzęsienia, pomaga nam określić ich poziom ich odporności - wyjaśnia dr Marta Guerra. Czternastego listopada 2016 r. trzęsienie ziemi w Kaikōura o magnitudzie 7,8 st. w skali Richtera wyzwoliło masywne osuwiska i prądy zawiesinowe, które wymyły do oceanu 850 t osadów. Kanion Kaikōura stanowi całoroczne żerowisko dla kaszalotów, które spełniają istotną rolę jako drapieżniki szczytowe. Dr Guerra podkreśla, że nadal nie wiadomo, czemu kanion jest tak ważny dla kaszalotów. Może jednak chodzić o olbrzymią produktywność jego dna oraz o interakcję prądów ze stromą topografią. W ramach studium naukowcy analizowali dane dot. zachowania 54 kaszalotów. Zebrano je między styczniem 2014 a styczniem 2018 r., dzięki czemu można było sprawdzić, czy pod wpływem trzęsienia ziemi nastąpiły jakieś znaczące zmiany w żerowaniu. Naprawdę nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, bo bardzo mało wiadomo, jak zwierzęta morskie reagują na trzęsienia ziemi. Naukowcy wykryli oczywiste zmiany zachowania waleni w roku po trzęsieniu ziemi. Co ważne, kaszaloty spędzały ok. 25% więcej czasu na powierzchni (średni interwał powierzchniowy między nurkowaniami był o 25% dłuższy), co potencjalnie oznacza, że musiały one wkładać więcej wysiłku w poszukiwanie ofiar - nurkując głębiej albo na dłuższy czas. Istnieją dwa powody, dla których mogło się tak dziać. Po pierwsze, bentosowe społeczności bezkręgowców mogły zostać wypłukane z kanionu przez prądy zawiesinowe, co skutkowało mniejszą ich dostępnością. Po drugie, odkładanie osadów i erozja mogły wymusić na kaszalotach ponowne zapoznanie ze zmodyfikowanym habitatem. To zaś oznacza zwiększony wysiłek wkładany w nawigację i lokalizację ofiar. Wymycie niemal 40 tys. ton biomasy z dna kanionu prawdopodobnie oznaczało, że zwierzęta, które normalnie żerowały na dnie, cierpiały na niedobór pokarmu i musiały się gdzieś przenieść - opowiada dr Guerra. To wpłynęło na ofiary kaszalotów (ryby głębokowodne i kałamarnice). Koniec końców kaszalotom trudniej było znaleźć pokarm. Zmiany w miejscach żerowania kaszalotów były bardzo widoczne. Szczyt kanionu Kaikōura, gdzie kiedyś często spotykało się żerujące walenie, przypominał pustynię. Choć trzęsienia ziemi zdarzają się stosunkowo często w rejonach występowania ssaków morskich, opisywane studium jako pierwsze dokumentowało wpływ na populację; było to możliwe dzięki długoterminowemu programowi monitoringu, realizowanemu od 1990 r. Na świecie dokonywano jedynie obserwacji punktowych. Po trzęsieniu ziemi w Zatoce Kalifornijskiej zauważono np., że płetwale zwyczajne przejawiają "reakcję ucieczkową". W miesiącach następujących po trzęsieniu ziemi u wybrzeży Alaski widywano zaś bardzo mało humbaków. Systemy głębokomorskie znajdują się poza zasięgiem wzroku, dlatego rzadko rozważamy konsekwencje ich zaburzania, tak przez człowieka, jak i czynniki naturalne. Nowozelandczycy stwierdzili, że po trzęsieniu ziemi w 2016 r. zmiany w zachowaniu kaszalotów utrzymywały się około roku. Powrót do normy nastąpił latem 2017-18 r. « powrót do artykułu
  8. Przed ponad rokiem, 11 listopada 2018 roku, przez całą Ziemię przeszedł tajemniczy pomruk. Jego źródło znajdowało się w odległości 25 kilometrów od Majotty, niewielkiej wyspy znajdującej się pomiędzy Madagaskarem a wybrzeżem Afryki. Fale sejsmiczne o niskiej częstotliwości przeszły przez cały Czarny Ląd, dotarły do Chile, Nowej Zelandii, Kanady i Hawajów. Urządzenia rejestrowały je przez 20 minut. Dopiero teraz udało się ustalić, było przyczyną tak niezwykłego wydarzenia. Jak informują naukowcy z Niemieckiego Centrum Badawczego Nauk o Ziemi w Poczdamie, dźwięk pochodził z rezerwuaru magmy i był związany z narodzinami nowego podmorskiego wulkanu. W ciągu kilku tygodni magma z głębokości około 35 kilometrów pod powierzchnią dna oceanicznego przebiła się przez skorupę ziemską i utworzyła nowy wulkan, poinformował sejsmolog Simone Cesca. Wszystko rozpoczęło się w maju 2018 roku, gdy w pobliżu Majotty zarejestrowano tysiące trzęsień ziemi, w tym jedno o sile 5,9 stopnia. Było to najsilniejsze trzęsienie zarejestrowane w tym regionie. Następnie w listopadzie odnotowano tajemniczy pomruk. Z czasem odnotowano ponad 400 podobnych sygnałów. Już w 2019 roku francuska misja oceanograficzna poinformowała o pojawieniu się nowego wulkanu. Jego średnica wynosi 5 kilometrów, a wysokość – 800 metrów. Pojawiły się sugestie, że pomruki były spowodowane narodzinami wulkanu i skurczeniem się podziemnej komory z magmą. Były one o tyle uzasadnione, że od czasu rozpoczęcia trzęsień ziemi Majotta nieco zanurzyła się w oceanie i nieco przesunęła. Dopiero jednak teraz ukończono badania i opublikowano ich wyniki. Analiza zebranych danych ujawniła, że nowy wulkan narodził się w dwóch fazach. Najpierw z szerokiej na 15 kilometrów komory wydostała się magma, która zaczęła wędrować w górę. W końcu przebiła dno oceanu i doszło do podwodnej erupcji.  Wędrująca w stronę powierzchni magma wywoływała trzęsienia ziemi. Zrekonstruowaliśmy ruch magmy na podstawie trzęsień, do których dochodziło coraz wyżej, mówi Cesca. Następnie tak utorowaną drogą ze zbiornika wydobywała się coraz większa ilość magmy, która utworzyła wulkan. W miarę jak zbiornik się opróżniał, zapadał się teren powyżej. Majotta zanurzyła się w oceanie na niemal 20 centymetrów. Doszło przy tym do pęknięć i osłabienia skał nad opróżnionym zbiornikiem. Gdy wywołane pojawieniem się wulkanu trzęsienia ziemi dotarły do tak osłabionego obszaru na zbiornikiem, doszło do rezonansu w samej komorze i pojawienia się tajemniczych pomruków. Naukowcy oceniają, że z komory wydostało się co najmniej 1,5 km3 magmy. Mimo, że wulkan już się uformował, wciąż istnieje ryzyko dla Majotty. Naukowcy ostrzegają, że obszar nad komorą wciąż może się zapadać, wywołując silne trzęsienia ziemi. « powrót do artykułu
  9. Wyspa, która powstała 6 lat temu w wyniku ciągu katastrof naturalnych u zachodnich wybrzeży Pakistanu, została pochłonięta przez Morze Arabskie. Skrawek lądu pojawił się we wrześniu 2013 r. wskutek trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,7 w skali Richtera i późniejszej aktywności wulkanu błotnego. Wysepka była bardzo mała, eksperci przewidywali więc, że szybko zniknie. Zdjęcia satelitarne wykonywane na przestrzeni 6 lat udokumentowały cały okres jej "trwania". Widać było wyraźnie, że z biegiem czasu fale i pływy erodowały strukturę. Obecnie nie jest już ona widoczna znad powierzchni. Gdy Zalzala Koh, co w języku urdu znaczy "góra trzęsienia ziemi", pojawiła się w 2013 r. w płytkiej zatoce w pobliżu miasta Gwadar, miała 20 m wysokości, 90 m szerokości i 40 m długości. Na zdjęciach satelitarnych wykonanych później w ramach programu Landsat widać ślady osadów, które dokumentują postępującą erozję. Jesienią 2016 r. wyspa ledwo wystawała nad wodę. Wiosną br. nie była już widoczna znad powierzchni. Zalzala Koh może się znajdować poza zasięgiem wzroku, ale to nie znaczy, że całkowicie zniknęła. W 2019 r. ślady jej istnienia są nadal widoczne w materiale zbieranym przez Landsat - podkreślają przedstawiciele NASA. W czerwcu satelita uwiecznił ślady osadów w wodzie u podstawy wyspy. Wyspy, które powstają w regionie wskutek działalności wulkanów błotnych, rodzą się i znikają niemal tak szybko, jak się pojawiły. Około 125 km na wschód inna wyspa, wyspa Malan (znana także jako Peer Ghaib), w ciągu 20 lat wychylała się nad powierzchnię wody i erodowała aż 2-krotnie. Pierwszy raz ujawniła się w marcu 1999 r. (wtedy zniknęła w ciągu roku). Drugi raz utworzyła się w 2010 r. Wulkany błotne wzdłuż wybrzeża Pakistanu są produktem ubocznym tektoniki płyt. Płyta arabska wsuwa się pod płytę euroazjatycką. Proces ten wypycha miękkie osady na krawędź płyty euroazjatyckiej. Materiał ten zasila zaś wulkany błotne. « powrót do artykułu
  10. Dzięki wielkiemu trzęsieniu ziemi w Boliwii odkryto masyw górski znajdujący się 660 kilometrów pod powierzchnią Ziemi. Występuje on w miejscu, w którym przebiega granica pomiędzy górnym a dolnym płaszczem. Jessica Irving i Wenbo Wu z Princeton University oraz Siado Ni z chińskiego Instytutu Geodezji i Geofizyki, wykorzystali dane z potężnego trzęsienia ziemi, które nawiedziło Boliwię w 1994 roku. Miało ono siłę 8,2 stopnia w skali Richtera i było drugim najpotężniejszym trzęsieniem w głębi Ziemi, jakie kiedykolwiek zanotowano. Tak wielkie trzęsienia zdarzają się rzadko. Mamy szczęście, że obecnie dysponujemy większa liczbą sejsmometrów niż przed 20 laty. Obecna sejsmologia to, pod względem dostępnego sprzętu i zasobów obliczeniowych, zupełnie różna nauka od tej sprzed 20 lat, mówi Irving. Teraz naukowcy mogli użyć potężnych maszyn obliczeniowych, w tym superkomputera Tiger. Badanie podziemnych struktur za pomocą fal sejsmicznych jest podobne do procesu widzenia. Wiemy, że niemal wszystkie obiekty są szorstkie i rozpraszają światło. Dlatego je widzimy. Rozproszone fale świetlne niosą informacje o powierzchni obiektów. W naszym badaniu wykorzystaliśmy rozproszone fale sejsmiczne wędrujące wewnątrz ziemi do odtworzenia szorstkości struktur na głębokości 660 kilometrów. Naukowcy byli zdziwieni tym, co zobaczyli. Na tamtej głębokości mamy do czynienia z wyraźniej widocznymi strukturami niż Góry Skaliste czy Appalachy, mówi Wu. Wykorzystane metody statystyczne nie pozwoliły na określenie wysokości gór, jednak niewykluczone, że są one wyższe niż jakiekolwiek góry na powierzchni. Oni odkryli, że topografia głębokich warstw Ziemi jest równie złożona co jej powierzchnia. Odnalezienie za pomocą fal wędrujących przez całą Ziemię zmian wysokości rzędu 3 kilometrów na głębokości 660 kilometrów jest czymś inspirującym. To pokazuje, że wraz z rozwojem technologii i rejestrowaniem kolejnych trzęsień Ziemi będziemy w stanie rejestrować coraz mniejsze struktury i poznamy nowe właściwości planety, mówi profesor Christine House z Tokijskiego Instytutu Technologicznego. Odkrycie gór na granicy dwóch warstw płaszcza jest bardzo ważne dla zrozumienia budowy naszej planety. Przez dekady naukowcy spierali się o to, jak ważna jest ta granica, badali jak przepływa przez nią energia, czy dochodzi do jakiegoś przerwania jej przepływu. Niektóre dowody wskazują, że warstwa górna i dolna płaszcza są różne pod względem chemicznym, co może oznaczać, że się nie mieszają. Inne obserwacje sugerują, że nie ma pomiędzy nimi różnic, to zaś by oznaczało, że obie warstwy biorą udział w wymianie ciepła. Najnowsze badania wskazują, że oba poglądy mogą być częściowo prawdziwe. Powstanie gór może być spowodowane procesem mieszania się warstw, a ich istnienie świadczy o tym, że nie mieszają się zbyt dobrze. Ponadto takie struktury mogą być, przynajmniej teoretycznie, powodowane anomaliami termalnymi i chemicznymi. Jednak, jak wyjaśnia Wu, jeśli mielibyśmy do czynienia tylko z anomaliami termicznymi, to w ciągu kilku milionów lat doszłoby do ich wyrównania. To zaś sugeruje, że mamy do czynienia z różnicami chemicznymi. Co zaś mogło spowodować tak duże różnice chemiczne? Niewykluczone, że obecność skał pochodzących ze skorupy. Naukowcy od dawna zastanawiają się, co dzieje się z płytami tektonicznymi zanurzającymi się w strefach subdukcji. Wu i Irving nie wykluczają, że ich pozostałości trafiają do strefy granicznej pomiędzy górnym a dolnym płaszczem ziemskim. « powrót do artykułu
  11. Ok. 1450 r. budowę Machu Picchu zakłóciło trzęsienie ziemi o sile co najmniej 6,5 st. w skali Richtera. Jego ślady są widoczne do dziś. Multidyscyplinarny projekt Cusco-Pata Research, który doprowadził do tego odkrycia, rozpoczął się w 2016 r. Pracami kierują naukowcy z peruwiańskiego Instituto Geológico Minero y Metalúrgico (Ingemmet). Pomagają im eksperci z Wielkiej Brytanii, Francji i Hiszpanii. Ślady trzęsienia ziemi występują w Świątyni Słońca w pobliżu zegara słonecznego Intihuatana. Między skałami i kamieniami widać przerwy, co jest nietypowe dla Inków, którzy hołdowali nienagannej, idealnej konstrukcji. Niektóre krawędzie są ukruszone, co oznacza, że podczas falowania podłoża kamienie musiały o siebie uderzać, przez co pojawiły się uszkodzenia. Po trzęsieniu budowę kontynuowano wedle innych zasad [architektonicznych] - opowiada Carlos Benavente. Benavente dodaje, że nie ma żadnych wątpliwości, że silne trzęsienie spowodowało też deformacje ścian Sacsayhuamánu, Tipón i Tambomachay, a także wzdłuż ulicy dwunastokątnego kamienia w Cuzco. W efekcie Inkowie porzucili budowanie z mniejszych kamieni (ułożonych w sposób typowy dla architektury komórkowej) i zajęli się doskonaleniem opornych na wstrząsy trapezoidalnych konstrukcji z dużymi blokami u podstawy i węższymi górnymi częściami ścian. Wiedzieli, jak koegzystować z różnymi zagrożeniami geologicznymi, np. trzęsieniami ziemi, osunięciami ziemi i lawinami. Wg naukowców, Inkowie budowali w trudnym terenie, w pobliżu uskoków, bo pęknięcia i rozpadliny umożliwiają przepływ wody. Potrzebowali wody, dlatego woleli udoskonalać konstrukcję swoich domów niż przenosić się w poszukiwaniu innych źródeł wody - opowiada Benavente i podkreśla, że Imperium Inków było w dużej mierze zbudowane na zrozumieniu zasad eksploatacji zasobów wodnych. Świetnym tego przykładem jest Tipón z akweduktami, które przetrwały liczne trzęsienia ziemi. Projekt Cusco-Pata Research ma być kontynuowany jeszcze w przyszłym roku.   « powrót do artykułu
  12. Około 70% powierzchni Ziemi jest pokryte przez wodę, a niemal wszystkie sejsmografy znajdują się na lądach. Dotychczas jedynym sposobem ne wykrywanie niewielkich trzęsień Ziemi pod powierzchnią oceanów było zatopienie kosztownego, zasilanego akumulatorami urządzenia i późniejsze go wydobycie lub też użycie sieci sejsmografów położonych blisko wybrzeża. Sejsmolodzy nie mieli możliwości badania trzęsień, które mają miejsce pod dnem i bywają przyczyną śmiercionośnych tsunami. Jednak wkrótce może się do zmienić. W online'owym wydaniu Science ukazał się artykuł, którego autorzy opisują technikę wykorzystującą niemal milion kilometrów kabli telekomunikacyjnych ułożonych na dnie oceanów. Zdaniem autorów artykułu, możliwe jest badanie trzęsień ziemi za pomocą analizy zmian w sygnale optycznym przekazywanym przez kable. Jedyne, czego potrzeba, do lasery na obu końcach kabla i dostęp do niewielkiej części jego przepustowości. Co ważne, nie jest potrzebne żadne modyfikowanie samego kabla, a cała technika nie zakłóca jego codziennej pracy. To potencjalny przełom, mówi Anne Sheenan, sejsmolog z University of Colorado, która nie była zaangażowana w opracowanie nowej techniki. Więcej obserwacji z obszarów oceanicznych może zapełnić poważne dziury w obecnej wiedzy, dodaje. Odkrycia nowej techniki dokonał Giuseppe Mara, metrolog z National Physical Laboratowy w Teddington w Wielkiej Brytanii. Zajmuje się on światłowodami, które łączą europejskie zegary atomowe. Mara testował kabel podmorski o długości 79 kilometrów, który łączy Teddington z Reading. Wibracje ze różnych źródeł, w tym z ruchu statków nad kablem, mogą zakłócać przekazywany sygnał, wydłużając drogę światła i powodując, że faza promienia ulegnie niewielkiemu przesunięciu. Mara był przyzwyczajony do obecności takich zakłóceń. Jednak gdy analizował dane z października 2016 roku zauważył zakłócenia, które odbiegały od standardowych. Okazało się, że zakłócenia te pochodzą od lokalnego trzęsienia ziemi, które nawiedziło Włochy. To była chwila olśnienia, mówi Mara, który zdał sobie sprawę, że podmorskie kable można by wykorzystać do wykrywania trzęsień Ziemi. Uczony postanowił sprawdzić swoje przypuszczenia na przykładzie dłuższego, głębiej zanurzonego kabla. Wraz z kolegami wybrali 96-kilometrowe łącze pomiędzy Maltą a Sycylią. Zarejestrowali dzięki niemu trzęsienie ziemi o sile 3,4 stopnia. Nie byli jednak w stanie zlokalizować jego epicentrum. Okazało się jednak, że gdy z obu końców kabla wysłali promienie lasera, mogli zbadać różnice w czasie dotarcia do celu sygnału przesuniętego w fazie, co pokazywało, w którym miejscu trzęsienie zaburzyło pracę kabla. Mając do dyspozycji trzy lub cztery kable w tym regionie można by dokładnie wskazać epicentrum trzęsienia. Zdaniem Charlotte Rowe, sejsmolog z Los Alamos National Laboratory, jeśli będziemy mieli możliwość śledzenia podmorskich trzęsień ziemi zyskamy znacznie lepszą wiedzę na temat struktury i tektoniki naszej planety. Ponadto, o ile kable podmorskie zdradzą też siłę trzęsienia, możemy w ten sposób udoskonalić systemy ostrzegania przed tsunami. Marra mówi, że nowa technika jest na tyle czuła, ze pozwoli na wykrywanie trzęsień nawet w szerokich na tysiące kilometrów basenach oceanicznych. Wszystko, czego trzeba, to dodanie na obu końcach kabla laserów i urządzeń optycznych, które w sumie będą kosztowały około 100 000 USD, oraz dostęp do jednego z setek kanałów przesyłowych znajdujących się w typowym kablu. Wynajęcie dedykowanego kanału kosztuje około 100 000 dolarów rocznie w przypadku kabla pacyficznego, a w przypadku kabli atlantyckich jest tańsze. Szczerze mówiąc, właściciel kabla może podarować taki kanał sejsmologom i odpisać to sobie od podatku. Udostępnienie niewykorzystanego kanału nic go nie kosztuje, mówi Stephen Lentz, który zajmuje się kablami oceanicznymi w ramach swoich obowiązków dyrektora ds. rozwoju sieci w firmie Ocean Specialists. Nową techniką jest bardzo zainteresowany Bruce Howe, oceanograf z University of Hawai. Howe stoi obecnie na czele grupy zadaniowej, której celem jest opracowanie metody wyposażenia kabli oceanicznych w czujniki sejsmiczne, czujniki ciśnienia i temperatury. Miałyby być one umieszczane na kablu co 50–100 kilometrów. Takie czujniki, kosztujące około 200 000 dolarów za zestaw, są tańszą alternatywą dla wspomnianych wcześniej czujników zatapianych na dnie oceanu. Problem jednak w tym, że właściciele kabli podmorskich niechętnie podchodzą do tego pomysłu, gdyż obawiają się, że czujniki będą zakłócały ich pracę. Nowa technika jest jeszcze tańsza i nie zakłóca pracy kabli. Howe nazywa ją „intrygującą” i chce wraz ze swoim zespołem przeprowadzić jej testy. « powrót do artykułu
  13. Międzynarodowy zespół kilkunastu inżynierów rozwiązał zagadkę, czemu na pozór niestabilna Krzywa Wieża w Pizie od setek lat wytrzymuje trzęsienia ziemi. Ponieważ uznawano, że wieża ledwo może ustać w pionie, spodziewano się, że już umiarkowana aktywność sejsmiczna doprowadzi do poważnego uszkodzenia, a nawet zawalenia budowli. Jako że tak się nie stało, temat stał się przedmiotem dysput inżynierów. Jakiś czas temu do zespołu prof. Camilla Nutiego z Università degli Studi Roma Tre dołączył prof. George Mylonakis z Uniwersytetu Bristolskiego. Specjaliści przeanalizowali dostępne dane sejsmiczne, geotechniczne i strukturalne. Doszli do wniosku, że trwałość "nietrwałej" wieży można przypisać tzw. dynamicznej interakcji konstrukcja-grunt (ang. dynamic soil-structure interaction, DSSI). Inżynierowie wyjaśniają, że wysoka i sztywna wieża stoi na elastycznym/dość luźnym gruncie, co zmienia właściwości drganiowe konstrukcji (przez to zabytek nie rezonuje z ruchami ziemi podczas trzęsień). Jak na ironię losu, ta sama gleba, która doprowadziła do przechylenia wieży w Pizie [...], pomaga jej przetrwać zdarzenia sejsmiczne - podsumowuje Mylonakis. W przyszłym miesiącu wyniki badania zostaną zaprezentowane na konferencji (16th European Conference in Earthquake Engineering) w Salonikach. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...