Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' opady' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 11 wyników

  1. Po raz pierwszy w historii premier Australii ogłosił stan wyjątkowy i przyznał, że z powodu zmian klimatu jego kraj staje się coraz trudniejszym miejscem do życia. W ciągu ostatnich dwóch tygodni dwa australijskie stany – Nowa Południowa Walia i Queensland – doświadczyły rekordowych opadów deszczu. Powodzie zabiły 20 osób, a tysiące domów znalazło się pod wodą. Możliwość ogłoszenia stanu wyjątkowego znalazła się w prawodawstwie Australii niedawno, po katastrofalnych pożarach z początku roku 2020. Jego wprowadzenie ma umożliwić szybką reakcję na zagrożenia i pomoc ludności. Władze centralne mogły dzięki temu szybko przeznaczyć dziesiątki milionów dolarów dla ofiar powodzi. Osoby dorosłe otrzymają natychmiastowe wsparcie w wysokości 2000 dolarów australijskich, a dzieci po 800 dolarów. Ekstremalne opady spowodowały ewakuację 60 000 osób, zamknięto setki szkół a mieszkańcom Sydney i regionu Illawarra w Nowej Południowej Walii doradzono, by nigdzie nie podróżowali. Sytuacja rzeczywiście jest wyjątkowa. To najbardziej wilgotny początek roku w historii Sydney i drugi najbardziej wilgotny w historii Brisbane. W Sydney spadło już w bieżącym roku ponad 860 mm deszczu. Zwykle tyle opadów notuje się do końca lipca. Najgorsze były ostatnie dni, kiedy to pomiędzy poniedziałkiem 7 marca, a czwartkiem 10 marca na przedmieścia Sydney spadło aż 200 mm deszczu. Powodzie zatopiły budynki mieszkalne, gospodarcze, drogi, podmyte brzegi rzek. Wiele miejscowości jest odciętych od świata. Szacunki mówią o stratach sięgających 2 miliardów dolarów. Rada Klimatyczna Australii opublikowała raport, w którym stwierdza, że kraj ma do czynienia z ekstremalną katastrofą. Sytuacja jest obecnie tak zła, że teraz nawet zwykłe opady deszczu mogą skończyć się kolejnymi powodziami. Panuje wysoka wilgotność, na lądzie znajduje się dużo wody, która może odparować i ponownie opaść. Rada przypomina, że uczeni od dziesięcioleci ostrzegali, że antropogeniczna emisja dwutlenku węgla doprowadzi do zmian klimatu i ekstremalnych zjawisk pogodowych. Teraz mamy do czynienia z ulewnymi deszczami, a na przełomie lat 2019/2020 panowała olbrzymia susza, której skutkiem były katastrofalne pożary. « powrót do artykułu
  2. Znaczna część Amazonii może znajdować się w punkcie, w którym las deszczowy zaczyna zmieniać się w sawannę, wynika z badań opublikowanych na łamach Nature Communication. Lasy deszczowe są wrażliwe na długoterminowe zmiany ilości opadów. Jeśli poziom opadów spadnie poniżej określonego poziomu, las deszczowy może zacząć zamieniać się w sawannę. Na około 40% Amazonii poziom opadów jest obecnie taki, że tamtejszy ekosystem może być albo lasem deszczowym, albo sawanną, mówi główny autor najnowszych badań, Arie Staal z Instytutu Kopernika na Uniwersytecie w Utrechcie. To ważne odkrycie, gdyż poziom opadów w Amazonii zmniejszył się i wszystko wskazuje na to, że nadal będzie spadał. Staal i jego koledzy badali stabilność tropikalnych lasów deszczowych Ameryk, Azji, Afryki i Oceanii. Sprawdzali, jak ekosystemy takie reagują na zmiany wzorców opadów. Naukowcy badali odporność lasów deszczowych, próbując odpowiedzieć na dwa pytania. Pierwsze z nich brzmiało: Czy jeśli wszystkie lasy deszczowe tropików znikną, to czy będą w stanie się odrodzić? Pytanie drugie zaś, było jego odwrotnością: Co by się stało, gdyby lasy deszczowe porastały całą powierzchnię ziemskich tropików? Odpowiedź na takie dwa ekstremalne scenariusze może dać naukowcom wskazów, co do odporności i stabilności prawdziwych tropikalnych lasów deszczowych. Pomaga też zrozumieć, jak lasy reagują na zmiany wzorców opadów. Najpierw naukowcy uruchomili swój model z założeniem, że w tropikach Afryki, obu Ameryk, Azji i Australii nie występują żadne lasy. Sprawdzali, w jakim tempie lasy takie by się pojawiły, co pozwala na określenie minimalnej ilości lasu w każdym z regionów. Dynamika lasu deszczowego jest interesująca. Gdy las rośnie i rozprzestrzenia się, wpływa na opady. Lasy generują swój własny deszcz, gdyż liście wyparowują wodę, która później opada na ziemię. Im więcej deszczu, tym mniej pożarów i tym więcej lasów. W naszej symulacji widzimy tę dynamikę, mówi Staal. Drugie modelowanie wykonano z początkowym założeniem, że lasy deszczowe pokrywają całe tropiki. Okazało się, że jest to scenariusz bardzo niestabilny, gdyż w wielu miejscach nie występuje wystarczająco dużo opadów, by podtrzymać istnienie lasu deszczowego. W wielu miejscach las zniknął z powodu braku wilgoci. "Gdy powierzchnia lasu się kurczy, zmniejsza się ilość opadów, region staje się bardziej suchy, pojawia się więcej pożarów, więc dochodzi do kolejnej utraty lasu", dodaje uczony. W końcu naukowcy zajęli się modelowaniem dynamiki lasów tropikalnych w sytuacji, gdy do końca wieku utrzyma się bardzo wysoki poziom emisji gazów cieplarnianych, zgodny z jednym z modeli przyjętych przez IPCC. Okazało się, że w miarę wzrostu emisji amazoński las deszczowy będzie tracił swoją naturalną odporność, ekosystem stanie się niestabilny, prawdopodobnie zacznie wysychać, a las deszczowy zmieni się w sawannę. Taki los może czekać nawet najbardziej odporne fragmenty lasu deszczowego. Z analiz wynika, że w scenariuszu wysokiej emisji gazów cieplarnianych najmniejszy obszar, jaki jest potrzebny do podtrzymania istnienia lasu deszczowego Amazonii będzie o 66% mniejszy niż niezbędne minimum. Z kolei w basenie Kongo lasy deszczowe są ciągle zagrożone i nie odrodzą się, jeśli je utracimy, ale w scenariuszu wysokiej emisji zmiany w nich zachodzące mogą być mniej dramatyczne niż w przypadku Amazonii. Obszary, na których możliwe jest naturalne odrodzenie się lasów deszczowych są dość małe. Teraz rozumiemy, że lasy deszczowe na wszystkich kontynentach są bardzo wrażliwe na globalne zmiany i mogą szybko utracić zdolność do adaptacji. Gdy raz znikną, powrót do wcześniejszego stanu zajmie im całe dekady. Musimy też pamiętać, że w lasach deszczowych żyje większość światowych gatunków. Jeśli znikną lasy, gatunki te zostaną na zawsze utracone, stwierdzają autorzy badań. Najbardziej stabilne lasy deszczowe rosną w Indonezji i Malezji. Są on bardziej odporne, gdyż ilość opadów bardziej zależy tam od otaczającego lasy oceanu niż od samej pokrywy roślinnej. Autorzy badań podkreślają, że nie brali w nich pod uwagę takich czynników jak wycinka lasów na potrzeby rolnictwa czy pozyskiwania drewna. « powrót do artykułu
  3. Prowadzone w czasie zimnej wojny testy broni jądrowej zmieniały wzorce opadów w miejscach oddalonych o tysiące kilometrów od miejsc detonacji, wynika z najnowszych badań. Naukowcy z University of Reading badali, w jaki sposób ładunki elektryczne pochodzące z promieniowania uwolnionego w czasie detonacji jądrowych, wpłynęły na formowanie się chmur deszczowych. Na łamach Physical Review Letters ukazał się właśnie artykuł, w którym czytamy: uważa się, że na opady deszczu ma wpływ ładunek elektryczny kropli, który jest związany z cyrkulacją powietrza przechodzącego przez chmury. Przetestowaliśmy tę hipotezę badając obieg powietrza w czasie sztucznie podniesionej radioaktywności. Naukowcy wykorzystali dane z lat 1962–1964 zebrane przez stację badawczą w Szkocji. Porównali dni o niskim oraz wysokim naładowaniu atmosfery, ładunkami elektrycznymi generowanymi w wyniku podwyższonej radioaktywności po testach jądrowych. Odkryli, że w okresach wyższej radioaktywności chmury były wyraźnie grubsze i spadało o 24% więcej deszczu. Już w przeszłości naukowcy badający wzorce radioaktywności z czasów Zimnej Wojny dowiadywali się nowych rzeczy o globalnej cyrkulacji powietrza. My wykorzystaliśmy te dane do zbadania wpływu radioaktywności na opady, mówi główny autor badań, profesor Giles Harrison. Badanie związków ładunku elektrycznego z opadami deszczu w warunkach naturalnych jest bardzo trudne. Tym razem z pomocą przyszły polityka i wyścig zbrojeń. Porównując informacje o testach nuklearnych z danymi pogodowymi uczeni mogli sprawdzić, jak wpłynęły one na wzorce opadów. Mimo, że testy takie były prowadzone w odległych regionach, opad radioaktywny rozprzestrzeniał się szeroko w atmosferze. Promieniowanie jonizuje zaś powietrze, przez co dochodzi do uwolnienia ładunków elektrycznych. Uczeni wzięli więc pod lupę dane z dwóch dobrze wyposażonych stacji Met Office, jednej z Kew w pobliżu Londynu, i drugiej położonej na Szetlandach. Jako, że Szetlandy położone są daleko od lądu, wpływ innych źródeł antropogenicznych zanieczyszczeń jest tam stosunkowo niewielki. Łatwiej więc wyodrębnić wpływ promieniowania jonizującego na chmury. Jako, że pomiary ładunków elektrycznych w atmosferze najłatwiej jest wykonać w pogodne dni, naukowcy wykorzystali dane ze stacji w Kew do uzyskania informacji dla 150 dni w czasie których nad Szetlandami było pochmurnie. Okazało się, że w dniach, gdy atmosfera była bardziej naelektryzowana w wyniku testów broni jądrowej, pokrywa chmur nad Szetlandami była grubsza i padało więcej deszczu. Badania takie będą pomocne nie tylko w przewidywaniu pogody, ale mogą również przydać się podczas badań i projektów związanych z geoinżynierią. Dzięki nim możliwe będzie bowiem wpływanie na deszcz, zapobieganie poważnym suszom czy powodziom, bez potrzeby używania środków chemicznych do zasiewania bądź rozpraszania chmur. Profesor Harrison jest też głównym badaczem w prowadzonym przez Zjednoczone Emiraty Arabskie projekcie Rain Enhacement Science, w ramach którego bada wpływ ładunków elektrycznych generowanych przez pustynne pyły na opady nad ZEA. « powrót do artykułu
  4. Klimaty typu śródziemnomorskiego są niezwykle wrażliwe na obecność gazów cieplarnianych. Okazuje się, że gdy w atmosferze pojawia się więcej takich gazów, natychmiast zmniejsza się poziom opadów w klimacie śródziemnomorskim. Na szczęście mechanizm ten działa też w drugą stronę i spadek poziomu opadów zostaje natychmiast zatrzymany, jeśli obniżeniu ulega emisja gazów cieplarnianych. Takie wnioski płyną z badań przeprowadzonych przez naukowców z University of Reading, Imperial College London i Instytutu badan nad atmosferą i klimatem włoskiej Narodowej Rady Badań Naukowych (Consiglio Nazionale delle Ricerche). Specjaliści z tych instytucji opisali nieznany dotychczas wpływ zmian klimatycznych na takie regiony jak Kalifornia, centralne Chile i basen Morza Śródziemnego. Dotychczasowe modele klimatyczne i badania obserwacyjne sugerowały, że w miarę ocieplania się klimatu w regionach o klimacie śródziemnomorskim – z wyjątkiem Kalifornii – będzie dochodziło do spadku ilości opadów. Klimat śródziemnomorski, z jego gorącymi suchymi latami jest bardzo wrażliwy na zmiany poziomu opadów w zimie. Dlatego też często uważa je się za wskaźniki zmian klimatycznych. Dotychczas nie wiadomo było jednak, jak zmiany w koncentracji gazów cieplarnianych wpływają na klimat śródziemnomorski. Emisja gazów cieplarnianych natychmiast wpływa na klimat, jednak staje się to widoczne po wielu dziesięcioleciach, mówi główny autor badań, doktor Giuseppe Zappa. Wiemy też, że gromadzące się w górnych warstwach atmosfery gazy mogą wpływać na klimat lokalny albo bardzo szybko, zaledwie w ciągu lat, albo powoli, przez dziesięciolecia. Naukowcy, którzy do swoich badań nad klimatem śródziemnomorskim wykorzystali modele komputerowe, zauważyli, że w środkowym Chile i w basenie Morza Śródziemnego w ciągu zaledwie kilku lat dochodzi do spadku opadów w reakcji na zwiększoną emisję gazów cieplarnianych. To zaś, jak zauważył doktor Paulo Ceppi z Imperial College London, sugeruje, że stabilizacja koncentracji gazów cieplarnianych przyniesie natychmiastową korzyść zasobom wodnym w tych regionach, gdyż zatrzyma spadek opadów. Innymi słowy, podjęcie działań w tym kierunku da pozytywne efekty w ciągu zaledwie kilku lat. Podobnego zjawiska nie zaobserwowano jednak w Kalifornii. Tam zwiększenie koncentracji gazów cieplarnianych nie prowadzi do tak drastycznego spadku poziomu opadów. Naukowcy mówią, że różnica ta spowodowana jest przez ocean. Powierzchnia oceanu nie ogrzewa się równomiernie. Jedne regiony ogrzewają się szybciej niż inne. A wzorzec ogrzewania się oceanu wpływa na rozkład wiatrów i opadów. Te obszary oceanu, które ogrzewają się szybciej niż średnia, wywołują takie zmiany w rozkładzie wiatrów, które prowadzą do wysychania basenu Morza Śródziemnego. Z kolei inne obszary, które ocieplają się wolniej, wpływają na masy powietrza nad Kalifornią, powodując, że stan ten staje się bardziej wilgotny. Jednak obszary te mają niewielki wpływ na opady w innych klimatach śródziemnomorskich, wyjaśnia doktor Ceppi. Szczegóły badań opublikowano na łamach PNAS w artykule pt.: Time-evolving sea surface warming patterns modulate the climate change response of subtropical precipitation over land. « powrót do artykułu
  5. W czasie Wielkiego głodu (1315–1317) w Europie zmarły miliony ludzi. To jeden z wielkich kryzysów, które nastąpiły na Starym Kontynencie w XIV wieku. Wieku awiniońskiej niewoli papieży, wojny stuletniej, Czarnej Śmierci czy pojawienia się Imperium osmańskiego. Z historycznych zapisków wiemy, że okres Wielkiego głodu to czas olbrzymich opadów deszczu, którym towarzyszyło zniszczenie zbiorów, gwałtowny wzrost cen i kanibalizm. To mocna wskazówka, iż przyczyną klęski były nadmierne opady, jednak nie wiadomo było, jak się mają one do średnich historycznych, ani na jakim obszarze doszło do zwiększonych opadów. Dowiedzieliśmy się tego dopiero teraz, dzięki pracy naukowców z Lamont-Doherty Earth Observatory i Columbia University. Naukowcy ocenili, że lata 1314–1316 były piątym najbardziej wilgodnym okresem w ciągu 700 lat. Dzięki takim badaniom możemy umiejscowić Wielki głód w kontekście długoterminowych trendów klimatycznych oraz dowiedzieć się, jak nadmierne opady wpływały na ówczesne rolnictwo. Zwykle bowiem większa uwagę badacze przywiązują do okresów susz. Zwykle gdy myślimy o ekstremalnych wydarzeniach hydroklimatycznych, mamy na myśli susze. Tutaj jednak mieliśmy do czynienia z powodzią, stwierdza Jason Smerdon, paleoklimatolog z Lamont-Doherty Earth Observatory. Smerdon i jego zespół przeanalizowali Old World Drought Atlas, bazę danych z rekonstrukcją corocznych zmian wilgotności w Europie. Baza zostala stworzona na podstawie badań pierścieni drzew ze 106 miejsc w Europie. W latach suchych pierścienie drzew są węższe, w latach wilgotnych – szersze. Takie informacje możemy następnie doprecyzowywać dokładnie mierząc, jak obecnie przyrastają pierścienie drzew w reakcji na dokładnie zmierzona ilość opadów. Dane z pierścieni drzew pozwalają na zdobycie informacji, jakich nie znajdziemy w historycznych zapiskach. Z zapisków nie dowiemy się bowiem, jak ilość opadów ma się do średnich z okresów wcześniejszych i późniejszych. Nie wiadomo też gdzie było bardziej wilgotno, gdyż zapiski z wielu obszarów nie zachowały się. W ten sposób zespół Smerdona stwierdził, że lata 1314–1316 były piątym najbardziej wilgotnym okresem z lat 1290–2000, a najwięcej opadów było w roku 1315. Badania przyniosły też istotną informację dla współczesności. W Europie dominującym zjawiskiem meteorologicznym jest oscylacja północnoatlantycka (NAO). Działa ona na osi północ-południe, jeśli więc dochodzi do dużych opadów w Norwegii, prawdopodobnie dojdzie do nich również we Włoszech. Jednak, jak obecnie widzimy, w czasie Wielkiego głodu katastrofalne opady dotknęły tylko północ Europy. We Włoszech czy Hiszpanii panowała susza. To zaś oznacza, że dominujący wzorzec może ulec zmianie. « powrót do artykułu
  6. Żyjące w glebie skąposzczety, np. dżdżownice, to jedne z najważniejszych, a jednocześnie najmniej zauważanych, zwierząt na Ziemi. Spulchniają one i użyźniają glebę, prowadzą recykling składników odżywczych, dzięki nim woda i powietrze mogą sięgać większych głębokości. Bez pierścienic gleba byłaby w znacznie gorszym stanie, a jej produktywność by spadła. Teraz po raz pierwszy w historii stworzono mapę występowania tych zwierząt. W pracach brało udział ponad 140 naukowców, którzy w 6900 miejscach na świecie sprawdzili glebę i skatalogowali w niej setki gatunków. Mamy tutaj pierwszy globalny obraz występowania jednej z najważniejszych grup zwierząt, mówi Stefan Scheu z Uniwersytetu w Gottingen. Uczony, który nie brał udziału w badaniach, mówi, że dzięki tej wiedzy możliwe będzie opracowanie planu ochrony ekosystemu z uwzględnieniem zwierząt żyjących zarówno w gruncie jak i ponad nim. Już w XIX wieku naukowcy skatalogowali wiele zwierząt i roślin żyjących na Ziemi. Jednak nie dotyczyło to organizmów żyjących w glebie. Przez długi czas nie wiedzieliśmy, gdzie i jakie gatunki żyją, mówi ekolog gleby, Noah Fierer z University of Colorado w Boulder. Stworzenie mapy skąposzczetów zamieszkujących glebę do pomysł Helen Philips i jej kolegów z Niemieckiego Centrum Badań nad Bioróżnorodnością w Lipsku. Skontaktowali się oni ze specjalistami w tej dziedzinie i poprosili o przesłanie danych. Odpowiedziało 141 naukowców, którzy dostarczyli danych z ponad 6900 miejsc w 57 krajach. Dostaliśmy trzykrotnie więcej danych niż się spodziewałam, mówi Philips. Do tworzenia mapy wykorzystano modelowanie komputerowe i tutaj naukowców czekało spore zaskoczenie. Okazało się bowiem, że czynnikiem decydującym o tym, jak dobrze radzi sobie populacja skąposzczetów w glebie są temperatury i opady, a nie – jak sądzono – rodzaj gleby. Uczonych zaskoczyło, jak mały wpływ na populację miała gleba, w której zwierzęta żyją. Badania pokazują, że zmiany klimatu będą miały poważne konsekwencje również dla zwierząt żyjących pod ziemią. Zaskakujący był też rozkład gatunków. O ile flora i fauna na powierzchni naszej planety wykazuje największe zróżnicowanie w tropikach, to – przynajmniej w skali lokalnej – życie podziemne wygląda inaczej. Gleby Europy, północno-wschodnich USA, południowego krańca Ameryki Południowej oraz południowe regiony Nowej Zelandii i Australii mają na danym obszarze więcej gatunków podziemnych skąposzczetów niż tropiki. Występuje tam też więcej osobników. Modelowanie wykazało, że na każdy metr kwadratowy gleby w strefach umiarkowanych przypada do 150 takich organizmów, a w tropikach jest to zaledwie 5 sztuk. « powrót do artykułu
  7. Zmiany klimatyczne mogą w wielu miejscach na świecie zmniejszyć zdolność gleby do absorbowania wody, twierdzą naukowcy z Rutgers University. To zaś będzie miało negatywny wpływ na zasoby wód gruntowych, produkcję i bezpieczeństwo żywności, odpływ wód po opadach, bioróżnorodność i ekosystemy. Wskutek zmian klimatu na całym świecie zmieniają się wzorce opadów i inne czynniki środowiskowe, uzyskane przez nas wyniki sugerują, że w wielu miejscach na świecie może dość szybko dojść do znacznej zmiany sposobu interakcji wody z glebą, mówi współautor badań Daniel Giménez. Sądzimy, że należy badać kierunek, wielkość i tempo tych zmian i włączyć je w modele klimatyczne. Uczony dodaje, że obecność wody w glebie jest niezbędna, by ta mogła przechowywać węgiel, jej brak powoduje uwalnianie węgla do atmosfery. W ubiegłym roku w Nature ukazał się artykuł autorstwa Giméneza, w którym naukowiec wykazał, że regionalne wzrosty opadów mogą prowadzić do mniejszego przesądzania wody, większego jej spływu po powierzchni, erozji oraz większego ryzyka powodzi. Badania wykazały, że przenikanie wody do gleby może zmienić się już w ciągu 1-2 dekad zwiększonych opadów. Jeśli zaś mniej wody będzie wsiąkało w glebę, mniej będzie dostępne dla roślin i zmniejszy się parowanie. Naukowcy z Rutgers University od 25 lat prowadzą badania w Kansas, w ramach których zraszają glebę na prerii. W tym czasie odkryli, że zwiększenie opadów o 35% prowadzi do zmniejszenia tempa wsiąkania wody w glebę o 21–35 procent i jedynie do niewielkiego zwiększenia retencji wody. Największe zmiany zostały przez naukowców powiązane ze zmianami w porach w glebie. Duże pory przechwytują wodę, z której korzystają rośliny i mikroorganizmy, co prowadzi do zwiększonej aktywności biologicznej, poprawia obieg składników odżywczych w glebie i zmniejsza erozję. Gdy jednak dochodzi do zwiększenia opadów, rośliny mają grubsze korzenie, które mogą zatykać pory, a to z kolei powoduje, że gleba słabiej się poszerza i kurczy gdy wody jest więcej lub mniej. W kolejnym etapie badań naukowcy chcą dokładnie opisać mechanizm zaobserwowanych zmian, by móc ekstrapolować wyniki badań z Kansas na inne regiony świata i określić, w jaki sposób zmiany opadów wpłyną na gleby i ekosystemy. « powrót do artykułu
  8. Do 2040 roku dojdzie do znaczącej zmiany wzorca opadów na terenach uprawy pszenicy, soi, ryżu i kukurydzy. Jak wykazały badania przeprowadzone przez Międzynarodowe Centrum Rolnictwa Tropikalnego (Centro Internacional de Agricultura Tropical – CIAT), zmian należy się spodziewać, nawet jeśli zostaną spełnione warunki paryskiego porozumienia klimatycznego i dojdzie do redukcji emisji dwutlenku węgla. Autorzy badań, opublikowanych w PNAS (Proceedings of the National Academy of Sciences), informują, że w ciągu 2 dekad należy się spodziewać, że nawet 14% terenów, gdzie uprawiane są pszenica, soja, ryż i kukurydza będzie bardziej suchych, a 31% – bardziej wilgotnych. Zmniejszą się opady nad obszarami uprawnymi w południowo-zachodniej Australii, południowej Afryce, południowo-zachodniej Ameryce Południowej, środkowym Meksyku oraz w basenie Morza Śródziemnego. Bardziej wilgotno będzie w Kanadzie, Rosji, Indiach i na wschodzie USA. Wspomniane cztery rośliny dostarczają ludzkości aż 40% kalorii. Specjaliści z CIAT ostrzegają, że właściciele pól już teraz powinni rozpocząć inwestycje, by przygotować się na zmiany wzorców opadów. Te i tak zajdą, nawet jeśli ludzkość zredukowałaby emisję gazów cieplarnianych. Przy scenariuszu wysokiej emisji większość regionów ma 2 dekady na przygotowanie się do zmian, przy niskiej emisji będzie to o 2-3 dekady więcej. Zmniejszenie opadów jest spodziewane na polach wielu ważnych producentów pszenicy. W Australii dotknie ono 27% upraw pszenicy, w Algierii będzie to 100% upraw, w Maroko 91%. Odczują je też producenci w RPA (79% upraw), Meksyku (74%), Hiszpanii (55%), Chile (40%), Turcji (28%), Włoszech (20%), Egipcie (15%) i innych krajach. "Nasze przewidywania są raczej ostrożne co do tempa zmian. Ponadto zauważalne zmiany w opadach to nie tylko problem dla rolnictwa, ale dla całego systemu zarządzania zasobami wodnymi, więc nasze badania dotyczą też innych dziedzin życia", mówi główna autorka badań, Maisa Rojas z Universidad de Chile. Naukowców najbardziej zaskoczyło tempo zmian. Okresem bazowym, do którego porównywano wyniki badań, były lata 1986–2005. Okazuje się, że już teraz w Rosji, Norwegii, Kanadzie i częściach wschodniego wybrzeża USA mamy do czynienia z zupełnie innymi wzorcami opadów niż wówczas. Naukowcy twierdzą, że aż 36% obszarów uprawnych doświadczy zwiększonych opadów. Rolnicy będą mieli do czynienia z innymi warunkami uprawy niż te, do których są przyzwyczajeni. To będzie warunki całkowicie wykraczające poza historyczne normy, a już teraz wielu rolników ma problemy z olbrzymią zmiennością warunków klimatycznych, mówi Julian Ramirez-Villegas. Najbardziej zaludnione kraje świata, Chiny i Indie, znajdą się w grupie, w której pola uprawne będą w przyszłości znacznie bardziej wilgotne niż dotychczas. Podobnych warunków doświadczą inni wielcy producenci ryżu, jak Japonia, Korea i Filipiny. Także rolnicy w północnej Europie, USA, Kanady i Rosji będą musieli zmierzyć się z dodatkową ilością wody opadającą na uprawy pszenicy. Naukowcy nie potrafią przewidzieć, jak zmiany odbiją się plonach. Żywności może być więcej, ale może być jej też mniej. Dużo zależy od tego, na ile ludzkość będzie w stanie przygotować się na zmiany. « powrót do artykułu
  9. Nowe badania, bazujące na modelach klimatycznych, sugeruje, że zainstalowanie na Saharze i Sahelu wielkich farm słonecznych i wiatrowych, zwiększyłoby lokalne temperatury, opady i wegetację. Całościowy wpływ takich instalacji były najprawdopodobniej korzystny dla regionu. Studium, opublikowane w Science, jest jednym z pierwszych, która bierze od uwagę wpływ farm słonecznych i wiatrowych na reakcję roślinności na powodowane obecnością tych instalacji zmiany w temperaturze i opadach. Wcześniejsze badania na modelach pokazywały, że wielkie farmy wiatrowe i słoneczne mogą mieć wpływ na klimat w skali całych kontynentów. Jednak nieuwzględnianie w tych modelach reakcji roślinności powoduje, że rzeczywisty wpływ może być zupełnie inny niż ten przewidywany, mówi Yan Li, główny autor badań z University of Illinois. Wybraliśmy Saharę, bo to największa pustynia na świecie. Jest słabo zaludniona, bardzo wrażliwa na zmiany na lądzie. Znajduje się w Afryce, blisko Europy i Bliskiego Wschodu, a wszystkie te trzy regiony mają duże i rosnące zapotrzebowanie na energię, dodaje Li. W czasie badań naukowcy symulowali farmy wiatrowe i słoneczne o powierzchni ponad 9 milionów kilometrów. Generowałyby one, odpowiednio, 3 i 79 terawatów energii. W 2017 roku światowe zapotrzebowanie na energię wyniosło jedynie 18 TW, więc tutaj mamy jej znacznie więcej, niż potrzeba w skali globu, wyjaśnia Li. Z modeli wynika, że farmy wiatrowe powodują regionalne zwiększenie temperatur przy gruncie, z większymi zmianami temperatur minimalnych niż maksymalnych. "Większe ogrzewanie w nocy wynika z faktu, że turbiny wiatrowe zwiększają mieszanie powietrza w pionie i spychają w dół cieplejsze powietrze z większej wysokości", stwierdzili autorzy. Z symulacji wynika też, że farmy wiatrowe zwiększyłyby opady w regionie od 0,24 mm do 0,59 na dobę. Z kolei w Sahelu dobowe opady zwiększyłyby się o 2,23-3,57 mm. Większe opady prowadzą do większej pokrywy roślinnej, co stworzy dodatnie sprzężenie zwrotne, wyjaśnia Li. Farmy słoneczne mają bardzo podobny wpływ na opady i temperaturę. Różnica jest taka, że mają one niewielki wpływ na prędkość wiatru. Zwiększenie opadów i wegetacji roślinnej, w połączeniu z uzyskaniem czystej energii może wspomóc rolnictwo, rozwój gospodarczy oraz podnieść poziom życia mieszkańców Sahary, Sahelu, Bliskiego Wschodu i innych regionów, mówi Safa Motesharrei z University of Maryland. « powrót do artykułu
  10. Grzechotniki i inne jadowite węże częściej kąsają w latach deszczowych niż w okresach suszy. Caleb Phillips z Uniwersytetu Kolorado w Boulder i Grant Lipman ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Stanforda analizowali dane z 20 lat, dotyczące ukąszeń przez węże w Kalifornii. Wyniki przeczą popularnej teorii, że susza może zwiększać liczbę ugryzień, bo gady wypełzają na otwarte tereny, gdzie prawdopodobieństwo napotkania człowieka jest większe. Zamiast tego okazało się, że w 58 kalifornijskich hrabstwach na każdy 10% wzrost opadów w ostatnich 18 miesiącach przypadał 3,9% wzrost liczby przypadków ukąszeń przez węże. Naukowcy podkreślają, że wzorce klimatyczne zachodniej części USA ulegają zmianie, dlatego np. planując dostawy surowicy czy zakładanie centrów kontroli, warto wziąć najnowsze ustalenia pod uwagę. Phillips i inni podejrzewają, że powodem zwiększenia liczby ukąszeń przez węże w latach mokrych jest pokarm. Gdy dużo pada, rozrastają się populacje myszy i innych gryzoni, a te są podstawowym źródłem pokarmu grzechotników. To zaś przekłada się na liczebność samych węży i częstość ugryzień. Akademicy dodają, że chcieliby sprawdzić, czy podobne trendy występują poza Kalifornią. W Kolorado żyją np. 3 spokrewnione jadowite gatunki: grzechotnik preriowy, massasauga oraz Crotalus oreganus. Choć ich ugryzienia rzadko bywają śmiertelne dla ludzi, tragedie się zdarzają. Dan Hohs, triathlonista z tego stanu, zmarł w 2017 r. właśnie w wyniku ukąszenia grzechotnika. Specjaliści zastanawiają się, jak zmiana klimatu może wpłynąć na częstotliwość spotkań węży i ludzi. Z tego powodu autorzy publikacji z pisma Clinical Toxicology przejrzeli 5365 przypadków ukąszeń przez grzechotniki (zostały one odnotowane przez California Poison Control System w latach 1997-2017). Zestawiano je z innymi informacjami, np. danymi klimatycznymi NASA i dot. suszy z National Drought Mitigation Center. Okazało się, że gdy w kalifornijskich hrabstwach była susza, liczba ukąszeń prze węże spadała. Liczba incydentów osiągnęła rekordowo niski poziom w 2015 i 2016 r., gdy Kalifornia znajdowała się w samym środku historycznej posuchy. « powrót do artykułu
  11. Przed 8200 laty wcześni rolnicy potrafili przystosować się do zmian klimatycznych. Dowody na takie przystosowanie znaleźli właśnie uczeni z Univrsity of Bristol. W PNAS opublikowali oni właśnie wyniki swoich badań społeczności epok kamienia i miedzi z Çatalhöyük we wschodniej Anatolii. W szczytowym momencie rozwoju osadnictwa w tej miejscowości doszło do znanych nam zmian klimatycznych, które wiązały się ze spadkiem temperatur spowodowanych przedostaniem się do oceanu olbrzymich ilości wody polodowcowej z dużego jeziora w Kanadzie. Badania kości wykazały, że w tym czasie pasterze skupili się na hodowli owiec i kóz, które są bardziej odporne na suszę niż krowy. Liczne ślady nacięć na kościach zwierząt świadczą też o tym, iż maksymalnie starano się wykorzystać każde źródło pożywienia, którego musiało wówczas brakować. Uczeni przeanalizowali też pozostałości tłuszczu zwierzęcego na ściankach naczyń ceramicznych. Znaleźli tam tłuszcze przeżuwaczy, zgodny ze znalezionymi kośćmi, a stosunek izotopów wodoru w tłuszczu pozwolił wykryć zmianę wzorców opadów. Zmiana stosunku izotopów nastąpiła w czasie zmiany klimatycznej, co wskazuje na zmianę wzorca opadów. Dotychczas dane świadczące o wzorcach opadów otrzymywaliśmy z osadów jezior lub oceanów. Po raz pierwszy informacje takie uzyskano z naczyń ceramicznych. To zaś otwiera nowe pole badawcze, możemy rekonstruować klimat w miejscu, w którym żyli ludzie, mówi główna autorka badań doktor Melanie Roffet-Salque. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...