Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'wpływ' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 15 wyników

  1. Ludzie coraz mocniej wpływają na ostatnie dziewicze ekosystemy na naszej planecie - te, położone głęboko pod powierzchnią oceanów. Nasza wiedza o nich jest bardzo ograniczona, jednak wszelkie dostępne dane wskazują na olbrzymią bioróżnorodność. Oceany zajmują 71% powierzchni Ziemi, a ponad połowa ich obszarów sięga na głębokość ponad 3000 metrów. Niekorzystny wpływ, jaki wywieramy już teraz na nierozpoznane ekosystemy i zasoby niesie ze sobą znaczne ryzyko ich utraty. Takie wnioski przedstawiło ponad 20 ekspertów specjalizujących się w głębokich pokładach oceanów zaangażowanych przy projekcie SYNDEEP (Towards a First Global Synthesis of Biodiversity, Biogeography, and Ecosystem Function in the Deep See) w ramach Census of Marine Life. Wpływ człowieka podzielono tutaj na trzy kategorie: zaśmiecanie, eksploatacja zasobów oraz zmiany klimatyczne. Naukowcy starali się określić, które habitaty są narażone na największe niebezpieczeństwo w krótkim i średnim terminie. W przeszłości najpoważniejszym problemem zagrażającym głębokim wodom oceanicznym było wyrzucanie śmieci. W 1972 roku zakazano tej praktyki, jednak ciągle załogi statków nielegalnie pozbywają się odpadów wrzucając je do wody. Ponadto wiele nieczystości trafia do oceanów z rzek i wybrzeży. Jakby jeszcze tego było mało, wciąż są szkodliwe nawet te zanieczyszczenia, które zostały wyrzucone przed rokiem 1972. Na dnie oceanów gromadzą się np. plastiki, które z czasem rozkładają się do miniaturowych cząstek zwanych łzami syren. Te małe kawałki mogą być wchłaniane przez morskie organizmy. Ich wpływ wciąż nie jest znany, ale prawdopodobnie ma on duże znaczenie. Coraz więcej jest również dowodów na akumulowanie się w organizmach morskich, w tym i zwierzętach ważnych z ekonomicznego punktu widzenia, zanieczyszczeń chemicznych takich jak ołów, rtęć, dioksyny czy PCB. Obecnie największym zagrożeniem stało się sięganie człowieka po coraz głębiej położone zasoby oceaniczne. W związku z kurczeniem się bogactw naturalnych na lądzie i w płytkich wodach szuka się coraz głębiej minerałów, łowi ryby i inne zwierzęta z coraz większych głębokości. Natomiast w przyszłości, zdaniem specjalistów, największym zagrożeniem będzie ocieplania się klimatu i zwiększanie zakwaszenia wód oraz wzrost ich temperatury. Połączenie eksploatacji oceanów przez człowieka i zmiany klimatyczne mogą okazać się szczególnie groźne dla oceanicznej fauny. W najbliższym czasie najbardziej zagrożone będą zimnowodne korale, podmorskie łańcuchy górskie czy kominy hydrotermalne. To okolice, w których najpewniej w pierwszej kolejności skupi się działalność człowieka. Mimo wysiłków, zmierzających do określenia warunków bezpiecznej eksploatacji zasobów oceanicznych, należy liczyć się z olbrzymim ryzykiem, gdyż niewiele wiemy o samych ekosystemach jak i o naszym wpływie na nie. Głębokie obszary oceanów zajmują 326 milionów kilometrów kwadratowych. Z całej tej olbrzymiej powierzchni dokładnie pod kątem występujących tam organizmów żywych przebadano zaledwie kilka hektarów. Można zatem z całą pewnością stwierdzić, że gdy ludzie przystąpią do eksploatacji zasobów oceanicznych będą działali w całkowicie nierozpoznanych środowiskach, co niesie ze sobą olbrzymie ryzyko zniszczenia unikatowych ekosystemów i utraty potencjalnych korzyści, jakie mogą one przynieść ludzkości.
  2. Badanie na lekach sprzedawanych bez recepty ujawniło, że aż ¾ ludzi woli czerwone i różowe tabletki, ponieważ ich barwa przypomina o konieczności oraz schemacie ich zażywania (International Journal of Biotechnology). Już wcześniejsze studia wykazały, że na postrzeganie działania pigułek wpływa nie tylko nazwa, ale i kilka cech fizycznych, np. wielkość, kształt i smak. Wydaje się, że wystarczy wybrać właściwą kombinację, by dzięki efektowi placebo lekarstwo działało mocniej, dawało lepsze rezultaty i wywoływało mniej skutków ubocznych. W najnowszym eksperymencie zespół R.K. Srivastavy z Uniwersytetu w Bombaju sprawdzał, jak barwa oddziałuje na wybory klientów aptek. Sonda przeprowadzona wśród 600 osób wykazała, że czerwień i róż są traktowane jak "przypominacze". Poza tym okazało się, że dla 14% ankietowanych pigułki różowe są słodsze od czerwonych, a żółte wydają się słone, bez względu na rzeczywisty skład. Poza tym akademicy z Bombaju zademonstrowali, że dla 11% respondentów białe i niebieskie tabletki są gorzkie, a 10% odbiera pomarańczowe proszki jako kwaśne. Czerwone tabletki preferowało 2-krotnie więcej osób w średnim wieku niż młodszych, częściej wybierały je też kobiety niż mężczyźni. Za każdym razem, gdy pacjent aplikuje sobie lek, bez względu na to, czy jest to połknięcie kapsułki czy tabletki, żucie pastylki, przełknięcie płynu czy smarowanie kremem lub maścią, jego udziałem staje się doświadczenie zmysłowe. Rytuał angażujący percepcję może silnie wpływać na postrzeganie skuteczności przez chorego. Stąd pomysł ekipy Srivastavy, by pozytywne doświadczenia, niezwiązane z medycznymi właściwościami preparatu, uzupełniały i poprawiały jego działanie. Dotąd nie zwracano właściwie uwagi na pozafarmaceutyczne cechy leku.
  3. Czy kultura wpływa na budowę i działanie mózgu? Zbiorcza analiza wielu badań na temat zachowania czy przebiegu procesów poznawczych u ludzi Wschodu i Zachodu świadczy o tym, że tak. Denise C. Park z Uniwersytetu Teksańskiego i Chih-Mao Huang z University of Illinois przebrnęli przez pokaźną liczbę studiów. Ustalili, że reprezentujący kultury kolektywistyczne Azjaci przetwarzają informacje w sposób bardziej całościowy, podczas gdy przedstawiciele nastawionego indywidualistycznie Zachodu skupiają się raczej na poszczególnych obiektach. Na tym jednak nie koniec, ponieważ różnice dotyczą także uwagi, kategoryzacji i wnioskowania. Gdy w ramach jednego z wybranych eksperymentów pokazywano ochotnikom zdjęcia pływającej ryby, Japończycy zapamiętywali więcej szczegółów z tła niż Amerykanie. Podczas badań angażujących technologię śledzenia ruchów gałek ocznych okazało się, że ludzie z Zachodu spędzali więcej czasu, patrząc na obiekt centralny, a Chińczycy skupiali się bardziej na tle. W odniesieniu do twarzy stwierdzono, że ci pierwsi zwracają uwagę zarówno na rejon oczu, jak i ust, a ci drudzy spoglądają na centralną część fizjonomii. Tandem naukowców z USA zwrócił uwagę na fakt, że śledzenie zmian w przebiegu procesów poznawczych dostarcza informacji na temat starzenia się oraz przekształceń uwarunkowanych kulturowo. W przypadku odtwarzania swobodnego (ang. free recall), pamięci roboczej i tempa przetwarzania informacji decydujący okazał się wpływ starzenia, a nie doświadczeń kulturowych. Co ciekawe, w miarę upływu lat ludzie zmierzają w kierunku bardziej zrównoważonej reprezentacji siebie i innych, przez co obywatele Zachodu stają się mniej skoncentrowani na sobie, a Azjaci w większym stopniu skupieni na własnym ja. Liczne badania sugerowały, że kultura oddziałuje na funkcjonowanie mózgu, co jednak z kulturowym wpływem na jego budowę? Całkiem niedawno Park i Michael Chee z Duke-National University of Singapore wykazali, że w porównaniu do Azjatów, u osób mieszkających na Zachodzie grubsza jest kora w odpowiadających za wnioskowanie płatach czołowych, natomiast u przedstawicieli Wschodu bardziej rozbudowała się kora w obszarach percepcyjnych. Park i Huang uważają, że zastosowanie rezonansu magnetycznego do badania neuroanatomicznych różnic międzykulturowych może być trudne z kilku powodów. Pomijając wartości kulturowe, obie grupy różnią się przecież jeszcze pod wieloma innymi względami. Poza tym, żeby móc porównywać wyniki uzyskiwane przez poszczególne zespoły badawcze, trzeba by pamiętać o wykorzystywaniu identycznych urządzeń do MRI z takim samym oprogramowaniem.
  4. Poczucie humoru pozwala ludziom zachować zdrowie i zwiększa szanse na dożycie wieku emerytalnego. Po przekroczeniu granicy 70 lat wynikające z niego korzyści zdrowotne zmniejszają się (International Journal of Psychiatry in Medicine). Naukowcy z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii (NTNU) analizowali dokumentację 53.500 osób, których losy śledzono przez 7 lat. W badaniu wykorzystano bazę danych ze studium HUNT 2 (Nor-Trøndelag Health Study). W latach 1995-97 jego autorzy zebrali informacje na temat stanu zdrowia oraz próbki krwi od ponad 70 tys. mieszkańców okręgu Nord-Trøndelag ze środkowej Norwegii. Istnieje powód, by wierzyć, że poczucie humoru wywiera pozytywny wpływ na zdrowie psychiczne i życie towarzyskie nawet u osób, które przeszły już na emeryturę, lecz po 75. r.ż. nie da się zauważyć korzystnego oddziaływania na długość życia. Na tym etapie genetyka i biologiczne starzenie stają się ważniejsze – wyjaśnia prof. Sven Svebak. Zespół oceniał poczucie humoru badanych, zadając 3 pytania z testu zaprojektowanego do oceny wyłącznie przyjaznego humoru. Nie jest on wrażliwy na humor wywołujący konflikty, obraźliwy bądź stanowiący formę znęcania się nad kimś. Wybrane pytania miały ujawnić czyjąś zdolność do rozumienia humoru i rozumowania w zabawowy sposób. Svebak tłumaczy, że humor to nie tylko śmiech. To sposób myślenia, który często [...] przejawia się w metodach prowadzenia dialogu. Co więcej, określone nastawienie do świata nie musi być uzewnętrzniane. Zupełnie innym zagadnieniem jest, co ludzie uznają za śmieszne. Powszechnie ludzie z takim samym poczuciem humoru bawią się razem i komunikują humor bez specjalnych gestów. Norweg zaznacza, że poczucia humoru można się nauczyć i polepszać swoje umiejętności w tym zakresie przez ćwiczenia. By uniknąć zarzutu, że ludzie z największym poczuciem humoru wierzą, iż są zdrowi i dlatego są zawsze w dobrym nastroju, czyli że poczucie humoru stanowi pokłosie subiektywnego dobrostanu, badacze z NTNU musieli się uciec do pewnego wybiegu. Podzielili ochotników na dwie grupy. Członkowie pierwszej uznawali, że są zdrowi, przedstawiciele drugiej wręcz przeciwnie. Okazało się jednak, że wpływ poczucia humoru był w obu grupach taki sam. To pozwoliło nam podtrzymać twierdzenie, że poczucie humoru naprawdę wpływa na stan zdrowia do momentu, aż ludzie skończą 70 lat. Norwegowie ustalili, że wielkość efektu zależała od nasilenia poczucia humoru. Kiedy grupy wyodrębniano na tej właśnie podstawie, wyszło na jaw, że w porównaniu do ochotników z najniższą punktacją, w grupie z największym poczuciem humoru śmiertelność była obniżona o ok. 20%. Gdy porównywano ludzi z najwyższymi i najniższymi wynikami, posługując się 9-poziomową skalą, ci pierwsi częściej przeżywali 7-letni okres eksperymentu. Wyniki uzyskane przez zespół Svebaka potwierdzają to, co ustalono przed 4 laty w ramach 24-miesięcznych badań z udziałem chorych z przewlekłą niewydolnością nerek. Prowadzono je w okręgu Sør-Trøndelag. Okazało się wtedy, że przeżywalność była największa w grupie z najsilniej wyrażonym poczuciem humoru. O ile przedtem nie wolno było rozciągać wyciąganych na tej podstawie wniosków na populację generalną, o tyle studium akademików z NTNU nie można zarzucić niewłaściwego doboru próby. Pierwszy raz poczucie humoru starano się powiązać z długością życia już w latach 20. ubiegłego wieku. Lewis Terman wybierał do badań dzieci z ilorazem inteligencji przekraczającym 135 punktów. Okazało się, że 80 lat później nadal żyły głównie osoby, u których stwierdzono najmniejsze poczucie humoru. Svebak podkreśla jednak, że wtedy posłużono się oceną poczucia humoru dokonywaną przez nauczycieli i rodziców, podczas gdy Norwegowie wykorzystali samoopis, a nie społeczny obraz czyjegoś poczucia humoru.
  5. Fakt, że siedziba Microsoftu znajduje się właśnie w Redmond ma kolosalne znaczenie dla gospodarki stanu Washington. Najnowsze badania University of Washington pokazują, że w 2008 roku koncern przyczynił się do wytworzenia 13,6% całego dochodu brutto stanu. Portfele pracowników wzbogaciły się o 7 miliardów dolarów, zatem pensje pracowników Microsoftu przewyższyły o 1,6 miliarda USD pensje, jakie zarobili zatrudnieni w całym stanowym przemyśle kosmicznym i lotniczym. Koncern Ballmera zatrudnia na terenie stanu 39 300 osób, jest więc drugim największym prywatnym pracodawcą. Pierwszym jest Boeing, dla którego pracuje 74 400 osób. The Microsoft Economic Impact Study zostało zamówione przez Microsoft, ale bazuje głównie na danych rządowych. Poprzednie takie badania przeprowadzono przed czterema laty dla roku 2004. Od tamtego czasu koncern zwiększył zatrudnienie w stanie o 11 000 osób. Z raportu wynika, że od roku 1990 aż 28,5% wszystkich miejsc pracy w stanie Washington zostało utworzone bezpośrednio przez Microsoft lub też jest efektem wpływu koncernu na lokalną gospodarkę. W roku 2008 przeciętny pracownik Microsoftu pracujący w stanie Washington zarobił 152 212 USD (178 159 USD jeśli wziąć pod uwagę opcje na akcje). To znacznie więcej niż średnie zarobki w przemyśle kosmicznym i lotniczym, które wyniosły 87 113 USD. To jednak nie wszystkie korzyści, jakie odniosła lokalna gospodarka. Poza 7 miliardami USD pensji, które trafiły do kieszeni zatrudnionych, koncern wydał na różne towary i usługi 2,15 miliarda dolarów, a pieniądze te trafiły do lokalnych przedsiębiorstw. Z wyliczeń profesora Theo Eichera wynika, iż Microsoft wygenerował (pośrednio i bezpośrednio) 18,95 miliarda USD w dochodach osobistych, co stanowi 6,8% dochodów ludności stanu w roku 2008.
  6. Spór o to, czy i w jaki sposób pełne przemocy gry wpływają na dzieci i młodzież, wciąż nie został rozstrzygnięty. Obecnie ważkie argumenty podał Craig Anderson profesor psychologii z Iowa State University. Uczony przeanalizował wyniki 130 badań, którymi objęto w sumie ponad 130 000 osób z całego świata. Stwierdził, że niezależnie od płci, wieku i kultury, wystawienie na gry, w których pojawia się przemoc, jest czynnikiem ryzyka. Po kontakcie z tego typu rozrywką dzieci wykazują wyższą agresję w kontekście krótko- i długoterminowym, ich myśli są bardziej agresywne, a jednocześnie zmniejsza się empatia i zachowania prospołeczne. W prowadzeniu analiz profesorowi Andersonowi pomagali inni uczeni, w tym najbardziej znani japońscy specjaliści od problematyki gier wideo - Akiko Shibuya i Nobuko Ihori. Efekty nie są duże. To nie jest problem w rodzaju, czy dziecko wstąpi do gangu czy też nie. Ale nie są też trywialne. [Wystawienie na gry pełne przemocy - red.] to czynnik ryzyka, który może przyczynić się do wytworzenia zachowań agresywnych i innych negatywnych zjawisk w przyszłości. Jest to jednocześnie czynnik, z którym rodzice łatwo mogą sobie poradzić. Na pewno łatwiej, niż z innymi czynnikami skłaniającymi do agresji i przemocy - mówi profesor Anderson. Negatywny wpływ był niezależny od kultury, wieku i płci. Co prawda można byłoby się spodziewać, że wystawienie młodszego dziecka na tego typu gry da w przyszłości bardziej negatywne efekty niż u starszego, jednak na poparcie takiej tezy znaleziono bardzo słabe dowody. Podobnie jak kontroluje się to, co dzieci jedzą, tak rodzice mogą kontrolować gry, którymi pozwalają im bawić się w domu. I powinni być w stanie wyjaśnić swoim dzieciom, dlaczego niektóre z nich, ze względu na wyznawane przez nich wartości, są w domu zabronione. Należy to wytłumaczyć, gdyż takie rozwiązanie jest lepsze niż rozpoczynanie konfliktu - stwierdza Anderson. Uczony nie wykluczył, że przeprowadzone właśnie badania będą jego ostatnim tak dużym projektem analitycznym, gdyż uzyskał ostatecznie przekonujące dowody. Właśnie ze względu na swój olbrzymi wkład w badania nad grami komputerowymi Anderson został wybrany przez Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne jednym z trzech tegorocznych najważniejszych wykładowców tej organizacji.
  7. W chwilach przygnębienia wyliczanie swoich pozytywnych cech lepiej zastąpić liczeniem pieniędzy (Psychological Science). Kilkoro naukowców z różnych uniwersytetów postanowiło zbadać psychologiczny, fizyczny i społeczny wpływ pieniędzy. W tym celu poproszono ochotników, by przeliczyli osiemdziesiąt 100-dolarowych banknotów lub osiemdziesiąt kawałków papieru. Potem wszyscy angażowali się w komputerową grę Cyperball, polegającą na rzucaniu do siebie wirtualnej piłki. Psycholodzy przekonali wolontariuszy, że w zabawie bierze udział 3 ludzi, tymczasem za wszystko odpowiadała maszyna. Do niektórych piłka przylatywała tak samo często, jak do innych, pozostali zostali wykluczeni z rozgrywek i mogli się tylko przyglądać. Okazało się, że osoby, które wcześniej liczyły pieniądze, odczuwały w sytuacji wykluczenia mniejszy stres od ludzi przekładających papierki. W drugim eksperymencie ochotników poproszono o zanurzenie na pół minuty palców w gorącej wodzie. Wcześniej niektórzy rachowali banknoty, a reszta karteczki. Ci pierwsi uznawali wodę za chłodniejszą i odczuwali mniejszy ból fizyczny, w dodatku częściej doceniali swoje mocne strony, przez co czuli się pewniej. W 3. wersji eksperymentu połowa badanych spisywała wydatki z zeszłego miesiąca, a połowa pogodę w tym samym okresie. Potem wszyscy znowu wzięli udział w rozgrywkach Cyperballu i testach wrażliwości na ból. Osoby zajmujące się meteorologią wspominały o przeciętnym natężeniu bólu i dystresie w sytuacji odrzucenia. Ludzie zgłębiający szczegóły swojej gospodarki pieniężnej bardziej cierpieli w zetknięciu z gorącą wodą, czuli się też gorzej, nie biorąc udziału w akcjach gry komputerowej.
  8. Nauka od dawna interesuje się wzajemnymi oddziaływaniami emocji i tożsamości, w tym tożsamości kulturowej. Wydawałoby się, że ta ostatnia jest odporna na wpływy zewnętrzne, w końcu przekazywanie z pokolenia na pokolenie mocno zakorzeniło ją w świadomości kolektywnej. Jednak nic bardziej mylnego... Amerykańscy psycholodzy z kilku jednostek badawczych postanowili przeprowadzić kilka eksperymentów. Wzięli w nich udział studenci pochodzący z różnych krajów. Chodziło o to, by część ochotników przynależała do kręgu kultury zachodniej, gdzie ceni się niezależność i indywidualizm, a część do kultur Wschodu, wynoszących ponad wszystko grupę i harmonię. W jednym z wariantów eksperymentu wolontariusze słuchali na stereo optymistycznego utworu Mozarta, co miało poprawić im nastrój, lub ponurego Rachmaninowa, co oczywiście, prowadziło do jego pogorszenia. W wariancie drugim badani trzymali w ustach ołówki. Niektórzy mieli to robić za pomocą zębów, co uaktywniało mięśnie biorące w uśmiechu, a inni wargami, dlatego przybierali smutny wyraz twarzy. Potem wszystkich testowano pod kątem siły cenionych wartości. Najpierw ochotnikom dawano do wyboru 5 ołówków: cztery niebieskie i jeden czerwony. By pozostać w zgodzie z wytycznymi kultury, Azjaci decydują się zazwyczaj na ołówek niebieski (część większości, grupy), a Europejczycy na czerwony (jedyny w swoim rodzaju). Potem należało napisać 20 zdań na zadany temat "Kim jestem". Psycholodzy analizowali listę odpowiedzi, dzięki czemu mogli stwierdzić, co wiodło prym: wartości kolektywne czy indywidualistyczne. Dobre samopoczucie skłaniało zarówno Azjatów, jak i Europejczyków do poznawania oraz badania wartości niezgodnych z normami kulturowymi. Wszyscy stawali się śmielsi i byli bardziej skłonni przełamywać kulturowe stereotypy. Dlatego też mieszkańcy Wschodu zachowywali się bardziej niezależnie niż zwykle, a obywatele Zachodu w większym stopniu kooperowali. Zły nastrój działał dokładnie na odwrót. Wzmacniał tradycyjne wartości i powstrzymywał przed myśleniem o reszcie świata. Wg psychologów, pozytywne emocje stanowią sygnał, że można się bezpiecznie oddalić od własnej wizji świata i spojrzeć na rzeczywistość z perspektywy kogoś innego. Negatywne emocje to z kolei komunikat, że czas zacieśnić szyki i obstawać przy czymś znanym, wypróbowanym i prawdziwym. Jak widać, ja nie musi być czymś tak odpornym na zmiany, jak dotąd sądzono. Jest to raczej twór dynamiczny, tworzony ciągle na nowo w oparciu o czyjąś sytuację, dziedzictwo i nastrój.
  9. Kobiety, które wypijają umiarkowane ilości alkoholu (do 40 drinków miesięcznie) nawet na trzeźwo mają problem z oceną atrakcyjności męskich twarzy, a więc ich symetrii, która stanowi wskaźnik wartościowych genów. U mężczyzn efekty spożycia alkoholu zanikają po jego rozłożeniu przez organizm. Badacze z Lakehead University w Kanadzie zebrali grupę 45 młodych pań. Pokazali im 60 par męskich fizjonomii, z których jedna była bardziej symetryczna. Zadanie polegało, oczywiście, na jej wskazaniu. Kobiety przeszły też szereg innych testów. Okazało się, że im więcej alkoholu ochotniczka spożyła w ciągu ostatnich 6 miesięcy, tym gorzej radziła sobie z zadaniem wymagającym oceny symetrii. Choć wydawałoby się, że 5 drinków, koktajli czy strzemiennych w miesiącu to niewiele, kobieta, która je wypiła, wypadała gorzej od abstynentek. Każda dodatkowa porcja alkoholu pogarszała uzyskany wynik. Na trzeźwo takie kobiety są gorsze w ocenie symetrii twarzy, przez co uznają mniej atrakcyjnych mężczyzn za bardziej pociągających – opowiada dr Kirsten Oinonen. Nie da się zatem ukryć, że alkohol wywiera na mózg kobiet wyjątkowo długofalowy wpływ. Czy jest on stały, tego na razie nie wiadomo. Badacze przypuszczają, że procenty oddziałują w jakiś sposób na strukturę tego narządu, upośledzając jego zdolności percepcyjne.
  10. Coraz więcej osób jest przeświadczonych o tym, że ich życie jest "ustawione" i dokumentowane na potrzeby czegoś w rodzaju reality show. Niedawno w jednym z federalnych budynków pojawił się mężczyzna, który zażądał wydania taśm na swój temat, inny uważał, że jest filmowany ukrytą kamerą i bierze, chcąc nie chcąc, udział w telewizyjnym konkursie. Poprzez skojarzenie z granym przez Jima Carreya Trumanem Brubankiem, psychiatrzy nazywają takie zachowanie zespołem Trumana. Psychiatrzy podkreślają, że opisywane zjawisko świetnie odzwierciedla wpływ, jaki na choroby psychiczne wywiera współczesna popkultura. Pytanie jest następujące: czy to tylko odmiana dobrze znanej paranoi lub urojeń wielkościowych, czy też rewolucja kulturowa, w której jesteśmy zanurzeni, tak wysoko wynosi sławę? – zastanawia się Joel Gold, psychiatra z Bellevue Hospital. W ciągu 2 ostatnich lat Gold zetknął się z 5 przypadkami urojeń powiązanych z reality show. Niektórzy pacjenci bez ogródek wspominali o Truman Show. Ponieważ brat specjalisty z Bellevue wybrał podobny zawód, jest psychologiem, panowie mogli wspólnie interpretować swoje spostrzeżenia. Od 2006 roku prowadzą wykłady na temat zespołu Trumana. Gdy z nazwą nowej jednostki nozologicznej zetknęli się ludzie spoza branży, pojawiły się doniesienia o kolejnych 50 pacjentach. W czerwcu br. sztandarowy przypadek syndromu Trumana opisano w British Journal of Psychiatry. Wg 26-letniego listonosza, świat wokół wygląda nieco nierealnie, a on sam czuje się jak superbohater filmowy. Wzniosłe uczucia stają się jednak udziałem tylko nielicznych, większość chorych cierpi z powodu naruszenia prywatności. Teorię o kulturowym podłożu zespołu uprawomocnia fakt, że pojawia się on w rozwiniętych i dobrze zorganizowanych społeczeństwach ze swobodnym dostępem do telewizji. Ich członkowie dość często obawiają się inwigilacji i interwencji władzy. Choć na pozór objawy zespołu prezentują się dość komicznie, choroba może stwarzać zagrożenie dla pacjenta, zwłaszcza gdy wierzy, że pewne działania pozwolą mu umknąć sprzed oka kamery czy wygrać nagrodę. Poza tym ataki na wplątanych w intrygę znajomych lub obcych wcale nie należą do rzadkości. Chory chce zmusić osoby z otoczenia, by przyznały, że to, co widać, jest inscenizacją, a nie prawdziwym światem. Wierząc w coś takiego, trudno sobie poradzić z codziennymi wyzwaniami, bo jak odróżnić coś wartego zachodu od wymyślonego dla zabawy niewidocznego demiurga?
  11. Wielu ludzi uważa, że w noce, na które przypada pełnia Księżyca, popełnianych jest więcej przestępstw i zdarza się więcej wypadków. Wydają się to potwierdzać doniesienia lekarzy i policjantów. W niektórych państwach, m.in. w brytyjskim Brighton, wprowadza się na ten czas dodatkowe patrole, aby zapobiec zuchwałym kradzieżom i brutalnym napadom. Naukowcy twierdzą jednak, że takie postrzeganie i interpretowanie zdarzeń to raczej kwestia nastawienia niż rzeczywistości. Już od starożytności ludzie różnych kultur wierzą, że Księżyc wpływa na nasze zachowanie. Jeśli więc lekarz czy konstabl spodziewają się, że podczas pełni będą się dziać niestworzone rzeczy, zinterpretują zwykły nocny uraz czy krzyk jako coś wyjątkowego. Nasze przekonania wpływają na postrzeganie w taki sposób, że nieświadomie poszukujemy dowodów na potwierdzenie przyjętej na początku tezy. Dzieje się tak nawet w przypadku policjantów, którzy inaczej kwalifikują popełniane przestępstwa, co wpływa na sporządzane na tej podstawie statystyki. Żadne z prowadzonych do tej pory badań nie potwierdziło istnienia szczególnego wpływu Srebrnego Globu na nasz umysł. Trzech naukowców, Ivan Kelly, James Rotton i Roger Culver, przeanalizowało ponad 100 studiów efektów przypisywanych Księżycowi. Nie udało im się znaleźć znaczącej korelacji między fazą naszego satelity a katastrofami albo liczbą popełnianych morderstw itp. Co więcej, trudno byłoby wytypować mechanizm, za pośrednictwem którego Księżyc miałby oddziaływać na ludzki mózg. Jedyny wyjątek: opisany wyżej mechanizm samospełniającego się proroctwa. Wynikom swoich dociekań panowie nadali znamienny tytuł Księżyc był w pełni i nic się nie stało. Chociaż nie zdobyto dowodów na istnienie bezpośredniego wpływu Księżyca na nasze działanie, wpływ pośredni łatwiej udokumentować. Widząc pięknie rozświetloną tarczę Srebrnego Globu, ludzie są po prostu bardziej aktywni niż w ciemne i ponure noce. Jedni wylegają na zewnątrz, by podziwiać naturę, pospacerować, inni włamują się wtedy do cudzych domów. Statystycznie rzecz biorąc, jakikolwiek wzrost aktywności przekłada się na wzrost częstości występowania monitorowanych wydarzeń.
  12. Profesorowie Gavan Fitzsimons, Tanya Chartrand oraz Gráinne Fitzsimons (Duke University i University of Waterloo) zaprezentowali, że krótka ekspozycja dobrze wszystkim znanych marek, a konkretnie ich logo, wyzwala w badanych zachowania odzwierciedlające kojarzone z nimi cechy. Naukowcy podkreślają, że każdego dnia tysiące razy widujemy znaki graficzne marek i w większości przypadków nie ma to nic wspólnego z płatną reklamą. Przypadkowe kontakty nie wywołują najczęściej zmiany zachowania, ale nasze badania demonstrują, że nawet przelotny rzut oka na logo może wpłynąć na nas naprawdę silnie – przekonuje Gavan Fitzsimons. Aby określić wpływ marki na działanie, akademicy wybrali dwie z nich, które ze sobą współzawodniczą. Obie są przez konsumentów szanowane, mają unikatową i dobrze zdefiniowaną tożsamość, czyli wizerunek docelowy (brand identity). Apple przez wiele lat pracowało nad marką kojarzoną z nonkonformizmem, innowacyjnością i kreatywnością, a IBM jest przez konsumentów postrzegane jako tradycyjne, mądre i odpowiedzialne. W eksperymencie wzięło udział 341 studentów. Ochotnicy myśleli, że test polega na ocenie ostrości wzroku. Logo Apple'a lub IBM-a wyświetlano tak szybko, że badani nie mieli pojęcia, że cokolwiek zobaczyli. Następnie wszyscy wykonywali zadanie, które miało określić stopień przejawianej pomysłowości. Chodziło o sporządzenie listy celów, do których można by wykorzystać cegłę (oczywiście, poza zbudowaniem ściany). Osoby, którym podprogowo zaprezentowano logo Apple'a, wymyślały bardziej niezwykłe zastosowania niż członkowie drugiej z badanych grup. Oceną kreatywności podawanych rozwiązań zajmowali się niezależni sędziowie. Przeprowadziliśmy testy, podczas których oferowaliśmy badanym 100 dolarów, jeśli powiedzą, co pojawiło się na ekranie, ale nikt nie potrafił tego dokonać. Niezauważana przez nich ekspozycja wystarczy jednak, by zmienić zachowanie. To pierwsze studium, w ramach którego udało się zademonstrować istnienie tego zjawiska – cieszy się Gráinne Fitzsimons. Gdy powtórzono eksperyment z innymi markami – kanałami telewizyjnymi, tutaj Disneyem i E! Channel – okazało się, że także kształtują sposób postępowania odbiorców. Grupa z primingiem disneyowskim zachowywała się bardziej szczerze. Podobny efekt wystąpi w przypadku każdej marki o ugruntowanym obrazie (Journal of Consumer Research). Fitzsimons uważa, że w związku z tym firmy powinny nieco zmienić strategię marketingową i przesunąć część środków przeznaczanych na reklamę w gazetach oraz telewizji na product placement i inne formy podkreślające rolę krótkiej ekspozycji logo. Z drugiej strony konsument, który chce odnieść sukces w określonej dziedzinie, powinien się otaczać znakami firmowymi marek, które się z nią kojarzą, np. biegacz mógłby skorzystać z logo Nike'a.
  13. Opalenizna to najlepszy sposób opierania się przez organizm rakotwórczemu wpływowi promieniowania ultrafioletowego. Tak przynajmniej twierdzą badacze ze związanego z Harvardem Dana Farber Cancer Institute w Bostonie po przeprowadzeniu serii eksperymentów. Podkreślają jednak, że nie oznacza to, że ludzie powinni zrezygnować ze stosowania preparatów ze specjalnymi filtrami ochronnymi albo zacząć się nadmiernie opalać. Naukowcom zależy na okiełznaniu i wykorzystaniu do swoich celów ścieżek biochemicznych leżących u podłoża brązowienia skóry. Wtedy również osoby o jasnej karnacji mogłyby się cieszyć zabezpieczającymi właściwościami opalenizny, bez niepotrzebnego narażania się m.in. na poparzenie podczas kontaktu z prawdziwym słońcem. Bezpieczna opalenizna nie uszkadzałaby DNA, co często zdarza się podczas wystawienia skóry na oddziaływanie promieni UV. Nie ma tu znaczenia, czy odbywa się to na łonie natury, czy podczas wizyty w solarium. Wyniki badań ukazały się w lipcowym numerze pisma Harvard Health Letter.
  14. Grupa kanadyjskich badaczy zajmowała się wpływem nastroju na procesy poznawcze. Okazało się, że doby humor sprzyja myśleniu niestandardowemu, jeśli jednak chcemy się na czymś skupić, lepiej, byśmy byli nieco przestraszeni. Wtedy mamy do czynienia z czymś w rodzaju widzenia tunelowego. Mechanizm leżący u podłoża tego zjawiska jest nadal niejasny, naukowcy przypuszczają jednak, że w grę może wchodzić wpływ emocji na sposób przetwarzania informacji (Proceedings of the National Academy of Sciences). Myślimy, że tym mechanizmem jest selekcja, sposób, w jaki filtrujemy informacje — tłumaczy Adam Anderson z Uniwersytetu w Toronto. Jeśli porównać uwagę do reflektora, to dobry nastrój ma większy zasięg, podczas gdy zły bardzo zawęża oświetlany obszar. Aby przetestować tę teorię, Anderson sprawdzał, jak 24 studentów poradzi sobie z 2 zadaniami: 1) wymagającym kreatywności niezwykłym kojarzeniem słów oraz 2) zadaniem angażującym wzrok, przy rozwiązywaniu którego trzeba zignorować pojawiające się zakłócenia. Wolontariusze wykonywali zadania kilka razy: w dobrym, neutralnym i złym humorze. Naukowcy wpływali na nastrój za pomocą muzyki. Jazzowa wersja 3. Koncertu brandenburskiego Bacha miała wywoływać pozytywne emocje, a odtwarzany na zwolnionych obrotach fragment Aleksandra Newskiego Sergiusza Prokofiewa miał wywoływać negatywne emocje. W nastrój neutralny wprowadzano, odczytując listę faktów i statystyk dotyczących Kanady. Dobry humor wpływał korzystnie na kojarzenie słów (rozwiązywanie problemów), ale obniżał wyniki osiągane w teście wzrokowym. Szczęśliwi badani rozpraszali się łatwiej od swoich zasmuconych kolegów. Kiedy ludzie są pozytywnie nastrojeni, ich filtr jest szeroko otwarty, co wspiera globalny czy, inaczej mówiąc, intuicyjny typ myślenia. Tak wykalibrowany filtr pomaga podczas gry w kojarzenie słów, ponieważ pozwala wziąć pod uwagę wiele informacji. Problem pojawia się wtedy, kiedy działają dystraktory, a zadanie wymaga skupienia. Różne nastroje w inny sposób wpływają na osiągane wyniki, a próby mocniejszego skoncentrowania się na zadaniu nie zawsze są dobrym pomysłem. W rzeczywistości, jeśli masz problem z rozwiązaniem problemu, mądrzej będzie, gdy na chwilę oderwiesz się od wykonywanej czynności i pozwolisz sobie na chwilę zabawy, relaksu, a dopiero potem zabierzesz się ponownie do pracy.
  15. Od lat naukowcy i nie tylko zadają sobie pytanie, czy brutalne gry wideo mogą zmienić sposób myślenia dziecka. Nowe badanie wykazało, że aktywują one rejony mózgu odpowiedzialne za kontrolę emocjonalnego pobudzenia i hamowania. W jednym z ostatnich studiów badacze porównywali aktywność mózgu dorosłych grających w brutalne i niebrutalne gry wideo. U pierwszych zauważono aktywację obszarów odpowiedzialnych za podniecenie emocjonalne. Po zabawie z grą zawierającą sceny z przemocą u młodzieży odnotowano zwiększoną aktywność ciała migdałowatego, rejonu mózgu zaangażowanego w podniecenie emocjonalne — tłumaczy autor badań, dr Vincent Mathews ze Szkoły Medycznej Indiana University. W porównaniu do osób grających w gry bez przemocy, u ludzi grających w brutalne gry występowała zmniejszona aktywność rejonów związanych z samokontrolą, hamowaniem i uwagą. W 30 minut po zakończeniu gry wszyscy wolontariusze wykonywali zadania sprawdzające uwagę oraz zdolność powstrzymywania się. Za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) naukowcy badali w tym czasie aktywność ich mózgu. Obie grupy wykonywały zadania z podobną dokładnością, nie odnotowano też różnic w zakresie czasu reakcji, ale skany mózgu pokazały różnice w aktywności mózgu. Niektórzy ludzie obawiają się, że długotrwały kontakt z brutalnymi grami może wywoływać zmiany w zachowaniu, ale badacze podkreślają, że na razie obserwowali zmiany na poziomie funkcjonowania psychicznego. Potrzebne są więc dalsze pogłębione badania, by dowiedzieć się, czy wspomniane obawy są uzasadnione.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...