Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'tempo' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 10 wyników

  1. Skłaniając ludzi do myślenia w szybkim tempie, można ich zachęcić do podejmowania ryzyka. Amerykańscy psycholodzy uważają, że współczesne filmy o wartkiej akcji czy migające światła w kasynie wywierają na nas taki właśnie wpływ. W ramach wcześniejszych badań prof. Emily Pronin z Princeton University wykazała, że można zmienić tempo myślenia i że myślenie w żywszym tempie wprowadza ludzi w dobry nastrój. Wiedząc to, Amerykanka zastanawiała się, czy myśląc szybko, jesteśmy bardziej skłonni podejmować ryzyko. Stąd pomysł na 2 eksperymenty. W 1. uczestnicy odczytywali na głos stwierdzenia wyświetlane na ekranie komputera. Prędkość wyświetlania można było kontrolować i czasem była ona 2-krotnie większa od zwykłego tempa czytania, a czasem 2-krotnie mniejsza. Później ochotnicy mieli nadmuchać serię wirtualnych balonów. Każde dmuchnięcie dodawało do banku kolejne 5 centów, jednocześnie zwiększało się jednak ryzyko pęknięcia. Jeśli dana osoba przestawała dmuchać przed pęknięciem, zachowywała zebrane pieniądze. Jeśli nie, ulatniały się one razem z powietrzem z pękniętego balonu. Okazało się, że osoby, które zmuszono do czytania z prędkością większą od przeciętnej, dmuchały dłużej niż reszta i z większym prawdopodobieństwem traciły pieniądze. W drugim eksperymencie badani oglądali 3 filmiki wideo. Każdy przedstawiał neutralne sceny - np. wodospady, iguany czy miasta - ale zróżnicowano je ze względu na średnią długość ujęcia. Tempo było więc bardzo duże (jak w klipach muzycznych), średnie (jak w typowym filmie hollywoodzkim) albo plasowało się między nimi. Po obejrzeniu nagrań uczestnicy studium wypełniali kwestionariusz z pytaniami dotyczącymi prawdopodobieństwa angażowania się w najbliższym półroczu w ryzykowne zachowania, np. seks bez zabezpieczeń. I tym razem stwierdzono, że im większe tempo filmu i myślenia, tym większa skłonność do podejmowania ryzyka.
  2. Płody emydur Murraya dostrajają się tętna braci i sióstr, dzięki czemu wszystkie żółwie wylęgają się jednocześnie. Możliwe też, że jako wskazówkę wykorzystują ilość emitowanego przez inne jaja dwutlenku węgla. Dr Ricky Spencer i zespół z University of Western Sydney zauważyli, że emydury Murraya (Emydura macquarii) wyczuwają, jak zaawansowany jest rozwój innych osobników i dostosowują się do najlepszych. Świadomość tego, co słychać u innych i przyspieszenie metaboliczne powodują, że osobniki, które wyklułyby się w opustoszałym już gnieździe, przychodzą na świat w zapewniającej bezpieczeństwo grupie. Emydury składają jaja w płytkich gniazdach. Układają się one w kilka warstw. Temperatura w okolicy wierzchnich jaj jest aż o 6 stopni wyższa niż w pobliżu jaj z najniższej warstwy, co znacznie skraca czas inkubacji tych pierwszych. Synchronizacja wylęgu nie powinna więc występować, a występuje. W grę musi zatem wchodzić jakiś mechanizm doganiania rodzeństwa z górnych warstw. Gdyby żółwiki z dołu były mniej rozwinięte niż szczęściarze z cieplejszych wierzchnich warstw, wolniej by się poruszały, stając się łatwym łupem dla drapieżników. Tymczasem zespół Spencera nie zauważył różnicy między osobnikami z poszczególnych warstw. Wcześniejszy wyląg nie wydawał się ograniczać sprawności nerwowo-mięśniowej. Zupełnie inaczej mają się sprawy u innych zwierząt, u których część młodych wylęga się przed terminem, by wszystkie mogły pojawić się jako grupa: żółwi malowanych (Chrysemys picta), u których niższa sprawność nerwowo-mięśniowa wcześniaków utrzymuje się nawet do 9 miesięcy czy przepiórek japońskich (Coturnix japonica), u których rozwojowi maruderzy stają na własnych nogach kilka godzin później. Emydury Murraya przyspieszają wzrost, zużywając w krótszym czasie więcej składników odżywczych z woreczka żółtkowego od spoczywającego w cieple rodzeństwa. [Po wylęgu] żółwie mają spory woreczek żółtkowy. Dysponując zapasami żółtka, nie muszą żerować jeszcze przez kilka tygodni, jednak u osobników, które przyspieszyły wzrost, woreczek jest mniejszy. Skąd płody z chłodniejszych warstw wiedzą, jak przyspieszyć metabolizm? Spencer i inni spekulują, że mogą polegać na tętnie, które wywołuje drgania w leżących na sobie jajach. Niewykluczone też, że chodzi o emitowany przez oddychające jaja dwutlenek węgla. Jeśli w gnieździe znajdują się jaja z wyższym tempem przemiany materii, drobne zmiany w wymianie gazowej stanowią wskazówkę dla niezaawansowanych. Zespół zebrał jaja złożone nad rzeką Murray. Po przeniesieniu do laboratorium przez mniej więcej tydzień część inkubowano w temperaturze 30°C, a resztę w temperaturze 26°C. Wtedy właśnie zauważono, że żółwiki z cieplejszej podgrupy miały szybszy metabolizm. Następnie jaja zmieszano. Okazało się, że w ostatnim okresie inkubacji chłodne płody przyspieszyły przemianę materii, w porównaniu do chłodnych płodów z grupy kontrolnej. Zwiększyły przemianę materii niezależnie od temperatury, co pozwoliło im na wcześniejszy wyląg. Australijskie trio zauważyło, że chłodniejsze płody z mieszanych grup przychodziły na świat 2 dni wcześniej niż żółwiki z grupy kontrolnej.
  3. Jeśli chcemy przekonać kogoś do własnego zdania, wyperswadować coś czy skłonić do postępowania zgodnego z naszymi planami, najlepiej mówić w umiarkowanym tempie, robić częste przerwy i nie być nadmiernie pobudzonym. Naukowcy z Instytutu Badań Społecznych University of Michigan przeanalizowali ok. 1400 rozmów telefonicznych, podczas których próbowano zachęcić ludzi do wzięcia udziału w sondzie. Najgorzej radzili sobie ankieterzy, którzy mówili bardzo szybko, nie robili pauz i byli zbyt ożywieni. W ramach studium amerykańscy psycholodzy analizowali nagrania komunikatów wprowadzających w wykonaniu 100 kobiet i mężczyzn. Zwracali szczególną uwagę na tempo mówienia, fluencję słowną oraz wysokość głosu i porównywali je ze skutecznością ankieterów w przekonywaniu rozmówcy do wzięcia udziału w wywiadzie. Okazało się, że badani wymawiający ok. 3,5 słowa na sekundę wypadali o wiele lepiej od ankieterów wypowiadających się bardzo wolno lub bardzo szybko. Szef zespołu Jose Benki wyjaśnia, że osoby mówiące zbyt szybko są postrzegane jako kłamcy, a mówiące bardzo wolno jako niezbyt inteligentne lub nadmiernie pedantyczne. Studium ujawniło także, że zbyt duża zmienność tembru głosu brzmi, wg odbiorców, sztucznie, jak gdyby ankieter za bardzo się starał. Akademicy z University of Michigan ustalili też, że najlepiej sprawdzali się ankieterzy, którzy robili częste pauzy (ok. 4-5 razy na minutę). Idealnie płynna mowa może być bowiem uznawana za wyuczoną na pamięć kwestię.
  4. U osób z dużą głową choroba Alzheimera rozwija się wolniej. Naukowcy nie wykluczają, iż dzieje się tak, ponieważ większy mózg ma pokaźniejszych rozmiarów rezerwy poznawcze, czyli, jednym słowem, istnieje więcej neuronów mogących zastąpić zniszczone komórki i więcej połączeń między nimi. Nie ma pewności, czy rozmiary głowy, mózgu i tempo rozwoju alzheimeryzmu są połączone, jeśli tak jednak jest, wyniki niemiecko-amerykańskiego zespołu ułatwią, jak przekonuje Lindsay Farrer, szefowa programu genetycznego Szkoły Medycznej Uniwersytetu Bostońskiego, opracowanie zindywidualizowanych metod terapii. Naukowcy z Uniwersytetu Technicznego w Monachium analizował przypadki 270 osób. Rekrutowano je za pośrednictwem rejestrów badawczych oraz klinik leczenia zaburzeń pamięci w USA, Kanadzie, Niemczech i Grecji. Ochotnicy rozwiązywali testy zdolności poznawczych i pamięciowe, byli też poddawani badaniu obrazowemu mózgu. Poza tym zmierzono im obwód głowy. Okazało się, że ludzie z większymi głowami lepiej wypadali w testach, nawet wtedy, gdy u pacjentów odnotowywano taki sam wywołany chorobą Alzheimera zakres zniszczenia i utraty neuronów. Przy każdym 1% uśmierconych komórek dodatkowy centymetr w obwodzie głowy oznaczał lepszy aż o 6% wynik w zadaniach pamięciowych. Pokaźniejszym rozmiarom głowy towarzyszyła mniej zaawansowana atrofia mózgu i słabiej posunięty alzheimeryzm. Choć studium nie potwierdziło istnienia bezpośredniego związku między rozmiarami mózgu a tempem rozwoju choroby, gdyby przyjąć, że tak rzeczywiście jest, okazałoby się, że u osób z dużą mózgoczaszką musi obumrzeć więcej neuronów, by przekroczyć próg, kiedy uszkodzenie mózgu prowadzi do upośledzenia funkcjonowania poznawczego i innych symptomów demencji. Choć wielkość głowy jest w dużej mierze determinowana genetycznie, naukowcy sądzą, że wpływa na nią także tryb życia. Wzrost czaszki mogą np. upośledzać niedożywienie bądź choroba na wczesnych etapach życia. Okres krytyczny to pierwsze sześć lat życia. Do tego czasu mózg osiąga bowiem 93% swej ostatecznej wielkości. Poprawa warunków prenatalnych i w początkowych latach życia może znacznie powiększyć rezerwę mózgową, co z kolei będzie mieć wpływ na ryzyko wystąpienia choroby Alzheimera lub natężenie jej objawów – tłumaczy dr Robert Perneczky.
  5. Dorośli z anemią sierpowatą wypadają gorzej od innych w testach pamięciowych. Oznacza to, że nieprawidłowości związane z krwią wpływają też na działanie mózgu (Journal of the American Medical Association). Dr Elliott Vichinsky i zespół ze Szpitala Dziecięcego i Centrum Badawczego w Oakland stwierdzili, że w niektórych przypadkach różnice w inteligencji były, w porównaniu do zdrowych osób, tak duże, że naukowcy wyrazili obawę o zdolność chorych do utrzymania pracy, zarządzania pieniędzmi czy pamiętania o zażywaniu leków. Oznacza to, że nawet niedokrwistość sierpowata o łagodnym przebiegu oddziałuje na funkcjonowanie neuropoznawcze. Na anemię sierpowatą, wrodzoną niedokrwistość spowodowaną nieprawidłową budową hemoglobiny, cierpi ok. 3-5 mln osób na świecie. Vichinsky i inni badali 149 dorosłych z anemią sierpowatą i 47 zdrowych ludzi w podobnym wieku, z takim samym wykształceniem i pochodzeniem społecznym. Pacjenci należeli do grupy niskiego ryzyka powikłań, ponieważ w przeszłości nie cierpieli na częste bóle ani nie byli regularnie przyjmowani do szpitala, nie przeszli udaru, nie mieli wysokiego ciśnienia ani innych problemów zdrowotnych, które mogłyby wpłynąć na działanie mózgu. Amerykanie ustalili, że chorzy wypadali gorzej od zdrowych pod względem pamięci operacyjnej, tempa przetwarzania informacji oraz zakresu uwagi. Najgorsze wyniki osiągali najstarsi i najbardziej chorzy ochotnicy, co sugeruje, że im dłużej ktoś żył z anemią lub im cięższy miała ona przebieg, tym silniejszy wpływ na mózg obserwowano. Odkrycia zespołu z Oakland uświadamiają, że trzeba będzie opracować leki chroniące mózg osób z niedokrwistością sierpowatą. Niewykluczone też, że leczenie na wczesnych etapach życia powinno być bardziej agresywne. Warto rozważyć, czy nie podawać szybciej hydroksykarbamidu, leku stosowanego w terapii nowotworów szyi, głowy i jajnika, który przy anemii sierpowatej zwalcza silny ból i odracza perspektywę przetaczania krwi.
  6. W organizmie człowieka wiele procesów życiowych, m.in. sen, produkcja hormonów czy regulacja temperatury ciała, przebiega w rytmie dobowym. Te genetycznie zaprogramowane wzorce działają nawet pod nieobecność następujących po sobie dni i nocy, a występują u niemal wszystkich organizmów. Naukowcy z MIT-u i Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego (UCSD) odkryli ostatnio, że u sinic rytmy dobowe określają tempo podziałów komórkowych. Sinice, zwane również cyjanobakteriami, prowadzą fotosyntezę, dlatego są bardziej aktywnie w ciągu dnia, a nocą przechodzą fazę spoczynku. U organizmów wielokomórkowych podział komórek jest niezbędny dla odnowy i naprawy uszkodzeń, ale niekontrolowane namnażanie prowadzi do nowotworów. Z tego powodu zrozumienie, jak komórki się dzielą, ma fundamentalne znaczenie – tłumaczy Susan Golden, profesor biologii molekularnej z UCSD. Dwanaście lat temu Golden i inni zidentyfikowali u sinic 3 białka regulujące zegar biologiczny. Istniały pewne dowody, że rytm okołodobowy kontroluje podziały komórkowe, ale nie było wiadomo, jaki dokładnie charakter ma ta zależność. Obecnie zespół pracujący pod kierownictwem prof. Alexandra van Oudenaardena z MIT-u stwierdził, że w stałym świetle o umiarkowanym natężeniu cyjanobakterie dzielą się średnio raz dziennie, a podziały mają miejsce głównie w połowie 24-godzinnego cyklu. Naukowcom udało się przyspieszyć dzielenie, wzmagając intensywność oświetlenia. W takich warunkach komórki nasilały fotosyntezę, co pozwalało im uzyskać większą ilość energii. Zaczynały się dzielić częściej, ale nadal w powiązaniu z zegarem biologicznym: w jednej czwartej i trzech czwartych cyklu. Amerykanie zauważyli, że we wszystkich warunkach po ok. 19 godzinach sinice wchodziły w fazę spoczynku. Akademicy przez tydzień śledzili rytmy dobowe pojedynczych komórek. Udało się to dzięki oznaczeniu protein zarządzających zegarem biologicznym żółtym fluorescencyjnym białkiem. W ten sposób w 24-godzinnym cyklu można było ustalić pozycję każdej komórki. Dodatkowo co 40 min komórki fotografowano, naukowcy wiedzieli więc, kiedy się dzieliły. Technika monitorowania pojedynczych komórek pozwoli w przyszłości ujawnić związki między rytmem okołodobowym a innymi cyklicznymi procesami komórkowymi, np. metabolizmem. Prof. Golden planuje dalsze eksperymenty na sinicach, jednak van Oudenaarden wspomina także o drożdżach i komórkach ludzkich. Wcześniej profesorski tandem opisał mechanizm molekularny, za pośrednictwem którego białka zegara biologicznego cyjanobakterii (KaiA, KaiB i KaiC) kontrolują cykl komórkowy. Okazało się, że regulują one aktywność czwartego białka FtsZ, nie dopuszczając do jego przemieszczania w okolice płaszczyzny równikowej i utworzenia pierścienia.
  7. Co zrobić, by poprawić sobie nastrój? Psycholodzy z Uniwersytetów Harvarda i Princetone podają proste rozwiązanie: szybko myśleć. W ramach sześciu eksperymentów naukowcy prosili ochotników, by w ciągu 10 minut podali jak najwięcej rozwiązań różnych problemów (nawet złych), błyskawicznie odczytywali serie pomysłów z ekranu komputera lub obejrzeli w przyspieszeniu klip I love Lucy. Inni badani wykonywali podobne zadania w normalnym tempie. Wyniki pokazały, że ludzie myślący w pośpiechu czuli się bardziej radośni, kreatywni i – w mniejszym stopniu – energetyczni oraz przepełnieni mocą. Główna autorka badań, Emily Pronin, uważa, że takie działania, jak rozwiązanie prostej krzyżówki czy wewnętrzna burza mózgów nad jakimś pomysłem, mogą skutecznie poprawić nastrój. Pani psycholog przestrzega jednak, że nie wszyscy powinni się uciekać do opisanej metody. U osób z zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym myślenie może tak bardzo przyspieszyć, że uczucia związane z manią podziałają na humor niekorzystnie. W innym swoim artykule Pronin stwierdziła też, że podniecenie jest wywoływane przez szybkie i zróżnicowane myślenie, natomiast szybkie, lecz powtarzalne myśli wiążą się raczej z niepokojem. Nie wiadomo, czemu prędkość myślenia oddziałuje na nastrój, ale Amerykanie dywagują, że w grę wchodzą nasze własne oczekiwania. Wcześniej udowodniono bowiem, że ludzie wierzą, że myślenie w szybkim tempie jest oznaką dobrego humoru. Mogą więc wnioskować, że prawdziwa jest również odwrotna zależność: myślę z życiem, więc czuję się wyśmienicie. Poza tym przy takich okazjach uruchamia się "uzależniony" od nowości układ dopaminowy mózgu, który odpowiada za wrażenie przyjemności. Choć przypływ zadowolenia jest przejściowy, jeśli zsumuje się wiele takich chwil, efekt będzie co najmniej zadowalający...
  8. Seniorzy, którzy chodzą wolno, 3-krotnie częściej umierają z powodu chorób sercowo-naczyniowych niż ich szybko maszerujący rówieśnicy. Francuscy naukowcy zmierzyli prędkość chodu 3208 kobiet i mężczyzn w wieku od 65 do 85 lat. Każdy uczestnik badania dwukrotnie przebywał korytarz, na którym w odstępie 6 metrów rozmieszczono dwie podłączone do chronometru fotokomórki. Za pierwszym razem odcinek należało przebyć w swoim zwykłym tempie. Potem starszych państwa instruowano, żeby szli (nie biegli!) najszybciej, jak umieją. Wszystkim przysługiwała jedna próba, by sprawdzić, czy polecenie zostało prawidłowo zrozumiane. Panowie i panie startowali z punktu wyznaczonego 3 metry przed korytarzem. W ten sposób z pomiarów eliminowano czas przyspieszania. Na początku studium podczas wywiadów przeprowadzanych w domach ochotników wykwalifikowani psycholodzy zebrali też szereg danych demograficznych i medycznych na ich temat. Pytano m.in. o niedawne złamania kości biodrowej, parkinsonizm, udary. Poza tym dwukrotnie zmierzono ciśnienie, a za wartość typową dla danej osoby uznano wyliczoną na tej podstawie średnią. Seniorzy wypełnili całą baterię testów dotyczących funkcjonowania poznawczego. Przez następne 5 lat w regularnych odstępach czasu badania powtarzano. Po wzięciu poprawki na informacje zgromadzone na wstępie, okazało się, że w przypadku chodzących najwolniej starszych osób ryzyko zgonu było o 44% wyższe niż u osób chodzących najszybciej. Najbardziej ślamazarni chodziarze 3-krotnie częściej umierali z powodu chorób sercowo-naczyniowych. Co ważne, w przypadku tych ostatnich ryzyko wzrastało zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn, u seniorów starszych i młodszych, a także u badanych z niskim i przeciętnym poziomem aktywności ruchowej. Nie odnotowano związku między tempem marszu a prawdopodobieństwem zgonu na nowotwór. Opisane wyniki uzyskano w ramach studium 3C (Three-City), które obejmuje Bordeaux, Dijon i Montpellier. W tym konkretnym przypadku 6-osobowy zespół naukowców interesował się możliwościami ruchowymi mieszkańców Dijon.
  9. Opera jest muzyką serca i nie chodzi tu o emocje, jakie wywołuje, lecz o jej dobroczynny wpływ na narząd zaopatrujący nasze ciało w krew (Circulation). Dr Luciano Bernardi i jego zespół z Uniwersytetu w Pawii twierdzą, że muzyka operowa, np. Nessun dorma (Niech nikt nie śpi) Giacomo Pucciniego, w której pełno naprzemiennego stopniowego osłabiania (dimnuendo) i wzmacniania (crescendo) siły brzmienia, może pomóc w rehabilitacji osób po udarach. Co ważne, muzyka jest lekiem tanim i łatwym do zaordynowania. Włosi poprosili 24 zdrowych ochotników o wysłuchanie 5 losowo wybranych nagrań muzyki klasycznej. Podczas eksperymentu monitorowano reakcje ich ciała. Każdy z badanych dysponował słuchawkami. Wszystkim wykonywano EKG, mierzono ciśnienie, parametry oddechowe, przepływ w tętnicach mózgu oraz zwężenie podskórnych naczyń krwionośnych. Naukowcy posłużyli się fragmentami IX symfonii Beethovena, Turandota Pucciniego, kantaty nr 169 Bacha, Va', pensiero z Nabucco Giuseppe Verdiego oraz Libiamo ne lieti calici (Więc pijmy na chwałę miłości) z I aktu opery La Traviata Verdiego. Crescendo wpływało na organizm pobudzająco (podobnie jak szybsze tempo) i prowadziło do zwężenia podskórnych naczyń krwionośnych, wzrostu ciśnienia krwi, tętna i częstości oddechów. Dimnuendo działało odprężająco – serce zwalniało, spadało też ciśnienie – co z kolei przywodziło na myśl zmiany indukowane przez wolne tempo. Kiedy wciskano pauzę, oddech, puls i ciśnienie spadały, niekiedy poniżej wartości wyjściowych, od których rozpoczynano badanie. Pogłośnienie crescendo skutkowało umiarkowanym pobudzeniem, a ściszenie decrescendo relaksacją. Jak widać, za pomocą manipulowania muzyką da się kontrolować i ćwiczyć układ sercowo-naczyniowy. Co ciekawe, arie Verdiego, w których frazy muzyczne trwają 10 sekund, wydają się idealnie synchronizować z naturalnym rytmem sercowo-naczyniowym.
  10. Rdzenni Afrykanie, którzy nigdy wcześniej nie słyszeli radia ani płyty CD, potrafią wskazać emocję - radość, smutek lub strach - wyrażaną przez dany utwór z repertuaru muzyki zachodniej. Badacze uważają, że zdolność ich rozpoznania w muzyce musi być zatem uniwersalna, podobnie jak odczytywanie mimiki czy właściwości brzmieniowych mowy (Current Biology). Odkrycie to pozwala wyjaśnić, czemu muzyka Zachodu stała się tak popularna na świecie, nawet w kulturach nieprzywiązujących większej wagi do ekspresji emocjonalnej w muzyce – twierdzi Thomas Fritz z Instytutu Nauk Poznawczych i o Mózgu Maxa Plancka. Wg naukowców, wyrażanie uczuć jest podstawową cechą muzyki Zachodu i zdolność ich komunikowania stanowi ważne kryterium oceny. W innych kręgach kulturowych liczą się odmienne właściwości, np. dobra koordynacja działań wielu osób podczas odprawiania rytuałów. Zespół z Instytutu Maxa Plancka wyjaśnia, że wcześniejsze eksperymenty przeprowadzano z udziałem osób, które miały niewielkie, lecz jednak jakieś doświadczenie z danym rodzajem muzyki. Teraz skoncentrowano się na kompletnych laikach: przedstawicielach ludu Mafa z Kamerunu. Plemię to żyje na północy pasma górskiego Mandara. W 2006 r. Fritz udał się tam z laptopem i ogniwem słonecznym w plecaku. Zarówno przedstawiciele kultury zachodniej, jak i członkowie ludu Mafa rozpoznawali przekazywane przez muzykę emocje (szczęście, smutek i strach) częściej, niż gdyby udawało im się to przez przypadek. W grupie tych drugich obserwowano jednak znaczną zmienność osiąganych wyników i 2 z 21 osób wydawały się typować na chybił trafił. Mafa rozpoznali 2 z 3 radosnych utworów, a także połowę urywków smutnych i strasznych. Niemcy poradzili sobie prawie ze wszystkimi fragmentami. W przetłumaczeniu instrukcji na język kameruńskiego plemienia pomogła Fritzowi żyjąca w Amsterdamie członkini ludu Mafa. Zanim ostrożni i odrzucający zachodni styl życia Afrykanie zgodzili się wziąć udział w jego badaniu, minął miesiąc. Lody zostały przełamane, gdy naukowiec wziął udział w maratonie gry na fletach, a następnie poczęstował wszystkich piwem z prosa. W eksperymencie wzięło udział 21 osób w wieku od 37 do 90 lat. Emocje identyfikowano, wskazując jedno z 3 zdjęć kobiecej twarzy. Wykonanie tego samego zadania zlecono 20 Niemcom w wieku 40-68 lat. Określając rodzaj emocji, Mafa i ludzie Zachodu polegali na tych samych cechach utworów, np. tempie, ale była to tendencja silniej zaznaczona u naszych ziomków. Fragmenty szybkie uznawano za radosne, a wolne za straszne. Wszyscy zgadzali się z grubsza co do tego, które utwory są smutne, ale nie wiązano ich z jakimś szczególnym tempem. Urywki w skali durowej (majorowej) klasyfikowano jako wyrażające szczęście, a w skali molowej (minorowej) jako przerażające. Gdy tonacja danego kawałka była nieokreślona, wrzucano go do worka opisanego hasłem "smutne". Muzyka Mafa wyraża wyłącznie radość i szczęście. W języku tych ludzi nie istnieje osobne określenie na muzykę, ponieważ uznaje się ją za nieodłączną część rytuałów. W drugim eksperymencie Mafa i Niemcy oceniali, jak bardzo podobają im się (lub nie podobają) zachodnie utwory instrumentalne i gra na flecie podczas rytuałów Mafa. Potem odtwarzano zmienione wersje tych samych utworów. Składały się one z oryginalnej linii melodycznej i nałożonych na nią 2 innych o zmienionej tonacji. Manipulowanie muzyką ujawniło, że i jednym, i drugim bardziej podobały się oryginalne wersje utworów własnych i cudzych. Naukowcy uważają, że można to częściowo wyjaśnić nasilonym dysonansem pomiędzy zmienionymi dźwiękami. W naszym kręgu kulturowym "zgrzyty" dźwięków pozwalają zbudować napięcie, które likwiduje się, ponownie wprowadzając harmonię.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...