Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'serwis społecznościowy' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 24 wyników

  1. Europejski Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że nie wolno nakładać na serwisy społecznościowe obowiązku filtrowania ruchu wszystkich użytkowników w celu zwalczania piractwa. Wyrok to wynik sporu pomiędzy serwisem społecznościowym Netlog, a organizacja SABAM, która w imieniu twórców muzyki pobiera tantiemy. Netlog NV prowadzi serwis społecznościowym, w którym każdy może w swoim profilu umieścić, między innymi, klipy wideo. Jako, że profile są widoczne dla każdego, wszyscy mają też dostęp do umieszczonych tam plików. Użytkownicy umieszczają zatem, bez zgody SABAM i bez opłacania tantiem, dzieła, nad którymi SABAM sprawuje kontrolę. W 2009 roku organizacja zwróciła się do belgijskiego sądu z wnioskiem, by ten nakazał Netlog NV uniemożliwienie użytkownikom nielegalnego umieszczania plików z portfolio SABAM. Sąd uznał jednak, że nie jest w stanie rozstrzygnąć tej kwestii i zwrócił się z do Trybunału Sprawiedliwości. Właściciel serwisu społecznościowego nie może zostać zobligowany do stosowania ogólnego systemu filtrującego, który dotyczyłby wszystkich użytkowników, po to, by zapobiegać nielegalnemu użyciu dzieł muzycznych i audiowizualnych. Taki system musiałby nie mieć ograniczeń czasowych, musiałby zapobiegać także przyszłym naruszeniom oraz musiałby chronić nie tylko dzieła już istniejące, ale również dzieła, które w momencie instalowania systemu jeszcze nie powstały. To oznacza, że nałożenie takiego obowiązku stanowiłoby poważne naruszenie prawa Netloga do swobodnego prowadzenia biznesu, jako że oznaczałoby zmuszenie firmy do zainstalowania na swój koszt skomplikowanego, drogiego i stale działającego systemu komputerowego - orzekł sąd. Trybunał dodał również, że uruchomienie filtra analizującego i przetwarzającego informacje użytkowników mogłoby być naruszeniem ich prawa do prywatności oraz skutkować zablokowaniem legalnej zawartości. Zaznaczono, że prawodawcy i sądy poszczególnych krajów muszą znaleźć równowagę pomiędzy ochroną własności intelektualnej a podstawowymi prawami człowieka.
  2. Amerykańskie media pracują nad systemami, które pozwolą w czasie rzeczywistym dostosowywać reklamy do gustów użytkowników. Będzie to możliwe dzięki śledzeniu i analizie komentarzy w serwisach społecznościowych. Specjaliści spodziewają się, że podczas najbliższych finałów Super Bowl około 5 milionów ludzi zasiądzie do Twittera i innych serwisów społecznościowych, by na bieżąco komentować wydarzenia. To olbrzymi wzrost w porównaniu z ubiegłym rokiem, gdy komentujących było 900 000. W internecie pojawi się zatem olbrzymia liczba opinii nie tylko o samych rozgrywkach, ale również o wyświetlanych reklamach. Bieżący rok będzie wielkim sprawdzianem przed tym, co jest planowane w roku 2013. Za rok stacje telewizyjne i reklamodawcy chcą dysponować systemem na bieżąco zbierającym i analizującym opinie, by błyskawicznie zmieniać plany i w kolejnym bloku reklamowym usunąć te klipy, które się widzom nie podobają, zastępując je treściami bardziej lubianymi. Trzeba będzie przygotować kilka reklam tego samego produktu i kilka wersji każdej reklamy. Będą one wyświetlane w zależności od tego, jakie komentarze będą się pojawiały zarówno na temat samej reklamy, jak i na temat wydarzeń na boisku - mówi Kate Sirkin, dyrektor ds. badań w Starcom MediaVest Group. W najbliższą sobotę firma Bluefin Labs, specjalizująca się w analizie mediów społecznościowych, po raz pierwszy upubliczni swoje analizy dotyczące reklam podczas Super Bowl. Będzie je można zobaczyć zaraz po rozgrywkach. Dotychczas takie dane były ujawniane tylko klientom firmy. Specjaliści podkreślają, że liczba komentarzy dotyczących tego, co można zobaczyć w telewizji, gwałtownie rośnie. Premiera pierwszego odcinka nowej serii reality show The Bachelor doczekała się 80 528 komentarzy, podczas gdy przed rokiem pierwszy odcinek nowej serii został skomentowany 13 966 razy. Nowy sezon Jersey Shore skomentowano 410 230 razy, a rok wcześniej - 69 829 razy. Internet, wbrew prognozom, nie tylko nie zabija telewizji, ale może jej pomagać. Średnia cena emisji pojedynczej reklamy podczas tegorocznego Super Bowl wyniesie 3,5 miliona dolarów. Anheuser-Busch, producent m.in. Budweisera, przygotował 6 różnych reklam, które będą wyświetlane w czasie rozgrywek. Pod koniec meczu będziemy wiedzieli, czy reklamy odbierane są podobnie, czy też któraś się wyróżnia. Na sam koniec będziemy mogli dzięki temu pokazać najbardziej lubianą reklamę - mówi Tom Thai, wiceprezes Bluefin. Jego firma obsługuje ponad 8000 programów w 200 stacjach oraz śledzi media społecznościowe, przede wszystkim Twittera. Śledzi też około 10 milionów osób, które w ciągu ostatnich trzech miesiącach dodały komentarz odnoszący się do programu telewizyjnego. Dzięki temu Bluefin wie, co się ludziom podoba, jak zmieniają się ich gusta, co ich inspiruje.
  3. Młode dziewczęta, która spędzają zbyt dużo czasu przy komputerze oraz na obsłudze urządzeń elektronicznych, ryzykują zaburzeniem rozwoju społecznego i emocjonalnego. Na szczęście negatywne efekty takich zachowań można bardzo łatwo zniwelować dzięki rozmowie twarzą w twarz z drugim człowiekiem. Profesorowie Roy Pea i Clifford Nass i ich zespół ze Stanford University zbadali 3461 dziewcząt w wieku 8-12 lat. Przeprowadzili z nimi wywiady, dzięki którym poznali ich zwyczaje dotyczące używania urządzeń elektronicznych oraz ich życie społeczne i emocjonalne. Wyniki były zatrważające - mówi Ness. Dziewczęta - subskrybentki magazynu Discovery Girls - wypełniały onlineowe ankiety, w których musiały szczegółowo wyliczyć ile czasu spędzają na oglądaniu filmów (w telewizji, na komputerze, w kinach), słuchaniu muzyki, czytaniu, odrabianiu lekcji, pisaniu e-maili, pisaniu na Facebooku i MySpace, pisaniu SMS-ów, rozmawianiu przez komunikatory, rozmowach telefonicznych oraz wideorozmowach. Pytano ich również, jak często wykonują co najmniej dwie takie czynności jednocześnie. Badania wykazały, że wielozadaniowość, oglądanie wideo i komunikowanie się w ludźmi przez internet są znacząco statystycznie powiązane z negatywnymi doświadczeniami, takimi jak gorszej jakości życie społeczne, poczucie nie bycia normalnym, posiadanie większej liczby znajomych, o których rodzice sądzą, iż wywierają na badaną zły wpływ oraz zmniejszona liczba godzin snu. Naukowcy podkreślają, że na razie zauważyli oczywisty związek, jednak jeszcze nie znaleźli przyczyn takiego stanu rzeczy, zatem dotychczas nie udowodnili jednoznacznie wynikania. Płynące z badań wnioski są bardzo niepokojące, gdyż wiek 8-12 lat to dla dziewcząt najważniejszy okres rozwoju społecznego i emocjonalnego. Na szczęście naukowcy zadali badanym niezwykle ważne pytanie: jak dużo czasu spędzają na rozmowie z drugim człowiekiem twarzą w twarz. Okazało się, że im więcej czasu poświęcały dziewczęta takim kontaktom, tym lepszej jakości było ich życie społeczne, czuły się mniej wyobcowane, więcej spały i miały mniej znajomych oskarżanych o rodziców, że wywierają na nie zły wpływ. Dlatego też, jak mówią naukowcy, rodzice powinni powrócić do starej metody wychowawczej i powtarzać dzieciom „patrz na mnie, gdy do ciebie mówię“. Ludzie uczą się bowiem interpretowania emocji, patrząc na twarze innych osób. To bardzo trudne zadanie i mało prawdopodobne jest, żeby się go nauczyć, gdy podczas rozmowy dzieci wpatrują się w telewizor, komputer czy wyświetlacz telefonu. Doświadczeń z rozmowy twarzą w twarz nie da się niczym zastąpić. Nowe media i sposób ich wykorzystywania mogą być mylące. Gdy dziecko widzi w serwisie społecznościowym ikonki przedstawiające zadowolonych ludzi, ogląda zdjęcia znajomych, na których są oni uśmiechnięci i ma mało kontaktów twarzą w twarz, może dość do wniosku, że wszyscy wokół są szczęśliwi, z wyjątkiem niego.
  4. FBI ogłosiło, że szuka firm zdolnych do wykonania narzędzi pozwalających skuteczniej zbierać informacje z ogólnodostępnych źródeł z internetu. Biuro jest zainteresowane przede wszystkim danymi z serwisów społecznościowych. Ma to pozwolić na lepsze identyfikowanie, namierzanie i zwalczanie zagrożeń w czasie rzeczywistym. Na razie FBI robi rozeznanie na rynku, by zorientować się, co mogą mu zaoferować ewentualni zleceniobiorcy takiego zlecenia. Nowa aplikacja ma działać na zabezpieczonym portalu, musi być w stanie wyszukiwać i selekcjonować informacje tak, by możliwe było szybkie zlokalizowanie interesujących FBI wydarzeń. Zadaniem programu będzie skanowanie ogólnodostępnych źródeł informacji pod kątem zdefiniowanych wcześniej słów kluczowych. Zdobyte dane będą nakładane na cyfrową mapę, na której zostanie zidentyfikowane miejsce wydarzenia wraz ze wszystkimi danymi kontekstowymi, takimi jak np. dane o aktach terroru w okolicy, lokalizacji placówek dyplomatycznych USA, lokalizacji baz wojskowych i innych instalacji militarnych, dane o aktualnej pogodzie i prognozach, informacje o natężeniu ruchu drogowego i inne. Narzędzie będzie tez udoskonalane tak, by pozwalało ono przewidywać przyszłe wydarzenia. Zaskakujący może być tutaj jedynie fakt, że FBI najwyraźniej jeszcze nie posiada tego typu narzędzi. CIA, o czym pisaliśmy już wcześniej, korzysta z usług „mściwych bibliotekarzy“.
  5. Nie dalej jak wczoraj (20 grudnia) zadebiutował serwis społecznościowy dla robotów MyRobots.com. Na razie wszystko opiera się na współdziałaniu ludzkiego właściciela i maszyny, bo profil zakłada i zdjęcie zamieszcza człowiek, a dopiero potem jego mechaniczny przyjaciel na własną rękę aktualizuje status. Można postrzegać MyRobots.com jako rodzaj Facebooka dla robotów oraz inteligentnych obiektów - wyjaśnia koordynator przedsięwzięcia Carlos Asmat z Montrealu. Na razie zapisywanie się jest darmowe, nie wiadomo jednak, czy tak samo będzie w przyszłości. Kanadyjczycy uważają, że wymiana informacji między robotami pozwoli podwyższyć ich inteligencję, np. zwiększyć skuteczność i racjonalność podejmowanych decyzji. W końcu nie wszystkie roboty mają takie same czujniki lub dostęp do [tych samych] danych, lecz przy serwisie społecznościowym przestałoby to mieć znaczenie. Poza tym, jeśli w aktualizacji statusu pojawi się hasło "utknąłem obok wieży" albo "przegrzewam się", człowiek będzie mógł przyjść maszynie z pomocą. Asmat podaje ciekawy przykład urządzeń i robotów, które wspólnie dochodzą do wniosku, że w domu odbyło się przyjęcie. Lodówka i kuchenka odnotowują zwiększenie częstotliwości używania, robot patrolujący spotyka wielu ludzi, a następnego dnia odkurzacz wie, że trzeba dokładniej posprzątać. Maszyny zapisane do MyRobots.com posługują się fikcyjną walutą (żetonami), która zapewnia im dostęp do silnika bazodanowego. Żetony można nabywać pojedynczo lub w pakietach. Każdy z użytkowników ma dostęp do banku żetonów, co pozwala mu rozdzielić zasoby na poszczególne maszyny. Jeden żeton zapewnia pojedynczemu robotowi miesięczny dostęp do silnika. Na witrynie znajduje się dział, w którym prezentowane są sylwetki/"biogramy" wybranych robotów. Dotąd na MyRobots.com zapisano 80 robotów i urządzeń.
  6. Google ustami Larry'ego Page'a ogłosiło, że w dwa tygodnie po premierze serwisu Google+ liczba jego użytkowników przekroczyła 10 milionów. Zdaniem części analityków oznacza to, że Google w końcu, po wielu próbach, ma szansę na zaistnienie na rynku serwisów społecznościowych. Jednak o tym, że Google+ ma ponad 10 milionów użytkowników jako pierwszy poinformował Paul Allen [nie mylić ze współzałożycielem Microsoftu - red.], założyciel serwisu Ancestry.com, który doszedł do takich wniosków na podstawie danych statystycznych na temat liczby mieszkańców USA i danych dotyczących popularności różnych nazwisk na Google+. Allen prognozował również, że po najbliższym weekendzie liczba użytkowników nowego serwisu Google'a może się podwoić. Google+ ma być bezpośrednim konkurentem Facebooka i mimo że do portalu Zuckerberga, który ma 750 milionów użytkowników, dzieli go przepaść, to błyskawiczny serwisu Google'a musi być brany przez Facebooka pod uwagę.
  7. Niedawno Google uruchomiło kolejny serwis społecznościowy, który ma pokonać Facebooka. Serwis Google+ udostępnił właśnie statystyki najpopularniejszych kont. Okazało się, że najbardziej popularnym użytkownikiem Google+ jest... założyciel Facebooka Mark Zuckerberg. Zuckerberg ma obecnie 68 „przyjaciół" oraz 29 543 obserwujących, mimo że jego profil jest pusty. Na drugim miejscu uplasował się współzałożyciel Google'a Larry Page, który nie ma „przyjaciół", ale jego konto obserwuje 19 878 osób. Sergey Brin, drugi z założycieli Google'a, znalazł się na 4. miejscu z 15 646 obserwujacymi i bez „przyjaciół". Wśród 100 najpopularniejszych użytkowników znajdziemy też znanego blogera Roberta Scoble'a, Marissę Mayer, jedną z najbardziej znanych pracownic Google'a czy Michaela Della, właściciela koncernu Dell.
  8. Szef Google'a Eric Schidt ostrzega przed używaniem serwisów społecznościowych. Jego zdaniem w przyszłości młodzi ludzie będą musieli zmieniać nazwiska, by ukryć swoją wcześniejszą aktywność online. Schmidt uważa, że osoby intensywnie korzystające z serwisów społecznościowych nie zdają sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje może mieć ujawnianie o sobie tak wielu informacji. "Myślę, że społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się, gdy wszystko o każdym jest bez przerwy zapisywane i dostępne. Uważam, że powinniśmy przemyśleć to jako społeczeństwo" - mówił Schmidt. Jednocześnie jednak dodał, że Google będzie zapisywało jeszcze więcej informacji o użytkownikach. Ostrzeżenia przed ujawnianiem informacji brzmią dziwnie w ustach szefa firmy, która dysponuje wyjątkowo dużą bazą danych o użytkownikach. Tym bardziej, że Google posiada dwa serwisy społecznościowe - Orkut i Google Buzz - a ostatnie przejęcia dokonane przez koncern zdają się sugerować, iż przygotowuje otwarcie kolejnego takiego serwisu.
  9. Facebook jest podejrzewany o przyczynienie się do... wzrostu liczby zachorowań na syfilis w niektórych regionach Wielkiej Brytanii. O korelacji takiej poinformował profesor Peter Kelly, odpowiedzialny za wydział zdrowia publicznego w Teesside. Kelly wraz z zespołem zauważyli, że w Sunderland, Durham i Teesside, rejonach gdzie Facebook jest najbardziej popularny w całej Wielkiej Brytanii, liczba zachorowań na syfilis wzrosła aż czterokrotnie. Szczególnie często chorują młode kobiety. Syfilis to groźna choroba. Każdy, kto angażuje się w seks bez zabezpieczeń z przypadkowymi osobami, jest bardzo narażony - mówi Kelly. Dodaje przy tym, że wielu z chorych poznało przypadkowych partnerów seksualnych właśnie za pośrednictwem wspomnianego serwisu społecznościowego.
  10. Microsoft zaprezentował nowy typ telefonu komórkowego o nazwie Kin. To urządzenie, które powstało z myślą o osobach korzystających z serwisów społecznościowych. Kin One oraz Kin Two trafią na rynek w maju i będą dostępne w sieci Verizon Wireless. Telefony wyposażono w system Phone 7, został on jednak zmodyfikowany pod kątem specyficznych zastosowań. Przygotowano dlań nowy interfejs użytkownika, który ułatwia aktualizację informacji na serwisach społecznościowych, pozostawianie wpisów, udostępnianie zdjęć i klipów wideo czy wyszukiwanie lokalne. Microsoft wykorzystał w telefonach funkcję podobną do Motoblur Motoroli, która przygotowała ją z myślą o urządzeniach z Androidem. Kin Loop to rodzaj strony startowej, na której widzimy status wszystkich znajomych. Pozwala nam ona także zmieniać swój status dla wszystkich serwisów, z których korzystamy. Na dole ekranu zastosowano Kin Spot, czyli specjalny obszar, do którego przeciągamy obrazki, klipy czy witryny WWW oraz znajomych z listy kontaktów i w ten sposób dzielimy się treściami z danymi osobami. Ciekawym narzędziem jest Kin Studio, czyli witryna, która przechowuje archiwum wszystkich danych z Kina, organizuje je w czasie i pozwala przeglądać całą historię. Możemy więc wrócić do naszych wpisów, zdjęć, klipów czy nawet danych pogodowych z konkretnego dnia. Oba modele Kina zostały wyposażone w odtwarzacz Zune i możliwość korzystania z Zune Marketplace. W telefony wbudowano aparaty o rozdzielczości 5 (Kin One) i 8 (Kin Two) megapikseli i lampy błyskowe. Bardziej zaawansowany z modeli ma możliwość nagrywania klipów HD. Telefony wyposażono w dotykowe wyświetlacze. Model One korzysta z urządzenia o przekątnej 2,6 cala i rozdzielczości 320x240, a model Two z 3,4 cala i rozdzielczości 480x320. Oba wyposażono też w 256 megabajtów pamięci RAM i 4 (Kin One) lub 8 (Kin Two) gigabajtów pamięci masowej. Telefony korzystają też z EV-DO, Bluetooth, USB, Wi-Fi (802.11 b/g), GPS-a, radia FM i akcelerometru.
  11. Robin Dunbar, profesor antropologii ewolucyjnej na Uniwersytecie w Oksfordzie, uważa, że gdy liczba znajomych na Facebooku czy innym serwisie społecznościowym przekroczy 150, kolejne nawiązane kontakty nie mają już znaczenia. Wg specjalisty, ludzki mózg może zapamiętać tylko 150 znaczących związków. Jak podkreśla Dunbar, liczba ta odnosi się do różnych społeczeństw i nie zmieniała się na przestrzeni dziejów. W latach 90. ubiegłego wieku oksfordczyk rozwinął teorię, zgodnie z którą objętość kory nowej (neocortex), czyli części mózgu odpowiadającej za język lub świadome myślenie, potrafi sobie poradzić z co najwyżej 150 aktywnymi znajomościami (to tzw. liczba Dunbara). Antropolog przyznaje, że można zebrać nawet kilka tysięcy kontaktów, ale analiza działań podejmowanych na serwisie społecznościowym i tak wykaże, że ludzie podtrzymują relacje w grupie mniej więcej 150 osób. Podobnie zachowują się w realu. Brytyjczyk oszacował wartość swojej liczby, analizując wiele społeczności na przestrzeni dziejów, w tym grupy ludzkie z neolitu czy z czasów starożytnego Rzymu. Nie pominął też sytuacji rodem ze współczesnego biura oraz naszych najbliższych krewnych – naczelnych. Sto pięćdziesiąt to pewne przybliżenie, lecz Dunbar zauważył, że po przekroczeniu tego progu populacje zawsze skłaniały się ku podziałom. Zakończywszy ten etap badań, Dunbar zastanawiał się, czy magiczne 150 pojawia się również w kontaktach w Sieci. Porównał zatem ruch generowany przez ludzi gromadzących tysiące znajomych z posunięciami ludzi poprzestających na kilkuset lub mniej kontaktach. Stwierdził, że nie było między nimi żadnej różnicy. Liczba Dunbara nadal obowiązywała, co oznacza, że nawet w wirtualnym świecie mózg nie jest w stanie przekroczyć tej magicznej granicy. Wg antropologa z Oksfordu, znacząca znajomość łączy nas z kimś, z kim kontaktujemy się przynajmniej raz w roku (powinniśmy się także orientować w jego relacjach z innymi osobami z kręgu znajomych). Kobiety okazały się lepsze od mężczyzn w podtrzymywaniu znajomości z Facebooka. Dunbar sądzi, że panie mogą się socjalizować z przyjaciółmi, rozmawiając, podczas gdy panowie potrzebują kontaktu fizycznego.
  12. Ludzie, którzy spędzają dużo czasu w Sieci, częściej mają objawy depresji. Psycholodzy z Uniwersytetu w Leeds stwierdzili, że u niektórych osób wykształcił się przymus korzystania z Internetu (kompulsja), przez co czaty i serwisy społecznościowe zastąpiły kontakty z realnego życia. Wielu z nas korzysta z Internetu, by zapłacić rachunki, kupić coś czy wysłać maile, ale niewielki podzbiór populacji ma problem z kontrolowaniem czasu spędzanego online, co w pewnym momencie zaczyna kłócić się z codziennymi zadaniami i czynnościami – wyjaśnia dr Catriona Morrison. Uzależnieni spędzają proporcjonalnie więcej czasu, przeglądając zawartość witryn erotycznych czy grając online. Angażują się też w życie społeczności internetowych, ale płacą za to wysoką cenę. Brytyjczycy zauważyli bowiem, że w grupie tej częściej niż wśród nieuzależnionych występuje średnio nasilona i głęboka depresja. Nasze badanie wskazuje, że nadmierne korzystanie z Internetu jest związane z depresją, ale nie wiemy, co pojawia się pierwsze – czy to ludzie z depresją są przyciągani przez Sieć, czy to raczej Internet powoduje depresję. Jedno jest jasne, w przypadku niewielkiej grupy ludzi intensywne korzystanie z Sieci może być sygnałem ostrzegawczym o istnieniu tendencji depresyjnych. Studium psychologów z Leeds wykazało, że młodzi ludzie z większym prawdopodobieństwem uzależniają się od Internetu niż użytkownicy nieco starsi. Średnia wieku w uzależnionej grupie wynosiła 21 lat. Nasilenie depresji i zakres korzystania z Internetu badano u 1319 osób. Miały one od 16 do 51 lat. U 1,2% tej grupy stwierdzono uzależnienie.
  13. Profile z serwisów społecznościowych odzwierciedlają prawdziwą, a nie wyidealizowaną osobowość – twierdzi Sam Gosling z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Byłem zaskoczony, ponieważ przeważnie zakłada się, że ludzie używają swoich profili do sprawiania lepszego wrażenia. W rzeczywistości nasze wyniki sugerują, że przekazują one adekwatny wizerunek właściciela. Dzieje się tak, ponieważ ludzie nie starają się ulepszać siebie albo im się to po prostu nie udaje. Wg Goslinga, profil w serwisie społecznościowym wydaje się zatem kolejnym medium, za pośrednictwem którego utrzymujemy szczere, autentyczne kontakty społeczne, coś jak przez telefon. Zespół psychologa z Austin zainteresował się 236 profilami osób w wieku studenckim z USA (Facebook) oraz Niemiec (serwisy StudiVZ i SchuelerVZ). Za pomocą kwestionariuszy oceniono cechy osobowości rzeczywistej i idealnej. Pod uwagę wzięto ekstrawersję, ugodowość, sumienność, neurotyczność i otwartość, czyli czynniki osobowości uwzględnione przez Paula Costę i Roberta McCrae w modelu Wielkiej Piątki (Big Five). Sędziowie oceniali profile nieznanych osób. Następnie ich noty porównywano z ujawnionymi w testach cechami prawdziwymi i wymarzonymi ich właścicieli. Okazało się, że wrażenie odniesione przez obcych na podstawie internetowego profilu odpowiadało samoopisowi i nie ulegało próbom idealizowania. Najwyższą trafność stwierdzono w przypadku ekstrawersji, a najniższą dla neurotyczności. Potwierdzałoby to rezultaty wcześniejszych badań, z których wynikało, że trudno ocenić neurotyczność, nie spotykając się z kimś twarzą w twarz. Sądzę, że możność akuratnego wyrażenia siebie przyczynia się do popularności serwisów społecznościowych na dwa sposoby. Po pierwsze, daje szansę na zakomunikowanie, kim się jest i zaspokaja potrzebę bycia poznania przez innych. Po drugie, oznacza, że oglądający profile mogą zaufać zdobywanym w ten sposób informacjom, budując zaufanie do systemu/ideologii serwisów.
  14. Przedstawiciele Facebooka poinformowali, że witryna zaczęła na siebie zarabiać wcześniej, niż planowano. Ten największy na świecie serwis społecznościowy ma 300 milionów użytkowników. Jeszcze niedawno przewidywano, że Facebook zacznie przynosić zyski dopiero w 2010 roku. Jednak na konferencji TechCrunch w San Francisco poinformowano, że odnotowano pierwsze dochody. To oznacza, że przedstawiciele Facebooka nie muszą martwić się o przyszłość serwisu, gdyż będzie on w stanie sam finansować swój dalszy rozwój. Władze serwisu mają bardzo ambitne plany. Mówią, że 300 milionów użytkowników to dopiero punkt wyjścia do stworzenia globalnego serwisu społecznościowego. "Jeśli Facebook będzie w stanie z własnych środków pokryć działania, konieczne do zwiększenia liczby użytkowników do miliarda, to niewątpliwie będzie w stanie rozwijać się dalej, a baza jego użytkowników będzie liczona w miliardach" - mówi Nic O'Neill z AllFacebook.com.
  15. Amerykańscy urzędnicy skarbowi zaczęli wykorzystywać serwisy społecznościowe do ścigania obywateli unikających płacenia podatków. Okazuje się, że w wielu wypadkach wystarczy uważnie czytać to, co piszą użytkownicy Facebooka czy MySpace'a. Dzięki takim nietypowym działaniom skarbówka z Minnesoty złapała długo poszukiwanego człowieka, który w serwisie MySpace pochwalił się, że niedługo wraca do domu, by podjąć pracę i podał nazwę nowego pracodawcy. Musiał zapłacić kilkanaście tysięcy zaległych podatków. Z kolei w Nebrasce użytkownik o pseudonimie deejay pochwalił się znajomym, że wykonywał zlecenie na obsługę dużej imprezy. Urzędnicy skarbowi sprawdzili posiadane przez siebie informacje i okazało się, że nie wpłynął podatek od takiego zlecenia. Chwalipięta jest więc uboższy o 2000 dolarów. Podobnego pecha miał szkutnik z Kalifornii. Gdy w urzędnicy skarbowi dowiedzieli się z jego profilu w serwisie społecznościowym, że zajmuje się dorywczo budową żaglówek, zalogowali się na grupy dyskusyjne dla żeglarzy. Tam jeden z użytkowników zadał pytanie, gdzie można odnaleźć tego szkutnika, gdyż się wyprowadził. Dostał od kogoś odpowiedź, że przeniósł się na drugą stronę zatoki. Skarbówka szybko namierzyła pechowca i musiał zapłacić kilkadziesiąt tysięcy dolarów zaległych podatków. Naczelnicy amerykańskich urzędów skarbowych przyznają, że ich pracownicy korzystają z wyszukiwarek i serwisów społecznościowych by namierzyć osoby unikające płacenia podatków bądź by sprawdzać prawdziwość ich zeznań. Jednak stanowe urzędy podatkowe nie mają całkowicie wolnej ręki. Na przykład w Nebrasce prawo pozwala urzędnikom stanowym na korzystanie tylko z tych informacji, które są publicznie dostępne. Z tego też powodu bardziej przydatny jest dla nich MySpace, w których profile mogą oglądać wszyscy użytkownicy, a mniej - Facebook, gdzie dostęp do profili mają tylko zaproszone osoby. Co więcej, kodeks etyczny zabrania podszywania się pod kogoś innego w celu "zaprzyjaźnienia" się z użytkownikiem i uzyskania potrzebnych urzędowi informacji. Podobne zasady etyczne obowiązują np. w Kalifornii.
  16. Ocena cech profilu danej osoby na serwisie społecznościowym daje podobne wyniki jak decyzje o lubieniu czy nie podejmowane w oparciu o wrażenia po spotkaniu twarzą w twarz (Journal of Experimental Social Psychology). Ludzie, którzy są ekspresyjni w tonie głosu i mimice twarzy, są także społecznie ekspresyjni na Facebooku. Zamieszczają dużo zdjęć, tworzą albumy z fotografiami i wydają się dużo rozmawiać z innymi użytkownikami – podkreśla Max Weisbuch, psycholog z Tufts University. Zespół Weisbucha zgromadził grupę 37 studentów (19 mężczyzn i 18 kobiet). Podczas kilkunastominutowej rozmowy mieli się wzajemnie poznać, zadając pytania. Wszyscy myśleli, że spotykają się z innym studentem, w rzeczywistości był to jednak pomocnik eksperymentatora. Po wykonaniu zadania oceniał on sympatyczność badanego. Brał przy tym pod uwagę, jak często się uśmiechał, w jaki sposób mówił i ile danych o sobie ujawnił. Tuż po pierwszej części eksperymentu psycholodzy ściągnęli z serwisu społecznościowego Facebook profile ochotników i poprosili panel 10 studentów z innego uniwersytetu o ocenę "lubialności" właścicieli. Sędziowie mieli pełny dostęp do wszystkich danych. Przeciętny profil zawierał ok. 282 zdjęć i 868 komentarzy od znajomych. Najwyższe noty na skali sympatyczności zebrały profile najbardziej ekspresyjne, czyli wypełnione fotografiami i postami. Pokrywało się to z ocenami współpracowników naukowców, którzy po osobistym spotkaniu uznali te same osoby za najbardziej przystępne i posługujące się ożywioną mową ciała. Ludzie, którzy podczas rozmowy dużo o sobie opowiadali, ujawniali również sporo informacji na Facebooku. Niestety, nie byli oni aż tak doceniani jak powściągliwsi badani. Psycholodzy przekonują, że nie powinno dziwić, że informacje zdobyte podczas zaimprowizowanej konwersacji prowadzą do takich samych wniosków jak analiza żmudnie niekiedy wypracowanego profilu. Internauci nie kłamią w nim, ponieważ mają doskonałych weryfikatorów w postaci znajomych. Lepiej za to skupić się na wyeksponowaniu prawdziwych pozytywnych cech.
  17. Badania przeprowadzone przez Cambridge University dowiodły, że zdjęcia umieszczone w wielu portalach społecznościowych są w nich dostępne nawet po skasowaniu. Uczeni założyli profile i wgrali zdjęcia do 16 popularnych portali. Następnie zapisali odnośniki prowadzące do fotografii i wykasowali zdjęcia. Po miesiącu okazało się, że po wpisaniu odnośników w pasku adresu uzyskali dostęp do wcześniej wykasowanych zdjęć w 7 serwisach, w tym w Facebooku, który zapewnia, że fotografie kasowane są "natychmiast". Równie źle spisywały się serwisy takie jak Bebo, hi5, LiveJournal, MySpace, SkyRock i Xanga. Do "wykasowanych" zdjęć można było dostać się po miesiącu. Serwis Tagged usuwał zdjęcia po 14 dniach, Friendster po 6 dniach, Blogger potrzebował 36 godzin, Picassie zajęło to 5 godzin, a z Fotki.com zdjęcia znikały w ciągu godziny. Natychmiast usuwano fotografie z Flickra, Orkutu i Photobucketa. Autorzy badań pochwalili Windows Live Spaces, którego zabezpieczenia w ogóle uniemożliwiają bezpośredni dostęp do samego zdjęcia. Uczeni z Cambridge zauważają, że podobne postępowanie serwisów może narazić je na oskarżenia o łamanie wielu ustaw chroniących prywatność internautów.
  18. Yahoo!, kierowane od niedawna przez Carol Bartz, wdraża nową strategię, która ma pozwolić serwisowi na zachowanie niezależności, naprawienie swojej sytuacji finansowej i wzmocnienie pozycji w Sieci. Portal zmierza ku lepszej integracji swoich poszczególnych części, które dotychczas działają jak "wirtualne wyspy". Za pomocą rozwiązań znanych z portali społecznościowych serwis chce połączyć te "wyspy", zachęcić użytkowników jednych usług do korzystania z innych. Yahoo! do lat lider Internetu. Liczne serwisy Yahoo! lokują się w światowych czołówkach. W lutym stronę główną portalu odwiedziło 329 milionów unikatowych użytkowników, Yahoo! Mail zanotował 282 miliony unikatowych użytkowników. Jednak ta popularność nie przekłada się na wpływy finansowe. Lepsza integracja ma być rozwiązaniem problemu. Oczywiście władze Yahoo! zdają sobie sprawę, że serwisy społecznościowe mają olbrzymie kłopoty z zarabianiem pieniędzy. Jednak, jak zauważa Sameet Sinha, analityk firmy JMP Securities, ludzie spędzają sporo czasu na Twitterze i Facebooku, ale reklamodawcy nie chcą tam się pokazywać. To spory problem. Jednak na Yahoo! reklamodawcy już są. Z własnych statystyk Yahoo! wynika, że zdecydowana większość użytkowników korzysta z niewielkiej części serwisów. Teraz ma się to zmienić. Zdaniem Allena Weintera, analityka firmy Gartner, koncern realizuje dobrą strategię. Własne treści połączone z elementami społecznościowymi są bowiem, jego zdaniem, bardziej przekonujące dla reklamodawców niż same treści społecznościowe.
  19. W ciągu ostatnich kilku lat mieliśmy do czynienia z gwałtownym rozwojem serwisów społecznościowych. Obecny kryzys gospodarczy zdaje się dowodzić, że tak naprawdę byliśmy świadkami "społecznościowej bańki mydlanej", z której powoli zaczyna uchodzić powietrze. Trzeci co do wielkości serwis społecznościowy, Hi5, który znajduje się na 17. miejscu najczęściej odwiedzanych witryn w Internecie, ogłosił, że zwolni od 10 do 15 procent pracowników. Popularny LinkedIn ma zamiar pozbyć się 10-40% zatrudnionych. W ostatnim czasie ogłoszono też decyzje o zamknięciu dwóch bardzo obiecujących serwisów - Pownce i Values of n. Pierwszy z nich został zakupiony przez Six Appart, a drugi przez Twittera. Nowi właściciele ogłosili, że wkrótce zlikwidują te serwisy, co pokazuje, że bardziej zależało im na pracownikach i technologii, niż na samych witrynach. Specjaliści zauważają, że na rynku po prostu nie ma miejsca dla tylu serwisów społecznościowych. Sytuacja wielu z nich jest o tyle trudna, że ich wartość nie jest związana z obecną sytuacją firmy, co z perspektywami rozwoju. A te są ostatnio wyraźnie gorsze niż przed rokiem. Nawet głośny serwis mikroblogów Twitter (662. pozycja w światowym Internecie) niemal nie przynosi zysku. W ciągu najbliższych dwóch lat będziemy świadkami wielu akwizycji. Niewielkie serwisy społecznościowe są często łakomym kąskiem dla wielkich graczy, gdyż oferują interesujące usługi i technologie. Ponadto trend zwany Web 2.0 wcale nie słabnie, a więc silni gracze mogą liczyć na zyski. Stąd też naturalna w takich warunkach konsolidacja rynku i zmniejszanie się liczby serwisów.
  20. Psycholodzy z University of Georgia twierdzą, że na podstawie profilu w serwisie społecznościowym można stwierdzić, kto ma skłonności narcystyczne (Personality and Social Psychology Bulletin). Zauważyliśmy, że osoby narcystyczne korzystają z Facebooka w sposób ułatwiający autopromocję, a inni to z łatwością wychwytują – twierdzi Laura Buffardi. Amerykanie poprosili 130 użytkowników Facebooka o wypełnienie kwestionariuszy osobowościowych. Przeanalizowali też zawartość ich profili. Następnie do akcji wkroczyli postronni sędziowie (niebędący psychologami), którzy mieli stwierdzić, czy i do jakiego stopnia ktoś jest, wg nich, narcyzem. Naukowcy doszli do wniosku, że liczba znajomych i komentarzy (wpisów) koreluje z narcyzmem. Buffardi wyjaśnia, że pokrywa się to z obserwacjami z realu. Tam również osoby narcystyczne angażują się w liczne, ale płytkie związki. Narcyza wyróżnia też wybór głównego zdjęcia profilu. Są to fotografie zwracające na siebie uwagę, efektowne. Sędziowie z zewnątrz także potrafili wskazać narcyza. Uwzględniali przy tym trzy kryteria: 1) liczbę znajomych, 2) atrakcyjność danej osoby i 3) dostrzegalny na głównym zdjęciu stopień autopromocji. Jurorzy nie byli idealni w swoich ocenach, ale nasze rezultaty wskazują, ze udawało im się to stosunkowo dobrze. Profesor W. Keith Campbell, współpracownik Buffardi, dodaje, że narcyzm jest cechą, na którą powinno się zwracać szczególną uwagę. Uniemożliwia on bowiem wchodzenie w zdrowe długoterminowe związki. Narcyz początkowo wydaje się czarujący, ale na końcu wychodzi na jaw, że wykorzystuje ludzi. Rani osoby z otoczenia, a na dłuższą metę również siebie. Badając sposób, w jaki cechy osobowościowe wyrażają się w Internecie, psycholodzy wybrali właśnie Facebooka, ponieważ jest on szczególnie popularny wśród studentów i ma sztywny szablon, co ułatwia porównywanie profili. Amerykanie zauważają, że użytkownicy serwisów społecznościowych nie są szczególnie narcystyczni. Taka forma aktywności stanowi obecnie normalny element relacji z innymi ludźmi. Ponieważ jednak narcyz dąży do nawiązania kontaktu z jak największą liczbą osób, przeciętny użytkownik serwisu społecznościowego ma w gronie swoich sieciowych znajomych wyższy odsetek narcyzów niż w realnym świecie. Czy i jak zmienią się normy autopromocji w wydaniu online, na razie nie wiadomo.
  21. Podczas konferecji Black Hat, która odbywa się właśnie w Los Angeles, David Thiel, specjalista z firmy iSEC pokazał, w jaki sposób można zawrzeć szkodliwy kod w plikach audio i wideo umieszczanych w serwisach takich jak YouTube czy MySpace. Specjaliści przestrzegają, że rośnie niebezpieczeństwo związane z wymianą tego typu plików. Przekaz strumieniowy to wymarzona droga do infekowania komputerów. Jest on bardzo rozpowszechniony i używany przez młodych ludzi – mówi Thiel. Popularność Web 2.0 i witryn oferujących użytkownikom możliwość wstawiania własnych treści jest wyjątkowo niebezpieczna. Web 2.0 opiera się na zaufaniu do innych użytkowników. Tworzone są olbrzymie sieci znajomych. Musisz ufać osobom, których nie znasz i wierzyć że są tymi, za kogo się podają oraz że umieszczane przez nich treści są bezpieczne. Tego zaufania można nadużyć – stwierdził Stephan Chenette z Websense. Programy, które mogą zostać zaatakowane dzięki strumieniowemu przekazowi danych multimedialnych są dosłownie wszędzie. To oprogramowanie do odtwarzania muzyki, oglądania filmów, to komunikatory internetowe, syntezator mowy w usłudze Xbox Live, oprogramowanie smartfonów. Cyberprzestępcy mogą je wykorzystać do uczynienia z zaatakowanego komputera maszyny-zombie i włączenia jej do kontrolowanego przez siebie botnetu. Web 2.0 to coś, na co powinniśmy bardzo uważać – mówi Chenette.
  22. Specjaliści z Cornell University i Microsoft Research stworzyli oprogramowania, które identyfikuje najważniejsze osoby w serwisach społecznościowych i na grupach dyskusyjnych. Analizuje ono zależności łączące tysiące wiadomości pozostawianych w takich serwisach przez ich członków i na tej podstawie wyłania kluczowe osoby. Dzięki nowemu programowi twórcy takich serwisów będą mogli w łatwy sposób wyróżnić czy nagrodzić najbardziej wartościowych członków społeczności. W każdej społeczności istnieją ludzie uznawani w jakiejś dziedzinie za ekspertów. Próbujemy to zmierzyć. Wskaźnikami jest struktura interakcji pomiędzy użytkownikami – mówi socjolog Howard Welser, który przewodził pracom. Wcześniej prowadzono już prace nad podobnym oprogramowaniem, skupiano się jednak na analizowaniu treści pozostawianych przez użytkowników. To jednak bardzo skomplikowana technologia. Zespół z Cornell i Microsoftu uprościł pracę analizując zależności pomiędzy pozostawianymi treściami. Badacze przeanalizowali posty, które przez miesiąc pisali członkowie trzech grup dyskusyjnych – o języku matlab, o serwerach Windows i o latawcach. Na grupach pozostawiono w ciągu miesiąca 5700 wiadomości. Zostały one napisane przez 450 osób. Specialiści sprawdzali w jaki sposób każdy z uczestników odpowiadał na posty, jak często zaczynał dyskusję i jak wiele sposób brał w niej udział. Następnie ocenili użyteczność każdego z postów i stworzyli wzorce zachowania różnych dyskutantów. Okazało się, że najbardziej wpływowe osoby – nazwane przez badaczy „ludźmi odpowiedzi” - pozostawiające najbardziej wartościowe informacje, należą do... najbardziej milczących. Bardzo rzadko angażują się w spory czy długotrwałe dyskusje. Najczęściej też nie wchodzą one w konfrontacje z osobami, które są najbardziej aktywne i pozostawiają najwięcej postów (to tzw. „artyści dyskusji”). „Ludzie odpowiedzi” pozostawiają jedną lub dwie wiadomości w różnych wątkach i najczęściej odpowiadają osobom, które rzadko udzielają się na grupach dyskusyjnych. Unikają też długich dyskusji i zabierają głos wtedy, gdy ktoś ma specyficzne pytanie. Wówczas włączają się do dyskusji, udzielają wartościowej odpowiedzi i znikają z wątku. Twórcy nowego oprogramowania mówią, że przyda się ono również wyszukiwarkom, które będą w stanie znaleźć na grupach dyskusyjnych najbardziej wartościowe posty.
  23. MySpace ugięło się pod żądaniami ośmiu prokuratorów stanowych, którzy domagali się, by serwis ujawnił informacje na temat zarejestrowanych przestępców seksualnych, którzy korzystają z jego usług. Dane takie zostaną dostarczone przedstawicielom prokuratury, a konta przestępców - zlikwidowane. Internet staje się coraz bardziej popularnym miejscem, w którym pedofile znajdują swoje ofiary, dlatego też amerykańskie władze chcą zrobić wszystko, by to uniemożliwić. Co najmniej 5000 zarejestrowanych przestępców seksualnych założyło konta na MySpace. Taka sytuacja jest niebezpieczna dla dzieci. Ponadto ci ludzie mogą naruszać w ten sposób zasady warunkowego zwolnienia. Musimy się temu przyjrzeć – powiedział Richard Blumenthal, prokurator generalny stanu Connecticut. Jednak, jego zdaniem, to zbyt mało, by chronić najmłodszych korzystających z serwisów społecznościowych. Należałoby, jak uważa prokurator, wprowadzić systemy weryfikacji wieku osób logujących się do takich serwisów. Hemanshu Nigam, odpwiedzialny w MySpace za bezpieczeństwo, stwierdził, że jego firma będzie współpracowała z władzami na rzecz uczynienia Internetu bezpieczniejszym dla nieletnich miejscem. Będziemy popierać rozwiązania prawne, które wymagają od prestępców seksualnych, by oficjalnie rejestrowali swoje adresy e-mail tak, by możliwe było zablokowanie im dostępu do serwisów społecznościowych – dodał Nigam.
  24. W Sieci pojawia się coraz więcej skarg na serwis społecznościowy Facebox. Okazuje się, że jego twórcy nieuczciwie podchodzą do rejestrujących się osób. Po rejestracji nowy członek otrzymuje propozycję, by zaimportował do Faceboksa swoje kontakty. Wiele osób tak robi, przypuszczając, że ułatwi im to w przyszłości komunikację ze znajomymi. Okazuje się jednak, że po ich zaimportowaniu Facebox wysyła w imieniu nowo zarejestrowanego użytkownika zaproszenia do wszystkich osób z listy. Właściciela listy nikt nie pyta o zgodę. Jest on po prostu informowany, że zaproszenia zostały wysłane.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...