Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'sąd' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 84 wyników

  1. Microsoft musi zapłacić 290 milionów odszkodowania i zaprzestać sprzedaży Worda 2003, 2007 oraz Office'a 2007. Wyrok to wynik sporu pomiędzy koncernem a kanadyjską firmą i4i. Kanadyjczycy oskarżyli przedsiębiorstwo Ballmera o naruszenie patentu dotyczącego niestandardowego wykorzystania kodu XML. Dzisiejszy wyrok nie kończy jednak trwającej niemal od trzech lat batalii sądowej. Microsoft ma zamiar poddać się orzeczeniu sądu, ale nie wykluczył, że podejmie dalsze kroki prawne. Może zwrócić się o ponowną apelację lub też poprosić Sąd Najwyższy o wydanie sądowi apelacyjnemu polecenia przesłania uzasadnienia wyroku w celu jego ewentualnej rewizji. Koncern nie zaprzestanie też sprzedaży Worda i Office'a. Firma ma czas do 11 stycznia na dostosowanie się do orzeczenia. Jej przedstawiciele już oświadczyli, że od tego dnia w sprzedaży będą obecne tylko programy, które nie naruszają spornego patentu. Wyrok sądu nie dotyczy już istniejących kopii Worda i Office'a, a zatem ich właściciele będą mogli korzystać z technologii i4i, a Microsoft będzie mógł udzielać im wsparcia technicznego. Ponadto, jak zapewnia koncern, Office 2010 nie zawiera spornej technologii.
  2. Włoscy prokuratorzy domagają się kar więzienia dla trzech obecnych i jednego byłego menedżera Google'a. Ich zdaniem są oni winni zniesławienia i złamania prawa do prywatności. Sprawa dotyczy wydarzeń z 2006 roku, gdy we włoskojęzycznym Google'u umieszczono nagrany telefonem komórkowym klip, na którym grupa uczniów znęca się nad niepełnosprawnym kolegą. Prokuratorzy uważają, że Google niedopełnił swoich obowiązków, gdyż wideo było dostępne przez dwa miesiące. Przedstawiciele Google'a twierdzą, że usunięto je w kilkanaście godzin po tym, jak firma otrzymała informacje. Prokuratura przedstawia jednak 119 stron dokumentów, świadczących o tym, że koncern wiedział o klipie na długo przed jego usunięciem. Domaga się ona kary roku pozbawienia wolności dla wiceprezesa i szefa zespołu prawnego Davida Drummonda, doradcy ds. prywatności Petera Fleischera oraz byłego prezesa ds. finansowych, George'a Reyesa. Z kolei Arvind Desikan, który jest obecnie szefem ds. marketingu w Wielkiej Brytanii, miałby zostać skazany na sześć miesięcy więzienia. Jeśli sąd przychyli się do zdania prokuratury, to wymienieni mężczyźni nie trafią do więzienia. Włoskie prawo przewiduje, że kary więzienia niższe niż trzy lata, zasądzane osobom wcześniej nienotowanym, są zamieniane na inne kary. Google przyznaje, że klip znajdował się na firmowych serwerach od 8 września do 7 listopada. Prokuratura ma dowody, że na początku października komentujący zwracali uwagę na to, że klip powinien być natychmiast usunięty. "Rozsądnym jest zatem przypuszczać, że komentujący wysłali też do Google'a informację, by usunął klip" - napisali oskarżyciele.
  3. Sąd w Paryżu orzekł, że Google narusza prawo skanując książki i udostępniając ich fragmenty bez zgody właścicieli praw autorskich. Wyszukiwarkowy gigant został skazany na grzywnę w wysokości 10 000 euro dziennie, którą będzie musiał płacić do czasu, aż nie zdejmie z Sieci udostępnionych tam dzieł. Ponadto ma zapłacić 300 000 euro odszkodowania wydawnictwu La Martiniere, które pozwało go do sądu. Przedstawiciele Google'a zapowiedzieli złożenie apelacji. Serge Eyrolles, szef organizacji Syndicat National de l'Edition mówi, że koncern Page'a i Brina zeskanował już 100 000 francuskich książek, z czego 80% jest chronionych prawem autorskim. Oczywiście nie ma on nic przeciwko współpracy wydawców z Google'em, chce jednak, by firma "przestała się bawić w kotka i myszkę oraz zaczęła przestrzegać praw do własności intelektualnej". Philippe Colombet, odpowiedzialny we francuskim Google'u za projekt skanowania, uważa, że nie narusza on ani praw obowiązujących we Francji, ani w USA. Obiekcje wobec postępowania Google'a wyrażali już urzędnicy w USA, Niemczech i Francji.
  4. Niewielka firma projektowa z St. Louis pozwała do sądu Microsoft i zarzuca koncernowi naruszenie znaku handlowego, nieuczciwą konkurencję oraz niedozwolone naruszenie oczekiwań biznesowych. Powód nazywa się Bing! Information Design i pozwał firmę z Redmond o nazwę jego nowej wyszukiwarki. Przedsiębiorstwo z St. Louis stwierdza, że wykorzystuje internet, wyszukiwarki i własną witrynę jako główne źródła promocji. Jako, że Microsoft promuje wyszukiwarkę Bing, firma projektowa uważa, że zachodzi tutaj konflikt, gdyż nazwa wyszukiwarki Microsoftu może być myląca i wprowadzać w błąd co do związków obu firm i usług świadczoncyh przez Bing! Information Design. Ponadto przedstawiciele mniejszego z przedsiębiorstw twierdzą, że Microsoft wcześniej znał jego nazwę, w związku z czym domagają się odszkodowania i nałożenia na koncern Ballmera obowiązku opłacenia reklam, które wyjaśnią ewentualne pomyłki związane z nazwą. Microsoft ze swej strony oświadczył, że pozew jest bezpodstawny. Przedsiębiorstwu z St. Louis trudno będzie przekonać sąd, że ma racje. Zwykle dopuszcza się bowiem używanie takich samych lub podobnych nazw o ile posługujące się nimi firmy działają na różnych rynkach.
  5. Unia Europejska, wbrew wcześniejszym obietnicom i nadziejom tysięcy internautów, zezwoli na odcinanie od internetu bez wcześniejszej zgody sądu. Wiosną, gdy dziesiątki tysięcy osób podpisywało petycje przeciwko takim rozwiązaniom, wydawało się, że nie zostaną one dopuszczone. Po wyborach politycy i urzędnicy zmienili zdanie. Przypomnijmy, że Telecoms Packet zakładał początkowo możliwość odcinania piratów bez zgody sądu. Tysiące internautów protestowały, a że zbliżały się wybory do Parlamentu Europejskiego, chętnie przyklaskiwali im politycy. Pod koniec kadencji poprzedniego PE wprowadzono zatem poprawkę, która zakładała, że bez zgody sądu nie można wprowadzić żadnej restrykcji. Po wyborach sytuacja się zmieniła. Parlament Europejski dostosował się do życzeń Rady UE i zmienił treść poprawki. Teraz restrykcje mogą być wprowadzane "w szczególnych przypadkach" i pod warunkiem, że "są właściwe, proporcjonalne i potrzebne". Stwierdzono też, że osobie, która została dotknięta restrykcjami, przysługuje odwołanie do sądu, ale już po zastosowaniu restrykcji. Na początku listopada w sprawie nowej poprawki będą rozmawiali przedstawiciele Rady UE i Europarlamentu. Mało prawdopodobne, by coś się zmieniło.
  6. Prawnicy organizacji zarządzających prawami autorskimi nie poddają się i grożą sądem kolejnym firmom, które zapewniają łącza The Pirate Bay. Tym razem TPB zniknęło z holenderskiego Internetu. Firma NForce dostosowała się do żądań organizacji Brein i przestała świadczyć usługi TPB. Można przypuszczać, że Brein poparł swoje żądanie wyrokiem holenderskiego sądu, o którym niedawno informowaliśmy. To już kolejny ISP, który z powodu umowy z The Pirate Bay naraził się prawu. Wcześniej w Szwecji sąd nakazał firmie Black Internet odcięcie pirackiego trackera od sieci. Wiadomo też, że ukraiński ISP, na którego usługi zdecydowało się TPB również otrzymał ostrzeżenie, iż może zostać pozwany.
  7. Serwis Ars Technica twierdzi, że osoby podejrzewane przez RIAA o nielegalnie pobieranie treści chronionych prawami autorskimi najlepiej zrobią jeśli... zignorują wezwanie do sądu. Ars Technica przytacza tutaj przykłady osób, które czuły się na tyle pewnie, że postanowiły walczyć w sądzie, z takimi, które w ogóle nie stawiły się przed wymiarem sprawiedliwości. Przypomnijmy, że RIAA wysyła do podejrzanych o piractwo listy z ostrzeżeniami i proponuje zawarcie pozasądowej ugody, w ramach której podejrzany miałby zapłacić stosunkowo niewielką grzywnę w wysokości kilku tysięcy dolarów. Słynna sprawa Jamie Thomas-Rasset, która nie chciała zawrzeć ugody, pokazuje, jakie mogą być skutki sporu. W drugim procesie pani Thomas-Rasset została skazana na grzywnę w kwocie 80 000 dolarów za każdy nielegalnie ściągnięty utwór. Z kolei Joel Tenenbaum, który również przegrał przed sądem, ma do zapłacenia 22 500 USD za utwór. Jeśli RIAA zdecyduje się na wniesienie sprawy do sądu to, jak dowodzi Ars Technica, najlepiej nie odpowiadać na wezwania i nie stawić się w sądzie. Wówczas podejrzany automatycznie przegrywa sprawę, a sąd wymierza karę. Sędziowie mają prawo ustalić jej wysokość, ale najczęściej ustalają ją na najniższym możliwym poziomie, a więc oskarżony płaci 750 USD za każde naruszenie, o które został pozwany.
  8. Federalny Sąd Apelacyjny przychylił się do wniosku Microsoftu, w którym koncern prosił o uchylenie zakazu sprzedaży Worda 2003 i 2007. Przypomnijmy, że zakaz sprzedaży tego oprogramowania wydano po tym, jak sąd uznał, że narusza ono patent należący do kanadyjskiej firmy i4i. Obecnie sprawa toczy się szybką ścieżką legislacyjną, dlatego też i4i ma czas do 8 września na przygotowanie swojego stanowiska w sprawie uchylenia zakazu sprzedaży. Później Microsoft będzie miał jeszcze czas do 14 września, by przedstawić sądowi odpowiedź na stanowisko i4i. Po stronie Microsoftu wypowiedziały się Dell i HP, które jako amicus curiae przedstawiły sądowi swoje stanowisko w tej sprawie. Amicus curiae to instytucja znana przede wszystkim w prawie anglosaskim. Umożliwia ona komuś, kto nie jest stroną w postępowaniu, wyrażenie swojej opinii, co ma pomóc sądowi w rozstrzygnięciu sprawy. Obie wymienione firmy stwierdziły, że wprowadzenie do Worda takich zmian, by nie naruszał patentów i4i wymaga dłuższego czasu, niż dany Microsoftowi przez sąd. Przedstawiciele koncernu z Redmond wyrazili zadowolenie z korzystnego dla nich rozstrzygnięcia. Zapowiedzieli, że od samego wyroku będą odwoływali się 23 września. Wszystko teraz zależy od wyniku apelacji. Jeśli sąd apelacyjny podtrzyma wyrok sądu niższej instancji, koncern z Redmond będzie musiał w połowie października zaprzestać sprzedaży oprogramowania naruszającego patent i4i. Jeśli zaś Microsoft wygra apelację, to będzie mógł sprzedawać Worda co najmniej do czasu rozstrzygnięcia ewentualnego odwołania i4i.
  9. Wymiar sprawiedliwości, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, coraz częściej stoi na stanowisku, że przestępstwa dokonywane w Internecie powinny być surowo karane. Tym razem dotyczy to cybersquattingu. Już wcześniej amerykański Departament Sprawiedliwości stwierdził, że grzywna w wysokości 1,9 miliona dolarów, na którą została skazana Jammie Thomas, nie może być definiowana jako "nadmierna" [Ósma Poprawka do Konstytucji USA zabrania nakładania takich grzywien - red.]. Teraz sąd federalny w Kalifornii podtrzymał wyrok skazujący na grzywnę w wysokości 33,15 miliona dolarów firmę OnlineNIC, która zarejestrowała setki domen internetowych udających witryny i znaki handlowe firmy Verizon. Pierwotny wyrok zapadł w grudniu 2008 roku. Jest mało prawdopodobne, by Verizon kiedykolwiek doczekał się zasądzonych mu pieniędzy. Rex Liu, szef OnlineNIC już przed wydaniem pierwszego wyroku twierdził, że nie zamierza płacić dużych pieniędzy, a gdy po paru miesiącach zjawił się w sądzie powiedział, iż nie rozumie amerykańskiego systemu prawnego. OnlineNIC argumentuje, że grzywna jest zbyt wysoka i w żaden sposób nie odpowiada stratom, jakie mógł ponieść Verizon. Liu mówi, że na 663 zarejestrowanych domenach zarobił niecałe 1500 dolarów. Sąd federalny uznał jednak, że nawet jeśli Liu mówi prawdę, to zarobione przez niego pieniądze nie oddają strat, jakie mógł ponieść Verizon w związku z przekierowaniem ruchu na witryny OnlineNIC i wprowadzeniem użytkowników w pomyłkę co do znaków firmowych. Zarówno w przypadku Jamie Thomas jak i OnlineNIC pozywający zdają sobie sprawę z tego, że nie odzyskają zasądzonych pieniędzy. Wyroki mają służyć przede wszystkim jako ostrzeżenie.
  10. Szwedzki sąd okręgowy nakazał dzisiaj firmie Black Internet, największemu dostawcy sieci dla The Pirate Bay, odłączenie serwisu. W razie odmowy firmie groziła grzywna w wysokości 500 000 koron (70 000 USD) dziennie. Black Internet dostosował się do żądań sądu. Nie zaszkodziło to jednak TPB, który w ciągu kilku godzin znalazło sobie innego providera. Wciąż jednak są poważne problemy z połączeniem się z serwisem. Tracker został wyłączony, ale do jutra rano wszystko ma wrócić do normy. Nakaz odłączenia TPB związany jest z toczącym się procesem cywilnym przeciwko serwisowi. Został on wytoczony przez koncerny filmowe, które domagają się ochrony należących do nich praw. Tymczasem firma Global Gaming Factory, która zapowiedziała kupno TPB, przeżywa własne kłopoty. Ze stanowiska dyrektora zrezygnował Magnus Bergman, a giełdowe notowania GGF zostały zawieszone, gdyż przedsiębiorstwo nie udowoniło, że posiada środki do zakupu The Pirate Bay. Jakby tego było mało, prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie wycieku poufnych informacji z GGF. Na tydzień przed ogłoszeniem zamiaru zakupu TPB doszło bowiem do niezwykłego zwiększenia obrotu akcjami Global Gaming Factory.
  11. Na salę sądową powraca sprawa SCO - firmy, która twierdziła, że jest właścicielem licznych praw do rozwiązań stosowanych w systemach Unix. Santa Cruz Operation powstała w 1979 roku i oferowała komercyjne wsparcie dla tych systemów. Rok później otrzymała od Microsoftu zlecenie na stworzenie wersji Uniksa dla komputerów IBM. Gdy Microsoft wycofał się z projektu, SCO przejęło prawa do tworzonego przez siebie Xeniksa i zaczęło go sprzedawać. W 1995 roku SCO przejęło od Novella prawa do systemu UnixWare. Trzy lata później wraz z IBM-em przedsiębiorstwo rozpoczęło pracę nad wersją Uniksa dla architektury IA-64 i Power. W 2001 roku IBM zrezygnowało ze współpracy i zdecydowało się na wspieranie Linuksa. SCO pozostało przy Uniksie. W tym samym czasie firma zaczęła domagać się opłat licencyjnych za wykorzystywanie Linuksa, który jest pochodną Uniksa. To wywołało złość użytkowników Linuksa oraz firm go produkujących (Red Hat, Novell). Zaprzeczali oni, by Linux korzystał z rozwiązań należących do SCO. Z czasem SCO porzuciło Linuksa i skupiło się tylko na Uniksie. Wieloletnie spory sądowe z różnymi przedsiębiorstwami zostały rozwiązane w 2007 roku, gdy sąd orzekł, że sporne prawa do Uniksa i UnixWare należą do Novella. Wkrótce po tym wyroku SCO złożyło wniosek o bankructwo. Wydawało się, że spory zostały zakończone. Jednak wczoraj (24 sierpnia) sąd apelacyjny częściowo uchylił wyrok w sprawie SCO vs. Novell i nakazał przeprowadzenie pełnego procesu, który ma określić, kto jest właścicielem spornych praw. Sąd nie nakazał jednak Novellowi zwrócenia 2,5 miliona dolarów, które SCO zapłaciło tej firmie po poprzednim wyroku. Taka decyzja może oznaczać, że sąd nie podważa wyroku jako takiego, ale domaga się pełnego procesu i lepszego uzasadnienia.
  12. Sędzia Leonard Davis z Sądu Okręgowego dla Wschodniego Dystryktu Teksasu zakazał Microsoftowi sprzedaży i importowania na teren USA jakichkolwiek produktów Microsoft Word, które są w stanie otwierać pliki .xml, .docx i .docm zawierający niestandardowy kod XML. Wyrok to wynik pozwu, który w 2007 roku złożyła przeciwko koncernowi kanadyjska firma i4i. Twierdzi ona, że Microsoft naruszył przyznany jej w 1998 roku patent na system dokumentów, w którym wyeliminowano potrzebę ręcznego wstawiania sformatowanych kodów. Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł w maju bieżącego roku, kiedy to sąd orzekł, że produkty Word 2003 i Word 2007 naruszają patent i4i i nakazał, by Microsoft wypłacił odszkodowanie w wysokości 200 milionów dolarów. Obecny wyrok, oprócz zakazu rozprowadzania, testowania, demonstrowania i reklamowania Worda nakłada na koncern dodatkową grzywnę w wysokości 40 milionów USD. Firma ma też zapłacić 37 milionów jako zabezpieczenie przyszłych roszczeń.
  13. Holenderski sąd nakazał twórcom serwisu The Pirate Bay całkowicie zablokować ruch pomiędzy jego serwerami, a komputerami znajdującymi się w Holandii. Założyciele każdy z osobna i wszyscy razem są zobowiązani do zaprzestania naruszania praw autorskich i praw pokrewnych nadzorowanych przez Stichting Brein w Holandii - czytamy w wyroku. Stichting Brein to holenderski odpowiednik polskiego ZAIKS-u. Właściciele TPB mają 10 dni na dostosowanie się do wyroku. Jeśli tego nie zrobią, są zagrożeni grzywną w wysokości 30 000 euro za każdy dzień zwłoki. Maksymalna grzywna może wynieść 3 miliony euro. Twórcy serwisu zapowiedzieli wniesienie apelacji.
  14. W Tanzanii rozpoczęły się procesy 12 osób, które są oskarżone o zabicie w ciągu ostatnich 18 miesięcy ponad 40 albinosów i sprzedawanie rozczłonkowanych ciał znachorom. Ci sporządzali z ich wykorzystaniem specjalne mikstury, zapewniające zgodnie z tamtejszymi wierzeniami, przychylność losu i szybkie wzbogacenie. Aresztowano kilkadziesiąt osób, ale na razie nikogo nie skazano. Klientami szamanów byli prości ludzie, np. rybak i górnicy, ale także biznesmen, który najwyraźniej liczył na "rozkręcenie" interesu. Organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka nie mogą uwierzyć, że wymiar sprawiedliwości zareagował po tak długim czasie. Procesy odbywają się w miastach Shinyanga i Kahama. Zabijano zarówno dzieci, jak i dorosłych. Napadano na nich w domach i podcinano gardła lub bito. Uważa się, że każda część ich ciała mogła kosztować nawet kilka tysięcy dolarów. Liczba ataków spadła w ostatnim czasie, ale albinosi z Tanzanii nadal żyją w strachu. Kraj ten jest ojczyzną ok. 17 tys. osób z bielactwem. Kiedy w tym rejonie Czarnego Lądu umiera ktoś z albinizmem, jego grób jest często zamurowywany, by zapobiec świętokradztwu i rabunkowi. W maju identyczny proces rozpoczął się w Burundi. Przed sądem stanęło 11 mężczyzn. Niektórzy podejrzewają, że tamtejsi albinosi byli sprzedawani do Tanzanii.
  15. Serwis Vagla.pl donosi o kuriozalnym wyroku Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej. Otóż sędzia Beata Hajduga skazała dwóch oskarżonych na grzywny w wysokości po 3000 złotych oraz pokrycie kosztów sądowych za to, że... prowadzili serwis internetowy, którego nie zarejestrowali jako czasopismo. Sąd uznał, że spółka WizjaNet naruszyła artykuł 45. ustawy Prawo prasowe prowadząc bez rejestracji serwis bielsko.biala.pl. Sprawą zajęto się po tym, jak konkurencja WizjiNet złożyła doniesienie o przestępstwie. Sędzia Hajduga w uzasadnieniu wyroku odniosła się do opinii Sądu Najwyższego z lipca 2007 roku. Jak już wtedy pisał wydawca Vagla.pl Piotr Waglowski: Sądząc jedynie po tym fragmencie można dojść do wniosku, że Sąd dzieli prasę na "dzienniki" oraz "czasopisma", bez możliwości istnienia innego rodzaju prasy. To samo wynika ze zdania "przekazy periodyczne rozpowszechniane za pośrednictwem Internetu mogą mieć postać dzienników bądź czasopism, w zależności od interwału ukazywania się". Sąd - chociaż przywołał definicję "dziennika" oraz "czasopisma", to jednak nie odniósł się do tych definicji w taki sposób, by zauważyć, że w wielu serwisach nie ma "dźwięku", a więc już tylko przez ten fakt serwisy te nie spełniają ustawowej definicji ani dziennika, ani czasopisma. Tutaj musimy przywołać inny wpis Waglowskiego, w którym czytamy: Istnieje taka prasa, która nie jest ani dziennikiem, ani czasopismem. Dlatego nie można mówić, że "wymaga rejestracji prasa". Nie wymaga. Prawo prasowe przynosi nam definicję dziennika oraz czasopisma: * dziennikiem jest ogólnoinformacyjny druk periodyczny lub przekaz za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu, ukazujący się częściej niż raz w tygodniu (art. 7 ust. 2 pkt 2) * czasopismem jest druk periodyczny ukazujący się nie częściej niż raz w tygodniu, a nie rzadziej niż raz w roku; przepis ten stosuje się odpowiednio do przekazu za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu innego niż określony w pkt 2, (art. 7 ust. 2 pkt. 3) Czyli trzeba sprawdzić czy mamy do czynienia albo z "drukiem periodycznym", a jeśli nie mamy do czynienia z drukiem, to należy jeszcze sprawdzić dalsze elementy: czy mamy do czynienia z przekazem za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu. Jeśli nie ma druku, jeśli nie ma dźwięku, jeśli nie ma dźwięku i obrazu (łącznie), to wówczas nie ma ani dziennika ani czasopisma. A tylko dziennik i czasopismo się rejestruje. I tylko taki ktoś, kto wydaje dziennik lub czasopismo bez rejestracji podlega karze. Skazani w Bielsku zapowiedzieli złożenie odwołania. Pomóc chce im Helisińska Fundacja Praw Człowieka.
  16. Prawnicy osądzonych niedawno założycieli serwisu The Pirate Bay domagają się ponownego procesu, gdyż sędzia Tomas Norström ma związki z organizacjami walczącymi z piractwem. Media podały, że Norström jest członkiem Szwedzkiego Stowarzyszenia Praw Autorskich. Należą do niego też Henrik Pontén, Peter Danowsky i Monique Wadsted, którzy reprezentowali przemysł nagraniowy w trakcie procesu. Ponadto sędzia zasiada w zarządzie Szwedzkiego Stowarzyszenia Ochrony Przemysłowych Praw Intelektualnych, organizacji, która lobbuje na rzecz zaostrzenia prawa własności intelektualnej. Sędzia uważa, że nie zachodzi w tym przypadku konflikt interesów. Innego zdania są, oczywiście, obrońcy skazanych. Peter Althin, obrońca Petera Sunde, przypomina, że jesienią, gdy otrzymał informację, że jeden z ławników może mieć "podobne związki", został on wykluczony ze składu.
  17. W Kanadzie trwa interesujący proces sądowy, który może zakończyć się olbrzymimi problemami dla Google'a, Yahoo czy Microsoftu. Firma IsoHunt Web Technologies, producent oprogramowania IsoHunt wniosła sprawę przeciwko Kanadyjskiemu Stowarzyszeniu Przemysłu Nagraniowego (CRIA). Przedsiębiorstwo chce, by sąd rozstrzygnął, czy wyszukiwarki mogą być pociągnięte do odpowiedzialności za nielegalne udostępnianie materiałów chronionych prawem autorskim. Sprawę wniesiono po tym, jak RIAA i CRIA wysłały do IsoHunt Web Technologies listy ostrzegające o możliwych krokach prawnych, jakie podejmą w związku z bittorrentowym oprogramowaniem IsoHunt. Firma odpowiedziała wnioskiem do sądu o rozstrzygnięcie czy Google, Yahoo czy MSN są odpowiedzialne za to, że podają odnośniki do nielegalnych treści. Podobnie robi przecież IsoHunt. Prawnik wynajęty przez IsoHunt Web Technologies zademonstrował sądowi, że Google może zostać użyte do wyszukania każdego rodzaju nielegalnych plików, które można znaleźć też w IsoHunt. Jedyna różnica jest taka, że IsoHunt służy do wyszukiwania specyficznych typów plików, a Google - do wszystkich typów plików.
  18. Amerykański Sąd Najwyższy orzekł, iż wymienienie w ulotce dołączonej do leku możliwych efektów ubocznych jego stosowania nie jest podstawą do odrzucenia pozwów sądowych w przypadku ich wystąpienia. Sprawa może mieć ogromny wpływ na kształt rynku farmaceutycznego. Może się wydawać, że decyzja sądu jest jedynie prawniczą ciekawostką, lecz jej konsekwencje mogą być niezwykle poważne. Pacjenci będą bowiem mogli, opierając się na najnowszym orzeczeniu, pozywać nawet najsilniejsze firmy rynku farmaceutycznego i bronić swoich praw. Producenci będą z kolei musieli być znacznie ostrożniejsi przy podejmowaniu decyzji o kierowaniu leków na rynek. Kontrowersyjne orzeczenie zamyka sądową batalię o 6,7 milionów dolarów, jaką stoczyła pani Diana Levine z firmą farmaceutyczną Wyeth. Osiem lat temu kobieta straciła niemal połowę ramienia (odcinek od łokcia w dół) po podaniu leku Phenergan, stosowanego w celu leczenia nudności. Sprawa pani Levine jest stosunkowo zawiła i nie kończy się na samych obrażeniach spowodowanych podaniem preparatu. Okazuje się bowiem, że ulotka leku zawierała informację o możliwym rozwoju gangreny w razie podania leku za pomocą kaniuli dożylnej (czyli popularnego "wenflonu" - rurki umieszczanej w naczyniu krwionośnym, wyposażonej w część zewnętrzną umożliwiającą podawanie leków np. za pomocą strzykawki), lecz nie zabraniała wyraźnie takiej formy podawania. Na tym jednak sprawa się nie kończy. Ława przysięgłych biorąca udział w pierwszym procesie przeciw firmie Wyeth uznała, że nawet jeśli ulotka zawierała ostrzeżenie o możliwych komplikacjach, producent zaniedbał obowiązek wyraźnego zabronienia podawania leku za pomocą kaniuli dożylnej, jeśli możliwe było wstrzyknięcie leku w bezpieczniejszy sposób. Pierwotna wersja ulotki była co prawda zatwierdzona przez amerykański urząd ds. żywności i leków (FDA), lecz przysięgli uznali, że przedstawiciele farmaceutycznego giganta winni byli zadbać o dokonanie stosownej aktualizacji informacji dołączonych do preparatu. Ponieważ zmiany w dokumentacji nie pojawiły się, producenta Phenerganu uznano winnym wystąpienia groźnych objawów ubocznych. Orzeczenie sądu wywołało wśród producentów leków niemały popłoch. Wielu specjalistów sądzi, że możemy się spodziewać wyraźnej zmiany w polityce wielu firm farmaceutycznych. Bardzo możliwe jest ich zdaniem wprowadzenie wielu dodatkowych ostrzeżeń i znacznie większa ostrożność przy wprowadzaniu nowych produktów na rynek. Będą ważyli, jak często pojawiają się efekty uboczne oraz to, jak poważne one są, z liczbą ludzi mogących skorzystać na przyjmowaniu leku oraz ilością pieniędzy, które będzie można na nim zarobić - ocenia prof. Erik Gordon, specjalista z Uniwersytetu Michigan. To [orzeczenie] będzie niczym krew w wodzie dla agresywnych jak rekiny prawników specjalizujących się w pozwach cywilnych. Czy sprawa pani Levine rzeczywiście zmieni postępowanie producentów i zwiększy poziom bezpieczeństwa stosowanych przez nas leków? Mamy nadzieję, że tak właśnie się stanie.
  19. Jeden z potentatów rynku leków, firma Eli Lilly, wpadł w naprawdę poważne tarapaty. Farmaceutyczny gigant musi zapłacić łącznie 1,42 miliarda dolarów kary za świadome wprowadzenie w obieg fałszywych informacji o jednym ze swoich leków. Problemy Eli Lilly wynikają z promowania jednego z jej czołowych produktów, antypsychotycznego preparatu Zyprexa, jako środka zapobiegającego demencji związanej z chorobą Alzheimera. Firma uczyniła to świadomie - jej przedstawiciele wiedzieli doskonale, że lek nie uzyskał nigdy dopuszczenia do użytku w celu profilaktyki tego schorzenia. Świadome fałszowanie informacji o możliwym zastosowaniu leków, zwane po angielsku off-label marketing (można to przetłumaczyć jako "marketing niezgodny z ulotką"), doprowadziło do lawiny pozwów cywilnych oraz dochodzeń prokuratorskich. Część spraw nie została jeszcze rozstrzygnięta, lecz już teraz firma przyznała się do konieczności zapłacenia około 800 milionów dolarów na rzecz oszukanych pacjentów, 438 milionów na rzecz rządu USA oraz 362 milionów na rzecz poszczególnych stanów. Zyprexa, stosowana oficjalnie jako środek przeciw schizofrenii oraz chorobie afektywnej dwubiegunowej (zwanej też psychozą maniakalno-depresyjną), była przez lata źródłem największych zysków Eli Lilly. Preparat wprowadzono do obiegu w roku 1996, zaś fałszywe informacje na jego temat rozpowszechniano od września 1999 roku do marca roku 2001. Mimo, iż władze firmy usunęły nieautoryzowane dane z ulotki leku, od 2004 roku firma została pozwana łącznie około 32 tysięcy razy (!). Sam udział w procesach sądowych kosztował przedsiębiorstwo około 1,2 miliarda dolarów. Ogromna kwota, którą muszą wypłacić władze farmaceutycznego giganta, to zaledwie ułamek zysków osiągniętych dzięki sprzedaży Zypreksy - dziewięciu pierwszych miesiącach 2008 roku firma zarobiła na niej aż 3,5 miliarda dolarów (suma ta obejmuje, oczywiście, także dochody z opakowań wydanych zgodnie z oficjalnymi zaleceniami urzędowymi). Wiadomo jednak, że seria pozwów doprowadziła firmę do poniesienia w ostatnim kwartale zeszłego roku straty. Przez ostatnie trzy lata firma przynosiła bez przerwy zyski. Przy całej gigantycznej kwocie zobowiązań oraz tysiącach orzeczeń sądowych jednoznacznie wskazujących na winę Eli Lilly, dość zabawny może się wydawać fakt, iż przedstawiciele firmy ani razu nie przyznali się do świadomego działania w złej wierze...
  20. Craig Alan Bittner, były chirurg plastyczny z Beverly Hills, stanie przed sądem za nietypowe wykroczenie. Czego się dopuścił? Do baków dwóch samochodów - własnego Forda SUV i należącego do jego dziewczyny Lincolna Navigatora - wlewał tłuszcz pozostały po liposukcji pacjentów. Kalifornijskie władze ds. zdrowia publicznego utrzymują, że zgodnie z literą prawa, wykorzystanie ludzkich odpadów medycznych do zasilania pojazdów mechanicznych jest nielegalne. Bittner broni się, twierdząc, że kierowała nim jedynie chęć chronienia środowiska. Większość moich pacjentów prosiła, bym wykorzystał ich tłuszcz jako paliwo – miałem go więcej, niż potrzebowałem – napisał lekarz na witrynie lipodiesel.com. Chirurg uważa, że dla ludzi ważne było jednoczesne załatwienie dwóch spraw: kwestii unormowania wagi i zrobienia czegoś dla Ziemi. Trzej pacjenci oskarżyli go jednak o nadużycie, twierdząc, że w czasie zabiegu jego dziewczyna i asystentka usuwały więcej tłuszczu, niż to było konieczne. W ten sposób szalony duet pozyskiwał wystarczającą ilość lipodiesla, ale ciało operowanego człowieka ulegało, niestety, zniekształceniu. Sprawę pogarsza fakt, że ani partnerka życiowa Bittnera, ani jego pomoc nie miały licencji medycznej. Wielu byłych pacjentów składało na chirurga skargi do stanowej komisji lekarskiej, która obecnie prowadzi dochodzenie. Sam zainteresowany nie wydał dotąd żadnego oświadczenia. Praktyka Bittnera Beverly Hills Liposculpture została zamknięta w zeszłym miesiącu. Na razie nie wiadomo, kiedy medyk zaczął i kiedy przestał wytwarzać lipodiesel ani jak to robił. Na jego witrynie internetowej można przeczytać, że wyjechał do Ameryki Południowej, by pracować tam jako wolontariusz. Dziwne tylko, że zdecydował się na to właśnie teraz, zwłaszcza będąc przedstawicielem doskonale opłacanego zawodu.
  21. Pies o imieniu Scooby jest pierwszym na świecie zwierzęciem, które zostało świadkiem w sprawie o morderstwo. Czworonóg był 2,5 roku temu przy swojej 59-letniej właścicielce, gdy znaleziono ją powieszoną w paryskim mieszkaniu. Widział więc, co się z nią działo w czasie ostatnich chwil życia. Wg policji mamy do czynienia z samobójstwem, ale rodzina w to nie wierzy i domaga się przeprowadzenia dochodzenia. W czasie wstępnego przesłuchania pies został przez weterynarza doprowadzony do miejsca dla świadków. W ten sposób sprawdzano, jak zareaguje na podejrzanego. Zaczął ponoć wściekle ujadać. Sądowego kancelistę zobowiązano do nagrywania wszystkich szczeknięć i warknięć zwierzęcia. Ze względu na nietypowość wydarzenia, przesłuchanie odbywało się za zamkniętymi drzwiami. Nie wpuszczono ani publiki, ani mediów. Przybycie psiego świadka spotkało się z życzliwym przyjęciem wyłącznie oskarżyciela. Inni powątpiewali w sens takiego zbierania dowodów. Dwa i pół roku to dla czworonoga odpowiednik ok. 17 lat. Przez tak długi czas można przecież co nieco zapomnieć. Sędzia Thomas Cassuto zastanawia się teraz, czy wrogość zwierzęcia w stosunku do oskarżonego to wystarczający powód do wszczęcia śledztwa. Docenia jednak zasługi psa, wiernego towarzysza. Rzecznik prasowy Pałacu Sprawiedliwości w Paryżu potwierdza, że sprawa z Nanterre to pierwszy przypadek we francuskim sądownictwie, by pies został uznany za świadka. Najprawdopodobniej jest to precedens również na skalę światową.
  22. Serwis eBay ma zapłacić 36,8 miliona euro odszkodowania grupie LVMH, która sprzedaje luksusowe dobra. Francuski sąd uznał, że serwis, poprzez zaniechanie, umożliwia sprzedaż podróbek towarów LVMH. To największa kara nałożona na eBay w Europie. Może nie być jednak ostatnią, gdyż wielu producentom markowych ubrań i kosmetyków nie podoba się fakt, że na eBayu handluje się podróbkami ich towarów. eBay natychmiast odwołał się od wyroku twierdząc, że tak naprawdę LVMH chodzi o niszczenie online'owej konkurencji. Szczególnie duże kłopoty ma eBay we Francji, skąd pochodzi wielu światowych gigantów o dobrze rozpoznawanych markach. Firma LVMH wystąpiła przeciwko serwisowi aukcyjnemu, gdyż nie uniemożliwił on sprzedaży podróbek tak znanych marek jak Louis Vuitton czy Christian Dior. Ponadto pozwala na nieautoryzowaną sprzedaż innych marek należących do grupy: Kenzo, Givenchy czy Guerlain. W tych ostatnich trzech przypadkach sprzedawano oryginalne perfumy, ale LVMH zezwala na ich rozprowadzanie tylko za pośrednictwem sieci autoryzowanych dilerów. Na eBayu sprzedawały je firmy i osoby, które nie miały do tego prawa, a ponadto w serwisie ukazywały się reklamy tych aukcji. Sąd nakazał, by aukcje takie zniknęły z eBaya oraz by przestały pojawiać się tam reklamy. Jeśli serwis się nie dostosuje, grozi mu kara w wysokości 50 000 euro dziennie. Przeciwko eBayowi toczą się też procesy z powództwa Tiffany & Co. oraz L'Oreala.
  23. W Australii ruszy pierwszy na świecie... online’owy sąd. John Hatzistergos, prokurator generalny stanu Nowa Południowa Walia, powiedział, że już wkrótce sędziowie będą e-mailem otrzymywali argumenty obu stron sporu sądowego. Umożliwi to system JusticeLink. Oskarżyciele i obrońcy będą logowali się do systemu i korzystali ze specjalnych formularzy, w których wymienią swoje argumenty. Te automatycznie trafią do skrzynki odbiorczej sędziego prowadzącego sprawę. System ma ruszyć w tym największym z australijskich stanów w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Hatzistergos mówi, że pozwoli on zaoszczędzić setki milionów dolarów. Koszt jego wdrożenia oceniono na 48 milionów dolarów australijskich, czy 43 miliony USD. Już w tej chwili trwają testy systemu. Prowadzi je dziewięć firm i jest on wykorzystywany przez stanowy Sąd Najwyższy. Za pomocą JusticeLink prowadzonych jest obecnie 167 spraw cywilnych. Już za tydzień, 11 lutego, system zostanie uruchomiony w stanowym Sądzie Okręgowym, któremu podlegają wszystkie inne sądy w Nowej Południowej Walii. Do końca bieżącego roku JusticeLink zostanie uruchomiony w każdym sądzie cywilnym i karnym. System komputerowy nie będzie wykorzystywany w sprawach toczonych przeciwko konkretnym osobom. W takich przypadkach nadal będą obowiązywały tradycyjne procedury. JusticeLink posłuży do rozpatrywania spraw o mniejszej wadze. Będzie pomocny przy postępowaniach ugodowych czy w sprawach o zwolnienie z aresztu za kaucją.
  24. Brytyjski sąd dopuszcza, przynajmniej w niektórych przypadkach, patentowanie oprogramowania. Sędzia Justice Kitchin swoim ostatnim wyrokiem podważył powszechne przekonanie, że programy komputerowe nie podlegają patentowaniu. W październiku ubiegłego roku pięć brytyjskich firm złożyło zażalenie do sądu. Skarżyły się na decyzję Urzędu ds. Własności Intelektualnej, który stwierdził, że nie mogą opatentować swoich wynalazków. Europejska Konwencja Patentowa stanowi, że programy komputerowe nie mogą być patentowane, gdyż nie są fizycznymi wynalazkami. Jej artykuł 52. wprost wyklucza możliwość opatentowania programów komputerowych. Zażalenie do sądu wniosły Software 2000 (chciała opatentować metodę generowania masek bitowych wykorzystywanych w drukarkach laserowych), Astron Clinica (próba opatentowania systemu obrazowania medycznego, który pozwala przewidzieć skutki zabiegów chirurgicznych), Inrotis (dwa patenty na programowe identyfikowanie grup białek podczas terapii lekami), SurfKitchen (próbuje opatentować program ułatwiający telefonom komórkowym łączenie się z Internetem) oraz Cyan Technology (patent na metodę generowania danych służących do konfigurowania mikrokontrolerów). Sędzia Kitchin uznał, że powyższe firmy mogą korzystać ze swoich wynalazków poprzez sprzedaż oprogramowania na nośnikach fizycznych lub za pośrednictwem Internetu. Ich konkurencja może, oczywiście, robić to samo. Tutaj jednak pojawia się problem, że, bez powoływania się na fakt iż jest to program komputerowy, mogą oni chronić swoją własność jedynie odwołując się do rozdziału 60 (2) ustawy Patent Act z 1977 roku. Zdaniem sędziego taka interpretacja oznacza, że programy komputerowe niekoniecznie są wyłączone z procesu patentowego przez wspomniany artykuł 52. Sędzia zalecił Urzędowi ds. Własności Intelektualnej by jeszcze raz rozpatrzył wnioski wspomnianych przedsiębiorstw. Sędzia uważa, że jeśli prawo dopuszcza opatentowanie innowacyjnej metody wykonania jakiegoś zadania, to de facto dopuszcza też patentowanie programu, który pozwala na wykonanie tej metody. Oprogramowanie, którego nie chciał opatentować Urząd, było częścią większego systemu, składającego się z metod i urządzeń, służących osiągnięciu zakładanych wyników. Pod każdym innym względem można je było patentować. Jednak ze względu na to, że w ich skład wchodzi też oprogramowanie, Urząd odmówił przyznania patentu. Sąd jednak zwrócił uwagę, że artykuł 52. EPC zabrania patentowania programów „jako takich”. Zapis ten od lat wywołuje spory i sprzeczne interpretacje. Europejskie Biuro Patentowe (EPO) z czasem zaczęło uznawać, że można patentować programy, których techniczny wynik działania różni się od fizycznych efektów wywoływanych przez działanie innych programów. Tak więc w efekcie EPO przyznało w sumie większą liczbę patentów na oprogramowanie, niż brytyjski Urząd ds. Własności Intelektualnej. Sędzia Kitchin uznał, że postępowanie Urzędu, który a priori wyklucza patentowanie wszelkiego oprogramowania, jest niewłaściwe.
  25. Zakończyła się pierwsza w Europie rozprawa sądowa przeciwko Wikipedii. Francuski sędzia oddalił oskarżenia o zniesławienie. Wikipedia Foundation została pozwana przez trzech obywateli Francji. W encyklopedii znalazły się bowiem stwierdzenia, że są oni gejowskimi aktywistami. Sędzia Emmanuel Binoche stwierdził, że ustawa z 2004 roku ogranicza odpowiedzialność Wikipedii, tym bardziej, że kontrowersyjne wpisy zostały usunięte. Serwisy hostujące witryny internetowe nie mogą być skazane na podstawie Kodeksu Cywilnego z powodu przechowywanych treści, o ile nie są świadome ich nieprawdziwej natury – napisał sędzia w uzasadnieniu. Pierwsza w Europie rozprawa przeciwko Wikipedii zakończyła się więc po myśli założycieli online’owej encyklopedii.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...