Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'ryzyko' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 118 wyników

  1. Zażywanie witaminy E nieznacznie zwiększa ryzyko krwotoku śródmózgowego. Na każde 1250 osób przypada jeden dodatkowy krwotoczny udar mózgu (British Medical Journal). Naukowcy z INSERM (Institut National de la Santé et de la Recherche Médicale) w Paryżu, Niemiec i Harvardzkiej Szkoły Medycznej przeanalizowali wcześniejsze studia (9), w których wzięło udział 118 765 ludzi: 59 357 wylosowano do grupy witaminowej, a 59 408 do grupy placebo, a ich losy śledzono przynajmniej przez rok. Nadal jednak nie wiadomo, jaka dawka witaminy E staje się szkodliwa. Krwotok śródmózgowy jest najrzadszym rodzajem udaru. Najczęściej występują zawały mózgu, czyli niedokrwienne udary mózgu (stanowią one 70% wszystkich udarów). Naukowcy wspólnie ustalili, że witamina E zwiększa ryzyko wystąpienia krwotoku domózgowego o 22%, natomiast obniża szanse na zawał mózgu o 10%, co oznacza jeden zapobieżony przypadek na 476 osób zażywających witaminę. Specjaliści zgodnie jednak ostrzegają, że ryzyko zawału mózgu o wiele skuteczniej obniżają zdrowy tryb życia, utrzymywanie niskiego ciśnienia krwi oraz poziomu cholesterolu. Autorzy raportu zaznaczają, że żadne ze studiów nie sugerowało ogólnego wzrostu ryzyka udaru, ale różnice stawały się widoczne po uwzględnieniu poszczególnych rodzajów udarów. Biorąc pod uwagę stosunkowo niskie zmniejszenie ryzyka udaru niedokrwiennego i generalnie poważniejsze skutki udaru krwotocznego, powinno się przestrzegać przed masowym zażywaniem witaminy E. Wcześniejsze badania sugerowały, że zażywanie witaminy E może chronić przed chorobą niedokrwienną serca, jednak inne wykazały, że suplement zwiększa ryzyko śmierci, jeśli jest przyjmowany w wysokich dawkach.
  2. Osoby, które się gimnastykują, niemal o połowę zmniejszają szanse na przeziębienie. Amerykańscy naukowcy podkreślają także, że ważna jest nie tylko sama dawka ruchu, ale i jednostkowa ocena sprawności fizycznej. Wystarczy, że ktoś uważa, że jest wysportowany, by to wpływało na częstość chorowania (British Journal of Sports Medicine). Zespół doktora Davida Niemana z Appalachian State University w Północnej Karolinie poprosił uczestników badań, by przez trzy miesiące w okresie jesienno-zimowym zapisywali wszystkie kichnięcia i kaszlnięcia. Mieli oni również odnotowywać, ile razy w danym tygodniu gimnastykowali się przez przynajmniej 20 min (ćwiczenia miały być na tyle intensywne, aby się spocić). Poza tym ochotników wypytywano o styl życia, dietę i stresujące zdarzenia w ostatnim okresie. Amerykanie zebrali grupę 1000 dorosłych w wieku do 85 lat, wśród których 6 na 10 osób stanowiły kobiety, 4 na 10 miały od 18 do 39 lat, a 1 na 4 miała 60 i więcej lat. Badani oceniali częstość ćwiczeń aerobowych (tlenowych). Przyspieszają one tętno i oddech, przez co do mięśni i narządów organizmu dociera więcej natlenowanej krwi. Wolontariusze opisywali swoją formę fizyczną na 10-punktowej skali. Okazało się, że częstotliwość przeziębień była niższa u osób starszych, zamężnych/żonatych i mężczyzn, a także u zwolenników zjadania dużych ilości owoców. Najważniejsza była jednak ilość ruchu oraz postrzeganie przez jednostkę własnej formy fizycznej. Gdy ktoś czuł, że jest w dobrej formie, ryzyko przeziębienia spadało niemal o 50%. Ludzie aktywni fizycznie przynajmniej 5 razy w tygodniu czuli się niedobrze przez około 5 dni w 3-miesięcznym okresie, w porównaniu do 9 dni w przypadku osób ćwiczących mało lub w ogóle. Poza tym gdy chorowali, ich objawy były lżejsze niż u pozostałych. Nasilenie symptomów u ochotników najwyżej oceniających swoją formę obniżało się o 41%, a u najwięcej ćwiczących o 31%. Dr Nieman wyjaśnia, że okresy aktywności powodują czasowy wzrost liczby krążących we krwi komórek układu odpornościowego. Co prawda efekt ten zanika po paru godzinach, ważne jednak, że w ogóle się pojawia, zważywszy, że przeciętny dorosły rocznie choruje na przeziębienie od 2 do 5 razy. Zespół podkreśla, że liczba przechorowanych dni jest różna jesienią i zimą. Na zimę przypada ich średnio 13, a na jesień 8.
  3. Japońscy badacze twierdzą, że zielona herbata nie zabezpiecza przed rakiem piersi. W studium uwzględniono ok. 54 tys. kobiet i nie wykryto związku między piciem zielonej herbaty a ryzykiem zachorowania na nowotwory gruczołu sutkowego (Breast Cancer Research). Mimo że badania in vitro i na modelu zwierzęcym sugerowały, że zielona herbata może chronić przed rakiem piersi, wyniki ze studiów z udziałem ludzi były nierozstrzygające. Nasze zakrojone na dużą skalę podłużne badania populacyjne jako pierwsze uwzględniły tak szeroki zakres dawek – od kobiet, które piły mniej niż 1 kubek zielonej herbaty na tydzień po panie, które dziennie wypijały ich ponad 10. Nie natrafiliśmy na związek między spożyciem herbaty a ryzykiem wystąpienia nowotworu piersi – tłumaczy Motoki Iwasaki z Narodowego Centrum Nowotworów w Tokio. Spożycie herbaty oceniano za pomocą kwestionariusza. Miało to miejsce dwukrotnie: na początku eksperymentu i po upływie 5 lat. Częstość występowania nowotworów szacowano na podstawie danych z głównych szpitali na badanym obszarze i informacji z rejestrów onkologicznych. Ustalono, że ok. 12% kobiet spożywało mniej niż jeden kubek zielonej herbaty na tydzień, podczas gdy 27% piło pięć lub więcej kubków naparu dziennie. Iwasaki uważa, że jego studium ma przewagę nad badaniami z grupą kontrolną, ponieważ dane zbierano przed zdiagnozowaniem u kogokolwiek nowotworu, unikając w ten sposób specyficznych odchyleń w przypominaniu zdarzeń/zachowań. Niestety, okazało się, że ani rodzaj zielonej herbaty, ani liczba wypijanych kubków nie modyfikowały ryzyka wystąpienia raka piersi.
  4. Wyższym mężczyznom bardziej zagraża rak jądra. Dr Michael Blaise Cook z Narodowego Instytutu Nowotworów w Maryland przeanalizował z zespołem dane ponad 10 tys. panów. Okazało się, że każde dodatkowe 5 cm powyżej przeciętnej zwiększa ryzyko wystąpienia tej choroby aż o 13%. Autorzy badania podkreślają, że choć natrafiono na ślad związku, nadal nie wiadomo, jakim sposobem większy wzrost miałby modyfikować jednostkowe ryzyko rozwoju raka (British Journal of Cancer). Ogólne ryzyko populacyjne zachorowania na raka jądra jest niewielkie, więc nawet w przypadku osób wysokich powinno ono pozostać stosunkowo małe. Wg ekspertów, o wiele ważniejsze są inne czynniki, w tym rodzinna historia choroby oraz dziedziczenie wadliwych genów (odpowiadają one za 20% szacowanego ryzyka). Nie wolno też zapominać o wpływie wieku, rasy – najczęściej chorują biali mężczyźni - czy wnętrostwie (niezstąpieniu jąder do moszny). Dane analizowane przez ekipę Cooka pochodziły z 13 różnych studiów. Wszystkie przeprowadzono w ciągu ostatniej dekady. Każde uwzględniało zarówno informacje dotyczące epidemiologii, jak i wzrostu mężczyzn z próby. Naukowcy sprawdzali, czy istnieje związek między zapadalnością na raka jądra a wagą i wzrostem. Nie znaleziono powiązań z wagą, lecz w grupie wyższych mężczyzn rzeczywiście częściej diagnozowano wspominaną chorobę.
  5. Ludzie z insulinoopornością i cukrzycą typu 2. są bardziej narażeni na tworzenie się w mózgu złogów z beta-amyloidu. To one wywołują uszkodzenia tkanki mózgu charakterystyczne dla choroby Alzheimera (występują pozakomórkowo w neuropilu i w ścianach naczyń). Cukrzyca typu 2. i choroba Alzheimera są dwiema narastającymi alarmująco epidemiami ogólnoświatowymi. Biorąc pod uwagę rosnący wskaźnik otyłości oraz fakt, że otyłość ma związek z nasileniem częstości występowania cukrzycy typu 2., wyniki są bardzo interesujące – przekonuje dr Kensuke Sasaki z Kyushu University w Fukuoce. W studium wzięło udział 135 osób z Hisayamy. Średnia wieku wynosiła 67 lat. Ochotników poddano kilku badaniom poziomu cukru we krwi. Przez kolejne 10-15 lat monitorowano ich też pod kątem ewentualnych symptomów alzheimeryzmu. W tym czasie zdiagnozowano go u ok. 16% seniorów. Po śmierci badanych podczas autopsji w mózgu poszukiwano blaszek starczych, zwanych inaczej płytkami, oraz kłębków neurofibrylarnych. Te ostatnie występują głównie wewnątrzkomórkowo i przybierają postać parzystych, spiralnie skręconych włókienek. Są one zbudowane przede wszystkim z białka tau. Choć za życia objawy alzheimera stwierdzono tylko u 16% wolontariuszy, blaszki występowały u 65%. Japońscy akademicy ustalili, że ludzie, u których 3 testy na stężenie glukozy wypadły nieprawidłowo, znajdowali się w grupie podwyższonego ryzyka wystąpienia blaszek. Płytki wykryto u 72% pacjentów z insulinoopornością i 62% osób bez tego typu symptomów. Potrzeba dalszych badań, by określić, czy insulinooporność jest przyczyną powstawania złogów. Niewykluczone, że kontrolowanie lub zapobieganie cukrzycy pozwoliłoby również zapobiec chorobie Alzheimera. Warto przypomnieć, że już w 2007 r. neurolog Bill Klein z Northwestern University postulował, iż alzheimeryzm jest cukrzycą typu 3. Wg niego, podczas gdy pacjenci z cukrzycą typu 2. zmagają się z insulinoopornością ciała, chorzy na Alzheimera cierpią na insulinooporność mózgu.
  6. Jedzenie zielonolistnych warzyw może znacznie obniżyć ryzyko wystąpienia cukrzycy typu 2. (British Medical Journal). Zespół Patrice Carter z University of Leicester podkreśla, że dieta obfitująca w owoce i warzywa zmniejsza ryzyko zapadnięcia na nowotwory i choroby serca, trudno było jednak powiedzieć coś rozstrzygającego o jej wpływie na cukrzycę. Wyniki badania z 2002 r. wskazują, że nieodpowiednia konsumpcja owoców i warzyw [poniżej 5 zalecanych porcji dziennie] może odpowiadać za 2,6 mln zgonów na świecie w roku 2000, dlatego znalezienie odpowiedzi na to pytanie należy uznać za szczególnie ważne. Carter i inni przeanalizowali więc 6 studiów, które objęły ponad 220 tys. uczestników i koncentrowały się przede wszystkim na związkach spożycia owoców i warzyw oraz cukrzycy typu 2. Okazało się, że jedzenie 1,5 porcji warzyw zielonolistnych dziennie ekstra zmniejsza ryzyko cukrzycy typu 2. aż o 14%. Zwiększanie łącznej ilości zjadanych owoców i warzyw nie wpływało znacząco na prawdopodobieństwo zachorowania. Akademicy podkreślają jednak, że w metaanalizie uwzględniono niewielką liczbę badań, co mogło zaciemnić prewencyjne oddziaływanie owoców i warzyw jako całości. Autorzy raportu są przekonani, że przed przewlekłymi chorobami chronią zawarte w owocach i warzywach przeciwutleniacze. Dodatkowo w warzywach zielonolistnych, np. szpinaku, występuje magnez, co może mieć znaczenie w przypadku zmniejszania ryzyka cukrzycy typu 2.
  7. Naukowcy z Imperial College London zaproponowali, by sieci fast foodów oferowały swoim klientom za darmo statyny - leki obniżające poziom złego cholesterolu LDL we krwi. W artykule, który ukazał się właśnie w piśmie American Journal of Cardiology, dr Darrel Francis i zespół wyliczają, że zapewniany przez nie spadek ryzyka chorób sercowo-naczyniowych równoważy wzrost zagrożenia zawałem w wyniku spożycia tłustych pokarmów. Statyny nie niwelują wszystkich szkodliwych skutków spożycia burgerów i frytek. Lepiej w ogóle unikać jedzenia tłustych pokarmów. Odkryliśmy jednak, że w kategoriach prawdopodobieństwa wystąpienia zawału zażycie statyn zmniejsza ryzyko w mniej więcej takim samym stopniu, w jakim fast food jest podwyższa. W Wielkiej Brytanii bez recepty można już kupić tabletki z niskimi dawkami jednej ze statyn – simwastatyny. W Polsce nadal musi być ona przepisywana przez lekarza. Jak wyjaśnia Francis, kiedyś ze względu na koszty leki te ordynowano w przypadkach szczególnego zagrożenia zawałem serca czy udarem. Teraz jednak cena tabletek mocno spadła, dlatego z ekonomicznego punktu widzenia ubezpieczycielowi bardziej opłaca się refundować medykament niż wizytę u lekarza. Jak na ironię, ludzie mogą wziąć w restauracji tyle saszetek z niezdrowymi sosami i dodatkami, ile tylko będą chcieli, a korzystne dla serca statyny muszą być przepisywane. Brytyjczycy podkreślają, że statyny są bardzo bezpiecznymi lekami. Poważne skutki uboczne występują u niewielkiego odsetka pacjentów, którzy je regularnie zażywają. Dla przykładu – problemy z wątrobą i nerkami stwierdza się u 1:1000-1:10.000 osób. Wszyscy wiemy, że fast food jest dla nas niezdrowy, ale ludzie nadal jedzą [hamburgery, frytki czy kurczaki], bo są smaczne. Jesteśmy genetycznie zaprogramowani, by wybierać wysokokaloryczne pokarmy i dlatego sieci restauracji będą nadal sprzedawać swoje niezdrowe potrawy, bo opisane zjawisko gwarantuje im zbyt. Ma duży sens, by zmniejszające zagrożenia zdrowotne suplementy były równie łatwo osiągalne jak darmowe ketchup czy majonez. W przeliczeniu na klienta będą zresztą kosztować mniej więcej tyle samo co one. Francis argumentuje, że gdy obywatele angażują się w inne ryzykowne zachowania, np. jeżdżą samochodem lub palą papierosy, zachęca się ich, by zapinali pasy czy wybierali wyroby tytoniowe z filtrem. Przyjmowanie statyn to racjonalny sposób na ograniczenie zagrożeń związanych z jedzeniem tłustych dań. Akademicy z Imperial College London posłużyli się danymi z wcześniejszych badań populacyjnych, by wyliczyć, jak zwiększa się jednostkowe ryzyko zawału serca wskutek spożycia określonej ilości tłuszczu, a zwłaszcza tłuszczów trans. Następnie porównali uzyskane w ten sposób liczby z wartościami spadków wywoływanych przez statyny (ich metaanaliza objęła 7 randomizowanych studiów). Okazało się, że większość schematów terapii statynami kompensowała relatywny wzrost ryzyka chorób serca, związany ze spożyciem cheeseburgera i małego koktajlu mlecznego. Naukowcy podkreślają, że w przyszłości należałoby ocenić skutki (i zagrożenia) swobodnego zażywania statyn bez nadzoru lekarza.
  8. W przypadku kobiet regularne picie piwa, ale nie innych rodzajów alkoholu, wiąże się ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na łuszczycę (Archives of Dermatology). Łuszczyca [łac. psoriasis] to choroba skóry o podłożu immunologicznym. Od dawna podejrzewano, że istnieje związek między spożyciem alkoholu a zwiększonym ryzykiem wystąpienia i pogorszenia przebiegu tej choroby – tłumaczy dr Abrar A. Qureshi z Brigham and Woman's Hospital (BWH). W przypadku innych chorób wykazano, że rodzaj konsumowanego alkoholu oddziałuje na ryzyko ich wystąpienia, np. piwo stwarza większe zagrożenie dla jelit niż wino czy wódki. By sprawdzić, jak się mają sprawy z łuszczycą, Qureshi analizował dane 82.869 kobiet, które w 1991 r. miały od 27 do 44 lat. Brały one udział w Studium Zdrowia Pielęgniarek II (Nurses' Health Study II) i co dwa lata wypełniały kwestionariusz z pytaniami dotyczącymi rodzaju oraz ilości wypijanego alkoholu, a także ewentualnej diagnozy łuszczycy. Do końca 2005 r. odnotowano 1150 przypadków łuszczycy, z których w analizie uwzględniono 1069. W porównaniu do pań, które nie piły alkoholu, ryzyko wystąpienia psoriasis było aż o 72% wyższe w grupie kobiet wypijających w tygodniu średnio 2,3 drinka lub więcej. Kiedy naukowcy przyjrzeli się konkretnym rodzajom alkoholu, okazało się, że u pań konsumujących 5 lub więcej piw tygodniowo prawdopodobieństwo zachorowania wzrastało 1,8-krotnie. W przypadku lekkiego piwa (o obniżonej zawartości alkoholu bądź kalorii), czerwonego i białego wina oraz wódki nie odnotowano podobnej zależności. Gdy zespół Qureshiego wziął pod uwagę jedynie potwierdzone przypadki łuszczycy, w których kobiety ujawniły więcej informacji na swój temat w złożonej z 7 pozycji skali samooceny, ryzyko łuszczycy było 2,3 razy wyższe dla kobiet, które wychylały w tygodniu 5 piw lub więcej niż dla pań całkowicie stroniących od napoju z chmielu. Zwykłe piwo było jedynym napojem alkoholowym, który zwiększał ryzyko łuszczycy, co sugeruje, że jego określone niealkoholowe składniki – nieobecne zarówno w winie, jak i w wódce – mogą odgrywać ważną rolę w zapoczątkowaniu psoriasis. Być może odpowiedzi na palące pytanie należy szukać w metodzie warzenia złocistego napoju. Piwo to bowiem jeden z nielicznych niedestylowanych alkoholi, w przypadku którego do fermentacji wykorzystuje się jakieś źródło skrobi, przeważnie jęczmień. W ziarnach zbóż (słodzie) występuje zaś gluten, na który część pacjentów z łuszczycą jest szczególnie uwrażliwiona. Do produkcji piw light wykorzystuje się mniejsze ilości zbóż, co wyjaśnia, czemu nie wywoływały one podobnego efektu.
  9. Osoby zakażone wirusem zapalenia wątroby typu B (HBV od ang. hepatitis B virus) dwukrotnie częściej zapadają na chłoniaki nieziarnicze, do których należą m.in. przewlekła białaczka limfatyczna czy ziarniniak grzybiasty. Naukowcy wiedzą już od jakiegoś czasu, że zapalenie wątroby typu B wiąże się z rakiem wątroby, ale niektórzy specjaliści podejrzewali, że może prowadzić także do zachorowania na chłoniaki. Dr Eric Engels z amerykańskiego National Cancer Institute i Sun Ha Jee z Yonsei University w Seulu analizowali przypadki ponad 600 tys. osób z Korei Południowej, gdzie wirusowe zapalenie wątroby typu było bardzo częste przed rokiem 1995, kiedy to rozpoczęto program szczepień. W uwzględnionej próbie u ok. 9% (53 tys.) badanych stwierdzono zakażenie HBV. Po 14 latach w grupie tej wskaźnik zapadalności na chłoniaki nieziarniczr był dużo wyższy i wynosił 19,4 przypadku na 100 tys. osób, w porównaniu do 12,3 na 100 tys. osób w grupie niezarażonej wirusem. Specjaliści szacują, że na świecie żyje 350 mln ludzi HBV-pozytywnych. Przez to rocznie 340 tys. osób zapada na raka wątroby, a umiera od 500 tys. do 1,2 mln. Naukowcy uważają, że zarówno zapalenie wątroby typu B, jak i C wywołują chłoniaki, nadmiernie pobudzając układ odpornościowy próbujący zwalczyć najeźdźcę.
  10. Suplementy wapnia, zażywane w starszym wieku, by za pobiec osteoporozie, zwiększają ryzyko zawału serca (British Medical Journal). Wcześniejsze badania sugerowały, że suplementy mogą zwiększać ryzyko zawału i innych zdarzeń sercowo-naczyniowych u zdrowych kobiet. By zatem dokładniej przyjrzeć się temu zagadnieniu, międzynarodowy zespół naukowców przeanalizował wyniki 11 randomizowanych badań kontrolowanych, polegających na losowym przydzieleniu ludzi do grupy badanej lub kontrolnej i ukryciu kodu przydzielania. Wszystkie studia dotyczyły suplementów wapnia bez dodatku witaminy D i objęły łącznie 12 tysięcy pacjentów. Akademicy uwzględnili różnice w scenariuszu i jakości eksperymentów, minimalizując w ten sposób odchylenia oraz błędy. Okazało się, że suplementy wapnia wiązały się ze zwiększonym o ok. 30% ryzykiem zawałów i nieistotnym statystycznie wzrostem częstości występowania udarów i śmiertelności. Wyniki były podobne we wszystkich testach i niezależne od wieku, płci oraz rodzaju suplementu. Naukowcy podkreślają, że choć wzrost ryzyka nie jest zbyt wysoki, zagadnienie jest ważne ze względu na rozpowszechnienie suplementacji wapniem. Oznacza to, że nawet niewielka zmiana prawdopodobieństwa przekłada się na poważne obciążenie populacji chorobą i jej kosztami. W ramach wcześniejszych studiów nie stwierdzono, by zwiększenie zawartości wapnia w diecie prowadziło do wzrostu zagrożenia chorobami sercowo-naczyniowymi, co oznacza, że opisywane zjawisko wiąże się wyłącznie z suplementami. Jako że zażywanie wapnia umiarkowanie zwiększa gęstość kości i zapobiega złamaniom, w świetle doniesień o zawałach warto rozważyć sensowność tej formy profilaktyki osteoporozy.
  11. Osoby cierpiące na choroby sercowo-naczyniowe są bardziej narażone na zawały serca, udary, niewydolność serca, a nawet zgon, jeśli jednocześnie zmagają się z lękiem (Archives of General Psychiatry). W studium wzięło udział ponad 1000 sercowców, których losy śledzono średnio przez 5,5 roku. Naukowcy z Uniwersytetu w Tilburgu stwierdzili, że gdy ochotnik cierpiał na zaburzenia lękowe, ryzyko incydentów sercowo-naczyniowych wzrastało aż o 74%. Holendrzy ustalili, że u 106 pacjentów z zespołem lęku uogólnionego roczny wskaźnik takich incydentów wyniósł 9,6%, podczas gdy u pozostałych 909 jedynie 6,6%. Autorzy studium podkreślają, że objawy lęku występują u 24-31% ludzi z chorobami serca. Na razie jednak rzadko zajmowano się jego rolą w przewidywaniu zawałów, udarów czy niewydolności serca. Zespół, którego pracami kierowała dr Elisabeth Martens, przyznaje, że nie wiadomo, na jakiej dokładnie zasadzie lęk zwiększa zagrożenie incydentami sercowo-naczyniowymi i zgonem. Niewykluczone, że gdy pojawiają się objawy, osoby lękowe z większym prawdopodobieństwem udają się ze swym problemem do lekarza, dlatego częściej stawia im diagnozę udaru czy zawału. Bardzo przekonujący jest jednak także odwrotny scenariusz, wg którego pacjenci z zaburzeniami lękowymi nie są skłonni do odwiedzania gabinetu specjalisty, co prowadzi do wzrostu ryzyka incydentów sercowo-naczyniowych. Wreszcie trzecia hipoteza jest taka, że istnieje wspólny czynnik ryzyka dla lęku i chorób serca.
  12. Spożywanie większych ilości kwasów tłuszczowych omega-3 nie zmniejsza ryzyka chorób serca u kobiet z cukrzycą typu 1. Naukowcy z Centrum Medycznego Uniwersytetu w Pittsburghu analizowali przypadki 601 kobiet i mężczyzn, biorących udział w studium oceniającym możliwe powikłania cukrzycy. Pittsburgh Epidemiology of Diabetes Complications Study rozpoczęło się w 1986 r. U jego uczestników cukrzycę typu 1. zdiagnozowano pomiędzy 1950 a 1980 r. Kwasy tłuszczowe omega-3 znajdują się w olejach z tłustych ryb morskich, np. z łososia, makreli czy sardynek, a także w orzechach, pestkach i warzywach zielonolistnych. Dotąd niewiele jednak wiedziano o wpływie ich spożywania na pacjentów z cukrzycą typu 1., którzy są bardziej niż inni narażeni na choroby serca. W trakcie badania podłużnego u 166 osób (27,6%) zdiagnozowano choroby sercowo-naczyniowe. Ogólnie konsumpcja kwasów tłuszczowych typu omega-3 była wśród uczestników studium niska. Przypadki chorób serca odnotowywano najrzadziej wśród mężczyzn spożywających najwięcej kwasów omega-3 (ponad 0,2 g/dobę). Okazało się jednak, że jeśli panie uwzględniały w swej diecie podobną ich ilość, korzystny efekt nie występował. Chociaż przeważnie kwasy omega-3 wiąże się z obniżonym ryzykiem choroby sercowo-naczyniowej, zjawisko to może nie występować u kobiet z cukrzycą typu 1. Co ważne, nasze studium sugeruje, że nie powinniśmy zakładać, że mężczyźni i kobiety z cukrzycą insulinozależną są tacy sami – podsumowuje dr Tina Costacou.
  13. Osoby z cukrzycą częściej chorują na nowotwory, nie wiadomo jednak, czy te dwie choroby mają wspólne czynniki ryzyka, czy też cukrzyca uruchamia np. w organizmie procesy zapoczątkowujące nowotwór bądź przyspieszające jego wzrost. Z tego powodu naukowcy z Niemiec, USA i Szwecji postanowili przeprowadzić największe jak dotąd badania dot. rodzajów nowotworów występujących u diabetyków. Kari Hemminki z Deutsches Krebsforschungszentrum (DKFZ) i zespół prześledzili ryzyko wystąpienia nowotworu u osób z cukrzycą typu 2. Studium objęło 125.126 Szwedów, których hospitalizowano z powodu komplikacji cukrzycowych. Epidemiolodzy porównali częstość występowania nowotworów w tej grupie z jej odpowiednikiem w szwedzkiej populacji generalnej. Wielkość uwzględnionej próby po raz pierwszy pozwoliła oszacować związek między cukrzycą a rzadszymi rodzajami nowotworów. Okazało się, że u cukrzyków występowało podwyższone ryzyko 24 z zestawu ocenianych nowotworów. Najsilniejszy wzrost ryzyka, odpowiednio, o 6 i 4,25 razy, odnotowano w przypadków nowotworów trzustki i wątroby. W porównaniu do populacji generalnej, skakało też ryzyko zachorowania na nowotwory nerek, tarczycy, jelita cienkiego, przełyku oraz układu nerwowego. Poza tym potwierdziło się to, co od jakiegoś czasu podejrzewano na podstawie obserwacji: osoby z cukrzycą typu 2. rzadziej zapadają na raka prostaty. Było to szczególnie widoczne u pacjentów z rodzinną historią choroby. Im więcej członków rodziny miało cukrzycę, tym niższe jednostkowe ryzyko raka prostaty. Na razie możemy spekulować na temat przyczyn. Możliwe, że jednym z czynników odpowiadających za to zjawisko jest niższy poziom męskich hormonów płciowych w cukrzycy. Naukowcy zastanawiali się, czy zaobserwowany wzrost częstości wykrywania nowotworów nie jest skutkiem wcześniejszego diagnozowania choroby w wyniku przechodzenia regularnych kontroli lekarskich. Aby to wykluczyć, zespół Hemminki osobno analizował, ile nowotworów wystąpiło u uczestników studium po roku i 5 latach od czasu pobytu w szpitalu. Odnotowano nieco niższy wzrost ryzyka, ale trend nadal się utrzymywał.
  14. Płeć dziecka wpływa na to, jak reaguje ono na działające stresory, np. chorobę, palenie przez matkę papierosów czy stres psychologiczny, co w dużej mierze określa zdolność przeżycia komplikacji ciążowych. Odkryliśmy, że męskie i żeńskie płody odpowiadają na stres podczas ciąży, inaczej dostosowując swoje wzorce wzrostu. Kiedy matka jest zdenerwowana, chłopiec udaje, że nic się nie dzieje i nadal rośnie, dlatego może osiągnąć maksymalne rozmiary. Dziewczynka zmniejsza natomiast trochę swoje tempo rozwoju. Nie na tyle, by doszło do znacznego ograniczenia wzrostu, ale spowoduje to, że ulokuje się nieco poniżej przeciętnej – wyjaśnia prof. Vicki Clifton, szefowa zespołu z Lyell McEwin Hospital w Adelajdzie. Clifton dodaje też, że gdy podczas ciąży pojawia się następna komplikacja, ta sama lub zadziała inny stresor, płód żeński nadal rozwija się zgodnie z wcześniej obranym wzorcem i miewa się nieźle, lecz płód męski nie radzi już sobie dobrze, co zwiększa ryzyko przedwczesnego porodu, zatrzymania wzrostu bądź obumarcia w łonie matki. Australijczycy podkreślają, że charakterystyczne dla płci reakcje wzrostowe zaobserwowano w przypadku ciąż kobiet cierpiących na astmę, stan przedrzucawkowy i palących papierosy, ale także w odpowiedzi na stresujące wydarzenia. U płodów żeńskich zwiększenie poziomu hormonu stresu kortyzolu zmieniało działanie łożyska, co ograniczało wzrost, a u płodów męskich nie. Clifton uważa, że odkrycia jej ekipy pozwolą trafniej oceniać rozwój dziecka w ramach ciąż wysokiego ryzyka oraz opracować lepsze (dostosowane do płci) metody terapii wcześniaków.
  15. Jeśli w czasie ciąży szczurzycom podaje się tłuste pokarmy, u ich córek z większym prawdopodobieństwem rozwinie się rak gruczołu sutkowego. Co więcej, ostatnio wykazano, że nawet jeśli same córki będą się zdrowo odżywiać, ich potomstwo płci żeńskiej jest także w większym stopniu zagrożone nowotworem. W zwykłych okolicznościach szczury nie chorują na nowotwory piersi, dlatego zespół Soni de Assis z Centrum Medycznego Georgetown University podawał pokoleniu wnuczek kancerogenne związki chemiczne. To zwiększało ryzyko zachorowania u wszystkich zwierząt, lecz osobniki, których babcie jadały niezdrowo, były najbardziej zagrożone. Po 20 tygodniach u połowy wnuczek, których babcie "przestrzegały" zwykłej diety, pojawiły się guzy gruczołu sutkowego, podczas gdy problem dotyczył już 80% samic z obiema babciami karmionymi wysokotłuszczową paszą i 68% samic z jedną babcią na niezdrowej karmie. De Assis uważa, że dieta obfitująca w tłuszcze powoduje epigenetyczne modyfikacje DNA, które można przekazywać przyszłym pokoleniom. Gdyby okazało się, że wyniki uzyskane podczas badań na gryzoniach przekładają się jakoś na ludzi, nie tylko geny BRCA1 i BRCA2 stanowiłyby czynniki ryzyka dla nowotworów piersi.
  16. Ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, zwłaszcza choroby niedokrwiennej serca, jest ściśle związane z liczbą zębów, jakie człowiekowi pozostały. W przypadku osoby z mniej niż 10 własnymi zębami ryzyko zgonu z powodu choroby niedokrwiennej serca jest 7 razy wyższe niż u kogoś w tym samym wieku i tej samej płci, lecz dysponującego 25 swoimi zębami – wyjawia Anders Holmlund, autor studium, które ukaże się w Journal of Periodontology. W ciągu ostatnich 15 lat w mediach wielokrotnie pojawiały się doniesienia o relacji łączącej stan przyzębia z chorobami serca. Po raz pierwszy wykazano jednak, że istnieje bezpośredni związek między dolegliwościami sercowo-naczyniowymi a liczbą zębów w jamie ustnej. Holmlund przeprowadził badania we współpracy z Gunnarem Holmem i Larsem Lindem. Łącznie Szwedzi porozmawiali z 7674 kobietami i mężczyznami, z których większość cierpiała na choroby przyzębia (średnio od 12 lat). Zespół określał przyczynę zgonu 629 osób, zmarłych w czasie trwania studium. Okazało się, że w 299 przypadkach była nią choroba sercowo-naczyniowa. Co łączy liczbę zębów z chorobą serca? Holmlund wyjaśnia, że infekcja w jamie ustnej i wokół zębów może się rozszerzać za pośrednictwem układu krwionośnego i wywołać chroniczny stan zapalny o słabym natężeniu, a to znany czynnik ryzyka m.in. zawałów serca. Liczba pozostałych zębów odzwierciedla nasilenie procesów zapalnych w ciągu całego życia. Pewnym ograniczeniem opisywanych badań jest fakt, że z różnych względów nie można było uwzględnić wpływu czynników socjoekonomicznych.
  17. Podejmowanie ryzyka przez nastolatki jest biologicznie zaprogramowane. Badacze z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego wykazali, że nie chodzi o nieumiejętność rozważenia plusów i minusów jakiegoś schematu postępowania, ale o większą niż w innych grupach wiekowych przyjemność czerpaną z dreszczyku niepewności. Brytyjczycy przeprowadzili eksperyment, który objął ochotników w wieku od 9 do 35 lat. Wszyscy wzięli udział w hazardowych grach komputerowych. Można było wybierać między ryzykowną a bezpieczną wersją zdarzeń. Jak nietrudno się domyślić, najbardziej ryzykowali nastoletni badani, a szczyt takich zachowań przypadał na 14. rok życia. Wyniki świadczą o tym, że w odróżnieniu od dzieci, nastolatki umieją sporządzić listę "za" i "przeciw", zdają też sobie sprawę z konsekwencji. Bardziej niż pozostali lubią po prostu samą niepewność, zwłaszcza gdy ostatecznie wszystko dobrze się kończy (wariant "szczęśliwej ucieczki"). Zespół doktor Stephanie Burnett badał 86 chłopców i mężczyzn. Od ich decyzji podejmowanych w trakcie gry zależała liczba zdobywanych punktów. Szansa na zdobycie dużej sumy pieniędzy była mała, podczas gdy zdobycie mniejszej kwoty właściwie zagwarantowano. Po każdej turze psycholodzy mierzyli emocjonalną reakcję danej osoby, ustalając, jak bardzo zadowolona bądź niezadowolona była z wyniku. Brytyjczycy ustalili, że po wejściu w wiek nastoletni wzrastała satysfakcja z wygranej w sytuacji szczęśliwej ucieczki. To wyjaśnia, czemu nastolatki chętniej podejmują większe wyzwania. W trakcie pokwitania nasze mózgi stale się rozwijają, szczególnie układ dopaminowy, który pomaga nam odczuwać przyjemność i nagrodę – tłumaczy dr Burnett. Wg niej, powinno się rozważyć zmianę sposobu nauczania o zagrożeniach związanych z piciem czy narkotykami, ponieważ informacja, że są one ryzykowne, działa na zasadzie obosiecznego miecza i może zachęcać do sprawdzenia się. Choć to mężczyzn uznaje się za płeć bardziej skłonną do ryzykowania, akademicy z UCL planują przeprowadzenie podobnego eksperymentu z dziewczętami i kobietami. Początek dojrzewania naznacza eksplozja ryzykownych zachowań – od niebezpiecznej jazdy samochodem, przez seks bez zabezpieczeń i eksperymentowanie z alkoholem, po niezdrowe nawyki żywieniowe i brak aktywności fizycznej. To przyczynia się do tzw. paradoksu zdrowotnego pokwitania, gdzie szczytowej życiowej formie zdrowotnej towarzyszą wysoka śmiertelność i zachorowalność – podsumowuje dr Sarah-Jayne Blakemore.
  18. Pacjenci z parkinsonizmem znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka wystąpienia czerniaka. Wiele wskazuje na to, że przyczyna tkwi raczej w samej chorobie neurodegeneracyjnej, a nie w terapii lewodopą. Badanie 2106 chorych pokazało, że u ok. 1% zdiagnozowano również złośliwy nowotwór skóry. Mając to na uwadze, doktor John M. Bertoni z Centrum Medycznego University of Nebraska zaleca, by osoby z chorobą Parkinsona przechodziły regularne kontrole onkologiczne. Już wcześniejsze studia wskazywały na podwyższone ryzyko czerniaka u osób z parkinsonizmem. Nie było jednak wiadomo, czy jest to skutek zażywania leków, czy samej choroby. By to wyjaśnić, Bertoni nawiązał współpracę ze specjalistami z 31 ośrodków z terenu Ameryki Północnej. Na pierwszej wizycie pacjentów badano neurologicznie, na drugiej dermatologicznie. Jeśli lekarz zauważył podejrzanie wyglądające znamiona, wykonywano biopsję. Natrafiono na 20 zlokalizowanych (pierwotnych) czerniaków i 4, które rozprzestrzeniły się poza pierwotne miejsce, czyli utworzyły przerzuty. Sześćdziesiąt osiem kolejnych osób wcześniej chorowało na czerniaka. Wśród pacjentów z USA ryzyko wystąpienia czerniaka było 2-krotnie wyższe niż w amerykańskiej populacji generalnej. Kiedy odkrycia porównano do statystyk opracowanych na podstawie programów przesiewowych Amerykańskiej Akademii Dermatologii, naukowcy stwierdzili, że w rzeczywistości zagrożenie czerniakiem w tej grupie jest ponad 7-krotnie wyższe. Od z górą 30 lat co pewien czas pojawiają się doniesienia, że lewodopa, amina katecholowa będąca prekursorem dopaminy i z tego powodu stosowana w leczeniu choroby Parkinsona, zwiększa zagrożenie czerniakiem. W próbie badanej przez zespół Bertoniego zażywało ją 85% chorych, ale nie stwierdzono, by lek wiązał się jakoś z nowotworem skóry.
  19. W przypadku małych dzieci, którymi regularnie zajmują się dziadkowie, znacznie wzrasta ryzyko nadwagi. Naukowcy zauważyli, że dotąd przeprowadzono niewiele badań dotyczących wpływu rodzaju opieki na masę dzieci. Tymczasem oddziałuje on nie tylko na dietę, ale i tryb życia, np. poziom aktywności, maluchów. Analiza naukowców z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) objęła 12 tys. trzylatków. Wykorzystano dane zgromadzone w ramach Millennium Cohort Study. Autorzy tego studium śledzili zdrowie dzieci urodzonych w Wielkiej Brytanii w latach 2000-2001. Przyglądali się ich kondycji od 9. miesiąca do 3. roku życia. Okazało się, że w porównaniu do dzieci wychowywanych wyłącznie przez rodziców, prawdopodobieństwo nadwagi wzrastało aż o 34%, gdy babcia bądź dziadek zajmowali się brzdącami na cały etat, a o 15%, kiedy dziadkowie pracowali w niepełnym wymiarze godzin. Gdy uwzględniono zaplecze socjoekonomiczne dzieci, podwyższone ryzyko obserwowano wyłącznie wśród maluchów z najbardziej uprzywilejowanych grup: których matki były zatrudnione na stanowisku menedżerskim, mieszkały z partnerem lub miały dyplom ukończenia studiów. Zwiększone ryzyko nadwagi stwierdzono także w przypadku opieki sprawowanej przez innych krewnych bądź przyjaciół, ale tylko wtedy, gdy miała ona charakter pełnoetatowy. Liderka projektu, profesor Catherine Law, podkreśla, że nie sprawdzano, czemu opieka dziadków łączy się z nadwagą, ale przypuszcza, że w grę wchodzą pobłażliwość i brak ruchu. Uważa ona, że dobrym wyjściem byłoby organizowanie spotkań z małymi grupkami dziadków i rozmowa o wyzwaniach, z jakimi się spotykają. Poza tym pomocne mogłoby się okazać ogólne edukowanie społeczeństwa odnośnie do zdrowego trybu życia, ale także zwracanie szczególnej uwagi na to, że warto uczynić z unikania jedzenia nagrodę czy wbudować aktywność w codzienne życie.
  20. W pewnym pomysłowym australijskim badaniu krokodyle pomogły rzucić nieco światła na rolę pobudzenia w hazardzie. Wystarczyło kilkadziesiąt minut kontaktu z gadami, by ujawnić, komu mocne wrażenia nie posłużą (Journal of Gambling Studies). Doktorzy Matthew Rockloff i Nancy Greer z Central Queensland University podkreślają, że obstawianie w różnych grach wywołuje podniecenie. Można zmierzyć jego fizjologiczne wskaźniki, np. przyspieszenie akcji serca. Hazardziści często interpretują żywsze tętno jako uczucie zapowiadające szczęście, przez co chętniej podejmują większe ryzyko. Kasyna również wykorzystują to zjawisko, wprowadzając szereg pobudzających bodźców, w tym dzwonki czy migające światła automatów. Rockloff zastanawiał się, czy podniecenie rzeczywiście powoduje utratę samokontroli, a jeśli tak, to pod jakimi warunkami. Już wcześniej zauważył, że gdy potraktuje się ludzi białym szumem, zaczynają grać szybciej i o większe stawki. Jeśli zachowasz się tak w kasynie, stracisz więcej pieniędzy w krótszym czasie. Wtedy Australijczyk wpadł na pomysł przeprowadzenia z koleżanką po fachu zamaskowanego eksperymentu na farmie z krokodylami. Psycholodzy zwerbowali 103 zwiedzających i zaproponowali im zabawę z symulatorem automatu do gier na laptopie. Przedstawiciele grupy kontrolnej grali przed przygodą z gadami, a grupa testowa uczestniczyła we właściwej części eksperymentu już po zwiedzaniu, w czasie którego słyszeli historie o wypadkach z krokodylami, widzieli zwierzęta rzucające się na kawał mięsa oraz trzymali w ramionach małego krokodylka. Każdy gracz dostawał na początku 20 dolarów, by móc obstawiać własnymi pieniędzmi. Nikt nie zdawał sobie sprawy z powiązań między wcześniejszą wycieczką po farmie a grą na automacie. Rockloff zauważył, że osoby z istniejącym wcześniej problemem hazardowym, które wydawały się czerpać przyjemność z trzymania małego krokodyla, ryzykowały bardziej niż ludzie będący niespokojni po opuszczeniu farmy. Australijczycy stwierdzili również, że członkowie grupy kontrolnej podejmowali większe ryzyko, jeśli przeżywali silne negatywne emocje (porównywano ich do badanych odczuwających zadowolenie). Psycholodzy zastrzegają, że eksperyment nie był dobrze kontrolowany, ale pozwolił połączyć trzy czynniki: emocje, fizjologiczne pobudzenie i wcześniejsze doświadczenia z patologicznym hazardem. Rockloff uważa, że ludzie ze skłonnościami do hazardu nie powinni się udawać do kasyna ani w stanie silnego przygnębienia, ani w przypływie szczęścia.
  21. Podczas kilkuletnich badań australijscy i francuscy naukowcy zauważyli, że im więcej ktoś ogląda telewizji, tym wcześniej umiera. Każda dodatkowa godzina spędzona przed srebrnym ekranem zwiększała jednostkowe ryzyko przedwczesnego zgonu (Circulation). Profesor David Dunstan z Baker IDI Heart and Diabetes Institute w Melbourne i jego zespół przez ponad 6 lat śledzili losy 8800 osób w wieku 25 lat i starszych. Przedstawiciele tej grupy nie cierpieli uprzednio na choroby sercowo-naczyniowe. W ramach eksperymentu badano ich tolerancję glukozy. Pobrano im też krew, by określić poziom cholesterolu czy cukru we krwi. Ostatecznie wszystkich podzielono na 3 grupy: 1) oglądających telewizję mniej niż 2 godziny dziennie, 2) spędzających przed ekranem 2 do 4 godz. dziennie oraz 3) zalegających przed odbiornikiem na ponad 4 godziny. W okresie objętym studium odnotowano 284 zgony: 125 z powodu nowotworów i 87 z powodu chorób serca. Wg specjalistów, w ten sposób udało się uzyskać pierwsze przekonujące dowody, iż oglądanie telewizji rzeczywiście wiąże się z zagrożeniem przedwczesnym zgonem. U ludzi, którzy spędzali przed telewizorem 4 lub więcej godzin dziennie, ogólne ryzyko zgonu rosło o 46%, a z powodu chorób sercowo-naczyniowych aż o 80%. Zjawisko to pozostawało niezależne od takich czynników, jak palenie, ciśnienie krwi, dieta czy poziom cholesterolu. O co więc chodzi? O przyjmowaną pozycję. Oglądanie telewizji wymaga długiego siedzenia [...]. Niekorzystny jest brak jakichkolwiek ruchów mięśni. Z rozległej dokumentacji wiemy skądinąd, że skurcze mięśni są ważne dla regulacji wielu procesów w organizmie, np. rozkładu i zużycia glukozy, dlatego długie okresy bezruchu mogą skutkować zaburzeniem metabolizmu. Dunstan podkreśla, że sytuacje, gdy za dużo się siedzi, nie są tożsame z niewystarczającą ilością ćwiczeń. Ryzyko związane z "przewlekłym" siedzeniem niekoniecznie kompensuje też późniejsze wzmożenie aktywności fizycznej. W naszym studium nawet ludzie ćwiczący, którzy oglądali dużo telewizji, ryzykowali przedwczesnym zgonem. W ich przypadku każda godzina spędzona przed telewizorem oznaczała 18% skok zagrożenia. Musieli się oni m.in. liczyć ze zwiększoną o 9% szansą śmierci z powodu nowotworu. Jak wyjaśnia Dunstan, nasze ciało zostało zaprojektowane do ruchu, ale zmiany technologiczne, społeczne i ekonomiczne oznaczają, że ludzie nie korzystają z niego tyle, co wcześniej. Nawet jeśli ktoś ma prawidłową wagę, siedzenie wpływa niekorzystnie nie tylko na poziom cukru, ale i tłuszczów we krwi. Podczas siedzenia spalamy tyle kalorii, co we śnie.
  22. Badania ujawniły równoległy do epidemii otyłości wzrost częstości występowania kamicy nerkowej. Naukowcy tłumaczą, że nie wiadomo dokładnie, dlaczego się tak dzieje, ale mają na ten temat parę teorii. Niektóre wspominają np. o innych poziomach różnych substancji we krwi ludzi z wagą wyższą od prawidłowej (The Journal of Urology). Zespół doktora Briana R. Matlagi z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa analizował zapiski medyczne z lat 2002-2006 ponad 95 tys. osób z ogólnonarodowej bazy danych prywatnego ubezpieczyciela. Amerykanie zidentyfikowali 3257 ludzi z kamieniami nerkowymi. Mężczyźni mieli z nimi problem dwukrotnie częściej od kobiet, a ryzyko kamicy rosło z wiekiem. Wśród pacjentów z normalną wagą (BMI 18,5-24,9) lub z nadwagą (BMI 25-29,9), ale nie otyłością kamicę diagnozowano raz na 40 osób, w porównaniu do 1 przypadku na 20 osób w grupie z BMI powyżej 30 (co oznacza otyłość). Bez względu na wagę, pomiędzy jednostkami otyłymi nie odnotowano istotnych statystycznie różnic w ryzyku tworzenia się kamieni. Otyli częściej niż osoby nieotyłe przechodzili operacje chirurgicznego usuwania kamieni, lecz chorzy z otyłością ogromną nie byli poddawani tym zabiegom częściej niż ludzie z wagą mieszczącą się w granicach normy. Niewykluczone, że ze względu na potencjalne niebezpieczeństwa u najcięższych osób z większym prawdopodobieństwem kamienie usuwa się farmakologicznie, a nie chirurgicznie. Z przytoczonych danych wynika niezbicie, że ludzie otyli powinni wykluczyć z diety pokarmy sprzyjające tworzeniu się kamieni. Zadaniem numer jeden jest jednak zrzucenie zbędnych kilogramów.
  23. W porównaniu do osób niepalących, rzucenie palenia aż o 70% zwiększa ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2. w pierwszych sześciu latach po zerwaniu z nałogiem. Badacze z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa tłumaczą, że dzieje się tak, ponieważ rezygnując z sięgania po papierosy, ludzie często zaczynają więcej jeść i tyją (Annals of Internal Medicine). Amerykanie od razu zastrzegają, że doniesienia ich zespołu w żadnym razie nie powinny być wykorzystywane jako wymówka czy usprawiedliwienie, by nie starać się rzucić papierosów. Podkreślają jednocześnie, że palenie samo w sobie jest znanym czynnikiem ryzyka cukrzycy typu 2. oraz wielu innych chorób. Jeśli palisz, przestań. Tak należy zrobić. Ale ludzie powinni także pilnować swojej wagi – powtarza z naciskiem dr Jessica Yeh. W ramach studium przez 17 lat śledzono losy 10.892 dorosłych w średnim wieku. Dzięki temu zauważono, że ryzyko wystąpienia cukrzycy typu 2. było najwyższe w ciągu 3 lat po zaprzestaniu palenia. W tym okresie każdego roku na chorobę tę zapadało ok. 1,8% byłych palaczy. Jeśli udawało im się uchronić przed cukrzycą przez 10 lat, potem długoterminowe ryzyko wracało do normy. U ludzi, którzy nie próbowali zrywać z nałogiem, prawdopodobieństwo cukrzycy typu 2. utrzymywało się stale na podwyższonym o 30% poziomie. U pacjentów z cukrzycą typu 2. organizm nie wytwarza wystarczających ilości insuliny lub musi się zmagać z tzw. insulinoopornością. Oznacza to, że hormonu nie brakuje, ale tkanki stają na niego niewrażliwe. Szanse na to, by tak się stało, wzrastają, gdy człowiek za dużo waży. Zespół z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa odnotował, że osoby, które najwięcej paliły i najwięcej przytyły po rzuceniu palenia, były w największym stopniu zagrożone cukrzycą typu 2. Średnio w pierwszych 3 latach po zerwaniu z nałogiem badani przybierali na wadze o ok. 3,8 kg. Działo się tak, gdyż palenie hamowało apetyt, a gdy zostało zarzucone, dość szybko pojawiały się dodatkowe kilogramy. To dlatego nikotynowa terapia zastępcza ograniczała tycie.
  24. Kobiety, które zaczęły miesiączkować przed 12. rokiem życia, są bardziej zagrożone chorobami serca niż inne panie (Journal of Clinical Endocrinology and Metabolism). Śledząc przez trzynaście lat losy 15.807 kobiet w wieku od 40 do 79 lat, badacze z University of Cambridge zauważyli, że te, które zaczęły miesiączkować przed ukończeniem 12 lat, o 23% częściej zapadały na choroby serca i 28% częściej umierały z powodu chorób sercowo-naczyniowych, np. zawału lub udaru. Okazało się także, że u tych samych kobiet o 22% wzrastał odsetek śmierci ogółem, a o 25% z powodu nowotworu. Panie z wczesną menarche częściej mają problemy zdrowotne określonego typu, co nie oznacza, że dotyczą one wszystkich osób spełniających to kryterium. Dr Rajalakshmi Lakshman i zespół podkreślają jednak, że kobiety powinny mieć świadomość, że takie zjawisko występuje i wiążą je z większą ilością tkanki tłuszczowej u pacjentek, które zaczęły szybko miesiączkować. Warto, by zdawały one sobie sprawę z zagrożeń i przykładały odpowiednią wagę do prawidłowego żywienia. Jeden z kluczowych wniosków jest taki, że zwalczenie nadwagi na początkowych etapach życia następnego pokolenia może być ważne dla zapobieżenia wczesnej menarche oraz różnym chorobom w perspektywie długoterminowej. Inne badania również wskazywały na zależność między wczesnym początkiem miesiączkowania a późniejszymi problemami zdrowotnymi, np. większym prawdopodobieństwem cukrzycy w dorosłości. Ma to zapewne związek z wyższym wskaźnikiem masy ciała (BMI) pań, które dojrzewają szybciej od rówieśnic. W studium Brytyjczyków BMI tylko częściowo odpowiadał za zaobserwowany związek. Oznacza to, że w proces zaangażowane są inne, na razie nieznane nam czynniki. Wczesna menarche pozostawała związana z wyższym ryzykiem chorób serca oraz śmierci z powodu chorób sercowo-naczyniowych i nowotworów nawet po uwzględnieniu wielu innych czynników, w tym BMI, wieku, palenia, wykształcenia i stopnia aktywności fizycznej. Lakshman sądzi, że wyższy wskaźnik zgonów z powodu nowotworów to efekt m.in. wydłużenia okresu oddziaływania estrogenów, a to oznacza większą zapadalność na nowotwory piersi. Akademicy podkreślają, że potrzeba dalszych badań, by stwierdzić, czy to sama wczesna pierwsza miesiączka stanowi czynnik ryzyka późniejszych chorób, czy też należy ją raczej uznać za marker innych czynników ryzyka, np. dziecięcej otyłości. Intrygująca możliwość jest taka, że nadmierna waga podczas pokwitania pomaga zaprogramować przyszłe choroby u niektórych kobiet, nawet jeśli jako dorosłym osobom uda im się zrzucić zbędne kilogramy.
  25. Osoby cierpiące na chorobę Alzheimera rzadziej chorują na nowotwory - wykazali naukowcy z University of Washington School of Medicine. Co ciekawe, u osób z nowotworami zaobserwowano z kolei niższą zapadalność na alzheimeryzm. Autorami odkrycia, o którym poinformowało czasopismo Neurology, są badacze kierowani przez dr Catherine M. Roe. Do udziału w studium naukowcy zaprosili 3020 osób uczestniczących w długofalowym programie oceny ryzyka chorób układu krążenia. W momencie rozpoczęcia badania 164 pacjentów (5,4% badanej populacji) cierpiało na chorobę Alzheimera, zaś 522 (17,3%) żyło ze zdiagnozowanym nowotworem. Zespół dr Roe nadzorował stan zdrowia uczestników średnio przez 5 lat w celu stwierdzenia demencji oraz 8 lat w oczekiwaniu na pojawienie się nowych przypadków nowotworów. Ostatecznie zdiagnozowano 478 nowych przypadków demencji, zaś u 376 osób zdiagnozowano inwazyjne formy nowotworów. Podczas analizy zebranych informacji okazało się, że dla osób cierpiących na alzheimeryzm ryzyko hospitalizacji z powodu nowotworu spadło aż o 69% w porównaniu do osób wolnych od choroby Alzheimera. Zaobserwowano także odwrotną zależność: dla pacjentów, którzy w momencie rozpoczęcia studium cierpieli na nowotwory, ryzyko stwierdzenia choroby Alzheimera było aż o 43% niższe, niż wśród osób, u których nowotworu nie wykryto. Należy jednak zaznaczyć, że zjawisko to zaobserwowano wyłącznie u osób rasy kaukaskiej; uczestnicy należący do innych grup etnicznych nie byli chronieni przed jedną z tych chorób dzięki zapadnięciu na drugą. Badacze z Waszyngtonu przyznają, że nie potrafią wyjaśnić przyczyn zaobserwowanego efektu. Zapowiadają jednak, że będą prowadzili badania, których celem będzie zidentyfikowanie mechanizmów odpowiedzialnych za to zjawisko, ponieważ wiele wskazuje na to, że badane przez nich choroby są ze sobą powiązane.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...