Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'produkty' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 5 wyników

  1. Toshiba wyprodukowała skaner sklepowy, który nie wymaga kodów kreskowych. Urządzenie ma wbudowaną kamerę, co umożliwia automatyczną identyfikację towarów, w tym sprawiających trudności warzyw i owoców. Ogranicza to udział kasjera i przyspiesza cały proces. Keiichi Hasegawa z Toshiby podkreśla, że pozbawione zazwyczaj kodów kreskowych owoce i warzywa mogą stanowić wyzwanie zwłaszcza dla pracowników okresowych. W przypadku skanera ORS (Object Recognition Scanner) od początku eliminowany jest szum tła. Na obrazie z kamery widać tylko produkt, tło jest ciemne, dlatego identyfikacja jest bardzo szybka nawet wtedy, gdy obiekty się poruszają. Podczas demonstracji zastosowano 3 gatunki jabłek: fuji, jonagold i matsu. Fuji i jonagold są do siebie podobne, więc jeśli ktoś się na tym nie zna, może je łatwo pomylić. ORS poradzi sobie z tym zadaniem, bazując na niewielkich różnicach barwy i wzorów. Problemu nie stanowią też puszki z piwem i kupony. Hasegawa podkreśla, że uczenie skanera towarów w sklepie nie byłoby praktyczne, dlatego firma pracuje nad bazą towarów, także sezonowych warzyw i owoców.
  2. W przypadku reklamy internetowej połączenie dwóch strategii – dostosowania treści do kontentu witryny i zwiększenia jej widoczności np. poprzez zastosowanie pop-upów czy przekazu wideo - nie prowadzi, wbrew pozorom, do zwiększenia skuteczności. Internauci odbierają to jako pogwałcenie prywatności (Marketing Science). Zazwyczaj więcej znaczy lepiej. Skoro działają tzw. targeting oraz reklamy widoczne, można by sądzić, że jeszcze lepiej sprawdzą się rzucające się w oczy reklamy dopasowane do treści strony [i jej odbiorców]. Tak jednak nie jest – podkreśla prof. Avi Goldfarb z Uniwersytetu w Toronto, który z Catherine Tucker z MIT-u przeanalizował dane dotyczące niemal 3 tys. internetowych kampanii reklamowych szerokiej gamy produktów. Kanadyjsko-amerykański zespół ustalił, że dobra widoczność wiązała się z lepszym wskaźnikiem przywołania (przypominalnością), a targeting zwiększał liczbę konsumentów chcących zakupić dany obiekt czy usługę. Okazało się jednak, że gdy łączono targeting z widocznością reklamy, ludzie równie dobrze ją sobie przypominali, ale wyrażali mniejszą chęć zakupu niż wtedy, kiedy reklama nie rzucała się za bardzo w oczy. Efekt ten był szczególnie dobrze widoczny w bardziej prywatnych kategoriach produktów, np. w przypadku produktów finansowych, oraz wśród konsumentów, którzy biorąc udział w ankiecie online'owej, odmówili podania swoich dochodów. Autorzy studium uważają, że uzyskane przez nich wyniki wyjaśniają sukces Google AdSense, gdzie neutralny tekst dostosowany jest do kontentu witryny.
  3. Dieta obfitująca w wysokoprzetworzone i tłuste produkty zwiększa ryzyko depresji – twierdzą naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL). Zespół doktor Tasnime Akbaraly odkrył, że menu bogate w świeże warzywa, owoce i ryby (tzw. whole food) zapobiega wystąpieniu objawów depresyjnych w średnim wieku. To pierwsze studium, w ramach którego przyglądano się związkom ogólnego rodzaju diety z depresją. Wcześniej naukowcy skupiali się na oddziaływaniu określonych składników. Akademicy z UCL zebrali grupę 3486 osób. Średnia wieku wynosiła 55 lat. Każdy wypełniał kwestionariusz dotyczący zwyczajów żywieniowych i oceniał siebie pod kątem występowania i nasilenia symptomów obniżonego nastroju. Okazało się, że ludzie konsumujący najwięcej pełnowartościowych pokarmów najrzadziej wspominali o depresji. Dla odmiany spożywanie dużej ilości produktów przetworzonych (mięsa, czekolady, słodzonych deserów, smażonych potraw czy białego pieczywa) zwiększało ryzyko zaburzeń nastroju. Związek między dietą a początkiem objawów depresji utrzymywał się, kiedy kontrolowano inne wskaźniki zdrowego trybu życia, np. aktywność fizyczną, prawidłową masę ciała czy niepalenie. Brytyjczycy podają kilka wyjaśnień zaobserwowanego zjawiska. Wg nich, za korzystny efekt whole food mogą odpowiadać przeciwutleniacze. Wcześniejsze badania wykazały bowiem, że wyższe stężenia antyoksydantów zmniejszają ryzyko depresji. Kwas foliowy, występujący w dużych ilościach w brokułach, szpinaku, a także w ciecierzycy czy soczewicy, także powinien działać na podobnej zasadzie. Druga teoria jest taka, że ryby zapobiegają depresji, ponieważ zawierają sporo wielonienasyconych kwasów tłuszczowych o długich łańcuchach, będących głównymi składnikami błon neuronów mózgu. Po trzecie, przemyślana dieta zapewnia cały wachlarz składników odżywczych, pochodzących ze zróżnicowanych źródeł. Naukowcy z UCL podkreślają, że w przyszłości trzeba będzie sprawdzić, czemu dieta wysokoprzetworzona oznacza większe zagrożenie depresją. Niewykluczone jednak, że pokarmy tego typu prowadzą do chorób serca i stanów zapalnych, których rola w rozwoju depresji jest znana.
  4. Konsumenci trafniej typują zdrowe produkty, jeśli przy ich oznaczaniu zastosowano system przypominający sygnalizację świetlną. Radzą sobie z tym lepiej niż z procentami, które odzwierciedlają, jaka część dziennej normy białek, tłuszczów itp. znalazła się w jednej porcji ciastek lub napoju. Na razie informacja o składzie i właściwościach odżywczych jest prezentowana chaotycznie. Nie ma standardowego podejścia, a różne kraje próbują sobie z tym radzić na własną rękę. Na niektórych towarach tabelkę umieszcza się z przodu opakowania, by była lepiej widoczna, lecz na części opakowań nie ma jej w ogóle. Dodatkowo sprawę komplikuje wielość systemów prezentowania danych na temat produktu. Kwestię tę, na szczęście wraz z rozwiązaniami, poruszono na Europejskim Kongresie Otyłości. Bridget Kelly, dietetyczka z Cancer Council w Nowej Południowej Walii, i jej zespół postanowili sprawdzić, jaki system oznaczania produktów jest najskuteczniejszy i najchętniej akceptowany przez konsumentów. Cztery warianty – dwa ze światłami i dwa z procentami - przetestowano na 790 Australijczykach. Chodziło o określenie ich preferencji i tego, do jakiego stopnia są w stanie porównać właściwości prozdrowotne fikcyjnych towarów żywnościowych. Pojedyncza osoba stykała się z jednym tylko typem etykietowania. Dzięki temu można było ocenić plusy i minusy każdego z nich, bez nakładania się oddziaływań pozostałych systemów oznaczania. W oznaczaniu na wzór sygnalizacji świetlnej zawartość soli, cukru, tłuszczów nasyconych i tłuszczów ogółem określano kolorami. Opierając się na ilości składnika i jego wpływie na zdrowie, każdej kategorii przypisywano zieloną, żółtą lub czerwoną kropkę. W drugim z wariantów pojawiała się dodatkowa kropka, będąca uśrednioną oceną produktu. W wariantach procentowych uczestnicy eksperymentu mogli sprawdzić, jaką część dziennego zapotrzebowania na kluczowe składniki odżywcze stanowi pojedyncza porcja produktu. Okazało się, że konsumenci woleli, by wszystkie towary były oznaczane jednakowo. Osoby, które zetknęły się z systemem kolorowych kropek, identyfikowały zdrowe produkty 5-krotnie częściej od ludzi oglądających jednokolorowe dane procentowe i 3-krotnie częściej od badanych testujących dane procentowe w kolorach. System kolorowych kropek warto zatem wprowadzić nie tylko w sklepach, ale także w restauracjach. W przyszłości zespół Kelly przekona się, czy opisana metoda etykietowania sprawdzi się w innych krajach, ale najprawdopodobniej tak.
  5. Maria i Piotr Curie odkryli rad w 1898 roku. W pierwszej połowie XX wieku zachłyśnięto się możliwościami wykorzystania tego pierwiastka. Każdy chciał mieć coś z radem, powstawały więc całe serie produktów z Ra w składzie. Jednym z najdziwniejszych była radioaktywna czekolada niemieckiej firmy Burk & Braun z Cottbus, którą sprzedawano w latach 1931-1936, zachwalając przy tym jej właściwości regenerujące. Berliński chemik, doktor Senftner, opatentował metodę związania w czekoladzie aktywnego radu. Producent słodyczy oferował nie tylko ją, ale także praliny i kakao. Poza tym opracowywano receptury rozmaitych kosmetyków, np. pudrów czy pasty do zębów Tho-Radia. W 1932 roku Frederick Godfrey (mieniący się dobrze znanym brytyjskim specjalistą ds. włosów) zaanonsował jedno z najważniejszych odkryć naukowych ostatnich lat: radioaktywny tonik kapilarny CARADIUM. Miał on przywracać siwym włosom naturalny kolor, nie będąc przy tym farbą. Podobnie jak w przypadku czekolady, zachwalano jego właściwości regenerujące. Zalecano stosowanie raz w tygodniu. Dzięki temu włosy miały być piękne i zdrowe od cebulek aż po końce. W 1953 roku firma z Denver rozpoczęła promocję żelu antykoncepcyjnego z radem. Dwadzieścia lat wcześniej popularne stało się nasycanie wody pitnej tym pierwiastkiem. Sprzedawano nawet specjalne urządzenia, tzw. fontanny radowe. Najlepiej sprzedającym się modelem był Revigator. Od roku 1920 do połowy lat 30. klienci nabyli setki tysięcy aparatów. Duży słój, emaliowany od zewnątrz, a porowaty od wewnątrz, wypełniano rudą zawierającą rad. Zgodnie z instrukcją, na noc należało nalać do środka wody z hydrantu lub innego dobrego źródła. Zalecano wypijanie 6 szklanek dziennie. Nieco innym rozwiązaniem był emanator radu Zimmer, który zanurzało się w karafce z wodą. Na rynku pojawiły się też sole kąpielowe z radem, specjalne kompresy, a nawet chleb. Dwa ostatnie powstawały w czeskim Jachymowie. Piekarnia Hippmanna-Blacha wykorzystywała wodę z tutejszych radioaktywnych źródeł. Zawartość radu w chlebie była tylko lekko podwyższona, można było go więc jeść bez obaw. Chętnych zapraszamy do obejrzenia muzeum zastosowań radu Oak Ridge Associated Universities.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...