Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'proces' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 28 wyników

  1. Wkrótce Watykan opublikuje zestaw wyjątkowych dokumentów. Będą to szczegółowe kopie akt z procesu templariuszy. Dokumenty te były niedostępne przez 700 lat. Nie każdy będzie jednak mógł pozwolić sobie na zakup wyjątkowego zestawu. Będzie on bowiem kosztował aż 5900 euro. Ponadto wyprodukowanych zostanie tylko 799 sztuk. Największą liczbę kopii zakupią zapewne czołowe uniwersytety świata oraz specjaliści zajmujący się dziejami templariuszy. Profesor Barbara Frale, mediewalistka pracująca w Archiwach Watykańskich, mówi: nigdy wcześniej uczeni nie mieli dostępu do oryginalnych dokumentów z procesu Rycerzy Świątyni. Nabywcy dokumentów znajdą w skórzanym neseserze wielką księgę zawierającą m.in. komentarze naukowe, reprodukcje łacińskich pergaminów i fotografie pieczęci używanych przez XIV-wiecznych inkwizytorów. Dziennikarze Reutera mieli okazję przyjrzeć się zestawowi, który zostanie upubliczniony 25 października. Byli pod wrażeniem wierności kopii. Reprodukcja jednego ze zwojów mierzy sobie dwa metry długości i pół metra szerokości i jest tak dokładna, iż widać nawet niedoskonałości samego pergaminu. Jednym z najbardziej niezwykłych dokumentów będzie pergamin z Chinon, w którym papież Klemens V zwalnia templariuszy z zarzutów o herezję. Dokument był przez lata poszukiwany przez naukowców. W 2001 roku odnalazła go w Archiwach profesor Frela. Dokument został w pewnym momencie historii źle skatalogowany. Nie wierzyłam własnym oczom – mówi uczona. Zakon Templariuszy powstał w 1119 roku dla ochrony pielgrzymów udających się do Ziemi Świętej. Jego założycielem był Hugo de Payns i ośmiu jego towarzyszy. Przysięgali oni dbać o bezpieczeństwo na drogach i chronić pielgrzymów przed złodziejami i maruderami. Reguła nowego zakonu została zatwierdzona w 1128 roku w Troyes. Templariusze rośli w znaczenie i bogactwo. Stają się pożyczkodawcami wielu władców, co w przyszłości przywiedzie ich do zguby. W 1291 roku upadła Akra i templariusze wrócili do Europy. Przywieźli ze sobą ponoć olbrzymie bogactwa, które do dzisiaj pobudzają wyobraźnię ludzi. Na skarbach rycerzy chciał położyć rękę król Francji Filip IV Piękny, który jednocześnie toczył z papieżem spór o władzę nad światem chrześcijańskim. Filip był też dłużnikiem templariuszy, pożyczał od nich duże sumy na prowadzone przez siebie wojny. Gdy wokół rycerzy zaczęły krążyć plotki (a pomawiano ich o najróżniejsze występki, od homoseksualizmu po zaparcie się Chrystusa i herezję), Filip postanowił wykorzystać sytuację. Rozbijając zakon mógł jednocześnie anulować swój dług, przejąć skarby i usunąć jedną z potencjalnych przeszkód na drodze do zostania najpotężniejszym władcą chrześcijaństwa. W październiku 1307 roku w całej Francji przeprowadzono aresztowania zakonników. Brał w nich udział inkwizytor Wilhelm z Paryża, który został za to zganiony przez papieża. Filipowi to jednak nie przeszkodziło w realizacji planu. W marcu 1314 roku Wielki Mistrz zakonu Jakub de Molay i jego najbliższy współpracownik Gotfryd de Charnay spłonęli na stosie. Wcześniej jednak, w 1308 roku wysłannikom papieża udało się przesłuchać część najwyższych rangą templariuszy, którzy byli więzieni przez Filipa na zamku Chinon. Do przesłuchania doszło w kurii w Poitiers. Właśnie o nim traktuje pergamin z Chinon, kluczowy dokument dla zrozumienia tego, co się wówczas działo. Podczas przesłuchania wysłannicy papieża zdobyli informacje, które pozwoliły papieżowi uwolnić templariuszy z zarzutu herezji i zrozumieć, dlaczego np. zakonnicy pluli na krzyż. Ten kluczowy dokument zaginął na wiele lat i dopiero w 2001 roku udało się go odnaleźć. Jego publikacja będzie równoznaczna z, przynajmniej częściową, rehabilitacją zakonu. Wiadomo bowiem, że Klemens V uznał rycerzy winnymi mniejszych występków, takich jak brutalność, różne typy nadużyć. Jednak nijak mają się one do najcięższego z oskarżeń – o herezję. Od upadku zakonu minęło 700 lat, a ludzi wciąż intrygują templariusze. Publikacja kopii dokumentów z pewnością zadowoli specjalistów, tym bardziej, że są one tak szczegółowe, iż pozwolą na bardzo dokładne badania. Ma to i tę zaletę, że oryginały będą przeglądane znacznie rzadziej, nie ulegną więc szybkiemu zniszczeniu.
  2. Prokuratorzy twierdzą, że znaleźli dowód na to, iż Assange i Manning bezpośrednio się komunikowali. Dzisiaj ma miejsce piąty dzień przesłuchań Manninga, po których zakończeniu zostanie podjęta decyzja czy szeregowy zostanie oskarżony o zdradę tajemnic. Świadek oskarżenia poinformował, że znalazł na komputerze Manninga logi rozmów z użytkownikiem, którego sam Manning uznawał za Juliana Assange’a. Jeśli prokuraturze uda się przekonać sąd, że jest to dowód wskazujący na istnienie bezpośredniej komunikacji pomiędzy oskarżonym żołnierzem a założycielem Wikileaks, to niewykluczone, iż stanie się to podstawą do oskarżenia samego Assange’a. Dotychczas założyciel Wikileaks nie został w USA o nic oskarżony. Sama publikacja tajnych informacji nie jest, według amerykańskiego prawa, przestępstwem. Jeśli jednak okaże się, że Assange namawiał Manninga do udostępnienia mu tajnych materiałów, to czyn taki może stać się podstawą oskarżenia. Śledczy twierdzą, że w maju 2010 roku Manning pochwalił się matematykowi nazwiskiem Eric Schmiedl, że to on był źródłem przecieku nagrania, na którym widać atak śmigłowca Apache w czasie którego zginęło dwóch dziennikarzy i raniono dwoje dzieci. Obrońcy Manninga mówią, że do używanego przezeń komputera miało dostęp wiele osób. Podczas krzyżowego przesłuchania Shaver przyznał, że niektóre z 10 000 tajnych dokumentów Departamentu Stanu znajdujących się na komputerze Mannninga nie pasują do dokumentów ujawnionych przez Wikileaks. Dodał też, że kolejnych 100 000 depesz nie udało się mu połączyć z profilem Manninga. Obrońcy szeregowego nie ujawnili jeszcze, czy sam oskarżony przyznaje się do winy.
  3. Apple, który w kilku krajach stara się zablokować sprzedaż urządzeń z Androidem, poniosło sromotną klęskę na najważniejszym rynku - w USA. Producent iPada oraz iPhone'a twierdzi, że Android odnosi sukcesy na rynku, gdyż jego twórcy ukradli wiele technologii. Jednak obecny spór nie dotyczył rozwiązań technicznych, a projektowych. W Niemczech sąd zgodził się, że tablet Samsunga wygląda podobnie do tabletu Apple'a i zabronił Samsungowi sprzedaży swojego urządzenia. Apple liczył na podobne rozstrzygnięcie w USA. Tymczasem sędzia Lucy H. Koh z sądu federalnego dla Okręgu Północnej Kalifornii odmówiła wydania wstępnego zakazu sprzedaży. Gdyby zakaz taki został wydany, Apple mógłby się na jego podstawie starać, by Samsungowi zakazano sprzedawania w USA wszelkich smartfonów. Apple nie musiałoby przy tym przechodzić pełnej procedury sądowej dotyczącej każdego urządzenia. Jason Kim, rzecznik prasowy Samsunga, stwierdził z zadowoleniem: Wyrok ten potwierdza, że wysuwane od dawna oskarżenia Apple'a są bezpodstawne. Sędzia Koh nie odrzuciła wszystkich argumentów Apple'a. Nie wykluczyła, że Samsung narusza jeden z patentów koncernu. Zdecydowanie jednak przeciwstawiła się działaniom Apple'a, które określiła, jako próbę pozostania jedynym producentem tabletów i smartfonów. Rozmiar urządzenia jakie może być wygodnie trzymane w ręku, wyświetlacz, stanowiący większą część smartfona oraz głośnik umieszczony na górze to cechy funkcjonalne, a nie estetyczne - stwierdziła pani sędzia. W związku z tym nie mogą być chronione patentami. Apple twierdzi, że ma wyłączne prawo do produkowania tabletów o „minimalistycznym" wyglądzie. Na razie takiej argumentacji uległ sąd w Niemczech. Stanowisko sędzi Koh oznacza, że Apple'owi trudno będzie dowieść, iż Samsung narusza firmowe patenty dotyczące wyglądu urządzenia. Jednocześnie, odnosząc się do drugiego z oskarżeń, dotyczącego naruszenia patentu opisującego sposób wykonania animowanego menu, sędzia stwierdziła, że nie daje on powodów do wyrządzenia Samsungowi olbrzymiej szkody, jaką byłby zakaz sprzedaży. Sędzia uznała jednak, że Samsung prawdopodobnie naruszył wspomniany patent i Apple ma szansę wygranie sporu dotyczącego tej kwestii. Amerykański koncern będzie mógł wnieść w tej sprawie pozew do sądu dopiero 30 lipca przyszłego roku.
  4. Jak dowiadujemy się z raportu złożonego przez Google'a w amerykańskiej Komisji Giełd, koncern utworzył rezerwę w wysokości 500 milionów dolarów, przeznaczoną na pokrycie kosztów ewentualnych ugód w śledztwach toczonych przeciwko niemu przez władze federalne. Śledztwo przeciwko Google'owi prowadzone jest też w Unii Europejskiej. Wyszukiwarkowy gigant znalazł się zatem w podobnej sytuacji, w jakiej jeszcze niedawno był Microsoft. Dla koncernu z Redmond śledztwa zakończyły się wysokimi karami, nałożeniem obowiązku zmiany postępowania oraz poddaniem go szczególnemu nadzorowi ze strony władz. Na razie nie wiadomo, jakie konsekwencje poniesie Google w związku z toczonymi sprawami. Firma jest oskarżana o wykorzystywanie dominującej pozycji na rynku wyszukiwarek i reklamy internetowej, a coraz większe obawy budzi też jej rosnące znaczenie na rynku mobilnej telefonii.
  5. Proces jaki Google'owi wytoczyła firma Skyhook Inc. może poważnie zagrozić wizerunkowi wyszukiwarkowego giganta i dać do ręki mocne argumenty urzędom antymonopolowym. Właśnie ujawniono wewnętrzne e-maile Google'a, które stawiają koncern w niekorzystnym świetle. W jednym z nich Dan Morrill, menedżer Android Open-Source & Compatibility Program pisze: Używamy kompatybilności jako pałki, za pomocą której zmuszamy ich [producentów sprzętu wykorzystującego Androida - red.] by robili to, co chcemy. Słowa te wydają się potwierdzać oskarżenia wysuwane przez Skyhooka. Ta firma, i podobne jej małe przedsiębiorstwa, uważają, że w rzeczywistości Android jest systemem zamkniętym, a Google wykorzystuje warunek zachowania kompatybilności do walki z rywalami, jednocześnie przedstawiając Androida jako otwarty projekt. Skyhook mówi, że w kwietniu ubiegłego roku podpisał umowy z Samsungiem i Motorolą, które przewidywały, że firmy te wykorzystają usługi lokalizacyjne tej firmy w swoich produktach. Skyhook oferuje technologię, która korzysta z GPS-a, pozycji stacji nadawczych telefonii komórkowej oraz sieci Wi-Fi do precyzyjnego określenia pozycji urządzenia. Gdy poinformowaliśmy o umowie z Motorolą, Google się wściekł - mówi prezes Skyhooka, Ted Morgan. Jego zdaniem koncern Page'a i Brina miał zagrozić swoim partnerom, że rozpocznie śledztwo dotyczące kompatybilności wykorzystywanego przez nich Androida. To z kolei mogło uniemożliwić im korzystanie z tego systemu i sprzedaż urządzeń w niego wyposażonych. W lipcu Samsung i Motorola zerwały umowy ze Skyhookiem. Wówczas Skyhook wystąpił z pozwem przeciwko Google'owi, a obecnie na światło dzienne wychodzą informacje, które stawiają firmę Page'a i Brina w niezbyt korzystnym świetle. Wynika z nich, że Google argumentuje niedopuszczanie do swoich technologii konkurencji w podobny sposób, w jaki czyni to Apple. Twierdzi, że produkty te są gorszej jakości lub będą myliły użytkowników. Tak wynika z listu Steve'a Lee, który napisał do menedżerów Google'a, iż testy wykazały, że usługa lokalizacyjna Google'a jest lepszej jakości, a to oznacza, że dopuszczenie do rynku Skyhooka będzie zagrażało Google'owi. Zdaniem Lee, podpisanie przez Skyhooka umowy z Motorolą i Samsungiem może przekonać inne firmy, by porzuciły rozwiązania Google'a na rzecz technologii Skyhooka. To byłoby dla nas straszne, gdyż nie moglibyśmy zbierać danych potrzebnych do utrzymania i udoskonalania naszej własnej bazy danych geolokalizacyjnych - stwierdził Lee. Pracownicy Google'a obawiali się też, że ich korespondencja zostanie ujawniona przed sądem. Dlatego też Patrick Brady, jeden z menedżerów, na propozycję kolegi, iż ten przyśle mu informacje nt. Skyhooka, odpowiedział, by ten tego nie robił i zaproponował osobiste spotkanie. Jak zauważyli redaktorzy serwisu DailyTech, nawet Apple potraktował Skyhooka lepiej. Udzielił tej firmie licencji na iPhone'a oraz iPada. Umowa z Apple'em jest najważniejszym źródłem dochodów Skyhooka po zerwaniu umów przez Motorolę i Samsunga.
  6. Ponad rok temu przedstawiciel Google'a zapewniał Komisję Europejską, która przyglądała się rzekomym monopolistycznym działaniom koncernu, że firma nie stosuje żadnych "białych list", które wpływałyby na sposób działania algorytmu wyszukiwarki wobec konkretnych witryn. Tymczasem Serwis Search Engine Land donosi, że Matt Cutts, odpowiedzialny w Google'u za walkę ze spamem, powiedział podczas konferencji odbywającej się w Dolinie Krzemowej, że jego firma wykorzystuje "białe listy" stron, na których pewne algorytmy mają nie obowiązywać. Tymczasem w lutym 2010 roku Julia Holtz, europejski prawnik Google'a, zapewniała dziennikarzy w Brukseli, że firma nie stosuje białych i czarnych list wobec nikogo. Jeszcze w grudniu 2010 Adam Kovacevich, rzecznik prasowy Google'a, mówił serwisowi The Register, że białe listy nie są stosowane. Tymczasem kwestia używania białych list jest zasadniczym problemem poruszanym przez firmę Foundem w pozwie antymonopolowym przeciwko Google'owi. Przed pięcioma laty Foundem zniknęło z indeksu Google'a po tym, jak koncern wprowadził nowy algorytm, który spowodował, że niektóre wyspecjalizowane wyszukiwarki zostały zeń usunięte. Problem jednak w tym, że nie zniknęły wszystkie, co w Foundem wzbudziło podejrzenia, iż Google za pomocą białej listy uchroniło je przed działaniem algorytmu. Przedstawiciele Google'a twierdzili, że firma nie używa białych list, nawet wówczas, gdy Foundem przedstawiło e-maile pochodzące od osób pracujących w google'owskim zespole AdWords, które wskazywały, że białe listy są używane w algorytmach reklam. Foundem przez trzy lata walczyło o ponowne pojawienie się w wynikach wyszukiwania Google'a. Pod koniec 2009 firma znowu zaczęła się w nich ukazywać po, jak twierdzi, ręcznym dopisaniu jej do białej listy. Można również przypuszczać, że Google, wbrew zapewnieniom, korzysta z czarnych list lub mechanizmu podobnego. Wspomniany na początku Matt Cutss mówił w ubiegłym miesiącu, że jego firma, w walce ze spamem, ręcznie usuwa witryny z indeksu. Problemem nie jest fakt, że Google ręcznie wprowadza poprawki do algorytmu. Nawet Foundem przyznaje, że są one konieczne, gdyż algorytmy nie są doskonałe i nie działają dobrze w każdym przypadku. "Gdy ręczna interwencja jest konieczna, by zaradzić rozwiązaniu, które algorytm źle zastosował lub przeoczył, to wówczas taką interwencję należy podjąć. Jest ona niezbędną częścią całego procesu" - stwierdził prezes Foundem Shivaun Raff. Problem w tym, że Google przez rok zaprzeczał, iż stosuje tego typu rozwiązania, a od samego początku przekonuje nas, że algorytm jest całkowicie obiektywny i nikt ręcznie nie wpływa na sposób jego działania. Skarga Foundem do Komisji Europejskiej dotyczy umieszczania przez Google'a odnośników do swoich własnych usług - takich jak Google Maps czy Google Product Search - w ogólnych wynikach wyszukiwania. To, zdaniem Foundem, ze względu na pozycję Google'a szkodzi konkurencji. Podobnie jak Foundem, Google Product Search, jest wyszukiwarką wyspecjalizowaną w porównywaniu cen. Firma oskarża też Google'a o to, że proces ręcznych interwencji w działanie algorytmu wyszukiwania jest nieprzejrzysty. Raff opisuje skargę swojej firmy w następujący sposób: Gdy masz wyszukiwarkę, która bardzo zdominowała rynek i dodasz do niej dyskryminujące mechanizmy karania - dyskryminujące czyli takie, które powodują, że niektóre serwisy są chronione przed karami poprzez wpisanie ich na białe listy - oraz rozszerzysz właściwości wyszukiwarki o preferowanie własnych usług poprzez umieszczanie ich na szczycie lub blisko szczytu wyników wyszukiwania, to wszystko to sumuje się i otrzymujemy tak olbrzymią przewagę nad konkurencją, że pozycji twoich nie można naruszyć.
  7. W Londynie rozpoczęła się rozprawa ekstradycyjna Juliana Assange'a. Jest on ścigany przez szwedzką prokuraturę, która zarzuca mu dokonanie dwóch gwałtów. Obrońcy Assange'a argumentują, że prokurator Marianne Ny, która wydała międzynarodowy list gończy, jest motywowana "seksualną polityką" prowadzoną przez jej kraj. Gwałt miał bowiem polegać na niezałożeniu prezerwatywy wbrew woli partnerek oraz, w jednym przypadku, na nieuzyskaniu wcześniejszej wyraźnej zgody na odbycie stosunku. W pierwszym dniu przesłuchań przed sądem wypowiedziała się Brita Sundberg-Weitman, była sędzia Szwedzkiego Sądu Apelacyjnego, która stwierdziła, iż prokurator Ny działa bardzo dziwacznie, gdyż zamiast występować o ekstradycję mogła przesłuchać Assange'a przez telefon lub za pośrednictwem internetu. Pani Ny jest uprzedzona do mężczyzn w sprawach dotyczących przestępstw seksualnych. Oni wydają się zakładać, że każdy oskarżony w takich sprawach jest winny. Nie rozumiem jej zachowania. To wygląda na złośliwość. Może ona chce, by on cierpiał - stwierdziła była sędzia, która jest obecnie profesorem prawa na Uniwersytecie w Sztokholmie. Dodała, że Ny była bardzo mocno zaangażowana w tworzenie szwedzkiej polityki seksualnej. Adwokat Assange'a, Geoffrey Robertson, argumentował, że jego klient nie będzie miał w Szwecji uczciwego procesu, gdyż sprawy takie są tam prowadzone za zamkniętymi drzwiami i nawet, jeśli Assange zostanie uniewinnony, to będzie napiętnowany, gdyż nie dowiemy się, co się działo w czasie procesu. Ostatnio szwedzka prokuratura zaostrzyła kurs wobec Assange'a. Dotychczas twierdzono, że ma być on przesłuchany jako świadek. Teraz dowiadujemy się, że jeśli trafi do Szwecji, zostanie oskarżony o gwałt.
  8. Po niemal rocznej przerwie ponownie rusza proces apelacyjny serwisu The Pirate Bay. Przypomnijmy, że proces zawieszono po tym, gdy administratorzy The Pirate Bay zgłosili zastrzeżenia do wyznaczonych sędziów. Nie podobało im się, iż sędziowie są członkami organizacji walczących o przestrzeganie praw autorskich. W kwietniu 2009 roku Fredrik Neij, Gottfrid Warg, Peter Sunde i Carl Lundstrom zostali uznani winnymi naruszenia praw autorskich. Każdy z nich został skazany na rok więzienia. Mieli też zapłacić w sumie około 4,4 miliona USD grzywny. W Szwecji każdy skazany w procesie kryminalnym może odwołać się od wyroku z jakiejkolwiek przyczyny. Gdy do prowadzenia procesu apelacyjnego wyznaczono Ulrikę Ihrfelt i Kristinę Boutz, oskarżeni zaprotestowali, gdyż obie panie są członkiniami organizacji popierającymi prawa autorskie. W maju Sąd Najwyższy uznał, że nie wpłynie to na proces i stwierdził, że apelacja ma się rozpocząć pomiędzy 28 września a 15 października. Obie strony - oskarżenie i obrona - twierdzą, że są pewne wygranej.
  9. Wbrew pozorom, motywacja wcale nie musi być procesem świadomym. Okazuje się nawet, że półkule nie muszą się zgadzać pod względem oceny, ile wysiłku chcą włożyć w osiągnięcie jakiegoś celu. Co więcej, w danym czasie zmotywowana do czegoś bywa niekiedy tylko jedna półkula (Psychological Science). Mit o świadomej naturze motywacji obalił przed paroma laty zespół Mathiasa Pessiglione z Brain & Spine Institute w Paryżu. Gdy badanym przez nich ludziom demonstrowano podprogowo zdjęcia pieniędzy, pracowali usilniej dla większej nagrody, choć nie mieli pojęcia, że w ogóle cokolwiek oglądali. Podczas eksperymentu na ułamek sekundy demonstrowano fotografie monety o nominale 1 euro bądź 1 centa. Następnie proszono ich o ściskanie wyposażonej w czujniki rączki. Im mocniej parli, tym więcej monet danego rodzaju mogli otrzymać. Czas demonstracji wykluczał świadome postrzeganie wartości nagrody, ochotnicy jednak zawsze bardziej przyciskali gałkę, gdy oglądali 1 EUR niż monety 1-centowe. W najnowszym studium Pessiglione, Liane Schmidt, Stefano Palminteri i Gilles Lafargue wykazali, że można zmotywować tylko jedną z półkul. Na początku eksperymentu badani musieli się skupić na widniejącym na środku ekranu krzyżyku. Następnie po jednej stronie pola widzenia wyświetlano na mgnienie oka motywującą monetę, znów euro bądź centa. Ludzie byli podświadomie motywowani wyłącznie wtedy, gdy moneta pojawiała się po tej samej stronie, co ściskająca uchwyt ręka. Wtedy pracowali "pilniej" dla nagrody o większym nominale. Gdy, dajmy na to, monetę demonstrowano w lewej części pola widzenia, a gałką zajmowała się prawa dłoń, efekt wzmożenia wysiłków pod wpływem wartości nagrody zanikał. Wyniki zmieniają koncepcję motywacji. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, lewa ręka może np. być bardziej motywowana od prawej – podsumowuje Pessiglione.
  10. Trzyosobowy skład sędziowski sądu apelacyjnego uznał, że pozew przeciwko koncernom nagraniowym ma podstawy prawne i może być rozstrzygany przez sąd. Chodzi tutaj o sprawę Starr vs. Sony BMG, w której koncerny zostały oskarżone o nielegalne ustalanie cen cyfrowej muzyki. Jej początki sięgają lat 2005-2006 gdy w amerykańskich sądach stanowych i federalnych pojawiło się wiele podobnych oskarżeń. W końcu skarżący postanowili połączyć siły i wystąpili wspólnie z jedną sprawą przed sądem federalnym w Nowym Jorku oskarżając przemysł muzyczny o to, że tak manipuluje cenami, by na każdym pliku muzycznym zarobić około 70 centów. Podczas wstępnego rozpoznania sprawy w październiku 2008 sąd uznał, że argumenty skarżących, jakkolwiek mogą być prawdziwe, nie stanowią podstaw do rozpoczęcia procesu. W takich przypadkach sąd nie odrzuca pozwu, ale wskazuje, że jest on obarczony błędami technicznymi, które uniemożliwiają wniesienie sprawy. Obecnie Drugi Sąd Apelacyjny orzekł, że proces może się rozpocząć. Największą słabością pozwu jest fakt, iż skarżący najprawdopodobniej nie mają żadnych dowodów na poparcie swoich stwierdzeń. Nie są w stanie wskazać żadnej umowy, nazwy umowy czy grupy osób, które w imieniu koncernów mogłyby porozumieć się w sprawie ustalania cen. Twierdzą jedynie, że o tym, iż doszło do ich ustalanie można logicznie wnioskować na podstawie zachowania przemysłu muzycznego. Oskarżeni bronią się mówiąc, że podobne ceny można łatwo wyjaśnić sytuacją rynkową i racjonalnie podejmowanymi decyzjami biznesowymi. Sąd Apelacyjny, dopuszczając do procesu, stwierdził: oskarżenie zawiera konkretne fakty,które są wystarczająco do wysnucia przypuszczenia, że sugerowane zgodne działanie to wynik umowy pomiędzy oskarżonymi.
  11. Szwedzki sąd apelacyjny uznał, że wyrok w sprawie The Pirate Bay został wydany w zgodzie z prawem, a na decyzję sędziego Tomasa Norströma nie wpłynęło jego członkostwo w organizacjach chroniących prawa autorskie. W związku z tym apelacja złożona przez obrońców The Pirate Bay została uznana za bezpodstawną. Odwołanie było rozpatrywane przez sędziego Andreasa Eka, który co prawda nie specjalizuje się w prawie autorskim, ale został wyznaczony do prowadzenia procesu, by uniknąć jakichkolwiek podejrzeń o stronniczość. Takie zarzuty już jednak zdążyły się pojawić. Otóż sędzia Eka jest członkiem Sztokholmskiego Centrum Prawa Handlowego, do którego należy też jeden z prawników przemysłu nagraniowego. Nie podobało się to oskarżonemu Peterowi Sunde. Podczas procesu odwoławczego przedstawiciele Sztokholmskiego Sądu Okręgowego, w którym pracuje sędzia Norström bronili go, mówiąc, iż przynależność do organizacji działających na polu związanym ze specjalizacją sędziego jest de facto koniecznością, jeśli sędzia ma być na bieżąco ze zmieniającymi się przepisami. Każdy z zawodów ma tego typu organizacje i sędziowie nie są tutaj wyjątkiem. Eka nie do końca zgodził się z taką argumentacją. Stwierdził, że sędzia przed rozpoczęciem procesu powinien publicznie poinformować o swoim zaangażowaniu w prace organizacji. Jednak Eka i pozostali sędziowie stwierdzili, że sam fakt, iż sędzia popiera istniejące w kodeksie przepisy nie może być uznany za powód do zarzucenia mu stronniczości. Sąd Apelacyjny doszedł do wniosku, że żadna z tych okoliczności, ani brana pod uwagę osobno, ani razem, nie dają podstaw do podważenia uczciwości procesu - czytamy w oświadczeniu sądu. Decyzja jest nieodwołalna, co oznacza, że skazani nie mogą już więcej twierdzić, iż pierwszy proces był nieuczciwy. Pozostaje im zatem tradycyjna ścieżka apelacji od wyroku.
  12. Zawarta wczoraj ugoda pomiędzy Intelem a AMD kończy długotrwały spór w przemyśle IT i może stać się początkiem poważnych zmian. Obie strony doszły bowiem do wniosku, że więcej stracą na kontynuowaniu kłótni, niż na dojściu do porozumienia. Dla Intela oskarżenia ze strony AMD były poważnym obciążeniem. Z jednej strony narażały koncern na spory sądowe, wypłatę olbrzymich odszkodowań i problemy z urzędami antymonopolowymi na całym świecie, a z drugiej negatywnie wpływały na wizerunek firmy zarówno wśród klientów biznesowych jak i indywidualnych. Przedstawiciele Intela twierdzą, że zawarcie ugody nie jest przyznaniem się do prowadzenia niezgodnych z prawem praktyk biznesowych - Intel konsekwentnie twierdzi, że działania takie nie miały miejsca. Mówią jednak, że w podobnych sprawach często dochodzi do pozasądowych porozumień, gdyż ich zawarcie jest zwykle trzykrotnie mniej kosztowne niż wartość zasądzanych odszkodowań. Niezależnie jednak od tego, jak było naprawdę, umowa z AMD kończy kilka sporów sądowych i wytrąca argumenty urzędnikom w wielu krajach. Co więcej AMD będzie teraz sojusznikiem Intela i spróbuje nakłonić regulatorów w USA, Azji i Europie do zakończenia postępowań przeciwko Intelowi. Ugoda znaczy jednak też bardzo wiele dla AMD. Jeśli bowiem firma ma rację i Intel stosował niedopuszczalne praktyki biznesowe, to wraz z podpisaniem ugody jest zobowiązany je zakończyć, a AMD zyska łatwiejszy dostęp do rynku. Kolosalną korzyścią, którą odniesie AMD jest możliwość zakończenia sporu patentowego. Przypomnijmy, że w bieżącym roku z AMD wyłoniła się firma Globalfoundries, która przejęła całą produkcję układów scalonych. Jednak, jak zauważyli prawnicy Intela, przekazanie jej do Globalfoundries jest złamaniem umowy, na podstawie której AMD korzysta z patentów Intela dotyczących technologii x86. Umowa zabrania bowiem przekazywania praw do patentów innej firmie. AMD, chcąc przekonać Intela, że nie doszło do złamania umowy, formalnie uwzględnia Globalfoundries w swoich księgach jako swoją firmę-córkę, co obciąża bilans AMD. Ugoda z Intelem daje AMD możliwość traktowania Globalfoundries jako osobnej firmy, co powinno korzystnie wpłynąć na wyniki finansowe AMD i cenę jej akcji. Co więcej, AMD będzie miało też prawo do zawierania umów na produkcję układów scalonych z innymi dostawcami. To z kolei może spowodować, że Globalfoundries i TSMC, konkurując o tak dużego klienta jak AMD, będą oferowały tej firmie coraz doskonalsze rozwiązania i AMD zacznie pod względem technologicznym doganiać Intela. Trzeba bowiem pamiętać, że już tradycyjnie AMD wdraża nowocześniejszy proces technologiczny o 12-18 miesięcy później niż Intel. Kolejną korzyścią, jaką odniosło AMD, jest wydłużenie umowy patentowej pomiędzy obiema firmami. Stara umowa wygasała z końcem bieżącego roku. Gdyby nie podpisano nowej, AMD straciłoby dostęp do technologii Intela opracowanych po terminie wygaśnięcia umowy. Firma mogłaby produkować tylko układy scalone korzystające z dotychczasowych technologii Intela lub tych, które sama opracuje. Podpisanie ugody oznacza, że Intel przez najbliższe 5 lat będzie udostępniał AMD swoje nowe technologie.
  13. W Tanzanii rozpoczęły się procesy 12 osób, które są oskarżone o zabicie w ciągu ostatnich 18 miesięcy ponad 40 albinosów i sprzedawanie rozczłonkowanych ciał znachorom. Ci sporządzali z ich wykorzystaniem specjalne mikstury, zapewniające zgodnie z tamtejszymi wierzeniami, przychylność losu i szybkie wzbogacenie. Aresztowano kilkadziesiąt osób, ale na razie nikogo nie skazano. Klientami szamanów byli prości ludzie, np. rybak i górnicy, ale także biznesmen, który najwyraźniej liczył na "rozkręcenie" interesu. Organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka nie mogą uwierzyć, że wymiar sprawiedliwości zareagował po tak długim czasie. Procesy odbywają się w miastach Shinyanga i Kahama. Zabijano zarówno dzieci, jak i dorosłych. Napadano na nich w domach i podcinano gardła lub bito. Uważa się, że każda część ich ciała mogła kosztować nawet kilka tysięcy dolarów. Liczba ataków spadła w ostatnim czasie, ale albinosi z Tanzanii nadal żyją w strachu. Kraj ten jest ojczyzną ok. 17 tys. osób z bielactwem. Kiedy w tym rejonie Czarnego Lądu umiera ktoś z albinizmem, jego grób jest często zamurowywany, by zapobiec świętokradztwu i rabunkowi. W maju identyczny proces rozpoczął się w Burundi. Przed sądem stanęło 11 mężczyzn. Niektórzy podejrzewają, że tamtejsi albinosi byli sprzedawani do Tanzanii.
  14. Przez wieki proces Sokratesa uznawano za jedną z największych pomyłek sądowych wszech czasów, tymczasem był to doskonały i w pełni legalny przejaw demokracji w działaniu - utrzymuje badacz z Uniwersytetu w Cambridge. Sprawa odbyła się w 399 roku p.n.e. i była przedstawiana jako skutek chaosu politycznego i kryzysu państwowości ateńskiej. Myśliciel musiał stawić czoła zarzutom, wymyślonym przez zacofanych i uprzedzonych współobywateli. Ostatecznie uznano go winnym bezbożności oraz korumpowania młodych i skazano na śmierć przez zażycie cykuty. Politycy i historycy często powoływali się na proces, by zilustrować, do czego może doprowadzić zdegenerowana demokracja. Ateny straciły jednego ze swoich najlepszych myślicieli, ponieważ postrzegano go jako zagrożenie dla politycznego status quo. Profesor Paul Cartledge twierdzi jednak, że proces Sokratesa wcale nie stanowił farsy i przebiegał zgodnie z ówczesnym prawem, a filozof był winny, tak jak zasądzono. Wszyscy wiedzą, że Grecy wymyślili demokrację, ale to nie była demokracja, jaką znamy teraz, dlatego przeinaczamy historię. Dla nas zarzuty postawione Sokratesowi brzmią śmiesznie, lecz w starożytnych Atenach miały służyć dobru ogółu. Studium stanowi część najnowszej książki profesora pt. Myśl polityczna starożytnej Grecji w praktyce, która obejmuje czasy od Homera po Plutarcha. Historycy, znajdujący się pod silnym wpływem pism Platona i Ksenofonta, podkreślają, że otwarta krytyka prominentnych ateńskich polityków przysporzyła Sokratesowi wrogów. Oskarżenie go o bezbożność i demoralizację młodzieży ułatwiało życie wielu osobom. Zwolennikom tej teorii szczególnie ważny wydaje się zarzut korupcyjny. W 399 r. p.n.e. Ateny zmagały się bowiem z serią katastrof: zarazą, niepokojami wewnętrznymi i zagrożeniem ze strony finansowanej przez Persów Sparty. Skoro nauki Sokratesa doprowadziły do powstania grupy politycznych dewiantów, można było kogoś obwinić za zaistniały stan rzeczy. Prof. Cartledge uważa jednak, że myśliciel nie stał się li tylko kozłem ofiarnym politycznej wendetty, ale stanowił też, a właściwie przede wszystkim ofiarę poległą podczas procesu samooczyszczania się kultury tak odmiennej od naszej. Oznaczałoby to, że głównym zarzutem było oskarżenie o bezbożność. Starożytni Grecy wierzyli, że ich państwami-miastami opiekują się bogowie, których należy zadowolić. Wielu ludzi sądziło, że protektorom nie podoba się ciąg wydarzeń, prowadzących do feralnego roku 399 p.n.e. Dlatego też Ateńczycy uznali, że bogowie poczuli się obrażeni przez określonych przedstawicieli ich społeczności. Sokrates bardzo się naraził, kwestionując autorytet i prawowitość różnych bóstw. Co więcej, mówił też o daimonionie – znaku boga/głosie wewnętrznym. Można było uznać, że miał na myśli intuicję (on sam bronił się, że daimonion to potomek bogów), ale w grę wchodziła też zupełnie inna interpretacja, zakładająca, że chodziło o mroczną, nadnaturalną siłę, do której zwykli wyznawcy nie znajdują dostępu. Podczas procesu prokurator musiał wykazać przed sądem złożonym z 501 prawowitych obywateli, że oskarżony działał wbrew interesowi ogółu. Bogowie byli rozwścieczeni i zsyłali na ludzi kolejne kary, nic więc dziwnego, że Sokratesa pogrążono. Profesor Cartledge przekonuje, że filozof sam prosił się o śmierć, jaką mu zadano. W ateńskim systemie prawnym oskarżony mógł zaproponować karę. Myśliciel najpierw jednak żartował, że powinno się go nagrodzić, a koniec końców zasugerował zbyt łagodną karę. Jak się to skończyło, wiemy...
  15. Wokół głośnego procesu przeciwko The Pirate Bay narastają kolejne kontrowersje. Jak pamiętamy, sędzia Tomas Norstrom, który wydał wyrok, jest członkiem Szwedzkiego Stowarzyszenia Praw Autorskich oraz Szwedzkiego Stowarzyszenia Ochrony Własności Przemysłowej. Sam Norstrom mówi, że jego przynależność do tych organizacji w żaden sposób nie wpłynęła na wyrok. Mimo to, sąd apelacyjny wyznaczył sędzię Ulrikę Ihrfelt do zbadania sprawy. Szybko jednak okazało się, że pani Ihrfelt jest członkinią tych samych organizacji, co Norstrom. Ihrfelt została więc wyłączona ze sprawy, a do jej zbadania wyznaczono trzech innych sędziów. Na tym się jednak nie skończyło, gdyż Peter Sunde z TPB poinformował, że jeden z trzech nowych sędziów - Anders Eka - jest członkiem Sztokholmskiego Centrum Prawa Handlowego, do którego należy też jedne z prawników przemysłu nagraniowego. Co prawda Centrum to organizacja akademicka, która skupia wykładowców prawa z najróżniejszych dziedzin, jednak nie przeszkodziło to Sundemu w wysunięciu zastrzeżeń pod adresem Eki. Tymczasem studia filmowe chcą wnieść nową sprawę przeciwko TPB, gdyż z jednej strony ich zdaniem zasądzona grzywna jest zbyt niska, a z drugiej zauważają, że mimo wyroku piracki serwis ciągle działa.
  16. Prawnicy osądzonych niedawno założycieli serwisu The Pirate Bay domagają się ponownego procesu, gdyż sędzia Tomas Norström ma związki z organizacjami walczącymi z piractwem. Media podały, że Norström jest członkiem Szwedzkiego Stowarzyszenia Praw Autorskich. Należą do niego też Henrik Pontén, Peter Danowsky i Monique Wadsted, którzy reprezentowali przemysł nagraniowy w trakcie procesu. Ponadto sędzia zasiada w zarządzie Szwedzkiego Stowarzyszenia Ochrony Przemysłowych Praw Intelektualnych, organizacji, która lobbuje na rzecz zaostrzenia prawa własności intelektualnej. Sędzia uważa, że nie zachodzi w tym przypadku konflikt interesów. Innego zdania są, oczywiście, obrońcy skazanych. Peter Althin, obrońca Petera Sunde, przypomina, że jesienią, gdy otrzymał informację, że jeden z ławników może mieć "podobne związki", został on wykluczony ze składu.
  17. Dzisiaj rozpoczyna się proces, który Hollywood wytoczyło firmie RealNetworks. Przedstawiciele przemysłu filmowego twierdzą, że oprogramowanie pozwalające na skopiowanie zabezpieczonych płyt DVD jest nielegalnym narzędziem. Obawiają się oni, że rozpowszechnienie się tego typu programów negatywnie wpłynie na warty 20 miliardów dolarów rynek sprzedaży DVD. Argumentują, że jeśli uzna się za legalne takie narzędzie, to nikt nie zechce kupować płyt, gdyż będzie je można znacznie taniej wypożyczyć, skopiować i oddać. Proces ma potrwać trzy dni, a przewodniczyła będzie sędzia Marilyn Hall Patel, która swego czasu zakazała działalności Napstera. W październiku ubiegłego roku sędzia Patel tymczasowo zakazała sprzedaży programu RealDVD, o który toczy się walka. Uznała, że wydaje się, iż program narusza prawo federalne, dodała jednak, iż sprawa musi zostać rozstrzygnięcia w procesie sądowym. Postępowanie Hollywood spotkało się z szeroką krytyką. Środowiska występujące przeciwko studiom filmowym stwierdziły, że tak naprawdę nie chodzi tutaj o sam program, ale o to, iż próbują one opracować własne narzędzia do kopiowania i za pomocą sądu próbują niszczyć konkurencję. "Tu chodzi o kontrolę. Nie chcą pozwolić nikomu, by dokonywał ulepszeń w technologii DVD bez ich pozwolenia" - stwierdził Timothy Lee z Cato Institute. Hollywood odpowiada, że chętnie widzi wszelkie innowacje, byle były zgodne z prawem. RealNeworks działa w złej wierze, gdyż kupuje licencję na stworzenie odtwarzacza DVD, a zamiast tego tworzy program do kopiowania, który narusza zasady Digital Millennium Copyright Act poprzez umożliwienie konsumentom nielegalnego kopiowania DVD - stwierdził Greg Goeckner, prawnik MPAA.
  18. Twórcy serwisu The Pirate Bay zostali uznani winnymi przestępstwa polegającego na pomocy w masowym naruszaniu praw autorskich. Przegrali też, toczony równolegle z procesem karnym, proces cywilny. Fredrik Neij, Gottfrid Svartholm Warg, Peter Sunde Kolmisoppi i Carl Lundström zostali skazani na rok więzienia każdy - to kara za złamanie prawa. Mają też zapłacić 3,6 miliona dolarów odszkodowania koncernom muzycznym, które pozwały ich w procesie cywilnym. Koncerny domagały się ponad 14 milionów USD. Na wyroku mógł zaważyć fakt, że serwis zarabiał na reklamach. Sądu nie przekonało stwierdzenie, iż w ten sposób pokrywane są tylko koszty. Przedstawiciele przemysłu fonograficznego z zadowoleniem przyjęli wyrok. Podkreślają, że sprawiedliwości stało się zadość, a wyrok może uprzytomni niektórym, iż kradzież muzyki przynosi konkretne szkody konkretnym osobom. The Pirate Bay wyrządziło olbrzymie szkody, a wymierzona grzywna naprawia jedynie ich niewielką część. Nigdy jednak nie twierdziliśmy, że pokryje ona straty - mówił John Kennedy, przewodniczący Międzynarodowej Federacji Przemysłu Fonograficznego (IFPI). Powstało przekonanie, że piractwo jest OK i że przemysł muzyczny musi to zaakceptować. Ten werdykt to zmienia - dodaje. Prawnicy oskarżonych zapowiedzieli złożenie apelacji. To nie był proces karny, to był proces polityczny - mówił Rickard Falkvinge, który dodał, że nie należy wsadzać do więzienia ludzi tylko za to, że zapewnili infrastrukturę.
  19. TomTom odpowiedział na pozew Microsoftu własnym pozwem. Firma oskarżyła giganta o naruszenie jej trzech patentów w Microsoft Streets and Trips. To oprogramowanie do mapowania może być używane z GPS-em podłączonym do laptopa. W odpowiedzi na pozew TomToma Microsoft odpowiada, że zapoznał się z nim i, jego zdaniem, sporne kwestie zostały rozwiązane w obowiązującej od ponad roku umowie licencyjnej. Środowisko opensource'owe wciąż z niepokojem czeka, co wyniknie z pozwu Microsoftu przeciwko TomTomowi.
  20. Dzisiaj przed szwedzkim sądem rozpoczyna się proces czterech osób związanych z serwisem The Pirate Bay. Oskarżeni to Fredrik Neij, Gottfrid Svartholm Warg, Peter Sunde Kolmisoppi i Carl Lundström. Trzej pierwsi to współzałożyciele serwisu i jego administratorzy. Peter Sunde jest chyba najbardziej znany z nich. Z kolei Fredrik Neij pracował niegdyś w firmie Rix Telecom, której współwłaścicielem i prezesem był Carl Lundström. Ten dziedzic milionowej fortuny wspierał finansowo The Pirate Bay, a związki z serwisem nie są jedynymi kłopotami, które ma. Szwedzki urząd podatkowy ściga go za unikanie podatków, w 1988 roku został przez sąd skazany za niewłaściwe traktowanie trojga imigrantów, a prasa szwedzka oskarża go o "prawicowy ekstremizm". Lundström wspierał bowiem nacjonalistyczne partie i był aktywnym członkiem organizacji Bevara Sverige Svenskt, która domaga się ograniczenia emigracji z krajów pozaeuropejskich i repatriacji emigrantów. Członkowie The Pirate Bay twierdzą, że związki serwisu z kontrowersyjnym milionerem są bardzo słabe. Jeden z nich tłumaczy, że Lundström po prostu pozwolił Nejiemu pracować nad The Pirate Bay w godzinach, w których powinien pracować dla Rix Telecom. Prokuratura ma ponoć jednak kilka tysięcy stron dokumentów, dowodzących, że zaangażowanie Lundströma jest większe. Ma on ponoć 8,5% udziałów w The Pirate Bay, bierze aktywny udział w pracach serwisu, ostrzegał Nejiego przed komplikacjami prawnymi prowadzenia The Pirate Bay i proponował przeniesienie serwerów do Argentyny. Peter Sunde twierdzi jednak, że te doniesienia to bzdury, a Lundström po prostu pożyczył pieniądze Neijemu, za które ten kupił serwery dla The Pirate Bay. Pożyczka została zwrócona. Wszyscy wymienieni na początku mężczyźni oskarżeni są o pomoc w przestępstwie polegającym na masowym naruszaniu praw autorskich. Grozi im do dwóch lat więzienia i 1,2 miliona koron grzywny. Obok sprawy karnej będzie rozpatrywany też pozew cywilny z powództwa Warner Bros. Entertainment, MGM Pictures, Columbia Pictures, 20th Century Fox, Sony BMG, Universal i EMI. Powodzi domagają się w sumie 120 milionów koron (14,3 miliona USD) odszkodowania za poniesione straty. Peter Sunde mówi, że i tak nie dostaną ani centa, gdyż on i jego koledzy-administratorzy, nie mają pieniędzy.
  21. Håkan Roswall, oskarżyciel w procesie przeciwko serwisowi The Pirate Bay, uważa, że każdy z podsądnych powinien spędzić rok w więzieniu. Jego zdaniem, fakt, iż TPB przynosi rocznie 10 milionów koron dochodu (1,1 miliona USD) świadczy o tym, że jest to coś więcej niż "serwis hobbystów". The Pirate Bay nie jest rodzajem organizacji charytatywnej. To biznes - powiedział. Roswall uważa, że Sunde, Neij, Warg i Lundström powinni odpowiadać za współudział w przestępstwie. Szwedzkie prawo karze bowiem wspólników. Osoba, która trzyma kurtkę kogoś, kto bije w tym czasie przechodnia, jest wspólnikiem w przestępstwie - mówi Roswall. Peter Danowsky z Międzynarodowej Federacji Przemysłu Fonograficznego (IFPI) poparł stanowisko Roswalla i podkreślił, że nie jest to proces nad pobieraniem plików jako takim. Sprawa dotyczy tego, czy działania The Pirate Bay były sprzeczne z prawem i jakie powinny być tego konsekwencje. Odrzucił też argument, że przecież do nielegalnego pobrania plików można wykorzystać inne serwisy czy Google'a. Stwierdzenie, że 'skoro tak wiele osób popełnia to przestępstwo, to nie należy za nie karać' nie przekonuje mnie i żaden sąd nie uzna takiego argumentu - powiedział.
  22. Prokuratura zrezygnowała z najcięższego zarzutu przeciwko twórcom serwisu The Pirate Bay. Nie była ona bowiem w stanie udowodnić, ze serwis jest wykorzystywany do nielegalnego rozpowszechniania materiałów chronionych prawem autorskim. Zarzut o "pomoc w naruszaniu praw autorskich" został wycofany i zamieniono go na "pomoc w umożliwieniu nielegalnego dostępu do materiałów chronionych prawem autorskim". Ten drugi zarzut zagrożony jest mniejszymi karami. Zmiana zarzutów w procesie karnym nie wpływa jednak na proces cywilny, a więc koncerny medialne nadal będą domagały się odszkodowań. Zdaniem Petera Danowsky'ego, doradcy firm muzycznych, zmiana zarzutów tylko ułatwia pracę prokuraturze, która będzie mogła skupić się na ich istocie, czyli ułatwieniu nielegalnego dostępu do chronionych treści.
  23. Jeden z potentatów rynku leków, firma Eli Lilly, wpadł w naprawdę poważne tarapaty. Farmaceutyczny gigant musi zapłacić łącznie 1,42 miliarda dolarów kary za świadome wprowadzenie w obieg fałszywych informacji o jednym ze swoich leków. Problemy Eli Lilly wynikają z promowania jednego z jej czołowych produktów, antypsychotycznego preparatu Zyprexa, jako środka zapobiegającego demencji związanej z chorobą Alzheimera. Firma uczyniła to świadomie - jej przedstawiciele wiedzieli doskonale, że lek nie uzyskał nigdy dopuszczenia do użytku w celu profilaktyki tego schorzenia. Świadome fałszowanie informacji o możliwym zastosowaniu leków, zwane po angielsku off-label marketing (można to przetłumaczyć jako "marketing niezgodny z ulotką"), doprowadziło do lawiny pozwów cywilnych oraz dochodzeń prokuratorskich. Część spraw nie została jeszcze rozstrzygnięta, lecz już teraz firma przyznała się do konieczności zapłacenia około 800 milionów dolarów na rzecz oszukanych pacjentów, 438 milionów na rzecz rządu USA oraz 362 milionów na rzecz poszczególnych stanów. Zyprexa, stosowana oficjalnie jako środek przeciw schizofrenii oraz chorobie afektywnej dwubiegunowej (zwanej też psychozą maniakalno-depresyjną), była przez lata źródłem największych zysków Eli Lilly. Preparat wprowadzono do obiegu w roku 1996, zaś fałszywe informacje na jego temat rozpowszechniano od września 1999 roku do marca roku 2001. Mimo, iż władze firmy usunęły nieautoryzowane dane z ulotki leku, od 2004 roku firma została pozwana łącznie około 32 tysięcy razy (!). Sam udział w procesach sądowych kosztował przedsiębiorstwo około 1,2 miliarda dolarów. Ogromna kwota, którą muszą wypłacić władze farmaceutycznego giganta, to zaledwie ułamek zysków osiągniętych dzięki sprzedaży Zypreksy - dziewięciu pierwszych miesiącach 2008 roku firma zarobiła na niej aż 3,5 miliarda dolarów (suma ta obejmuje, oczywiście, także dochody z opakowań wydanych zgodnie z oficjalnymi zaleceniami urzędowymi). Wiadomo jednak, że seria pozwów doprowadziła firmę do poniesienia w ostatnim kwartale zeszłego roku straty. Przez ostatnie trzy lata firma przynosiła bez przerwy zyski. Przy całej gigantycznej kwocie zobowiązań oraz tysiącach orzeczeń sądowych jednoznacznie wskazujących na winę Eli Lilly, dość zabawny może się wydawać fakt, iż przedstawiciele firmy ani razu nie przyznali się do świadomego działania w złej wierze...
  24. To, w jaki sposób szukamy fizycznych obiektów, np. zgubionych okularów czy książki, odnosi się też do poszukiwania w sensie abstrakcyjnym, a więc choćby słów lub rozwiązania jakiegoś problemu (Psychological Science). Jeśli szukanie czegoś w przestrzeni jest podobne do poszukiwania czegoś w głowie, wyłaniają nam się wspaniałe perspektywy odnalezienia wspólnych korzeni ludzkiego zachowania w rozmaitych dziedzinach – twierdzi Peter Todd z Indiana University. Oprócz Todda w planowaniu eksperymentu wzięli udział Robert Goldstone oraz Thomas Hills (szef zespołu). Zależało im na opisaniu mechanizmów, wykorzystywanych przez ludzi przy poszukiwaniu w fizycznej przestrzeni i w warunkach abstrakcyjnych. Studium Amerykanów dotyczyło dwóch modeli: 1) eksploatacji, kiedy szukający pozostaje w jednym miejscu lub przy jednym zadaniu, dopóki nie odniesie z tego wymiernych korzyści i 2) eksploracji, gdy człowiek przerzuca się z miejsca w miejsce albo od zadania do zadania, poszukując nowych źródeł do wykorzystania. Potem psycholodzy sprawdzali, czy model szukania zastosowany jako pierwszy, w tym przypadku w przestrzeni, wpłynął na następujące później poszukiwania abstrakcyjne (priming). Zadaliśmy sobie pytanie, czy mechanizm wykorzystywany przez prostsze organizmy w ramach poszukiwania pożywienia ma jakieś odniesienie do przekopywania przez nas zasobów umysłu [...]. Niektórzy ludzie mogą być bardziej przywiązani do jednego z modeli poszukiwań, stąd kłopoty ze skoncentrowaniem się na jednym zadaniu albo wręcz przeciwnie – z "odklejeniem się" od jakiegoś pomysłu czy rozwiązania. Skrajna forma modelu eksploracji to zespół nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD), drugie ekstremum to zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Teoria ta zazębia się z niedawnymi odkryciami w zakresie chemii mózgu. Zachowania eksploracyjne – w sensie dosłownym lub w zaciszu umysłu – są napędzane przez spadek poziomu jednego z neuroprzekaźników: dopaminy. Z kolei wiele zaburzeń powiązanych w jakimś stopniu z uwagą, np. ADHD, uzależnienie od narkotyków, pewne formy autyzmu oraz schizofrenia, także występują przy deficycie dopaminy. Todd, Goldstone i Hills uważają, że czyjś indywidualny styl poszukiwania można określić na podstawie zachowania przy komputerze albo podczas zabawy z tradycyjną grą planszową. Za pomocą odpowiednich programów da się nim kierować, co wg psychologów, stwarza pole do popisu dla terapeutów. W pierwszym eksperymencie zadanie ochotników polegało na poszukiwaniu ukrytych zasobów (wody i pożywienia) w cyfrowym świecie. Gdy przypadkowo natknęli się na "żyłę złota", mieli zadecydować, czy i kiedy ruszyć w dalszą drogę. W tym czasie naukowcy śledzili ich ruchy. Wolontariusze eksplorowali dwa różne środowiska: 1) z mniej licznymi, za to bogatszymi źródłami zasobów oraz 2) z rozproszonymi, lecz uboższymi centrami dóbr. W założeniu charakter badanego środowiska miał prowadzić do wytypowania najskuteczniejszej strategii poszukiwań. W 1. ze światów lepiej pozostać w miejscu, jak długo się da, zanim zostanie ponownie wdrożony tryb eksploracyjny. W drugim korzystniej jest wziąć, co się da, i szybko przemieszczać się dalej, unikając, oczywiście, powrotów w już "przetrząśnięte" miejsca. Po ukończeniu tego zadania badani uczestniczyli w grze o bardziej abstrakcyjnym charakterze. Dostawali zestaw liter i mieli z niego ułożyć tak dużo słów, jak tylko się dało. Tak jak w skrablach, w każdej chwili mogli zażądać wymiany liter na nowe. Akademicy z Indiana University słusznie się domyślali, że mózg potrafi dostosować tryb poszukiwań do wymogów zadania, ale wcześniejsze zadania mogą sprawić, że jeden z ich jest bardziej dostępny. Poza tym w grę wchodzą indywidualne preferencje. Każdy ma jakiś ulubiony sposób eksplorowania, który uwidacznia się w zachowaniach różnego typu.
  25. Kiedy słuchamy muzyki lub skupiamy się na złożonych, skomplikowanych dźwiękach, nasz mózg ogranicza nakłady związane z widzeniem. Naukowcy porównują to do zamykania oczu. W amerykańskim eksperymencie wzięło udział 20 dyrygentów oraz liderów zespołów muzycznych i 20 niezwiązanych z muzyką studentów. Wiek wolontariuszy wahał się od 28 do 40 lat. W obu grupach podczas wykonywania zadań słuchowych zaobserwowano charakterystyczne zjawisko: zmniejszenie aktywności w obszarach związanych z widzeniem (przy jednoczesnym jej zwiększeniu w rejonach słuchowych). Gdy zadania były trudniejsze, u dyrygentów obserwowano słabiej zaznaczone zmiany niż u niemuzyków. Badacze z dwóch uczelni, centrum medycznego Wake Forest University oraz Uniwersytetu Północnej Karoliny, posłużyli się funkcjonalnym rezonansem magnetycznym (fMRI). Kiedy wolontariusze leżeli w skanerze, słuchali dwóch różnych dźwięków, odtwarzanych w odstępie tysięcznych sekundy. Mieli określić, który z nich pojawił się jako pierwszy. By wyrównać szanse, profesjonalnym muzykom utrudniono zadanie. Aktywność w obszarach mózgu związanych ze słuchem wzrastała, we wzrokowych malała. Wraz ze wzrostem trudności zadania niemuzycy "przenosili" coraz więcej nakładów do obszarów słuchowych (w ten sposób wspomagali procesy uwagi). Po przekroczeniu pewnego stopnia trudności u muzyków nie obserwowano podobnego zjawiska, co oznacza, że lata treningu korzystnie wpłynęły na organizację ich mózgu. Dzięki niemu dyrygenci potrafili z większą łatwością skupić się na dźwiękach. Wyobraźmy sobie różnicę między słuchaniem czyjejś mowy w cichym pomieszczeniu a wsłuchiwaniem się w dyskusję w wypełnionym hałasem pokoju – wyjaśnia dr Jonathan Burdette. To dlatego mózg musi zamknąć oczy...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...