Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'prawa autorskie' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 36 wyników

  1. Europejski Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że nie wolno nakładać na serwisy społecznościowe obowiązku filtrowania ruchu wszystkich użytkowników w celu zwalczania piractwa. Wyrok to wynik sporu pomiędzy serwisem społecznościowym Netlog, a organizacja SABAM, która w imieniu twórców muzyki pobiera tantiemy. Netlog NV prowadzi serwis społecznościowym, w którym każdy może w swoim profilu umieścić, między innymi, klipy wideo. Jako, że profile są widoczne dla każdego, wszyscy mają też dostęp do umieszczonych tam plików. Użytkownicy umieszczają zatem, bez zgody SABAM i bez opłacania tantiem, dzieła, nad którymi SABAM sprawuje kontrolę. W 2009 roku organizacja zwróciła się do belgijskiego sądu z wnioskiem, by ten nakazał Netlog NV uniemożliwienie użytkownikom nielegalnego umieszczania plików z portfolio SABAM. Sąd uznał jednak, że nie jest w stanie rozstrzygnąć tej kwestii i zwrócił się z do Trybunału Sprawiedliwości. Właściciel serwisu społecznościowego nie może zostać zobligowany do stosowania ogólnego systemu filtrującego, który dotyczyłby wszystkich użytkowników, po to, by zapobiegać nielegalnemu użyciu dzieł muzycznych i audiowizualnych. Taki system musiałby nie mieć ograniczeń czasowych, musiałby zapobiegać także przyszłym naruszeniom oraz musiałby chronić nie tylko dzieła już istniejące, ale również dzieła, które w momencie instalowania systemu jeszcze nie powstały. To oznacza, że nałożenie takiego obowiązku stanowiłoby poważne naruszenie prawa Netloga do swobodnego prowadzenia biznesu, jako że oznaczałoby zmuszenie firmy do zainstalowania na swój koszt skomplikowanego, drogiego i stale działającego systemu komputerowego - orzekł sąd. Trybunał dodał również, że uruchomienie filtra analizującego i przetwarzającego informacje użytkowników mogłoby być naruszeniem ich prawa do prywatności oraz skutkować zablokowaniem legalnej zawartości. Zaznaczono, że prawodawcy i sądy poszczególnych krajów muszą znaleźć równowagę pomiędzy ochroną własności intelektualnej a podstawowymi prawami człowieka.
  2. Rada Unii Europejskiej wydłużyła okres obowiązywania praw autorskich do utworów muzycznych z 50 do 70 lat. Ta decyzja oznacza zwycięstwo Cliffa Richarda, który rozpoczął kampanię na rzecz takiej właśnie zmiany prawa. Jej krytycy twierdzą, że zyskają na tym tylko wytwórnie oraz największe gwiazdy muzyki. Większość artystów i tak tego nie odczuje. Przy obowiązywaniu 50-letniego okresu ochronnego już wkrótce wygasłyby prawa chroniące utwory największych gwiazd muzyki rozrywkowej, takich jak The Beatles, The Rolling Stones czy The Who. To oznaczałoby, że każdy zyskałby prawo do kopiowania i sprzedaży nagrań, a wytwórnie i sami artyści nie otrzymaliby tantiem. Z decyzji Rady UE jest zadowolony Mick Jagger. Przemysł nagraniowy nie jest taki, jaki był w przeszłości, więc obecnie nie zarabia się tyle co kiedyś. Tantiemy pozwolą zarabiać muzykom i ich rodzinom, które dziedziczą prawa do utworów - stwierdził muzyk. Z kolei Bjorn Ulvaeus z Abby cieszy się, że artyści zachowają kontrolę nad utworami. Nie chcę, by piosenki Abby zostały wykorzystane w reklamach telewizyjnych, a tysiące mniej znanych muzyków, którzy wzbogacają nasze życia i kulturę mogą otrzymać uczciwą zapłatę za swoją pracę. Rada Europy, ogłaszając swoją decyzję stwierdziła, że artyści przeważnie zaczynają kariery bardzo młodo, więc 50-letni okres obowiązywania praw autorskich nie chroni ich twórczości przez całe życie. Dlatego też niektórzy artyści pod koniec życia nie mają żadnych dochodów - stwierdzono. Nowe przepisy przewidują też, że artyści będą otrzymywali od wytwórni więcej pieniędzy, w tym zdecydowano o utworzeniu specjalnego funduszu opłacanego przez wytwórnie. Środki te zostaną przeznaczone dla artystów, którzy wcześniej zrzekli się swoich praw. Przewidziano też, że po 50 latach artyści będą mogli renegocjować z wytwórnią warunki umowy.
  3. Brytyjski rząd zrezygnuje z planu blokowania witryn zawierających pirackie treści. Takie działania były jednym z podstawowych założeń ustawy Digital Economy Act. Obawy co do blokowania wyrażali przede wszystkim dostawcy internetu, obawiając się, że właściciele praw autorskich będą zmuszali ich do zamykania niektórych witryn. W ubiegłym tygodniu Motion Pictures Association uzyskało przed sądem nakaz zablokowania przez British Telecom pirackiej witryny Newzbin2. Nakaz zdobyto bez powoływania się na nową ustawę, co dla jej krytyków stało się dowodem, iż nie jest ona potrzebna do skutecznej walki z piractwem. Do takiego poglądu najwyraźniej przychylił się też brytyjski rząd. Sekretarz ds. biznesu Vince Cable w rozmowie z dziennikarzami BBC powiedział, że sprawa Newzbin2 pokazała, że istnieją już prawne środki pozwalające na zwalczanie piractwa. Cable poinformował również, że rząd ma zamiar wprowadzić zmiany w prawie autorskim. Najbardziej znaczącą z nich będzie propozycja ustawowego zalegalizowania „zmiany formatu". Chodzi tutaj o zalegalizowanie ripowania płyt CD i DVD do dowolnego formatu na użytek osobisty. Mówimy o dużych zmianach. O przystosowaniu prawa do rzeczywistości tak, by uzyskać odpowiednią równowagę, która pozwoli konsumentom i biznesowi działać bardziej swobodnie, a jednocześnie by chronić twórców i ścigać piratów - powiedział Cable. Jego zdaniem zmiany w prawie będą miały wymierne korzyści szacowane na 8 miliardów funtów w przeciągu kilku najbliższych lat. Zdaniem profesora Iana Hargreavesa, na którego raporcie i zaleceniach będą opierały się zmiany legislacyjne, niemożność legalnego ripowania negatywnie wpływa na innowacyjność. Poluzowane zostaną też ograniczenia dotyczące wykorzystania cudzych treści na potrzeby parodii.
  4. Sędzia Kimba Wood, która przewodniczy sprawie przeciwko serwisowi P2P Lime Wire określiła mianem "absurdalnych" roszczenia przemysłu muzycznego dotyczące odszkodowań. Wcześniej sędzia uznała, że winnym piractwa jest nie tylko sam serwis, ale jego firma-matka oraz osobiście jej właściciel. Teraz jednak 13 firm, które wystąpiły przeciwko LimeWire uważa, że odszkodowanie można wyliczyć mnożąc liczbę użytkowników serwisu przez maksymalną kwotę za pojedyncze naruszenie. To oznacza, że LimeWire mogłoby być winne poszkodowanym nawet... 75 bilionów dolarów. Jeśli powodowie mogliby żądać przewidzianych prawem odszkodowań pomnożonych przez liczbę osób, które naruszyły prawa autorskie, pozwany mógłby zostać skazany na zapłacenie bilionow dolarów. Jak zauważył pozwany, powodowie sugerują, że należy im się 'więcej pieniędzy niż cały przemysł muzyczny zarobił od czasu wynalezienia przez Edisona fonografu w 1877 roku'. Sąd uważa, że żądanie powodów, by pomnożyć kwotę odszkodowania przez liczbę naruszających prawo jest nie do utrzymania. Sąd uważa, że powodowie są uprawnieni do żądania odszkodowania od naruszenia dzieła, niezależnie od tego, ile razy zostało ono naruszone - czytamy w 14-stronicowym uzasadnieniu. Jesteśmy zadowoleni, że pani sędzina posłużyła się literą prawa oraz logiką i doszła do takiego wniosku. Jak zauważył sąd, gdy uchwalano przepisy dotyczące ochrony praw autorskich, ustawodawca nie mógł przewidzieć, że powstanie internet. Dlatego też nie można powoływać się na wcześniejsze wyroki. Zamiast tego należy używać zdrowego rozsądku, by uniknąć absurdu i możliwych niekonstytucyjnych wniosków - stwierdzili prawnicy LimeWire.
  5. Belgijski Sąd Apelacyjny orzekł, że Google, umieszczając w Google news fragmenty tekstów oraz odnośniki do całości, łamie prawa autorskie belgijskich gazet. Google musi teraz usunąć ze swojego serwisu wszystkie artykuły i zdjęcia pochodzące z francusko- i niemieckojęzycznych gazet belgijskich. Jeśli koncern nie wykona wyroku, będzie musiał płacić grzywnę w wysokości 25 000 euro dziennie. To ostatni z serii wyroków, które zapadły od roku 2006, kiedy to grupa Copiepresse, działając w imieniu walońskich wydawców gazet, pozwała Google'a do sądu. Zdaniem Copiepresse Google powinien płacić wydawcom za umieszczanie w swoim serwisie fragmentów ich tekstów. W roku 2006 sąd pierwszej instancji nakazał Google'owi usunięcie ze swoich serwisów wszystkich spornych tekstów. Rok później wyrok został potwierdzony przez sąd wyższej instancji. Google odwołał się od wyroku i próbował dojść do porozumienia z wydawcami. Porozumienia nie zawarto, w związku z czym w 2007 roku teksty zostały usunięte z Google News. Niedługo potem Google ponownie zaczął dodawać do swojego serwisu sporne treści, twierdząc jednocześnie, że nie robi nic złego. Wyroki nie dotyczą flamandzkich gazet. Nie mają one nic przeciwko dodawaniu ich tekstów do Google News.
  6. Nowojorski sąd zablokował porozumienie pomiędzy Google'em a organizacjami wydawców dotyczące możliwości publikowania książek w Google Books. Porozumienie miało zakończyć sześcioletni spór pomiędzy wyszukiwarkowym gigantem a właścicielami praw autorskich. Przed laty Google zaczął skanować książki i udostępniać je w swoim serwisie. Spotkało się to ze sprzeciwem właścicieli praw autorskich, które były w ten sposób łamane. Ostatnio Google, Gildia Autorów oraz Stowarzyszenie Amerykańskich Wydawców doszli do porozumienia. W jego ramach Google mógłby nadal skanować książki i sprzedawać do nich dostęp, a w zamian za to co roku miał płacić 125 milionów dolarów tantiem właścicielom praw autorskich. Umowa jednak nie rozwiązywała wszelkich problemów związanych z prawami autorskimi, gdyż prawa do sporej części dzieł zdigitalizowanych przez Google'a nie zostały określone, co znaczy, że ich właściciele nie otrzymywaliby pieniędzy. Ta umowa dawałaby Google'owi znaczącą przewagę nad konkurencją, nagradzając firmę za to, że masowo kopiowała dzieła chronione prawami autorskimi bez uzyskania wcześniejszej zgody ich właścicieli - napisał w uzasadnieniu wyroku sędzia Denny Chin. Wyrok spotkał się z aprobatą Departamentu Sprawiedliwości. W ramach zawartej umowy Google mógłby np. zyskać wyłączne prawa do publikacji w sieci dzieł "osieroconych", czyli takich, co do których właściciele praw autorskich nie są znani lub nie zostali odnalezieni. Jak zauważyła Gina Talamon, rzecznik Departamentu Sprawiedliwości, umowa nie rozwiązuje problemów związanych z przepisami o pozwach zbiorowych, prawami antymonopolowymi i autorskimi. Google zeskanował dotychczas 15 milionów książek.
  7. Oracle uzupełniło swój pozew przeciwko Google'owi o bardzo interesujące szczegóły. W oryginalnym pozwie, złożoym w sierpniu, nie podano zbyt wielu szczegółów. Dopiero teraz dowiadujemy się, że rzekome naruszenia dotyczą bibliotek klas, dokumentacji, "około jednej trzeciej pakietów API Androida", które pochodzą z "chronionych prawami autorskimi API Javy" oraz związanych z nimi dokumentów. Doszło do naruszeń "nazw metod i klas Javy, definicji, organizacji i parametrów, struktury organizacji i zawartości bibliotek klas oraz zawartości i organizacji dokumentacji Javy". Oracle stwierdza też, że "przynajmniej w kilkunastu przypadkach kod Androida został bezpośrednio skopiowany z chronionego kodu Javy". Oprócz naruszeń praw autorskich Oracle oskarża Google'a o naruszenie wielu patentow związanych z Javą.
  8. Hiszpańska stacja telewizyjna Telecinco oskarżyła w 2008 roku YouTube o naruszanie jej praw autorskich - umieszczanie w internecie odcinków seriali i programów, zanim wyemitowała je telewizja miało powodować wymierne straty finansowe. Pierwszy wyrok sądu był niekorzystny dla firmy Google, która jest właścicielem najpopularniejszego serwisu z filmikami. Oczywistą rzeczą było odwołanie, odkąd sąd apelacyjny zwrócić sprawę do ponownego rozpatrzenia, wszyscy z niepokojem czekali na werdykt, który bez wątpienia będzie mieć wpływ na charakter internetu. To najważniejsze rozstrzygnięcie prawne w Europie w temacie praw własności intelektualnej - uważa Bill Echikson, rzecznik Google dla południowej i wschodniej Europy. Ostatecznie rozstrzygnięcie sądu okazało się korzystne dla YouTube, a pośrednio także dla innych serwisów hostujących filmy oraz inne treści. Przyjęto za słuszną interpretację Google, że serwis nie jest dostawcą treści, a jedynie usługą udostępniającą miejsce i pasmo transmisyjne użytkownikom, którzy tym samym ponoszą pełną odpowiedzialność za umieszczane przez siebie treści. Uznano także wyjaśnienie firmy o niemożliwości zachowania kontroli nad działaniami wszystkich użytkowników, czy kontrolowaniem wszystkich filmów, których liczba przekracza 500 milionów. Oferowane przez Google narzędzia do kontroli zawartości, z jakich korzystają zainteresowane firmy, uznano tym samym za wystarczające. Telewizja Telecinco jest kontrolowana przez włoskiego nadawcę Mediaset, którego właścicielem jest z kolei Silvio Berlusconi, premier Włoch.
  9. Producentom filmów zagraża nowy rodzaj piractwa. Internauci coraz częściej rezygnują bowiem z P2P na rzecz nielegalnych płatnych serwisów. Można z nich za 5 dolarów miesięcznie pobierać nieograniczoną liczbę filmów. W Sieci pojawiają się coraz liczniejsze witryny zakładane w Rosji, Niemczech, Kolumbii i innych krajach. Można kupić na nich pirackie pliki, witryny takie zarabiają na reklamach, najczęściej wbrew woli reklamowanych firm. Agencje pośredniczące w sprzedaży reklam umieszczają je na witrynach cieszących się dużą popularnością, nie sprawdzając ich zawartości. Dla użytkowników korzystanie z podobnych serwisów może być znacznie bardziej niebezpieczne niż używanie sieci P2P. Nie ma bowiem gwarancji, że firmy okradające producentów filmów nie okradną konta użytkownika, który opłaca subskrybcję. Nie ma też pewności, że w serwowanych plikach nie zostanie umieszczony szkodliwy kod.
  10. Viacom przegrał z Google'em pierwszą potyczkę dotyczącą naruszania praw autorskich przez serwis YouTube. W marcu 2007 Viacom oskarżył wyszukiwarkowego giganta, że należące doń YouTube celowo naruszyło prawa do filmów i domagał się miliarda dolarów odszkodowania. Jednak sędzia Louis Stanton nie dał wiary twierdzeniom Viacomu, jakoby YouTube nie zrobił wystarczająco dużo, by zapobiec umieszczaniu w serwisie chronionych prawem autorskim treści. Przedstawiciele Google'a z zadowoleniem przyjęli wyrok. "To znaczące wydarzenie, gdyż ustanawia precedens w amerykańskim prawie autorskim i w internecie. Możliwe bowiem, że w przyszłości przed sądy trafią podobne sprawy" - oświadczył Google. Eric Goldman, dyrektor High Tech Law Institute zauważył, że gdyby sąd orzekł na korzyść Viacomu, mogłoby to oznaczać kolosalne zmiany w sieci. Serwisy dające użytkownikom możliwość umieszczania własnych plików musiałyby bowiem przeprowadzić znaczne zmiany w swojej polityce. Viacom jest niezadowolony z wyroku i już zapowiedział apelację.
  11. Sprawa serwisu LimeWire, w której stwierdzono, że właściciel serwisu P2P jest winny piractwa, powraca w atmosferze skandalu. Sąd federalny podejrzewa bowiem, że Fred von Lohmann, jeden z najważniejszych prawników Electronic Frontier Foundation, organizacji broniącej praw internautów, dopuścił się co najmniej poważnych nieprawidłowości. Jak wynika z zeznań świadków, von Lohmann miał doradzać przedstawicielom LimeWire by niszczyli dowody. W uzasadnieniu wyroku sędzia Kimba Wood napisała, że Mark Gordon, założyciel LimeWire zeznał, iż von Lohmann doradzał jemu oraz byłemu dyrektorowi ds. technicznych serwisu, Gregowi Bildsonowi, aby wdrożyli taki program obiegu dokumentów, który usunie informacje obciążające użytkowników LimeWire. Stwierdzenia sędzi Wood wywołały zdziwienie w środowisku prawniczym. Specjaliści zauważają, że pani sędzia, która ma 23-letnie doświadczenie w zawodzie, nie ryzykowałaby oskarżenia adwokata o tego typu działanie, gdyby nie widziała przekonujących dowodów. Krytycy EFF i von Lohmanna od wielu lat twierdzą, że prawnik udziela swoim klientom instrukcji dotyczących niszczenia dowodów. Sam von Lohmann zaprzecza, by zrobił coś złego. W wywiadzie dla serwisu CNET stwierdził: Prawnicy cały czas doradzają klientom w sprawie obiegu dokumentów. Klienci muszą wiedzieć, jakie mają obowiązki dotyczące przechowywania dokumentów. Prawnicy rozmawiają o tym z nimi, szczególnie gdy klientom grozi pozew. Nie zrobiłem niczego złego podczas rozmów z klientem - mówi adwokat. Fred von Lohmann kilkukrotnie bronił w wielkich sprawach o naruszanie praw autorskich. Ostatnią z nich był proces MGM Studios vs. Grokster. Wielokrotnie był oskarżany o to, że posuwa się zbyt daleko. W 2001 roku prawnik doradzał, by serwisy umożliwiające nielegalną wymianę plików wybierały taką architekturę, która przekona sędziego, iż nadzór nad tym, co robią użytkownicy, jest niemożliwy. Von Lohmann twierdzi, że publikując takie porady nie uczy jak popełniać przestępstwo i uniknąć odpowiedzialności, ale pokazuje, jak można wygrać przed sądem nie naruszając prawa. Istnieje duża różnica pomiędzy nietworzeniem dokumentów a ich niszczeniem - broni się prawnik. John Steele, wykładowca etyki prawa na Indiana University oraz University of California, Berkeley, mówi, że bez dokładnego zapoznania się z radą, jaką von Lohmann dał przedstawicielom LimeWire, nie można stwierdzić, czy prawnik zachował się niewłaściwie. Von Lohmann już powołał się na poufność kontaktów adwokata z klientem i odmówił ujawnienia szczegółów rozmowy. Z kolei Michael Page, obrońca Grega Bildsona mówi, że von Lohmann sformułował kontrowersyjną poradę jeszcze przed pozwem, który przeciwko LimeWire złożyła RIAA. Mogli wobec tego zniszczyć co chcieli - stwierdza Page. Sprawa nie jest jednak tak jasna, gdyż prawo nakazuje przechowywanie dokumentów jeśli tylko zachodzi uzasadniona możliwość, iż strona zostanie pozwana. W przeszłości sądy za niszczenie dowodów ukarały serwis TorrentSpy oraz firmę RealDVD.
  12. Niemiecki federalny sąd kryminalny orzekł, że użytkownicy sieci bezprzewodowych powinni zabezpieczać je hasłem tak, by nie mogły z nich korzystać osoby postronne. Właściciel takiej sieci może zapłacić do 100 euro grzywny, jeśli ktoś nieuprawniony nielegalnie pobierze za jej pomocą film czy muzykę. Użytkownicy prywatni mają obowiązek upewnienia się, że ich łącze bezprzewodowe jest odpowiednio zabezpieczone przed intruzami, którzy mogą je wykorzystać do naruszenia praw autorskich - czytamy w orzeczeniu. Jednocześnie sąd nie stwierdził, że użytkownicy mogą być w takim przypadku pociągani do odpowiedzialności za łamanie prawa. Ponadto orzeczono, że nie należy wymagać od użytkownika by na bieżąco zwiększał zabezpieczenia swojej sieci. Jego obowiązkiem jest tylko założenie dobrego hasła podczas konfiguracji. Niemiecka narodowa agenda ochrony praw konsumentów stwierdziła, że stanowisko sądu jest wyważone. Werdykt wydano po tym, jak jeden z muzyków - nazwiska nie ujawniono - pozwał do sądu użytkownika, do którego sieci bezprzewodowej dostali się przestępcy, pobrali z niej plik muzyczny i rozpowszechnili go w internecie. Pozwany wykazał jednak, że w tym czasie był na wakacjach, a zatem to nie on rozpowszechnił plik. Sąd stwierdził jednak, że był on winny niezabezpieczenia łącza, co pozwoliło przestępcom działać.
  13. Jak donosi Gazeta.pl, osoby, które na witrynie napisy.org umieszczały tłumaczenia ścieżek dialogowych do filmów, nie mogą być ścigane. Opieszałość polskiego systemu prawnego spowodowała, że bezkarni pozostaną zarówno oni jak i administrator witryny. Śledztwo w sprawie napisy.org prowadzone jest od trzech lat. Aby przedstawić zarzuty konkretnym osobom konieczne jest powiązanie ich komputerów z nielegalnie umieszczonym na serwerze tłumaczeniem listy dialogowej. Prawo telekomunikacyjne przewiduje jednak, że dane na temat połączeń można weryfikować tylko przez dwa lata. Oznacza to, że niemożliwe jest obecnie przedstawienie zarzutów konkretnym osobom. W takiej sytuacji prokuratura zastanawia się nad umorzeniem śledztwa. Planuje jednak wcześniejsze zwrócenie się do dystrybutorów filmów z pytaniem, czy nadal mają zamiar ścigać autorów tłumaczeń i administratora serwera. Sprawa jednak wydaje się oczywista. Przedstawiciel Gutek Film stwierdził, że "skoro nie ma instrumentów prawnych, to nie ma sensu zawracać sobie tym głowy".
  14. Amerykański sąd apelacyjny uznał, że Whitney Harper nie może powoływać się na zapis Copyright Act z 1976 roku, który opisuje kategorię "innocent infringment". Pani Harper została oskarżona o nielegalne pobranie z sieci P2P 37 utworów. Sąd pierwszej instancji uznał linię obrony mówiącą o "innocent infringment" i zmniejszył minimalną grzywnę 750 dolarów za nielegalnie pobrany utwór do kwoty 200 USD. Jednak sąd apelacyjny odrzucił taki wyrok. Stwierdził bowiem, że zasada "innocent infringment" dotyczy sytuacji, w której naruszający prawo autorskie wykaże, iż zrobił to nieświadomie i nie miał żadnych podstaw, by przypuszczać, że łamie prawo. Tymczasem, jak stwierdził sąd, ostrzeżenia o prawach autorskich są powszechnie znane i były wydrukowane na opakowaniu płyty, którą oskarżona nielegalnie skopiowała. Innymi słowy sąd uznał, że nawet w przypadku gdy nie mamy dostępu do samego opakowania - Harper przyznała, że kopiowała z sieci P2P - to powszechność ostrzeżeń i dostępność informacji na ten temat powodują, że nie można powoływać się na zasadę "innocent infringment". Pani Harper będzie musiała zapłacić zatem 750 USD od każdego nielegalnie pobranego utworu.
  15. Google przeprosiło chińskich autorów za to, że bez zgody zeskanowało i umieściło ich dzieła w swoim online'owym katalogu. Przeprosiny Google'a zostały opublikowane na witryny Stowarzyszenia Chińskich Pisarzy. Można je było usłyszeć też w wiadomościach nadanych przez chińską telewizję, w których pojawił się Erik Hartmann, przedstawiciel Google Books na rejon Azji i Pacyfiku. Wyszukiwarkowy gigant obiecał, że więcej bez zgody chińskich autorów nie będzie skanował ich dzieł. Ma też zamiar rozwiązać już istniejący spór. Twórcy zeskanowanych dzieł domagają się bowiem odszkodowania. Koncern podkreśla, że przestrzega praw autorskich, gdyż udostępnia tylko fragmenty dzieł. Przedstawiciele firmy przypominają, że autorzy zawsze mogą zażądać usunięcia ich książek z Google Books.
  16. Chińska pisarka Mian Mian pozwała Google'a o naruszenie należących do niej praw autorskich. To pierwszy w Chinach pozew cywilny związany z prowadzonym przez Google'a projektem skanowania książek. Akcja większości dzieł Mian Mian toczy się w półświatku, wśród seksu, narkotyków i alkoholu. Google nielegalnie zeskanowało trzecią nowelę Mian Mian pt. "Toksyczni kochankowie". Książki 39-letniej pisarki są zakazane w Chinach, jednak biją rekordy popularności na czarnym rynku. Mian Mian domaga się od Google'a 8900 dolarów odszkodowania. Zdaniem Chińskiego Towarzystwa Praw do Dzieł Pisanych Google zeskanował już dziesiątki tysięcy książek chińskich autorów. Towarzystwo chce, by korporacja przeprosiła za naruszenie prawa i wypłaciła odszkodowania.
  17. Sąd w Paryżu orzekł, że Google narusza prawo skanując książki i udostępniając ich fragmenty bez zgody właścicieli praw autorskich. Wyszukiwarkowy gigant został skazany na grzywnę w wysokości 10 000 euro dziennie, którą będzie musiał płacić do czasu, aż nie zdejmie z Sieci udostępnionych tam dzieł. Ponadto ma zapłacić 300 000 euro odszkodowania wydawnictwu La Martiniere, które pozwało go do sądu. Przedstawiciele Google'a zapowiedzieli złożenie apelacji. Serge Eyrolles, szef organizacji Syndicat National de l'Edition mówi, że koncern Page'a i Brina zeskanował już 100 000 francuskich książek, z czego 80% jest chronionych prawem autorskim. Oczywiście nie ma on nic przeciwko współpracy wydawców z Google'em, chce jednak, by firma "przestała się bawić w kotka i myszkę oraz zaczęła przestrzegać praw do własności intelektualnej". Philippe Colombet, odpowiedzialny we francuskim Google'u za projekt skanowania, uważa, że nie narusza on ani praw obowiązujących we Francji, ani w USA. Obiekcje wobec postępowania Google'a wyrażali już urzędnicy w USA, Niemczech i Francji.
  18. Google oświadczyło, że nie będzie skanowało i publikowało w sieci żadnych książek europejskich autorów, które są wciąż sprzedawane. W ten sposób wyszukiwarkowy gigant częściowo uwzględnił zastrzeżenia autorów i wydawców ze Starego Kontynentu, którym nie podobało się, że dzieła takie mają być dostępne w cyfrowej bibliotece Google'a bez pytania o zdanie właścicieli praw do nich. Książki takie mogą trafić do biblioteki Google'a o ile ich autor sobie tego zażyczy. Przypomnijmy, że Google zawarł z amerykańskimi wydawcami umowę, na podstawie której firma będzie skanowała i udostępniała w Sieci dzieła, do których autorskie prawa majątkowe wygasły, które nie są już drukowane lub też dzieła osierocone, w przypadku których właścicieli praw jest trudno ustalić. Początkowo koncern próbował objąć tą umową wszystkie dzieła znajdujące się w amerykańskich bibliotekach. To wywołało sprzeciw europejskich posiadaczy praw autorskich, których książki nie są już wydawane lub też nigdy nie były wydawane w Stanach Zjednoczonych. Google obiecał też, że w radzie zarządzającej Books Rights Registry zasiądą dwie osoby spoza USA, a ich głównym zadaniem będzie ustalanie właścicieli praw autorskich i dopilnowanie, by otrzymywali wynagrodzenie od Google'a. Ocenia się, że w europejskich bibliotekach książki osierocone oraz dłużej niewydawane stanowią około 90% zbiorów. Jednak w Europie prawo autorskie jest bardziej restrykcyjne niż w USA. Ponadto w UE nie obowiązuje jednolite prawo, przez co podpisanie przez Google'a umowy z europejskimi wydawcami jest niezwykle trudne. Books Rights Registry będzie zarabiał na sprzedaży samych książek lub też z reklam. Zarobione pieniądze będą dzielone w stosunku 63:37. Większość otrzymają właściciele praw autorskich.
  19. Niezwykle popularny tracker Mininova praktycznie przestał istnieć. Serwis wykonał wyrok sądu i usunął odnośniki do nielegalnych plików. Pozostały tylko takie, na rozpowszechnianie których autorzy wyrazili zgodę. Z Mininovej zniknęła więc niemal cała zawartość. Nakaz usunięcia odnośników do pirackich plików wydał holenderski sąd. Mininova przegrała przed nim proces z broniącą praw autorskich organizacją BREIN. Serwis przynosił swoim twórcom milionowe zyski. Najprawdopodobniej będą się oni odwoływali od wyroku.
  20. Microsoft uzyskał patent na zdecentralizowany system DRM, który może być używany w sieciach P2P. Koncern starał się o prawa do niego od 2003 roku. Zdecentralizowany DRM może pomóc przekonać studia nagraniowe, że sieci P2P nadają się do dystrybucji treści chronionych prawem autorskim. Obecnie legalne treści są serwowane głównie przez centralne serwery, a na samym rynku zarządzania prawami autorskimi zaszły poważne zmiany, odkąd iTunes i Amazon rozpoczęły sprzedaż plików bez mechanizmów DRM. Jednak, gdy przed laty Microsoft składał wniosek patentowy, dyskusja o sposobach ochrony treści trwała na dobre, a udostępnienie nowej technologii może ożywić rynek handlu plikami muzycznymi. Opatentowany przez Microsoft system nadaje się bowiem do zastosowania w sieciach P2P, które są przez studia nagraniowe postrzegane jako główne źródło problemów. We wniosku patentowym czytamy: W standardowym systemie DRM zapytania o licencje są realizowana przez centralny serwer. To oznacza, że maszyna jest mocno przeciążona a cały system skomplikowany i drogi w utrzymaniu, co jest dodatkową słabością scentralizowanych DRM. Na przykład awaria serwera może uniemożliwić normalne działanie licencjonowanych treści. Ponadto, niewielcy dostawcy, tacy jak np. sieci P2P, mogą nie być w stanie ponieść kosztów zakupu i utrzymania centralnego serwera licencyjnego. Sieci P2P są bardzo popularną drogą wymiany olbrzymich ilości danych, takich jak utwory muzyczne, i mogą być wykorzystywane do pobierania treści z witryny internetowej. Jednak większość sieci P2P nie korzysta z mechanizmów DRM czy kontroli dostępu. To oznacza, że mogą być pozwane o współuczestnictwo w naruszaniu prawa autorskich. Oznacza to, że istnieje potrzeba opracowania publicznej infrastruktury DRM. Technologia Microsoftu korzysta z częściowych licencji w formie systemu kluczy publicznych i prywatnych, dzięki którym możliwe jest odtworzenie całej licencji i uruchamianie treści pobranych za pomocą sieci P2P.
  21. FBI rozbiło prawdopodobnie największą na świecie grupę piracką, Rabid Neurosis (RNS). Sześć osób zostało oskarżonych o nielegalnie udostępnienie w Sieci ponad 25 000 albumów, z których wiele trafiło do Internetu przed ich oficjalną premierą. RNS miała kontakty z pracownikami sklepów muzycznych, stacji radiowych i firm tłoczących płyty, którzy kradli dla organizacji albumy. W akcie oskarżenia stwierdzono, że członkowie RNS działali dla osiągnięcia korzyści. Dzięki kradzieżom albumów przed ich premierami, grupa zdobyła poważanie w przestępczym półświatku, dzięki czemu jej członkowie zyskali dostęp do olbrzymich zasobów nielegalnych kopii muzyki, filmów, gier i oprogramowania. Każdemu z sześciu aresztowanych przedstawiono zarzut konspirowania w celu naruszenia praw autorskich. Grozi im do 5 lat więzienia i grzywny w wysokości po 250 000 dolarów. Dodatkowo mogą być skazani na zapłacenie odszkodowań. Jeden z oskarżonych, Patrick Saunders, przyznał się do winy. Z jego oświadczenia wynika, że RNS w ciągu swojej 10-letniej działalności celowo naruszyła prawa autorskie do ponad 25 000 albumów. Pierwszym nielegalnie skopiowanym albumem był Ride the Lightning Metalliki. Przestępstwa dokonano w 1996 roku. Ostanie miało miejsce w roku 2007, gdy nielegalnie udostępniono Infinity on High grupy Fall Out Boy. W czasie naszej działalności RNS była postrzegana jako najbardziej skuteczna piracka grupa na świecie - stwierdził Saunders.
  22. Sprawa Jamie Thomas-Rasset, która została skazana na grzywnę 1,92 milionów dolarów za nielegalne pobranie 24 utworów z Sieci, wciąż rozpala emocje. Tymczasem, pomimo iż sprawa została zakończona, skazana najprawdopodobniej nie zapłaci grzywny. Ma bowiem kilka innych możliwości. Już w 2005 roku RIAA proponowała pani Thomas-Rasset ugodę. Wówczas kobieta uparcie twierdziła, że jest niewinna i nie chciała zapłacić proponowanych przez RIAA od 3 do 5 tysięcy dolarów. Wszystko wskazuje na to, że RIAA nadal jest skłonna do ugody. Ratunkiem dla skazanej może być też sąd. Co prawda sprawa jest zakończona, ale ten sam sąd, który ją skazał może teraz rozpatrzyć wyrok z punktu widzenia jego konstytucyjności. Dotychczas sąd opierał się bowiem tylko i wyłącznie na zgromadzonych dowodach. Obrońcy Thomas-Rasset mogą jednak zwrócić się do sądu z wnioskiem o rozstrzygnięcie, czy nałożona grzywna nie narusza Ósmej Poprawki, która zabrania nakładania przesadnych grzywien. Jeśli Thomas-Rasset nie zawrze ugody z RIAA, najprawdopodobniej jej prawnik zwróci się do sądu o zbadanie zgodności wyroku z Konstytucją USA. Skazana może też odwołać się do sądu apelacyjnego, jednak pociągnie to za sobą wysokie koszty. Pani Thomas-Rasset może również złożyć wniosek o bankructwo. Nie wiadomo jednak, czy zostanie on rozstrzygnięty na jej korzyść. Nie wszystkie rodzaje długów można w ten sposób anulować, a poza tym Thomas-Rasset została uznana świadomego nielegalnego kopiowania treści, co przemawia na jej niekorzyść. Nadzieją najsłynniejszej obecnie piratki może być również wspierana przez AMD, Microsoft, Google'a czy Yahoo! grupa lobbingowa CCIA. Domaga się ona reformy przepisów o ochronie praw autorskich. Reforma ta może iść w kierunku znacznego zmniejszenia kar za piractwo. Obecna ustawa przewiduje, że w przypadku świadomego wielokrotnego naruszenia praw autorskich minimalny wymiar grzywny wynosi 750 USD za każde naruszenie. Szef CCIA już skrytykował wyrok w sprawie Thomas-Rasset.
  23. Dzień po wprowadzeniu w Szwecji nowych przepisów antypirackich zanotowano znaczy spadek ruchu w Sieci. Był on aż o 30% niższy niż przed wejściem w życie nowych przepisów. Ustawa IPRED nakłada na dostawców Internetu obowiązek ujawnienia numerów IP ich klientów w tych przypadkach, w których sąd uznał, że istnieją liczne dowody na nielegalne pobieranie przez nich chronionych prawem treści. Podobny efekt zauważono przed trzema laty po policyjnym nalocie na The Pirat Bay. Wówczas natężenie ruchu w szwedzkiej sieci spadło z 30 do 22 Gb/s. W dniu wejścia w życie nowych przepisów pięć wydawnictw złożyło do sądu wniosek o ujawnienie danych osoby, która rozpowszechniała nielegalne kopie audiobooków. Ofiarami pirata padli m.in. popularni autorzy kryminałów Henning Mankell, Hakan Nesser i Stieg Larsson. Wydawnictwa twierdzą, że podejrzany udostępnia ze swojego serwera około 2000 tytułów. Decyzja, która zapadnie w tej sprawie będzie precedensem, który wyznaczy zasady postępowania w podobnych przypadkach. Ciekawe, co sąd uzna za wystarczający dowód - mówi Lars Gustafsson z Międzynarodowej Federacji Przemysłu Fonograficznego (IFPI). Ocenia się, że co dziesiąty Szwed nielegalnie udostępnia i pobiera treści chronione prawem autorskim.
  24. W Kanadzie trwa interesujący proces sądowy, który może zakończyć się olbrzymimi problemami dla Google'a, Yahoo czy Microsoftu. Firma IsoHunt Web Technologies, producent oprogramowania IsoHunt wniosła sprawę przeciwko Kanadyjskiemu Stowarzyszeniu Przemysłu Nagraniowego (CRIA). Przedsiębiorstwo chce, by sąd rozstrzygnął, czy wyszukiwarki mogą być pociągnięte do odpowiedzialności za nielegalne udostępnianie materiałów chronionych prawem autorskim. Sprawę wniesiono po tym, jak RIAA i CRIA wysłały do IsoHunt Web Technologies listy ostrzegające o możliwych krokach prawnych, jakie podejmą w związku z bittorrentowym oprogramowaniem IsoHunt. Firma odpowiedziała wnioskiem do sądu o rozstrzygnięcie czy Google, Yahoo czy MSN są odpowiedzialne za to, że podają odnośniki do nielegalnych treści. Podobnie robi przecież IsoHunt. Prawnik wynajęty przez IsoHunt Web Technologies zademonstrował sądowi, że Google może zostać użyte do wyszukania każdego rodzaju nielegalnych plików, które można znaleźć też w IsoHunt. Jedyna różnica jest taka, że IsoHunt służy do wyszukiwania specyficznych typów plików, a Google - do wszystkich typów plików.
  25. Chcąc chronić swoje dziedzictwo kulturowe, Indie zamierzają opatentować pozycje ciała przyjmowane podczas ćwiczenia jogi. Powołano już ogólnonarodowy zespół, składający się z 200 naukowców z Komitetu Badań Naukowych i Przemysłowych (CSIR), przedstawicieli rządu i hinduskich guru z 9 szkół, który ma sporządzić spis tradycyjnych asan. Wszystko po to, by zapobiec piractwu. Do tej pory do Cyfrowej Biblioteki Tradycyjnej Wiedzy Indyjskiej dodali oni 600 asan. Ma to nie dopuścić, by uzurpatorzy z USA czy Europy opatentowali je jako własne. Podobne próby były już podejmowane w przeszłości, co bardzo rozzłościło obywateli tego wielkiego azjatyckiego państwa. W wielu krajach joga cieszy się sporą popularnością. Z biegiem czasu stała się też dochodowym interesem. W Indiach stanowi ona jednak część kulturowego dziedzictwa, rodzaj zbiorowej wiedzy. Ćwiczy się ją w parkach (jak w Chinach tai chi), a mistrzowie dzielą się z chętnymi swoją wiedzą za darmo, ucząc m.in. technik oddechowych. Gdy na Zachodzie coraz więcej osób interesowało się jogą, w samych tylko USA przyznano 130 patentów związanych z jogą, około 150 pomysłów objęto ochroną na podstawie prawa autorskiego, zarejestrowano też 2300 znaków towarowych. Teraz Cyfrowa Biblioteka Tradycyjnej Wiedzy Indyjskiej jest dostępna w biurach patentowych na całym świecie, można więc bez problemu ustalić, czy wnioskodawca dopuszcza się plagiatu, czy istotnie wymyślił coś całkiem nowego. Dotąd zespół ekspertów z Indii przeanalizował 35 starożytnych tekstów, w tym Mahabharatę. Dr V.P. Gupta z CSIR wyraża nadzieję, że do końca bieżącego roku powstanie spis 1500 asan.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...