Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'piractwo' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 120 wyników

  1. Joe Cox z University of Portsmouth wyróżnił charakterystyki, motywację i typy zachowań wśród osób nielegalnie wymieniających pliki w internecie. Na potrzeby swojej pracy Cox wykorzystał wyniki fińskich badań, w których zebrano dane na temat statusu społeczno-ekonomicznego, zachowania oraz postawy wobec legalne i nielegalnej wymiany plików. Dane dotyczyły 6103 osób. Okazało się, że aż 95% osób wymieniających pliki to przedstawiciele płci brzydkiej, a średnia wieku wynosi 28 lat. Cox doszedł do wniosku, że niektórzy z nich uważają się za filantropów - Robin Hoodów cyfrowego świata. Sądzą, że ich działania nie powinny być nielegalne, gdyż precyzyjne określenie, jaką powinni ponieść karę, jest niezwykle trudne. Uczony skupił się na różnicach pomiędzy osobami pobierającymi pliki (leecher), a je udostępniającymi (seeder). To fascynujący przedmiot badań, gdyż pozornie wydaje się, że udostępniający pliki nie odnoszą z tego korzyści i z pewnością nie są to korzyści materialne. Jednak moje badania pokazały, że są oni motywowani tym, iż czują się altruistami, poczuwają się do wspólnoty z innymi i szukają uznania w oczach społeczności. Myślę, że są to korzyści których szukają i należy do nich też poczucie 'bycia ponad systemem'. Osoby udostępniające uważają, że ryzyko poniesienia kary jest minimalne ze względu na minimalne ryzyko wpadki. Stwierdzają, że ewentualne koszty jakie poniosą będą niewielkie w porównaniu z uznaniem, jakie zyskają w środowisku.
  2. Amerykański rząd przejął kontrolę nad ponad 70 domenami, które sprzedawały podrobione towary lub oferowały piracką zawartość. Wśród zajętych domen znajduje się np. torrent-finder.com. Po wejściu na witrynę widzimy informację, iż domena została zajęta przez Agencję Ceł i Imigracji (ICE). Wśród zajętych witryn znajdziemy sklepy oferujące podrobione towary znanych projektantów mody czy strony z piracką muzyką. Wiele z nich nie przerwało działalności, lecz prowadzi ją z alternatywnych adresów. ICE potwierdziło przeprowadzenie akcji, jednak odmówiono podania szczegółów, gdyż dotyczą one toczonego właśnie śledztwa. Agencja nie usunęła żadnych danych z witryn, które znajdowały się pod przejętymi adresami.
  3. Troje założycieli serwisu The Pirate Bay przegrało apelację, w której odwoływali się od poprzedniego wyroku skazującego ich na rok więzienia. Sąd apelacyjny skrócił jednak ich kary. Frederik Neij ma zostać zamknięty na 10 miesięcy, Peter Sunde na osiem, a Carl Lundstrom na cztery. Ostatni z apelujących, Gottfrid Svartholm z powodu choroby nie stawił się w sądzie. Wyrok w jego sprawie zostanie ogłoszony później. Wraz ze zmniejszenie wyroków więzienia sąd zwiększył nałożoną na oskarżonych grzywnę. Poprzednio kazano im zapłacić 32 miliony koron. Teraz mają do zapłacenia 46 milionów czyli około 5,5 miliona dolarów. Już po wydaniu pierwszego wyroku Sunde oświadczył: "Nie możemy zapłacić i nie zapłacimy. Nawet gdybym miał pieniądze, to wolałbym jest spalić i nie dałbym im nawet popiołów". Twórcy The Pirate Bay zostali skazani za pomoc w masowym naruszaniu praw autorskich.
  4. Z przeprowadzonych przez OECD analiz wynika, że wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, przepustowość sieci komputerowych nie ma związku z rozpowszechnieniem się botnetów. Istnieje jednak związek pomiędzy... piractwem a obecnością botnetów. Badacze z OECD przeanalizowali 190 miliardów spamerskich e-maili pochodzących ze 170 milionów źródeł, które zarchiwizowano w latach 2005-2009. Okazało się, że szybkie łącza nie były skorelowane z obecnością botnetów. W rzeczywistości odkryliśmy odwrotną zależność, wyższa przepustowość łączy była związana z mniejszą aktywnością botnetów - czytamy w raporcie. Zdaniem jego autorów, dzieje się tak dlatego, że operatorzy łączy o wyższej przepustowości dysponują bardziej zaawansowaną technologią, mogą więc lepiej bronić swoich sieci przed cyberprzestępcami. Postanowiono również sprawdzić, na ile zasadne są stwierdzenia wysuwane przez organizacje walczące z piractwem, jakoby ułatwiało ono pracę cyberprzestępcom. Badania wykazały istnienie umiarkowanej pozytywnej korelacji pomiędzy tymi zjawiskami. Innymi słowy tam, gdzie odsetek nielegalnego oprogramowania jest wyższy, notuje się również większa aktywność botnetów. Nie zauważono natomiast związku pomiędzy poziomem wykształcenia ludności a botnetami. Okazało się również, że w sieciach zaledwie 50 dostawców internetu skupia się połowa całej światowej aktywności botnetów. Z kolei 200 największych ISP, którzy kontrolują większość światowych sieci, ma w swoich sieciach 60% ruchu botnetów. To pokazuje, jak ważna jest walka z botnetami ze strony ISP. Specjaliści ds. bezpieczeństwa mogą bowiem zwalczać jedynie serwery kontrolujące botnety. Jednak te są szybko przenoszone w inne miejsca. Przeniesienie liczącego miliony maszyn botnetu to znacznie trudniejsza i bardziej skomplikowana operacja. Dlatego też to właśnie dostawcy sieci we współpracy ze swoimi klientami mogą skutecznie zwalczać botnety. Ze szczegółami raportu można zapoznać się w internecie [PDF].
  5. Jak twierdzi serwis Billboard.biz, powołując się na Davida El Sayegha, szefa izby przemysłowej francuskiego przemysłu nagraniowego, studia nagraniowe wysyłają codziennie 25 000 skarg do Hadopi. To organ odpowiedzialny za realizację prawa "trzech przewinień", które przewiduje odcinanie piratów od sieci po tym, jak nie zaprzestali nielegalnego pobierania treści po dwukrotnym ostrzeżeniu. El Sayegh nie był jednak w stanie podać liczby ostrzeżeń, które wysyła Hadopi, w odpowiedzi na skargi studiów nagraniowych. Stwierdził, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by mówić, jakie skutki wywarło wejście nowych przepisów w życie. Wyraził przy tym nadzieję, że już na początku przyszłego roku będzie można ocenić, jaki wpływ na sprzedaż muzyki wywarło wprowadzenie ustawy Hadopi. Billboard.biz donosi również, powołując się tym razem na pracowników Hadopi, że organizacja dość wstrzemięźliwie podchodzi do trafiających do niej skarg.
  6. Francuski rząd chce przekonać młodych ludzi w wieku 12-25 lat by kupowali muzykę, zamiast ją kraść. W tym celu rząd sięgnie do kieszeni podatników i będzie subsydiował zakupy. Młodzi Francuzi będą mogli za 25 euro kupić prepaidową kartę, której wartość opiewa na 50 euro. To pozwoli im na kupno plików za 50 euro. Różnicę w cenie pomiędzy zakupioną kartą a zakupioną muzyką wyrównają podatnicy. Chętni będą mogli kupić tylko jedną kartę w roku, a rząd w Paryżu ma nadzieję, że w ciągu dwóch lat sprzedanych zostanie milion kart. Z kieszeni podatników zostanie zatem wyciągnięte 25 milionów euro plus koszty organizacji i obsługi całego programu. Witryny sprzedające muzykę będą musiały brać udział w całym projekcie. Rząd chce, by obniżyły ceny, wydłużyły okresy subskrypcji i brały udział w kampanii marketingowej prepaidowych kart. Ponadto pojedyncza witryna nie będzie mogła otrzymać z prepaidowego programu więcej niż 5 milionów euro. Komisja Europejska zatwierdziła plan francuskiego rządu stwierdzając, że nie będzie on ograniczał konkurencyjności.
  7. Microsoft, pod naciskiem krytyki, zmienił swoje podejście do pewnych szczególnych przypadków piractwa. Koncern był ganiony za to, że w Rosji i innych krajach pomaga rządzącym uciszać opozycję. Władze w Moskwie wielokrotnie nasyłały milicję oraz służby specjalne na opozycyjne organizacje czy wydawnictwa i zajmowały należący do nich sprzęt komputerowy, tłumacząc, że zawiera on nielegalne oprogramowanie. Dzięki temu wspomniane organizacje nie były w stanie prowadzić swojej działalności. Władze mogły przy tym liczyć na pomoc prawników lokalnego oddziału Microsoftu, który tłumaczył, że jest ofiarą piractwa. Koncern był z tego powodu ostro krytykowany gdyż, niezależnie od tego, czy rzeczywiście podejrzani używali nielegalnego oprogramowania, de facto pomagał rządzącym w uciszaniu opozycji. Teraz ma się to zmienić. Na firmowy blogu wiceprezes i jednocześnie główny prawnik Microsoftu Brad Smith oświadczył, że intencją firmy nigdy nie była pomoc w uciszaniu głosów opozycji. Niektórzy nasi prawnicy pracujący w różnych krajach już wcześniej zauważyli ten problem i zwracali się z prośbą o poradę do obrońców praw człowieka - czytamy we wpisie Smitha. Nasz pierwszy krok jest jasny. Musimy prowadzić odpowiedzialną politykę zwalczania piractwa, z uwzględnieniem wszystkich plusów i minusów. Niektóre fakty są mniej oczywiste niż byśmy chcieli. Zatrudnimy międzynarodową firmę prawniczą, która dotychczas nie zajmowała się prawem antypirackiem i poprosimy ją o przeprowadzenie niezależnego śledztwa, przedstawienie wniosków i przygotowanie zaleceń, którymi powinniśmy się kierować - stwierdza Smith. Jednocześnie informuje, że jego firma nie będzie czekała z podjęciem działań na zakończenie pracy przez prawników. Aby chronić organizacje pozarządowe przed działaniami władz podejmowanymi pod przykrywką walki z piractwem, Microsoft stworzy nową licencję na oprogramowanie dla takich organizacji. Dzięki niej NGOs będą miały dostęp do bezpłatnych, legalnych kopii naszych produktów - stwierdził Smith. Przypomniał przy tym, że koncern od wielu lat bezpłatnie rozdaje swoje programy organizacjom pozarządowym. W ubiegłym roku do 42 000 takich organizacji na całym świecie trafiły programy o rynkowej wartości ponad 390 milionów USD. Jednocześnie przyznał, że wiele organizacji nie wie o możliwości otrzymania bezpłatnych programów. Rozwiążemy ten problem tworząc nową licencję, która obejmie też programy już zainstalowane na komputerach organizacji pozarządowych - pisze Smith. Licencja będzie obejmowała swoim działaniem również niewielkie organizacje dziennikarskie i niezależne media. Będzie ona działała automatycznie, a zatem użytkownik oprogramowania na takiej licencji nie będzie musiał podejmować żadnych dodatkowych kroków, by korzystać z jej zapisów. Dodatkowo w Rosji zostanie uruchomiony NGO Legal Assistance Program, w ramach którego prawnicy Microsoftu będą pomagali organizacjom pozarządowym w udokumentowaniu przed sądem legalności posiadanego oprogramowania. Podjęte zostaną też kroki w celu uniemożliwienia wyłudzania pieniędzy pod pozorem działania w imieniu Microsoftu. Koncern stworzy i udostępni listę firm oraz organizacji, które mają prawo go reprezentować, dzięki czemu nikt nieupoważniony nie będzie mógł np. domagać się odszkodowania, powołując się przy tym na rzekome uprawnienia do badania legalności oprogramowania koncernu z Redmond. Na koniec Smith podkreślił, że Microsoft nadal będzie zwalczał piractwo, jednak będzie prowadził działania tak, by nie mogły stać się one pretekstem do zwalczania organizacji pozarządowych, mediów czy innych uczestników społeczeństwa obywatelskiego.
  8. Jak informuje Puls Biznesu, na komputerze przeciętnego polskiego użytkownika można znaleźć nielegalne oprogramowanie o łącznej wartości 5000 złotych. Takie wnioski wyciągnęli eksperci z firmy Mediarecovery, którzy przeprowadzili ponad 300 analiz związanych z piractwem. Rekordzistą był student z Tarnowskich Gór, na którego komputerze znajdowało się nielegalne oprogramowanie o wartości 3,6 miliona złotych. Najczęściej korzystamy z pirackich kopii systemu Windows, pakietu MS Office, programów firm Adobe i Corel oraz gier komputerowych. Problem piractwa może być szczególnie dotkliwy dla właścicieli przedsiębiorstw, gdyż zgodnie z prawem za nielegalne oprogramowanie znajdujące się na firmowych komputerach odpowiedzialność ponosi prezes firmy. Dlatego też eksperci radzą, by przy podpisywaniu umów o pracę przenosić odpowiedzialność na użytkownika komputera. Wówczas to on będzie odpowiadał za nielegalne programy, które zainstalował na firmowym sprzęcie. Sprawa jest o tyle istotna, że twórca oprogramowania może domagać się od użytkownika trzykrotnej wartości nielegalnie posiadanych programów, a sam użytkownik może zostać skazany nawet na 5 lat więzienia.
  9. Girish Kumar, dyrektor firmy Aiplex Software zasugerował, że jego przedsiębiorstwo atakuje witryny z pirackimi filmami. Aiplex Software pracuje przede wszystkim dla Bollywood, ale miało też w przeszłości zlecenie z Fox Star Studios (to spółka Fox i Star TV). Głównym zadaniem Aiplex jest szukanie w internecie nielegalnych kopii filmów, które dopiero zadebiutowały w kinach. Większość debiutów ma w Indiach miejsce w piątki o godzinie 10 rano. Już po południu tego samego dnia ich kopie trafiają do sieci. Przedsiębiorstwo Kumara wyszukuje witryny, na których znajdują się nielegalne kopie i wysyła do nich ostrzeżenia. Ogólnie rzecz biorąc 95% providerów usuwa nielegalną zawartość. Jedynie strony z torrentami - jakieś 20-25 procent takich serwisów - w ogóle nie przejmują się takimi ostrzeżeniami - mówi Kumar. Jak jednak zasugerował, jego firma posuwa się do przeprowadzania ataków. Jak możemy doprowadzić do wyłączenia takiej witryny? Jedynym sposobem jest DoS. Krótko mówiąc, musimy zalać witrynę milionami ostrzeżeń i doprowadzić w do jej wyłączenia.
  10. Jak donosi serwis sztab-antypiracki.pl, wczorajsze naloty na tzw. scenę warezową miały też miejsce w Polsce, gdzie rozbito największe zaplecze warezowe w Europie. W ramach akcji, która, jak twierdzi sztab-antypiracki.pl, była jednak skierowana przeciwko TPB, policja zajęła na Politechnice Śląskiej kilkadziesiąt dysków twardych i serwerów stanowiących własność uczelni. Na nośnikach o łącznej pojemności 150 terabajtów znajdowały się nielegalne filmy, oprogramowanie i pliki muzyczne. Obecnie brak jest jakichkolwiek informacji o zatrzymaniach czy postawieniu komukolwiek zarzutów.
  11. Amerykańscy uczniowie i studenci, którzy w najbliższym czasie wrócą do szkół, przekonają się, że pobieranie pirackich materiałów za pośrednictwem szkolnych sieci stało się trudniejsze. Od 1 lipca w życie weszła bowiem uchwalona w 2008 roku ustawa Higher Education Opportunity Act (HEOA). Przewiduje ona, że wszystkie szkoły przyjmujące pieniądze federalne, są zobowiązane do informowania uczniów o odpowiedzialności prawnej związanej z naruszeniem praw autorskich. Placówki są również zobowiązane do stosowania zatwierdzonych wcześniej mechanizmów uniemożliwiających wymianę pirackich plików. Te, które się do ustawy nie dostosują, mogą stracić pieniądze pochodzące z budżetu państwa. HEOA daje szkołom dość dużą swobodę jeśli chodzi o wybór metod zapobiegania piractwu. Może to być odpowiednia konfiguracja sieci, stosowanie systemów monitorujących ruch, blokowanie programów P2P czy też po prostu ostrzegania osób naruszających prawo. Placówki stosują takie rozwiązania, jakie chcą. Na przykład Cornell University oświadczył, że będzie wymuszał przestrzegania ustawy DMCA i nakładał kary na studentów ją łamiących. Nie ma natomiast zamiaru monitorować czy blokować sieci. Na drugim biegunie jest Southern Connecticus State University, który ma zamiar monitorować sieć, przyglądać się studentom pobierającym duże ilości danych oraz blokować wszelkie znane programy P2P. Inne szkoły zakupiły już specjalistyczne oprogramowanie, takie jak BlueCoat czy Packeteer lub zapowiadają blokowanie wszystkich portów przychodzących, z których korzystają aplikacje P2P. Regulacje HEOA odnoszą się tylko do sieci należących do szkół, zatem nic nie przeszkodzi uczniom i studentom w korzystaniu z łączy u znajomych czy z niezabezpieczonych Wi-Fi.
  12. RIAA zwróciła się do sądu z wnioskiem o zamrożenie aktywów należących do Lime Wire oraz do założyciela tego serwisu, Marka Gortona. Przed dwoma miesiącami sąd uznał Lime Wire winnym masowego naruszenia praw autorskich, a RIAA twierdzi, że Gorton zarobił na tym dziesiątki milionów dolarów. Stąd wniosek o zamrożenie jego aktywów. Zdaniem RIAA Lime Wire tylko w 2006 roku przyniosło swojemu twórcy 20 milionów USD. Gorton od tamtego czasu wpłacał pieniądze na fundusz, którego właścicielami są on, jego żona i jego dzieci. Ma to uniemożliwić skonfiskowanie pieniędzy. Gdy sąd uznał winę Lime Wire, RIAA złożyło wniosek o wydanie zakazu dalszej działalności. Wciąż nie został on rozpatrzony, jednak decyzja może zapaść lada dzień. Dopiero po wydaniu zakazu RIAA może wystąpić do sądu z żądaniem konkretnej kwoty odszkodowania. Eksperci uważają, że może ona przekroczyć miliard dolarów. Na razie nie wiadomo, jak sprawa się zakończy, stanowi ona jednak poważne ostrzeżenie dla innych pirackich serwisów. Jeśli zostanie ona rozstrzygnięta całkowicie po myśli RIAA, będzie to oznaczało, że właściciela serwisu z torrentami można nie tylko uznać winnym naruszenia praw autorskich, ale również uzyskać odszkodowanie z majątku jego oraz jego firmy. Prawnicy RIAA twierdzą, że są w stanie udowodnić, iż już trzy dni po wyroku Sądu Najwyższego w sprawie MGM kontra Grokster, w którym dopuszczono możliwość pozywania witryn P2P o naruszenie praw autorskich, Gorton usiłował ukryć pieniądze, przelewając je na rodzinny fundusz. Od tamtego czasu aż 87,7% aktywów Lime Group trafiło do rodziny Gortona. Mężczyzna ma oczywiście inne wytłumaczenie swojego postępowania. Twierdzi on mianowicie, że przelewał pieniądze firmy na prywatne konta, gdyż obawiał się, że zostanie osobiście pozwany, chciał więc mieć gotówkę na odszkodowania. Jednak dwóch świadków, w tym były menedżer Lime Wire Greg Bildson twierdzi, że motywem działania Gortona była chęć ukrycia pieniędzy. Prawnicy Lime Wire argumentują, że zamrozić można tylko aktywa firmy, a i to tylko do wysokości zysków tak, by nie zablokować możliwości wypłaty pensji czy regulowania rachunków.
  13. Kolejny amerykański sąd uznał, że kary finansowe dla indywidualnych piratów są zbyt wysokie. Tym razem obniżono grzywnę w sprawie Joela Tenenbauma. Amerykańskie prawo przewiduje grzywnę w wysokości od 750 do 150 000 USD za każde naruszenie dóbr chronionych prawem autorskim. Oznacza to, że np. za nielegalne skopiowanie 10 plików muzycznych sąd może wymierzyć karę w wysokości od 7500 do 1,5 miliona dolarów. W styczniu bieżącego roku Sąd Okręgowy w Minnesocie uznał, że Jammie Thomas-Rasset nie musi płacić 1,9 miliona dolarów za skopiowanie i rozpowszechnienie 24 utworów. Grzywnę zmniejszono do 54 000 USD, czyli do 2250 dolarów za utwór. Teraz inny Sąd Okręgowy stwierdził, ze grzywna w wysokości 675 000 USD za naruszenie praw do 30 utworów, które skopiował Tenenbaum, jest niezgodna z Konstytucją USA. Mężczyźnie wymierzono 67 500 dolarów grzywny, a zatem również 2250 dolarów za utwór. Uzasadnienie tego wyroku było inne niż w sprawie Thomas-Rasset, gdyż tam oskarżona nie zgodziła się z wyrokiem i domaga się nowego procesu. To z kolei powoduje, że sprawa nie może być precedensem. Wszystko wskazuje na to, że Michael Davies, który sądził w sprawie Thomas-Rasset, jak i Nancy Gertner, która zmniejszyła karę dla Tenenbauma, dążą do ustanowienia precedensu i stwierdzenia, że wymierzanie indywidualnym osobom grzywny w wysokości 150 000 dolarów jest niekonstytucyjne. Z ich wyrokami nie zgadza się RIAA, która chciałaby jak najsurowszych kar, by posłużyły one za przykład. Najprawdopodobniej w najbliższych latach kwestię tę będzie musiał rozstrzygnąć Sąd Najwyższy.
  14. Francuska organizacja La Quadrature du Net, dotarła do dokumentu, z którego wynika, że Unia Europejska chce wprowadzić do negocjowanej umowy ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) zapisy przewidujące kary więzienia za naruszenie praw autorskich. Dokumenty, które wyciekły, wskazują, że kraje członkowskie UE chcą wprowadzenia kar więzienia za niekomercyjne użycie w internecie dzieł chronionych prawem autorskim oraz za 'inicjowanie i pomaganie' co jest tak szeroką definicją, iż może dotyczyć każdej usługi internetowej czy wyrażania opinii kwestionującej politykę ochrony praw autorskich - stwierdził Jeremie Zimmermann z La Quadrature. W najbliższych dniach w Szwajcarii odbędzie się dziewiąta runda negocjacji ACTA.
  15. Producentom filmów zagraża nowy rodzaj piractwa. Internauci coraz częściej rezygnują bowiem z P2P na rzecz nielegalnych płatnych serwisów. Można z nich za 5 dolarów miesięcznie pobierać nieograniczoną liczbę filmów. W Sieci pojawiają się coraz liczniejsze witryny zakładane w Rosji, Niemczech, Kolumbii i innych krajach. Można kupić na nich pirackie pliki, witryny takie zarabiają na reklamach, najczęściej wbrew woli reklamowanych firm. Agencje pośredniczące w sprzedaży reklam umieszczają je na witrynach cieszących się dużą popularnością, nie sprawdzając ich zawartości. Dla użytkowników korzystanie z podobnych serwisów może być znacznie bardziej niebezpieczne niż używanie sieci P2P. Nie ma bowiem gwarancji, że firmy okradające producentów filmów nie okradną konta użytkownika, który opłaca subskrybcję. Nie ma też pewności, że w serwowanych plikach nie zostanie umieszczony szkodliwy kod.
  16. Część ekspertów ostrzega Amerykańską Komisję Handlu Zagranicznego (USITC), że podawane przez RIAA oraz MPAA dane dotyczących strat powodowanym piractwem są znacznie zawyżone. Specjaliści zauważają, że większość raportów szacujących straty uznaje każdą piracką kopię za utracony dochód. To sztucznie zawyża wartość strat. Wydaje mi się szalonym uznawanie, że jeśli ktoś płaci drobną kwotę za pirackie treści, to byłby skłonny zapłacić 6-10 razy więcej za treść legalną - stwierdził Fritz Foley, profesor biznesu z Uniwersytetu Harvarda. Musicie ostrożnie podchodzić do informacji, które przekazują wam koncerny międzynarodowe. Spodziewam się, że zależy im na tym, by straty wyglądały na bardzo, bardzo duże - dodaje. Ostrzeżenie ma związek z tym, że Senacka Komisja Finansów poprosiła niektórych członków USITC o pomoc w oszacowaniu strat powodowanych przez piractwo w Chinach. Ma to posłużyć do wypracowania lepszej polityki, której celem ma być nakłonienie chińskich władz do ochrony praw własności intelektualnej. Być może z czasem apel naukowców pochodzących z tak szacownych uczelni jak Harvard przyczyni się do tego, że poznamy rzeczywiste straty, jakie przemysł ponosi w związku z piractwem.
  17. Studio filmowe Warner Brothers zostało oskarżone o... kradzież technologii antypirackich. Szwajcarska firma Medient Patent Verwaltung zapowiedziała złożenie sądowego pozwu. Warner Bros otrzymało od Niemców próbną wersję oprogramowania w 2003 roku. Rok później zaczęła używać go na terenie Europy. Jak mówią przedstawiciele Medient, koncern nie miał do tego prawa. Miał tylko przyjrzeć się technologii i podjąć decyzję, co do jego zakupu. Tymczasem, bez informowania właściciela oprogramowania, zaczęto go używać. Na razie jednak pozwu nie złożono, a w wydanym oświadczeniu Medient powołuje się na niewłaściwy patent. Firma wspomina bowiem o patencie numer 7,187,633, który należy do Warner Bros. Niewątpliwie jednak w pozwie numer zostanie skorygowany i będzie odnosił się do właściwego patentu. Obecnie nie wiadomo, jakich kwot zażąda szwajcarska firma. Wiadomo, że będzie domagała się, by Warner Bros. zaprzestał wykorzystywania nienależącego doń patentu, do czasu wniesienia stosownym opłat. To nie pierwszy przypadek, gdy firmy zwalczające piratów same są podejrzane o używanie pirackiego oprogramowania.
  18. Firma Voltage Pictures, producent filmu "The Hurt Locker. W pułapce wojny", jest autorem jednego z największych pozwów o naruszenie praw autorskich, wystosowanego przeciwko osobom indywidualnym. W pozwie wymieniono aż 5000 podejrzanych. Voltage Pictures nie zna nazwisk tych osób, a jedynie ich adresy IP. Jeszcze w bieżącym tygodniu przedstawiciele przedsiębiorstwa chcą złożyć do sądu wniosek o nakazanie dostawcom internetu, by ujawnili dane podejrzanych. Film wyciekł do sieci aż pół roku przed swoją oficjalną premierą. Został bardzo dobrze oceniony przez krytyków, zdobył aż sześć statuetek Oscara. Jednak od strony finansowej zawiódł swoich producentów. Wpływy z jego dystrybucji były mniejsze niż 17 milionów dolarów. Voltage Pictures uważa, że za taki stan rzeczy odpowiada właśnie rozpowszechnianie jego pirackich kopii. Firma, jeśli zdobędzie nazwiska osób, które naruszyły jej prawa, ma zamiar wysłać do nich listy z propozycją zawarcia ugody, której podpisanie będzie kosztowało podejrzanego 1500 dolarów. Jednocześnie Voltage zamieści w listach ostrzeżenie, że w przypadku niepodpisania ugody, sprawa zostanie skierowana do sądu, gdzie firma będzie domagała się 15 000 dolarów odszkodowania.
  19. Analitycy IDC uważają, że w przyszłym roku odsetek pirackich programów już się nie zwiększy. Firma wykonała analizy na zlecenie organizacji antypirackiej Business Software Alliance (BSA). Z uzyskanych danych wynika, że w bieżącym roku odsetek nielegalnie używanego oprogramowania wynosi 43%. W ubiegłym roku było to 41%. IDC stwierdza, że jeśli tendencja ta się utrzyma, to w najbliższym czasie odsetek pirackich programów przestanie rosnąć, a za 12 miesięcy możemy nawet zaobserwować jego spadek. Największy odsetek nielegalnie używanego oprogramowania występuje w krajach rozwijających się. Na przykład w Gruzji aż 95% programów wykorzystywanych jest nielegalnie. Najmniej przypadków piractwa (20%) zaobserwowano w USA. Jednak to właśnie w krajach najbogatszych piractwo przynosi producentom największe straty. IDC ma jednak dla nich dobrą wiadomość. Dotychczas piractwo rosło, gdyż w krajach Trzeciego Świata gwałtownie rosła sprzedaż komputerów i instalowano na nich nielegalne oprogramowanie. Ostatnio jednak można zauważyć spadek odsetka pirackich programów w krajach rozwijających się, a to już wkrótce może przełożyć się na spadek średniej światowej. W raporcie IDC czytamy: "Jeśli piractwo pozostanie na tym samym poziomie we wszystkich krajach, to w roku 2010 globalny odsetek piractwa wzrośnie o 1 punkt procentowy. Jeśli jednak w samych tylko krajach rozwijających się odsetek piractwa spadnie o 1 pp, to średnia światowa utrzyma się na tym samym poziomie, na jakim była w roku 2009". IDC informuje również, że w roku 2009 odsetek pirackich programów spadł w porównaniu z rokiem poprzednim w 54 krajach, a zwiększył się w 19. Spada piractwo w regionie Azji i Pacyfiku (z 61 do 59%), Europie Centralnej i Wschodniej (z 68 do 64%) oraz w Ameryce Łacińskiej (z 65 to 63%). Wzrosło za to, z 33 do 34 procent, w Europie Zachodniej. Najwięcej pirackich programów używanych jest w Gruzji (95%), Zimbabwe (92%), Bangladeszu (91%), Mołdowie (91%) czy Armenii i Jemenie (po 90%). Najmniej zaś w USA (20%), Japonii i Luksemburgu (po 21%), Nowej Zelandii (22%). Analitycy ocenili też wartość nielegalnie używanego oprogramowania i okazało się, że największe straty przemysł ponosi w USA, gdzie nielegalnie skopiowano programy o wartości niemal 8,4 miliarda dolarów. Na drugim miejscu uplasowały się Chiny (7,6 miliarda), za nimi Rosja (2,6 mld), Francja (2,5 mld) i Brazylia (2,3 mld). Polska uplasowała się na 21. miejscu tej listy, a wartość nielegalnie skopiowanego oprogramowania oszacowano na 506 milionów dolarów. IDC zauważa jednocześnie, że nawet całkowite wyeliminowanie piractwa nie spowodowałoby, że do producentów oprogramowania napłynie 51,4 miliarda USD więcej (na taką kwotę wyliczono światową wartość nielegalnie skopiowanych programów). Nie wszystkie programy zostałyby bowiem zastąpione ich płatnymi wersjami. Analitycy zwracają też uwagę na fakt, że bardzo często spotykana jest sytuacja, w której odsetek piractwa w danym kraju spada, jednak rośnie wartość pirackiego rynku. Jest to związane z ogólną rozległością rynku komputerów. Z sytuacją taką mamy do czynienia praktycznie w każdym kraju. Z danych IDC wynika, że w latach 2005-2009 odsetek pirackich programów w Polsce zmniejszył się z 58 do 54 procent, a jednocześnie wartość pirackiego oprogramowania wzrosła z 388 do 506 milionów dolarów. W Stanach Zjednoczonych w tym samym okresie piractwo spadło z 21 do 20%, a wartość nielegalnego oprogramowania zwiększyła się z niemal 7 miliardów do niemal 8,4 miliarda USD. Szczegółowy raport IDC znajdziemy na witrynie BSA [PDF].
  20. Sąd Okręgowy dla Wschodniego Dystryktu Nowego Jorku wydał wyrok, który może znacząco wpłynąć na sposoby walki z piractwem w USA. Sędzia Kimba Wood uznała, że firma, która oferuje serwis wymiany plików LimeWire jest winna naruszenia praw autorskich. Pozew przeciwko Lime Group, firmie-matce przedsiębiorstwa LimeWire, i jej założycielowi Markowi Gortonowi wniósł przemysł muzyczny. Oskarżenie twierdziło, że LimeWire jest winne naruszenia praw autorskich, nieuczciwej konkurencji oraz przyczynia się do naruszania praw autorskich. Dowody pokazały, że firma zoptymalizowała oprogramowanie LimeWire tak, by użytkownicy mogli pobierać cyfrową muzykę, z której większość jest chroniona prawem autorskim. W ten sposób LimeWire asystowało przy naruszeniu prawa - czytamy w 59-stronicowym uzasadnieniu wyroku. Decyzja sądu może stanowić poważny cios dla amerykańskich serwisów P2P, których użytkownicy nielegalnie wymieniają się chronionymi plikami. Z danych NPD Group wynika, że z LimeWire korzysta aż 58% badanych, którzy przyznali, iż w ubiegłym roku pobierali pliki muzyczne z P2P. Oprogramowanie LimeWire zostało ściągnięte setki milionów razy. Wyrok prawdopodobnie doprowadzi przynajmniej do zamknięcia LimeWire, gdyż kolejnym logicznym posunięciem przemysłu muzycznego powinno być wystąpienie do sądu z wnioskiem o wydanie nakazu zamknięcia LimeWire. Warto też zauważyć, że sąd uznał osobistą winę Marka Gortona, co może zniechęcić innych potencjalnych operatorów P2P. Taki a nie inny wyrok sądu oznacza też, że RIAA może domagać się najwyższej przewidzianej prawem grzywny. Wynosi ona 150 000 dolarów od każdego nielegalnie pobranego pliku, a ich liczbę można szacować w milionach.
  21. W Wielkiej Brytanii przyjęto kontrowersyjny Digital Economy Bill, który przewiduje monitorowanie Sieci i pozwala na odcinanie piratów od internetu. Zawarto w nim też rozwiązania podobne do amerykańskiego Digital Millenium Copyright Act. Mimo olbrzymiej krytyki nowa ustawa została sprawnie uchwalona. Wkrótce Wielką Brytanię czekają wybory parlamentarne, które prawdopodobnie rządząca Partia Pracy przegra. Po nich uchwalenie ustawy prawdopodobnie byłoby niemożliwe. Ustawa nakłada na niezależną agendę OfCom liczne obowiązki. Ma ona zajmować się rejestracją domen internetowych, nadawaniem ocen grom wideo i pilnowaniem przestrzegania praw autorskich. Od początku 2012 roku OfCom będzie miał prawo ograniczać lub całkiem odcinać połączenie internetowe osobom, które będą nielegalnie pobierały pliki chronione prawami autorskimi. OfCom będzie współpracował z koncernami filmowymi i nagraniowymi podczas identyfikowania osób naruszających prawo. Najpierw otrzymają one listy z ostrzeżeniami, a jeśli nadal będą naruszały prawo - OfCom ograniczy im lub odetnie dostęp do internetu. Nowa ustawa przewiduje również, że firmy, uczelnie i inne instytucje publiczne będą finansowo odpowiadały za przypadki naruszeń prawa dokonane za pomocą ich infrastruktury. Dla małych firm może to oznaczać bankructwo lub konieczność zaprzestania oferowania darmowych łączy Wi-Fi. Ustawa przewiduje też zapisy podobne do rozwiązań z amerykańskiego DMCA. Właściciele praw autorskich będą mogli zażądać od OfComu by wyłączył witryny, na których nielegalnie znalazły się ich treści. W Stanach Zjednoczonych przepis taki spowodował, że np. Kościół Scjentologiczny jest w stanie usunąć z internetu niewygodne dla siebie informacje.
  22. Gary Fung, twórca popularnego serwisu bittorrentowego Isohunt poinformował, że najprawdopodobniej zostanie on zamknięty. Przyczyną jest ostatni wyrok sądu w sprawie jaką Isohunt wytoczyła MPAA (Motion Picture Association of America). Już w grudniu ubiegłego roku sędzia Stephen Wilson, po trzyletnim procesie, przyznał rację MPAA, a obecnie zapadła ostateczna decyzja. Wówczas sędzia orzekł, że Fung musi zaprzestać "tworzenia, utrzymywania i zapewniania dostępu do plików torrent lub podobnych, które bazują na działaniach związanych z naruszaniem praw autorskich". Fung miał zatem uniemożliwić wyszukiwania torrentów. Twórca Isohunt próbował wypracować z MPAA porozumienie, które zakładałoby, że organizacja dostarczy mu listę konkretnych odnośników do plików .torrent, a Fung usunie je ze swojego serwisu. Sąd jednak właśnie stwierdził, że nie zgadza się na takie działanie, i Fung musi usunąć wszelkie odnośniki do treści naruszających prawa autorskie. To pierwszy w Stanach Zjednoczonych wyrok, który rozstrzyga o legalności witryn bittorrentowych. W Europie podobny wyrok zapadł już w sprawie serwisu Mininova. Po usunięciu zeń odnośników do nielegalnych plików, ruch na Mininova.org gwałtownie się zmniejszył. Podobnie może stać się z Isohunt, która przyciąga obecnie około 30 milionów osób. Sędzia Wilson stwierdził, że 95% zawartości serwisu związanych jest z nielegalnymi działaniami, a Fung nie był w stanie podważyć tej opinii. Wyrok sądu dotyczy też dwóch innych witryn Funga - Torrentbox i Podtropolis.
  23. Nie tylko wielkie studia filmowe walczą z piractwem. Sformowana ad hoc koalicja niezależnych producentów pozwała w ostatnich dniach ponad 20 000 osób. Wnioski, w imieniu koalicji, zostały złożone do sądu przez organizację US Copyright Group. Kilka spraw już zakończyło się szybkimi ugodami. Pięć pozwów dotyczy nielegalnego kopiowania takich tytułów jak: "Steam Experiment", "Far Cry", "Uncross the Stars", "Gray Man" oraz "Call of the Wild 3D". Pracownicy serwisu "The Hollywood Reporter" dowiedzieli się, że przygotowywane są kolejne pozwy. Również i one mają dotyczyć pięciu tytułów, a w pozwie zostanie wymienionych 30 000 użytkowników sieci BitTorrent. Ma to być podobno test przed całą serią masowych pozwów, które wezmą na celownik miliony osób nielegalnie korzystających z filmów niezależnych producentów. Tak masowa akcja stała się możliwa po tym, jak przedstawiciele US Copyright Group zapoznali się w Niemczech z technologią firmy Guardaley IT, która umożliwia monitorowanie w czasie rzeczywistym ruchu na torrentach. Oprogramowanie przechwytuje adresy IP, zapisuje czas i sprawdza, czy pobierana zawartość to rzeczywiście piracki film, a nie na przykład trailer lub plik o myląco brzmiącej nazwie. Guardaley IT udostępniła swoją technologię US Copyright Group do testów. Takie działanie jest w interesie niemieckiej firmy, gdyż już wcześniej prowadziła ona z MPAA rozmowy w sprawie sprzedaży swojego oprogramowania. MPAA była zainteresowana, jednak przed zakupem chciała mieć pewność, że technologia działa, a ISP ujawnią sądom dane piratów. Nie wiadomo, jak testy wspomnianej technologii - o ile przyniosą oczekiwany efekt - odbiją się na walce z piractwem. Od pewnego czasu wytwórnie i organizacje broniące praw autorskich zmieniają taktykę i rezygnują z masowych pozwów poszczególnych osób, zastanawiając się, czy nie skuteczniej byłoby ścigać np. firmy udostępniające bittorrentowe serwery. Masowe pozwy mogą być też dość drogie. Przede wszystkim potrzebny byłby precedens, o który właściciele praw autorskich będą musieli postarać się przed sądem. Poza tym ISP za ujawnienie danych żądają od 32 do 60 dolarów od pojedynczego adresu IP. Jak tłumaczą, są to koszty związane z powiadomieniem podejrzanego oraz daniem mu czasu na złożenie w sądzie wniosku o oddalenie żądania o ujawnienie danych. Dotychczas na współpracę z US Copyright Group zdecydował się jeden dostawca internetu, który przekazał dane dotyczące 71 osób.
  24. Unia Europejska zwróci się do swoich partnerów, z którymi negocjuje Anti-Conunterfeiting Trade Agreement (ACTA), z prośbą o zgodę na ujawnienie jej szczegółów. Co prawda zwykle tego typu informacje na temat międzynarodowych negocjacji są trzymane w tajemnicy, jednak ACTA wywołuje sporo kontrowersji, więc UE chce uspokoić swoich obywateli. ACTA, nad którym pracują USA, EU, Australia, Kanada, Japonia, Meksyk, Nowa Zelandia czy Szwajcaria, to umowa, której celem ma być opracowanie międzynarodowych standardów ochrony praw do własności intelektualnej. Zapisy umowy mają dotyczyć zarówno podrabianych tekstyliów czy leków, jak i internetowego piractwa. Negocjacje są tajne, jednak co jakiś czas do wiadomości opinii publicznej przedostają się niepokojące ją informacje. Jedną z nich jest przeciek, jakoby ACTA przewidywało odcinanie piratów od Sieci. Szczególnie zaniepokoiło to dostawców internetu, którzy z jednej strony obawiają się, że mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności za nielegalne działania ich klientów, z drugiej zaś podkreślają, iż takie zapisy zaszkodzą prywatności, wolności wypowiedzi i, w efekcie, innowacyjności rynku. Luc Devigne, negocjator z ramienia Unii Europejskiej, stwierdził, że obawy są niepotrzebne, gdyż nikt nawet nie proponował wprowadzania do ACTA zasady "trzech ostrzeżeń". Dokumenty, które wyciekły, sugerują jednak coś przeciwnego.
  25. Przed jednym z amerykańskich sądów doszło do publicznego prania brudów dwóch firm - Viacomu i Google'a. Sprawa toczy się od 2007 roku, kiedy to Viacom pozwał do sądu Google'a oskarżając serwis YouTube o nielegalne przechowywanie pirackich plików i domagając się miliarda dolarów odszkodowania. Sprawa zaczęła nabierać rumieńców i opinia publiczna dowiedziała się, że żadna ze stron nie ma czystego sumienia, a obie wykazują się wyjątkowym cynizmem. Główny prawnik YouTube'a Zahavan Levine stwierdziła, że Viacom wynajął kilkanaście firm PR, których zadaniem było umieszczanie klipów tej firmy w serwisie YouTube. Miało to pomóc Viacomowi w sądowej walce przeciwko Google'owi i umożliwić mu żądanie wyższego odszkodowania. Przez lata Viacom w tajemnicy zamieszczał swoje klipy na YouTube i publicznie skarżył się, że one są tam obecne. Wynajął co najmniej 18 agencji marketingowych, by umieszczały klipy - napisała Levine na swoim blogu powołując się na nieujawnione dokumenty sądowe. Celowo robili tak, by klipy te wyglądały na ukradzione - dodaje. Ponadto przypomniała, że Viacom próbował kupić YouTube zanim zakupił go Google. Okazuje się jednak, że koncern Page'a i Brina nie ma w tej sprawie czystego sumienia i złamał własną zasadę "don't be evil". W odpowiedzi na zarzuty Levine przedstawiciele Viacomu postanowili poinformować o innych dokumentach, którymi dysponuje sąd. Z e-maili, które wymieniali w 2006 roku menedżerowie Google'a wynika, że świetnie zdawali sobie oni sprawę z tego, iż YouTube służy do masowego łamania prawa. W listach YouTube jest opisywany jako złodziej treści, którego model biznesowy jest całkowicie zależny od pirackiej zawartości. Mimo to Google postanowił kupić YouTube. Nie mogę uwierzyć, że rekomendujesz zakup YouTube. Poza śmiesznie wysoką wyceną, którą przedstawili, w 80% są zależni od nielegalnej pirackiej zawartości - pisał Ethan Anderson, odpowiedzialny za Google Video do Patricka Walkera, wysokiego rangą menedżera Google'a. Z kolei David Eun, menedżer odpowiedzialny za treści zarządzane przez Google'a pytał, czy aby na pewno zgodne z zasadami Google'a jest zarabianie na pirackiej zawartości. W jednym z e-maili Steve Chen, współzałożyciel YouTube'a, deklaruje, że należy zwiększyć wysiłki w celu zwiększenia dochodów serwisu, stosując przy tym każdą możliwą taktykę, bez względu na jej aspekty prawne czy moralne. Taktyka się opłaciła. Chen otrzymał w nagrodę akcje Google'a o wartości 310 milionów dolarów. Obecnie są one warte dużo więcej. Firma Sequoia Capital, która zainwestowała w YouTube 9 milionów dolarów zarobiła 500 milionów. Jeśli zastanawiasz się jaką to technologiczną innowację czy oryginalną ideę wsparł Google w ten sposób - będziesz zastanawiał się jeszcze przez długi czas. Wartością YouTube'a były treści należące do innych ludzi - podsumowują redaktorzy The Register.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...