Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'niepłodność' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 21 wyników

  1. Nowe mutacje, które nie zostały odziedziczone ani po matce, ani po ojcu, mogą prowadzić do niepłodności u mężczyzn. Naukowcy z Newcaslte University odkryli nieznany dotychczas mechanizm genetyczny, który może powodować poważne formy męskiej niepłodności. Jego lepsze zrozumienie może pomóc w opracowaniu sposobów leczenia tej przypadłości. Uczeni zauważyli, że mutacje w czasie reprodukcji, do których dochodzi w procesie replikacji DNA rodziców, mogą powodować u ich syna niepłodność. To całkowicie zmienia nasze rozumienie męskiej niepłodności. Większość badań skupia się nad recesywnie dziedziczonymi przyczynami niepłodności, gdy oboje rodzice są nosicielami zmutowanego genu, a do niepłodności dziecka dochodzi, gdy ich syn otrzyma obie zmutowane kopie, zauważa główny autor badań, profesor Joris Veltman, dyrektor Instytutu Nauk Biologicznych. Nasze badania pokazały jednak, że znaczącą rolę w niepłodności odgrywają mutacje, do których dochodzi w czasie replikowania DNA. Obecnie nie rozumiemy większości przyczyn niepłodności u mężczyzn. Mamy nadzieję, że badania te spowodują, że będziemy w stanie pomóc większej liczbie pacjentów. Naukowcy analizowali DNA 185 niepłodnych mężczyzn i ich rodziców. Zidentyfikowali 145 rzadkich mutacji, które prawdopodobnie odpowiadają za niepłodność. Aż 29 z nich to mutacje dotykające genów bezpośrednio zaangażowanych w spermatogenezę i inne procesy komórkowe związane z reprodukcją. U wielu z badanych zauważono mutację w genie RBM5. Z badań na myszach wiemy zaś, że gen ten odgrywa ważną rolę w pojawieniu się niepłodności. Co bardzo ważne, mutacje te zwykle powodują dominującą formę niepłodności, do pojawienia się której potrzebny jest jeden zmutowany gen. W takim wypadku istnieje aż 50% ryzyko, że mutacja ta trafi do potomka mężczyzny w przypadku wykorzystywania technik wspomaganego rozrodu. Obecnie dzięki technikom tym rodzą się miliony dzieci na całym świecie. A najnowsze odkrycie pokazuje, że mogą one odziedziczyć niepłodność po swoim ojcu. Jeśli będziemy w stanie uzyskać diagnozę genetyczną, to zaczniemy lepiej rozumieć problem męskiej niepłodności oraz to, dlaczego niektórzy niepłodni mężczyźni nadal wytwarzają spermę, którą można wykorzystać podczas wspomaganego rozrodu. Dzięki naszym badaniom i badaniom prowadzonym przez innych, lekarze mogą poprawić współpracę z parami zmagającymi się z niepłodnością, dodaje profesor Veltman. Teraz autorzy odkrycia chcą w ramach międzynarodowego konsorcjum powtórzyć swoje badania z udziałem tysięcy pacjentów i ich rodziców. Szczegóły badań opublikowano na łamach Nature Communications. « powrót do artykułu
  2. Holenderski zespół odkrył nowe genetyczne przyczyny męskiej niepłodności. W sobotę (15 czerwca) wyniki badań będą zaprezentowane na dorocznej konferencji Europejskiego Towarzystwa Ludzkiej Genetyki. Manon Oud z Centrum Medycznego Uniwersytetu im. Radbouda w Nijmegen jako pierwsza przeprowadziła sekwencjonowanie eksomu, by zbadać rolę mutacji de novo (zmian genetycznych, które nie występują w DNA rodziców danej osoby) w męskiej niepłodności. Eksom to całość informacji genetycznej, która ulega translacji do białek. Mutacje de novo prowadzące do niepłodności mogą być skutkiem błędów w DNA występujących podczas produkcji plemników i jajeczek albo podczas wczesnego rozwoju zarodka. Mutacje de novo występują u wszystkich i są częścią normalnej ewolucji genomu. W większości nie wpływają na nasze zdrowie, ale w niektórych przypadkach wywierają silny wpływ na działanie genów i mogą prowadzić do choroby. Do tej pory nie badano ich roli w męskiej niepłodności. Holendrzy badali DNA 108 niepłodnych mężczyzn oraz ich rodziców. Porównanie DNA pozwoliło zidentyfikować mutacje de novo. Wykryliśmy 22 w genach zaangażowanych w spermatogenezę. Na razie jest zbyt wcześnie, by stawiać diagnozę. Trwają dalsze badania. Oud i inni chcą zbadać większą liczbę osób; zamierzają w ten sposób wykryć wzorce lokalizacji nowych mutacji oraz bardziej szczegółowo opisać funkcję zmutowanych genów. Badamy rolę tych genów w materiale z biopsji jąder. Prowadzimy też eksperymenty z muszkami owocowymi, by sprawdzić, czy zaburzenie tych genów wywoła u nich niepłodność. Naukowcy mają nadzieję, że w przyszłości uzyskane wyniki pozwolą opracować nowe narzędzia diagnostyczne (dzięki temu będzie można poznać dokładną przyczynę niepłodności i zapewnić spersonalizowane metody leczenia). Znając molekularną przyczynę niepłodności, będzie można przewidzieć ryzyko transmisji niepłodności na przyszłe pokolenia. Niepłodność nie jest czymś, co normalnie dziedziczy się po rodzicach; oboje są przecież płodni. W związku z wprowadzeniu metod wspomaganego rozrodu w pewnych przypadkach staje się to jednak zaburzeniem dziedzicznym - podsumowuje Oud. « powrót do artykułu
  3. Naukowcy zidentyfikowali białko będące przełącznikiem płodności. Kobiety z niepłodnością o nieustalonej przyczynie mają wysokie stężenia enzymu SGK1, natomiast niski poziom białka zwiększa ryzyko poronienia częstego. Specjaliści z Imperial College London pobrali próbki endometrium od ponad 100 kobiet. Prowadzili też badania na myszach, podczas których zauważyli, że w okresie , kiedy może dojść do zapłodnienia, stężenie SGK1 w nabłonku macicy spada. Zespół ustalił ponadto, że gdy do endometrium wprowadzi się dodatkową kopię genu SGK1, zwiększając w ten sposób ilość enzymu, gryzonie nie mogą zajść w ciążę. Wg Brytyjczyków, oznacza to, że spadek poziomu SGK1 jest konieczny, by zwiększyła się receptywność macicy w stosunku do zarodka. Jeśli stężenie SGK1 pozostanie niskie także ciąży, pojawiają się problemy z jej donoszeniem. Kiedy w ramach eksperymentów naukowcy z ekipy profesora Jana Brosensa zablokowali działanie genu SGK1, myszy bez problemu zachodziły w ciążę, ale wydawały na świat mniejsze mioty i wykazywały objawy krwotoków. Sugeruje to, że przy niedoborach enzymu rośnie ryzyko poronień. Nasze badania na myszach pokazują, że czasowy zanik SGK1 w tzw. płodnym okienku jest zjawiskiem krytycznym dla zajścia w ciążę. Próbki tkankowe pobrane od ludzi wskazują, że poziom enzymu SGK1 pozostaje wysoki u części kobiet, które mają problem z zajściem w ciążę. [...] W przyszłości będziemy mogli leczyć tę postać niepłodności, obmywając nabłonek macicy przed procedurą zapłodnienia in vitro lekami blokującymi SGK1. Po zapłodnieniu błona śluzowa macicy przekształca się w doczesną ciążową. Akademicy z Imperial College London uważają, że niedobór SGK1 w czasie ciąży może upośledzać zdolność komórek doczesnej do zabezpieczania się przed stresem oksydacyjnym (ekspozycją na działanie reaktywnych form tlenu i jej skutkami).
  4. Utrata powłoki białkowej plemników tłumaczy znaczny odsetek przypadków męskiej niepłodności – donoszą naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. W artykule opublikowanym na łamach pisma Science Translational Medicine białko DEFB126 jest porównywane do czapki niewidki, ukrywającej plemniki przed kobiecym układem odpornościowym. Zespół prof. Gary'ego Cherra odkrył, że u wielu mężczyzn występuje wadliwy gen białka DEFB126. Badanie próbek z USA, Wielkiej Brytanii i Chin ujawniło, że aż ¼ panów z całego świata ma 2 kopie zmutowanego genu, co może w znacznym stopniu upośledzić ich płodność. Jedną z tajemnic ludzkiej płodności jest fakt, że jakość i liczba plemników wydają się mieć niewiele wspólnego z tym, czy mężczyzna jest płodny, czy nie – podkreśla główny autor raportu Ted Tollner. Cherr dodaje, że u 70% mężczyzn nie można przewidzieć płodności na podstawie zliczania plemników i rutynowej oceny ich jakości. Studium Amerykanów rzuca jednak nieco światła na mechanizmy, które wchodzą w grę w tych przypadkach. Urolog John Gould ma nadzieję, że odkrycia zespołu uda się przełożyć na test, którego wyniki byłyby podstawą do skierowania par na docytoplazmatyczną mikroiniekcję plemnika (ang. intracytoplasmic sperm injection, ICSI). DEFB126 należy do grupy białek zwanych defensynami. Chronią one błony śluzowe i występują w komórkach żernych kręgowców, aktywnych wobec grzybów, bakterii i wirusów osłonkowych. DEFB126 powstaje w najądrzach, których zadanie polega na odprowadzaniu z jądra i magazynowaniu nasienia. Tam odbywa się powlekanie plemników grubą warstwą proteiny. Ponieważ Tollner i Cherr pracowali nad szczepionką antykoncepcyjną, próbowali uzyskać przeciwciała przeciw DEFB126, ale im się nie udało. Poprosili więc o pomoc Charlesa Bevinsa, który w celu uzyskania oczyszczonego białka przeprowadził rekombinację. Przy pierwszej próbie okazało się, że gen DEFB126 był zmutowany, przez co nie mogło dojść do ekspresji białka. Kiedy naukowcy wykorzystali plemniki od innego dawcy, byli w stanie uzyskać prawidłowe białko. Plemniki od mężczyzn z wadliwym genem DEFB126 są ruchliwe i wyglądają normalnie pod mikroskopem, jednak o wiele gorzej radzą sobie z pokonaniem bariery sztucznego żelu, przypominającego śluz szyjki macicy. Gdy do spermy doda się normalnego białka, odzyskuje ona swoje zwykłe zdolności. Dzięki współpracy z Edwardem Holloksem z University of Leicester, Xipingiem Xu z University of Illinois oraz Scottem Vennersem z kanadyjskiego Uniwersytetu Simona Frasera naukowcy byli w stanie ustalić, jak często wadliwa kopia genu osłonki plemników występuje w USA, Wielkiej Brytanii, Chinach, Japonii i Afryce. Odnosząc te dane do świata, wyliczyli, że ok. ½ mężczyzn to nosiciele jednej wadliwej kopii, a ¼ ma aż dwie zmutowane kopie genu DEFB126, co znacznie utrudnia plemnikom pokonanie etapu szyjki macicy. Czemu mutacja wpływająca na płodność jest tak powszechna? Być może dlatego, że heterozygoty (mężczyźni z jedną prawidłową i jedną zmutowaną wersją genu) są w jakiś sposób uprzywilejowani biologicznie. Tollner przypomina, że w porównaniu do plemników małp i innych ssaków, plemniki ludzkie mają przeważnie kiepską jakość, wolno pływają, a w sporej części występują jakieś wady. Niewykluczone, że dzieje się tak, ponieważ ludzie pozostają w długoterminowych związkach monogamicznych, stąd jakość spermy nie liczy się aż tak bardzo. Część badaczy uważa jednak, że ostatnimi czasy z nieznanych powodów jakość ludzkiej spermy systematycznie się pogarsza, ujawniając problemy związane z defektami genu DEFB126.
  5. Problemy z zajściem w ciążę dotykają coraz większej ilości kobiet w rozwiniętych społeczeństwach. Dość oczywistą i przyjmowaną intuicyjnie przyczyną jest zachodni sposób bycia, ale co konkretnie? Zespół badaczy z University of Florida, kierowany przez doktor Margaret O. James uważa, że przyczyną może być antybakteryjny i przeciwgrzybiczy środek triklosan, dodawany powszechnie do kosmetyków (mydeł, past do zębów, olejków) czy nawet bielizny i sprzętów. Do tej pory triklosan uważano za nieszkodliwy w tych zastosowaniach. Podejrzenia co do potencjalnej szkodliwości triklosanu powzięła amerykańska Food and Drug Administration w kwietniu tego roku, po serii badań wskazujących na możliwość zakłócania gospodarki hormonalnej. Aktualne badania zespołu dr James potwierdzają potencjalną szkodliwość i wskazują na mechanizm jej działania, choć nie określono jeszcze, jakie stężenia są bezpieczne, a jakie już groźne. Niebezpieczeństwo triklosanu wiąże się z tym, że jest on inhibitorem (czynnikiem hamującym) dla ważnego enzymu: sulfotransferazy estrogenu. Enzym ten, jak wskazuje jego nazwa, wpływa na metabolizm estrogenu, jednego z najważniejszych hormonów płciowych. Wśród innych zagrożeń z tego wynikających wybijają się te związane z ciążą. Estrogen, przepływając przez łożysko do tworzącego się płodu, jest niezbędny dla jego rozwoju. Estrogen jest kluczowy dla rozwoju mózgu powstającego dziecka i regulacji jego genów. Estrogen reguluje też pracę łożyska, które wytwarza konieczne dla rozwoju płodu hormony, jak progesteron. Od estrogenu zależy także ilość tlenu, jaką otrzymuje płód, triklosan może zatem powodować dosłownie uduszenie powstającego dziecka. Triklosan jest odporny na rozkład bakteryjny i w naszym środowisku utrzymuje się stale pewna jego ilość, organizm każdego człowieka zawiera zatem pewną ilość tej substancji. Używanie produktów antybakteryjnych tę ilość zwiększa. Nie są znane dawki, jakie są już groźne dla kobiet chcących zajść w ciążę, ale triklosan jest bardzo silnym inhibitorem sulfotransferazy estrogenu. Zespół dr James zapowiada dalsze badania, mające określić dopuszczalne stężenia.
  6. Badacze z Instytutu Pasteura i Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego zidentyfikowali gen, którego defektami można wyjaśnić niewielki odsetek przypadków męskiej niepłodności o nieznanej dotąd przyczynie. Mutacje, które opisano na łamach pisma American Journal of Human Genetics, dotyczą genu NR5A1. Męska niepłodność występuje częściej w niektórych rodzinach, przez co naukowcy zaczęli przypuszczać, że istnieje genetyczne podłoże zaburzenia (dotąd znaleziono zaledwie parę mutacji, które mogłyby do niego prowadzić). Francusko-brytyjski zespół skupił się na genie wpływającym na rozwój płciowy zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Wiedziano, że jego defekt prowadzi do nieprawidłowego rozwoju jąder i jajników. Teraz okazało się, że nawet gdy nie widać fizycznych anomalii, zmutowany gen upośledza zdolność wytwarzania plemników. W ramach studium przyglądano się genowi NR5A1 u zdrowych na pierwszy rzut oka mężczyzn, którzy jednak z nieznanych powodów nie byli w stanie produkować nasienia. W badanej grupie mutacje wykryto u zaledwie 7 panów. Pogłębiona analiza wykazała, że mieli oni zmieniony poziom hormonów płciowych, a u jednego ochotnika zlokalizowano niewielkie nieprawidłowości w strukturze komórkowej jąder. Uważamy, że u ok. 4% mężczyzn z niewytłumaczalną inaczej niezdolnością do wytwarzania spermy występują mutacje genu NR5A1. NR5A1 wyjaśnia tylko drobny ułamek wszystkich przypadków niepłodności, ale androlodzy liczą na podobne odkrycia w przyszłości. Dr Allan Pacey z Uniwersytetu w Sheffield podkreśla, że proces wytwarzania plemników jest złożony, co może oznaczać zaangażowanie wielu genów (a im bardziej skomplikowany dany proces, tym bardziej prawdopodobne, że coś zawiedzie na którymś z jego etapów).
  7. Berliński urolog profesor Frank Sommer wyświadczył przysługę wszystkim mężczyznom, którzy nie znoszą zakupów i najchętniej omijaliby okolice sklepów szerokim łukiem. Wg 42-letniego Niemca, mężczyzna plus zakupy równa się niepłodność... Naukowcy odkryli bowiem, że na niektórych paragonach kasowych znajduje się wystarczająco dużo bisfenolu A (ang. bisphenol A, BPA), by zaburzyć męską równowagę hormonalną. Dzieje się tak, ponieważ bisfenol jest słabym estrogenem. BPA wchodzi w skład substancji, dzięki której tusz staje się widoczny na wrażliwym na ciepło papierze termicznym. Wystarczy potrzymać wydruk w ręku, a potem dotknąć dłonią ust lub coś zjeść. BPA może przesunąć męski profil hormonalny w kierunku estrogenów. W dłuższej perspektywie prowadzi to do zmniejszenia libido, wzrostu brzuszka zamiast mięśni i ma niekorzystny wpływ na erekcję oraz potencję.
  8. Nie od dziś wiadomo, że do ważnych odkryć dochodzi czasami zupełnie przypadkowo. Znacznie większą sztuką jest jednak wykorzystanie szkodliwego wpływu jakiegoś zjawiska i przekucie go na działanie korzystne, o czym świadczą badania nad (nie)płodnością przeprowadzone przez zespół dr. Yuriya Kirichoka z University of California. W swoich badaniach naukowiec z Kalifornii starał się zrozumieć mechanizmy odpowiedzialne za regulację białka Hv1, wytwarzanego w znacznej ilości w witce plemników. Zadaniem tej proteiny, zaliczanej do tzw. kanałów jonowych, jest uwalnianie jonów wodorowych (H+) z cytoplazmy plemników i pobudzanie w ten sposób ruchliwości całej komórki. W normalnych warunkach czynnikiem środowiskowym aktywującym plemniki jest lekko zasadowa wydzielina wypełniająca wnętrze pochwy kobiety podczas stosunku. Od pewnego czasu było jednak wiadomo, że u osób nadużywających marihuany Hv1 jest aktywowany zbyt wcześnie (i to pomimo prawidłowego pH nasienia), przez co po dotarciu do ciała kobiety plemniki nie są już zdolne do zapłodnienia oczekującej na nie komórki jajowej. Celem dr. Kirichoka była identyfikacja mechanizmu odpowiedzialnego za ten efekt. Dzięki serii testów badaczowi udało się wykazać, że jednym z czynników odpowiedzialnych za uruchomienie Hv1 jest anandamid - naturalny neuroprzekaźnik organizmu człowieka. Ponieważ jednak substancja ta wywołuje w mózgu efekty podobne do THC - alkaloidu odpowiedzialnego za psychoaktywne działanie narkotyków wytwarzanych z konopi - dr Kirichok uważa, że możliwą przyczyną przejściowej niepłodności u panów stosujących te używki może być właśnie przedwczesna aktywacja Hv1, prowadząca do przedwczesnej utraty siły przez plemniki. Na szczęście konsekwencje tego odkrycia wcale nie muszą się skończyć na namawianiu palaczy marihuany do porzucenia nałogu (przynajmniej na czas, kiedy chcą oni począć dziecko). Zdaniem dr. Kirichoka zdobytą wiedzę można bowiem wykorzystać do stworzenia nienarkotycznych analogów anandamidu, które mogłyby prowadzić do alkalizacji nasienia i działać w ten sposób jako... skuteczny środek antykoncepcyjny.
  9. Aby zwiększyć skuteczność sztucznej inseminacji wewnątrzmacicznej aż o połowę, wystarczy, by kobieta poddawana temu zabiegowi leżała przez 15 minut od jego zakończenia - wykazali naukowcy z Centrum Medycyny Rozrodu w Amsterdamie. Choć trudno w to uwierzyć, to dopiero pierwsze wiarygodne badania na temat tego prostego ulepszenia popularnej metody wspomagania rozrodu. Metoda inseminacji wewnątrzmacicznej (nie należy jej mylić z zapłodnieniem in vitro!) polega na wprowadzeniu nasienia bezpośrednio do macicy. Zabieg ten jest niezwykle popularny (w Stanach Zjednoczonych przeprowadza się go około 700 tys. razy na rok), lecz jego skuteczność jest daleka od zadowalającej i wynosi ok. 20%. Nie powinno więc dziwić, że trwają poszukiwania sposobów na zwiększenie tego odsetka. Jednym z rozważanych sposobów na zwiększenie skuteczności inseminacji wewnątrzmacicznej jest skłonienie pacjentki do leżenia przez pewien czas po zabiegu. Skuteczność tej modyfikacji testowano już w 2000 roku, lecz wyniki tego studium nie były przekonujące. Kolejnej próby, przeprowadzonej na znacznie liczniejszej grupie, podjął się zespół dr Inge Custers z Centrum Medycyny Rozrodu w Amsterdamie. Badacze analizowali losy 391 kobiet poddanych inseminacji. Połowa pań mogła opuścić gabinet zaraz po wstrzyknięciu nasienia, zaś pozostałe poproszono o pozostanie w pozycji leżącej przez 15 minut. Jak się okazało, w ciążę zaszło 18% pacjentek z pierwszej grupy oraz aż 27% z drugiej, co oznacza poprawę skuteczności aż o połowę. Odsetek pań, które doczekały się narodzin potomstwa, wynosił odpowiednio 17 i 27 procent. Jeśli [modyfikacja metody inseminacji wewnątrzmacicznej okaże się] skuteczna, można by było oszczędzić wielu parom wymagającego i kosztownego procesu zapłodnienia in vitro [metoda ta jest zwykle proponowana w razie niepowodzenia sztucznej inseminacji] - uważa William Ledger, badacz z University of Sheffield zajmujący się badaniem niepłodności. Jego zdaniem nowa metoda jest warta przeprowadzenia dalszych testów.
  10. Restrykcja kaloryczna połączona z utrzymaniem odpowiedniej wartości odżywczej pokarmów jest bezdyskusyjnie najskuteczniejszym sposobem przedłużania życia. Niestety, jak to zwykle bywa, każda przyjemność ma swoją cenę - w przypadku drastycznego ograniczenia wartości energetycznej posiłków jest nią niepłodność. Badacze z Yale University odkryli, dlaczego tak się dzieje. Naukowcy z Yale, kierowani przez dr Min Wu, chcieli sprawdzić, w jaki sposób długotrwałe głodzenie wpływa na system oparty o tzw. hormon koncentrujący melaninę (ang. melanin concentrating hormone - MCH). Już od pewnego czasu było wiadomo, że bierze on udział w adaptacji organizmu do głodu, lecz jego wpływ na płodność pozostawał nieznany. Jak wykazano dzięki analizie aktywności elektrycznej mózgu myszy, MCH wydzielany w wyniku restrykcji kalorycznej silnie blokował neurony, które w normalnie funkcjonującym organizmie wiązałyby hormon zwany kisspeptyną i reagowały na jego wykrycie wyrzutem gonadoliberyny - podstawowego hormonu odpowiedzialnego za uruchomienie procesu dojrzewania płciowego oraz utrzymanie płodności u osobników dojrzałych. Wydzielanie MCH prowadziło więc do utraty zdolności do płodzenia potomstwa. Wiele wskazuje na to, że badania nad MCH będą prowadzone dalej. Fizjologiczne efekty działania tej substancji nie zostały bowiem dotychczas dogłębnie wyjaśnione, lecz sugeruje się, że może ona wspomagać leczenie m.in. depresji oraz uzależnień. Co więcej, zablokowanie aktywności MCH prowadzi do utrzymania niskiej masy ciała przy zachowaniu płodności, co oznacza, że leki niwelujące działanie tej substancji mogłyby pozwolić na skuteczną i bezpieczną walkę z otyłością.
  11. Lekarze ze szpitala przy francuskim Uniwersytecie Limoges donoszą o przyjściu na świat pierwszego dziecka, którego matka przeszła wcześniej przeszczep jajnika z wykorzystaniem nowej techniki chirurgicznej. Innowacyjna metoda transplantacji daje szansę na zwiększenie skuteczności zabiegu, dotychczas obarczonego wysokim ryzykiem niepowodzenia. Pacjentka, pozbawiona jajników w celu ich ochrony przed agresywnymi lekami podawanymi w związku z anemią sierpowatą, była niepłodna i nie miesiączkowała przez dwa lata. Pobrany od niej organ został zamrożony z myślą o powtórnym wszczepieniu po zakończeniu terapii. Tradycyjna procedura przeszczepu jajnika obejmuje jeden zabieg, w czasie którego wszczepia się cały pobrany wcześniej organ. Niestety, przeszczepiony w ten sposób jajnik często nie podejmuje swojej funkcji w związku z niedostatecznym ukrwieniem. Próbą rozwiązania dotychczasowych problemów była eksperymentalna procedura, złożona z dwóch osobnych zabiegów. Pierwszy z nich polega na wydzieleniu drobnych fragmentów tkanki i wszczepieniu ich w celu zainicjowania procesu neowaskularyzacji, czyli wytworzenia nowych naczyń krwionośnych. Podczas drugiej operacji, przeprowadzonej po trzech dniach, wszczepia się pozostały, znacznie większy fragment organu. Po przeszczepie tkanki własnego jajnika [pacjentka] zaczęła jajeczkować po czterech miesiącach i zaszła w ciążę w sposób naturalny po sześciu miesiącach od transplantacji. Matka i dziecko czują się dobrze, cieszy się dr Pascal Piver, pomysłodawca nowatorskiego zabiegu. Inna pacjentka leczona tą samą techniką odzyskała zdolność do jajeczkowania po jeszcze dłuższym czasie (ok. 8,5 roku). Niestety, w jej przypadku podczas zabiegu doszło do uszkodzenia jajowodu, przez co do skutecznego zapłodnienia doszło dopiero dzięki metodzie in vitro. Jak ocenia autor eksperymentu, opracowana technika rodzi ogromne nadzieje dla młodych kobiet poddających się terapiom toksycznym dla jajników. Po ponownym przyjęciu własnego organu pacjentki takie mogłyby odzyskać utraconą wcześniej płodność oraz równowagę hormonalną.
  12. Płyn pęcherzykowy, który znajduje się wewnątrz pęcherzyka jajnikowego i otacza komórkę jajową, nie jest, jak wcześniej sądzono, sterylny. Zjawisko może obniżać skuteczność technik wspomaganego rozrodu (ART – Assisted Reproduction Technology). Dr Christine Knox, mikrobiolog z Politechniki w Queensland, uważa, że odkrycie jej zespołu pomoże w zwiększeniu liczby ciąż. Wg niej, bakterie odpowiadają za przypadki niepłodności bez wyraźnej przyczyny. Wraz ze specjalistami z kliniki leczenia niepłodności w Wesley Hospital Knox badała płyn pęcherzykowy otaczający jajeczka pobrane z jajników 31 kobiet przechodzących zabiegi ART. W 21 próbkach znaleziono bakterie. Wyniki potwierdzono w ramach większego studium, które zostało sfinansowane przez The Wesley Research Institute. Tym razem zbadano płyn pęcherzykowy 148 kobiet, a rezultaty były jeszcze bardziej zaskakujące: bakterie znaleziono aż u 147 pań. Dalsze testy wykazały, że dość często bakterie dostawały się do płynu z niższych odcinków dróg rodnych podczas zabiegu pozyskiwania jajeczek, czyli podczas punkcji przezpochwowej pod kontrolą USG (po raz pierwszy odnotował to już w 1994 r. prof. Peter Braude ze Szpitala św. Tomasza w Londynie). Co jednak ważniejsze, w 52 przypadkach ustalono, że w płynie znajdują się bakterie nieobecne w dolnych partiach układu rozrodczego. Knox uważa, że to właśnie one zmniejszają prawdopodobieństwo ciąży. U chorych, u których doszło do skolonizowania płynu pęcherzykowego przez drobnoustroje, wskaźnik ciąż spadał do 25%, podczas gdy u kobiet niezakażonych podczas pozyskiwania jaj szanse na sukces wynosiły aż 50%. W grupie z bakteriami problemy zaczynały się już podczas zapładniania. Udawało się pozyskać mniej embrionów do zaimplantowania. Obecnie zespół pracuje nad wytypowaniem szczepu bakteryjnego, który sabotuje wysiłki lekarzy. Gdyby się to udało, pod kątem ich obecności można by w przyszłości prowadzić badania przesiewowe. Mikrobiolodzy uważają, że ryzyko skażenia płynu pęcherzykowego bakteriami wzrasta w związku z kilkoma czynnikami: 1) czasem niepłodności przed procedurą ART, 2) w wyniku przeszłych zabiegów ART z wykorzystaniem punkcji przezpochwowej oraz 3) u osób z historią uszkodzeń jajników.
  13. Leki przeciwdziałające niepłodności, podejrzewane od pewnego czasu o powodowanie raka jajnika, zostały oczyszczone z ciążących na nich zarzutach. Z podsumowania danych z kilkunastu lat wynika, że prawdopodobieństwo choroby nie wzrasta w związku ze stosowaniem tego typu terapii. O wynikach studium informują badacze z Duńskiego Stowarzyszenia Walki z Nowotworami. Swoje wnioski opierają na badaniu 54362 kobiet poddanych różnorodnym terapiom mającym na celu leczenie niepłodności. Ich średni wiek w momencie rozpoczęcia leczenia wynosił 31 lat, zaś monitorowanie stanu ich zdrowia trwało średnio 16 lat. W czasie obserwacji na raka jajnika zachorowało 156 osób. Przypadki chorych kobiet skorygowano o czynniki ryzyka, takie jak styl życia lub czynniki genetyczne, oraz podzielono w zależności od stosowanego u nich leczenia. Pod uwagę wzięto cztery najczęściej stosowane leki: cytrynian klomifenu, gonadotropiny (w tym, uwzględnioną osobno, ludzką gonadotropinę kosmówkową) oraz hormon uwalniający gonadotropinę. Wyniki analizy nie pozostawiają złudzeń: przyjmowanie żadnego z wymienionych leków, stosowanych najczęściej w leczeniu niepłodności, nie powoduje wzrostu ryzyka zachorowania na raka jajnika. Prawdopodobieństwo zachorowania nie zwiększało się nawet po dziesięciu cyklach leczenia ani u kobiet, które ostatecznie nie doczekały się potomstwa. Dotychczas właśnie te dwie grupy pań uznawano za szczególnie zagrożone nowotworem. Autorzy studium przyznają co prawda, że średni wiek kobiet w momencie podsumowania informacji wynosił 47 lat, zaś szczyt zachorowań na raka jajnika przypada około 60. roku życia, lecz ich zdaniem częstotliwość zachorowań powinna być widoczna już teraz. Gdyby istniało silne powiązanie, z pewnością moglibyśmy oczekiwać, że dostrzeglibyśmy je już teraz, ale nie dostrzegamy - zaznacza dr Allan Jensen, główny autor analizy. Zastrzega jednak, że okres obserwacji pacjentek nie został zakończony, a jego zespół zamierza kontynuować monitorowanie stanu zdrowia kobiet.
  14. Już niewielka ilość spożywanej regularnie soi może pogarszać jakość nasienia - donoszą naukowcy z Uniwersytetu Harvarda. Na razie nie są dokładnie znane przyczyny tego zjawiska, lecz ocenia się, że zawarte w roślinie izoflawonoidy mogą powodować zaburzenia hormonalne. Dr Jorge Chavarro, pracownik wydziału żywienia Szkoły Medycznej Uniwersytetu Harvarda, tłumaczy, że potencjalne interakcje pomiędzy męską płodnością a estrogenami (żeńskimi hormonami płciowymi) i przyjmowanymi wraz z soją izoflawonoidami intersowały badaczy od dawna. Przeprowadzono już wiele badań na zwierzętach, które potwierdzały negatywny wpływ przetworów z tej rośliny na zdolność do rozrodu, lecz podobne analizy z udziałem ludzi to nowość. Przeprowadzone przez Amerykanów badanie opierało się na ankiecie, o której wypełnienie poproszono 99 mężczyzn korzystających z pomocy kliniki leczenia niepłodności. Pacjentom zadano pytania dotyczące spożywania piętnastu produktów zawierających soję w ciągu trzech miesięcy poprzedzających wypełnienie kwestionariusza. Badacze pytali m.in. o tofu, mleko i kiełbaski sojowe, a także o produkty zawierające dodatek "zakamuflowanej" soi, jak bekon, jogurty czy różne rodzaje sera. Zespół dr. Chavarro zauważył wyraźną korelację między poziomem spożycia nasion tej rośliny i jakością spermy. Opracowanie statystyczne wykazało, że wysokie spożycie soi wiąże się ze spadkiem ilości plemników aż o 40 milionów na mililitr. Dla porównania, wartość uznawana powszechnie za normę to 80-120 milionów komórek na mililitr. Dalsza analiza danych pozwala twierdzić, że najbardziej podatni na negatywne konsekwencje są mężczyźni z nadwagą oraz otyli. Występująca u nich w dużej ilości tkanka tłuszczowa zawiera enzymy zdolne do przetwarzania hormonów męskich, czyli androgenów, na estrogeny. Uważa się, że dodatkowa ilość hormonów zawartych w soi może pogłębiać ten negatywny efekt. Czy konsekwencją dokonanego odkrycia powinno być całkowite odstawienie soi przez panów marzących o dziecku? Niekoniecznie. Zdaniem dr. Chavarro, samo odnalezienie statystycznej zależności pomiędzy rodzajem przyjmowanego pokarmu i jakością nasienia to zbyt mało, by zmieniać zalecenia dotyczące leczenia niepłodności. Według badacza potrzebnych jest jeszcze wiele badań, a jego eksperyment należy potraktować wyłącznie jako wstępne "rozeznanie" problemu.
  15. Nowa metoda usuwania częstej przyczyny męskiej niepłodności pozwala na znaczne zwiększenie prawdopodobieństwa skutecznego zapłodnienia - informują amerykańscy lekarze. Co więcej, proponowana przez nich technika pozwala na zmniejszenie inwazyjności zabiegu oraz groźby ewentualnych powikłań. Jak donoszą badacze, żylaki powrózka nasiennego, czyli patologiczne poszerzenie żył wychodzących z moszny, zdarzają się aż u 10-15% zdrowych (oczywiście, nie licząc tej zmiany) mężczyzn. Konsekwencją zmiany jest często niepłodność lub poważne obniżenie jakości nasienia. Nie jest obecnie znany dokładny mechanizm pogorszenia zdolności do rozrodu, lecz badania wykazują, że przyczyną może być nadmierny przepływ krwi, powodujący niekorzystny dla plemników wzrost temperatury w obrębie moszny. Praktyka kliniczna pokazuje, że usunięcie żylaków znacznie zwiększa prawdopobieństwo powodzenia rozrodu, lecz zabieg ten jest obarczony wadami. Część z nich niwelowana jest przez zastosowanie nowej techniki chirurgicznej, testowanej obecnie przez badaczy z Tufts University School of Medicine. Jak donoszą autorzy, metoda przynosi bardzo obiecujące rezultaty. Dotychczas najczęściej stosowaną metodą usuwania przykrego schorzenia była "tradycyjna" operacja. Zamiast niej, Amerykanie proponują przeprowadzenie prostego zabiegu o minimalnej inwazyjności, polegającego na zamknięciu (embolizacji) wadliwego naczynia z użyciem cewnika. Zastosowanie nowej techniki zakończyło się sukcesem aż u 226 spośród 228 leczonych pacjentów. Embolizacja żyły, prosty zabieg z użyciem cewnika wsuwanego przez pachwinę, może znacznie poprawić żywotność plemników u niepłodnych mężczyzn, tłumaczy istotę zabiegu dr Sebastian Flacke, lekarz biorący udział w badaniach. Dzięki poprawie funkcji plemników, ponad jedna czwarta zdrowych partnerek naszych pacjentów mogła zajść w ciążę. Zabieg przeprowadzany jest pod nadzorem radiologa. Lekarz wykonuje niewielkie nacięcie w pachwinie, przez które wsuwany jest cewnik. Dzięki prześwietlaniu ciała niewielką dawką promieni Rentgena, możliwa jest stała obserwacja położenia narzędzia i dotarcie do uszkodzonego naczynia. Po usunięciu zmiany i wycofaniu urządzenia z ciała pacjenta nacięcie jest zaszywane. Lekarze informują, że czas rekonwalescencji jest minimalny, a większość pacjentów jest w stanie wrócić do normalnych zajęć już na drugi dzień. Aby potwierdzić skuteczność nowej techniki, badacze śledzili los 228 pacjentów w wieku 18-50 lat. Partnerki wszystkich panów były zdrowe i zdolne do rozrodu, a jedyną przyczyną niepowodzeń była wada anatomiczna u mężczyzn. Wyniki badania pokazują, że po przeprowadzeniu zabiegu jakość nasienia, rozumiana tutaj jako żywotność plemników, znacznie poprawiła się. Co więcej, czterdziestu pięciu panów doczekało się upragnionej wiadomości o ciąży partnerki. Na razie nie wiadomo, czy, i jeśli tak, to za jaki czas, będzie możliwe wykonanie podobnego zabiegu w Polsce.
  16. Badacze z Uniwersytetu w Edynburgu twierdzą, że poziom męskich hormonów płciowych (androgenów) w krytycznym okresie pomiędzy 8. a 12. tygodniem ciąży wpływa na przyszłe zdrowie reprodukcyjne mężczyzny. To na tym etapie życia trzeba, wg nich, poszukiwać przyczyny niskiej liczebności plemników, nowotworów jąder czy nieprawidłowej budowy dróg moczowo-płciowych (Journal of Clinical Investigation). Lekarze zwracają uwagę, że u chłopców dość często pojawiają się pewne zaburzenia rozwojowe, np. nieprawidłowe zstępowanie jąder do moszny (wnętrostwo) albo spodziectwo (wada wrodzona, która polega na lokalizacji ujścia cewki moczowej na brzusznej stronie prącia). Sądzą oni, że rak jąder czy niska liczba plemników to wynik działania tego samego mechanizmu. Podczas badań na myszach naukowcy zaobserwowali, że poziom androgenów pomiędzy 8. a 12. tygodniem ciąży był powiązany z odległością dzielącą podstawę penisa od odbytu. Wg Szkotów, tego typu pomiary mogą być pierwszym wskaźnikiem przyszłych zaburzeń reprodukcyjnych u chłopców. Wiemy z wcześniejszych badań, że androgeny oddziałujące na płód w łonie matki programują układ rozrodczy. Zakładaliśmy jednak, że proces ten zachodzi na późniejszych etapach ciąży – wyjaśnia szefowa zespołu dr Michelle Welsh. Uważa ona, że pomiar odległości między penisem a odbytem u chorych mężczyzn może dostarczyć użytecznych informacji na temat tego, co działo się z nimi wcześniej w sensie endokrynnym. Im jest on krótszy, tym mniej możemy być pewni, że hormony oddziaływały prawidłowo i we właściwym czasie. Dr Allan Pacey z Uniwersytetu w Sheffield sugeruje, by wykorzystać długość odcinka anogenitalnego dorosłych mężczyzn do oceny hormonalnych oddziaływań w macicy, a w przyszłości sprawdzić, jak silnie koreluje to z zaburzeniami działania układu płciowego.
  17. Niemieckim naukowcom udało się dokonać olbrzymiego kroku na drodze do leczenia męskiej niepłodności. Uczeni doprowadzili do urodzenia się myszy ze spermy wyhodowanej z komórek macierzystych. Komórki zostały pobrane z mysich embrionów, znajdujących się w bardzo wczesnej fazie rozwoju. Następnie wyhodowanymi z nich gametami zostało zapłodnione jajo, które poddano transplantacji do żywej myszy. Samica urodziła 7 osobników, z których 6 dożyło dorosłego wieku. Po raz pierwszy w historii pokazano, że możliwe jest stworzenie spermy z komórek macierzystych – mówi szef zespołu badawczego, profesor Karim Nayernia z uniwersytetu w Göttingen. Pomoże nam to zrozumieć męską niepłodność. Zanim zacznie się leczyć jakąś chorobę, najpierw należy ja poznać na poziomie genetycznym i molekularnym – dodaje. Komórki macierzyste mają zdolność przekształcania się w różne typy komórek i tworzenia tkanek. Naukowcy wiążą z nimi duże nadzieje na opracowanie nowych metod leczenia chorób – od cukrzycy po choroby serca - i naprawiania uszkodzonych organów. Ich wykorzystanie powoduje jednak spore kontrowersje, gdyż najlepszym materiałem są komórki embrionów znajdujących się we wczesnych fazach rozwoju. Komórki osobników dorosłych mają znacznie mniejsze możliwości terapeutyczne. Profesor John Burn, szef Instytutu Genetyki Człowieka z brytyjskiego Newcastle University uważa, że niemieckie badania to kamień milowy na drodze do poznania przyczyn niepłodności u mężczyzn. Co szóste małżeństwo na świecie boryka się z niepłodnością. W 40% przypadków choroba dotyka mężczyznę.
  18. Prowadzeni przez doktora Chawnshanga Changa naukowcy z Centrum Medycznego University of Rochester odkryli, że substancja chemiczna "spokrewniona" z kurkuminą (żółtym barwnikiem wchodzącym w skład curry) może zwalczać tzw. chorobę Kennedy'ego. Jest to uwarunkowana genetycznie choroba neuronu ruchowego: rdzeniowo-opuszkowy zanik mięśni (ang. SBMA, spino-bulbar muscular atrophy). Dotyka ona tylko chłopców, a objawy pojawiają się w wieku dorosłym, po 30. roku życia. Należą do nich, m.in.: osłabienie i zanik mięśni, ginekomastia, zanik jąder, niepłodność (jest to wynik dysfunkcji receptorów androgenowych). Mylnie chorobę Kennedy'ego rozpoznaje się jako stwardnienie zanikowe boczne (SLA). Kiedy oznaczony symbolem ASC-J9 syntetyczny związek podawano myszom ze wszczepionym nieprawidłowym ludzkim genem AR, znacznie spowalniano rozwój choroby. Gryzonie stawały się bardziej mobilne, lepiej chodziły i rzadziej powłóczyły kończynami. Mięśnie zdawały się pracować normalnie. Co więcej, zwierzęta żyły o 40% dłużej od myszy, których nie poddano terapii i mogły mieć potomstwo. W neuronach ruchowych ponad 4-krotnie wzrosła aktywność czynnika wzrostu VEGF (Nature Medicine). Chcąc wpłynąć na receptory androgenowe, podczas badań usuwa się z organizmu substancje, które naturalnie wiążą się z nimi i je aktywują, np. testosteron. Chang podkreśla, że może to powodować wiele efektów ubocznych, dlatego jego zespół szukał czegoś, co bezpośrednio wpływałoby na receptory. Dzięki temu myszy leczone ASC-J9 były płodne. Próby kliniczne trzeba powtórzyć na ludziach.
  19. Chcesz zajść w ciążę? Wybierz się na lody. Naukowcy z USA odkryli właśnie, że picie pełnotłustego mleka i jedzenie lodów jest dla starających się o potomstwo kobiet lepsze niż nabiał z małą zawartością tłuszczu (Human Reproduction). Dietetyczne jogurty i tym podobne produkty wydają się zwiększać ryzyko niepłodności z powodu braku owulacji. Okazało się, że u pań, które jadły co najmniej 2 porcje odtłuszczonego nabiału dziennie, ryzyko tego rodzaju niepłodności wzrastało niemal o 85% (w porównaniu do kobiet jedzących dietetyczne sery etc. tylko raz w tygodniu). Jeśli z kolei menu kobiety uwzględniało przynajmniej jedną porcję pełnotłustego nabiału dziennie, prawdopodobieństwo braku jajeczkowania obniżało się o 27%, przyjmując jako punkt odniesienia panie jedzące go raz w tygodniu lub rzadziej. Dr Jorge Chavarro, szef badań, a zarazem pracownik Wydziału Żywienia Harvard School of Public Health, uważa, że nauka dysponuje niezbyt wieloma danymi na temat związków między niepłodnością a niskotłuszczowym nabiałem, dlatego też uzyskane wyniki należy koniecznie potwierdzić. Jest to o tyle ważne, że dietetycy i lekarze, m.in. kardiolodzy, zalecają, by pić odtłuszczone mleko i jadać produkowane z niego towary. Chavarro sądzi, że starające się zajść w ciążę kobiety postąpią rozsądnie, wprowadzając zmiany w swoim menu. Zamiast jogurtu light warto wybrać zwykły. Nie wolno jednak przekraczać dziennego zapotrzebowania na kalorie, trzeba też ograniczać konsumpcję tłuszczów nasyconych, aby zwyczajnie nie podupaść na zdrowiu. Kiedy panie zajdą już w ciążę, będą pewnie musiały ponownie przestawić się na nabiał niskotłuszczowy. W ten sposób łatwiej jest kontrolować spożycie tłuszczów nasyconych. Spożywanie tłuszczów nabiałowych, lub substancji w nich rozpuszczalnych [które wspomagają działanie jajników — przyp. red.], może częściowo wyjaśnić negatywny związek między jedzeniem produktów light a niepłodnością z powodu braku owulacji — tłumaczy Chavarro. Wcześniejsze badania powiązały opisywany rodzaj niepłodności z laktozą (cukrem mlecznym), ale studium Chavarro nie potwierdziło tego ani nie wykluczyło. Podobnie było zresztą w przypadku konsumpcji wapnia, fosforu oraz witaminy D.
  20. Według wyników badań obejmujących ponad 116 tys. pań, częstość występowania nowotworów piersi jest niższa wśród kobiet, które miały problemy z zajściem w ciążę z powodu zaburzeń owulacji. Dr Kathryn L. Terry i zespół z Harvardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego w Bostonie przeanalizowali dane zebrane podczas Studium Zdrowia Pielęgniarek (Nurses' Health Study II). Dotyczyły one kobiet w wieku od 25 do 42 lat. Informacje nt. niepłodności i owulacji oceniano co 2 lata, począwszy od 1989 roku, a przypadki raka piersi odnotowywano do końca 2001 roku. W czasie trwania eksperymentu u 1357 pacjentek zdiagnozowano inwazyjnego raka piersi (Archives of Internal Medicine). U kobiet z zaburzeniami owulacji nowotwór występował o 25% rzadziej niż wśród pań niemających takich problemów. Ryzyko wystąpienia raka piersi było najniższe u przedstawicielek płci pięknej, u których podczas leczenia niepłodności wywoływano owulację. Opisane wyniki mogą uspokoić pacjentki i lekarzy, trudno jednak ocenić wpływ leków na niepłodność na najdłużej przyjmujące je kobiety.
  21. Już w niedługim czasie mężczyźni będą mogli stosować pigułki antykoncepcyjne. Naukowcy opracowali lek, który czasowo hamuje wytwarzanie spermy, ale nie wpływa na poziom testosteronu. Testy na zwierzętach laboratoryjnych wykazały, że działanie męskiej pigułki antykoncepcyjnej jest odwracalne, brak też widocznych efektów ubocznych, typowych dla środków wpływających na stężenie hormonów płciowych. Próby z udziałem ludzi zaczną się w ciągu najbliższych 5 lat. Trudność z opracowaniem skutecznej antykoncepcji dla panów wynikała z prostego biologicznego faktu: zdrowy dorosły mężczyzna produkuje dziennie ok. 150 mln plemników. Opracowane do tej pory środki bazowały na zmianie stężenia krążących w układzie krwionośnym hormonów. Męska antykoncepcja hormonalna znajduje się na końcowym etapie prób klinicznych. Wykorzystuje się w niej żeński hormon, progesteron, który hamuje spermatogenezę. Decydując się na taką metodę kontroli urodzeń, trzeba będzie jednak pamiętać o wszelkich możliwych skutkach ubocznych. Wielu panów obawia się wprowadzania pigułki z żeńskimi hormonami do swojego organizmu. Dlaczego? Boją się o swoją męskość, mimo że pierwsze próby kliniczne wypadły pomyślnie. Alternatywne podejście, którego autorem jest Chuen Yan Cheng z nowojorskiego Population Council, bazuje na związku zwanym adheryną. Adheryna bezpośrednio oddziałuje na proces dojrzewania plemników. Podczas testów okazało się, że niedojrzałe gamety męskie rozwijają się "pod opieką" specjalnej tkanki, komórek podporowych Sertolego. Adheryna oddziela je od siebie, nie dopuszczając do kolejnych przekształceń. Komórki Sertolego mają stożkowaty kształt, są komórkami podporowymi kanalika nasiennego. Znajdują się na błonie podstawnej (między komórkami plemnikotwórczymi). Sięgają aż do światła kanalika. Kontrolują proces spermatogenezy. Nie twierdzimy, że podejście hormonalne jest złe. To jedna z najlepszych standardowych metod antykoncepcji męskiej. Uważamy jednak, że konsumentom należy dać wybór — tłumaczy Cheng. Eksperymenty na szczurach, opisane na łamach Nature Medicine, pokazały, że produkcja spermy spadała do poziomu uznawanego za niepłodność. Adheryna jest znana z wywoływania toksycznych efektów w innych częściach ciała. Zespołowi Chenga udało się jednak przezwyciężyć ten problem poprzez połączenie jej z syntetyczną wersją hormonu FSH (folikulotropowego), który u mężczyzn wiąże się tylko i wyłącznie z komórkami Sertolego. Skutki zastosowania połączenia adheryna-FSH zbadano m.in. na nerkach, wątrobie, mózgu, sercu, prostacie i nie zaobserwowano efektów ubocznych. Lek będzie miał prawdopodobnie postać implantu, a nie pigułki doustnej, ponieważ ulega rozłożeniu w układzie pokarmowym. Szczury szybko odzyskiwały zdolność do wytwarzania normalnej liczby plemników, gdy z układu krwionośnego znikały związki chemiczne składające się na pigułkę. Cheng zwraca uwagę, że aby została ona uznana za bezpieczną dla ludzi, podobne zjawiska muszą wystąpić i u naszego gatunku.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...