Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'gatunek inwazyjny' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 6 wyników

  1. Naukowcy zidentyfikowali 66 inwazyjnych gatunków roślin i zwierząt, które stanowią największe zagrożenie dla bioróżnorodności i ekosystemów w Europie. Z listy 329 gatunków inwazyjnych uznawanych za groźne, wybrano 8 stwarzających bardzo wysokie ryzyko, 40 stwarzających wysokie ryzyko i 18 uznanych za średnio ryzykowne. Na czele grupy badawczej, składającej się z 43 specjalistów, stała profesor Helen Roy z brytyjskeigo Centrum Ekologii i Hydrologii. Na razie żaden z wymienionych gatunków nie zadomowił się na dobre w Europie, zatem jest szansa, by usunąc go ze środowiska. Osiem gatunków najgroźniejszych dla europejskiej przyrody to: - Channa argus – słodkowodna drapieżna ryba okonioształtna pochodząca z południowych i wschodnich Chin, - Limnoperna fortunei – małż z Chin i południowo-wschodniej Azji, który już niszczy przyrodę Japonii, Tajwanu, USA i Ameryki Południowej niekorzystnie wpływając na łańcuch pokarmowy - Orconectes rusticus – duży agresywny rak z USA. Znacznie lepiej radzi on sobie z wrogami niż rodzime gatunki raka, przez co je wypiera - Plotosus lineatus – sumik węgorzowaty, pochodzący z Oceanu Indyjskiego. W 2002 roku zauważono go w Morzu Śródziemnym. Posiada gruczoły jadowe, jest potencjalnie niebezpieczny dla człowieka. Wypiera rodzime gatunki - Codium parvulum – wodorosty z Oceanów Indyjskiego i Spokojnego, zauważone w Morzu Czerwonym i Śródziemnym. Zmieniają strukturę i funkcjonowanie ekosystemów - Crepidula onyx – ślimak morski oryginalnie występujący na południowym wybrzeżu Kalifornii i północnym wybrzeżu Meksyku. Dokonał inwazji na Azję zmieniając tamtejsze skosystemy - Mytilopsis sallei – kolejny małż, tym razem pochodzący z pacyficznego wybrzeża Panamy. W ubiegłym wieku dotarł do Fidżi, Indii, Japonii i Australii, gdzie całkowicie zdominował część ekosystemów, - Sciurus niger – wiewiórka czarna to gatunek z Ameryki Północnej, który skutecznie konkuruje z rodzimymi wiewiórkami. W swoim raporcie naukowcy zauważyli też, że najwięcej inwazyjnych gatunków obecnych na terenie Europy pochodzi z Azji i obu Ameryk. Najbardziej zagrożonymi regionami biogeograficznymi są region śródziemnomorski (wybrzeża Portugalii, Hiszpanii, Francji, Włoch oraz Grecja, Malta i Cypr), kontynentalny (od wschodnich granic Polski po środkową część Francji, w sumie obejmuje całość lub część terytoriów 11 krajów), , atlantycki (od zachodnich wybrzeży Danii poprzez całą Wielką Brytanię, po północne wybrzeża Portugalii)  i makronezyjski (obejmuje Azory, Maderę, Wyspy Kanaryjskie). Mniej zagrożone są regiony bałtycki, czarnomorski i borealny. W regionie alpejskim nie odnotowano groźnych gatunków inwazyjnych. « powrót do artykułu
  2. Jak poradzić sobie z pochodzącą z Afryki palczatką Andropogon gayanus, która zasila pożary sawann na północy Australii? Skoro jest ona za duża dla miejscowych torbaczy, np. kangurów, i dla bydła, należy sprowadzić słonie, a może nawet nosorożce. Tak przynajmniej uważa prof. David Bowman z Uniwersytetu Tasmańskiego, co jak łatwo się domyślić, wywołało burzliwe dyskusje w środowisku naukowym. Jak napisał Bowman w artykule opublikowanym w Nature, wprowadzenie dzikich słoni do Australii może się wydawać absurdem, ale inną metodą kontrolowania [inwazyjnej] trawy byłoby użycie chemii albo fizyczne oczyszczenie gruntu, co mogłoby zniszczyć habitat. Badacz z antypodów uważa, że skorzystanie z pomocy dużych roślinożerców byłoby nie tylko bardziej praktyczne, ale i tańsze. Co więcej, pozwoliłoby chronić zwierzęta, które przez kłusownictwo w rodzimych środowiskach są narażone na wyginięcie. Problemy, które Bowman proponuje rozwiązać sprowadzeniem słoni, narosły w wyniku zmian wywołanych dwiema falami ludzkiej migracji: 1) przodków aborygenów ok. 50 tys. lat temu, którzy przyczynili się do stopniowego zaniku megafauny oraz 2) europejskich osadników kilkaset lat temu. Najpierw wybito megafaunę, a później przybysze ze Starego Kontynentu przywieźli ze sobą (celowo lub przez przypadek) króliki, świnie, wielbłądy, szczury czy agi. Obce gatunki próbowano okiełznać na wiele różnych sposobów, żaden nie okazał się jednak w pełni skuteczny. Wg Bowmana, Australijczycy zajmują się problemami wybiórczo, co powoduje jeszcze większy chaos. Sięgająca nawet 4 m palczatka A. gayanus porasta Queensland i Terytorium Północne. Ze względu na rozmiary wygrywa konkurencję z rodzimymi gatunkami. W różnych rejonach stosowano już koszenie i herbicydy, ale nie dość intensywnie i konsekwentnie, by zrobić na A. gayanus większe wrażenie... Zbyt duża dla kangurów i bawołów trawa jest dla słoni afrykańskich czymś zwyczajnym. Wyobraźmy sobie wysterylizowanego słonia z obrożą GPS. Cały czas wiedzielibyśmy, gdzie jest. W dodatku nie mógłby się rozmnażać. Bowman proponuje, by w sprawę zaangażować aborygenów, którym pozwolono by polować na część z wprowadzanych do środowiska zwierząt oraz wywoływać kontrolowane pożary lasów i sawann. Wg niego, tego typu działania miałyby również charakter prozdrowotny, ponieważ zachęcałyby nękanych chorobami aborygenów do ruchu. Nawet gdyby projekt ze słoniami nigdy się nie rozpoczął, biolog uważa, że warto zachęcać ich do polowania na wielbłądy (przypomnijmy, że w zeszłym roku Australia rozważała wybicie całej populacji wielbłądów, by ograniczyć emisję gazów cieplarnianych).
  3. W PNAS ukazał się artykuł, który potwierdza najgorsze przypuszczenia naukowców badających Park Narodowy Everglades. Profesor Michael Dorcas i jego zespół powiązali gwałtowny spadek liczebności powszechnych niegdyś ssaków z obecnością inwazyjnego pytona birmańskiego. Z powodu ludzkiej głupoty w Parku mieszkają obecnie trzy inwazyjne gatunki węży - boa dusiciel, bardzo rozpowszechniony i agresywny pyton birmański oraz niedawno zauważony, niezwykle agresywny pyton skalny, który w Afryce atakuje nawet ludzi. Pyton birmański może pożerać nawet jelenie i aligatory. Naukowcy zauważyli, że ostatnio dramatycznie spadła populacja wielu powszechnych niegdyś gatunków ssaków. Skoro rozpowszechnione gatunki znikają, uczeni pytają, co dzieje się z tymi zwierzętami, które już przed sprowadzeniem na Florydę pytona były zagrożone. Największe straty zanotowano w populacjach szopa pracza, królika i rysia rudego. Ponadto do największego spadku populacji doszło w odległych południowych obszarach Parku, gdzie pytony żyją najdłużej. Stwierdzono, że populacja szopa spadła tam o 99,3%, oposa o 98,9%, a rysia rudego o 87,5%. Króliki i lisy najprawdopodobniej całkowicie wyginęły. Naukowcy badali populację zwierząt w latach 2003-2011, przebyli niemal 63 000 kilometrów, liczyli osobniki żywe jak i zabite na drogach. Swoje spostrzeżenia porównali z badaniami z lat 1996-1997, które były robione w tych samych obszarach, w czasie, zanim jeszcze pyton birmański zadomowił się w Everglades. Wyniki badań porównano z danymi z północnych części Parku, gdzie pytona jeszcze nie znaleziono. W tych regionach zwierzęta występują w podobnej ilości, co przed pojawieniem się inwazyjnego węża. Pytony niszczą jeden z najpiękniejszych, najcenniejszych i najbogatszych ekosystemów Ameryki. Obecnie tylko zdecydowane, celowe ludzkie działanie może powstrzymać pytona przed inwazją na nowe tereny - mówi Marcia McNutt z amerykańskiej Służby Geologicznej. Przyczyną sukcesu pytonów i zagłady miejscowych gatunków jest fakt, iż tak wielkie węże nigdy nie występowały na Florydzie. Miejscowe gatunki nie potrafią się przed nimi bronić. Brązowy wąż drzewny potrzebował zaledwie 30 lat by niemal całkowicie wyniszczyć ssaki i ptaki na Guam. Od czasu, gdy zauważono, że pytony zadomowiły się w Everglades, minęło tylko 11 lat, a naukowcy już wiedzą, że mają równie niszczący wpływ na ssaki. Możliwe, że inne gatunki ssaków, w tym zagrożone, zostały zdziesiątkowane przez pytony w równym stopniu, ale obecnie nie mamy na ten temat danych - mówi Robert Reed, współautor badań. Od tygodnia import i przewożenie pomiędzy stanami czterech węży dusicieli, w tym pytona birmańskiego, jest zakazane. Na podstawie przepisów Lacey Act z 1900 roku za złamanie zakazu grożą zarówno sankcje finansowe jak i karne.
  4. Ponad połowa najbardziej inwazyjnych gatunków roślin dostała się do nowego środowiska z ogrodów botanicznych. Większość analizowanych spektakularnych ucieczek miała miejsce w okresie od początku XIX w. do połowy wieku XX, jednak nie powinniśmy osiadać na laurach i nadal troszczyć się o biobezpieczeństwo, ponieważ niektóre z nich zdarzyły się później, a pomogły w tym wiatr, woda i zwierzęta (Trends in Ecology). Nie chcąc bazować na anegdotach, Philip Hulme z Lincoln University w Christchurch postanowił przeprowadzić rzetelne badania naukowe. Skupił się na 34 roślinach, uwzględnionych przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody (ang. International Union for Conservation of Nature, IUCN) na liście 100 najgorszych gatunków inwazyjnych. W ten sposób stwierdził, że nie mniej niż 19 z nich wydostało się właśnie z ogrodu botanicznego. Okazało się też, że aż 4 gatunki roślin uciekły z ogrodu Amani w Tanzanii (znajduje się on w rezerwacie o tej samej nazwie we wschodnich górach Usambara). Hulme podkreśla, że choć w większości przypadków mowa jest o wydarzeniach historycznych, mogło dojść do kolejnych nieplanowanych uwolnień. Na razie skutków nie widać, bo rośliny potrzebują czasu na zadomowienie w nowych warunkach. Pod deklaracją z St. Louis (The St. Louis Declaration on Invasive Plant Species) z 2001 r., która jednoczy specjalistów zatroskanych zapobieganiem wydostawaniu się gatunków inwazyjnych, podpisało się tylko 10 z 461 amerykańskich ogrodów botanicznych, ale podobno dużo więcej stosuje się do przedstawionych w dokumencie wytycznych.
  5. Po raz pierwszy przeprowadzono szczegółowe badania na temat udziału miejscowego ptactwa w diecie inwazyjnego pytona birmańskiego, który osiedlił się w Parku Narodowym Everglades. Wykazały one, że ten obcy gatunek węża stanowi poważne niebezpieczeństwo dla miejscowych ptaków, w tym dla gatunków zagrożonych. O problemie węży w Everglades pisaliśmy półtora roku temu. Ludzka głupota spowodowała, że na terenie Parku żyją już trzy obce gatunki dużych węży - boa dusiciel, pyton skalny i właśnie pyton birmański. Naukowcy ze Smithsonian Institution, South Florida Natural Resources Center oraz University of Florida postanowili szczegółowo przyjrzeć się diecie pytona birmańskiego i odkryli, że ptaki stanowią aż 25% jego pożywienia. Inwazyjny pyton birmański jest szczególnie niebezpieczny dla rodzimych ptaków Ameryki Północnej, gdyż w czasie swojej ewolucji nie miały one do czynienia z tak wielkim polującym na nie gadem. Zagrożenie jest tym większe, że pyton nie ma tutaj naturalnego wroga, który utrzymywałby jego populację pod kontrolą - mówi Carla Dove, ornitolog z National Museum of Natural History. Naukowcy zbadali dietę 343 pytonów birmańskich. W przewodach pokarmowych 85 z nich znaleziono resztki ptaków. Udało się zidentyfikować 25 różnych gatunków tych latających zwierząt. Cztery z tych gatunków są zagrożone na Florydzie, a jeden jest uznany za zagrożony a terenie całych Stanów Zjedoczonych. Pytony pożerają ptaki różnych rozmiarów. Do małego strzyżyka śpiewnego po dużą czaplę modrą. Sytuacja może ulec pogorszeniu. Ten pyton jest zdolny do życia w różnych habitatach, a więc jego wpływ nie ogranicza się tylko do rodzimych gatunków Everglades. Pyton birmański szybko się rozmnaża, długo żyje i może polować na duże zwierzęta, a fakt, że poluje też na ptaki to poważne ostrzeżenie i wyzwanie dla agend odpowiedzialnych za ochronę przyrody - dodaje Dove. Pyton birmański to gatunek pochodzący z Azji Południowo-Wschodniej. Po raz pierwszy zauważono go na wolności w Everglades w 1979 roku. Zwierzę uciekło z hodowli lub zostało celowo wypuszczone na wolność. Obecnie populację pytona birmańskiego w Parku Narodowym Everglades ocenia się na dziesiątki tysięcy osobników.
  6. Zimna wojna była bez wątpienia bardzo ciężkim okresem dla wielu narodów. Okazuje się jednak, że czas napiętych stosunków pomiędzy blokiem wschodnim oraz sprzymierzeńcami USA był pod pewnymi względami niezwykle korzystny dla... ekosystemów. Jak wykazała dr Susan Shirley z Oregon State University, ograniczenie przepływu ludzi i towarów pomiędzy Wschodem i Zachodem pozwoliło na zmniejszenie liczby gatunków, które zostały zawleczone na teren silnie odizolowanej w tamtych czasach Europy Wschodniej. Handel globalny jest prawdziwym powodem do zmartwień z punktu widzenia gatunków inwazyjnych, a lekcje, których możemy się nauczyć z czasów zimnej wojny, są niczym ostrzegawcza flaga dla państw rozwijających się, które rozrastają się w obrębie globalnej gospodarki, ocenia dr Shirley. Studium przeprowadzone przez badaczkę z Oregonu koncentrowało się na ptakach. Wydawać by się mogło, że zwierzęta te, zdolne do samodzielnego przemieszczania się na znaczne odległości, nie powinny być uznawane za gatunki inwazyjne - mogłyby przecież dotrzeć w wiele miejsc bez pomocy człowieka. W praktyce okazuje się jednak, że ludzie przenoszą ptaki w nowe miejsca - zbyt odległe, by zwierzęta mogły do nich dolecieć samodzielnie - umożliwiając im inwazję. Jak wykazały obliczenia przeprowadzone przez dr Shirley, przed rozpoczęciem zimnej wojny w Europie Zachodniej żyło 36 inwazyjnych gatunków ptaków, zaś na Wschodzie było ich 11. W czasie pomiędzy końcem II wojny światowej i opadnięciem żelaznej kurtyny w krajach zachodnich, otwartych na kontakty handlowe oraz przepływ ludzi i towarów, ich liczba wzrosła do 54. W tym samym czasie w Europie Wschodniej, wyraźnie odizolowanej od reszty świata, liczba gatunków inwazyjnych spadła do pięciu. Zaobserwowane zjawisko dostarcza ważnych wniosków pozwalających na ochronę naturalnego kształtu ekosystemów w dobie globalnego handlu. Nie oznacza ono, oczywiście, że przepływ ludzi i dóbr jest czymś złym. Trzeba jednak pamiętać, że jedyną skuteczną i akceptowalną ekonomicznie metodą ochrony przed gatunkami inwazyjnymi jest zapobieganie ich wspomaganej migracji, a nie zabijanie osobników, które już zostały zawleczone na nowe obszary. Wnioski te nie ograniczają się do ptaków; te same zasady dotyczą większości organizmów żywych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...