Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'dzieci' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 136 wyników

  1. Nie znaleziono dowodów, które by potwierdzały, że oglądanie przez dzieci w wieku 12-24 miesięcy edukacyjnych programów z płyt DVD usprawnia ogólny rozwój językowy lub że maluchy opanowują słowa pojawiające się w umieszczonych na nich filmikach. Jak szacują specjaliści z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside, brzdące 2-letnie i młodsze spędzają przed ekranem telewizora bądź komputera do dwóch godzin dziennie. Przeciętny wiek, w którym niemowlęta zaczynają oglądać programy zaprojektowane z myślą o ich grupie wiekowej, to 5 miesięcy. Twierdzenie producentów, że media dla dzieci pozwalają na opanowanie określonego słownictwa, nie zostało jednak potwierdzone eksperymentalnie. Dr Rebekah A. Richert i zespół przyglądali się nabywaniu nowych słów przez 96 dzieci w wieku 12-24 miesięcy. Badano zarówno rozwój ogólny, jak i językowy. Opiekunowie – 77 matek, 7 ojców i cztery inne osoby – odpowiadali na serię pytań dotyczących rozwoju dziecka oraz wcześniejszych kontaktów z mediami edukacyjnymi. Połowie dzieci dano do domu programy, które miały tam oglądać. Kiedy po 6 tygodniach przeprowadzono dodatkowe testy, okazało się, że maluchy nie opanowały wyrazów specjalnie wyróżnionych na płycie DVD, a oglądanie programów nie wiązało się z ogólnym rozwojem językowym. Co więcej, dzieci, które wg doniesień rodziców, zaczęły oglądać niemowlęce DVD na wczesnych etapach życia, w rzeczywistości wypadały gorzej w testach słownictwa. Amerykanie twierdzą, że związek między oglądaniem płyt i opóźnionym rozwojem językowym da się wyjaśnić na kilka sposobów. Po pierwsze, rodzice zatroskani słabymi umiejętnościami językowymi maluchów mogą korzystać z dziecięcych DVD, by pomóc swoim pociechom. [Po drugie] rodzice, którzy wcześnie korzystają z płyt dla dzieci, mogą się rzadziej angażować w zachowania sprzyjające rozwojowi języka. [Po trzecie wreszcie] kontakt z DVD na wczesnych etapach może naprawdę upośledzać rozwój językowy. Z tego powodu akademicy z Riverside sugerują, by rodzice, programiści i osoby związane z edukacją zawsze brali pod uwagę czynniki natury poznawczej, które wpływają na to, czy dziecko jest w ogóle w stanie nauczyć się czegokolwiek w kontakcie z mediami ekranowymi. Wymieniają, m.in.: stopień rozwoju układów percepcyjnych, rozumienie symboli i analogii oraz kształtującą się dopiero zdolność rozróżniania źródeł, którym można zaufać.
  2. Gdy uczymy się nowych rzeczowników, uaktywniają się inne części mózgu niż podczas opanowywania czasowników. Hiszpańscy psycholodzy - Antoni Rodríguez-Fornells z Uniwersytetu Barcelońskiego i Anna Mestres-Missé, która obecnie pracuje w Instytucie Ludzkiego Poznania i Nauk o Mózgu Maxa Placka – oraz niemiecki neurolog Thomas F. Münte z Uniwersytetu Otto-von-Guericke'a w Magdeburgu posłużyli się funkcjonalnym rezonansem magnetycznym. Zespół wiedział, że pacjenci z uszkodzeniami mózgu wykazują pewnego rodzaju dysocjację, przetwarzając rzeczowniki i czasowniki oraz że dzieci uczą się rzeczowników przed czasownikami. Wykazano też, że podczas testów funkcjonowania poznawczego dorośli lepiej sobie radzą i szybciej reagują na rzeczowniki. Mając to na uwadze, hiszpańsko-niemiecki zespół postanowił sprawdzić, czy różnice te można zobaczyć także w mózgu. Badacze zebrali więc grupę 21 ochotników, których zadanie polegało na wyuczeniu się nowych rzeczowników i czasowników. W ramach testu trzeba było wydedukować znaczenie słowa z kontekstu. W tym celu układano z nim 2 zdania, np. "Dziewczyna dostała na Gwiazdkę jat" oraz "Drużba był tak zdenerwowany, że zapomniał jatu" (rzeczownik "jat" oznaczał pierścionek/obrączkę) lub "Student nisował na śniadanie makaron" i "Mężczyzna nisował dla niej przepyszne mięso" (w tym przypadku chodziło, oczywiście, o czasownik "gotować"). To zadanie symuluje na poziomie eksperymentalnym, w jaki sposób w ciągu życia rozszerzamy swoje słownictwo, odszyfrowując znaczenie nowych wyrazów z kontekstu – zaznacza Rodríguez-Fornells. Uczestnicy studium musieli w ten sposób opanować po 80 nieznanych rzeczowników i czasowników. Okazało się, że rzeczowniki aktywowały głównie lewy zakręt wrzecionowaty (część płata skroniowego, która bierze udział w przetwarzaniu wzrokowym i obiektów), a czasowniki przede wszystkim lewy zakręt skroniowy środkowy (jego tylną część) i lewy dolny zakręt czołowy (odpowiadający za gramatykę). Hiszpanie i Niemiec zauważyli też dodatnią korelację między dwustronną aktywacją hipokampów i skorup a łatwością uczenia się rzeczowników, ale już nie czasowników. Rezultaty sugerują, że regiony pierwotnie skojarzone z reprezentacją znaczenia rzeczowników i czasowników są również związane z ustanawianiem zgodności/relacji między tymi znaczeniami a nowymi słowami. To proces niezwykle ważny dla nauki drugiego języka – przekonuje Rodríguez-Fornells.
  3. Podczas nauki nowej gry dzieci nie wierzą innym dzieciom i wolą polegać na zasadach przedstawionych przez dorosłych (British Journal of Developmental Psychology). Dr Hannes Rakoczy i zespół z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka badali 44 dzieci w wieku 3 i 4 lat. Maluchom pokazano nagranie wideo z instruktażem dotyczącym gry zwanej "daksingiem". Nad właściwymi sposobami daksowania rozwodził się albo chłopiec, albo mężczyzna. Następnie o daksowanie poproszono uczestniczące w eksperymencie dzieci. Przebieg zabawy nagrywano. Brzdącom demonstrowano też pacynkę, która oświadczała, że teraz przyszła jej kolej na daksowanie. Kukiełka daksowała albo według reguł chłopca, albo mężczyzny (reakcje dzieci ponownie nagrywano). Naukowcy zauważyli, że dzieci znacznie częściej naśladowały metodę daksowania zaprezentowaną przez dorosłego. Z większym prawdopodobieństwem dochodziło też do interwencji, gdy pacynka daksowała, korzystając z techniki chłopca z filmu. Maluchy protestowały, że postępuje niewłaściwie. Wyniki naszego studium sugerują, że w sytuacji opanowywania czynności związanych z regułami, np. podczas nauki jakiejś gry, dzieci wolą się uczyć raczej od dorosłych niż od rówieśników. Oczekują również, że inni ludzie przyswoją sobie i zastosują zasady przedstawianie przez dorosłych. Stąd pomysł, że pacynka powinna naśladować działania dorosłego aktora, nie chłopca – tłumaczy Rakoczy. Skoro to dorośli stanowią wzór, nietrudno przewidzieć, że w ten właśnie sposób będzie zachodzić społeczne uczenie zarówno dobrych, jak i złych zachowań.
  4. W przypadku małych dzieci, którymi regularnie zajmują się dziadkowie, znacznie wzrasta ryzyko nadwagi. Naukowcy zauważyli, że dotąd przeprowadzono niewiele badań dotyczących wpływu rodzaju opieki na masę dzieci. Tymczasem oddziałuje on nie tylko na dietę, ale i tryb życia, np. poziom aktywności, maluchów. Analiza naukowców z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) objęła 12 tys. trzylatków. Wykorzystano dane zgromadzone w ramach Millennium Cohort Study. Autorzy tego studium śledzili zdrowie dzieci urodzonych w Wielkiej Brytanii w latach 2000-2001. Przyglądali się ich kondycji od 9. miesiąca do 3. roku życia. Okazało się, że w porównaniu do dzieci wychowywanych wyłącznie przez rodziców, prawdopodobieństwo nadwagi wzrastało aż o 34%, gdy babcia bądź dziadek zajmowali się brzdącami na cały etat, a o 15%, kiedy dziadkowie pracowali w niepełnym wymiarze godzin. Gdy uwzględniono zaplecze socjoekonomiczne dzieci, podwyższone ryzyko obserwowano wyłącznie wśród maluchów z najbardziej uprzywilejowanych grup: których matki były zatrudnione na stanowisku menedżerskim, mieszkały z partnerem lub miały dyplom ukończenia studiów. Zwiększone ryzyko nadwagi stwierdzono także w przypadku opieki sprawowanej przez innych krewnych bądź przyjaciół, ale tylko wtedy, gdy miała ona charakter pełnoetatowy. Liderka projektu, profesor Catherine Law, podkreśla, że nie sprawdzano, czemu opieka dziadków łączy się z nadwagą, ale przypuszcza, że w grę wchodzą pobłażliwość i brak ruchu. Uważa ona, że dobrym wyjściem byłoby organizowanie spotkań z małymi grupkami dziadków i rozmowa o wyzwaniach, z jakimi się spotykają. Poza tym pomocne mogłoby się okazać ogólne edukowanie społeczeństwa odnośnie do zdrowego trybu życia, ale także zwracanie szczególnej uwagi na to, że warto uczynić z unikania jedzenia nagrodę czy wbudować aktywność w codzienne życie.
  5. Do wieku 4 lat dzieci oznaczają czas, odnosząc się do fizycznych odległości. Wg Daniela Casasanto z Instytutu Psycholingwistyki Maxa Plancka, rozumienie abstrakcyjnych pojęć, a więc i czasu, wywodzi się od obserwacji oraz zachowań dzieci w rzeczywistym świecie i nie zależy od oddziaływań kulturowych czy języka obfitującego w metafory (Cognitive Science). Odkryliśmy, że reprezentacje czasu zależą od przestrzeni tak samo silnie u 4-, jak i 10-latków, chociaż 4-latki mają niewielkie doświadczenie związane z używaniem w języku metafor przestrzeń-czas. Do wieku 10 lat dzieci słyszą i korzystają z wielu takich sformułowań, np. "odległy w czasie" czy "dążyć do porozumienia". Wcześniejsze badania Casasanto na dorosłych ujawniły, że oszacowując, ile czasu potrzeba, by linie rozciągnęły się na szerokość ekranu komputera, badani sugerowali się przebytą odległością. Jeśli dwie linie w tej samej jednostce czasu wydłużały się na różne odległości, ochotnicy uznawali, że mniejsza poruszała się krócej, a większa dłużej niż w rzeczywistości. W nowym studium podobną wrażliwość na wskazówki dot. odległości stwierdzono u 99 dzieci z przedszkoli i szkół podstawowych w Salonikach. Na początku psycholodzy sprawdzili, że dzieci potrafią zidentyfikować dłuższą z dwóch linii i wskazać, który z dwóch jednocześnie wyświetlanych rysunkowych ślimaków skacze przez dłuższy czas. Następnie każdy maluch oglądał 3 inne filmiki, ukazujące pary ślimaków (czerwonych i niebieskich), które ścigają się od lewej do prawej na równoległych torach. Część zwierzątek przebywała różne odległości w tym samym przedziale czasowym, część różne odległości w różnych okresach, a pozostałe te same odległości w różnych przedziałach czasowych. Ślimaki przemieszczały się o 400 lub 600 pikseli i potrzebowały na to 4 lub 6 sekund. Bez względu na wiek, próbując stwierdzić, ile czasu zajęło rysunkowym postaciom dotarcie do celu, dzieci silnie polegały na odległości przebytej przez każdą z nich. W jednym z przykładów zwierzę, które w czasie 4-sekundowego wyścigu dopełzało dalej, często uznawano za osobnika poruszającego się dłużej od swojego rywala. Dzieci zazwyczaj ignorowały jednak dane dotyczące czasu, w którym każdy ślimak z pary się poruszał (przez całe 4 lub 6 sekund czy krócej) i czy obaj zawodnicy zatrzymywali się w tym samym punkcie. Casasanto odnotowuje, że ojczystym językiem badanych dzieci był grecki. Mówiąc o czasie, jego użytkownicy nie muszą używać słów odnoszących się do odległości. Eksperymentatorzy mogli więc zadawać maluchom pytania związane z czasem, nie posługując się wprowadzającymi zamęt metaforami.
  6. W porównaniu do stosowania trocin, wysypywanie placów zabaw piaskiem granitowym zmniejsza u dzieci liczbę złamań ręki (PLoS Medicine). Jak zauważają badacze ze Szpitala dla Chorych Dzieci w Toronto (The Hospital for Sick Children, w skrócie SickKids) oraz z York University, upadków uniknąć się nie da, ale niektóre kończą się wizytą u lekarza, a nawet hospitalizacją. To, jak poważne są urazy, zależy nie tylko od wysokości, z jakiej dziecko spadło, lecz także od rodzaju powierzchni, w którą uderzyło. Studium wykazało, że ryzyko złamania ramienia po upadku ze sprzętów na placu zabaw było 4,9-krotnie wyższe, gdy jako podłoże wykorzystano wióry, a nie piasek. Ryzyko odniesienia innych obrażeń ciała również było wyższe. Złamania ramienia na placu zabaw są powszechne i mogą być poważne. Zwykła warstwa piasku, właściwie utrzymywana, może zapobiec wielu z nich. Mamy nadzieję, że te odkrycia pozwolą uaktualnić obowiązujące standardy – opowiada dr Andrew Howard. W 2003 roku naukowcy zyskali niepowtarzalną szansę na przeprowadzenie randomizowanych badań w terenie. Rada Szkolna dystryktu Toronto przeprowadzała bowiem modernizację nawierzchni licznych placów zabaw, współpracując przy tym właśnie z SickKids. W ciągu 2,5 roku do projektu przyłączyło się 28 szkół. Ich przedstawiciele przekazywali naukowcom raporty z wyszczególnieniem rodzajów i okoliczności wypadków, jakie miały miejsce na terenie placów. Jak wyjaśnia Howard, na piasku rzadziej dochodziło do złamań, ponieważ materiał ten ma mniejszą powierzchnię cierną. Pozwala ręce prześliznąć się bądź zatonąć w sobie, ograniczając przy tym skręty.
  7. Dzieci i dorośli inaczej oceniają wielkość obiektów, dlatego te pierwsze nie ulegają złudzeniom optycznym, którym dają się zwieść ich rodzice (Developmental Science). Dr Martin Doherty z University of Stirling wyjaśnia, że odkrycia jego zespołu pokazują, że zdolność mózgu do brania pod uwagę kontekstu danej sceny, a nie koncentrowania się jedynie na jej elementach składowych rozwija się powoli wraz z wiekiem. Co ciekawe, jeszcze w wieku 10 lat dzieci nie dysponują dorosłą umiejętnością dostrajania się do kontekstu. Psycholodzy zauważyli, że w odróżnieniu od starszych ludzi, maluchy, zwłaszcza te poniżej 7. roku życia, rzadko ulegają złudzeniu Ebbinghausa. Jest to złudzenie typu kontrastowego, opisane przez Ebbinghausa w 1902 r. Polega na tym, że koło otoczone mniejszymi kołami wydaje się widzowi większe od identycznego koła obramowanego kołami większymi od siebie. Kiedy kontekst wzrokowy jest mylący, dorośli dosłownie widzą świat mniej dokładnie od dzieci. To samo można powiedzieć zarówno o małych i dużych Szkotach, jak i Japończykach. Część specjalistów twierdzi, że mieszkańcy wschodniej Azji w ogóle mają silniejszą tendencję do skupiania się na kontekście niż przedstawiciele kultury zachodniej, którzy preferują raczej centralne figury. Badania zespołu Doherty'ego zadają kłam temu twierdzeniu, choć rzeczywiście obywatele Kraju Kwitnącej Wiśni nieco silniej koncentrują się na tle. W ramach eksperymentu zespół Doherty'ego badał 151 dzieci w wieku od 4 do 10 lat oraz 24 studentów w wieku 18-25 lat. Ochotnikom pokazywano serię obrazków, na których widniały pary pomarańczowych kół. Jedno zawsze było o 2-18% większe od drugiego. Zadanie polegało na wskazaniu figury, która "wygląda na większą". Na obrazkach kontrolnych widniały tylko dwa pomarańczowe koła, a na innych otaczały je koła szare, utrudniające bądź wspomagające trafną percepcję ich wielkości. Na rysunkach wprowadzających w błąd mniejsze pomarańczowe koła otaczano jeszcze mniejszymi szarymi kółeczkami, by przez kontrast wydawały się większe. Duże szare koła rozmieszczone wokół większego pomarańczowego koła miały zaś ukryć jego rzeczywiste gabaryty. W obrazkach pomocnych mniejsze pomarańczowe koło otaczały duże szare koła, przez co wydawało się ono mniejsze, niż było w rzeczywistości. Malutkie szare kółeczka obok większego koła pomarańczowego sprawiały natomiast, że wydawało się ono dodatkowo powiększone. Czterolatki poprawnie wskazywały większą figurę w 79% obrazków kontrolnych. Odsetek poprawnych odpowiedzi rósł z wiekiem, sięgając 95% u dorosłych. U 4-6-latków dokładność postrzegania mylących rysunków pozostawała niemal taka sama, jak w przypadku układów kontrolnych. Starsze dzieci myliły się znacznie częściej, dawała się też oszukać większość dorosłych. Przy pomocnych obrazkach dzieci w wieku 4-6 lat osiągały rezultaty przypominające przypadkowe trafienia, ale już 7-10-latki myliły się tylko z rzadka.
  8. Metody radzenia sobie z potworami – rodem z bajek i realnymi - różnią się w zależności od płci i wieku dziecka (Child Development). Dr Liat Sayfan z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis poprosiła 48 maluchów w wieku 4-7 lat o wysłuchanie serii historii. Każda opowiadała o dziecku, które spotkało realnie istniejącą groźną istotę, np. niedźwiedzia, lub wytwór ludzkiej wyobraźni w rodzaju czarownicy. Jak opowiada Amerykanka, chodziło o przedstawienie doświadczającej strachu postaci, a nie o przerażanie dzieci biorących udział w eksperymencie. Pani psycholog wyjawia, że słuchając historii o potworach z życia wziętych, dzieci radziły, by bohaterowie ich unikali. Pojawiły się jednak różnice związane z płcią. Chłopcy często sugerowali atakowanie bądź zabijanie potwora, podczas gdy dziewczynki proponowały raczej, by wziąć nogi za pas i poszukać rodziców. Kiedy chodziło o postaci wymyślone, naukowcy nie zaobserwowali różnic związanych z płcią, lecz z wiekiem. Przedszkolaki chciały przekształcić opisaną sytuację w sympatyczną i mówiły coś w tym stylu: "wyobraźmy sobie, że wiedźma jest naprawdę miła". Czterolatki zdają sobie bowiem sprawę z tego, co jest realne, a co stanowi wytwór wyobraźni, ale wykorzystanie tej wiedzy w praktyce jest dla nich trudne. Sześcio- i siedmiolatki potrafiły już wybrnąć z kłopotliwej sytuacji, przypominając sobie, że potwór nie jest prawdziwy. Sayfan doradza, jak rodzice mogą pomóc dziecku, któremu przyśnił się koszmar. Jeśli to małe dziecko, jest ono naprawdę mocno zaabsorbowane swoim wyobrażeniem i przekonanie go, by oderwało się od wizji i zaczęło myśleć o rzeczywistości, jest wyjątkowo trudne. Lepiej zatem wykorzystać inną strategię i pokierować wyobrażonym przebiegiem zdarzeń, mówiąc, że potwór jest bardzo miły. Wyjaśnienia, że nie jest prawdziwy, warto zachować na poranek. W ramach eksperymentu Kalifornijczycy pytali dzieci, co czuliby dorośli w kontakcie ze zmyślonymi i prawdziwymi potworami. Maluchy twierdziły, że ojcowie nie baliby się takich istot, ponieważ są dzielni. Uważały za to, mamy będą się nieco bać, ale nie do tego stopnia, co dzieci. Dzieci doskonale wiedzą, że to ich własne lęki i że dorośli wiedzą lepiej i nie boją się tego typu rzeczy. W przyszłości pani psycholog zamierza sprawdzić, czy bojąc się, brzdące naprawdę korzystają ze strategii zalecanych innym.
  9. Zaledwie 5 godzin kontaktu z językiem obcym, a więc innym niż ojczysty język rodziców, pozwala małemu dziecku włączyć charakterystyczne dla niego dźwięki do gaworzenia. Z badań prowadzonych w ciągu ostatniego ćwierćwiecza wynikało, że niemowlęta zaczynają rozumieć mowę rodziców w wieku ok. 6 miesięcy. Do ukończenia 1. roku życia stają się do tego stopnia dostrojone do odbioru niuansów dźwięków określonego rodzaju, że spada ich zdolność odróżniania dźwięków z innych języków. Parę lat temu naukowcy wykazali jednak, że krótkotrwałe wystawienie na oddziaływanie drugiego języka może odwrócić te zmiany. Okazało się bowiem, że po kilkugodzinnym kontakcie z mandaryńskim dzieci z anglojęzycznych domów znów były w stanie odróżnić dźwięki mandaryńskie od angielskich. Lingwistów zastanawiał zupełnie inny problem: czy obsłuchując się z obcym językiem, maluchy zaczną je wykorzystywać we własnych wokalizacjach? Nancy Ward i Megha Sundara z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles oraz Patricia Kuhl i Barbara Conboy z University of Washington w Seattle wykazały, że jak najbardziej tak. Po 5 godzinach kontaktu z hiszpańskim roczne brzdące włączyły do gaworzenia charakterystyczne dla tego języka dźwięki. W ramach eksperymentu trzynaścioro 1-rocznych dzieci z anglojęzycznych domów bawiło się z hiszpańskojęzycznym pomocnikiem badaczy. W sumie zabawa zajęła 5 godzin, ale czas ten rozdzielono na 30-minutowe sesje, odbywające się na przestrzeni 6 tygodni. Pod koniec nagrano i przeanalizowano kontakty dzieci z rodzicami i eksperymentatorem. Istniały różnice między gaworzeniem – podkreśla Ward. Co ważne, w mowie wszystkich maluchów poza jednym pojawiły się cechy typowe dla hiszpańskiego. Hiszpański zawiera więcej wielosylabowych słów niż angielski. Dzieci starały się to oddać, zmieniając kadencję, czyli intonację opadającą, stanowiącą sygnał zakończenia pewnego odcinka mowy. Różnice w gaworzeniu były bardzo niewielkie. Kiedy nagrania odtworzono osobom anglo- i hiszpańskojęzycznym, nie umiały bez żadnych wątpliwości wskazać, które jest które. Wg Ward, stało się tak, ponieważ ludzie wsłuchiwali się nie w to, co potrzeba. Generalnie mamy tendencję, by rozpoznawać poszczególne języki nie po kadencji, lecz po spółgłoskach i samogłoskach. Tymczasem w wieku 12 miesięcy dźwięki oznaczające samogłoski i spółgłoski są zasadniczo takie same, bez względu na to, jaki jest język ojczysty danego dziecka. Amerykanka wyjawia, że w następnym etapie badań różnice w kadencji zostaną uwydatnione dzięki filtrowi.
  10. Bicie dzieci obniża iloraz inteligencji. Podobny trend można zaobserwować na całym świecie – twierdzi prof. Murray Straus z University of New Hampshire. Wszyscy rodzice chcą mieć mądre dzieci. To badanie pokazuje, że unikanie klapsów i korygowanie złego zachowania w inny sposób może wspomóc wysiłki, by tak się właśnie stało. Straus i Mallie Paschall z Pacific Institute for Research and Evaluation analizowali reprezentatywne dla USA próbki 806 dzieci z dwóch grup wiekowych: 2-4-latków i 5-9-latków. Testy przeprowadzono ponownie po 4 latach. Iloraz inteligencji niebitych maluchów z pierwszej grupy był po upływie tego czasu o 4 punkty wyższy od IQ karanych cieleśnie rówieśników. W przypadku drugiej grupy wiekowej dzieci niekarane klapsami zyskiwały w ciągu 48 miesięcy przewagę w postaci 2,8 pkt. Częstość bicia miała znaczenie. Im częstsze kary cielesne, tym wolniejszy rozwój poznawczy dziecka, lecz nawet klapsy od czasu do czasu nie pozostawały bez wpływu – podkreśla Straus. Badania psychologa wykazały, że w krajach, gdzie bicie jest powszechne, przeciętny iloraz inteligencji osiąga niższe wartości. Najsilniejszy związek między karami cielesnymi a IQ odnotowano w przypadku tych dzieci, które były nadal bite po wkroczeniu w wiek nastoletni. Straus współpracował z naukowcami z 32 krajów. Akademicy wykorzystali dane na temat kar cielesnych, dostarczone przez 17404 studentów. Jak wyjaśnić spadek ilorazu inteligencji pod wpływem bicia? Na pewno tym, że kara fizyczna jest dla dziecka bardzo stresująca. Typowo maluchy są bite 3 razy w tygodniu lub częściej, często przez lata. Nic dziwnego, że widmo kary cielesnej staje się chronicznym stresorem i wywołuje objawy kojarzone z zespołem stresu pourazowego, takie jak strach przed złymi rzeczami, które się mogą wydarzyć lub być z łatwością sprowokowane/wywołane. W ramach wcześniejszych badań symptomy te powiązano z pogorszeniem funkcjonowania intelektualnego. Dobrobyt i wyższy stopień rozwoju ekonomicznego ograniczają stosowanie kar fizycznych. Ponieważ na świecie coraz więcej krajów wprowadza uregulowania prawne odnośnie do bicia dzieci przez rodziców, Straus przewiduje globalny wzrost ilorazu inteligencji. Odwrót od kar cielesnych obserwuje się nawet w tych krajach, które do 2009 r. nie zajęły się zmianami legislacyjnymi lub ograniczyły się tylko do wprowadzenia odpowiednich zapisów, bez ich egzekwowania, wdrożenia społecznych akcji informacyjnych itp. Amerykanin tak podsumowuje 40 lat swojego zaangażowania w badanie skutków kar cielesnych: Mówienie do dzieci, w tym do niemowląt, jest związane ze zwiększeniem liczby połączeń w mózgu i wzrostem możliwości poznawczych. Im mniej kar fizycznych rodzic stosuje, w tym większym stopniu musi się posłużyć rozmową, by nauczyć czegoś malucha i poprawić jego zachowanie.
  11. Wyniki brytyjskiego badania podłużnego, w ramach którego od 1970 r. śledzono losy 17,5 tys. osób, mówią same za siebie: dzieci, które codziennie jedzą słodycze, np. czekoladę, wyrastają na bardziej agresywnych dorosłych (British Journal of Psychiatry). Analizując dane, naukowcy z Cardiff University zauważyli, że maluchy, które przed osiągnięciem wieku nastoletniego dzień w dzień raczyły się słodkościami, były częściej skazywane za brutalne przestępstwo, nim wkroczyły w połowę czwartej dekady życia. Akademicy z Cardiff skorzystali z informacji zgromadzonych w ramach 1970 British Cohort Study. Dotyczyły one osób urodzonych w kwietniu 1970 r. Stwierdzono, że 10-latki, które codziennie jadły wyroby cukiernicze, częściej niż rówieśnicy popełniały brutalne przestępstwo przed 34. rokiem życia. Brytyjczycy wykazali, że 69% osób brutalnych w wieku 34 lat dzień w dzień jadło w dzieciństwie słodycze, w porównaniu do 42% "łagodnych" badanych. Związek pomiędzy konsumpcją ciasteczek, pralinek itp. a agresją pozostawał istotny także po uwzględnieniu innych potencjalnie ważnych czynników. Psychiatrzy sądzą, że dzieci zaspokajane cukierkami lub czekoladą mogą sobie później nie radzić z sytuacją, kiedy nie dostają natychmiast tego, na co mają ochotę. A od frustracji do agresji już niedaleko. Nasze ulubione wyjaśnienie jest takie, że regularne dawanie dzieciom czekolady i słodyczy może zahamować uczenie, jak czekać, by uzyskać jakiś upragniony obiekt. Niezdolność do odraczania gratyfikacji popycha do bardziej impulsywnego zachowania, które jest silnie powiązane z przestępczością – dywaguje szef zespołu badawczego dr Simon Moore. Na razie jednak naukowcy nie potrafią powiedzieć, na czym polega zależność i jaki dokładnie mechanizm wchodzi w grę. Inne prawdopodobne wyjaśnienie jest takie, że dodatki w słodyczach powodują zaburzenia uwagi i skutkują przestępczością. Psycholog jest jednak najbardziej przywiązany do teorii, że mamy do czynienia do nabytym zachowaniem. Przyglądaliśmy się stylom podejmowania decyzji i uważamy, że dzieci karmione słodyczami na żądanie stają się raczej osobami podejmującymi ryzyko niż go unikającymi. Choć wiele się jeszcze musi wyjaśnić, warto zwracać uwagę na to, co dziecko je, bo poza kwestiami czysto zdrowotnymi, w ten sposób można ograniczyć agresję na późniejszych etapach życia.
  12. W jaki sposób przekonania dotyczące starszych osób wpływają na nie same i innych ludzi? Kwong See z kanadyjskiego University of Alberta ustaliła, że uprzedzenia wiekowe pojawiają się już u 3-latków (Educational Gerontology). Początkowo pani psycholog zajmowała się zupełnie inną kwestią – zmianami językowymi i poznawczymi, jakie zachodzą w umysłach starszych osób. W pewnym momencie spotkała kobietę, która po wyjaśnieniu, na czym polega zadanie, oświadczyła: Nie mogę tego zrobić, jestem stara. Dała się jednak przekonań do uczestnictwa w eksperymencie i koniec końców okazało się, że wypadła dużo lepiej niż oczekiwano. Zainspirowane tym incydentem Kwong See i Elena Nicoladis postanowiły prześledzić początki stereotypów na temat starzenia. Mierzyły reakcje małych dzieci na dorosłych w różnym wieku: młodych lub starych. Panie zauważyły, że negatywne stereotypy odnośnie do możliwości poznawczych staruszków tworzą się u niektórych maluchów już między 2. a 3. rokiem życia . Może to niekorzystnie wpłynąć na te osoby, gdy same będą się starzeć, ulegając przekształceniu w samospełniające się proroctwo. Dzieciom przedstawiano słowo, a właściwie niby-słowo, którego nie znały, np. "dax". Patrzyliśmy, czy i kiedy powiedzą, że to rzecz, której nie znają. Z młodszą osobą brzdące bez trudu identyfikowały nowy obiekt, tymczasem w towarzystwie staruszka dzieci wahały się przed wskazaniem nieznanego przedmiotu. See sądzi, że może to mieć związek z postrzeganiem starszych ludzi jako osób zakłopotanych i nie tak kompetentnych jak ktoś młodszy. Oznacza to, że ci pierwsi nie są uznawani za równie wiarygodne źródło informacji, co młodzi dorośli. Kanadyjki zauważyły, że dzieci ludzi, którzy wspominali o tym, że ich pociechy często spotykają się ze staruszkami, reagowały inaczej. Były do nich nastawione bardziej pozytywnie. Uważały, że ich wiedza dotycząca słów jest większa niż kogoś młodszego. Doświadczenie koryguje zatem negatywne stereotypy kulturowe. Brak kontaktu z dziadkami nie jest jedynym źródłem uprzedzeń. Dzieci stykają się z nimi w bajkach, książeczkach i w wyniku obserwacji przebiegu kontaktów innych ludzi ze staruszkami. Potrafią też jednak podchwytywać pozytywne skojarzenia i warto to wykorzystywać...
  13. Małe dzieci malują niebieską trawę lub różowe koty, ponieważ ich wspomnienia nie mogą jeszcze powiązać ze sobą kształtu i koloru. Vanessa Simmering z University of Wisconsin-Madison założyła, że skoro w mózgu neurony zajmujące się barwą i kształtem znajdują się w różnych miejscach, u maluchów nie rozwinęła się jeszcze zdolność łączenia informacji przechowywanych w każdej z tych lokalizacji. By sprawdzić, czy jej przypuszczenia są prawdziwe, zaaranżowała ciekawy eksperyment. Dwie równoliczne (28-osobowe) grupy 4- i 5-latków oglądały przez krótki czas na ekranie komputera trzy kształty. Tuż potem pokazywano im nowe obrazy, a maluchy miały zdecydować, czy to te same, co przed chwilą, czy też ich lekko zmienione wersje. Okazało się, że czterolatki były w stanie wychwycić wprowadzenie całkiem nowego koloru, ale nie umiały stwierdzić, że dwa widziane wcześniej kształty wypełniono zamienionymi barwami (czyli takimi, które wystąpiły wcześniej, ale w zestawieniu z innym obiektem). Gdy zastosowano ten zabieg, dzieci wydawały się trafiać jedynie przez przypadek. Pięciolatki nie miały już tego typu problemów. Wg psychologów, oznacza to, że umiejętność łączenia informacji wzrokowych różnego typu rozwija się właśnie po 5. roku życia.
  14. Czytanie dzieciom przed snem może być mniej skuteczną metodą wspomagania rozwoju językowego niż zwykła rozmowa. Wg amerykańskich ekspertów, nawet gdy maluch nie umie jeszcze wypowiadać słów, do nauki języka wystarczą jakiekolwiek jego reakcje. W ten sposób uczy się np. prowadzenia dialogu (Pediatrics). To, co w ramach studium nazwano monologowaniem dorosłych, słabo oddziaływało na rozwój językowy. Co więcej, Amerykanie utrzymują, że pozwalanie dzieciom w wieku od 0 do 4 lat na oglądanie telewizji ma zerowy (a więc ani dobry, ani zły) wpływ na proces nauki języka. Czytanie maluchom na dobranoc to wspólne doświadczenie wielu pokoleń. Praktykuje się je z kilku względów, choćby dlatego, że ułatwia zasypianie i sprzyja tworzeniu się oraz podtrzymywaniu więzi. Powtarza się też, że czytanie stymuluje rozwój językowy. Z tego powodu rodzice próbują starannie dobierać wieczorną lekturę, aby ich dziecko szybciej zaczęło wypowiadać słowa, składać zdania lub wreszcie czytać. Czy tak jest rzeczywiście? Wygląda na to, że nie... Zespół doktora Fredericka Zimmermana ze Szkoły Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles przyglądał się 275 rodzinom z dziećmi w wieku do 4 lat. Określono nasilenie ich kontaktu z mową dorosłych, innych dzieci i rodem z telewizora. Potem maluchy badano pod kątem zdolności językowych, podsumowywanych za pomocą liczby punktów. Dzieci, z którymi rozmawiano, zdobywały ich 6-krotnie więcej niż brzdące, którym czytano. Okazało się, że dysponowały one szerszym zakresem słownictwa oraz popełniały mniej błędów, prawdopodobnie dlatego, że dorośli mogli je w czasie rozmowy poprawiać. Maluchy, które głównie słuchały, czy to bajek, czy rozmów między dorosłymi, także wykazywały pewny wzrost umiejętności, lecz był on słaby. Dzieci przesiadujące przed błękitnym ekranem ani nie polepszyły, ani nie pogorszyły swoich zdolności językowych. Przeciętne dziecko słyszy dziennie średnio 13 tys. słów, wypowiadanych bezpośrednio do niego w ramach 400 rozmów/pararozmów z dorosłym partnerem. Nie wystarczy mówić do dzieci. Trzeba je angażować w konwersację. Maluchy uwielbiają słuchać twojej mowy, ale rozkwitają, próbując własnych sił. Daj im szansę wyrażenia tego, co mają w głowie, nawet jeśli ma to być "gu guaaa". Kalifornijskie badania nie oznaczają, że czytanie trzeba zarzucić, wręcz przeciwnie. Warto je wykorzystać jako pretekst do rozmowy czy wprowadzania nowych słów.
  15. U dzieci infekcje zatok mogą odpowiadać za ponad 20% wszystkich przypadków zespołu wstrząsu toksycznego (ang. toxic shock syndrome, TSS). Kiedy nie udaje się ustalić oczywistej przyczyny TSS, należy niezwłocznie wykonać badanie obrazowe zatok – przestrzega dr Kenny Chan z Uniwersytetu Kolorado, który pracuje również w Szpitalu Dziecięcym w Denver. Otolaryngolog podkreśla, że większość osób kojarzy zespół szoku toksycznego ze stosowanymi przez kobiety tamponami. Tymczasem może on wystąpić także u mężczyzn i dzieci. Choroba ta jest powodowana przez toksyny wytwarzane przez gronkowca złocistego, np. TSST-1 czy enterotoksynę B. Pojawia się wysoka gorączka i erytrodermia, spada też ciśnienie krwi. Występują objawy narządowe. W rzadkich przypadkach dochodzi do zgonu pacjenta. Zespół Chana analizował zapisy medyczne dotyczące 76 dzieci, u których w latach 1983-2000 wystąpił zespół wstrząsu toksycznego. Okazało się, że 23 przeszło także ostre lub chroniczne zapalenie zatok. Zakażenie zatok było pierwotną przyczyną 21% przypadków TSS, niektórych bardzo poważnych. Dziesięcioro dzieci trafiło na oddział intensywnej terapii, 4 podano leki na podwyższenie ciśnienia, a 6 poddano operacji.
  16. Dzieci, które mają zmyślonych przyjaciół, uczą się komunikacji skuteczniej od innych maluchów. Dr Evan Kidd z La Trobe University i Anna Roby z Uniwersytetu w Manchesterze starali się znaleźć pozytywy wynikające z posiadania nieistniejących przyjaciół. W ich studium uwzględniono 44 dzieci. Okazało się, że brzdące z wymyślonym kolegą czy koleżanką porozumiewają się skuteczniej od rówieśników, którzy nie mają takich doświadczeń. Dzieci ze zmyślonymi przyjaciółmi zdobyły sporą praktykę, odgrywając kontakty z kimś nieistniejącym. Uważamy, że w ich przypadku rozwój zdolności konwersacyjnych ułatwia [...] naprzemienne wcielanie w obie strony rozmowy. Psycholodzy zauważyli, że maluchy, które personifikowały zabawki albo miały niewidzialnego kumpla, wykazywały się lepszym zrozumieniem realiów społecznych, dużą kreatywnością i były przeważnie pierworodnymi bądź jedynakami. Jedno z dzieci miało np. bawiącą się ze smokiem koleżankę Sarę. Inne przyjaźniło się z całą rodziną zmyślonych postaci, a kolejne kontaktowało się z pomidorem o imieniu Bodder i ziemniakiem zwanym Bun. Dr Kidd uspokaja rodziców, że zmyślony przyjaciel towarzyszy 65% dzieci w wieku od 3 do 9 lat. W rzeczywistości nie jest to powód do niepokoju, wygląda bowiem na to, że taki rodzaj zabawy w udawanie stanowi ważny element prawidłowego rozwoju. Korzyści z posiadania zmyślonego przyjaciela utrzymują się nawet na późniejszych etapach życia. Kiedy Kidd zbadał studentów, okazało się, że ci, którzy w dzieciństwie bawili się z niewidzialną postacią, byli bardziej twórczy, zorientowani na osiągnięcia i wrażliwi emocjonalnie niż reszta rówieśników.
  17. Dzieci, które piją przed testami czy egzaminami zwykłą wodę, wypadają aż o 1/3 lepiej od swoich rówieśników. Na razie nie wiadomo, czemu się tak dzieje, ale badacze z Uniwersytetu Wschodniego Londynu podejrzewają, że informacja przemieszcza się płynniej pomiędzy dobrze nawodnionymi neuronami (Appetite). Naukowcy oceniali wyniki osiągane przez 60 dzieci (zarówno chłopców, jak i dziewczynki) w wieku od 7 do 9 lat. Na 20 min przed rozpoczęciem badania baterią testów połowie maluchów podano szklankę wody. W ramach jednego z zadań oceniano uwagę wzrokową i pamięć – należało bowiem wytropić, czym różniły się dwa rysunki. Dzieci, które wypiły 250 ml wody, wypadały o 34% lepiej od pozostałych uczestników eksperymentu. W trudniejszej wersji tego zadania nadal przewyższały konkurentów (23%), podobnie było również w przypadku wykreślania wybranych liter z serii (11%). Nie odnotowano różnic w zakresie pamięci krótkotrwałej. Dr Caroline Edmonds uważa, że zaobserwowane zjawisko można wyjaśnić na wiele sposobów. Po pierwsze, wspomnianym na początku gładkim przepływem danych przez nawodnione komórki nerwowe. Po drugie, powodami czysto fizjologicznymi - pragnienie nie rozprasza uczniów, stąd lepsze rezultaty. Wcześniejsze studia wykazały, że picie wody poprawia zdolności poznawcze dorosłych.
  18. U dorosłych biegle władających wieloma językami w większym stopniu niż u pozostałych uaktywnia się część mózgu odpowiedzialna za zapamiętywanie serii. Kathrin Klingebiel i dr Brendan Weekes z University of Sussex powtarzają eksperyment z udziałem dzieci ze szkół podstawowych z Brighton i Belgii. Badania potrwają dwa lata. Maluchy z Wielkiej Brytanii jako drugiego języka uczą się francuskiego, natomiast uczniowie belgijscy uczęszczają na lekcje angielskiego. Dzięki temu można prześledzić zależności między pamięcią serii, pamięcią obiektów oraz nauką języka. Pamięć serii jest badana następująco. Dzieci słyszą listę nazw zwierząt. Potem dostają rysunki tych samych gatunków, które należy ułożyć w porządku odzwierciedlającym kolejność wymieniania. Podczas zeszłorocznego badania trzyjęzycznych dorosłych Belgów psycholodzy z Sussex odkryli, że osoby bez problemu uczące się drugiego języka nie tylko dobrze zapamiętywały obiekty, ale także porządek ich pojawiania się. W przypadku dzieci spodziewamy się, że te z nich, które trafnie zrekonstruują listę, łatwiej uczą się drugiego języka. Nie wiemy, czy jest to zdolność, z którą się rodzimy, czy też mamy raczej do czynienia z wyuczoną strategią. Bez wątpienia pomoże to jednak w opracowaniu skutecznych metod nauczania – przekonuje dr Weekes.
  19. Jesteś za niski? Porozmawiaj z tatą. Masz za dużo wałeczków z tłuszczu? Wszelkie zażalenia powinna przyjmować mama. Naukowcy odkryli bowiem, że ojcowie determinują wzrost dziecka, a matki wpływają na jego wagę. Prace nad tym zagadnieniem dalej trwają, ale badacze z Royal Devon and Exter Hospital zgodnie twierdzą, że wyniki mówią same za siebie: wyżsi ojcowie mają wyższe dzieci. Dla liczby i objętości komórek tłuszczowych dziecka nie ma znaczenia, jak dużo tkanki tłuszczowej ma ojciec. Waga matki ma jednak istotny wpływ na wagę urodzeniową jej dziecka. Matki z nadwagą mają zazwyczaj wyższy poziom cukru we krwi, co wpływa na rozwój płodu. Dr Beatrice Knight podkreśla, że na wzrost dziecka wpływają zarówno czynniki genetyczne, jak i środowiskowe. Wczesny wzrost malucha (w macicy i w pierwszych miesiącach życia poza nią) może mieć kluczowe znaczenie dla jego stanu zdrowia na następnych etapach życia. Dlatego też pani doktor chce odnaleźć wpływające na niego geny. Zespół Knight badał ok. 1000 rodzin. Określano wzrost i wagę matek, ojców oraz dzieci (w ciągu pierwszych 2 lat ich życia). Oczywiście jednym z czynników najsilniej wpływających na wzrost dziecka są wymiary matki. Potwierdziliśmy jednak, że wzrost ojca także wywiera na niego bezpośredni wpływ, dlatego też wyżsi tatusiowie mają dłuższe i cięższe dzieci — podsumowała Knight.
  20. Dzieci z rzadką chorobą genetyczną zwaną zespołem Williamsa (bądź zespołem Williamsa-Beurena) stanowią klucz do ludzkiej towarzyskości. Skoncentrowano się właśnie na tych pacjentach, ponieważ mają oni niezwykle życzliwe usposobienie. Przejawia się to tym, że z łatwością podchodzą i nawiązują kontakt wzrokowy z zupełnie obcymi osobami. Mają jednak problem z relacjami długoterminowymi (American Journal of Medical Genetics). Zespół Julie Korenberg z University of Utah w Salt Lake City pracował z dziewczynką z zespołem Williamsa (WS), która nie była nazbyt przyjacielska, potrafiła za to nawiązywać i podtrzymywać trwałe związki. Badacze porównali jej genom z genami osób z typowymi objawami choroby. Okazało się, że podobnie jak zdrowi ludzie, miała ona gen GTF2I, którego brakowało u pozostałych. Oznacza to, że to najprawdopodobniej ten fragment DNA zarządza normalnym zachowaniem społecznym. Jest to gen regulatorowy i w przyszłości akademicy zamierzają sprawdzić, czy oddziałuje na pracę mózgu, czy też wpływa na produkcję hormonów zaufania. Zespół Williamsa został po raz pierwszy opisany w 1961 r. przez nowozelandzkiego kardiologa J.C.P. Williamsa. Pacjenci mają charakterystycznie zbudowaną twarz, nazywaną twarzą elfa. Często stwierdza się u nich słuch absolutny. Większość ma tendencje do nadmiernego zamartwiania się. Mocną stroną chorych jest krótkotrwała pamięć słowna oraz język, szwankują zaś zdolności wzrokowo-przestrzenne. Ponad 50% zmaga się z zaburzeniami uwagi (ADHD lub ADD), a także specyficznymi fobiami, takimi jak lęk przed głośnymi dźwiękami. Uznaje się, że zespół ten nie jest raczej chorobą dziedziczną, ale losową mutacją genetyczną – delecją małego fragmentu chromosomu 7. Prawda jest jednak taka, że osoby z WS z 50% prawdopodobieństwem przekażą swoją przypadłość potomstwu.
  21. W jakim wieku niepewność zaczyna nas popychać do podążania za tłumem? Troje psychologów z Uniwersytetu Harvarda wykazało, że do strategii tej uciekają się już 3-4-latki, a więc przedszkolaki. W ramach eksperymentu dzieci obserwowały, jak mała grupa osób (zaledwie 3-4-osobowa) nazywa nowy obiekt. Większość posługiwała się tą samą nazwą, a wyłamywał się tylko jeden śmiałek. Potem naukowcy pytali dzieci, jak przedmiot się nazywa. Dzieci konsekwentnie wybierały nazwę podawaną przez większość. Gdy w następującym później drugim eksperymencie pojawiały się tylko dwie osoby – przedstawiciel większości oraz indywidualista – i tylko one nazywały obiekt, przedszkolaki nadal wybierały słowo wypowiadane przez reprezentanta większości. Psycholodzy uważają, że uzyskane wyniki pozwalają stwierdzić, że już 3-4-letnie dzieci potrafią rozpoznać i zareagować na konsensus. Maluchy świetnie też zapamiętują, kto opowiedział się za, a kto przeciw większości.
  22. Małe dzieci bywają czasem bardzo wybredne i za żadne skarby świata nie zjedzą ogórka, fasolki i innych warzyw. Jeśli jednak nada im się intrygujące nowe nazwy, np. rentgenowskie marchewki, spałaszują o wiele większe porcje, a nawet poproszą o dokładkę. Psycholodzy z Uniwersytetu Cornella poczęstowali rentgenowską marchwią 186 czterolatków. Okazało się, że maluchy zjadły jej prawie dwukrotnie więcej niż w ramach zwykłego posiłku. Co więcej, wpływ nazwy utrzymywał się nawet wtedy, gdy potem w menu marchewka znów występowała jako marchewka i nikt nie sugerował, że zapewnia widzenie w jakikolwiek sposób związane z promieniami X. Przedszkolaki konsekwentnie zjadały o 50% więcej pomarańczowych krążków czy słupków. Świetne nazwy to świetne pokarmy. Bez względu na to, czy będą to groszki mocy, czy dinozaurowe drzewa brokułowe, nadawanie pokarmom śmiesznych nazw sprawia, że dzieci zaczynają sądzić, że zjedzenie ich będzie zabawniejsze. Wydaje się, że podstęp działa również następnego dnia – opowiada Brian Wansink. W taki sam sposób reagują także dorośli. Badanie przeprowadzone w restauracji wykazało, że gdy filet z ryby/owoców morza przemianowano na soczysty włoski filet z owoców morza, sprzedaż wzrosła o 28%, a ocena smaku o 12%. To samo danie, lecz różne oczekiwania i inne doświadczenie – podsumowuje Amerykanin.
  23. Mulaj Ismail, drugi sułtan Maroka z dynastii Alawitów, został kiedyś wpisany do Księgi rekordów Guinnessa jako mężczyzna będący ojcem największej na świecie liczby dzieci. Spłodził ich ponoć 888, ale Dorothy Einon z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego dowodzi, że nawet przy stałym dostępie do płodnych kobiet jest to z kilku powodów niemożliwe. Powód pierwszy to częstotliwość, z jaką dochodzi do jajeczkowania. Mulaj musiałby mieć niezwykły dar wyczuwania u swoich wybranek krótkiego okresu płodności. Po drugie, kobiety, które współżyją nieregularnie, mają dłuższe cykle i rzadziej owulują. Jeśli więc przyjąć, że władca miał swój własny 500-osobowy harem, wszystkie kobiety współżyły nieregularnie, a szanse na uprawianie seksu w okresie płodnym były jeszcze niższe. Na tym jednak nie koniec przeszkód piętrzących się na drodze do zostania ojcem rekordzistą. Wbrew pozorom, do ciąży nie dochodzi wcale tak często. Nawet gdyby Mulaj kochał się z kobietą w idealnym momencie i jajeczko zostałoby zapłodnione, tylko 42% zygot przeżywa do 12. dnia ciąży. Einon zwraca też uwagę na zjawisko niepłodności, tutaj w dodatku mówimy o sytuacji rodem ze społeczeństwa rozwijającego się. Co więcej, błędem jest zakładać, że wszystkie partnerki sułtana były cnotliwymi białogłowami i współżyły tylko z nim. Mimo wysiłków stróżujących eunuchów część dzieci spłodzili więc zapewne inni mężczyźni. Jeśli Mulaj Ismail kopulował codziennie z wieloma kobietami, liczebność plemników w jego spermie musiała bardzo spaść (o ich jakości nie wspominając). Brytyjka uważa, że to mało prawdopodobne, by różnica pomiędzy maksymalną liczbą potomków mężczyzn i kobiet była tak duża. Stąd tezy przedstawione w artykule pt. "Ile dzieci może mieć jeden mężczyzna?", który opublikowano na łamach pisma Evolution and Human Behavior.
  24. Wiśnie to owoce lubiane przez naukowców, którym udało się dotąd stwierdzić, że pomagają one w walce z bólem mięśni po ćwiczeniach oraz zmniejszają ryzyko chorób serca. Teraz okazuje się, że przyczyniły się także do opracowania przyjaznej dzieciom wersji leków na malarię. Wiśniowa odmiana tabletek Coartem firmy Novartis rozpuszcza się w wodzie i smakuje całkiem jak sok owocowy. Jeśli maluchy zaakceptują nową wersję leku, będzie to wielki krok naprzód – uważa Safiatou Thiam Sy, minister zdrowia Senegalu. Lek po metamorfozie zadebiutował w zeszłym tygodniu w kilku afrykańskich krajach. Częściowo został on sfinansowany przez fundację Gatesów. Mimo że istnieją leki na malarię, co roku na chorobę tę umiera ok. 1 mln osób. Dziewięć na dziesięć zgonów ma miejsce w Afryce subsaharyjskiej i, niestety, większość ofiar stanowią dzieci. Wg Światowej Organizacji Zdrowia, na Czarnym Kontynencie co 30 s malaria zabija jedno dziecko. Wiśniowy sok, zestawiony z pokruszoną gorzką pigułką, której nieprzyjemny smak starano się zamaskować za pomocą cukru, to jak niebo i ziemia, bez porównania. Miejmy nadzieję, że dzięki temu prostemu zabiegowi uda się uratować wiele istnień...
  25. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu machanie rękoma uznawano za niegrzeczne. Minęło jednak trochę czasu i okazało się, że dzieci, które używają gestów w wieku 14 miesięcy, rozpoczynając szkołę, a w USA ma to miejsce w wieku 4,5 r., dysponują o wiele bogatszym słownikiem (Science). Członkowie zespołu doktor Meredith Rowe z Uniwersytetu w Chicago podkreślają, że dzieci majętniejszych i lepiej wykształconych rodziców zazwyczaj gestykulują więcej, co może w pewnym stopniu wyjaśnić, czemu maluchy z uboższych środowisk gorzej sobie radzą z nauką. Spostrzeżenie Amerykanów ma duże znaczenie, ponieważ zasób słownictwa pozwala przewidzieć postępy szkolne dziecka. Skoro wiadomo, że bogatsi i wyedukowani rodzice przeważnie więcej rozmawiają ze swoim potomstwem, postanowiliśmy pójść o krok dalej i zapytać, czy status socjoekonomiczny odnosi się w jakiś sposób również do gestykulacji i może wyjaśnić rozdźwięk obserwowany już na początku nauki. Psycholodzy zbadali 50 dzieci i ich rodziców. Badani byli przedstawicielami różnych grup społecznych. Zliczono ich gesty, m.in. wskazywanie na obrazek. Akademicy zauważyli, że w ciągu 90-minutowej sesji 14-miesięczne maluchy lepiej sytuowanych, wykształconych rodziców używały gestów związanych średnio z 24 różnymi pojęciami, podczas gdy dzieci z rodzin o niższych dochodach wykonywały tylko 13 gestów. Jak zaznacza Rowe, w wieku 14 miesięcy nie można jeszcze było dostrzec różnicy w zakresie mowy, ale była ona zauważalna w gestykulacji. Nagrania wideo potwierdziły, że majętniejsi rodzice w większym stopniu wykorzystywali możliwości dawane przez mowę ciała. Naukowcy z Chicago myślą o tym, by na podstawie uzyskanych wyników opracować program wczesnej interwencji. Wystarczy zachęcić matki i ojców, by pamiętali np. o wskazywaniu, a sukces edukacyjny ich dziecka już staje się bardziej realny...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...