Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'dzieciństwo' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 11 wyników

  1. Mikroglej to nieneuronalne komórki ośrodkowego układu nerwowego. Tworzące go makrofagi biorą udział w odpowiedzi immunologicznej. Okazuje się także, że wpływają na uczenie i pamięć. W odpowiedzi na zakażenie wydzielają bowiem cząsteczkę sygnałową interleukinę 1 (IL-1). W obrębie hipokampa jest ona niezbędna do normalnego zapamiętywania, ale zaobserwowano, że gdy u szczurów laboratoryjnych jest jej za dużo, dochodzi do zaburzeń uczenia. W ramach prowadzonych od niemal 10 lat eksperymentów dr Staci Bilbo z Duke University stwierdziła, że gdy bardzo młode szczury przejdą infekcję, a po jakimś czasie po raz drugi wystawi się je na oddziaływanie tym razem unieczynnionych bakterii, występuje agresywna reakcja immunologiczna, która upośledza uczenie. Mikroglej zapamiętuje 1. infekcję i reaguje inaczej. Samo zakażenie nie wywołuje permanentnych szkód, zmienia w jakiś sposób układ odpornościowy. Drugie zakażenie nie musi nawet dotyczyć bezpośrednio mózgu. Zainfekowana bakteriami rana na łapie stanowi dostateczny sygnał, by mikroglej z mózgu wyprodukował dodatkowe ilości IL-1. Te szczury naprawdę dobrze sobie radzą z infekcją na peryferiach, ale dzieje się to kosztem mózgu. Chcąc sprawdzić, jak odpowiedź immunologiczna wpłynęła na pamięć, zespół Bilbo umieścił szczury w nowym środowisku i wystawił je na oddziaływanie dźwięku, po którym następowało lekkie porażenie prądem w stopę (przeprowadzano więc warunkowanie klasyczne). Zwykły szczur zapamiętuje otoczenie po jednej próbie, zastygając momentalnie w bezruchu tuż po rozpoznaniu jego charakterystycznych cech. Zwierzęta po przebytej we wczesnym dzieciństwie infekcji (czyli te z nadprodukcją IL-1) "pakują się" jednak w bolesną sytuację, jak gdyby wcześniej nie przydarzyło im się w danym środowisku nic złego. Nawet bez drugiego zakażenia inaktywowanymi bakteriami u szczurów przechodzących w dzieciństwie infekcję symptomy deterioracji funkcji poznawczych pojawiają się wcześniej niż w grupie kontrolnej. To intrygująco podobne do tego, co obserwujemy w przebiegu choroby Alzheimera - podkreśla Bilbo. Jakakolwiek choroba, która wyzwala odpowiedź immunologiczną, osłabia zdolności poznawcze, gdyż organizm wchodzi w tryb rekonwalescencji, ale u opisanych szczurów pojawiło się coś w rodzaju trwałej zmiany układu odpornościowego. Nowo narodzone gryzonie, które zakażano w czasie eksperymentów, stanowią odpowiednik ludzkich płodów w 3. trymestrze ciąży. Na razie jest jednak zbyt wcześnie, by powiedzieć, czy i jak te odkrycia mają się do ludzi. Bilbo sądzi, że 1. zakażenie na stałe zmienia ekspresję genów. Obecnie Amerykanka bada rolę mikrogleju w uzależnieniach.
  2. Litera, od której zaczyna się nasze nazwisko (w przypadku kobiet chodzi o nazwisko panieńskie), wpływa na szybkość podejmowania decyzji o zakupie upragnionego obiektu. I to zarówno przedmiotów realnych, jak i wyobrażonych. Andrusiakowie będą grzecznie czekać w kolejce, podczas gdy Zelnikowie szybko ruszą do drzwi sklepu, otwierających się z rana w dniu premiery płyty czy iPada. "Tendencja do szybkiego działania, by nabyć te dobra, jest związana z pierwszą literą nazwiska z dzieciństwa" – podkreślają Kurt A. Carlson z Georgetown University i Jacqueline M. Conard z Belmont University. Psycholodzy stwierdzili, że im dalej w alfabecie plasowała się pierwsza litera nazwiska, tym szybciej jako dorośli ludzie działali w obliczu szansy na kupienie czegoś. Efekt nazwiska pojawiał się tylko w przypadku nazwisk rodowych, a nie przyjętych po zawarciu małżeństwa. Dzieci z nazwiskami z dalszych partii alfabetu często siedzą z tyłu klasy, stoją z tyłu kolejki, a w dzienniku są, oczywiście, wymieniane po wielu innych osobach. [...] W zależności od traktowania, dzieci rozwijają zróżnicowane czasy reagowania. Uwzględniając wpływ nierówności, [nawet] gdy nazwisko nie występuje w roli czynnika regulującego cokolwiek, dorosłe dzieci z końca alfabetu będą ruszać się szybciej; i kupować wcześnie. Osoby z początku listy są tak przyzwyczajone do bycia pierwszymi, że indywidualne szanse na zakup nie będą się aż tak bardzo liczyć; stąd kupowanie późno.
  3. U dzieci, których rodzice się rozwodzą, w dorosłości ponad 2-krotnie wzrasta ryzyko udaru. Zespół dr Esme Fuller-Thomson z Uniwersytetu w Toronto analizował przypadki 13134 osób z przeprowadzonego w 2005 r. Kanadyjskiego Sondażu Zdrowia Publicznego (Canadian Community Health Survey). Byliśmy bardzo zaskoczeni, że związek między rozwodem rodziców a udarem pozostawał tak silny nawet po uwzględnieniu [potencjalnie istotnych czynników w postaci] palenia, otyłości, poziomu aktywności oraz spożycia alkoholu. Ogółem 10,4% respondentów przeżyło w dzieciństwie rozwód rodziców, a 1,9% przeszło udar. Po wzięciu poprawki na wiek, rasę i płeć okazało się, że ryzyko udaru w grupie rozwodowej było mniej więcej 2,2 razy wyższe niż u pozostałych badanych. Kiedy podczas analizy statystycznej Kanadyjczycy skorzystali z modelu regresji logistycznej, uwzględniając dodatkowo m.in. pozycję socjoekonomiczną, ewentualne zachowania prozdrowotne, stan zdrowia psychicznego oraz inne ważne wydarzenia z dzieciństwa, szanse na wystąpienie udaru u osób z rozwiedzionymi rodzicami nadal były znacząco wyższe.
  4. Dziewczynki, które w dzieciństwie jedzą dużo mięsa, zaczynają miesiączkować wcześniej od rówieśnic. W ramach studium Brytyjczycy porównali dietę ponad 3 tys. dwunastolatek. Naukowcy z Uniwersytetu w Brighton wykazali istnienie silnego związku między wczesną menarche a spożywaniem w wieku 3 lat ponad ośmiu porcji i w wieku 7 lat aż dwunastu porcji mięsa tygodniowo. Wg nich, organizm traktuje dietę obfitującą w mięso jako przygotowanie do ciąży, co doprowadza do szybszego uruchomienia mechanizmów związanych z miesiączkowaniem. W ubiegłym stuleciu wiek pierwszej miesiączki bardzo się obniżył, obecnie obserwuje się jednak wyrównanie trendu. Specjaliści przeważnie uważają, że zjawisko to jest skutkiem lepszego odżywienia, a także otyłości i związanych z nią zmian hormonalnych. W najnowszym studium akademicy z Brighton posłużyli się danymi dzieci, których losy śledzono już od urodzenia. W wieku 12 lat i ośmiu miesięcy dziewczynki podzielono na dwie grupy, w zależności od tego, czy zaczęły już miesiączkować, czy nie. Podczas porównywania ich menu w wieku 3, 7 i 10 lat szybko stało się jasne, że spożycie mięsa we wczesnym dzieciństwie silnie korelowało z przyspieszeniem menarche. Wśród dziewczynek jedzących najwięcej mięsa w wieku 7 lat szanse na pojawienie się miesiączkowania do 12. roku życia były o 75% wyższe niż w podgrupie dziewcząt jedzących najmniej mięsa. Co ważne, odkryty związek nie zależał od masy ciała. Szefowa zespołu badawczego dr Imogen Rogers podkreśla, że waga nie może być jedynym czynnikiem regulującym wcześniejsze rozpoczęcie miesiączkowania, ponieważ średni wiek menarche nie spadł jeszcze bardziej pod wpływem wzrostu częstotliwości występowania otyłości. Mięso jest dobrym źródłem cynku i żelaza, na które istnieje duże zapotrzebowanie w czasie ciąży. Dieta obfitująca w mięso może być zatem postrzegana jako stworzenie odpowiednich warunków do zdrowej, prawidłowej ciąży.
  5. Czy problemy okresu dzieciństwa i dorastania: depresje, zaburzenia, napastowanie - mają długoterminowy wpływ na dorosłe życie? Jeśli tak, to jaki - i jak to się z kolei przekłada na dobrobyt społeczeństwa? Pierwsze tak szerokie badanie organizacji RAND przyniosło zaskakujące odpowiedzi. Badacze przeanalizowali informacje z bardzo szeroko zakrojonych badań amerykańskich rodzin, obejmujące ponad 40 lat. Co ważne: w badaniu wzięto pod uwagę ewentualne różnice między rodzeństwem. Przebadano reprezentatywną próbę 35 tysięcy osób z pięciu tysięcy rodzin. Wyniki zdumiały: dziecięce cierpienia kosztują amerykańskie społeczeństwo ponad dwa biliony dolarów w okresie ich życia. Osoby doznające w dzieciństwie napastowania lub cierpiące na depresję - jak pokazało badanie - znacznie rzadziej wstępują w związki małżeńskie, zaś ich zarobki podczas dorosłego życia są dużo niższe niż osób, których dzieciństwo upływało bez trosk. I nie są to wartości małe: spadek skłonności do małżeństwa wyniósł bowiem aż 11 punktów procentowych; osoby z grupy zagrożonej, nawet jeśli pobierały się, zarabiały średnio o 20% mniej w ciągu życia. Po uśrednieniu daje to około dziesięć i pół tysiąca dolarów rocznie mniej, jeśli - co wynikałoby z badań - tylko jedna osoba na dwadzieścia doświadczała podobnych problemów w dzieciństwie, osoby takie w ciągu swojego życia przysporzą społeczeństwu aż ponad dwa biliony dolarów mniej. A nie wliczono tutaj innych kosztów - leczenia, pomocy psychologicznej itp., oraz kosztów pozaekonomicznych, jak niższy standard życia, mniejsze zadowolenie z życia. Są również inne negatywne aspekty dziecięcych problemów - u osób z grupy zagrożonej edukacja trwała średnio o pół roku mniej, co przekłada się na niższe wykształcenie. Szczególnie widoczne było to u osób mających problemy z alkoholem lub narkotykami. RAND Corporation to amerykańska organizacja badawcza non-profit, realizująca badawcze projekty zarówno rządowe, jak i prywatne.
  6. Osoby, które jako dzieci zmagają się z niską samooceną i problemami emocjonalnymi, znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka otyłości w późniejszym wieku. W ramach wcześniejszych badań ustalono, że u dorosłych z otyłością lub nadwagą występują różnego rodzaju zaburzenia emocjonalne. Nie ustalono jednak, co wpływa na co: czy to niska samoocena prowadzi do nadmiernej wagi, czy też zwiększona masa ciała skutkuje złym myśleniem o sobie. Dzięki naukowcom z Królewskiego College'u Londyńskiego okazało się, że prawdziwy jest raczej pierwszy scenariusz. Andrew Ternouth, David Collier i Barbara Maughan z Instytutu Psychiatrii analizowali dane 6500 uczestników British Birth Cohort Study z 1970 r., których w wieku 10 lat badano pod kątem problemów emocjonalnych, autopercepcji oraz wskaźnika masy ciała. W wieku 30 lat osoby te ponownie ujawniały BMI. Okazało się, że ludzie, którzy w dzieciństwie mieli niższą samoocenę, czuli, że nie kontrolują swojego życia i częściej się martwili, z większym prawdopodobieństwem tyli w okresie pomiędzy badaniami (czyli w ciągu 20 lat). Na dziewczynki czynniki te wpływały nieco silniej niż na chłopców. Choć nie możemy powiedzieć, że problemy emocjonalne z dzieciństwa powodują otyłość w późniejszym życiu, możemy stwierdzić, że odgrywają one jakąś rolę, na równi z takimi czynnikami, jak BMI rodziców, dieta oraz aktywność fizyczna – podsumowuje Ternouth. Autorzy raportu opublikowanego w periodyku BMC Medicine podkreślają, że wczesna pomoc udzielana dzieciom z niską samooceną, lękami itp. może zwiększyć ich szanse na długie i zdrowe życie.
  7. Wydarzenia z wczesnego dzieciństwa mogą powodować, że jako dorośli ludzie będziemy chrapali - twierdzą badacze z uniwersytetu w szwedzkim mieście Umea. Wśród istotnych czynników ryzyka wymieniają m.in. przebyte infekcje oraz... posiadanie psa. Badanie objęło 15556 osób w wieku od 25 do 54 lat z pięciu krajów: Szwecji, Norwegii, Islandii, Danii oraz Estonii. Naukowcy przeprowadzili ankietę, w której przepytali respondentów na temat ich dzieciństwa oraz warunków, w jakich dorastali. Nie zabrakło także pytań o to, czy chrapią obecnie - okazało się, że aż 18% badanych robi to co najmniej trzy razy w tygodniu na tyle głośno, że przeszkadza to innym. Zebrane informacje porównano następnie z danymi na temat czynników środowiskowych, na które byli wystawieni na wczesnym etapie życia. Na podstawie analizy kwestionariuszy stwierdzono m.in., że groźna (tzn. wymagająca hospitalizacji) infekcja dróg oddechowych w pierwszych dwóch latach życia zwiększa ryzyko chrapania o 27%, zaś nawracające zakażenia ucha - o 18%. Najciekawsza jednak wydaje się korelacja pomiędzy chrapaniem i posiadaniem psa - osoby, które jako noworodki dorastały w domu, w którym chowany był pies, chrapią aż o... 26% częściej! Na razie nie wiadomo, czy jest to coś więcej, niż jedynie zależność statystyczna, ani jakie zjawisko mogłoby być za to odpowiedzialne. Prowadzący badania dr Karl Franklin spekuluje jedynie: być może te drobne rzeczy, jak psy czy infekcje, mogą powodować powiększenie migdałków. To z kolei, jego zdaniem, może zaburzać przepływ powietrza i powodować powstawanie głośnego dźwięku. Popiera go dr Christopher C. Randolph, specjalista z zakresu alergii, astmy i immunologii pracujący na Uniwersytecie Yale. Część badaczy traktuje wyniki analizy bardzo sceptycznie. Specjalistka z dziedziny medycyny snu, dr Lisa Shives z Northshore Sleep Medicine w amerykańskim Evaston, twiedzi, że potrzebnych jest znacznie więcej danych. Jej zdaniem nie jest jasne, w jaki sposób wymienione czynniki miałyby wpływać na chrapanie, więc ciężko jest powiązać ze sobą tak odległe od siebie zjawiska. Badaczka wyjaśnia, że obecnie znane i potwierdzone są tylko dwie zasadnicze przyczyny hałaśliwego oddechu w czasie snu: otyłość oraz nietypowa budowa gardła. Dokonane odkrycie nie oznacza jednak, że mamy natychmiast pozbyć się psa. Sam dr Franklin zastrzega, że zebrano zbyt mało danych, by sugerować komukolwiek tak radykalne posunięcia. Więcej informacji na temat wykonanych w Szwecji badań dostarcza czasopismo Respiratory Research.
  8. Grupa badaczy z McGill University odkryła istotne różnice pomiędzy mózgami dręczonych w dzieciństwie ofiar samobójstw oraz mózgami uznawanymi za normalne. Różnica ta dotyczy tzw. modyfikacji epigenetycznych, czyli zmian w strukturze i aktywności genów niezależnych od sekwencji DNA. Zmiany epigenetyczne zachodzą w komórce pod wpływem czynników zewnętrznych i nie są - w przeciwieństwie do samej informacji genetycznej - w stu procentach dziedziczone po rodzicach. Oznacza to na przykład, że jednojajowe bliźnięta dorastające w różnych warunkach mogą wykazywać znaczne różnice w tzw. wzorze metylacji, czyli liczbie i rodzaju genów "wyznakowanych" przez odwracalne przyczepienie chemicznych grup metylowych (-CH3) do określonych miejsc w genomie. Metylacja pozwala na minimalizację aktywności genu, dzięki czemu proces ten odgrywa istotną rolę w regulacji procesów fizjologicznych wewnątrz komórki w zależności od bieżących potrzeb i uwarunkowań zewnętrznych. Głównym celem badań było określenie aktywności genów kodujących tzw. rybosomalne RNA (rRNA), które wraz z odpowiednimi białkami tworzy tzw. rybosomy - struktury pozwalające komórce na syntezę białek wg instrukcji zakodowanej pierwotnie w informacji genetycznej. Ze względu na fakt, iż większość procesów w komórce zachodzi przy udziale białek, epigenetyczna regulacja aktywności genów dla rRNA jest kluczowa dla większości procesów zachodzących w organizmie. Zespół pod wodzą dr. Moshe Szyfa udowodnił, że geny kodujące rRNA także podlegają tego typu regulacji, przez co czynniki środowiskowe mogą wywierać znaczący wpływ m.in. na procesy uczenia, podejmowania decyzji i zapamiętywania. Poprzednie, wykonane na szczurach, badania naukowców z McGill University dowiodły, że zachowanie matki w czasie wczesnego dzieciństwa wpływa na aktywność genów - i przez to także na zachowanie - rozwijającego się potomstwa. Jednocześnie wykazano, że podawanie młodym leków zmieniających wzór metylacji DNA pozwala zmienić aktywność genów oraz sposób reagowania zwierząt na stres. Opisując wyniki badań nad mózgami dręczonych w dzieciństwie osób, dr Szyf zaznacza: Możliwe, że zmiany we wzorze metylacji były spowodowane przez przemoc w dzieciństwie, lecz w przypadku ludzi ciężko jest ustalić związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy wczesnym dzieciństwem, a zjawiskami epigenetycznymi. Dodaje: Wciąż nie jest znana odpowiedź na pytanie, czy możliwe jest wykrycie podobnych zmian w DNA uzyskanym z krwi, co pozwoliłoby na opracowanie testów diagnostycznych. [Należy też zbadać], czy możliwe jest opracowanie terapii, które usuwałyby te różnice w modyfikacjach epigenetycznych.
  9. Wydaje się, że twierdzenie, iż mniej infekcji w dzieciństwie zwiększa ryzyko wystąpienia alergii oraz astmy, jest bezpodstawne. W prowadzonej po 12 latach kontynuacji badań naukowcy z Uniwersytetu w Oulu w Finlandii nie znaleźli dowodów na to, że zapobieganie przez przedszkola powszechnym postaciom zakażenia dróg oddechowych i pokarmowych wpływa na pojawienie się w starszym wieku astmy, alergicznego nieżytu nosa czy egzemy. Wyniki zespołu dr T. Dunder nie potwierdzają hipotezy nadmiernej higieny. Znaczne zmniejszenie zachorowalności w dzieciństwie powinno prowadzić do uwrażliwienia na alergie. Tymczasem nie odnotowuje się większej liczby przypadków astmy, co oznacza, że wspomnianej hipotezy nie da się odnieść do chorób wieku dziecięcego (Archives of Pediatrics and Adolescent Medicine). W badaniach uwzględniono 1376 dzieci uczęszczających do przedszkoli w latach 1991-92. Można je było podzielić na 2 grupy: 1) objętych i 2) nieobjętych specjalnym programem wspierania higieny. Polegał on m.in. na wprowadzeniu preparatów do odkażania dłoni na bazie alkoholu. W porównaniu do maluchów z grupy kontrolnej, u dzieci z prohigienicznych przedszkoli liczba dni chorobowych zmalała o 15, a zużycie antybiotyków o 24%. Kiedy po kilkunastu latach ponownie zbadano 928 osób, okazało się, że pomiędzy tymi grupami nie ma istotnych różnic w zakresie zapadalności i nasilenia objawów astmy, alergicznego nieżytu nosa albo egzemy. Przykładowo: astmę zdiagnozowano u 48 z 481 dzieci z placówek objętych interwencją (10%) i u 46 z 447 nastolatków z grupy kontrolnej (również 10%).
  10. Wstępne badania sugerują, że niepewność w bliskich kontaktach z innymi może niekorzystnie wpływać na układ odpornościowy (Psychosomatic Medicine). Studium 61 zdrowych Włoszek wykazało, że te kobiety, które miały problemy z wchodzeniem w bliskie, oparte na zaufaniu związki, wykazywały symptomy osłabienia układu immunologicznego. Podczas eksperymentów w laboratorium okazało się, że działanie komórek uśmiercających mikronajeźdźców było mniej letalne niż w przypadku pewniejszych siebie wolontariuszek. Czy oznacza to, że "przestraszone" panie są bardziej podatne na choroby, tego nie wiadomo — tłumaczy szef naukowców, dr Angelo Picardi z Italian National Institute of Health w Rzymie. Wyniki Włochów potwierdzają spostrzeżenia innych akademików, że chroniczny stres osłabia układ odpornościowy. Zakres tego wpływu zależy od jednostkowego postrzegania i reagowania na stres, czyli od cech osobowościowych. W tym szczególnym przypadku badacze obserwowali jedną zmienną: "niepewność przywiązaniową". Charakteryzuje się ona trudnościami dot. zaufania i polegania na innych, brakiem komfortu w sytuacjach bliskości emocjonalnej i lękiem przed porzuceniem. Osobisty styl wchodzenia w relacje kształtuje się w dzieciństwie, na podstawie związków z rodzicami. Wpływa na wszystkie przyszłe związki romantyczne — podkreśla Picardi. Brak pewności siebie wpływa na zdolność regulowania własnych stanów emocjonalnych, w tym na postrzeganie i radzenie sobie ze stresem. To z kolei oddziałuje na fizjologiczną reakcję organizmu na zagrożenie. Do badań zespół Picardiego zwerbował pielęgniarki poniżej 60. roku życia, które nie cierpiały na żadne chroniczne choroby somatyczne ani zaburzenia psychiatryczne. Styl przywiązywania się określano za pomocą specjalnego kwestionariusza. Pobierano też próbki krwi, by przyjrzeć się funkcjonowaniu układu odpornościowego. Doktor przypomniał, że jego wcześniejsze badania wykazały związek między niepewnością w relacjach z ludźmi a chorobami skóry zależnymi od zaburzenia działania układu immunologicznego. Chodzi tu m.in. o łuszczycę plackowatą oraz łysienie plackowate (alopecia areata). Możliwe, że niepewność w związkach sama w sobie nie zwiększa jednostkowej podatności na choroby, ale w połączeniu z innymi czynnikami, np. zaawansowanym wiekiem czy chronicznymi schorzeniami, już tak. Trzeba jednak przeprowadzić dalsze badania, by potwierdzić ewentualną zależność.
  11. Społeczna izolacja w dzieciństwie zwiększa ryzyko chorób sercowo-naczyniowych w dorosłym życiu. Zespół z University of Wisconsin śledził stan zdrowia 1000 osób od urodzenia po 26. rok życia. Naukowcy odkryli, że dorośli, którzy jako dzieci przeżyli izolację społeczną, ze znacznie większym prawdopodobieństwem później chorowali. Orzekli tak na podstawie pomiaru 6 czynników ryzyka chorób sercowo-naczyniowych, włączając w to wagę, ciśnienie krwi, a także poziom dobrego (HDL) i złego cholesterolu (LDL). Odkryty związek pozostawał silny nawet po uwzględnieniu innych datowanych na dzieciństwo czynników ryzyka chorób sercowo-naczyniowych: niskiego ilorazu inteligencji, niskiego statusu socjoekonomicznego oraz nadwagi. Badacze dodają ponadto, że niezdrowe nawyki dorosłych już osób (palenie, picie alkoholu, brak ruchu) także nie wyjaśniają związku między osamotnieniem w dzieciństwie a wzrostem prawdopodobieństwa chorób serca w dorosłości. Naukowcy zauważają, że stan bycia izolowanym często przedłużał się (sytuacja utrwalała się), a im dłużej ktoś był odizolowany od innych, tym gorszy był stan jego zdrowia. Badacze twierdzą, że najważniejsze jest kumulowanie się zmęczenia, spowodowanego powtarzającą się koniecznością przystosowania do stresu psychologicznego. Szczegółowe wyniki badań opisano na łamach sierpniowego wydania magazynu Archives of Pediatrics & Adolescent Medicine.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...