Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'dwutlenek węgla' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 80 wyników

  1. Gaz naturalny jest postrzegany jako paliwo bardziej przyjazne środowisku niż węgiel. Biorąc bowiem pod uwagę wartość energetyczną metanu, głównego składnika naturalnego gazu, ma skutkować mniejszą niż w przypadku węgla emisją CO2 do atmosfery. Stąd też, m.in., rosnące zainteresowanie gazem łupkowym. I stąd też olbrzymia burza, jaką wywołały badania uczonych z Cornell University, które zostaną opublikowane w najbliższym numerze pisma Climate Change. Uczeni z Cornell dowodzą bowiem, że w perspektywie 20 lat gaz łupkowy może przynieść środowisku więcej szkody niż spalanie węgla. Tradycyjne źródła gazu też są zagrożeniem, ale szczególnie niebezpieczny ma być właśnie gaz łupkowy, który w najbliższej przyszłości stanie się głównym źródłem gazu wydobywanego w USA. Gaz łupkowy bardziej zanieczyści atmosferę z powodu wykorzystywanych metod produkcji, które już podczas wydobycia prowadzą do emisji metanu do atmosfery. Jak uważa biogeochemik Robert Howarth i jego koledzy, od 0,6 do 3,2% gazu łupkowego trafia do atmosfery podczas procesu wydobycia. Jest to tym bardziej niebezpieczne, że zawiera on metan, gaz znacznie silniej wpływający na globalne ocieplenie niż dwutlenek węgla. Badania zespołu Howartha już zostały skrytykowane przez firmy zajmujące się wydobyciem gazu. Badania są niewiarygodne i pełne sprzeczności. Ich główny autor jest biologiem ewolucyjnym i aktywistą organizacji sprzeciwiających się wydobyciu gazu naturalnego, a jako taki nie jest wiarygodny - mówi Russell Jones, doradca ekonomiczny American Petroleum Institute. Niezależni eksperci zgadzają się, że badania są co najmniej kontrowersyjne, a jednym z największych problemów jest przyjęcie 20-letniego horyzontu czasowego. To prawda, że metan ma ponad 70-krotnie silniejszy wpływ na ocieplenie niż dwutlenek węgla - mówią. Jednak, dodają, trzeba pamiętać, że metan rozpada się w atmosferze. Po 100 latach jest on tylko 25-krotnie silniejszy, podczas gdy dwutlenek węgla utrzymuje się przez setki lub tysiące lat. Inni eksperci nie są jednak aż tak krytyczni. Zauważają, że główna krytyka związana jest z... relacjami prasowymi, wyciągającymi z raportu najbardziej sensacyjne stwierdzenia. Alan Krupnick z Resources for the Future stwierdza, że badania nie mówią o tym, że gaz naturalny jest gorszy. „Zaprezentowano tam wyniki symulacji dla dwóch okresów - 20-letniego i 100-letniego" - mówi. Zwraca też uwagę, że w okresie 100-letnim gaz łupkowy nadal jest bardziej szkodliwy niż spalanie węgla, co rzeczywiście każe stawiać pod znakiem zapytania ekologiczne argumenty wysuwane przez jego zwolenników. Zdaniem krytyków badań, Howarth nie powinien porównywać dżuli, a kilowatogodziny wyprodukowanej energii. Jeśli by to zrobił, badania wykazałyby, że gaz łupkowy jest bardziej ekologiczny. Zgadzają się jednak z uczonym z Cornell, iż konieczne są badania pól wydobycia gazu. Niektóre z nich są podziurawione jak szer szwajcarski, a przez nieużywane otwory do atmosfery może trafiać metan. Sam Howarth przyznaje, że konkretne dane to poważna słabość jego badań. Zgadzam się z tym, że dane nie są takie, jakie powinny być. Ale mam nadzieję, że ten raport wymusi na przemyśle wydobywczym, by w końcu udostępnił swoje dane, których obecnie nie chce ujawnić. Dzięki temu każdy z nas będzie dysponował lepszym materiałem niż to, co udało mi się uzyskać.
  2. Wzmożona emisja dwutlenku węgla zwiększa ilość produkowanego przez rośliny pyłku. Świadczą o tym badania przeprowadzone przez naukowców z 13 krajów Unii Europejskiej. Specjaliści wzięli pod uwagę poziomy pylenia 25 gatunków drzew i innych roślin. Stwierdzili, że w wielu przypadkach, włącznie z 9 roślinami wywołującymi reakcję alergiczną, np. katar sienny, istnieje związek z rosnącym stężeniem CO2. Wyniki badań zaprezentowano na tegorocznej konferencji European Geosciences Union (EGU). Czemu liczba osób uskarżających się na katar sienny oraz inne alergie rośnie na terenie Europy? Podejrzewano, że powodem mogą być wyższe temperatury, sprzyjające wytwarzaniu przez rośliny większych ilości pyłków. Kiedy jednak w ramach najnowszego studium porównano pomiary dotyczące pyłków z cieplejszych i chłodniejszych lat, okazało się, że temperatura nie odgrywa tu decydującej roli. Następnie po kolei eliminowano inne czynniki. Podejrzewaliśmy, że wzrost ilości pyłków może być związany ze zmianami w użytkowaniu gruntów, ale nie zaobserwowaliśmy tego typu korelacji - opowiada szefowa projektu prof. Annette Menzel z Politechniki Monachijskiej. Jedynym czynnikiem, który się ostał, był efekt dwutlenku węgla; skądinąd z eksperymentów terenowych oraz prowadzonych w komorach klimatycznych wiemy, że CO2 sprzyja wytwarzaniu przez rośliny większych ilości pyłku. Dane wykorzystane przez naukowców pochodziły ze stacji monitorujących poziom pyłku w 13 krajach. Akademicy korzystali też z dzienników pogodowych oraz uzyskanych od FAO (Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa) informacji dotyczących zadrzewienia. Okazało się, że w okresie objętym badaniem u 15 (60%) spośród 25 badanych gatunków odnotowano wzrost produkcji pyłków. Nie u wszystkich roślin zaobserwowano taki sam trend: choć u większości pylenie rosło, zdarzały się również gatunki obniżające produkcję pyłków. Sytuacja wyglądała też różnie w poszczególnych krajach. W wielu rośliny generowały więcej alergenów, ale w części ilość pyłków się zmniejszyła. Co ciekawe, ilość tworzonego pyłku zwiększała się ze wzrostem stężenia CO2 w mieście, ale już nie poza nim. Naukowcy sugerują, że przyczyną może być większa żywotność cząsteczek ozonu, który zaburza wzrost roślin. Naukowcy podkreślają, że poza wzrostem stężenia CO2 w atmosferze powodem wydłużenia czasu pylenia jest wprowadzanie na terenie Europy gatunków spoza kontynentu. Autorzy raportu sugerują, że by ulżyć alergikom, architekci zieleni powinni zwracać baczną uwagę nie tylko na wygląd, ale i na inne właściwości wybieranych gatunków.
  3. Badania naukowców z Indiana University oraz holenderskiego Uniwersytetu w Utrechcie wykazały, że wraz ze wzrostem koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze zmniejsza się liczba aparatów szparkowych u roślin. W ciągu ostatnich 150 lat liczba aparatów spadła o 34%. To oznacza, że dzięki zmianie składu atmosfery, rośliny oddychają bardziej wydajnie. Jednocześnie uwalniają do atmosfery mniej pary wodnej. Naukowcy prowadzili swoje badania na roślinach z Florydy, biorąc pod uwagę zarówno obecnie występujące gatunki, jak i próbki z herbariów oraz badania torfu. Wzrost koncentracji dwutlenku węgla o 100 części na milion ma głęboki wpływ na liczbę aparatów szparkowych u roślin oraz, w mniejszym zakresie, na ich wielkość. Nasze badania wykazały też znaczne zmniejszenie ilości wody uwalnianej do atmosfery przez rośliny - mówi profesor David Dilcher. Uwalnianie wody przez aparaty szparkowe z jednej strony pozwala roślinom na jej wchłanianie przez korzenie, a z drugiej - chłodzi je, podobnie jak my chłodzimy się pocąc. Profesor Dilcher mówi, że trudno przewidzieć, jakie skutki będą miały zmiany w cyklu obiegu wody. Z jednej strony, jeśli rośliny będą uwalniały mniej pary wodnej, w gruncie pozostanie więcej płynu. Jednak z drugiej, prowadzi do do zmniejszenia opadów. Ponadto rośliny będą słabiej się chłodziły. Uczeni przeprowadzili też symulacje komputerowe, pokazujące, jak może zmieniać się obieg wody w przypadku dalszego zwiększania się koncentracji CO2. Wynika z nich, że jeśli ilość dwutlenku węgla zwiększy się z obecnych 390 części na milion do 800 ppm, do atmosfery trafi o połowę mniej wody niż obecnie. Dostosowywanie się roślin do poziomu CO2 już teraz zmienia cykl hydrologiczny i klimat. Zmiany będą zachodziły przez całe obecne stulecie - stwierdzili autorzy badań. Dilcher i jego holenderscy koledzy obawiają się, że taka sytuacja zagraża istnieniu florydzkich mokradeł Everglades, które zależą od powolnego stałego przepływu wody. Zmniejszone opady spowodują ich wysychanie.
  4. Porównanie mszywiołów (Bryozoa), które trafiły do próbek pobranych 100 lat temu podczas wyprawy antarktycznej Roberta Scotta, ze współczesnymi okazami wykazało, że rzeczywiście z biegiem czasu wzrastały pobór i akumulacja dwutlenku węgla w Oceanie Południowym. Międzynarodowy zespół naukowców badał warstwy przyrostu rocznego w szkielecie mszywiołów z gatunku Cellarinella nutti. Zebrano je w Morzu Rossa, części Oceanu Południowego u wybrzeży Antarktydy Zachodniej, w ramach Spisu Antarktycznego Życia Morskiego. Porównanie z kolekcjami muzealnymi z Wielkiej Brytanii, USA i Nowej Zelandii, w tym okazów pochodzących z wyprawy Scotta, unaoczniło, że od lat 90. mszywioły rosną szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Wydaje się, że powodem jest większa dostępność pożywienia w postaci fitoplanktonu. Zaobserwowane przyspieszenie wzrostu stanowi ważny mechanizm transferu węgla w okolice dna morza. Po zebraniu wszystkich danych naukowcy zauważyli, że od 1890 do 1970 r. mszywioły, bezkręgowce przypominające zewnętrznie polipy stułbiopławów, rosły w przybliżeniu w tym samym tempie. Potem od lat 90. zaczęły się powiększać coraz szybciej, a obecnie wskaźnik wzrostu jest ponad 2-krotnie większy od średniej odnotowanej w XX wieku. Specjaliści z British Antarctic Survey (BAS) uważają, że dzieje się tak, ponieważ Bryozoa odżywiają się dłużej, pochłaniając więcej fitoplanktonu wykorzystującego rozpuszczony w wodzie CO2. To ważne, ponieważ prowadzi do uwolnienia węgla – tłumaczy dr David Barnes, główny autor opracowania, które ukazało się w Current Biology. Szybszy wzrost oznacza, że mszywioły prędzej osiągają rozmiary, przy których zostają oderwane przez prądy oceaniczne. Pseudoramiona łatwo ulegają przysypaniu osadami i obieg węgla zostaje zahamowany. Naukowcy uważają, że w ten sposób powiększa się magazyn węgla (ang. carbon sink) w Oceanie Południowym. Po raz pierwszy byliśmy w stanie wykorzystać tak długi zapis wzrostu zwierząt jako dowód na zachodzące ostatnio szybkie zmiany w obrębie życia na dnie morskim. Biologiczne kolekcje Scotta są cenne pod względem jakościowym i ilościowym, a będą może jeszcze cenniejsze przez wzgląd na pomoc w ustaleniu, jak bentos reaguje na zmiany zachodzące w otoczeniu. Zaledwie kilka badań Antarktydy dotyczy okresu sprzed ponad 30 lat, dlatego te dane są tak wyjątkowe [...] – podkreśla Barnes, dodając, że Scott przestanie dla niego być synonimem niepowodzenia (Amundsen dotarł na biegun południowy przed nim).
  5. W ciągu ostatnich pięciu lat Amazonia doświadczyła dwóch susz "stulecia". Ta z 2010 roku była nawet gorsza od suszy z roku 2005. Zdaniem brazylijsko-brytyjskiego zespołu naukowców, jeśli tego typu zjawiska będą się powtarzały, Amazonia utraci zdolność do wchłaniania dwutlenku węgla. Wystąpienie dwóch tak poważnych zjawisk w tak krótkim czasie to coś niezwykłego. Niestety, jest to zgodne z tymi modelami klimatycznymi, które kreślą czarny scenariusz dla Amazonii - mówi doktor Simon Lewis z University of Leeds. W normalnych warunkach lasy Amazonii pochłaniają rocznie około 1,5 miliarda ton dwutlenku węgla. Gdy w 2005 roku doszło do katastrofalnej suszy, wiele drzew uschło i zamiast wchłaniać, zaczęły one wydzielać CO2. Specjaliści szacują, że do atmosfery przedostanie się około 5 miliardów ton dwutlenku węgla. To mniej więcej tyle ile wynosi roczna emisja USA. A susza z 2010 roku mogła być jeszcze poważniejsza. To oznacza, że w najbliższych latach zdolność oczyszczania atmosfery przez lasy Amazonii się zmniejszy, a w powietrze trafi więcej CO2 z usychających drzew.
  6. Zespół profesor Sossiny Haile z California Institute of Technology opracował nowatorską technologię umożliwiającą wykorzystanie energii słonecznej do zmiany dwutlenku węgla i wody w paliwa. Pomysł polega na wykorzystaniu tlenku ceru, powszechnie stosowanego np. w powłokach samoczyszczących się kuchenek. Cer jest na ziemi niemal tak rozpowszechniony jak miedź. Uczeni zbudowali 60-centymetrowej wysokości prototypowy reaktor, który wyposażono w kwarcowe okno oraz wnękę, która absorbuje skoncentrowane promienie słoneczne. Wnętrze reaktora pokryte jest tlenkiem ceru. Reaktor korzysta z faktu, że tlenek ceru w bardzo wysokich temperaturach oddaje tlen ze swojej struktury krystalicznej, a w niższych - absorbuje go. Szczególną właściwością tego materiału jest fakt, że nie oddaje on całego tlenu, dzięki czemu struktura materiału pozostaje nietknięta, gdy tlen go opuszcza. Gdy ochładzamy reaktor, materiał wchłania tlen w swoją strukturę - wyjaśnia Haile. Ten wchłaniany tlen pochodzi albo z dwutlenku węgla (CO2) albo z pary wodnej (H2O), które są pompowane do reaktora. Gdy tlenek ceru wchłonie tlen, w reaktorze pozostają wodór (H2) lub tlenek węgla (CO). Wodór sam w sobie jest paliwem. Możemy też łączyć wodór z tlenkiem węgla, uzyskując gaz syntezowy będący podstawą do produkcji płynnych paliw węglowodorowych. Jeśli do mieszaniny gazów dodamy inne katalizatory, uzyskamy metan. Proces można wielokrotnie powtarzać, ogrzewając i ochładzając wnętrze reaktora. Prototypowy reaktor wymaga do pracy temperatury 1648 stopni Celsjusza. W Caltechu testowano go za pomocą pieców, jednak uczeni chcieli sprawdzić go w warunkach podobnych do rzeczywistych. Dlatego zabrali swój reaktor do Szwajcarii do Instytutu Paula Scherrer, gdzie znajduje się symulator Słońca. Reaktor poddano działaniu temperatury takiej, jaką na Ziemię mogłoby dostarczyć 1500 Słońc. Podczas eksperymentu uzyskaną najwyższą zanotowaną dysocjację CO2. Reaktor był o "rzędy wielkości" bardziej wydajny niż wszystko, co dotychczas uzyskano. Profesor Haile wyjaśnia, że dzieje się tak, gdyż urządzenie wykorzystuje całe spektrum światła słonecznego, a nie tylko konkretną częstotliwość. Ponadto, w przeciwieństwie do elektrolizy, ilość poddanego dysocjacji CO2 nie jest ograniczona jego rozpuszczalnością w wodzie, a wysokie temperatury pracy reaktora pozwalają na rezygnację z drogich metali w roli katalizatora. Uczeni, gdy przekonali się już, że ich reaktor działa tak, jak oczekiwali, rozpoczynają prace nad jego udoskonaleniem, przede wszystkim nad formułą tlenku ceru. Jej udoskonalenie ma pozwolić na zmniejszenie temperatury reakcji oraz nad lepszym wykorzystaniem energii Słońca. Obecnie reaktor wykorzystuje mniej niż 1% trafiającej doń energii. Reszta jest tracona w postaci ciepła przenikającego przez ściany reaktora czy jej promieniowanie przez okno. Gdy projektowaliśmy reaktor nie zajmowaliśmy się kontrolą strat energii - mówi profesor Haile. Tymczasem z obliczeń współpracującego z Haile studenta Williama Chueha wynika, że możliwe jest wykorzystanie nawet ponad 15% energii dostarczanej przez Słońce. W przyszłości reaktor Haile może zostać np. wykorzystany do zamiany dwutlenku węgla emitowanego przez elektrownie węglowe w płynne paliwo. Moglibyśmy zatem dwukrotnie wykorzystywać ten sam węgiel - stwierdza pani profesor.
  7. Jeziora i rzeki są znacznie ważniejszym źródłem emisji metanu niż dotychczas sądzono. Badania przeprowadzone na próbce 474 rezerwuarów słodkiej wody wykazały, że wpływ metanu, trafiającego z tych źródeł do atmosfery, na ocieplanie się klimatu odpowiada wpływowi 25% całkowitej emisji dwutlenku węgla. Główny autor badań, David Bastviken ze szwedzkiego Uniwersytetu Linkoping, mówi, że konieczna będzie zmiana dotychczasowych modeli klimatycznych, na podstawie których prognozowane są zmiany klimatu. Obecnie uwzględniają one bowiem niedoszacowane poziomy metanu. Odkrycie międzynarodowego zespołu naukowców ze Szwecji, Brazylii i USA, wskazuje również, że rola lasów i innej roślinności pochłaniającej gazy cieplarniane, jest jeszcze większa niż sądzono. Część węgla, która jest przechwytywana i magazynowana w ziemi przez rośliny jest równoważona przez słodkowodną emisję metanu - czytamy w podsumowania badań. Dwutlenek węgla, ze względu na swoją ilość, jest najważniejszym gazem cieplarnianym. Jednak metan jest znacznie "potężniejszy". Jego wpływ na ocieplenie jest aż 25-krotnie większy niż identycznej ilości CO2. To pokazuje, jak istotne jest równoważenie wpływu metanu wychwytywaniem dwutlenku węgla przez roślinność.
  8. Dobre wiadomości nadchodzą z Amazonii. Brazylijski Narodowy Instytut Badań Kosmicznych informuje, że tempo wycinania lasów deszczowych spadło do najniższego poziomu od czasu prowadzenia szczegółowych szacunków. Z obecnie uzyskanych danych wynika, że w bieżącym roku zniknęło 2296 kilometrów kwadratowych lasu. W analogicznym okresie ubiegłego roku wycięto 4375 km2. Oznacza to spadek aż o 47,5 procenta. Specjaliści zalecają jednak ostrożność, gdyż dane pochodzą ze zdjęć o małej rozdzielczości. Jednak już i tak budzą one optymizm. Szacuje się bowiem, że w całym bieżącym roku zostanie wyciętych mniej niż 4000 kilometrów kwadratowych puszczy. Przed rokiem było to 7464, a w rekordowym 2004 roku z powierzchni Ziemi zniknęło aż 27 772 kilometrów kwadratowych lasów Amazonii. To z kolei oznacza, że tempo wycinania lasów spadło o 85%. Rząd Brazylii przyjął program, zgodnie z którym do roku 2020 uda się je zredukować o 80%. Wygląda więc na to, że plan zrealizowano dekadę wcześniej. Eksperci mówią, że redukcja wycinki o 80% oznacza zmniejszenie emisji CO2 do atmosfery aż o miliard ton rocznie. Innymi słowy, to tak, jakby USA już w tej chwili zredukowały swoją roczną emisję o 17%. Stany Zjednoczone mają zamiar osiągnąć ten cel do 2020 roku. Podobne plany ma Unia Europejska. Dane te wskazują, jak kolosalne znacznie ma Amazonia i działania władz Brazylii. Jeden kraj jest w stanie w ciągu kilku lat doprowadzić do takiej redukcji emisji CO2, do jakiej największe potęgi gospodarcze świata będą dochodziły przez całą dekadę.
  9. Para wodna ma kolosalny wpływ na efekt cieplarniany, jednak najnowsze badania wykazały, że to dwutlenek węgla kontroluje temperaturę na Ziemi. Andrew Lacis i jego koledzy z należącego do NASA Goddard Institute for Space Studies (GISS) szczegółowo zbadali efekt cieplarniany i określili rolę poszczególnych gazów w jego występowaniu. Uczeni stwierdzili, że zasadniczą rolę odgrywają gazy takie jak dwutlenek węgla, metan, tlenki azotu, ozon i chlorofluorowęglany. Naukowcy wyliczyli, że para wodna i chmury przyczyniają się do powstania efektu cieplarnianego w 75%, w 20% jest zań odpowiedzialny dwutlenek węgla, a 5% przypada na inne gazy. Jednak to właśnie te 25% gazów, na które składa się głównie CO2, jest odpowiedzialnych za utrzymanie się efektu cieplarnianego. Bez dwutlenku węgla efekt cieplarniany by się załamał, gdyż to właśnie te 25% gazów zatrzymuje promieniowanie emitowane przez planetę. Innymi słowy, CO2 odpowiada za aż 80% efektu cieplarnianego. Podczas swoich badań uczeni wykorzystali nowy komputerowy model klimatyczny. "Usunęli" z niego CO2 i gazy mieszczące się we wspomnianych wcześniej 5% i uruchomili model, by sprawdzić, co się będzie działo. Okazało się, że poziom pary wodnej w atmosferze znacząco się obniżył i efekt cieplarniany zaniknął. Wyniki symulacji zgadzają się ze znanymi wynikami badań geologicznych, z których wiemy, że w przeszłości ilość dwutlenku węgla wahała się od 180 ppm w czasie zlodowaceń do 280 ppm w okresie interglacjalnym. Warto dodać, że największa rozpiętość pomiędzy średnimi temperaturami na Ziemi wynosiła w historii 5 stopni Celsjusza. W ciągu ostatniego stulecia zanotowano wzrost średniej temperatury o niemal 1 stopień. Gdy rośnie koncentracja dwutlenku węgla, więcej pary wodnej trafia do atmosfery.[...] Obecnie weszliśmy na nieznane terytorium, gdyż koncentracja dwutlenku węgla zbliża się do 390 ppm, co jest nazywane 'superinterglacjałem' - stwierdził David Rind z GISS.
  10. Ekologiczne dachy, które chłodzą miasta czy zużywają nadmiar dwutlenku węgla, tworzy się, obsadzając je roślinami. Powszechnie uznaje się, że do tego celu najlepiej nadają się różne gatunki rozchodników (Sedum), ponieważ mogą wytrzymać długi czas bez podlewania albo deszczu. Tijana Blanusa z brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Ogrodniczego znalazła jednak lepszych kandydatów do zadań specjalnych tego typu... Po co komu rośliny na dachu, pomijając aspekt estetyczny czy rekreacyjny takiego zabiegu? Powodów można wymienić co najmniej kilka. Po pierwsze, zieleń absorbuje mniej ciepła niż beton, co ma spore znaczenie latem i późną wiosną. Budynek nie nagrzewa się, a jego właściciel oszczędza, nie uruchamiając klimatyzacji. Dodatkowe chłodzenie zapewnia też proces ewapotranspiracji, czyli parowania terenowego – obejmuje on parowanie z gruntu (ewaporację) i transpirację (parowanie zachodzące za pośrednictwem aparatów szparkowych, skórki i przetchlinek roślin). Po drugie, rośliny zmniejszają ryzyko powodzi, zatrzymując deszczówkę. Po trzecie wreszcie, dachowi przedstawiciele flory absorbują CO2, wykorzystując go w ramach fotosyntezy. Blanusa postanowiła porównać różne gatunki rozchodników z czyśćcem wełnistym (Stachys byzantina) i bergenią sercowatą (Bergenia cordifolia). Chciała sprawdzić, jak odmienności w kształcie i budowie liści wpływają na panującą nad nimi temperaturę. Okazało się, że w okresie 2 lat eliptyczne, pokryte gęstymi włoskami (kutnerem) liście czyśćca zawsze były najchłodniejsze, nawet w okresie silnego stresu. Liście innych roślin były o kilka stopni cieplejsze niż wtedy, gdy je podlewano, a liściom S. byzantina [nazywanego po angielsku jagnięcymi uszami] udawało się zachować niższą temperaturę od gatunków pozbawionych włosków. Kiedy Brytyjka umieściła termometr 20 cm nad każdą z roślin, odkryła, że w najgorętsze letnie popołudnia jego wskazania także były najniższe nad czyśćcami. Mark Simmons, ekolog z Uniwersytetu Teksańskiego, prowadził podobne eksperymenty. Naukowiec wybrał 6 zielonych dachów na terenie Austin. Ustalił, że w tamtejszym klimacie – przy częstych powodziach błyskawicznych, po których następują okresy suszy – rozchodniki zdecydowanie się nie sprawdzają. Rośliny zaczynają bowiem gnić. Wszystkie badane przez Amerykanina rośliny chłodziły znajdujące się wokół powietrze, ale trawy, np. kukurydza czy palczatka Gerarda (Andropogon gerardii), najlepiej radziły sobie z okresowym nadmiarem deszczówki.
  11. Naukowcy z Instytutu Maksa Plancka postanowili obliczyć, ile jeszcze człowiek może wypuścić do atmosfery dwutlenku węgla, by wzrost globalnej średniej temperatury nie przekroczył 2 stopni Celsjusza. Erich Roeckner wraz z zespołem dodali do stworzonego przez siebie modelu informacje o historycznym cyklu obiegu węgla, który pozwala stwierdzić, jak dużo mogą przyjąć lasy i oceany. Powstał w ten sposób model o niskiej rozdzielczości, który opisuje punkty odległe od siebie o 400 kilometrów. Pokrywa on wszystkie rodzaje powierzchni Ziemi - lądy, oceany, lód - bierze też pod uwagę atmosferyczny,ziemski i morski cykl obiegu węgla. Uczeni obliczyli, że od początku Rewolucji Przemysłowej poziom węgla pochodzącego z paliw kopalnych zwiększył się w atmosferze o 35%. Naukowcy odpowiedzieli też na zasadnicze pytanie - o ile możemy zwiększać emisję. Odpowiedź nie napawa optymizmem. Zdaniem uczonych, jeśli chcemy doprowadzić do długoterminowej stabilizacji poziomu węgla w atmosferze i zapobiec zmianom klimatycznym powinniśmy do roku 2050 zmniejszyć emisję o 56%, a do końca wieku praktycznie zrezygnować z emisji węgla do atmosfery. Roeckner poinformował, że ustabilizowanie się globalnego klimatu zajmie całe wieki. Teraz wyniki uzyskane przez Niemców są weryfikowane przez inne ośrodki naukowe w Europie.
  12. Decyzje podejmowane w obawie przed wzrostem poziomu CO2 oparte są o błędne i absurdalne przewidywania jego produkcji - uważa Tad Patzek. Jego zdaniem dwutlenku węgla nie będzie wcale tak szybko przybywać, bo... nie będzie z czego go emitować. Taką oto zaskakującą tezę ogłosił ten naukowiec w czasopiśmie Energy, The International Journal. Patzek jest szefem Wydziału Inżynierii Ropy Naftowej i Geosystemów na Uniwersytecie Teksasu w Austin, więc jego słowa mają sporą wagę. Polityczne i gospodarcze decyzje, związane z obawami przed efektem cieplarnianym podejmowane są na podstawie przewidywań ilości produkowanego dwutlenku węgla, a te na podstawie oczekiwanego rozwoju przemysłu, zapotrzebowania na energię, itd. Tymczasem ten szacowany na najbliższe sto lat poziom emisji CO2, jak uważa Tad Patzek, jest kompletnie nierealistyczny i pozbawiony podstaw. Zarzuca on tym przewidywaniom jeden, podstawowy, poważny błąd. Z czterdziestu scenariuszy przedstawionych na Międzyrządowym Panelu d/s Zmian Klimatycznych (Intergovernmental Panel on Climate Change, IPCC) aż 36 zakłada wzrost emisji CO2 zakładając utrzymanie dzisiejszego poziomu wydobycia paliw kopalnych. Tymczasem utrzymanie produkcji węgla i ropy naftowej na dzisiejszym poziomie jest wręcz niemożliwe, uważa naukowiec. Prezentowane na IPCC scenariusze opierają się na założeniu, że złoża paliw kopalnych nie wyczerpią się przez 200-400 lat. Tymczasem jest to, zdaniem Patzeka powszechny i szkodliwy mit. Nie da się, jak utrzymuje, zachować obecnego poziomu wydobycia nawet mimo teoretycznie wystarczającej zasobności złóż. Powody są czysto ekonomiczne: znaczna część łatwo dostępnych zasobów jest na wyczerpaniu, wydobycie ropy i węgla będzie się szybko stawać coraz droższe i coraz mniej opłacalne. Już w tej chwili przemysł sięga po drogie technologie, będące na granicy opłacalności, jak piaski bitumiczne, czy gaz łupkowy. Rosnące ceny paliw kopalny nieuchronnie wymuszą oszczędniejsze ich wykorzystanie i zwiększą udział innych technologii. Powszechnie akceptowane scenariusze to szczyt produkcji paliw kopalnych w roku 2011 a następnie nieuchronny spadek nawet o 50% w ciągu następnych 50 lat. Gdzie tu utrzymanie emisji dwutlenku węgla na dzisiejszym poziomie przez następne sto lat, skoro nie będzie z czego, pyta retorycznie Tad Patzek i postuluje szybkie przekalkulowanie scenariuszy i planowanych posunięć. Podejmowane obecnie decyzje, oparte na nierealistycznych założeniach, są kosztowne ekonomicznie i szkodliwe, alarmuje. Szczególnie atakuje on plany sekwestracji (wychwytywania) dwutlenku węgla celem składowania go lub neutralizacji. Sekwestracja spowoduje spadek efektywności elektrowni węglowych o 50%, uważa Patzek. Mądrzejsze zaangażowanie takich samych środków przyniosłoby tymczasem analogiczny wzrost efektywności produkcji elektryczności, która wynosi obecnie jedynie 32%. Trzeba podkreślić, że Tad Patzek nie neguje samego istnienia efektu cieplarnianego czy skutków emisji dwutlenku węgla. Ale jego zarzuty są poważnym argumentem przemyślenia sytuacji i zmiany obecnego podejścia, które nazywa histerycznym.
  13. Aleksiej Jabłokow, członek Rosyjskiej Akademii Nauk, a zarazem ekolog i lider tamtejszej partii Zielonych, twierdzi, że zawierający dużo CO2smog powstały wskutek pożarów spopielających lasy i torfowiska wokół Moskwy zabije setki osób. Ogień płonie na południe i wschód od stolicy Rosji. Woń spalenizny czuć już nawet w centrum metropolii, a na niektórych ulicach widoczność spadła do 300-500 m. Pożary szaleją od kilku dni, a temperatura powietrza w regionie już od 1,5 miesiąca nie spada poniżej 30 stopni. W tym czasie odnotujemy co najmniej 100 dodatkowych zgonów dziennie – prorokuje Jabłokow, który w swych obliczeniach opiera się na statystykach dotyczących smogu sprzed 8 lat, kiedy to tygodniowo umierało 600 osób. Rządowa agencja ds. zanieczyszczenia powietrza ujawniła, że we wtorek (26 lipca) stężenie dwutlenku węgla wzrosło o 20-30% powyżej normalnego poziomu. Główny lekarz sanitarny Rosji Gienadij Oniszczenko zaapelował do pracodawców, by ze względu na spiętrzenie upałów i gęstego dymu zwolnili personel do domu. Borys Gromow, gubernator obwodu moskiewskiego, poprosił premiera Władimira Putina o przydzielenie na gaszenie ognia 25 mld rubli. Ukryty głęboko pod powierzchnią ziemi torf pali się zimą i latem. By sobie z tym poradzić, trzeba by rozlewać wodę nad złożami.
  14. Jednym ze sposobów redukowania emisji dwutlenku węgla ma być jego wychwytywanie bezpośrednio w miejscu powstawania - na przykład w kominie - celem późniejszego składowania. Efektywne i niekosztowne wyłapywanie tego gazu nastręcza jednak spore trudności. Nadzieją na rozwiązanie kłopotów jest projekt amerykańskiego Georgia Tech. Wyłapany w miejscu produkcji dwutlenek węgla można później, według projektów, składować w pokopalnianych wyrobiskach pod ziemią, rozpuszczać w oceanie (co w świetle ostatnich badań nie wydaje się dobrym pomysłem), są też ciekawsze pomysły, jak wtłaczanie go pod ziemię, gdzie miałby ulegać przemianie w skały. Problematyczne jest jednak jego wychwytywanie, a dokładniej sprawność tego procesu. O ile istnieją skuteczne sorbenty, pochłaniające CO2, to ten gaz trzeba później z nich jakoś wydobyć, co nastręcza sporo kłopotów. Dobrymi pochłaniaczami są materiały aminowe, jednak istniejące do tej pory metody odzysku dwutlenku węgla były kosztowne energetycznie i nienadające się do zastosowań przemysłowych. Opierały się najczęściej na podgrzewaniu nasyconego sorbentu w obecności gazowego azotu lub helu. W efekcie jednak otrzymywało się mieszankę tych gazów. Inne sposoby, jak ogrzewanie w samym dwutlenku węgla powodowały niszczenie materiału pochłaniaczy. Inżynierowie z Georgia Institute of Technology znaleźli nowy, lepszy sposób, nadający się do szerokiego wykorzystania i niekosztowny energetycznie. Polega on na wygrzewaniu porowatego sorbentu w strumieniu przegrzanej pary wodnej, o temperaturze około 105ºC. Gorąca para rozrywa wiązania chemiczne, uwalniając CO2. Z tak powstałej mieszanki, po skropleniu pary, łatwo już oddzielić zagęszczony dwutlenek węgla. Co istotne, para o tej temperaturze nie ma praktycznego zastosowania, wykorzystanie jej zatem do procesu wychwytu gazu cieplarnianego stanowi bardzo niewielki koszt. Przy tym para wodna powstaje w bardzo wielu zakładach spalających paliwa kopalne, zwłaszcza w elektrowniach węglowych. Jest zatem dostępna bez dodatkowych inwestycji tam, gdzie proces ten przydatny jest najbardziej. Przetestowano trzy rodzaje stosowanych sorbentów CO2, we wszystkich wypadkach proces był skuteczny. Konieczne są jeszcze badania nad wytrzymałością materiałów pochłaniających, co od początku było największą wątpliwością podczas prób. Na razie udowodniono, że pomyślnie wytrzymują kilkukrotny proces pochłaniania i oddawania gazu w strumieniu pary. Dla zastosowań przemysłowych muszą one jednak wytrzymywać tysiące takich cykli. Powstała już pierwsza, testowa instalacja przemysłowa według tej koncepcji, wdrożona we współpracy z firmami SRI International oraz Global Thermostat.
  15. Dużo ciekawych rzeczy działo się na tegorocznej konferencji Goldschmidt, organizowanej przez Uniwersytet Tennessee w Knoxville i pobliskie Laboratorium Narodowe Oak Ridge, w szczególności rzeczy ważnych dla możliwej przyszłości energetyki i ekologii. Niedawno pisaliśmy o ciekawej, eksperymentalnej metodzie składowania pod ziemią dwutlenku węgla. Steve Larter, specjalista nauk o Ziemi i wykładowca na Uniwersytecie Calgary zaproponował futurystyczny sposób wykorzystania ropy naftowej. Jego prezentacja rozważała możliwe wykorzystanie badań nad biodegradacją ropy naftowej do lepszego i bardziej ekologicznego wykorzystania energii paliw kopalnych. Jak wiadomo, istnieje wiele organizmów potrafiących rozkładać ropę naftową, są to różne gatunki drożdży, pleśni, grzybów i w szczególności bakterii. Wszędzie tam, gdzie ropa występuje w glebie - na przykład na obszarach wycieków - organizmy te potrafią wykorzystać i przyswoić jedne produkty rozkładu, jak dwutlenek węgla, uwalniając w zamian inne: metan i wodór, a więc paliwa znacznie mniej zanieczyszczające środowisko i możliwe do bezpośredniego zastosowania. Przystosowanie mikroorganizmów do wydajniejszej, „produkcyjnej" działalności mogłoby zainteresować kompanie naftowe. Prof. Larter rozważał również biologiczną metodę przekształcania dwutlenku węgla w paliwo. Polegać by to miało na pompowaniu go wraz z odpowiednio dobranymi szczepami bakterii pod ziemię, w obszar alkalicznych skał, gdzie ulegałby zamianie w gaz ziemny.
  16. Globalne ocieplenie, za które winę zrzuca się na dwutlenek węgla, spowodowało z jednej strony dążenie do zmniejszenia jego produkcji, a z drugiej powstanie koncepcji „magazynowania" go w jakiś sposób. Istniejące pomysły to rozpuszczanie go w wodzie, pompowanie do nieczynnych kopalni, czy wyeksploatowanych złóż ropy naftowej. Rodzi to jednak obawy o stabilność tego rozwiązania i możliwość wyciekania gazu z takich zbiorników. Nieco inne podejście do problemu magazynowania dwutlenku węgla zaprezentował na konferencji naukowej Goldschmidt naukowiec z Uniwersytetu Islandzkiego, Sigurdur Gislason. Goldschmidt Conference jest goszczone w tym roku przez Uniwersytet Tennessee w Knoxville i pobliskie Narodowe Laboratorium Oak Ridge. Gislason wraz z międzynarodowym zespołem naukowców tworzących Projekt Carbfix proponuje zamianę dwutlenku węgla w skałę. Dokładniej: spowodowanie jego zamiany w skałę poprzez mieszanie z minerałami zawartymi w skorupie ziemskiej. Rozwiązanie takie spełniałoby najwyższe wymagania sekwestracji gazu: stabilność geochemiczną, termodynamiczną, zlikwidowanie ryzyka wycieków i przyjazność dla środowiska. W praktyce polega to na rozpuszczeniu gazu w wodzie - jak wiadomo, dwutlenek węgla z wodą tworzy roztwór kwasu węglowego, czyli popularną wodę sodową. Taki roztwór jest pod wysokim ciśnieniem wstrzykiwany na głębokość pomiędzy 400 a 800 metrów, wprost do grubej warstwy skał bazaltowych. Tam roztwór, przeciskając się przez skały, rozpuszcza obecne tam minerały i wytrąca się w postaci węglanów, jak węglany magnezu lub wapnia. Nie jest to już rozwiązanie tylko teoretyczne, bowiem Gislason prowadzi pilotażowy projekt w rodzinnej Islandii, w elektrowni geotermalnej Hellisheidi. Proces jest na bieżąco monitorowany, jeśli badania potwierdzą jego skuteczność i bezpieczeństwo, zespół Carbfix zamierza przystosować metodę do zastosowań przemysłowych.
  17. Marsjański łazik Spirit, badając w 2006 roku otwarty teren nazwany Comanche, odkrył tam duże złoża węglanów. To oznacza wodę, a więc możliwość powstania życia. Wcześniejsze dane sugerowały jednak wysoką kwasowość tego terenu, a więc warunki niesprzyjające powstaniu życia. Dokładna analiza danych trwała aż do teraz. Istnienie węglanów żelaza na równinie Comanche podejrzewano już wiele lat temu dzięki Moessbauerpectrometrowi łazika Spirit - aparatowi wykrywającemu minerały zawierające żelazo. Potwierdzenie tych informacji było długotrwałe i mozolne z powodu uszkodzenia instrumentu wykrywającego węglany: Spektrometrowi Miniaturowej Emisji Cieplnej. Jego lustro uległo zabrudzeniu pyłem w 2005 roku. To było jak patrzenie przez brudną szybę - mówią uczestnicy projektu. - Mogliśmy wywnioskować, że ten teren różni się od innych, ale nie bardzo mogliśmy określić czym, zanim nie znaleźliśmy metod korygowania zniekształconych danych. Udało się, ponieważ Rentgenowski Spektrometr Cząstek Alfa na pokładzie łazika wykrył wysokie stężenie pierwiastków z lekkiej grupy, zawierającej między innymi tlen i węgiel. To pozwoliło ocenić ilość węglanów. To była iście detektywistyczna praca, musieliśmy połączyć dane z trzech spektrometrów, żeby je namierzyć - mówi Dick Morris z Kosmicznego Centrum Johnsona NASA w Houston. - urządzenia dały nam wzajemnie potwierdzony pogląd na ilość znalezionego węglany magnezu żelaza. Jakie jest znaczenie tego odkrycia? Dowodzi ono, że wodne środowisko dawnego Marsa nie było kwaśne, lecz bliskie neutralnemu, co mogło sprzyjać powstaniu życia. To wg naukowców NASA jedno z najważniejszych odkryć marsjańskich łazików, na tyle ważne, że artykuł na ten temat ukazał się 3 czerwca w magazynie Science. Dużych złóż węglanów poszukiwano z utęsknieniem od dawna. Struktury na powierzchni Marsa sugerują, że dawniej było tam znacznie cieplej, co wraz z odpowiednim środowiskiem stwarzałoby warunki dla powstania życia. Najpopularniejsza teoria głosi, że wyższą temperaturę Mars zawdzięczał grubszej i gęstszej atmosferze (przypomnijmy, że naukowcy nie są w tym temacie zgodni), złożonej głównie z dwutlenku węgla, który jest głównym składnikiem rzadkiej marsjańskiej atmosfery do dziś. Dlatego ważnym celem jest wywnioskowanie, gdzie podział się ten cały domniemany dwutlenek węgla. Część badaczy sądzi, że po prostu uciekł w kosmos. Inna hipoteza mówi, że atmosferyczny dwutlenek węgla, reagując z wodą w pewnych warunkach odłożył się w postaci złóż mineralnych - węglanów. Ponieważ ślady węglanów odkrywano w meteorytach pochodzenia marsjańskiego, już w latach dziewięćdziesiątych sądzono, że mogą one być powszechne na Marsie. Do tej pory jednak mapy złóż mineralnych sporządzane przez satelity zlokalizowały masywne złoża węglanów tylko w jednym miejscu oraz niewielkie ilości rozproszone równomiernie w marsjańskiej glebie. Marsjańskie łaziki wylądowały na Czerwonej Planecie w 2004 z misją badawczą zaplanowaną na trzy miesiące. Opportunity wciąż pracuje, podążając do krateru Endeavour, ma do przebycia jeszcze około dziesięciu kilometrów. Ze Spiritem nie ma łączności od marca z powodu marsjańskiej zimy.
  18. Naukowcy znaleźli możliwe źródło dwutlenku węgla, którego pojawienie się w atmosferze miało zakończyć ostatnią epokę lodowcową. To jednocześnie pierwszy twardy dowód, że olbrzymie ilości CO2 były zamknięte pod powierzchnią oceanów. Zespół doktora Luke'a Skinnera z University of Cambridge badał osady z dna oceanu pomiędzy Antarktydą a południem Afryki. Sprawdzano poziom węgla C14 w pancerzykach skamieniłych otwornic i porównywano go ze zmianami CO2 w atmosferze oraz z temperaturą na Ziemi. Pozwoliło to stwierdzić, jak długo CO2 był zatrzymany w oceanie. Nasze badania pokazują, że podczas ostatniej epoki lodowcowej, około 20 000 lat temu, dwutlenek węgla krążący głęboko w okolicach Antarktydy, był uwięziony znacznie dłużej, niż ma to miejsce dzisiaj. Jeśli podobne zjawisko zachodziło w innych częściach oceanu, może ono wyjaśnić, w jaki sposób cyrkulacja wody przyczyniła się do uwięzienia w oceanie dużych ilości węgla podczas epoki lodowcowej - mówi doktor Skinner. Zgodnie z nieuznawaną oficjalnie teorią Milankovicia, kolejne epoki lodowcowe powodowane były zmianami orbity ziemskiej w stosunku do Słońca. Pewne dane wskazują, że Milanković miał częściowo rację. Brytyjscy naukowcy uważają, że zmiany orbity mogły zadziałać jak rodzaj rozrusznika, którego efekt został wielokrotnie wzmocniony przez uwięzienie węgla w oceanach. Cyrkulacja pomiędzy Antarktydą a południem Afryki może prowadzić do wypychania wód z głębin ku powierzchni. Wraz z nimi do atmosfery wydostawały się olbrzymie ilości CO2, co w efekcie zakończyło ostatnią epokę lodowcową. Uczeni oceniają, że wielkość "wycieku" dwutlenku węgla z oceanu mogła być podobna do całkowitej emisji tego gazu od początku rewolucji przemysłowej. Jeśli teoria Skinnera i jego zespołu jest prawdziwa, to powinniśmy znaleźć dowody na olbrzymie transfery dwutlenku węgla z oceanów do atmosfery przy końcu każdej epoki lodowcowej. Jak zauważył naukowiec, odkrycie to stawia także pod znakiem zapytania sens sekwestracji dwutlenku węgla pod dnem oceanów. Ma to być metoda na zmniejszenie jego ilości w atmosferze. Jednak wszystko wskazuje na to, że CO2 i tak po jakimś czasie do atmosfery powróci.
  19. Dyskusje nad efektem cieplarnianym i jego skutkami koncentrują się w zasadzie na wzroście globalnej temperatury i podnoszeniu poziomu wód. Inne zagrożenia niemal nie istnieją nie tylko w społecznej świadomości, ale i w naukowych dyskusjach. A tymczasem wzrost poziomu dwutlenku węgla, niezależnie czy wierzymy że to człowiek za niego odpowiada, może mieć bardzo przykre konsekwencje dla roślin uprawnych. Więcej dwutlenku węgla? To co, rośliny będą rosły - mówi wiele osób bagatelizując sprawę. Okazuje się, że nie mają racji. Dowodzą tego badania przeprowadzone na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davis. Wielokrotne doświadczenia z roślinami uprawnymi: pszenicą i rzodkiewnikiem, wykazały coś całkiem odwrotnego. Do pewnego momentu owszem, wyższy poziom dwutlenku węgla sprzyja fotosyntezie, jak to się przyjęło uważać. Jednak już wzrost powyżej 50% w stosunku do poziomu obecnego zaczyna wywierać odwrotny skutek: rośliny wytwarzają mniej białek i rosną gorzej. Dzieje się tak, ponieważ wyższe stężenie dwutlenku węgla upośledza fotooddychanie roślin - proces, w którym łączą one atmosferyczny tlen z węglowodorami. Zwiększona fotosynteza początkowo nadrabia te straty, ale wraz ze wzrostem stężenia CO2 rośliny przystosowują się i spowalniają wzrost. Innym problemem staje się przyswajanie azotu, pierwiastka niezbędnego do wytwarzania protein i wzrostu rośliny. Większość azotu jest przez rośliny przyswajana przez system korzeniowy z gleby, w postaci azotanów. Te są głównym składnikiem nawozów, naturalnych i sztucznych. Mechanizm ten nie został jeszcze dokładnie przebadany, ale wiadomo, że to upośledzenie fotooddychania roślin hamuje przyswajanie azotu. Zależnie od szacunków, stężenie dwutlenku węgla do końca wieku wzrośnie od 40% do nawet 140%, więc problem nie jest akademicki. Stoi przed nami wizja poważnego spadku produkcji roślinnej i jakości pożywienia. Być może dodatkowe nawożenie częściowo rozwiązałoby problem, ale to oznacza dodatkowe koszty i niestety dodatkowe problemy ekologiczne, w tym wzrost koncentracji szkodliwego amoniaku w roślinach. To także prawdopodobny wzrost strat spowodowanych przez szkodniki. Znalezienie rozwiązania tego problemu wymagać będzie jeszcze wielu badań, w tym nad dokładnym procesem przyswajania azotanów i amoniaku przez rośliny uprawne. Praca, której autorami są: Martin Burger (UC Davis' Department of Land, Air and Water Resource), Jose Salvador, Rubio Asensio (UC Davis' Department of Plant Sciences) oraz Asaph B. Cousins (School of Biological Sciences at Washington State University) ukazała się 14 maja w czasopiśmie Science.
  20. Słoweńscy naukowcy uważają, że doświadczenie śmierci (ang. near death experience, NDE) może być skutkiem podwyższonego stężenia dwutlenku węgla we krwi. Twierdzą tak po przebadaniu 52 pacjentów, którzy przeżyli pozaszpitalne nagłe zatrzymanie krążenia. Doświadczenie śmierci obejmuje kilka wrażeń i etapów, m.in. podsumowanie życia, wszechogarniający spokój i radość czy spotkanie ze zmarłymi oraz mistycznymi/boskimi istotami. Zjawisko próbowano wyjaśniać na niezliczone sposoby: od fizycznych i psychologicznych poczynając, na transcendentalnych kończąc. Jak dotąd żadnej teorii nie można jednak było uznać za satysfakcjonującą. Dlatego Zalika Klemenc-Ketis i jej współpracownicy z Uniwersytetu w Mariborze również postanowili się zająć tym problemem. Zgodnie z danymi, NDE występuje u 11-23% osób z nagłym zatrzymaniem krążenia. W grupie uwzględnionej przez Słoweńców, w której znalazło się 42 mężczyzn, a mediana wieku wynosiła nieco ponad 53 lata (53,1), obecność doświadczenia śmierci oceniano za pomocą skali Greysona. Poza tym określano początkowe ciśnienie cząstkowe wydechowego dwutlenku węgla (ang. end tidal CO2, EtCO2), cząstkowe ciśnienia tętnicze CO2 i O2 oraz poziom sodu i potasu w krwi żylnej. Okazało się, że NDE pojawiły się u 11 pacjentów. Osoby z wyższym początkowym EtCO2 wspominały o nich znacznie częściej. Podobnie zresztą jak chorzy z wyższym cząstkowym ciśnieniem tętniczym dwutlenku węgla. Dodatkowo zespół Klemenc-Ketis ustalił, że podwyższone stężenie potasu w plazmie krwi także mogło prowokować NDE. Odkryliśmy, że u tych pacjentów, którzy doświadczali opisywanego fenomenu, stężenie CO2 we krwi było znacząco wyższe niż u pozostałych badanych. Wystąpienie NDE nie miało związku z płcią, wiekiem, wykształceniem, wyznaniem, lękiem przed śmiercią, czasem wyzdrowienia czy lekami podanymi podczas resuscytacji, było jednak powszechniejsze u osób, które już wcześniej miały tego rodzaju doświadczenia.
  21. Naukowcy z University of Bath pracują nad produkcją paliwa samochodowego z... powietrza. W ramach wartego 1,4 miliona funtów projektu próbują pozyskiwać z powietrza dwutlenek węgla i zamieniać go w paliwo. W badaniach biorą też udział uczeni z University of Briston i University of the West of England. Specjaliści skupiają się na stworzeniu porowatego materiału, który wychwytywałby CO2 i zamieniał go w paliwo lub plastiki przy pomocy energii słonecznej. Obecnie wykorzystuje się osobne technologie do wychwytywania i wykorzystywania CO2, co czyni cały proces bardzo nieefektywnym. Połączenie tych technologii zwiększa efektywność i powoduje, że minimalizujemy ilość energii potrzebną do redukcji dwutlenku węgla w atmosferze - mówi Frank Marken, chemik z Bath.
  22. Autorzy badań opublikowanych w ostatnim numerze Proceedings of the National Academy of Science (PNAS) zauważają, że lasy na wschodnim wybrzeżu USA rosną szybciej, a przyczyną tego zjawiska mogą być zmiany klimatyczne. Prowadzone przez 22 lata obserwacje wykazały, że ponad 90% drzew rośnie od dwóch do czterech razy szybciej, niż przewidywali naukowcy. Pod uwagę wzięto 55 grup drzew z lasów stanu Maryland, które były reprezentatywne dla całego Wschodniego Wybrzeża. Uczeni uważają, że ich szybszy wzrost został spowodowany zwięĸszonym stężeniem dwutlenku węgla w atmosferze. Z kolei drzewa, dzięki szybkiemu wzrostowi, zbierają z atmosfery więcej tego gazu, niwelując w pewnym stopniu jego wpływ na klimat. Autorzy badań, ekolodzy lasów Geoffrey Parker i Sean McMahon ze Smithsonian Institute mówią, że drzewa nie będą bez końca przyspieszały wzrostu. Mają bowiem do dyspozycji ograniczoną ilość wody i środków odżywczych w glebie. W pewnym momencie ich szybki wzrost ulegnie zatrzymaniu. Nie wiadomo, jak wpłynie to na poziom CO2 w atmosferze.
  23. Badania naukowców z University of Bristol dowodzą, że od roku 1850 stosunek pomiędzy dwutlenkiem węgla obecnym w powietrzu, a absorbowanym przez naturę pozostaje mniej więcej stały. Pomimo tego, że w tym czasie powodowana przez człowieka emisja tego gazu zwiększyła się z 2 do 35 miliardów ton rocznie. To wskazuje, że natura ma znacznie większe zdolności absorbowania CO2 niż dotąd sądzono. Doktor Wolfgang Knorr, zauważa, że jego odkrycia stoją w sprzeczności z wcześniejszymi badaniami, których autorzy obawiali się, że gdy przyroda osiągnie granice zdolności absorbcji, ilość wspomnianego gazu w atmosferze gwałtownie wzrośnie. Naukowiec zauważa jednak, że uzyskane przez niego dane nie powinny nas uspokajać. Jak wszystkie tego typu badania, są one obarczone pewnym marginesem błędu, gdyż nie mamy dokładnych danych. Zamiast polegać na przyrodzie i wierzyć, że będzie radziła sobie z emitowanym przez nas gazem, musimy dowiedzieć się, dlaczego proporcje nie uległy zmianie - mówi Knorr.
  24. Dlaczego szampan czy inne fermentowane napoje zawierające dwutlenek węgla najlepiej smakują tuż po otwarciu butelki? Nie chodzi tylko o świeżość i temperaturę, lecz o to, że receptory smakowe naszego języka są w stanie wyczuć bąbelki, a te z czasem się przecież ulatniają. Enzym anhydraza węglanowa 4 (ang. carbonic anhydrase 4) rozkłada dwutlenek węgla na jony wodorowęglanowe (HCO3-) i wolne protony, które stymulują receptory smaku kwaśnego. Autor studium, Charles Zuker z Columbia University, zaznacza, że wcześniej sądzono, że napoje gazowane zawdzięczają swój wyjątkowy smak bąbelkom pękającym na języku. W komorze ciśnieniowej, gdzie nie mogą się one rozpryskiwać, nadal nic się zmienia, co zasugerowało Amerykaninowi, że należy poszukać innego wyjaśnienia. Zuker, Nick Ryba z National Institute of Dental and Craniofacial Research w Bethesdzie i zespół mierzyli aktywność nerwową receptorów smakowych myszy. Kiedy gryzoniom podawano wodę gazowaną lub dwutlenek węglu w postaci gazu, kubki smakowe silnie reagowały. Następnie neurolodzy wyhodowali zmienione genetyczne myszy, którym brakowało jednego z 5 rodzajów receptorów smakowych: słodkich, umami, gorzkich, słonych lub kwaśnych. W odpowiedzi na dwutlenek węgla nerwy czaszkowe uaktywniały się u wszystkich myszy z wyjątkiem pozbawionych receptorów kwaśności. Oznacza to, że ten typ kubków smakowych odpowiada za detekcję CO2. Gdy naukowcy zaczęli analizować geny powiązane z receptorami kwaśności, szybko wpadli na trop genu kodującego anhydrazę wodorowęglanową 4, która należy do grupy enzymów podtrzymujących w organizmie prawidłowy poziom dwutlenku węgla i kwasowości. Testując swoją teorię, Amerykanie podali zwykłym myszom inhibitor anhydrazy. Doszło do stłumienia, lecz nie do całkowitego wyeliminowania reakcji na dwutlenek węgla. Pewne odczucia smakowe mogły przetrwać, gdyż protony nadal stymulowały nerw trójdzielny (łac. nervus trigeminus). Nie reaguje on bezpośrednio na smak, ale na lekkie podrażnienia czuciowe, np. wywoływane przez miętę lub pieprz. Zuker przypuszcza, że zdolność detekcji CO2 pojawiła się w toku ewolucji, by zwierzęta nie zatruły się fermentującymi, a więc zepsutymi pokarmami.
  25. Rząd Malediwów planuje podwodne posiedzenie, podczas którego zostanie podpisany dokument dotyczący zmniejszenia emisji dwutlenku węgla. Prezydent Mohamed Nasheed i jego gabinet zanurkują 17 października. Doradca prezydenta powiedział BBC, że forma działania jest może dosyć rozrywkowa, ale przesłanie jak najbardziej poważne. Rosnący poziom mórz stanowi zagrożenie dla ok. 1200 nizinnych koralowych wysp, które gdy obecny trend się utrzyma, znikną pod wodą. Mniej więcej 80% archipelagu Malediwów znajduje się mniej niż metr nad poziomem morza, dlatego obawy mieszkańców nie są bynajmniej nieuzasadnione. Uważają oni, że gdy ich kraj w pełni odczuje skutki topnienia czap lodowych na biegunach, dla innych nacji także już będzie za późno. Podczas posiedzenia ministrowie będą się porozumiewać za pomocą gestów oraz wodoodpornych pisaków i tablic. Repertuar sygnałów dostępnych dla nurków jest ograniczony, dlatego liczba poruszanych zagadnień również będzie zawężona. Urzędnicy zaapelują jednak do wszystkich narodów – tych biednych i tych bogatych – by traktowały zmianę klimatu poważnie. Trening odbyli już wszyscy ministrowie poza jednym, który ze względu na chorobę wykluczającą nurkowanie nie mógł towarzyszyć im podczas prób w bazie wojskowej. W dniu zero prezydent Nasheed, będący licencjonowanym nurkiem, weźmie udział w podwodnej konferencji prasowej. Malediwscy urzędnicy podpiszą dokument, który trafi na wokandę podczas grudniowej konferencji ONZ-etu w Kopenhadze. Nowe porozumienie ma zastąpić Protokół z Kioto, wygasający już za 3 lata, bo w 2012 r.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...