Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'drapieżnik' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 24 wyników

  1. Sam strach przed drapieżnikami wystarczy, by populacja ich potencjalnych ofiar zmniejszyła się o połowę w ciągu 5 lat lub mniej. Naukowcy z University of Western Ontario zauważyli, że tam, gdzie występują drapieżniki, gatunki będące ich ofiarami inwestują mniej energii w wychowania potomstwa, zatem mniej młodych osiąga dojrzałość. Mamy tutaj do czynienia z nieznanym wcześniej mechanizmem zapewniającym równowagę w przyrodzie. Badania przeprowadzone przez profesor Lianę Zanett oraz Marka Allena i Michaela Clinchy dowodzą, że skupiając się wyłącznie na liczbie zwierząt, jaki jest w stanie zabić drapieżnik, będziemy źle oceniali wpływ drapieżników na ekosystem. Wyniki naszych badań mają olbrzymie znaczenie dla zarządzania środowiskiem, polityki oraz naszej wiedzy o ekosystemie. Na nowo musimy dokonać oceny korzyści wynikających zarówno z zachowania lub przywrócenia populacji rodzimych drapieżników, jak i strat powodowanych przez drapieżniki inwazyjne, mówi Zanette. Naukowcy oceniali wpływ strachu przed drapieżnikami na populację szarobrewki śpiewnej. Przez trzy kolejne sezony lęgowe żyjącym na wolności ptakom odtwarzano odgłosy drapieżników oraz zwierząt, które dla szarobrewki nie stanowiły zagrożenia. W każdym roku sprawdzano, jaki wpływ miały wokalizacje na liczbę narodzin i przeżywalność młodych. Okazało się, że strach przed drapieżnikami powoduje, że rodzice częściej wypatrują zagrożenia, a w tym czasie nie szukają pożywienia dla siebie i swoich młodych. To zaś powoduje, że pojawiają się skutki negatywne dla całej populacji, które dodatkowo kumulują się w kolejnych generacjach. Gdy dorosłe bały się drapieżników, rodziło się mniej młodych, a z nich mniej dożywało do dorosłości. Ptaki, które dożyły dorosłości żyły zaś krócej, co było prawdopodobnie związane z nieprawidłowościami w rozwoju mózgu. To wskazuje, że strach przed drapieżnikami ma wpływ na wiele pokoleń i sam w sobie prowadzi do zmniejszenia populacji. Taki wpływ strachu na wielkość populacji to prawdopodobnie norma wśród ptaków i ssaków, gdyż w rozwoju tych zwierząt opieka rodzicielska odgrywa olbrzymią rolę, a indukowane strachem zmniejszenie inwestycji w rodzicielstwo i opiekę jest czymś normalnym. Sądzimy, że nasze spostrzeżenie, iż strach sam w sobie ma znaczący wpływ na wielkość populacji jest prawdziwe dla większości ekosystemów, mówi Zanette. Badania te pokazują, że przetrzebienie przez człowieka drapieżników w negatywny sposób wpływa na populacje ich ofiar, które rozrastają się w sposób niekontrolowany, powodując kolejne problemy. A z kontrolą tych rozrośniętych populacji ludzie sobie nie radzą. Co więcej, przywrócenie rodzimych drapieżników ma olbrzymie znaczenie nie tylko dla populacji ich ofiar. Uczeni z Oregon State University zauważyli, że rosnąca na zachodzie USA populacja wilków odgrywa ważną rolę w odradzaniu się zagrożonej populacji rysiów, dzięki zwiększonej liczbie wilków odradzają się też ekosystemy leśne i wodne, co pozytywnie wpływ na wiele gatunków roślin i zwierząt. « powrót do artykułu
  2. Drapieżniki żyjące w pobliżu ludzi mogą nawet połowę pożywienia czerpać ze źródeł pochodzących od ludzi. To, jak obawiają się naukowcy z University of Wisconsin-Madison, może mieć destrukcyjny wpływ na środowisko naturalne. Uczeni badali dietę siedmiu gatunków drapieżników żyjących w regionie Wielkich Jezior. Zbierali kości i próbki futra zarówno z odległych terenów parków narodowych, jak i z terenów miejskich. Stwierdzili, że im bliżej człowieka żyje drapieżnik, w tym większym stopniu polega na pożywieniu pochodzącym od ludzi. Ewolucja spowodowała, że badane gatunki konkurują o różne źródła pożywienia. Jednak w momencie, gdy w znacznym stopniu żywią się tym, co pochodzi od ludzi, zaczynają w większym stopniu konkurowac między sobą. To może zmienić stosunki zarówno pomiędzy drapieżnikami, jak i drapieżnikami a ich dotychczasowymi ofiarami. Nie wiadomo, jaki będzie to miało wpływ na ekosystem, jednak naukowcy obawiają się, że niekorzystny, gdyż ekosystemy ewoluowały pod silną presją tych drapieżników. O tym, jak bardzo drapieżniki polegały na diecie pochodzącej od człowieka, decydowało kilka czynników. Tam, gdzie zwierzęta żyły w najbardziej zmienionym przez człowieka środowisku, średnio ponad 25% pożywienia czerpały ze źródeł od człowieka. Widoczna była też różnica pomiędzy gatunkami. Tak zdeklarowany drapieżnik jak ryś rudy w niewielkim stopniu polegał na diecie z ludzkich źródeł. Ale widoczne jest, że gatunki bardziej oportunistyczne, jak kojoty, lisy, kuna rybożerna czy kuna, jeśli mieszkały blisko ludzi, to z takich źródeł mogły czerpać nawet ponad 50% pożywienia, mówi główny autor badań, Phil Manlick. To szokująco wysoki odsetek. Naukowcy zauważają, że poleganie na diecie ze źródeł pochodzących od człowieka powoduje, że drapieżniki bardziej niż w naturze konkurują ze sobą o źródła pożywienia. To może prowadzić do większej liczby konfliktów pomiędzy nimi. Ponadto czyni je łatwiejszym celem dla człowieka oraz może zmienić sposób, w jaki polują one na swoje tradycyjne ofiary, co z kolei może mieć niekorzystny wpływ na środowisko naturalne. Naukowcy zbadali dietę niemal 700 przedstawicieli różnych gatunków.  Porównywali ją w zależności od gatunku oraz odległości od ludzkich siedzib. Określenie diety możliwe było dzięki badaniom izotopów węgla zawartych w futrze i szczątkach zwierząt. Izotopy naprawdę powodują, że jesteś tym, co jesz. Jeśli przyjrzymy się ludziom, to przekonamy się, że nasz skład izotopowy jest podobny do składu kukurydzy, mówi Manlick. Dzieje się tak, gdyż pożywiamy się roślinami oraz zwierzętami jedzącymi rośliny. Ludzie pożywienie, pełne kukurydzy i cukru, ma charakterystyczny skład izotopowy. Organizmy zwierząt, które je spożywają, wchłaniają te izotopy. Z kolei drapieżniki żywiące się dziko żyjącymi roślinożercami, mają inny skład izotopowy. Bardzo szeroki zakres geograficzny i gatunkowy przeprowadzonych badań wskazuje, że trend do zastępowania diety naturalnej dietą pochodzącą od człowieka, nie jest ograniczony do konkretnego gatunku czy konkretnej lokalizacji. Nie wiadomo, jak wpływa to na ekosystem. Gdy drastycznie zmienisz jeden z najważniejszych aspektów dla danego gatunku – jego źródło pożywienia – przyniesie to nieznane konsekwencje całej strukturze ekosystemu. Na nas, jako ekologach i biologach, leży obowiązek zrozumienia tego nowego ekosystemu oraz określenia, kto na tym wygra, a kto przegra, dodaje profesor Jon Pauli. « powrót do artykułu
  3. Strach, który wywołują drapieżniki, może pozostawiać trwałe zmiany w obwodach neuronalnych dzikich zwierząt i wywoływać w ten sposób utrzymujące się bojaźliwe zachowania. Przypomina to zjawiska obserwowane w przebiegu zespołu stresu pourazowego (PTSD). Zespół Liany Zanette z Uniwersytetu Zachodniego Ontario wykazał, że wpływ kontaktu z drapieżnikami na mózgowe obwody strachu utrzymuje się poza okres występowania natychmiastowej reakcji "walcz lub uciekaj" i jest mierzalny nawet po ponad tygodniu. Dzieje się tak, mimo że w międzyczasie zwierzęta przebywają w naturalnych warunkach środowiskowych i społecznych. Uzyskane przez nas wyniki mają ogromne znaczenie dla naukowców zajmujących się badaniami biomedycznymi, zdrowiem psychicznym i ekologów. Stanowią bowiem poparcie dla stwierdzenia, że PTSD nie jest czymś nienaturalnym i pokazują, że trwałe skutki strachu wywołanego przez drapieżniki, które zapewne wpływają na rozrodczość i przeżywalność, to coś normalnego w świecie zwierząt. Zachowanie wspomnień zagrażających życiu spotkań z drapieżnikami jest korzystne ewolucyjnie, jeśli pomaga jednostce unikać w przyszłości takich zdarzeń. Autorzy coraz większej liczby badań biomedycznych przekonują, że w takim świetle PTSD stanowi koszt dziedziczenia prymitywnego ewolucyjnie mechanizmu, który przedkłada przeżycie nad jakość życia. Ekolodzy zauważają z kolei, że drapieżniki mogą wpływać na liczebność ofiar, nie tylko je zabijając, ale i strasząc. W ramach wcześniejszych badań ekipa Zanette wykazała, na przykład, że przestraszeni rodzice słabiej radzą sobie z opieką nad młodymi. W najnowszym studium wzięły udział schwytane sikory jasnoskrzydłe (Poecile atricapillus). Przez 2 dni pojedynczym osobnikom (15 samcom i 12 samicom) odtwarzano wokalizacje drapieżników albo niedrapieżników. Później ptaki trafiały do stada, które przez tydzień przebywało na zewnątrz i nie było wystawiane na żadne wskazówki eksperymentalne. Utrzymujące się bojaźliwe zachowania badano, mierząc u wylosowanych 15 ptaków reakcje na zawołania alarmowe P. atricapillus. Wpływ na mózgowe obwodu strachu określano zaś, mierząc poziom pewnego czynnika transkrypcyjnego w ciele migdałowatym i hipokampie (chodziło o białko ΔFosB, czyli czynnik transkrypcyjny należący do rodziny Fos). Wykorzystane ścieżki dźwiękowe składały się z dźwięków wydawanych albo przez 6 gatunków polujących na sikory białoskrzydłe (krogulca czarnołbistego, krogulca zmiennego, włochatkę małą, myszłowa rdzawosternego, drzemlika i puszczyka kreskowanego), albo przez 6 niezagrażających sikorom gatunków (krzyżówkę, żabę leśną, szarobrewkę śpiewną, dzięcioła kosmatego, dzięcioła włochatego i kowalika czarnogłowego). W głównym eksperymencie wokalizacje odtwarzano za dnia, łącznie przez 5 min w ciągu godziny. Dźwięki pojawiały się w losowych interwałach, przy czym odgłosy każdego z gatunków "nadawano" 1-4-krotnie co 2 godziny. « powrót do artykułu
  4. W ostatnich latach zwiększa się liczba doniesień o dużych drapieżnikach, pojawiających się w miejscach, w których – jak się wydaje – nie powinno ich być. Ludzie spotykają aligatory na plażach, orki w rzekach oraz pumy wędrujące daleko od terenów górskich. Liczebność wielkich drapieżników, które jeszcze niedawno znajdowały się na krawędzi zagłady, rośnie dzięki wdrożonym programom ochrony. Niektórzy twierdzą, że ich pojawianie się w niespodziewanych miejscach oznacza, iż zaczęły one kolonizować nowe tereny. Wyniki badań opublikowane w piśmie Current Biology wskazują, że przypuszczenie takie nie jest prawdziwe. Okazuje się, że aligatory, wydry i inne duże drapieżniki wcale nie podbijają nowych terenów, a powracają na te, które tradycyjnie zajmowały. Dla ludzi jest to zaskoczenie i uważają, że zwierząt tych nie powinno tam być, gdyż wytępili drapieżniki na tyle dawno, iż nie zachowały się informacje o ich obecności. Nie możemy być już zaszokowani widokiem dużego aligatora na plaży czy rafie koralowej. To nie fatamorgana. To coś, co było normą zanim wytępiliśmy te drapieżniki i zmusiliśmy je do szukania schronienia na ostatnich, odległych skrawkach planety. Teraz one wracają, mówi profesor Brian Silliman z Duke University. Silliman i jego koledzy przeanalizowali badania naukowe i raporty rządowe dotyczące obecności dużych drapieżników i stwierdzili, że aligatory, wydry, wilki, pumy, orangutany, orły i inne drapieżniki mogą obecnie występować równie powszechnie na „nowych” terenach co na tych tradycyjnych. Zdaniem uczonych ten powrót do miejsc, które jeszcze niedawno były dla nich niedostępne, to najbardziej rozpowszechniona obecnie zmiana w ekologii wielkich drapieżników. Dotychczas przypuszczaliśmy, a utwierdzała nas w tym i nauka i media, że zwierzęta te zamieszkują takie a nie inne tereny, gdyż się wyspecjalizowały. Aligatory uwielbiają bagna, wydry morskie najlepiej czują się w lasach wodorostów, orangutany potrzebują dziewiczego lasu, a ssaki morskie preferują regiony polarne. Jednak przeświadczenie to bazuje na badaniach naukowych prowadzonych w czasach, gdy populacja tych zwierząt gwałtowanie się zmniejszała. Teraz, gdy się ona odradza, jesteśmy zaskoczeni możliwościami adaptacji i kosmopolityzmem tych gatunków, mówi Silliman. Okazuje się na przykład, że gatunki morskie, takie jak płaszczki, rekiny, krewetki, manaty i kraby stanowią aż 90% diety aligatorów przebywających w ekosystemach morskich, co pokazuje, jak dobrze aligator potrafi przystosować się do życia w takim ekosystemie. Naukowcy podkreślają, że dzięki ich spostrzeżeniom można będzie lepiej chronić gatunki. To pokazuje nam, że te gatunki mogą żyć w znacznie większej liczbie habitatów. Na przykład wydry morskie dobrze radzą sobie w ujściach rzek, w których nie ma lasów wodorostów. Tak więc nawet jeśli wskutek zmian klimatycznych zanikną lasy wodorostów, to wydry morskie przetrwają. Być może są one nawet w stanie żyć w rzekach. Wkrótce się o tym przekonamy, mówi Silliman. Powrót głównych drapieżników przynosi olbrzymie korzyści ekosystemom. Na przykład gdy do ujść rzek wracają wydry morskie, chronią one tamtejszą roślinność przed zagłuszeniem jej przez algi, które gwałtownie rozrastają się dzięki nawozom i innym środkom spływającym rzekami z pól i miast. Wydry żywią się bowiem krabami, zmniejszając ich liczebność. W ten sposób chronią populację ślimaków morskich stanowiących pożywienie krabów. Ślimaki morskie zaś żywią się algami. W ten sposób wydry chronią roślinność przed algami. Zapewnienie tego typu ochrony kosztowałoby dziesiątki milionów dolarów, gdyż trzeba by było odbudować stosunki wodne w górze rzeki tak, by stworzyć odpowiedni bufor dla nadmiaru spływających składników odżywczych. Tymczasem wydry morskie robią to za nas, a my nie musimy wydawać na to pieniędzy, wyjaśnia Silliman. « powrót do artykułu
  5. Widłonogi z rodzaju Pontella wyskakują z wody, by uciec drapieżnikom. W powietrzu lecą dalej niż w wodzie, poza tym czyhającym na nie rybom trudno oszacować, gdzie wylądują. Pierwsze doniesienia o latających widłonogach pochodzą już z końca XIX w., wtedy jednak sądzono, że wyskakiwanie z wody pomaga w linieniu. Później także wspominano o tym zjawisku, jednak nie przeprowadzano eksperymentów czy badań, które miałyby potwierdzić, że "skok wzwyż" to metoda na przechytrzenie drapieżników. Dr Brad Gemmell z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin przypomina, że kontaktom drapieżnik-ofiara w kilkumilimetrowej warstwie tuż pod powierzchnią wody (neustonie) poświęcano dotąd niewiele uwagi, a szkoda, "bo to unikatowy i ważny habitat". Amerykanin stwierdził, że to dziwne, że Pontella są tak rozpowszechnione w miejscu, gdzie powinny być łatwym łupem dla ryb. W odróżnieniu od reszty swoich pobratymców nie migrują bowiem w czasie dnia na większe głębokości, by w ciemności ukryć się przed czyimiś głodnymi oczami. Zamiast się chować, pozostają blisko powierzchni wody, w dodatku są stosunkowo duże i nierzadko jaskrawozielone lub niebieskie, co zapewnia ochronę przed szkodliwym promieniowaniem ultrafioletowym. Skoro ktoś wygląda i zachowuje się, jakby chciał powiedzieć "halo, tu jestem", jak udaje mu się przetrwać? Odpowiedzią jest niezwykłe zacięcie widłonogów do skakania. Okazuje się, że w powietrzu potrafią one pokonać dystans stanowiący nawet 40-krotność długości ich ciała, która oscyluje wokół kilku milimetrów. Gemmel i inni wyliczyli, że na pokonanie napięcia powierzchniowego widłonogi zużywają 88% początkowej energii kinetycznej. Ze względu na niższą gęstość powietrza, w tym środowisku podróżują dalej niż pod wodą. Frunąc, skorupiaki wirują: wykonują 7500 obrotów na minutę. Ryby latające tracą mniej energii na przebicie się przez wodę, bo więcej ważą. W artykule opublikowanym na łamach Proceedings of the Royal Society B naukowcy wyjaśniają, że Pontella muszą balansować między (wzrastającym) ryzykiem pożarcia przez rybę a unikaniem niepotrzebnego wydatkowania energii. Decydując się na skok, mały skorupiak musi wziąć pod uwagę dodatkowe czynniki, w tym logistyczne. By nie wpaść z deszczu pod rynnę, trzeba w końcu sprawdzić, czy wydostając się z zasięgu jednych szczęk, nie natknie się na inne. Jak zwykle w takich przypadkach bywa, odkrycie możliwości widłonogów to w dużej mierze dzieło przypadku. Po lunchu Gemmell lubi bowiem przechadzać się przy uniwersyteckiej marinie. Pewnego razu zobaczył dziwny wzór na wodzie. Przypominał krople deszczu rozbijające się na powierzchni. Zafascynowany biolog wrócił do laboratorium i chwycił za zlewkę, by pobrać próbkę wody. Znalazł w niej widłonogi, które trafiły do akwarium z żywiącymi się planktonem rybami. Maleństwa unikały jednak ataków, skacząc nad wodą jak pchły. W kolejnym etapie badań zespół wybrał się do mariny z kamerą. Dzięki nagraniu zidentyfikowano dwa gatunki widłonogów: 1) Anomalocera ornata (to one znajdowały się w próbce pobranej po lunchu) oraz spokrewnione z nimi 2) Labidocera aestiva. Zarejestrowano wyczyny 89 A. ornata (metoda "skokowa" była bardzo skuteczna, bo na 89 zjedzono tylko 1 osobnika). Okazało się, że zwierzęta osiągają prędkość ok. 0,66 m/s i mogą wylądować po pokonaniu 17 cm. Po zakończeniu prac w terenie Amerykanie rozpoczęli eksperymenty w laboratorium. Za pomocą szybkiej kamery filmowali pod wodą moment wybicia L. aestiva. Okazało się, że widłonogi wprawiały się w ruch za pomocą pojedynczego sukcesywnego uderzenia odnóżami. Amerykanie podejrzewają, że niektóre gatunki widłonogów mogły sobie wypracować przystosowania ułatwiające wyskakiwanie. Wspominają m.in. o wstrzykiwaniu substancji 3-6-krotnie zmniejszających napięcie powierzchniowe wody.
  6. Drapieżniki wybierają ofiary, by zrównoważyć dietę i zwiększyć swoje szanse na spłodzenie/wydanie na świat zdrowego potomstwa. Międzynarodowy zespół naukowców po raz pierwszy wykazał, że dla polujących ważniejsza bywa wartość odżywcza ofiary niż jej kaloryczność (Proceedings of the Royal Society B). Biolodzy obserwowali poczynania biegaczowatych Anchomenus dorsalis. Gatunek obejmuje swym zasięgiem prawie całą Europę i żywi się ślimakami nagimi, mszycami, ćmami, larwami chrząszczy i mrówkami. Akademicy zebrali samice A. dorsalis i podzielili je na 2 grupy. Jedna mogła wybierać między kąskami wysokobiałkowymi a wysokotłuszczowymi. Druga nie miała już tyle szczęścia: część karmiono wyłącznie produktami obfitującymi w proteiny, a część tylko bogatymi w tłuszcz. W ich przypadku trudno więc było mówić o zbalansowanej diecie. Grupa z wolnością wyboru jadła wszystkiego po trochu, ponieważ równowaga białek i tłuszczów zapewnia optymalne warunki do wytworzenia zdrowych jaj. Mając dostęp do protein i tłuszczów, biegacze produkowały więcej jaj. Wcześniejsze badania pokazały, że owady roślinożerne, takie jak gąsienice motyli i koniki polne, oraz wszystkożerne, np. muszki owocowe i świerszcze, starannie dobierają pokarmy, by zbalansować dietę, jednak w odniesieniu do drapieżników zakładano, że ważniejsza jest ogólna kaloryczność niż skład/wartość odżywcza. Chociaż w ramach najnowszego studium Brytyjczycy, Australijczycy, Duńczycy i Nowozelandczycy skupili się tylko na drapieżnym owadzie, uważają, że zasada równoważenia diety obowiązuje wszystkie drapieżniki.
  7. Zwierzęta przybierają na ogół jakieś barwy, by odstraszyć drapieżniki albo się przed nimi ukryć. Okazuje się, że niesymbiotyczne bakterie oceaniczne zachowują się dokładnie na odwrót - świecą, by zwrócić na siebie uwagę, bo zjedzenie stanowi gwarancję rozprzestrzenienia i opanowania nowych okolic. Margarita Zarubin, studentka z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, która wcześniej uczyła się w Oldenburgu, badała bioluminescencyjne bakterie Photobacterium leiognathi. Hipoteza, że mikroby świecą, by zostać upolowane, pojawiła się ponad 30 lat temu, ale bazowała głównie na częstym występowaniu luminescencyjnych bakterii w przewodzie pokarmowym ryb. Nie przeprowadzono eksperymentów, które mogłyby to potwierdzić. Chcąc sprawdzić, "co w morskiej trawie piszczy", izraelski zespół umieścił na jednym końcu akwarium torebkę ze zwykłymi P. leiognathi, a na drugim z bakteriami zmodyfikowanymi genetycznie w taki sposób, by nie mogły świecić. W zbiorniku znajdowały się m.in. artemia (Artemia). Okazało się, że skorupiaki i inne organizmy gromadziły się wokół świecącego woreczka, a koło ciemnego nie. W kolejnym etapie badań biolodzy pozwolili wszystkim pływać swobodnie. Po paru godzinach odwłoki przedstawicieli zooplanktonu zaczęły świecić. Później świecące artemia zmieszano z osobnikami, które nie jadły P. leiognathi i umieszczono w kanale wodnym z polującymi na nie rybami Apogon annularis. By na filmie było dokładnie widać przebieg zdarzeń, wykorzystano podświetlenie podczerwienią. Okazało się, że nocne ryby polowały wyłącznie na skorupiaki ze świecącymi odwłokami. Po zbadaniu odchodów A. annularis szybko stało się jasne, że bakterie przeszły przez ich przewód pokarmowy bez najmniejszego uszczerbku. Wykorzystując skorupiaki i ryby, luminescencyjne bakterie nie tylko przemieszczały się po oceanie, ale i pożywiły się przy okazji tym, co znajdowało się w jelitach przewoźnika. To wysoce korzystne przede wszystkim dla bakterii z ubogich w pokarm głębin.
  8. Sama obecność drapieżnika powoduje stres, który może zabić ważkę. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy drapieżnik nie jest w stanie dostać się do ofiary i jej zjeść. Sposób, w jaki ofiara reaguje na strach przed byciem zjedzoną, jest ważnym tematem w ekologii. W miarę jak dowiadujemy się coraz więcej o zwierzęcych reakcjach na stresujące warunki - bez względu na to, czy chodzi o obecność drapieżnika, czy strach spowodowany inną przyczyną naturalną lub działaniem człowieka - coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że stres zwiększa ryzyko zgonu, np. z powodu infekcji, które normalnie nie byłyby śmiertelne - opowiada prof. Locke Rowe z Uniwersytetu w Toronto. Rowe, prof. Marie-Josée Fortin i dr Shannon McCauley hodowali w akwariach larwy ważek Leucorrhinia intacta oraz polujące na nie zwierzęta. Drapieżniki i ofiary były od siebie oddzielone, tak więc larwy widziały i czuły zapach drapieżników, ale drapieżniki nie mogły się do nich dostać. Biolodzy zauważyli, że dzieląc habitat z drapieżnikami (rybami lub wodnymi owadami), większość L. intacta umierała. Wskaźnik przeżywalności larw mających kontakt z potencjalnymi "oprawcami" był 2,5-4,3 razy niższy niż w grupie kontrolnej. W drugim eksperymencie obumarło 11% larw próbujących przeobrazić się w postać dorosłą (imago). Wśród larw żyjących w akwarium bez ryb dotyczyło to tylko 2% populacji.
  9. Uczeni z Oregon State University zauważyli, że rosnąca na zachodzie USA populacja wilków odgrywa ważną rolę w odradzaniu się zagrożonej populacji rysiów. Wnioski ze swoich badań naukowcy opublikowali w Wildlife Society Bulletin. Na terenie USA ryś kanadyjski jest gatunkiem zagrożonym, a główną przyczyną zmniejszania się jego populacji jest gwałtowny spadek liczebności zajęcy amerykańskich, stanowiących główne źródło pożywienia rysia. Zajęcy jest z kolei mniej, gdyż nadmiernie rozrosła się populacja polujących na nie kojotów. Sukces kojotów był natomiast możliwy dzięki temu, iż ludzie przyczynili się do gwałtownego spadku liczebności wilków. Naukowcy uważają, że gdy na jakimś terenie znacznie zmniejsza się liczebność dotychczasowego głównego drapieżnika, rozrasta się populacja mniejszych drapieżników, co ma katastrofalne skutki dla całego ekosystemu. Wzrost liczebności takich drapieżników jak kojoty ma poważne konsekwencje. Na większości obszaru USA ich populacja jest obecnie znacznie większa, niż była w czasach, gdy żyły tam też wilki. Zanim wilki zostały w większości wytępione, zabijały one kojoty oraz wpływały na ich zachowanie poprzez coś, co nazywamy ‚ekologią strachu'. Kojoty mają bardzo zróżnicowaną, elastyczną dietę, ale najbardziej lubią zające i króliki. A to zabija rysia - mówi profesor William Ripple z OSU. W ciągu ostatnich lat naukowcy przeprowadzili wiele badań, z których dowiedzieliśmy się, jak olbrzymie znaczenie ma obecność wilków. Drapieżniki te kontrolują bowiem populację łosi i jeleni oraz - poprzez ‚ekologię strachu' - wpływają na ich zachowanie. Tam, gdzie zwiększyła się populacja wilków zauważono odradzanie się ekosystemów leśnich oraz wodnych, co z kolei pozytywnie wpływało na wiele gatunków roślin i zwierząt. Brak głównego drapieżnika, zarówno w środowisku wodnym jak i lądowym, oznacza olbrzymie kłopoty. Mniejsze drapieżniki nadmiernie się rozrastają i dewastują ekosystem. Ich ofiarami padają jaszczurki, gryzonie, torbacze, zające, mięczaki czy owady. W USA kojoty coraz częściej atakują zwierzęta hodowlane, a próby kontrolowania ich populacji pochłaniają setki milionów dolarów. Problem mniejszych drapieżników stał się już problemem ogólnoświatowym. Ludzie w znacznym stopniu wytępili duże drapieżniki i obecnie w oceanach, rzekach, lasach i sawannach na całym świecie obserwowana jest eksplozja populacji mniejszych drapieżników niszczących ekosystemy. Tymczasem, jak wynika z badań uczonych z OSU, rozwiązaniem problemu byłaby ochrona dużych drapieżników. Tam, gdzie przeprowadzono reintrodukcję wilka, jak np. w Yellowstone National Park, zauważono błyskawiczną redukcję populacji kojotów o 50%. Wstępne badania sugerują, że zaczęła odradzać się populacja zajęcy.
  10. Nasz mózg reaguje na zwierzęta w nadspodziewanie silny sposób – o wiele silniej niż na jakiekolwiek miejsce, osobę lub rzecz. Naukowcy uważają, że powodów jest co najmniej kilka, przede wszystkim chodzi jednak o utrwaloną w toku ewolucji czujność w stosunku do potencjalnych ofiar i drapieżników (Nature Neuroscience). Zarówno wykrycie drapieżnika, jak i ofiary wymaga detekcji w czasie rzeczywistym kształtów, które często bywają zakamuflowane w złożonym środowisku – podkreśla prof. Ralph Adolphs z California Institute of Technology. Adolphs i szef zespołu naukowców Florian Mormann utrwalali reakcje mózgów 41 pacjentów monitorowanych pod kątem padaczki na zdjęcia ludzi, krajobrazów, zwierząt i przedmiotów. Zorganizowano 111 sesji; w czasie jednej badanym pokazywano średnio 100 fotografii. Zapis był na tyle precyzyjny, że można było zidentyfikować aktywność pojedynczych neuronów. Okazało się, że prawe ciało migdałowate reagowało preferencyjnie na zdjęcia zwierząt, bez względu na to, czy były to niewielkie zwierzątka domowe, czy duże, dzikie bestie. Mormann tłumaczy, że wcześniej wykazano, że prawe ciało migdałowate jest zaangażowane w przetwarzanie bodźców awersyjnych i nagradzających. W przeszłości zwierzęta mogły być albo drapieżnikami (bodziec awersyjny), albo ofiarami (bodziec nagradzający). Tak czy siak, wymagało to wdrożenia odpowiedniego zachowania. Naukowcy podejrzewają, że ciało migdałowate mogłoby zostać pobudzone nie tylko przed widok zwierzęcia, ale także przez wydawane przez nie dźwięki. W końcu w naturalnych okolicznościach spotkanie ze zwierzęciem oddziałuje na wiele zmysłów. Wcześniejsze studia sugerowały, że już na wczesnych etapach ewolucji kręgowców prawa półkula wyspecjalizowała się w radzeniu sobie z niespodziewanymi i wymagającymi reakcji behawioralnej bodźcami. Teraz po raz kolejny potwierdzono, że tak naprawdę jest.
  11. U słoni im starsza i bardziej doświadczona przewodniczka stada, tym skuteczniej odróżnia niskie i większe zagrożenie stwarzane przez jedyne liczące się przy tych rozmiarach i stylu obrony drapieżniki, czyli przez samice i samce lwów (Proceedings of the Royal Society B). Doktorzy Karen McComb i Graeme Shannon z University of Sussex prowadzili badania na słoniach afrykańskich żyjących w kenijskim Parku Narodowym Amboseli. Skupili się na 39 stadach. Naukowcy nagrali najpierw porykiwania lwów, a następnie podzielili je na wydawane przez samice i przez samce. Następnie odtwarzali dźwięki przez głośniki. Samce lwów zagrażają słoniom, ponieważ mogą zabić młode, nawet polując w pojedynkę, a samice rzadko atakują szare olbrzymy, chyba że są w większych grupach. Naukowcy ustalili, że w porównaniu do porykiwań lwic, w odpowiedzi na porykiwania lwów najstarsze przywódczynie, zwłaszcza z kategorii sześćdziesiąt plus, z większym prawdopodobieństwem zatrzymywały się, słuchając, na dłuższą chwilę i stawały się bardziej agresywne. To z kolei skutkowało zbijaniem się stada w grupę, w środku której ukrywano młode. Część osobników zbliżała się do źródła dźwięków, niekiedy je atakując. Wg biologów, zdolność odróżniania poziomów zagrożenia na podstawie wskazówek akustycznych jest nabywana dzięki doświadczeniom, a młodsze przywódczynie nie miały tak wielu spotkań z lwami jak starsze. Przez to są mniej zaniepokojone samcami lwów, niż powinny. W przyszłości zespół McComb chce sprawdzić, w jaki sposób doświadczone słonice są w stanie wywołać tak skoordynowaną reakcję stada. Nie występują żadne głośne dźwięki. Sądzimy, że chodzi o subtelne wskazówki posturalne lub cichsze wokalizacje. McComb była zaskoczona, że starsze przywódczynie potrafiły tak szybko i precyzyjnie różnicować porykiwania lwów i lwic. Różnice są minimalne, tak że trudno je wskazać.
  12. Do roku 2050 z oceanów mogą zniknąć wielkie ryby. Tak uważa Villy Christensen z Centrum Rybołówstwa University of British Columbia. Wielkim drapieżnikom - rekinom, tuńczykom i dorszom - grozi zagłada z powodu nadmiernych połowów. Już teraz zmniejszenie ich liczebności doprowadziło do dwukrotnego zwiększenia populacji małych, żywiących się planktonem gatunków, takich jak sardynki, sardele i kapelany. Tam, gdzie znikają drapieżniki, liczba ich dotychczasowych ofiar szybko rośnie, zagrażając równowadze całego ekosystemu. Gatunki te stają się podatne na choroby i pojawiające się naprzemiennie cykle przyrostów i spadków liczebności. Cykle takie powodują, że gdy ryby masowo wymierają, dochodzi do rozkwitu alg i pojawienia się bakterii zużywających olbrzymie ilości tlenu. To z kolei powoduje pojawianie się kolejnych martwych stref w oceanie. Christensen uważa, że należy namawiać ludzi na rezygnację z jedzenia dużych ryb drapieżnych na rzecz spożywania mało obecnie popularnych sardynek czy śledzi. Badania, zaprezentowane na dorocznym spotkaniu American Association for the Advancement of Science przeprowadzono na podstawie analizy ponad 68 000 zestawów danych dotyczących stanu ponad 200 ekosystemów morskich z lat 1880-2007.
  13. Wilki potrafią podążać za ludzkim spojrzeniem. U zwierząt społecznych to ważna umiejętność, ponieważ pozwala przewidzieć czyjś kolejny ruch, np. drapieżnika lub ofiary, a także śledzić ważne wydarzenia w stadzie. Wiele gatunków potrafi śledzić czyjeś spojrzenie w dal, jednak podążanie wzrokiem za kimś skanującym przeszkodę to trudniejsza sprawa. Dotąd sądzono, że potrafią to wyłącznie naczelne i krukowate. Friederike Range i Zsofi Viranyi z Uniwersytetu Wiedeńskiego stwierdziły jednak, że wilki nie ustępują im w tym zakresie. Austriaczki odkryły, że wykarmione przez ludzi wilki badały wzrokiem przeszkodę, by sprawdzić, gdzie spogląda inny wilk lub eksperymentator. Jeśli stwierdziły, że po drugiej stronie nie ma niczego interesującego, szybko przestawały reagować na powtarzające się spojrzenia. Co ciekawe, nie następowało przyzwyczajenie (habituacja) do ciągłego spoglądania ludzkiego demonstratora w dal. Range i Viranyi sądzą, że w ten sposób udało się potwierdzić, że u podłoża wpatrywania się w dal i w zlokalizowaną nieopodal przeszkodę leżą dwa różne mechanizmy poznawcze. Pewna badaczka prowadziła kiedyś doświadczenia, które pokazały, że udomowieni krewni wilka - psy - reagują na ludzkie spojrzenie. Przez tysiące lat hodowano je pod kątem spełniania ludzkich pragnień, dlatego są na nas uwrażliwione i sprawdzają nie tylko ukierunkowanie głowy, ale również to, co dzieje się oczami. Gdy pani biolog mrugnięciami wskazywała, w której dłoni znajdują się smakołyki, psy niemal bezbłędnie odnajdywały właściwą rękę. To jednak bardzo ciekawe, że już pierwsze pokolenie wilków mających kontakt z człowiekiem tak szybko się uczyło.
  14. Na wielu skamieniałościach amonitów z Wybrzeża Jurajskiego – stanowiącego fragment północnego wybrzeża kanału La Manche - widnieją ślady ugryzień. Co ciekawe, zawsze znajdują się one w tym samym miejscu. Zoolog Chris Andrew i geolog Paddy Howe z Muzeum w Lyme Regis, którzy je analizowali, sądzą, że głowonogi te były zjadane przez inne głowonogi, najprawdopodobniej przypominające kałamarnice. Panowie podkreślają, że zwierzęta te miały dzioby, ułatwiające im rozłupywanie muszli amonitów. To musiało być coś, co potrafiło chwytać amonity i obracać nimi, by ustawić je sobie we właściwej pozycji – współczesne głowonogi są zdolne do takiego zachowania. Kałamarnica Humboldta może osiągać długość 1,5-1,8 m i potrafi odgryzać kawałki pianki bądź ciała nurka, dlatego jej prehistoryczny krewny bez problemu byłby w stanie odgryźć niewielki kawałek muszli amonitów. Amonity, uznawane za przodków współczesnych głowonogów, wyginęły pod koniec kredy. Cokolwiek zabiło dinozaury, [w przypadku Ammonoidea] zadziałał ten sam czynnik – uważa Howe. Czemu ślady ugryzień tak często (bo u 1 amonita na 4) odkrywa się właśnie w skamieniałościach z Wybrzeża Jurajskiego? Andrew i Howe tłumaczą, że chodzi o liczebność populacji w tych rejonach. W jakiejkolwiek okolicy, gdzie występuje obfitość pożywienia, będzie dużo drapieżników, które mogą na tym skorzystać. Richard Edmonds, menedżer naukowy z wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Ludzkości UNESCO Wybrzeża Jurajskiego, przychyla się do teorii zaproponowanej przez dwóch badaczy. Dodaje, że byłoby fantastycznie, gdyby udało się znaleźć homara lub rybę uśmiercone, a następnie skamieniałe w trakcie procesu wgryzania.
  15. Podczas polowania margaj (Leopardus wiedii), zamieszkujący Amerykę Środkową, północną część Argentyny i Paragwaju oraz południowo-wschodnie rejony USA drapieżny ssak z rodziny kotowatych, imituje dźwięki wydawane przez stanowiące jego ulubiony łup tamaryny dwubarwne. Słysząc nawoływania, małpy zbliżają się, szukając innego przedstawiciela swojego gatunku. Niczego nieświadomy smakowity kąsek wchodzi więc sam do paszczy myśliwego (Neotropical Primates). Niezwykłe zachowanie zostało udokumentowane przez naukowców z Wildlife Conservation Society (WCS) oraz Universidade Federal do Amazonas (UFAM). Istnienie mimikry głosowej u dzikich kotów potwierdzono na obszarze Rezerwatu Leśnego Adolpha Ducke w Brazylii. Dotąd wśród mieszkańców Amazonii krążyły tylko anegdoty o kotowatych, w tym jaguarach i pumach, naśladujących naczelne, aguti i inne zwierzęta, by znalazły się w zasięgu ich kłów i pazurów. Koty są znane ze swojej sprawności fizycznej, ale manipulowanie ofiarami za pomocą głosu wskazuje na spryt psychologiczny zasługujący na dalsze badanie – podkreśla przedstawiciel WCS Fabio Rohe. Naukowcy po raz pierwszy zaobserwowali kocią mimikrę przed 5 laty. Na fikusie pożywiało się wtedy 8 tamaryn, pojawił się też margaj, który zaczął wydawać dźwięki przypominające nawoływania małpich młodych. Przyciągnęło to uwagę strażnika, który zszedł z drzewa, żeby zbadać dźwięki dochodzące spod kłębowiska lian. Kiedy wartownik zaczął przestrzegać pobratymców przed dziwnymi odgłosami, stado zadziwiły znajome wokalizacje. Koniec końców zdecydowały się zapoznać z ciekawostką i nie skorzystały z możliwości ucieczki. Po strażniku z fikusa zeszły jeszcze 4 osobniki. W tym momencie z listowia wynurzył się margaj, który zaczął przeskakiwać z gałęzi na gałąź niczym wiewiórka. Kierował się w stronę małp zgromadzonych pod drzewem. Czujny strażnik wszczął alarm, dzięki czemu reszta stada (4 tamaryny) czmychnęła. Dr Avecita Chicchón, dyrektorka Programu Ameryki Łacińskiej w WCS, podkreśla, że zjawisko zaobserwowane w 2005 r. potwierdza informacje pozyskiwane od mieszkańców Amazonii. Oznacza to, że doniesienia o jaguarach i pumach wykorzystujących akustyczną mimikrę do wabienia ofiary także zasługują na zbadanie.
  16. Grupa naukowców z University of Kansas (KU) i Northeastern University w Shenyang odkryła jadowitego, przypominającego ptaka drapieżnika, który żył w Chinach 128 mln lat temu. To pierwsze doniesienie o toksynie wykorzystywanej przez przedstawiciela linii ewolucyjnej prowadzącej do powstania współczesnych ptaków. Przeżyliśmy prawdziwy szok. Zorganizowaliśmy nawet specjalną wyprawę do Chin, by zbadać to zagadnienie. Myślimy, że to będzie sensacja – opowiada paleontolog profesor Larry Martin. Sinornitozaur, teropod z rodziny dromeozaurów, zwany też chińskim ptasim jaszczurem, jest bliskim krewnym welociraptora. Zamieszkiwał prehistoryczne lasy północnego wschodu Chin, gdzie aż roiło się od różnego rodzaju zwierząt. Stworzenie osiągało rozmiary indyka. Wyspecjalizowało się w chwytaniu małych dinozaurów i ptaków. Niemal na pewno było upierzone. To bardzo bliski krewny czteroskrzydłego szybownika zwanego mikroraptorem – wyjaśnia Martin. Jad wywoływał u ofiary niemal natychmiastowy szok, zmniejszając prawdopodobieństwo wzięcia odwetu, ucieczki czy kradzieży ze strony innych drapieżników. Raptor działał z zaskoczenia. Nie zorientowałbyś się, że się zbliża. Zanurkowałby zza twoich pleców z nisko zwieszonej gałęzi [...]. Próbowałby ugryźć, a gdy tylko zęby trafiłyby w skórę, w ranę zacząłby się sączyć jad - przekonuje David Burnham z KU. Ofiara nie mogłaby się ruszać, ale miałaby świadomość powolnego pożerania przez sinornitozaura. Rodzaj ten miał charakterystyczne wgłębienia po bokach głowy. Naukowcy podejrzewają, że to właśnie tam znajdowały się gruczoły jadowe, połączone poprzecznym kanałem z długimi rowkowanymi zębami szczęki. Był to mechanizm podobny do widywanego u współczesnych warunkowo jadowitych jaszczurek czy węży, zwłaszcza do niskociśnieniowego systemu heloderm. Raptor sprzed 128 mln lat miał jednak dłuższe zęby, by przebić się przez grubą warstwę piór (nie zapominajmy, że ptaki stanowiły jego główne źródło pożywienia). Toksyna nie była wstrzykiwana w tkankę, lecz ściekała wyżłobieniami w zębach, które nacinały mięśnie.
  17. Ropuchy Oreophrynella nigra żyją w Wenezueli. Gdy napotkają na drapieżnika lub on na nie, nie walczą ani nie uciekają, a przynajmniej nie w typowy sposób. Zamiast biec, zwijają się w kłębek i desperacko rzucają w dół stoku. Przypominają wtedy rzucaną na wszystkie strony gumową piłkę. Nietypowe zachowanie zwierzęcia zostało sfilmowane przez ekipę BBC, naprowadzoną na jego ślad przez dr. Bruce'a Meansa z Uniwersytetu Stanowego Florydy. Kilkucentymetrowy płaz zamieszkuje charakterystyczne wyłącznie dla Wyżyny Gujańskiej szczyty – stoliwa - o nazwie tepui (co w języku plemienia Pemon oznacza "dom bogów"). Płaski szczyt wyrasta ponad las deszczowy, izolując tutejsze gatunki roślin i zwierząt. Jak łatwo się domyślić, ewoluowały one inaczej od swoich pobratymców z nizin. Z tego powodu miejscowe ropuchy nie umieją dobrze pływać ani daleko skakać: cal (2,54 cm) to szczyt ich możliwości. Na tepui nie ma też węży, stąd zagrożeniem stały się polujące z zasadzki tarantule. Oreophrynella nigra ma się zawsze na baczności. Gdy coś ją zaalarmuje, podwija pod siebie obie pary kończyn, chowa głowę, napina mięśnie, słowem: cała zamienia się w niby-piłkę. Ponieważ ropucha często sadowi się na stoku, zwinięcie powoduje, że zaczyna się toczyć. Pająk nie jest w stanie jej dogonić, a jeśli po drodze "kulka" wpadnie w szczelinę skalną, nie tylko chowa się przed wzrokiem drapieżników, lecz również przed ich odnóżami. Ropucha jest świetnie przystosowana do życia na Wyżynie Gujańskiej. Nawet jej brązowoszare ubarwienie wtapia się w tło. Jest na tyle lekka, że spadając, nie wyrządzi sobie krzywdy.
  18. Udawanie śmierci przez znieruchomienie zwiększa szanse na ujście z życiem, lecz dzieje się to, oczywiście, kosztem tych, którzy odważnie zostaną na placu boju. Japońscy badacze z Okayama University przyjrzeli się temu zjawisku u trojszyków gryzących (Tribolium castaneum). Na owady te polują pająki z rodziny skakunowatych (Salticidae). Nie przędą one sieci, ale skaczą na swoje ofiary, stąd ich nazwa. Trojszyki i skakuny dzielą przestrzeń mieszkalną – występują w silosach z otrębami ryżowymi lub mąką kukurydzianą. Zespół składający się ze specjalistów reprezentujących różne dziedziny nauki sformułował 5 hipotez, które miały wyjaśniać, czemu zamieranie w bezruchu jest skuteczne. Oto one: 1) unikanie martwej ofiary jest bezpieczniejsze dla drapieżników, 2) znieruchomienie odgrywa pewną rolę w samoobronie lub 3) umożliwia wtopienie się w tło, 4) drapieżnik traci zainteresowanie nieporuszającym się kąskiem i 5) charakterystyczna postawa przybierana przez udawaczy sygnalizuje zły smak. Piątą hipotezę dość szybko obalono, analizując wydzielinę trojszyków atakowanych przez skakuny. Sprawdzano, czy substancja ta powoduje, że owady stają się nieatrakcyjne lub niesmaczne dla pająków głodujących przez tydzień poprzedzający eksperyment. Sporo uwagi poświęcono koncepcji samolubnej ofiary, która zakłada, że niektóre osobniki udają martwe albo upodobniają się do otoczenia, aby drapieżnik zwrócił uwagę na poruszający się cel. Profesor Takahisa Miyatake i współpracownicy zauważyli, że w porównaniu do samodzielnych "akcji", przeżywalność zastygających w bezruchu owadów wzrastała, gdy obok znajdowały się aktywne osobniki tego samego gatunku lub przypominające trojszyki z wyglądu. Sześćdziesiąt procent zjedzono, gdy w pobliżu samotników nie było żadnych biegających czy spacerujących obiektów. Jeśli jednak obok owada udającego martwego był ruchomy insekt, udawacz tracił życie tylko w 9,6% przypadków. Jak widać, teoria samolubnej ofiary doskonale tu pasuje. Pająki najwyraźniej polegają na ruchu ofiary. Zabijanie inicjują też dodatkowo sygnały dotykowe wskazujące na jej przemieszczanie. Japończycy sądzą, że uzyskane wyniki odnoszą się również do innych zwierząt występujących w magazynach żywności. Metoda na nieżywą/nieżywego jest szeroko stosowana zarówno przez kręgowce, jak i bezkręgowce, w tym owce, żyjące w grupach węże czy ludzi.
  19. Szczury doskonale wiedzą, kiedy w okolicy pojawia się nowy kot. Zespół Iaina McGregora z Uniwersytetu w Sydney wykazał, że gryzonie przestają reagować na woń danego drapieżnika, gdy stykają się z nią wiele razy. Kiedy jednak poczują coś nowego, natychmiast uciekają do nory i stają się wyjątkowo czujne (Neuroscience and Biobehavioral Reviews). W trakcie przeprowadzania sekcji Australijczycy zauważyli, że część mózgu szczurów, która wykrywa kocie feromony, staje się mniej aktywna, gdy zwierzęta lepiej się znają. Ten sam rejon uaktywniał się jednak od razu, kiedy tylko pojawiała się woń nieznanego kota. Oznacza to, że szczury reagują inaczej na zapachy poszczególnych drapieżników. McGregor tłumaczy, że to bardzo przystosowawcze zachowanie. Lepiej obserwować zwyczaje i możliwości nowego z ukrycia. Nie ma niebezpieczeństwa, że wpadnie się w jego łapy, a dość szybko staje się jasne, jak groźny jest przybysz. Czy można mu bez obaw paradować koło nosa, bo jest stary i/lub leniwy, czy też jest to samiec w kwiecie wieku.
  20. Większość z nas kojarzy wilki z drapieżnikami ścigającymi ssaki kopytne, takie jak sarny czy jelenie. Okazuje się jednak, że w niektórych sytuacjach zwierzęta te najwyraźniej wolą polować na ryby. Autorem zaskakującego odkrycia jest dr Chris Darimont pracujący dla University of Victoria oraz kanadyjskiego stowarzyszenia Raincoast Conservation Foundation. Jego zespół prowadził obserwacje zachowań wilków zamieszkujących teren o powierzchni 3300 kilometrów kwadratowych położony na terytorium Kolumbii Brytyjskiej. W celu określenia diety drapieżników badano porzucone resztki pożywienia oraz skład chemiczny zrzuconych przez nie włosów. Uzyskano w ten sposób precycyjny opis menu tych szlachetnych psowatych. Przez większość roku wilki, zgodnie z obiegową opinią, polują na zwierzynę leśną na czele z jeleniami, sarnami i łosiami. Okazuje się jednak, że po nadejściu jesieni, gdy w zasięgu pojawiają się łososie, szlachetni drapieżcy zmieniają swoją dietę i wybierają własnie ryby. Wcześniej uważano, że są one pożerane przez wilki dopiero wtedy, gdy spada liczba znajdujących się w zasięgu ssaków kopytnych. Przełożony dr. Darimonta, dr Thomas Reimchen, jest pod wrażeniem uzyskanych wyników: łososie ciągle nas zaskakują. Wciąż pokazują nam, w jaki sposób ich oceaniczne migracje wpływają na całe ekosystemy. Jeśli chodzi o dostarczanie pożywienia oraz substancji odżywczych całej ziemskiej sieci zależności pokarmowych, chętnie myślimy o nich jak o północnoamerykańskim odpowiedniku zamieszkujących park Serengeti antylop gnu. Jak twierdzą autorzy badania, zainteresowanie wilków łososiami wynika z trzech faktów. Pierwszy to bezpieczeństwo - ryba nie stanowi dla drapieżcy zagrożenia w razie niepowodzenia polowania. Po drugie, zawiera mnóstwo korzystnych dla zdrowia substancji odżywczych. Co więcej, ze względu na wysoką zawartość tłuszczu, jest to bardzo wydajne źródło energii. Niestety szlachetni drapieżcy mogą pewnego dnia zostać pozbawieni swojego ulubionego jesiennego pokarmu. Dr Darimont podkreśla, że łososie mogą pewnego dnia wyginąć ze względu na liczne czyhające na nie zagrożenia: istnieje wiele zagrożeń, które mogą dotknąć ekosystemy zależne od łososi. Należy do nich nadmierna eksploatacja przez rybaków oraz niszczenie naturalnych miejsc składania ikry, a także choroby zawleczone z odległych terenów. Badacz tłumaczy, że wszystkie te czynniki doprowadziły w ciągu zaledwie stu lat do spadku liczebności tego gatunku ryb w wielu miejscach świata aż o 90%. Szczegółowych informacji na temat odkrycia dostarcza czasopismo BMC Ecology.
  21. Przypominające do złudzenia prawdziwe oczy oczka na skrzydłach ciem i motyli nie mają wcale przekonywać drapieżników, że natknęły się na paraliżujący wzrok własnego wroga. Wg entomologów z Uniwersytetu w Oksfordzie, działają, bo rzucają się w oczy, a tego typu strategia to w świecie zwierząt czytelny komunikat: Nie jedz mnie, bo jestem trujący (Behavioral Ecology). Naukowcy w prosty sposób przetestowali swoją teorię. Z szarego papieru pakowego powyginali sztuczne skrzydła, a na białych plamach narysowali czarne kółka. Miały one różne kształty i rozmiary, ponadto na poszczególnych egzemplarzach umieszczoną inną ich liczbę. Tak przygotowane skrzydła przymocowano do odwłoków martwych mączników młynarków (Tenebrio molitor), chrząszczy z rodziny czarnuchowatych, a następnie "makiety" przyszpilono do drzew. Teraz wystarczyło czekać na chętnych do zdobycia takiego posiłku. Dwa dni później okazało się, że dzikie ptaki zjadły w przybliżeniu tyle samo owadów ze wzorem imitującym oczy, co chrząszczy ze wzorami przyciągającymi wzrok: trójkątami, dużymi pojedynczymi plamami oraz trzema maleńkimi kropkami. Najwyraźniej tego typu wzory działają, ponieważ nie da się ich nie zauważyć. Czemu więc wyglądają właśnie jak oczy? Naukowcy uważają, że przyczyną jest przebieg procesu tworzenia się skrzydeł. Wytwarzające pigment komórki rozchodzą się wtedy promieniście z jednego centralnego punktu, co prowadzi do formowania okrągłych wzorów.
  22. Migrujące ptaki uczą się metod ułatwiających przetrwanie na obcym dla siebie terenie od osobników zamieszkujących na codzień stanowiska zlokalizowane na trasie ich wędrówki - donoszą biolodzy z kanadyjskiego Queen's University. Nie ulega wątpliwości fakt, że drapieżniki spotkane w czasie podróży mogą znacząco obniżyć populację latających wędrowców. Jak jednak rozpoznać potencjalnie groźne osobniki i uciec przed nimi, nim będzie za późno? Zdaniem kanadyjskich naukowców, ptaki mogące stać się ofiarami swoich naturalnych wrogów bacznie obserwują zachowania zamieszkujących określoną okolicę krewniaków i w ten sposób zbierają informacje o czyhających zagrożeniach. Aby ocenić pradziwość swojej hipotezy, badacze przeprowadzili eksperyment związany z zachowaniem zwanym "mobbingiem". Polega ono na tym, że potencjalne ofiary wyszukują miejsce bytowania swojego oprawcy i celowo zbliżają się do niego, a następnie wykonują bardzo gwałtowne ruchy skrzydłami i ogonami. Powstający w ten sposób donośny dźwięk służy jako informacja wysłana przez "zwiadowców" do reszty grupy i jest wyraźnym sygnałem o zagrożeniu. Kanadyjscy ornitolodzy zauważyli, że ptaki migrujące rzadko angażują się w takie zachowania, co mogłoby świadczyć o tym, że zamiast ryzykować utratą życia, wolą one biernie obserwować rozwój sytuacji i wyciągać z niego stosowne wnioski. Aby potwierdzić swoje przypuszczenia, naukowcy odtwarzali w obecności migrujących pomiędzy Kanadą i Belize ptaków dźwięki wytwarzane w czasie "mobbingu" przez dwa gatunki: sikorę jasnoskrzydłą (Poecile atricapilla) oraz tanagrę niebieską (Thraupis episcopus). Pierwszy z nich jest powszechny w całej Ameryce Północnej, drugi zaś jest dla ptaków podróżujących na tej trasie obcy. Mimo to okazało się, że skrzydlaci podróżnicy reagują na sygnały ostrzegawcze wysyłane przez oba gatunki, co może oznaczać, że ptasi wędrowcy opracowali sprytny sposób wykrywania drapieżców bez narażania siebie na zbędną utratę energii oraz na ryzyko ataku. Kolejnym eksperymentem, który planują przeprowadzić naukowcy z Queen's University, będzie porównanie wrażliwości na informacje wysyłane przez krewniaków w czasie sezonu zimowego, kiedy ptaki wędrujące są w stanie spoczynku, oraz w czasie migracji. Badacze podejmą także próbę oceny ilości informacji uzyskiwanej dzięki obserwacji "mobbingu" wykonywanego przez inne ptaki. Szczegółowe wyniki badań opublikowano na łamach czasopisma Behavioral Ecology and Sociobiology.
  23. O tym, że kameleon potrafi przybrać barwy, dzięki którym upodabnia się do otoczenia, mówi się od dawna. Okazuje się jednak, że kameleony karłowate Smitha (Bradypodion taeniabronchum), gatunek endemiczny dla RPA, dostosowują zmiany koloru do sposobu widzenia świata przez drapieżnika (Biology Letters). Zespół Devi Stuart-Fox z Uniwersytetu w Melbourne schwytał 8 samców i 8 samic zagrożonego gatunku. Zwierzęta umieszczono na gałęzi i pokazano im realistyczne modele dwóch drapieżników, które w największym stopniu przetrzebiają szeregi tych kameleonów: dzierzby białoczelnej (Lanius collaris) oraz boomslanga (Dispholidus typus), węża nadrzewnego znanego bardziej pod polską nazwą dysfolid. Za pomocą spektrometru określono barwy i ich jasność zarówno w odniesieniu do otoczenia, jak i samego kameleona. Procedurę powtarzano dwukrotnie: przed i po wystawieniu modelu drapieżnika. Okazało się, że stykając się z ptakiem, zwierzę w większym stopniu dopasowywało swoje barwy do tła. Kiedy jednak wzięto pod uwagę budowę oczu obu drapieżników, wyszło na jaw, że przez cały czas kameleon był lepiej ukryty dla węża, który nie widzi dobrze kolorów. Chowając się przed nim, Bradypodion taeniabronchum nie musiały zmieniać barw w aż tak widowiskowy sposób, jak dla dierzby. Kiedy zwierzętom prezentowano makietę węża, zawsze były bledsze od otoczenia. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że ptaki nadlatują od góry i widzą kameleona na tle ciemniejszej ziemi, a węże wpełzają od dołu, obserwując jaszczurkę na tle jasnego nieba – wyjaśnia Stuart-Fox.
  24. Jeden z jeżowców z rzędu Clypeasteroida ma niezwykłą taktykę przetrwania. Gdy wykryje w pobliżu drapieżnika... klonuje się. Dawn Vaughn i Richard Strathmann z University of Washington donoszą, że gdy w akwarium z rybami wsadzili liczącą sobie cztery dni larwę Clypeasteroida, sklonowała się ona. Podobny proces nie zaszedł, gdy w zbiorniku nie było ryb. Klonowanie daje genom larwy większe szanse na przeżycie. Ponadto klon jest mniejszy niż oryginał, więc istnieje mniejsze ryzyko, że zostanie przez ryby wykryty. James McClintock, który specjalizuje się w badaniu strategii obronnych u zwierząt, które nie są w stanie uciekać, mówi, że wielkość klona jest idealna - jest on na tyle duży, by przeżyć i rozwinąć się w larwę, a na tyle mały, że ryby go nie zauważą. Taka strategia ma jednak swoją cenę. Dorosłe klony są o około 1/3 mniejsze od zwierząt niesklonowanych. To z kolei oznacza, że mają mniejsze szanse na przeżycie już jako dorosłe osobniki. Jednak, skoro taka strategia się rozwinęła w toku ewolucji. można przypuszczać, że korzyści przewyższają straty. Klonowanie zauważono już u szkarłupni, jednak zachodziło ono w korzystnych warunkach środowiskowych, gdy wokół było dużo pożywienia i panowała odpowiednia temperatura. To, co robią Clypeasteroida jest pierwszym znanym przypadkiem klonowania jako strategii obronnej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...