Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'dieta' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 138 wyników

  1. Że kobiety w ciąży powinny stosować odpowiednio bogatą dietę i uzupełniać ją suplementami jest dość oczywiste. Nie zawsze jednak panuje zgoda, co do zalecanych ilości dodatkowo branych witamin, czy mikroelementów. Niektóre z nich, jak witamina D, były wręcz uważane za niebezpieczne w przypadku przedawkowania. Jaka jest więc bezpieczna dawka? Od lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku powszechne było przekonanie, że suplementy witaminy D może powodować uszkodzenia płodu, poronienia, czy przedwczesne porody. Najnowsze badania przeprowadzone na Uniwersytecie Medycznym Północnej Karoliny zaprzeczają temu. Carol L. Wagner, naukowiec specjalizujący się w pediatrii uważa, że problemem jest niedobór witaminy D. Wg jej badań dieta nie zapewnia jej w wystarczającej ilości kobietom ciężarnym, a ponadto człowiek współcześnie zbyt mało przebywa na słońcu. Dr Wagner oraz dr Bruce W. Hollis, zajmujący się badaniem działania witaminy D od 30 lat, wspólnie przeprowadzili eksperyment, mający na celu określenie optymalnej ilości witaminy D, jaką należy przyjmować w postaci suplementów i jaka ilość jest bezpieczna. Badaniem objęto losową próbę 494 kobiet będących w 12-16 tygodniu ciąży. Podzielono je na trzy grupy, które otrzymywały suplement z witaminą D aż do chwili rozwiązania, odpowiednio 400 jednostek (IU), 2000 jednostek oraz 4000 jednostek. Co miesiąc przeprowadzano szczegółowe i wszechstronne badania każdej z pań, żeby wykluczyć ewentualne problemu i zapewnić maksymalne bezpieczeństwo. W żadnej z tych grup nie odnotowano jakichkolwiek szkodliwych efektów, zarówno dla pań, jak i dla poczętych dzieci. Oceniano i badano też typowe komplikacje, jakie występują podczas ciąży, takie jak stany przedrzucawkowe, cukrzyca ciążowa, przedwczesny poród i inne. Studium pokazało, że zażywanie witaminy D podczas ciąży zmniejszało ryzyko wcześniactwa oraz infekcji. Najlepsze rezultaty osiągnięto u grupy zażywającej największą dawkę. Ponieważ nie odnotowano negatywnych skutków, a witamina D ponadto istotna jest dla prawidłowego rozwoju kośćca dziecka i jego układu odpornościowego oraz chroni zdrowie kobiety - autorzy badania mocno zalecają witaminę D podczas ciąży właśnie w dawce 4000 jednostek, która daje najlepsze rezultaty, a zarazem jest bezpieczna. Badanie, którego autorami są Carol L. Wagner (Medical University of South Carolina) oraz Bruce W. Hollis zostało zaprezentowane na corocznym Spotkaniu Akademickich Stowarzyszeń Pediatrycznych (Pediatric Academic Societies) w kanadyjskim Vancouver.
  2. Zdecydowana większość odchudzających suplementów diety nie działa, informuje profesor dietetyki Melinda Manore z Ohio State University. Pani profesor postanowiła przyjrzeć się setkom suplementów odchudzających dostępnych na amerykańskim rynku. Na tego typu specyfiki mieszkańcy USA wydają 2,4 miliarda dolarów rocznie. Uczona szukała dowodów na odchudzający wpływ tego typu specyfików i stwierdziła, że nie istnieją żadne naukowe badania stwierdzające, że którykolwiek z nich powoduje znaczący spadek masy ciała. Wiele z nich może być za to szkodliwych dla zdrowia. Profesor Manore podzieliła sprawdzane przez siebie produkty na cztery kategorie: suplementy blokujące absorbcję tłuszczy lub węglowodanów (np. chitosan), stymulanty poprawiające metabolizm (np. kofeina czy efedryna), redukujące tkankę tłuszczową (np. kwas rumenowy czyli sprzężony kwas linolowy CLA) oraz zmniejszające apetyt (rozpuszczalny błonnik). Uczona stwierdziła, że w wielu przypadkach produkty nie były poddawane ślepym próbom klinicznym mającym na celu stwierdzenie ich efektywności, a w przypadku większości badań w opisie wyników nie uwzględniano aktywności fizycznej badanych. Tam, gdzie przeprowadzono badania wyniki wskazywały, że w porównaniu z grupą kontrolną osoby zażywające suplementy w większości traciły mniej niż 1 kilogram masy ciała. Nie wiem, jak można było nie uwzględniać ćwiczeń fizycznych w badaniach. Dowody jednoznacznie wskazują, że aktywność fizyczna jest podstawowym warunkiem nie tylko zrzucenia kilogramów i zachowania masy mięśniowej, ale również utrzymania niższej wagi - mówi Manore. Ludzie chcą stracić na wadze oraz utrzymać lub zwiększyć masę innych tkanek. Nie ma dowodów na to, że którykolwiek z tych suplementów się do tego przyczynia. A niektóre z nich mogą mieć skutki uboczne, poczynając od nieprzyjemnych, jak wzdęcia i gazy, po poważne, jak udary i problemy z sercem - dodaje uczona. Jej zdaniem jedynym sposobem na utratę wagi są spożywanie pełnoziarnistego pieczywa, owoców, warzyw, chudego mięsa, zmniejszenie ilości tłustych pokarmów oraz aktywność fizyczna. Dodanie do tego włókien, wapnia, białek i zielonej herbaty może pomóc. Ale żaden z tych środków nie zadziała, jeśli nie będziemy ćwiczyli, jedli warzyw i owoców. Osobom chcącym zachować zdrowie, profesor Manore zaleca m.in. by z wyprzedzeniem planowały obiady, gdyż decydowanie o nich na ostatnią chwilę oznacza zwykle, że źle wybieramy. Gdy jemy obiad w restauracji posiłek najlepiej zacząć od dużej porcji surówki lub zupy warzywnej, ewentualnie przystawki, mniej zjemy dania głównego. Należy ruszać się jak najwięcej, szczególnie, gdy nasza praca wymaga siedzenia. Ponadto w każdym posiłku powinny znaleźć się warzywa. Należy spożywać włókna i to najlepiej w „mokrej“ postaci. Lepsza jest owsianka od zbożowego krakersa. Owoców i warzyw nie powinno zastępować się sokami. Będziemy czuli się bardziej nasyceni po zjedzeniu 100 gramów jabłek niż po wypiciu 100 gramów soku jabłkowego. Należy też jeść produkty jak najmniej przetworzone. Ich strawienie wymaga od organizmu więcej wysiłku, zatem związany z tym wydatek energetyczny jest większy.
  3. Jeśli deser stanowi część zbilansowanego śniadania, które zapewnia ok. 600 kilokalorii i uwzględnia zarówno białka, jak i węglowodany, nie tylko nie prowadzi do tycia, ale w dłuższej perspektywie pomaga nawet schudnąć. Naukowcy z Uniwersytetów w Tel Awiwie i Jerozolimie tłumaczą, że słodka przekąska powinna trafić do porannego menu, bo wtedy metabolizm jest najintensywniejszy. Profesor Daniela Jakubowicz podkreśla, że całkowite eliminowanie słodyczy może wytworzyć psychologiczne uzależnienie od nich, a deser w ramach śniadania pozwala eliminować zachcianki na późniejszych etapach dnia. Choć niskokaloryczna i niskowęglowodanowa dieta jest początkowo skuteczna, ludzie często ją zarzucają przez symptomy przypominające odstawienie. Podczas 32-tygodniowego studium 193 otyłych, niechorujących na cukrzycę ochotników podzielono na dwie grupy. Jedna - eksperymentalna - jadała wysokobiałkowe i wysokowęglowodanowe śniadanie (600 kcal), a na nie obowiązkowo również słodycze: ciastka, ciasto lub czekoladę. Druga - kontrolna - spożywała niskowęglowodanowe śniadania (300 kcal), w których nie uwzględniano słodyczy. Dzienna energetyczność wszystkich posiłków była dla całej próby taka sama. Dla mężczyzn 1600 kcal, a dla kobiet 1400. Po 16 tygodniach przedstawiciele obu grup zrzucili średnio 15 kg. W drugiej połowie studium wszystko się jednak zmieniło. Członkowie z niskokalorycznymi śniadaniami przytyli średnio 10 kg, podczas gdy rozkoszujący się na śniadanie deserem nadal chudli - śr. 6,8 kg. Gdy porównania przeprowadzono po 32 tyg., okazało się, że grupa z obfitszymi i słodkimi śniadaniami schudła przeciętnie 18 kg więcej. Poza tym dłużej unikała efektu jo-jo. Mimo identycznej liczby spożytych kalorii, osoby z grupy niskowęglowodanowej były mniej usatysfakcjonowane i czuły, że nie osiągnęły sytości. Skutek? Zwiększona podatność na pokusy. Dla odmiany w grupie węglowodanowej, jeśli w ogóle w ciągu dnia pojawiały się jakieś zachcianki, to naprawdę niewiele. Prof. Jakubowicz opowiada, że śniadanie dlatego m.in. jest tak ważne, że ze wszystkich posiłków najsilniej obniża poziom hormonu głodu - greliny. Choć jego stężenie rośnie przed każdym posiłkiem, w czasie śniadania spada w największym stopniu.
  4. Kolor biedronki wskazuje na stopień jej odżywienia i toksyczności. Im czerwieńsza, tym bardziej trująca. Kiedyś naukowcy uznawali, że nie ma różnic między sygnałami ostrzegawczymi zwierząt reprezentujących ten sam gatunek. Potem stwierdzono, że jednak istnieją, ale nie było wiadomo, czy mają one znaczenie i przekładają się na stopień toksyczności. Międzynarodowy zespół hodował biedronki siedmiokropki (Coccinella septempunctata). Owady podzielono na dwie grupy. Jedna była dobrze odżywiona, druga nie. Akademicy badali wpływ diety na dojrzewające biedronki: na ich ubarwienie (będące sygnałem ostrzegawczym) oraz poziom toksycznych związków, które służą do obrony. Określano też relację między sygnałami ostrzegawczymi a toksycznością. Okazało się, że dobrze odżywione biedronki miały silniejszą pigmentację i wyższy poziom prekokineliny, jednego ze związków wykorzystywanych do obrony przed ptakami. Sugeruje to, że lepiej odżywione owady mogą więcej zainwestować zarówno w ubarwienie pokryw skrzydeł, jak i toksyczne substancje. Choć ludziom różnice w ubarwieniu biedronek wydają się niewielkie, dla ptaków są one doskonale widoczne. Brytyjsko-australijsko-holenderski zespół dokonywał biochemicznej oceny pigmentacji C. septempunctata i badał zależność między wysyceniem barwy a widocznością dla typowego latającego drapieżnika - szpaka. Na razie nie wiadomo, jaką strategię obrony przyjęły bledsze biedronki, ale naukowcy podejrzewają, że mogą się bardziej ukrywać niż jaskrawsze osobniki. Naukowcy podejrzewają, że ich wyniki mają odniesienie także do wielu innych zwierząt i że sygnały ostrzegawcze są tak samo zindywidualizowane i zmienne jak sygnały płciowe.
  5. Jedzenie smażonych pokarmów nie wiąże się z podwyższonym ryzykiem choroby sercowo-naczyniowej czy przedwczesnego zgonu, jeśli używa się do tego oliwy lub oleju słonecznikowego - przekonują naukowcy z Autonomicznego Uniwersytetu w Madrycie. Hiszpanie podkreślają, że ich odkrycia nie odnoszą się do innych olejów ani tłuszczów pochodzenia zwierzęcego, np. słoniny. W ich słynącym ze zdrowej śródziemnomorskiej diety kraju używa się przede wszystkim dostępnych w dużych ilościach oliwy i oleju słonecznikowego, dlatego w rejonach, gdzie w kuchni stosuje się tłuszcze stałe, a wielokrotne smażenie na tym samym oleju nie należy do rzadkości, wyniki byłyby zapewne zupełnie inne. Zespół prof. Pilar Guallar-Castillón analizował dane 40.757 osób w wieku od 29 do 69 lat (uczestników European Prospective Investigation into Cancer and Nutrition Study). Ich losy śledzono przez 11 lat. Na początku studium nikt nie chorował na serce. Przeszkoleni ankieterzy przeprowadzali z badanymi wywiady dotyczące diety i metod gotowania. Za smażone pokarmy uznawano potrawy, w przypadku których smażenie było jedyną metodą obróbki. Ochotników podzielono na 3 grupy, wyodrębnione na podstawie spożycia smażeniny. W 11-letnim okresie obserwacyjnym odnotowano 606 zdarzeń sercowo-naczyniowych i 1134 zgony. W kraju śródziemnomorskim, gdzie oliwa i olej słonecznikowy są najczęściej używanymi do smażenia tłuszczami i gdzie zarówno w domu, jak i poza nim spożywa się dużo pokarmów smażonych, nie zaobserwowano związku między konsumpcją smażeniny a ryzykiem choroby niedokrwiennej serca czy śmierci. Należy pamiętać, że poza olejem używanym do smażenia ważną rolę odgrywa ogólny skład diety. Trzeba pamiętać o warzywach i owocach (a tych nie brakuje w diecie śródziemnomorskiej); jeśli menu będzie ubogie w ważne dla zdrowia składniki, codzienne smażenie, nawet na oliwie i oleju słonecznikowym, na pewno nie skończy się dobrze...
  6. Drapieżniki wybierają ofiary, by zrównoważyć dietę i zwiększyć swoje szanse na spłodzenie/wydanie na świat zdrowego potomstwa. Międzynarodowy zespół naukowców po raz pierwszy wykazał, że dla polujących ważniejsza bywa wartość odżywcza ofiary niż jej kaloryczność (Proceedings of the Royal Society B). Biolodzy obserwowali poczynania biegaczowatych Anchomenus dorsalis. Gatunek obejmuje swym zasięgiem prawie całą Europę i żywi się ślimakami nagimi, mszycami, ćmami, larwami chrząszczy i mrówkami. Akademicy zebrali samice A. dorsalis i podzielili je na 2 grupy. Jedna mogła wybierać między kąskami wysokobiałkowymi a wysokotłuszczowymi. Druga nie miała już tyle szczęścia: część karmiono wyłącznie produktami obfitującymi w proteiny, a część tylko bogatymi w tłuszcz. W ich przypadku trudno więc było mówić o zbalansowanej diecie. Grupa z wolnością wyboru jadła wszystkiego po trochu, ponieważ równowaga białek i tłuszczów zapewnia optymalne warunki do wytworzenia zdrowych jaj. Mając dostęp do protein i tłuszczów, biegacze produkowały więcej jaj. Wcześniejsze badania pokazały, że owady roślinożerne, takie jak gąsienice motyli i koniki polne, oraz wszystkożerne, np. muszki owocowe i świerszcze, starannie dobierają pokarmy, by zbalansować dietę, jednak w odniesieniu do drapieżników zakładano, że ważniejsza jest ogólna kaloryczność niż skład/wartość odżywcza. Chociaż w ramach najnowszego studium Brytyjczycy, Australijczycy, Duńczycy i Nowozelandczycy skupili się tylko na drapieżnym owadzie, uważają, że zasada równoważenia diety obowiązuje wszystkie drapieżniki.
  7. Zwykle mówi się, że odchudzanie powinno polegać na zmianie diety na zdrowszą i regularnym ruchu, tymczasem psycholodzy z Uniwersytetu w Waterloo w Kanadzie przekonują, że pomoże 15-minutowe ćwiczenie na początku, w dodatku nie fizyczne, lecz pisemne... Zespół Christine Logel zauważył, że kobiety, które na początku odchudzania opisały najistotniejsze dla siebie wartości, straciły w następnych miesiącach więcej kilogramów niż panie, które tego nie zrobiły (grupa kontrolna). Wytłumaczono to w ten sposób, że kiedy coś zagraża integralności ja, możemy wykorzystać pewne informacje jako bufor. W ramach eksperymentu naukowcy zebrali grupę 45 studentek, których indeks masy ciała wynosił 23 lub więcej (waga w normie to BMI równe 18,5-24,9). Pięćdziesiąt osiem procent kobiet miało nadwagę lub cierpiało na otyłość. Uczestniczkom studium przedstawiono listę wartości; znalazły się wśród nich kreatywność, związki z rodziną i przyjaciółmi czy religia. Należało uszeregować wartości pod względem wagi. Później połowie kobiet dano kwadrans na napisanie eseju o najwyżej cenionej wartości. Reszta pisała o tym, dlaczego wartości, które uplasowały się na dole ich własnej listy, mogą być istotne dla kogoś innego. Kobiety wracały od 1 do 4 miesięcy później i były ważone. Te piszące o swoich wartościach schudły średnio 1,5 kg, a przedstawicielki grupy kontrolnej przytyły średnio 1,2 kg. Logel sądzi, że dobrze myśląc o sobie, można wyłamać się ze schematu (pokonać procesy rekurencyjne). Następnego dnia łatwiej już nie sięgnąć po kaloryczną przekąskę, a na przestrzeni kilku miesięcy dokonuje się prawdziwa przemiana. Nie wiadomo, czy metoda myślenia o wartościach sprawdzi się u każdego i co będzie, gdy ludzie w pełni świadomie postanowią opisać ważne dla siebie rzeczy, by zrobić dla siebie (i innych) coś dobrego...
  8. Starsze osoby z wysokim poziomem kilku witamin (B, C, D i E) oraz kwasów tłuszczowych typu omega-3 we krwi lepiej wypadają w testach zdolności poznawczych i doświadczają mniejszego spadku objętości mózgu. To jedno z pierwszych studiów, które uwzględnia stężenie pewnych substancji we krwi, a nie bazuje na kwestionariuszach. W ten sposób poradzono sobie z kwestią zawodności ludzkiej pamięci oraz ze zmiennością we wchłanianiu różnych związków. Autorami badania są naukowcy z Oregon Health and Science University w Portland oraz Instytutu Linusa Paulinga na Uniwersytecie Stanowym Pensylwanii. Ich artykuł ukazał się w piśmie Neurology. Maret Traber podkreśla, że to, co jemy, pozyskując witaminy i składniki odżywcze, znajduje odzwierciedlenie w biomarkerach krwi. W studium wzięło udział 104 ludzi w wieku średnio 87 lat (nie występowały u nich czynniki ryzyka dotyczące zaburzeń pamięciowych itp.). Przeprowadzono testy krwi, określające poziom 30 biomarkerów witamin/składników odżywczych, a 42 ochotników poddano badaniu rezonansem magnetycznym, co miało pomóc w ustaleniu objętości mózgu. Amerykanie wzięli pod uwagę szereg zmiennych demograficznych oraz dotyczących stylu życia, w tym wiek, płeć, wykształcenie, palenie, spożycie alkoholu, ciśnienie krwi i wskaźnik masy ciała. Najlepsze wyniki testów poznawczych i najkorzystniejsze parametry wielkości mózgu wiązały się z 2 wzorcami żywieniowymi: wysokim poziomem kwasów tłuszczowych pochodzenia morskiego (z ryb) oraz wysokimi stężeniami witamin B, C, D i E. Gorsze osiągnięcia intelektualne wiązały się z wyższym spożyciem kwasów tłuszczowych typu trans, które występują w pieczonych i smażonych pokarmach, margarynie czy fast foodzie. Większość zmienności w wynikach testów poznawczych można było wyjaśnić w oparciu o wiek i wykształcenie, warto jednak nadmienić, że ważną rolę odgrywał również tzw. status odżywczy. Odpowiadał za 17% punktów uzyskanych w testach pamięciowych i 37% zmienności rozmiarów mózgu. W jaki sposób diety wpłynęły na funkcjonowanie poznawcze? Prawdopodobnie oddziałując na objętość mózgu i działanie naczyń. Analizy epidemiologiczne sugerowały, że odżywianie ma wpływ na zapadalność na chorobę Alzheimera, ale wcześniejsze badania bazowały na izolowanych składnikach odżywczych lub małych grupach, dając mało zachęcające wyniki.
  9. W czasach obfitości orangutany z Borneo przejadają się owocami. Tworzą zapasy tłuszczu, by skorzystać z nich przy niedoborach preferowanego pożywienia. Poza naszym gatunkiem, tworzenie zapasów tkanki tłuszczowej nie występuje u naczelnych, dlatego spokrewnione z nami orangutany wydają się dobrym modelem do badania ludzkich zaburzeń odżywiania i otyłości. Mimo dzisiejszej pandemii otyłości tak naprawdę nie rozumiemy podstaw otyłości lub tego, jak działają diety wysoko- czy niskobiałkowa - podkreśla prof. Erin Vogel z Rutgers University. W swojej pracy pt. "Borneańskie orangutany na krawędzi proteinowego bankructwa" Amerykanka zaprezentowała, w jaki sposób orangutany, które bazują na niskobiałkowych owocach, wytrzymują wahania zawartości protein w swoim pożywieniu. Sądzę, że badanie menu niektórych naszych najbliższych krewnych [...] może pomóc w zrozumieniu zagadnień związanych z naszą współczesną dietą. Badania specjalizującej się w antropologii ewolucyjnej Vogel wykazały, że orangutany przybierały na wadze wyłącznie w okresach spożywania kalorycznych i białkowych pokarmów (fakt ten jest często ignorowany przez osoby walczące ze zbędnymi kilogramami, które zakładają, że najlepszym sposobem na schudnięcie jest dieta niskowęglowodanowa z dużą zawartością białka). Tylko podczas spożywania niewielkiej liczby kalorii organizm sięgał po zapasy tłuszczu, a wreszcie białka mięśni. Akademicy analizował próbki moczu pobierane w ciągu 5 lat przez dr Cheryl Knott z Uniwersytetu w Bostonie i jej współpracowników. Określano zawartość metabolitów oraz stabilnych izotopów azotu. Okazało się, że podczas utrzymujących się deficytów białka (gdy brakowało niskobiałkowych owoców) orangutany jadały zawierające więcej białek liście oraz wewnętrzną część kory. Energię zapewniały im tkanka tłuszczowa, a później mięśnie. Odkryliśmy, że dzienna dawka białek przyjmowana przez orangutany, gdy nie ma owoców, jest niewystarczająca dla ludzi i stanowi 1/10 ilości spożywanej przez goryle górskie. To jednak wystarczy, by uniknąć poważnego niedoboru protein. Biolodzy opowiadają, że orangutany żyjące w tym wymagającym środowisku wykorzystują okresy obfitości, kiedy na drzewach dojrzewa 80% owoców. Wtedy jedzą, jedzą i tyją. Później muszą przetrwać okresy znacznego ograniczenia owocowania, które mogą potrwać nawet 8 lat. Przy diecie składającej się z liści i kory w moczu wzrasta stężenie ketonów - to znak, że organizm zużywa tłuszcze. Podniesiony poziom izotopów azotu należy zaś interpretować jako wskazówkę rozkładania mięśni. Amerykańskie studium unaocznia, że zdolność orangutanów do tworzenia zapasów tłuszczu zwiększa ich szanse na przeżycie, ale stanowi zgubę dla ludzi, którzy w wielu przypadkach ich nie potrzebują. W przyszłości Vogel zamierza prześledzić wahania poziomu greliny, leptyny oraz cytokin.
  10. Jedzenie miękkich pokarmów może sprawiać, że zmniejszają się rozmiary żuchwy. Ponieważ liczba zębów pozostaje ta sama, niewykluczone, że jest to jedna z przyczyn wad zgryzu. Noreen von Cramon-Taubadel z University of Kent zajęła się kształtami 295 ludzkich żuchw ze zbiorów muzealnych. Okazało się, że te reprezentujące członków społeczeństw rolniczych były przeważnie mniejsze niż pochodzące z grup zbieracko-myśliwskich. Różnice utrzymywały się nawet po wzięciu poprawki na wpływ klimatu czy losową zmienność genetyczną. Brytyjka uważa, że wyjaśnieniem tego zjawiska jest najprawdopodobniej rolnicza dieta, w której występują duże ilości mielonych ziaren. Tego typu pokarmy nie wymagają tyle żucia, co dieta społeczeństw zbieracko-myśliwskich, gdzie dominują twardsze dzikie rośliny i mięso. Pomiary i wnioski zespołu von Cramon-Taubadel można porównać do wyników badań nad sajmiri wiewiórczymi (Saimiri sciureus) z 1982 r. Jak napisano wtedy w Science, gdy 43 małpki podzielono na grupy jedzące naturalnie twardy bądź miękki pokarm, pojawiły się wyraźne różnice w zgryzie. U zwierząt karmionych miękkimi produktami występowało więcej obróconych i przemieszczonych zębów, a przedtrzonowce ulegały stłoczeniu. Poza tym łuki zębodołowe były węższe. Czy podobne zjawiska występują u ludzi, trzeba będzie sprawdzić w kolejnych studiach, ale wydaje się to prawdopodobne. Artykuł von Cramon-Taubadel, który ukazał się w PNAS, opatrzono dużą liczbą wykresów oraz tabelami. Można się z nich m.in. dowiedzieć, skąd pochodziły analizowane żuchwy.
  11. Waga ciała we wczesnej dorosłości wiąże się z ryzykiem chłoniaków nieziarniczych (ang. non Hodgkin lymphoma, NHL) na późniejszych etapach życia. W porównaniu do osób szczupłych, u otyłych mężczyzn ryzyko wzrasta o 64%, a u otyłych kobiet o 19%. Przyczyny chłoniaków nieziarniczych są słabo poznane i nie wiemy, niestety, za wiele o metodach zapobiegania lub zmniejszania ryzyka tych chorób [do których zaliczamy m.in. przewlekłą białaczkę limfatyczną] - podkreśla dr Kimberly Bertrand z Harvardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego. Wcześniejsze analizy po 14 latach Nurses' Health Study sugerowały, że ryzyko NHL zwiększają tłuszcze trans, a obniża spożycie warzyw. Chcąc dogłębniej zbadać te zagadnienia, zespół Bertrand badał zależności między otyłością, rodzajem tłuszczów w diecie, konsumpcją warzyw i owoców a NHL. Amerykanie przejrzeli odpowiedzi kwestionariuszowe 47.541 mężczyzn, których losy śledzono przez 22 lata w ramach Health Professionals' Follow-Up Study oraz 91.227 kobiet, których losy śledzono aż przez 28 lat w ramach Nurses' Health Study. Do 2008 r. chłoniaki nieziarnicze zdiagnozowano u 966 kobiet, a do 2006 r. potwierdzono 566 przypadków u mężczyzn. Kontrolując wiek, rasę i inne czynniki, ustaliliśmy, że otyłość we wczesnej dorosłości (w wieku 18-21 lat) wiązała się ze zwiększonym ryzykiem NHL w późniejszym życiu. W przypadku otyłych mężczyzn - z BMI równym bądź wyższym od 30 - ryzyko chłoniaka nieziarniczego było o 64% wyższe niż u mężczyzn szczupłych, a u kobiet o 19% wyższe [niż u szczupłych rówieśnic]. Aktualne BMI, a więc wskaźnik masy ciała w czasie studium, było związane z ryzykiem NHL u mężczyzn, ale nie u kobiet. Ogólne spożycie i specyficzne rodzaje tłuszczów dietetycznych nie wiązały się z ryzykiem chłoniaka nieziarniczego, choć u kobiet z najwyższym spożyciem tłuszczów trans następował nieistotny statystycznie wzrost ryzyka NHL (tłuszcze trans występują w mleku, nabiale, wołowinie i baraninie oraz w wielu półsyntetycznych stałych tłuszczach roślinnych, np. margarynie). Zaobserwowaliśmy, że kobiety, które dziennie zjadały co najmniej 4 porcje warzyw, o 16% rzadziej chorowały na NHL, w porównaniu do kobiet, które jadły mniej niż dwie porcje dziennie.
  12. Osoby z za wysokim poziomem złego cholesterolu LDL powinny się raczej zwrócić ku pokarmom obniżającym poziom cholesterolu, np. awokado, orzechom i soi, niż decydować się na przejście na dietę zawierającą niewielkie ilości tłuszczów nasyconych. Naukowcy dowiedli, że w pół roku dzięki łącznemu oddziaływaniu tych pierwszych można osiągnąć o wiele lepsze rezultaty. Doktor David Jenkins ze Szpitala św. Michała przy Uniwersytecie w Toronto postanowił porównać skuteczność diety składającej się z szeregu produktów czy związków uznanych przez amerykańską Administrację ds. Żywności i Leków za obniżające poziom LDL w surowicy z inną kontrolną dietą. Obu przestrzegano przez 6 miesięcy. Dieta kontrolna obfitowała w błonnik i pełne ziarna, ale nie uwzględniała pokarmów/związków objętych przez dietę eksperymentalną: steroli roślinnych, białek sojowych, orzechów i lepkich włókien. W studium wzięło udział 351 osób z hiperlipidemią (zespołem zaburzeń metabolicznych objawiających się podwyższonym stężeniem frakcji cholesterolu lub trójglicerydów) z 4 ośrodków w Kanadzie: Quebecu, Toronto, Winnipeg i Vancouver. Między czerwcem 2007 a lutym 2009 r. wylosowane je do jednej z trzech grup. Pierwsza (kontrolna) przechodziła na dietę z obniżoną zawartością tłuszczów nasyconych. Badanych przestrzegających diety złożonej z obniżających cholesterol produktów podzielono na 2 podgrupy: jedna odbywała w ciągu 6 miesięcy tylko dwie kilkudziesięciominutowe sesje konsultacyjne, a druga siedem. Pod koniec eksperymentu okazało się, że osiągnęły one bardzo zbliżone wyniki. Od uczestników nie wymagano ograniczania liczby kalorii ani nie dostarczano im pokarmów. Wszyscy podobnie schudli: zrzucili między 1,2 a 1,7 kg. Naukowcy stwierdzili, że w grupie kontrolnej poziom LDL w surowicy spadał od początku badania do 24. tygodnia o 3% lub inaczej mówiąc o 8 mg/dl. W podgrupie eksperymentalnej z rutynową częstotliwością konsultacji spadek wynosił 13,1% (24 mg/dl), a w podgrupie z konsultacją intensywną 13,8% (26 mg/dl). Kanadyjczycy podkreślają, że w studium uwzględniono głównie białych ludzi z lekką nadwagą i niskim ryzykiem choroby serca, nie wiadomo więc, czy podobny efekt wystąpi w populacjach pacjentów wyższego ryzyka, czyli z większą nadwagą lub otyłych. Jakkolwiek by nie było, wygląda na to, że warto sięgać soję, soczewicę, tofu czy pistacje.
  13. Na kształt żuchwy różnych grup ludzi wpływa nie tylko genetyka, ale i dieta. Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa uważają, że dzięki ich odkryciom będzie można określić, czym żywiły się prehistoryczne populacje, nawet jeśli w zapisie kopalnym niewiele się zachowało. Są także przekonani, że specjalistom łatwiej będzie ustalić, które skamieniałości są spokrewnione i w jaki sposób (American Journal of Physical Anthropology). W ramach naszych badań chcieliśmy stwierdzić, na ile kształt żuchwy jest plastyczny i zmienia się pod wpływem czynników środowiskowych, takich jak dieta, a na ile genetyczny. Aby odpowiedzieć na to pytanie, posłużyliśmy się kośćmi znalezionymi przez archeologów w dwóch różnych miejscach. Zanim mogliśmy stwierdzić, co nam mówi kształt kości, np. nt. środowiska, w którym żył dany osobnik, z kim był spokrewniony lub co jadł, musieliśmy zrozumieć, jak w ogóle kształt powstaje – podkreśla Megan Holmes. Akademicy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa badali populacje północnoamerykańskich Indian z plemienia Arikara oraz żyjących na półwyspie Point Hope na Alasce. Wybrali właśnie tych ludzi, ponieważ byli odizolowani genetycznie od innych grup, a ich diety były zupełnie różne. Analizowano kości z XVII i XVIII wieku, ponieważ menu Indian z tego okresu odtworzono na podstawie innych źródeł. Populacja z Point Hope była przyzwyczajona do twardych pokarmów, np. suszonego mięsa. Poza tym w tamtym rejonie często używano zębów do niespożywczych celów, np. rozrywania skór na paski. Dieta ludu Arikara z Dakoty składała się z bardziej miękkich pokarmów: roślin uprawnych uzupełnionych upolowaną od czasu do czasu zwierzyną. Za pomocą suwmiarki i przenośnych urządzeń rtg. zespół Holmes dokładnie zmierzył żuchwy 63 osób z Point Hope oraz 42 z plemienia Arikara. Żuchwy były podobne u dzieci, zanim osiągnęły wiek, w którym mogły zacząć żuć, ale różne u dorosłych, co wskazuje, że prawdopodobnie dywergencja jest skutkiem ich diety i innych zastosowań żuchwy, a nie genetyki. Zmiany w wyglądzie żuchwy wyjaśniono dzięki teorii rodem z inżynierii, która bezpośrednio wiąże geometrię kości z naprężeniami powstającymi w czasie użytkowania. U populacji z Point Hope (ale nie u Arikara) kość była np. szersza, aby podczas rozdrabniana twardszych pokarmów możliwe było przyłożenie większej siły.
  14. Najnowsze studium naukowców z Joslin Diabetes Center wykazało, że uwzględnienie w diecie aminokwasu leucyny może pomóc osobom ze stanem przedcukrzycowym lub zespołem metabolicznym. Amerykanie prowadzili eksperymenty na modelu mysim. Okazało się, że zwierzęta karmione wysokotłuszczową paszą, u których podwojono dotychczasową dawkę leucyny, miały niższy poziom cukru we krwi oraz mniej tłuszczu w wątrobie. Mimo że zwierzęta na diecie wysokotłuszczowej nie zmieniły swojej wagi, ich ciała potrafiły sobie skuteczniej radzić z glukozą. Wzrosła tolerancja glukozy, a organizm reagował na insulinę lepiej niż przed wprowadzeniem leucyny. Aminokwas zwiększył zdolność metabolizowania cukru i tłuszczów [poprawił się też ogólny metabolizm] – wyjaśnia dr C. Ronald Kahn. U myszy na normalnej diecie po zastosowaniu suplementacji leucyną nie odnotowano żadnej istotnej statystycznie zmiany. Zespół Kahna starał się określić wpływ niewielkich zmian środowiska na zwierzęta ze stanem przedcukrzycowym lub zespołem metabolicznym. Odkryliśmy, że dodatnie do menu tylko jednego aminokwasu zmieniło wiele szlaków metabolicznych. Kahn uważa, że jest za wcześnie, by zalecać chorym z zespołem metabolicznym lub stanem przedcukrzycowym zażywanie leucyny. Z czystym sumieniem będzie to można uczynić po zakończeniu etapu badań klinicznych na ludziach (jeśli, oczywiście, uzyskane wyniki będą również pozytywne). W studium zajęto się właśnie leucyną, ponieważ wcześniejsze badania in vitro pokazały, że aminokwas oddziałuje na szlak sygnałowy insuliny.
  15. Przyszłe matki powinny pamiętać o zażywaniu przed zajściem w ciążę nie tylko kwasu foliowego, ale i o właściwej diecie. Podczas badań na modelu mysim naukowcy wykazali bowiem, że dieta niskobiałkowa wiąże się z niską wagą urodzeniową oraz zwiększa u potomstwa ryzyko cukrzycy typu 2. i otyłości. Na 10 tygodni przed zapłodnieniem zespół z Uniwersytetu w Arhus podawał gryzoniom paszę niskobiałkową (podczas ciąży myszy żywiono już normalnie). Okazało się, że w wyniku tego zabiegu na świat przychodziły lżejsze młode, które po odstawieniu od piersi nadrabiały wzrostowe braki (ang. catch-up growth) i wykształcały insulinooporność. Niska waga urodzeniowa i zjawisko nadganiania wzrostu wiążą się u młodych dorosłych ze zwiększoną insulinowrażliwością, która z wiekiem obniża się i przechodzi w insulinooporność i cukrzycę typu 2. Istnieją również dowody, że u potomstwa płci męskiej wzrasta prawdopodobieństwo otyłości - tłumaczy Anete Dudele. Szwedzi przypominają, że ludzie i myszy reagują analogicznie na ubogą dietę w czasie ciąży. Dzieci/młode mają niską wagę urodzeniową, zwiększa się też ryzyko, że w przyszłości będą się zmagać z chorobami sercowo-naczyniowymi, cukrzycą typu 2. oraz otyłością. Niewykluczone więc, że źle skomponowane menu przed ciążą także da takie same rezultaty u obu gatunków.
  16. Brytyjscy archeolodzy odtwarzają dietę i zajęcia starożytnych Rzymian, przeglądając zawartość pozostawionych przez nich odpadów/ścieków. Ostatnio w zlokalizowanym pod Herkulanum tunelu o długości 86 m odkryto największe jak dotąd nagromadzenie ludzkich odchodów z okresu rzymskiego (jest ich aż 9 ton). Herkulanum, podobnie jak Pompeje, zostało zniszczone przez wybuch Wezuwiusza 24 sierpnia 79 r. Specjaliści biorący udział w Herculaneum Conservation Project ustalili, że Rzymianie jedli sporo warzyw. W jednej z próbek znajdowało się dużo białych krwinek, co świadczy o infekcji bakteryjnej. Poza tym znaleziono ceramikę, lampę, 60 monet, korale oraz złoty pierścionek z kamieniem. Jak donoszą naukowcy, przedstawiciele niższych warstw społecznych jadali jeżowce, popielice, a także figi, oliwki i jajka. Dotąd ochotnicy przejrzeli tylko 10% znaleziska, do przerzucenia zostało im więc ponad 7 ton. Jak wyjaśnia szef projektu prof. Andrew Wallace-Hadrill, odpady zostały przesiane przez zestaw sit o coraz mniejszych oczkach. Materiał, który otrzymano na końcu, oglądano pod mikroskopem. Na początku znaleźliśmy kości, potem pestki i nasiona, a na ostatnim poziomie bakterie. Muszę jednak szybko dodać, że po skompostowaniu nie są groźne. Wg prof., menu zwykłych Rzymian z Herkulanum to zasadniczo klasyczna dieta śródziemnomorska, pełna ryb i owoców. Mamy całkiem dobre pojęcie o tym, co jedli zamożni, ale z biedniejszymi jest już gorzej. Miejmy nadzieję, że nasze studium powie np., jakich przypraw używali. Brytyjczycy starali się połączyć odpady ze znajdującymi się powyżej budynkami (domami, sklepami i warsztatami). Osiemdziesięciosześciometrowy tunel był bowiem połączony za pośrednictwem zsypów z latrynami i kuchniami. Nie było odpływu do morza, wszystko gromadziło się więc w jednym zbiorniku.
  17. Naukowcy porównali skutki utrzymującej się całe życie otyłości oraz powtarzających się efektów jo-jo i stwierdzili, że lepiej podjąć wiele zakończonych porażką prób zmniejszenia i utrzymania prawidłowej masy ciała niż ciągle ważyć za dużo. To jasne, że pozostawanie na stabilnej, zdrowej diecie jest najlepsze dla zdrowia i długowieczności, jednak u osób otyłych powszechnie występują wahania wagi - po intencjonalnym odchudzaniu następuje odzyskanie zrzuconych kilogramów - co często nazywa się dietą wywołującą efekt jo-jo. Choć uważa się, że może być ona szkodliwa, nauka dysponuje niewielką liczbą twardych dowodów na potwierdzenie tego przypuszczenia - wyjaśnia dr Edward List z Ohio University. Chcąc ustalić, jak utrzymywana przez całe życie dieta wywołująca efekt jo-jo wpływa na zdrowie, Amerykanie przeprowadzili badanie na modelu mysim. Dzięki temu mogli sprawdzić, czy ciągłe fluktuacje wagi są tak samo niezdrowe jak trwająca całe życie otyłość. Trzydzieści gryzoni podzielono na trzy grupy po dziesięć osobników każda. Przypisano im trzy różne diety: 1) wysokotłuszczową, 2) niskotłuszczową oraz 3) wywołującą efekt jo-jo - po czterech tygodniach diety wysokotłuszczowej następowały tu cztery tygodnie diety niskotłuszczowej. Naukowcy utrzymywali odpowiednie diety przez całe życie zwierząt. Cały czas kontrolowano stan zdrowia myszy. Poza ważeniem i ustalaniem stopnia otłuszczenia ciała, oceniano także poziom cukru we krwi. Dr List podkreśla, że dieta wywołująca efekt jo-jo wiązała się z większymi wahaniami mierzonych wskaźników, które w czasie diety niskotłuszczowej spadały w okolice normy, a w czasie diety wysokotłuszczowej sięgały wartości typowych dla cukrzycy. Kiedy te dwa zestawy wartości uśredniono, przeciętny stan zdrowia myszy z 3. grupy był lepszy od myszy z grupy 1. Myszy na diecie wysokotłuszczowej jadły więcej, były cięższe, ich ciała były bardziej otłuszczone, odnotowywano też wyższy poziom glukozy na czczo. Poza tym wykształcała się u nich nietolerancja glukozy (stan przedcukrzycowy) W porównaniu do zwierząt przez całe życie karmionych wysokotłuszczową paszą, gryzonie od diety naprzemiennej żyły o 25% dłużej. Co zaskakujące, myszy z grupy na diecie wywołującej efekt jo-jo żyły w zasadzie tak samo długo jak gryzonie z kontrolnej grupy niskotłuszczowej. Zwierzęta z grupy z dietą prowadzącą do efektu jo-jo żyły 2,04 roku, a myszy otyłe 1,5 roku. Dla porównania przedstawiciele grupy kontrolnej zdychali po 2,09 roku. U ludzi prześledzenie tego samego mechanizmu byłoby trudne, gdyż wpływ diety mogłyby z łatwością zaburzyć różne czynniki, np. choroba. Myszy żyją zaś stosunkowo krótko i są naprawdę dobrym modelem wpływu cyklicznych wahań wagi. W przyszłości List chce powtórzyć badania na większej próbie myszy oraz sprawdzić wstępne doniesienia, że zwierzęta na diecie jo-jo doświadczają spadku poziomu cytokin. Wysokie stężenia tych białek wiążą się ze stanem zapalnym, a ten z kolei z cukrzycą, chorobami serca czy nowotworami.
  18. Uzyskano kolejne dowody na poparcie teorii, że przyjmowanie mniejszej ilości kalorii przedłuża życie. Uczeni z Washington University School of Medicine informują na łamach pisma Aging, że osoby jedzące mniej mają niższą temperaturę ciała. Zgadza się to z wcześniejszymi obserwacjami poczynionymi na myszach i szczurach. Mniej jedzące zwierzęta miały niższą temperaturę i żyły znacząco dłużej od zwierząt karmionych zwykłą dietą. Naukowcy porównali temperaturę ciała 24 osób w wieku około 55 lat, które od co najmniej 6 lat przestrzegały niskokalorycznej diety, z temperaturą ciała 24 ich rówieśników żywiących się standardową dietą ludzi Zachodu. Pod uwagę wzięto też grupę 24 pięćdziesięciolatków, którzy trenowali biegi długodystansowe. Dzięki temu mogli stwierdzić czy szczupła budowa ciała - występująca u długodystansowców i osób na diecie - jest potrzebna do obniżenia temperatury czy też konieczne jest zmniejszenie ilości kalorii. Średnia optymalna temperatura wnętrza ciała u osób na diecie niskokalorycznej była o około 0,2 stopnia Celsjusza niższa. To różnica istotna statystycznie. Taką samą obserwowaliśmy u żyjących długo myszy, będących na diecie niskokalorycznej. Odkryliśmy też, że u biegaczy, którzy byli w tym samym wieku i mieli podobną budowę ciała, temperatura nie była obniżona - mówi główny autor badań, Luigi Fontana. Optymalna temperatura wnętrza to taka, przy której wszystkie organy pracują z maksymalną efektywnością. Uznaje się, że przeciętnie wynosi ona 37 stopni Celsjusza. Wiadomo, że obniżenie ilości kalorii jest korzystne zarówno dla drożdży, gryzoni jak i ludzi. U najprostszych organizmów dieta niskokaloryczna może przedłużyć życie nawet trzykrotnie. Dotychczas jednak nie stwierdzono, jaka jest optymalna redukcja ilości kalorii. Osoby, które brały udział w opisywanym powyżej badaniu spożywają co najmniej 25% mniej kalorii, niż wynosi średnia. Jednocześnie jednak wszystkie były członkami CR Society, organizacji osób, które nie tylko są na niskokalorycznej diecie, ale też zwracają szczególną uwagę na to, by dostarczać organizmowi wszystkich niezbędnych składników. Temperatura ciała u badanych była mierzona za pomocą kapsułki, którą połykano i co minutę zapisywano uzyskany wynik. Badania na gryzoniach sugerują jednak, że ważna jest nie tylko niższa temperatura ciała, ale również to, w jaki sposób została obniżona. U zwierząt, których temperaturę obniżono poprzez regularne kąpiele w zimnej wodzie, nie zaobserwowano wydłużenia się życia. Dlatego też doktor Fontana mówi: Nie sądzę, by otyły palacz spożywający alkohol mógł kiedykolwiek przedłużyć swoje życie za pomocą pastylki obniżającej temperaturę. Jednak nie wykluczam, że dobrze dobrana dieta niskokaloryczna, w połączeniu z umiarkowaną aktywnością fizyczną oraz pigułka zapewniając takie korzyści, jak przy bardzo restrykcyjnej diecie, przedłużą ludzkie życie.
  19. Osoby odchudzające się są częściej wprowadzane w błąd przez opisy czy nazwy, które sugerują, że niezdrowe pokarmy/napoje są nieszkodliwe i można się nimi częstować bez obaw o wagę (Journal of Consumer Research). Caglar Irmak i Stefanie Rosen z Uniwersytetu Południowej Karoliny oraz Beth Vallen z Loyola University podkreślają, że skupianie się na tym, czego będąc na diecie, nie wolno jeść, a co powinno się wybrać z restauracyjnego menu, może prowadzić do fatalnych w skutkach pomyłek. Sałatka często bywa sałatką tylko z nazwy, ponieważ zawiera zabronione dla odchudzających się składniki, np. makaron, grzanki czy tłusty ser. Psycholodzy zauważają, że obecnie chipsy ziemniaczane nazywa się niejednokrotnie chipsami warzywnymi, koktajle mleczne są sprzedawane jako tzw. smoothies, a napoje z cukrem producent oznacza jako wody smakowe. Czemu jednak to głównie odchudzający dają się zwieść takim zabiegom? Z czasem osoby na diecie uczą się unikania pokarmów, które rozpoznają jako zabronione wyłącznie na podstawie nazwy. Z tego powodu z większym prawdopodobieństwem zakładają, że coś oznaczonego niezdrową nazwą, np. makaron, jest mniej zdrowe od potrawy ze zdrową nazwą, np. sałatki, i nie zaprzątają sobie głowy innymi informacjami nt. produktu, które mogłyby wpłynąć na jego całościową ocenę. Ludzie, którzy się nie odchudzają, nie uczą się unikania potraw w oparciu o ich nazwy i są w stanie wychwycić fałszywe wskazówki. W jednym z eksperymentów Amerykanie pokazywali badanym mieszankę warzyw, makaronu, salami i sera. Całość podawano na liściach sałaty rzymskiej i czasem nazywano sałatką, a czasem makaronem. Kiedy danie oznaczano jako makaron, odchudzający się uznawali je za mniej zdrowe. W drugim eksperymencie ochotników częstowano próbkami produktu, który oznaczano albo jako "żujki owocowe", albo "cukierki do żucia". Okazało się, że ludzie na diecie postrzegali cukierki jako mniej zdrowe i smaczne i w efekcie zjadali więcej "żujek owocowych", choć ich skład był taki sam jak cukierków.
  20. Ograniczenie ilości spożywanych węglowodanów to skuteczniejszy, przynajmniej na krótką metę, sposób na odtłuszczenie wątroby od zmniejszenia liczby spożywanych kalorii (American Journal of Clinical Nutrition). Na podstawie naszego studium można stwierdzić, że jeśli twój lekarz powie, że musisz ograniczyć ilość tłuszczu w wątrobie, to da się z tym coś zrobić w ciągu miesiąca – podkreśla dr Jeffrey Browning z UT Southwestern. Amerykańskie odkrycie może mieć spore znaczenie w terapii cukrzycy, insulinooporności czy niealkoholowej stłuszczeniowej choroby wątroby (ang. nonalcoholic fatty liver disease, NAFLD). W ramach studium 18 osób z NAFLD przydzielono na dwa tygodnie do jednej z dwóch grup: przestrzegającej diety niskowęglowodanowej lub niskokalorycznej. Przez pierwszy tydzień osoby z pierwszej grupy ograniczały spożycie węglowodanów do mniej niż 20 g dziennie, co jak tłumaczą akademicy, stanowi odpowiednik małego banana. W drugim tygodniu eksperymentu ochotnicy jedli mrożone dania przygotowane przez kuchnię uniwersyteckiego Clinical and Translational Research Center (CTRC). Dostosowano je do indywidualnych preferencji smakowych, wyznaczonego spożycia węglowodanów i zapotrzebowania energetycznego. Przed rozpoczęciem eksperymentu przedstawiciele grupy niskokalorycznej przez 4 dni jedli to, co zwykle i prowadzili dzienniczek dietetyczny. Kuchnia CTRC skorzystała z tych zapisków, przygotowując posiłki na 2 tygodnie. Kobietom liczbę spożywanych kilokalorii ograniczono do 1200 dziennie, a mężczyznom do 1500. Po 14 dniach zespół Browninga przeprowadził zaawansowane badania obrazowe. Dzięki temu naukowcy mogli oznaczyć poziom stłuszczenia wątroby (zawartość tłuszczu w hepatocytach). Okazało się, że osoby przestrzegające diety niskowęglowodanowej straciły więcej tłuszczu z wątroby. W ramach studium naukowcy nie chcieli stwierdzić, która z diet pozwala skuteczniej schudnąć, ale ujawniono, że członkowie obu grup schudli średnio 4,5 kg. Browning przestrzega, że nie wiadomo, czemu osoby ograniczające spożycie węglowodanów pozbyły się z wątroby większej ilości tłuszczu i czy wyniki przekładają się na okres dłuższy niż 2 tygodnie. To nie było długoterminowe studium i nie sądzę, by diety niskowęglowodanowe były zasadniczo lepsze od niskotłuszczowych. Nasze podejście zapewnia prawdopodobnie jedynie krótkoterminowe korzyści, ponieważ w pewnym momencie same korzyści wynikające z utraty wagi przewyższają korzyści osiągane w wyniku manipulowania makroskładnikami, czyli np. węglowodanami. Spadek wagi, bez względu na mechanizm, jest obecnie najskuteczniejszym sposobem zmniejszenia stłuszczenia wątroby.
  21. Naukowcy z Uniwersytetu w Guelph zbadali różne afrodyzjaki. Wg nich, warto uwzględnić w diecie żeń-szeń i najdroższą przyprawę świata szafran, ponieważ wspomagają one wydajność. Wino i czekolada wydają się działać w oparciu o efekt placebo, a kantarydyny z pryszczela lekarskiego (zwanego mylnie hiszpańską muchą) oraz średniowiecznych eliksirów z ropuchy lepiej w ogóle unikać, bo nie tylko nie pomagają, ale nawet szkodzą (Food Research International). Prof. Massimo Marcone, który prowadził badania ze studentem Johnem Melnykiem, podkreśla, że afrodyzjaki są wykorzystywane na całym świecie od tysięcy lat, ale z naukową wiedzą na ich temat bywa już różnie. Stąd pomysł na drobiazgową analizę dostępnych danych. Melnyk zaznacza, że istnieje duże zapotrzebowanie na naturalne środki wspomagające sprawność seksualną bez efektów ubocznych. Obecnie zaburzenia erekcji leczy się syntetycznymi środkami, np. sildenafilem (Viagrą), te jednak wywołują bóle głowy i mięśni, mogą też wchodzić w niebezpieczne interakcje z innymi medykamentami. Poza tym nie zwiększają libido, dlatego nie pomogą osobom z niskim popędem seksualnym. Kanadyjczycy przejrzeli wyniki kilkuset badań dotyczących afrodyzjaków, które można zjeść. Skupiali się na postulowanych efektach fizjologicznych i psychologicznych. Ostatecznie uwzględnili tylko studia spełniające najostrzejsze normy metodologiczne. Dzięki temu okazało się, że sprawność seksualną wspomagają żeń-szeń właściwy (nazywany również wszechlekiem), szafran oraz johimbina – alkaloid uzyskiwany z kory johimby lekarskiej (Pausinystalia johimbe). Naukowcy ujawnili, że ludzie doświadczają wzrostu popędu po zażyciu preparatów z korzeni i kory roślin z rodzaju Ptychopetalum (Indianie nazywają go Muira Puama) czy z bulwy pochodzącej również z Ameryki Południowej jednorocznej bądź dwuletniej Lepidium meyenii (znanej lepiej jako maca, alias peruwiański żeń-szeń lub peruwiańska viagra). Podobne raporty zebrano także w przypadku czekolady. We wszystkich trzech przypadkach skuteczność "afrodyzjakalna" jest jednak uznawana za dyskusyjną. Być może niektórzy ludzie odczuwają skutki działania określonych składników czekolady, głównie fenyloetyloaminy, która wpływa na poziom serotoniny i endorfin w mózgu – wyjaśnia Marcone. Jak łatwo się domyślić, alkohol zwiększa libido, ale nie zdecydowanie nie sprzyja dobrej formie seksualnej. Na końcu warto też wspomnieć, że należy zachować ostrożność przy stosowaniu zachwalanego szafranu. Po przedawkowaniu wywołuje on krwawienia z przewodu pokarmowego i dróg moczowo-płciowych, a także wymioty. Dwadzieścia gramów to dawka śmiertelna dla człowieka.
  22. Pracując na modelu zwierzęcym, amerykańscy naukowcy wykazali, że niedożywione noworodki o niskiej wadze są zaprogramowane na to, by jeść więcej. Dzieje się tak z powodu utraty neuronów w rejonie podwzgórza odpowiedzialnym za kontrolę ilości zjadanego pożywienia. To pomogłoby wyjaśnić, czemu niska waga urodzeniowa często łączy się z otyłością na późniejszych etapach życia (Brain Research). Specjaliści z Centrum Medycznego Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles podejrzewają, że jeśli dieta matki jest zbyt uboga, przejadanie się zostaje zapisane na poziomie nerwowych komórek macierzystych jeszcze przed narodzinami dziecka. Zespół porównywał zwierzęta z niską i prawidłową wagą urodzeniową. Okazało się, że u tych pierwszych podział i różnicowanie nerwowych komórek macierzystych zachodzą w mniejszym stopniu. W ramach wcześniejszych badań ustalono, że niska waga urodzeniowa i przyspieszony wzrost wyrównujący w późniejszym okresie wiążą się z podwyższonym ryzykiem osteoporozy, otyłości, cukrzycy typu 2., nadciśnienia i chorób sercowo-naczyniowych w dorosłości. Dr Mina Desai podkreśla, że prawidłowe odżywianie kobiet w czasie ciąży stanowi, jak widać, doskonałą metodę zapobiegania otyłości i wynikającym z niej chorobom. Ponieważ naukowcy stwierdzili, że przy nieprawidłowej diecie zmianie ulega rozwój nerwowych komórek macierzystych, sugeruje to, że ograniczony wzrost płodowy wiąże się ze zmianami poznawczymi i/lub w zachowaniu.
  23. Wysokie stężenie dobrego cholesterolu HDL zmniejsza ryzyko wystąpienia raka jelita grubego. Naukowcy analizowali dane ponad 500 tys. osób z 10 krajów europejskich, biorących udział w badaniu podłużnym EPIC (European Prospective Investigation into Cancer and Nutrition). Siedemset siedemdziesiąt dziewięć osób z rakiem okrężnicy i 459 z rakiem odbytnicy – w sumie 1238 - dopasowano pod względem wieku, płci i narodowości z 1200 zdrowymi ludźmi, z których utworzono grupę kontrolną. Pobrano próbki krwi, a uczestnicy wypełnili kwestionariusze dotyczące diety. I jedne, i drugie porównano, by sprawdzić, czy grupy czymś się od siebie różnią. Okazało się, że u osób z najwyższym stężeniem dobrego cholesterolu i apolipoproteiny A (apoA) – białkowej części HDL – ryzyko wystąpienia raka okrężnicy było najniższe. Po uwzględnieniu diety, trybu życia i wagi, każdy wzrost poziomu HDL o 16,6 mg/dc i apoA o 32 mg/dl zmniejszał zagrożenie rakiem okrężnicy o, odpowiednio, 22 i 18%. Jednocześnie wykazano, że ani HDL, ani apoA nie oddziaływały na ryzyko rozwoju raka odbytnicy. Naukowcy wyjaśniają, że niski poziom HDL powiązano z wyższym stężeniem białek biorących udział w procesie zapalnym, a wysokie stężenia dobrego cholesterolu połączono z kolei z wysokim poziomem protein tłumiących reakcję zapalną. Białka prozapalne nasilają podziały komórkowe i hamują obumieranie komórek, niewykluczone więc, że HDL w jakiś sposób modyfikuje ten proces.
  24. Dieta obfitująca w wysokoprzetworzone pokarmy może nieco obniżać iloraz inteligencji dzieci. Naukowcy podejrzewają, że ma to związek z jej wpływem na rozwój mózgu. Specjaliści z Uniwersytetu Bristolskiego 4-krotnie (w wieku 3, 4, 7 i 8,5 roku) odnotowywali zwyczaje żywieniowe 3966 maluchów, które brały udział w badaniu podłużnym rodziców i ich dzieci w hrabstwie Avon. Na tej podstawie wyodrębnili 3 rodzaje stosowanych diet: 1) przetworzoną - z dużą zawartością cukru, tłuszczów i gotowych dań, 2) tradycyjną - z mięsami, ziemniakami i warzywami oraz 3) uświadomioną zdrowotnie - składającą się z sałatek, owoców i ryb. W wieku 8,5 roku wszystkie dzieci przechodziły badanie testami na inteligencję. Akademicy znaleźli silny związek między rodzajem diety a IQ, który utrzymywał się nawet po uwzględnieniu innych potencjalnie istotnych czynników, takich jak wykształcenie matki czy długość karmienia piersią. Dieta pierwszego typu (przetworzona) w wieku lat trzech oznaczała nieznacznie niższy iloraz inteligencji 5,5 roku później. W grę wchodził kilkupunktowy spadek. Dr Pauline Emmett podkreśla, że na początkowych etapach życia mózg wyjątkowo szybko się rozwija, potem tempo to nie jest już tak imponujące, dlatego też późniejsze wydarzenia lub nawyki nie mają aż tak głębokich i długofalowych skutków. Ze szczegółami studium można się zapoznać na łamach pisma Journal of Epidemiology and Community Health.
  25. Dieta ciężarnej nie tylko wyczula płód na określone zapachy i smaki, ale także fizycznie zmienia jego mózg. Jak można się domyślić, zmiana schematu rozwoju mózgu bezpośrednio wpływa na to, co dziecko będzie jadło i piło w przyszłości (Proceedings of the Royal Society B). Opisywane odkrycia podkreślają wagę przestrzegania zdrowej diety i powstrzymywania się od picia alkoholu w czasie ciąży i karmienia piersią. Jeśli matka pije alkohol, dla dziecka może on być bardziej pociągający, ponieważ rozwijający się płód spodziewa się, że wszystko, co pochodzi od matki, musi być bezpieczne – wyjaśnia dr Josephine Todrank z University of Colorado w Denver, autorka 2-letniego studium. Wszystko zależy więc od kobiety i jej nawyków żywieniowych. Gdy je zdrowo, jej potomstwo również będzie wykazywać takie preferencje. Podczas badań na myszach naukowcy zauważyli, że węch młodych zmieniał się pod wpływem sposobu odżywiania matki. Zaczynały one lubić zapachy związane z jej dietą. Towarzyszyły temu zmiany w budowie kłębuszków węchowych (węchomózgowia). Aksony komórek węchowych kończą się synapsami w opuszce węchowej. Na dendrytach komórek mitralnych tworzy się właśnie kłębuszek węchowy (łac. glomerulus olfactorius). W badanym przez zespół Todrank przypadku woń płynu owodniowego wpływała na rozwój opisywanego systemu. Podczas eksperymentu Todrank i dr Giora Heth z Uniwersytetu w Hajfie utworzyli 2 grupy ciężarnych, a następnie karmiących myszy: pierwszej podawano mdłe jedzenie, a drugiej pokarm o wyraźnym zapachu. W wieku odstawiania od piersi młode tych drugich miały znacznie większe glomerulus olfactorius. Poza tym wolały ten sam smak, którym delektowała się matka, podczas gdy inne nie wykazywały żadnych preferencji. Z punktu widzenia płodu wygląda to tak: jeśli matka coś jadła i przeżyła, by cię urodzić, najprawdopodobniej było to bezpieczne – opowiada Todrank. Wg niej, podobieństwa w rozwoju ssaków powodują, że nie ma powodów, by przypuszczać, że eksperymenty dałyby inne rezultaty u ludzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...