Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Street View' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 11 wyników

  1. Sąd federalny odrzucił wniosek Google'a o oddalenie oskarżenia przeciwko koncernowi, w którym stwierdzono, że naruszył on Federalną ustawę o podsłuchach. Jednocześnie sędzia James Ware odrzucił inne zarzuty kierowane przeciwko koncernowi Page'a i Brina. W roku 2007 samochody Google'a zaczęły fotografować USA na potrzeby usługi Street View. Przy okazji zbierano dane lokalizacyjne z sieci Wi-Fi. Okazało się jednak, że oprócz danych lokalizacyjnych na dyski twarde Google'a trafiły też prywatne dane użytkowników, takie jak hasła, nazwy użytkowników i e-maile. Google początkowo twierdził, że zebrano tylko fragmenty danych, co okazało się nieprawdą. Winą za zaistniałą sytuację obarczono inżyniera, który miał popełnić błąd przy pisaniu oprogramowania. Sprawa trafiła do sądu, gdzie oskarżono Google'a o naruszenie wielu ustaw. Sędzia odrzucił wszystkie oskarżenia z wyjątkiem naruszenia Ustawy o podsłuchach. „Sąd uznaje, że powodzi przedstawili wystarczające dowody na poparcie oskarżenia o naruszenie Ustawy o podsłuchach. Stwierdzenie obrony, że powodzi nie przedstawili wystarczającego dowodu, gdyż sami przyznali, że ich sieci były otwarte i nieszyfrowane, nie jest prawdziwe" - czytamy w orzeczeniu. Sprawa będzie trudna do rozstrzygnięcia, gdyż nawet obrońcy prywatności zauważają, że prawo nie jest w tej kwestii jednoznaczne. Jim Dempsey, wiceprezes Center for Democracy i Technology uważa, że przechwytywanie komunikacji z nieszyfrowanej i niechronionej sieci Wi-Fi powinno być nielegalne, dodaje jednak, że Kongres powinien uściślić przepisy. Wówczas, jak zauważa Dempsey, sędziowie tacy jak Ward, nie musieliby opierać się na analizach słownika języka angielskiego czy badać historii orzeczeń dotyczących kwestii prywatności w komunikacji bezprzewodowej, domyślając się, co prawodawcy mieli na myśli. Sędzia odrzucił też oskarżenie, że Google naruszyło kalifornijską ustawę o dobrych praktykach w biznesie, dał jednak powodom czas do 1 sierpnia na poprawienie dokumentów i ponowne wniesienie oskarżenia. W późniejszym terminie sąd wyda opinię, czy przeciwko Google'owi może zostać wytoczony pozew zbiorowy. Dla Dempseya to kolejny dowód, że licząca sobie 25 lat Ustawa o prywatności w komunikacji elektronicznej jest zbyt skomplikowana i musi zostać uproszczona. Zadowolenie z opinii sędziego wyrazili natomiast konkurenci Google'a, tacy jak Microsoft, Oracle czy eBay. „Google jest czarną owcą przemysłu IT jeśli chodzi o prywatność. Od dawna mamy świadomość negatywnego wpływu, jaki ma Google na opinię użytkowników o prywatności. Mamy nadzieję, że sąd potraktuje poważnie aferę Wi-Spy i przywróci wiarę konsumentów w prywatność" - oświadczył Jonathan Zuck, prezes Association for Competetive Technology (ACT), skupiającej wymienione powyżej firmy. ACT od dawna krytykuje Google'a. W ubiegłym tygodniu organizacja oświadczyła, że pomoże Federalnej Komisji Handlu w śledztwie przeciwko Google'owi, w którym koncern jest podejrzany o wykorzystywanie pozycji monopolisty. Jednocześnie jednak ACT wspierała Microsoft, gdy firma Ballmera była przedmiotem śledztwa Komisji Europejskiej.
  2. Google grozi zamknięciem serwisu Street View dla map Szwajcarii. To odpowiedź firmy na wyroki sądów żądających zapewnienia pełnej anonimowości osobom uwidocznionym na fotografiach. Koncern zwróci się do Szwajcarskiego Trybunału Federalnego z wnioskiem o anulowanie wyroku Federalnego Sądu Administracyjnego, który stwierdził, że przed umieszczeniem fotografii w Street View należy zamazać twarze osób oraz tablice rejestracyjne samochodów. Żądania sądu są nierealistyczne. To zmusi nas do wycofania usługi ze Szwajcarii - powiedział Peter Fleischer, prawnik Google'a odpowiedzialny za politykę prywatności. Jeśli Google wycofa się ze Szwajcarii, będzie to pierwszy taki przypadek w historii. Nieco podobna sytuacja ma miejsce w Niemczech, gdzie sąd stwierdził, iż obywatele mają prawo do żądania zamazania zdjęcia swojej własności. W związku z tym Google zaprzestał wykonywania zdjęć i niemieckie Street View pokazuje fotografie z jedynie 20 miast. Kłopoty Google'a w Szwajcarii rozpoczęły się, gdy zauważono, że oprogramowanie automatycznie zamazujące twarze nie działa ze 100-procentową dokładnością. Wykazano, że na zdjęciach widać nawet twarze ludzi przebywających we własnych mieszkaniach. Google nie chciał zgodzić się na sugestię ręcznego zamazywania twarzy przechodniów. Argumentował to nie kosztami takiego przedsięwzięcia, ale twierdzi, że ludzie popełnią więcej błędów niż oprogramowanie, które wyłapuje 99% twarzy. Biorąc jednak pod uwagę, że już w tej chwili na szwajcarskich ulicach wykonano 212 milionów zdjęć, błędy mogą być obecne na milionach z nich. Joe McNamee z European Digital Rights zwraca uwagę, że ludzie mają prawo do prywatności, ale dotychczas władze żadnego kraju nie żądały 100-procentowej skuteczności w odniesieniu do żadnych kwestii.
  3. Google poinformowało, że tylko 3% Niemców wyraziło sprzeciw wobec pojawieniu się zdjęć ich domów w serwisie Street View. Usługa od dawna budzi kontrowersje, a do ostrych sprzeciwów doszło, gdy okazało się, że fotografujące ulice samochody Google'a przechwyciły też prywatne dane z niezabezpieczonych sieci Wi-Fi. Władze Niemiec wymusiły na wyszukiwarkowym gigancie, by dał obywatelom tego kraju możliwość zaprotestowania przeciwko umieszczeniu ich domu w Street View. Google zamazuje takie domy na fotografiach. Początkowo użytkownicy mogli poinformować o swoim sprzeciwie za pośrednictwem poczty elektronicznej, a od kilku miesięcy mają do dyspozycji online'owe narzędzie, które znacznie upraszcza ten proces. Przedstawiciele Google'a poinformowali, że zamazywanie zdjęć nie jest proste, w związku z czym przez parę tygodni po premierze niemieckiej wersji Street View, domy części osób, które sobie tego nie życzyły, mogą być widoczne. Także i po uruchomieniu Street View w Niemczech właściciele nieruchomości będą mogli żądać ich zamazania.
  4. Usługa Google Street View zrobiła wielką furorę - zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym znaczeniu tego słowa. Oferując poza planem możliwość obejrzenia świata okiem przechodnia stała się rewolucją w dziedzinie interaktywnych map. Oskarżana jest jednocześnie w wielu krajach o naruszanie prywatności. Przypomnijmy, że na przykład w Japonii kamery Google rejestrowały wnętrza mieszkań na niskim parterze - konieczne było rejestrowanie widoku ulic na nowo. Pretensjom obrońców prywatności i problemom prawnym mają zaradzić wdrażane coraz to nowe narzędzia. Obecnie Street View automatycznie zamazuje twarze ludzi i tablice rejestracyjne pojazdów. Nie wszystkich to zadowala, sylwetka człowieka i ubranie często pozwalają zidentyfikować przechodnia, który przypadkowo znalazł się na zdjęciu a może sobie nie życzyć światowej „popularności". Arturo Flores, absolwent informatyki na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego jest twórcą narzędzia przetwarzającego obraz, które może rozwiązać część kłopotów. To program samoczynnie wymazujący ludzi ze zdjęć w Google Street View. Samochody fotografujące ulice rejestrują je jako ciąg zdjęć, które nakładają się na siebie - umożliwia to niewidoczne „zszycie" wielu fotografii w jeden widok. Aplikacja Arturo Floresa identyfikuje ludzi i wymazuje ich, używając zawartości tła pobieranego za i przed postacią ludzką. Robi to na tyle dobrze, że zwykle nie widać manipulacji, przynajmniej bez bliższego przyjrzenia się. Cuda i duchy Nie ma jednak techniki niezawodnej. Problem pojawia się, kiedy sfotografowany przypadkiem człowiek poruszał się w tym samym kierunku i z tą samą prędkością, co samochód Street View - znajduje się on wtedy na całej serii zdjęć, co może uniemożliwić aplikacji poprawne rozpoznanie i wymazanie. Bywają jednak inne, bardziej zabawne artefakty. Zdarza się, że analiza postaci nie obejmie całej sylwetki, ale pominie jakiś fragment lub przedmioty. Pojawiają się wtedy zabawne sceny jak: pies na wiszącej w powietrzu smyczy, unoszący się samodzielnie parasol, czy idące po chodniku same buty. To jednak i tak niewielkie usterki, jak na w pełni zautomatyzowany program. Inną wadą algorytmu jest to, że działa wyłącznie w mieście. Nie da się go zastosować w obszarach niezabudowanych. Według przykładu, jaki podaje sam autor, jego program poprawnie usunie postać człowieka na tle graffiti przedstawiającego konie na pastwisku i zrekonstruuje wygląd malowidła. Ta sama operacja na zdjęciu, które przedstawia człowieka na tle prawdziwych koni na łące nie powiedzie się. Rekonstruowane może być wyłącznie płaskie tło. Być może działanie programu zostanie jeszcze ulepszone. Najbliższy cel Floresa to jednak funkcja usuwania z obrazu całych grup ludzi. Inspiratorem projektu był Serge Belongie, wykładowca Floresa na Wydziale Nauk i Inżynierii Komputerowej. Flores wykorzystał też i ulepszył algorytm wykrywania postaci ludzkich, napisany przez Bastiana Leibego z Uniwersytetu RWTH w Aachen.
  5. Jak zdradził Sven Juerss, szef firmy Microdrones, jego firma dostarczyła Google'owi pierwszego drona (samolot bezzałogowy - UAV) i ma nadzieję, że po udanych testach wyszukiwarkowy gigant zakupi dziesiątki innych tego typu urządzeń. Drony niemieckiej firmy były dotychczas używane m.in. przez brytyjską policję i siły specjalne do zadań wywiadowczych. UAV dobrze sprawdzą się w dostarczaniu świeższych danych do Google Earth - mówi Juerss. Oczywiście wykorzystywanie dronów przez Google'a może budzić obawy o prywatność i chęć stworzenia bardzo inwazyjnej wersji Street View. Zdarzało się bowiem, że samochody fotografujące ulice wjeżdżały na tereny prywatne, na których nie powinny się znaleźć. Drony będą mogły bez przeszkód latać wszędzie i wszystko fotografować. Będą też trudne do zauważenia. W wielu krajach używanie tego typu sprzętu nie jest regulowane żadnymi przepisami, bądź też można doń odnieść jedynie przepisy dotyczące modelarstwa. Na przykład w Wielkiej Brytanii szpiegowskie drony dopiero niedawno ujęto w pewne kategorie prawne. Gdy policja kupiła takie pojazdy i zrobiło się głośno, parlament zdecydował, że każdy samolot zdolny do prowadzenia działań wywiadowczych musi być rejestrowany. Sam fakt, że drony są używane przez siły specjalne świadczy o przydatności tego typu pojazdów w zadaniach wywiadowczych.
  6. Google może mieć w Europie poważne kłopoty. Francuski urząd zajmujący się prywatnością obywateli twierdzi bowiem, że samochody wykonujące zdjęcia do Street View przechwytywały też hasła użytkowników oraz e-maile. Commission nationale de l'informatique et des libertes (CNIL) informuje, że wstępne śledztwo pokazało, iż Google zbierał i przechowywał tego typu dane nie informując o tym ich właścicieli. Na żądanie CNIL Google przekazało 4 czerwca dwa dyski twarde z danymi zbieranymi przez samochody. Znaleziono na nich dane potrzebne do logowania, kody źródłowe i inne informacje. Na razie przedstawiciele CNIL mówią, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by decydować się na jakieś kroki prawne przeciwko wyszukiwarkowemu gigantowi.
  7. Organizacja Privacy International jest "niemal pewna", że Google zostanie oskarżone przed sądem o przestępstwo kryminalne. Sprawa ma związek ze śledzeniem prywatnych sieci bezprzewodowych przez samochody robiące zdjęcia do Street View. Google twierdzi, że zbieranie i przechowywanie danych, które nie powinny trafić na firmowe serwery, było działaniem niezamierzonym i jest efektem pomyłki jednego z inżynierów. Jednak PI uważą, iż audyt udowodni "kryminalne intencje". Niezależny audyt pokazuje, że system Google'a celowo oddzielał niezaszyfrowane dane użytkowników od innych informacji i zapisywał je na dysku twardym. To odpowiednik umieszczenia bez odpowiedniej zgody podsłuchu w telefonie - oświadczyli przedstawiciele PI. Jeśli rzeczywiście takie działanie zostanie udowodnione, Google może mieć poważne kłopoty prawne w 30 krajach na całym świecie. Privacy International ma zamiar zainteresować swoimi odkryciami Scotland Yard. Na razie nigdzie nie wytoczono przeciwko Google'owi najpoważniejszych oskarżeń. W kilku krajach toczy się śledztwo w sprawie. PI nie wierzy też w tłumaczenia Google'a. Mówienie, że chodzi o pomyłkę jednego inżyniera nie trzyma się kupy. To złożony kod, musiał więc zostać nań przeznaczony budżet, ktoś musiał go nadzorować. Google od dawna przecież utrzymuje, że wszystkie jego projekty są szczegółowo sprawdzane - twierdzi Simon Davies, szef Privacy International.
  8. W wywiadzie dla Financial Times szef Google'a, Eric Schmidt stwierdził, że ostatni skandal z podsłuchiwaniem sieci Wi-Fi to wina jednego z inżynierów, który wprowadził do oprogramowania nieautoryzowany kod. Obecnie Google prowadzi wewnętrzne śledztwo przeciwko temu pracownikowi. Google od dawna utrzymywał, że samochody wykonujące zdjęcia do Street View przechwytują tylko adresy MAC oraz identyfikatory SSID urządzeń sieciowych. Okazało się jednak, że przechwytywano i przechowywano też dane z pakietów, wysyłanych przez te sieci. Schrzaniliśmy to. Bądźmy szczerzy - powiedział Schmidt. Niemcy, Francja, Hiszpania i Włochy zastanawiają się nad wszczęciem śledztwa przeciwko Google'owi. Tymczasem koncern winą obarcza jednego ze swoich programistów. Jednocześnie Schmidt stwierdził, że nie ograniczy swobody swoim pracownikom, gdyż negatywnie wpłynęłoby to na kreatywność. Zrzucanie winy na jednego z pracowników jest o tyle dziwne, że w 2008 roku Google złożyło wniosek patentowy opisujący technologię, która została wykorzystana do podsłuchiwania Wi-Fi przez samochody Street View. Opisuje on technologię przechwytującą dane i analizującą czas ich wysyłania, w celu ustalenia dokładnego położenia użytkownika, dzięki czemu możliwe będzie dostarczanie mu reklamy związanej z jego lokalizacją. Amerykańscy prawnicy, reprezentujący osoby, które wystąpiły w pozwach zbiorowych przeciwko Google'owi mówią, że złożenie wniosku patentowego to dowód, iż szpiegowanie użytkowników było zamiarem, a nie przypadkowym działaniem. Szef Google'a odrzucił jednocześnie oskarżenia o to, że firma staje się coraz bardziej arogancka. Próbujemy robić coś dla użytkowników, wbrew zorganizowanym posiadaczom naszych akcji, więc ci oskarżają nas o arogancję - powiedział.
  9. Google przyznał, że od 2006 roku jego pojazdy wykonujące fotografie na potrzeby usługi Street View przechwytują prywatne dane z niezabezpieczonych sieci Wi-Fi. Sprawa wyszła na jaw, gdy niemieccy urzędnicy postanowili sprawdzić, jakie dane zbierają samochody Google'a. Wyszukiwarkowy koncern stwierdził, że błąd programistyczny spowodował, iż samochody te są w stanie zarejestrować, i rejestrują, dane z niezabezpieczonych sieci bezprzewodowych. Nagrano je we wszystkich państwach, w których pojawiły się pojazdy Google'a. W Niemczech działania takie są nielegalne. Na podstawie posiadanych przez nas informacji możemy stwierdzić, że Google z naruszeniem niemieckiego prawa nielegalnie nagrywał dane przepływające w prywatnych sieciach. To alarmujący kolejny dowód na to, że koncepcja prywatności jest dla Google'a czymś obcym - mówi Ilse Aigner, niemiecka minister zajmująca się m.in. ochroną konsumentów. Oburzony jest też Johannes Caspar, który nadzoruje ochronę danych w Hamburgu i z ramienia rządu niemieckiego zajmuje się najnowszym skandalem z udziałem Google'a. Caspar wspomina, że gdy w bieżącym miesiącu dokonywał inspekcji samochodu Google'a wykorzystywanego do robienia zdjęć, zauważył, iż z pojazdu usunięto dysk twardy na którym nagrywane były dane. Gdy zapytał o usunięte urządzenie odpowiedziano mu, że i tak nie mógłby sprawdzić jego zawartości, gdyż jest ona szyfrowana. Jednak wskutek jego nacisków Google dokładnie zbadało zawartość dysku i przyznało się do nagrywania sieci Wi-Fi. "Cieszę się, że zabawa w kotka i myszkę się skończyła" - mówi Caspar. W niewinność Google'a wątpi Peter Schaar, członek panelu doradzającego Komisji Europejskiej w kwestii prywatności. "A więc to wszystko jest wynikiem prostej pomyłki, błędu w oprogramowaniu. Dane były zbierane i przechowywane wbrew intencjom menedżerów Google'a. Jeśli przyjmiemy takie tłumaczenie, to musimy uznać, że oprogramowanie zostało zainstalowane i używane bez przeprowadzenia wcześniej odpowiednich testów. Olbrzymie ilości danych zostały przez pomyłkę nagrane, a nikt w Google'u tego nie zauważył. Nie zauważyli tego nawet menedżerowie, którzy jeszcze przed dwoma tygodniami bronili firmowej polityki ochrony danych" - mówi Schaar. Jeszcze niedawno przedstawiciele Google'a, na pytanie niemieckiego rządu o to, jakie dane z prywatnych sieci Wi-Fi są zbierane przez firmę (ich kolekcjonowanie jest przydatne przy usługach geolokalizacyjnych), odpowiadali, że samochody Google Street pobierają tylko dwie informacje - publicznie nadawany adres MAC urządzenia oraz nazwę sieci przypisaną jej przez użytkownika (SSID). Teraz okazuje się, że nie było to prawdą.
  10. Serwis Google Street View spotkała druga już nieprzyjemna niespodzianka w ostatnim tygodniu. Tym razem problemy pojawiły się w Japonii, gdzie mieszkańcy skarżyli się, iż aparaty na samochodach Google'a znajdowały się zbyt wysoko i obfotografowano wnętrza prywatnych posiadłości. Google zobowiązało się do obniżenia aparatów o 40 centymetrów i zapowiedziało, że powtórzy wszystkie wykonane dotąd zdjęcia. "Obniżyliśmy aparaty tak, by wszystko pasowało do charakterystyki wielu japońskich dróg, które są wąskie, nie mają poboczy ani chodników, a domy znajdują się bardzo blisko jezdni" - oświadczyło Google. W Street View znajduje się 12 japońskich miast.
  11. Grecki urząd ds. ochrony danych zakazał firmie Google wykonywania w tym kraju zdjęć do serwisu Google Street View i zażądał dodatkowych wyjaśnień w tej sprawie. Jednocześnie identyczną decyzję wydano odnośnie greckiego providera Kapou, który przygotowywał serwis z mapami dla Aten, Salonik i Larissy. Działanie Google'a od dawna budzi kontrowersje wśród organizacji chroniących prywatność. Dotychczas jednak firma mogła swobodnie fotografować obiekty, które widoczne były z miejsc publicznych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...