Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'SAD' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 84 wyników

  1. Sąd Federalny Południowej Karoliny wydał wyrok, który jest niezwykle ważny dla blogerów. Sąd uznał mianowicie, że blogerzy, przynajmniej w pewnych okolicznościach, podlegają takiej samej ochronie jak dziennikarze. Amerykańskie prawo daje dziennikarzom sporą swobodę działania. Postawienie ich przed sądem jest bardzo trudne, o ile dziennikarze przytaczają opinie. Mają też prawo do szerokiej ochrony źródeł informacji. Mogą ponadto, na podstawie Freedom of Information Act, uzyskać dostęp do rządowych dokumentów. Urząd, który je wydaje, ma jednak prawo do usunięcia z nich pewnych. Ponadto amerykańscy dziennikarze nie mogą zostać skazani za naruszenie czyjejś prywatności, o ile wykażą, że osoba lub grupa, o której pisali podjęła takie działania, które niejako wystawiły ją na widok publiczny. Sąd z Południowej Karoliny rozstrzygnął sprawę BidZirk przeciwko Philipowi Smithowi. Smith to blogger, który pisał o należącej do eBaya firmie BidZirk i jej właścicielowi Danielowi Schmidtowi. Oskarżenie opierało się na trzech punktach. Po pierwsze, zarzucono Smithowi, że nielegalnie wykorzystał logo BidZirka, po drugie, Smith miał opowiedzieć się po jednej ze stron, co oskarżenie uznało za zniesławienie. Trzecim zarzut oparto na fakcie, że Smith zamieścił link do zdjęcia Schmidta i jego żony. Oskarżenie dowodziło, że jest to naruszenie prywatności. Smith postanowił bronić się sam, a Schmidt wynajął znanego prawnika. Sąd uznał, że użycie logo BidZirka było legalne, natomiast opowiedzenie się przez Smitha po jednej ze stron nie było stwierdzeniem faktu, a więc nie stanowiło zniesławienia. Co do linkowania do zdjęcia, sąd stwierdził, że umieszczanie odnośników do witryn społecznościowych jest zwyczajową praktyką, a tym samym jest legalne. Sąd musiał stwierdzić jeszcze, czy Smitha można uznać za dziennikarza. Dokonana przez specjalistów analiza jego tekstu wykazała, że został on napisany zgodnie z zasadami sztuki dziennikarskiej i przedstawiono w nim różne punkty widzenia. Tym samym funkcją tekstu była informacja, a nie krytyka. Sąd stwierdził: Fakt, że Smith odnosi się negatywne do swoich własnych doświadczeń z BidZirkiem, nie przesądza o funkcji artykułu” i dodał: „Niektórzy blogerzy są bez wątpienia dziennikarzami. Sąd ukarał też prawnika strony pozywającej, Kevina Elwella. Kazał mu wypłacić Smithowi 1000 dolarów odszkodowania za to, że Elwell na początku procesu złożył dokumenty, które uniemożliwiały Smithowi sprzedaż jego bloga. Sąd stwierdził, że tak doświadczony prawnik powinien wiedzieć, że sprawa nie ma nic wspólnego z nieruchomościami Smitha, więc Elwell nie powinien składać tego typu dokumentów. Uznanie Smitha za dziennikarza tworzy ważny precedens. Oznacza bowiem, że blogerzy, którzy w odpowiedni, uczciwy sposób będą pisali swoje internetowe dzienniki, będą chronieni w taki sam sposób jak dziennikarze.
  2. W najbliższy poniedziałek, 17 września, Sąd Europejski w Luksemburgu wyda wyrok w sporze pomiędzy Microsoftem a Komisją Europejską. Wyrok, który ważny będzie nie tylko dla obu stron, ale określi również kształt całego rynku IT w Unii Europejskiej. Jeśli przegramy proces, będziemy w wielkich tarapatach. Zostaną zakwestionowane nasze uprawnienia dotyczące możliwości regulowania rynku IT – stwierdził jeden z przedstawicieli Komisji Europejskiej. Komisja twierdzi, że Microsoft nieuczciwie wykorzystuje fakt, iż do firmy tej należy ponad 95% światwego rynku oprogramowania dla komputerów osobistych. Zdaniem zaś Microsoftu KE ogranicza firmie swobodę rozwijania oprogramowania. W tej chwili stawką jest 685,4 miliona dolarów grzywny, które być może Microsoft będzie musiał zapłacić. Tak naprawdę walka jednak toczy się o to, jak dalece urzędnicy KE mogą regulować rynek. Spór pomiędzy Microsoftem, a KE dotyczy dwóch rzeczy. Pierwsza z nich to fakt, iż Microsoft wbudował w swój system operacyjny odtwarzacz multimedialny Windows Media Player. KE stwierdziła, że takie działanie jest czynem nieuczciwej konkurencji, gdyż konsumenci otrzymując odtwarzacz wraz z OS-em nie używają produktów innych firm. Działania Microsoftu szczególnie nie podobało się firmie RealNetworks, której odtwarzacz niegdyś dominował na rynku. KE ukarało Microsoft grzywną w wysokości 761 milionów dolarów i nakazało firmie przygotowanie systemu Windows bez odtwarzacza. System trafił na sklepowe półki, jednak nikt go nie chce kupić. Sąd Europejski może stwierdzić, że Microsoft nie ma obowiązku przygotowywania OS-u bez odtwarzacza. Oznaczałoby to częściowe zwycięstwo koncernu. Jednak sąd może również orzec, iż Komisja nie ma prawa wtrącać się w to, w jaki sposób projektowane jest oprogramowanie. Drugi aspekt sprawy dotyczy sporu o komunikację serwerów Microsoftu z produktami konkurencji. Dopóki koncern Gatesa nie oferował własnego systemu operacyjnego dla serwerów, producenci tego typu oprogramowania otrzymywali z Microsoftu pełną dokumentację opisującą, w jaki sposób powinni projektować serwery, by łączyły się one z maszynami używającymi systemu Windows. Gdy Microsoft zaczął oferować własne oprogramowanie serwerowe, konkurencja zaczęła się skarżyć, iż nie otrzymuje pełnej dokumentacji. KE uznała, iż działanie takie doprowadziło do zwiększenia udziałów Microsoftu w rynku serwerów i jest ono nieuczciwe. Nakazała firmie przekazywanie wszystkich niezbędnych informacji i nałożyła na nią grzywnę w wysokości 384,4 miliona dolarów. Microsoft informuje, że spełnienie żądań KE kosztowało go sporo pracy. Mimo to, urzędnicy uważają, że firma nie wykonała poleceń. Przedstawiciele Microsoftu twierdzą z kolei, że instrukcje KE są niejasne. Microsoft dodaje również: Powstaje pytanie, czy firmy mają prawo rozwijać swoje produkty, dodając do nich nowe funkcje oraz czy firma, tylko dlatego że odniosła rynkowy sukces, musi przekazywać konkurencji swoje wartości intelektualne.
  3. Niemiecki sąd orzekł, że firma Skype naruszyła licencję GPLv2, sprzedając linuksowy telefon internetowy bez udostępnienia użytkownikom kodu źródłowego oprogramowania. Przedsiębiorstwo ma w swojej ofercie aparat WSKP100, którego producentem jest SMC. Osoby, które go kupiły nie miały jednak dostępu do kodu źródłowego Linuksa, tak jak wymaga tego GPLv2. Gdy sprawa trafiła do sądu na wniosek projektu gpl-violations.org, Skype dostarczył swoim klientom odnośnik internetowy do strony z kodem źródłowym. Sąd orzekł jednak, iż to nie wystarczy, gdyż takie działanie nie spełnia ściśle wymagań licencji GPLv2. Monachijski sąd wydał taki wyrok prawdopodobnie dlatego, że Skype nie dołączył do swojego produktu samej treści licencji GPL. Wyrok nie niesie jednak dla Skype’a żadnych poważniejszych konsekwencji. Firma musi wprowadzić jedynie niewielkie poprawki. Nie musi nawet wstrzymać sprzedaży wspomnianego telefonu. Członkowie projektu gpl-violatons.org zapowiedzieli, że teraz pozwą do sądu SMC. Gpl-violations.org notuje setki podobnych naruszeń licencji. W większości przypadków sprawy nie trafiają do sądów i są załatwiane na drodze ugody. Firmy naruszające GPL muszą jedynie zwrócić koszty poniesione przez organizację.
  4. Brazylijski sąd nakazał lokalnemu browarowi Ambev wypłacenie 100 tysięcy reali, czyli ok. 36,5 tys. euro, odszkodowania. Przyznano je uzależnionemu od alkoholu kiperowi, który dziennie wypijał mniej więcej 1,5 l piwa. Anonimowy pracownik firmy utrzymuje, że browar nie podaje miarodajnych informacji nt. zagrożeń zdrowotnych czy możliwości popadnięcia w uzależnienie — stwierdził w oświadczeniu sąd z Rio Grande do Sul. Kiper zeznał, że przez ponad 10 lat podczas ośmiogodzinnej zmiany wypijał od 16 do 25 małych szklanek piwa. Po zakończeniu każdej "szychty" dostawał gratis kolejną butelkę napoju chmielowego. Pierwszy wyrok wydano na korzyść browaru Ambev (Companhia de Bebidas das Americas), który nadal może się odwoływać od ostatniego orzeczenia. Przedstawiciele firmy utrzymują, że kiper był alkoholikiem, zanim zatrudniono go w browarze. Sędzia Jose Felipe Ledur podkreśla, że dopuszczono się zatem zaniedbania, ponieważ alkoholik nigdy nie powinien zostać kiperem napojów z "procentami". Dodaje też, że jego stan (stopień uzależnienia) pogorszył się w czasie, kiedy miał stały i nieograniczony dostęp do alkoholu.
  5. Sąd w Turcji nakazał lokalnym dostawcom Internetu blokadę serwisu YouTube. Decyzję taką podjęto ponieważ w serwisie ukazał się klip wideo znieważający Mustafę Kemala Ataturka, twórcę współczesnej Turcji. Na klipie widzimy zdjęcia Ataturka i obrażające go napisy po angielsku. YouTube usunęło już plik. Sądowy zakaz został prawdopodobnie uchylony, nie wiadomo jednak, kiedy providerzy przywrócą łączność z YouTube. Turecki kodeks karny uznaje obrazę tureckości za przestępstwo.
  6. Golfista Fuzzy Zoeller pozwał do sądu firmę, której pracownik umieścił w Wikipedii nieprawdziwe informacje na jego temat. Prawo nie pozwala na oskarżenie w takich przypadkach Wikipedii, więc poszkodowany pozwał autora wpisu. Cała sprawa rozpoczęła się 20 grudnia 2006 roku, gdy w biografii Zoellera ktoś dopisał, że nadużywa on narkotyków, alkoholu i bije żonę oraz czwórkę dzieci. Wpis został już zmieniony, ale przez jakiś czas wszyscy odwiedzający Wikipedię mogli przeczytać zniesławiające Zoellera słowa. Adres IP komputera, z którego dokonano wpisu, należy do firmy konsultingowej Josef Silny & Associates z Miami. Właściciel przedsiębiorstwa nie potrafi powiedzieć, który z pracowników znieważył golfistę. Sprawa jest o tyle istotna, że może stać się precedensem. Wokół Wikipedii niejednokrotnie już wybuchały skandale dotyczące nieprawdziwych czy obraźliwych wpisów. Najbardziej znanym była sprawa dziennikarza Johna Seigenthalera, w którego biografii napisano, iż był podejrzewany o zabójstwo prezydenta Kennedy’ego. Żaden z poszkodowanych nie zdecydował się jak dotąd wystąpić do sądu.
  7. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi Północ wydał wyrok w sprawie głośnej transakcji przeprowadzonej na Allegro. Sąd uznał, że wygrana licytacja w internetowym serwisie aukcyjnym to umowa kupna-sprzedaży. Przypomnijmy: w lipcu ubiegłego roku jeden z użytkowników serwisu wystawił na aukcji samochód. Licytację wygrał inny alegrowicz, który zaoferował najwyższą cenę – 23 100 zł. Sprzedający stwierdził jednak, że nie wyda samochodu, gdyż zapomniał dodać ceny minimalnej (30-40 tys. zł), a błędu nie mógł skorygować, bo zepsuł mu się modem. Osoba, która wygrała aukcję pozwała sprzedającego do sądu, żądając wydania samochodu. Sprzedający przed sądem oświadczył, że samochodu nie miał i miał nie będzie, bo jego oferta miała charakter "sondażowy”, a on chciał się zorientować, za ile taki samochód można sprzedać. Sąd stwierdził, że Kodeks cywilny pozwala na składanie oświadczeń woli w formie elektronicznej oraz na uczestnictwo w aukcjach elektronicznych. Aukcja kończy się przybiciem, czyli jasnym komunikatem o jej zakończeniu, wysyłanym w tym przypadku przez Allegro. W Polsce do sprzedaży samochodu nie jest ponadto potrzebna umowa notarialna, pojazd można kupić nawet na podstawie umowy ustnej. Dopiero do jego zarejestrowania konieczna jest umowa na piśmie. Sąd nie uznał także tłumaczenia o zepsutym modemie. Sędzia uznał bowiem, że w Polsce dostęp do Internetu jest łatwy, można skorzystać z kafejek internetowych by zmienić warunki aukcji lub z niej zrezygnować. A sprzedający tego nie zrobił. Ponadto, jak zauważył sędzia, sprzedający oświadczył, że odstępuje od umowy, a to dowodzi, że do umowy doszło. Sprzedający będzie więc musiał, jeśli wyrok się uprawomocni, kupić samochód (Jeep Grand Cherokee z silnikiem o pojemności 4,7 litra z 2000 roku) i sprzedać go nabywcy za 23 100 zł. Ma zapłacić też 3 500 zł tytułem kosztów sądowych.
  8. Sąd w Dallas (Teksas) uznał, że właściciel witryny internetowej naruszył prawa autorskie umieszczając na swojej stronie bezpośredni odnośnik do strumienia audio przechowywanego na witrynie należącej do innej osoby. Zdaniem sądu, w przypadku sprzeciwu właściciela praw autorskich umieszczanie bezpośredniego odnośnika do strumienia audio stanowi naruszenie tychże praw. Robert Davies, właściciel witryny Supercrosslive.com umieszcza na swojej stronie odnośniki do relacji z wyścigów motocyklowych. Relacje te są własnością firmy SFX Motor Sports, która jest też organizatorem niektórych wyścigów. Sędzia Sam Lindsay uznał, że Davies naruszył prawa autorskie i spowodował, iż SFX Motor Sports uzyskało mniejsze dochody z reklam umieszczanych na swojej stronie. Reklamy i znaki firmowe sponsorów są bowiem widoczne, gdy internauta słucha relacji wchodząc na stronę SFX Motor Sports, a nie wówczas, gdy zapoznaje się z nią poprzez witrynę Daviesa. Pierwsza rozprawa odbyła się w grudniu ubiegłego roku. SFX zarzucało Daviesowi, że udostępnia na swojej stronie strumień audio z wyścigów. Davies bronił się twierdząc, że jedynie linkuje do źródła. Sędzia uznał, że relacje na żywo, czy to prezentowane za pomocą telewizji, radia czy Internetu są w rozumieniu prawa oryginalnym materiałem audiowizualnym i jako takie chronione są prawem autorskim. Sąd orzekł, naruszeniem praw autorskich w rozumieniu odpowiednich przepisów jest każda czynność lub proces, który umożliwia szerokiej publiczności zapoznanie się z dziełem bez zgody właściciela tychże praw. Sędzia stwierdził, że SFX wystarczająco wykazało, że jest właścicielem praw autorskich, a Davies w pewien sposób "skopiował” materiał audio. Wydając swą decyzję sąd oparł się tutaj o przypadek dotyczący telewizji, gdy NHL oskarżyło jedną z firm o przechwycenie sygnału z satelity i pokazanie widzom rozgrywek ligi hokejowej. Takie działanie zostało uznane za nielegalne. Po grudniowym orzeczeniu sąd spotkał się z ostrą krytyką. Sam Davies, który występował bez obrońcy, złożył apelację, w której powołał się na precedens z 2000 roku. Oskarżony uważa, że gdyby sąd wziął pod uwagę poprzedni wyrok, wydałby inną decyzję – napisał Davies w odwołaniu. Przytoczył tutaj przypadek sprzedawcy biletów, witryny Tickets.com, która, gdy sama nie posiadała poszukiwanych przez klientów biletów, zamieszczała odnośniki do witryny konkurencyjnej firmy – Ticketmaster.com. Sprawa trafiła do sądu okręgowego w Kalifornii, a ten uznał, iż odnośniki hipertekstowe niezawierające ramek nie stanowią naruszenia prawa autorskiego, gdyż nie dochodzi w tym przypadku do kopiowania chronionych treści. W dalszej części opinii sąd napisał, że użytkownik jest automatycznie przenoszony do oryginalnej strony jej prawdziwego autora. Działanie takie nie nosi żadnych znamion oszustwa. Jest ono podobne do korzystania z katalogu biblioteki, który kieruje osobę korzystającą do poszukiwanego dzieła. Sąd w Dallas ma dopiero zadecydować, czy rozpatrzy apelację Daviesa. Sprawa nie jest oczywista, gdyż jeśli Davies nie zaznaczy wyraźnie na swojej stronie, że odnośnik prowadzi do pliku przechowywanego na innej witrynie, SFX może wykazać, iż sprawa Ticketmaster kontra Tickets nie może być brana pod uwagę przy rozstrzyganiu sporu pomiędzy tą firmą a Daviesem.
  9. Sąd zakazał koncernowi Google publikowania na swych stronach artykułów z belgijskich francuskojęzycznych gazet. Podczas procesu gazety mogły liczyć na wsparcie organizacji Copiepresse, która zarządza prawami autorskimi beligjskiej prasy ukazującej się w języku francuskim i niemieckim. Sąd orzekł, że jeśli Google nie dostosuje się do jego wyroku, będzie płacił grzywnę w wysokości 1 miliona euro dziennie. Margaret Boribon, sekretarz generalna Copiepresse stwierdziła: Chcemy, by Google płacił za używanie materiałów do których mamy prawo i by uzyskał naszą zgodę na ich wykorzystywanie. Google sprzedaje reklamy i zarabia dzięki naszym materiałom. Jej organizacja poinformowała swoich europejskich partnerów o wyroku sądu. Zdaniem Boribon niewykluczone, że podobne procesy zostaną wytoczone Google'owi w innych krajach.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...