Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Słońce' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 65 wyników

  1. Francuscy naukowcy z Laboratoire de Météorologie Dynamique twierdzą, że znaleźli pierwszą planetę pozasłoneczną, która może podtrzymać życie podobne do tego, jakie występuje na Ziemi. Wspomniana planeta krąży wokół czerwonego karła Gliese 581, który od kilku lat przyciąga uwagę astronomów. W roku 2007 odkryto dwie planety, Gliese 581d i Gliese 581c. Naukowcy stwierdzili, że Gliese 581d, jako zbyt oddalona od swojej gwiazdy, jest na tyle chłodna, że nie może na niej istnieć życie. Jednak Gliese 581c stała się przedmiotem bliższych badań. Szybko jednak wykazano, że występuje na niej rodzaj silnego efektu cieplarnianego, który powoduje, że jest ona tak nieprzyjazna dla życia jak Wenus. Teraz Robin Wordsworth, Francois Forget i ich koledzy z Laboratoire de Météorologie Dynamique we współpracy ze specjalistami z Laboratoire d'astrophysique stwierdzili, że Gliese 581d nadaje się do zamieszkania. Jest to skalista planeta, dwukrotnie większa i siedmiokrotnie cięższa od Ziemi. Na pierwszy rzut oka nie nadaje się do podtrzymania życia. Otrzymuje bowiem od swojej gwiazdy trzykrotnie mniej energii niż nasza planeta, jedna jej półkula jest wciąż skierowana w stronę gwiazdy, przez co sądzono, że nawet jeśli posiada atmosferę, druga z półkul jest permanentnie zamarznięta, co uniemożliwia utrzymanie życia. Francuscy uczeni nie chcieli jednak zdawać się na intuicję i opracowali nowy model komputerowy, który dokładnie symuluje klimat egzoplanet. Wykazał on, że jeśli Gliese 581d posiada gęstą atmosferę bogatą w dwutlenek węgla - co jest możliwe w przypadku planety o tych rozmiarach - to będzie ona nie tylko stabilna, ale umożliwia istnienie oceanów, formowanie się chmur i występowanie opadów. Jednym z najważniejszych czynników, które pozwalają przypuszczać, że Gliese 581d nadaje się do zamieszkania jest zjawisko rozpraszania Rayleigha. To ono powoduje, że widzimy niebo jako błękitne. Rozpraszanie Rayleigha ogranicza ilość energii, jaka dociera ze Słońca do Ziemi, gdyż znaczna część światła w niebieskim zakresie widma jest odbijana przez atmosferę w kierunku przestrzeni kosmicznej. Jednak Gliese 851 jest czerwonym karłem, przez co efekt Rayleigha w atmosferze Gliese 851d jest znacznie słabszy, a promienie gwiazdy mogą ją znacznie głębiej penetrować i efektywniej ogrzewać planetę, co jest dodatkowo wspomagane efektem cieplarnianym wywołanym obecnością dużej ilości CO2 w atmosferze. Co więcej, komputerowe symulacje wykazały, że dystrybucja ciepła na planecie może być na tyle efektywna, iż zapobiega załamaniu się atmosfery po stronie nocnej i na biegunach. Gliese 851d znajduje się w odległości zaledwie 20 lat świetlnych od Ziemi. To wciąż zbyt daleko, by ludzie lub sondy przez nich wysłane mogli tam dotrzeć, jednak na tyle blisko, że w przyszłości powinny powstać teleskopy, które umożliwią bezpośrednią obserwację atmosfery tej planety. Oczywiście wciąż nie ma pewności, czy planeta Gliese 851d posiada jakąkolwiek atmosferę. Francuscy naukowcy opracowali już jednak kilka prostych testów, za pomocą których można będzie w przyszłości stwierdzić jej ewentualną obecność. Jeśli nawet Gliese 851d nadaje się do zamieszkania, to z pewnością jest do miejsce odmienne od Ziemi. Najprawdopodobniej jasna strona planety zatopiona jest w czerwonawym półmroku spowodowanym przez gwiazdę, gęstą atmosferę i grubą pokrywę chmur. Ponadto jej masa wskazuje, że grawitacja ma tam dwukrotnie silniejsze oddziaływanie niż na Ziemi.
  2. Zdolność organizmu do rozkładania leków wydaje się ściśle powiązana z wystawieniem na oddziaływanie promieni słonecznych. Oznacza to, że może się zmieniać wraz z porami roku. Badacze z Karolinska Institutet uważają, że zaobserwowane zjawisko pozwoli wyjaśnić część indywidualnych różnic w działaniu leków, a także mechanizmy wpływu środowiska na radzenie sobie przez organizm z toksynami. W ramach studium wykorzystano wyniki badania ponad 70 tys. próbek krwi od pacjentów, którzy po przeszczepie zostali poddani monitoringowi poziomu leków immunosupresyjnych (chorym po przeszczepie wątroby podawano takrolimus, a osobom z przeszczepioną nerką sirolimus). Próbki pobrane zimą porównano z próbkami z lata. Pogłębiona analiza wykazała, że wzorzec zmian stężenia immunosupresantów odzwierciedlał zmiany poziomu witaminy D w organizmie, a jej postać endogenna powstaje z prowitaminy w skórze pod wpływem promieniowania ultrafioletowego. Szwedzi zauważyli, że najwyższemu poziomowi witaminy D w roku towarzyszyło najniższe stężenie leków. Naukowcy sądzą, że witamina D aktywuje system detoksykacji wątroby, zwiększając ilość enzymu CYP3A4 (cytochromu P450 3A4). Ten z kolei rozkłada takrolimus i sirolimus. Jeśli nasila się rozkładanie leku, aby osiągnąć ten sam efekt, trzeba podać większą dawkę leku. W przyszłości musimy przeprowadzić więcej badań, by to potwierdzić, ale CYP3A4 jest uważany za jeden z najważniejszych enzymów rozkładających leki i wyniki mogą mieć znaczenie dla wielu preparatów – wyjaśnia Jonatan Lindh z Wydziału Medycyny Laboratoryjnej. Wpływ witaminy D na CYP3A4 zademonstrowano wcześniej na hodowlach komórkowych. Teraz jednak po raz pierwszy pokazano, że badany mechanizm oddziałuje na farmakoterapię pacjentów, ponieważ kontakt ze słońcem kształtuje ich wrażliwość na leki.
  3. Sondy STEREO (Solar TErrestrial RElations Obserwatory), wystrzelone przez NASA w 2006 roku, ustawiły się po przeciwległych stronach Słońca. Dzięki temu możemy po raz pierwszy w historii oglądać naszą gwiazdę w pełnej krasie. To wielka chwila dla uczonych zajmujących się fizyką Słońca. STEREO pokazały Słońce takim, jakie jest - jako sferę gorącej plazmy i złożonych pól magnetycznych - stwierdził Angelos Vourlidas, członek zespołu naukowego STEREO. Każda z sond filmuje połowę gwiazdy i przekazuje obraz na Ziemię. Połączenie obrazów z obu źródeł pozwala na stworzenie sfery. Teleskopy Stereo są dostosowane do pracy z czterema długościami ultrafioletu, odpowiadającym kluczowym aspektom aktywności słonecznej - flarom, tsunami i liniom pola magnetycznego. Dzięki tym danym możemy "latać" wokół Słońca i sprawdzać, co dzieje się za horyzontem. Spodziewam się wielkich postępów w fizyce Słońca oraz w przepowiadaniu kosmicznej pogody - mówi Lika Guhathakurta z NASA. Dzięki STEREO nie zaskoczy nas już sytuacja, w której po niewidocznej stronie Słońca pojawia się bardzo aktywny region, a gdy gwiazda się obróci, w kierunku Ziemi podążają olbrzymie ilości cząstek. Odległe aktywne regiony nie będą już nas zaskakiwały. Dzięki STEREO wiemy, co się wydarzy. Obserwacje całej powierzchni Słońca są też ważne i z tego powodu, że pozwolą na przewidywanie pogody kosmicznej w całym Układzie Słonecznym. Dowiemy się np. o burzach słonecznych podążających w stronę Marsa czy innych planet. A wiedza ta przyda się przy planowaniu kolejnych misji kosmicznych.
  4. Czterdziestodziewięcioletnia Angeles Duran z Salvaterra do Mino w hiszpańskiej Galicji poinformowała w ubiegły piątek (26 listopada), że w miejscowym biurze notarialnym dokonała wpisu, zgodnie z którym Słońce stało się jej własnością. Kobieta powiedziała dziennikarzowi internetowego wydania gazety El Mundo, że odpowiednie kroki podjęła już we wrześniu, po tym jak dowiedziała się z mediów o Amerykaninie rejestrującym się jako właściciel Księżyca i większości planet Układu Słonecznego. O Słońcu nikt jednak nie pomyślał i Duran postanowiła zapełnić wakat. O ile istnieją międzynarodowe uregulowania, odmawiające jakiemukolwiek państwu praw do własności planety czy gwiazdy (10 października 1967 r. wszedł np. w życie ratyfikowany przez USA, Wielką Brytanię i ówczesny Związek Radziecki Układ o zasadach działalności państw w zakresie badań i użytkowania przestrzeni kosmicznej łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi), nie ma analogicznych zapisów dotyczących osób indywidualnych. Nie jestem głupia, znam prawo. Zrobiłam to, ale równie dobrze mógł to być ktoś inny. Po prostu byłam pierwsza. W dokumencie notarialnym podano szczegółową specyfikację Słońca (chyba na wszelki wypadek, by nie pomylić go z innym słońcem). Wspomniano m.in. o odległości dzielącej je od Ziemi i o tym, że należy do typu widmowego G2. Jako prawowita właścicielka Duran zamierza nałożyć podatek na wszystkich ludzi wykorzystujących promieniowanie słoneczne i połowę przeznaczyć dla hiszpańskiego rządu, 20% na system emerytalny, 10% na badania, 10% na rozwiązanie problemu światowego głodu, a pozostałe 10% na własne potrzeby. Na razie Duran skupiła się na opodatkowaniu rodaków, teraz pozostaje czekać na oświadczenia związane z resztą świata.
  5. Uczniowie i studenci na całym świecie uczą się, że rozpad promieniotwórczy odbywa się ze stałą prędkością, dzięki czemu można wykorzystać węgiel C-14 do precyzyjnego datowania. Jednak naukowcy z dwóch renomowanych uczelni Stanford University i Purdue University sądzą, że rozpad nie jest równomierny, a wpływ na jego prędkość ma... Słońce. Profesor fizyki Ephraim Fischenbach z Purdue potrzebował długiej listy przypadkowo generowanych liczb. Uczeni używają ich do najróżniejszych obliczeń, jednak uzyskanie list jest bardzo trudne. Powinny to być bowiem liczby losowe, a więc na ich wybór nie powinno nic wpływać. Fischenbach postanowił zatem wykorzystać radioaktywne izotopy jako źródło liczb. Co prawda np. kawałek cezu-137 rozpada się - jak dotąd sądzono - ze stałą prędkością, jednak wiadomo, że do rozpadu poszczególnych atomów dochodzi w całkowicie nieprzewidywalny, przypadkowy sposób. Naukowiec chciał zatem wykorzystać materiał radioaktywny i licznik Geigera i notując czas upływający pomiędzy momentami rozpadu poszczególnych atomów uzyskać szereg przypadkowych liczb. Fischenbach chciał najpierw wybrać najlepszy materiał radioaktywny, więc wraz ze swoimi kolegami zaczął przeglądać publikacje na temat ich rozpadu. I odkryli znajdujące się w nich różnice w pomiarach. Naukowcy, zdumieni tym faktem, porównali dane zebrane przez amerykańskie Brookhaven National Laboratory oraz niemiecki Federalny Instytut Fizyki i Techniki. Tutaj czekała ich jeszcze większa niespodzianka. Okazało się bowiem, że tempo rozpadu zarówno krzemu-32 jak i radu-226 wykazywało sezonowe odchylenia. Latem rozpad pierwiastków był nieco szybszy niż zimą. Wszyscy myśleliśmy, że mamy tu do czynienia z błędami pomiarowymi [różne pory roku charakteryzują się przecież różną temperaturą czy wilgotnością, co może wpływać na instrumenty pomiarowe - red.], ponieważ byliśmy przekonani, że tempo rozpadu jest stałe - mówi emerytowany profesor fizyki, ekspert fizyki słońca Peter Sturrock ze Stanford University. Rozwiązanie zagadki nadeszło, przynajmniej częściowo, 13 grudnia 2006 roku, gdy w nocy w laboratorium Purdue University inżynier Jere Jenkins zanotowanł niewielkie spowolnienie tempa rozpadu manganu-54. Nastąpiło ono na 1,5 doby przed pojawieniem się flary słonecznej. Uczeni opisali swoje spostrzeżenia i w kolejnych artykułach stwierdzili, że zmiany w tempie rozpadu izotopów związane są z ruchem obrotowym Słońca, a najbardziej prawdopodobną ich przyczyną jest wpływ neturin na izotopy. Zresztą sam Sturrock poradził kolegom z Purdue, by przyjrzeli się rozpadowi, a z pewnością stwierdzą, że zmiany następują co 28 dni. Tymczasem okazało się, że zmiany zachodzą co... 33 dni. To, jak uważa Sturrock wskazuje, wbrew intuicji, że wnętrze naszej gwiazdy - w którym zachodzą reakcje - wiruje wolniej niż jej obszar zewnętrzny. Jednak te spostrzeżenia nie wyjaśniają kolejnej, wielkiej tajemnicy. W jaki sposób neutrino miałyby wpływać na materiał radioaktywny na tyle, by zmienić tempo jego rozpadu. Z punktu widzenia standardowych teorii to nie ma sensu - mówi Fischbach. A Jenkins dodaje: Sugerujemy, że coś, co nie wchodzi w interakcje z niczym zmienia coś, co nie może być zmienione. Uczonym pozostaje więc do rozwiązania poważna zagadka. Albo nasza wiedza o neutrino wymaga weryfikacji, albo też na rozpad ma wpływ nieznana jeszcze cząstka.
  6. Ciemna materia, która według szacunków odpowiada za 80% masy naszego Wszechświata, wciąż wymyka się naukowcom. Nie daje się ani zaobserwować, ani znaleźć w laboratorium. Astronomowie z koledżu Royal Holloway na Uniwersytecie Londyńskim chcą jej szukać... na Słońcu. Ciemna materia miałaby wypełniać przestrzeń kosmiczną, nie świeci, więc nie potrafimy jej zaobserwować. Na jej istnienie wskazuje jedynie fakt, że oddziałuje grawitacyjnie ze zwykłą, naszą materią. Jej istnienie wypełniło by również lukę w teoretycznych obliczeniach masy, jaką powinien zawierać Wszechświat oraz wyjaśniało wiele grawitacyjnych anomalii w obserwowanym kosmosie. Nie wiadomo tak naprawdę, czym miałaby być, nie udało się dotychczas zaobserwować jej interakcji (zderzeń) ze zwykłą materią ani w kosmosie, ani w laboratorium. Uczeni liczą na przełom dzięki Wielkiemu Zderzaczowi Hadronów, ale uruchomienie go z pełną mocą nastąpi nieprędko. Doktor Stephen West z Wydziału Fizyki koledżu Royal Holloway na Uniwersytecie Londyńskim zajął się w swoim ostatnim studium możliwym wpływem ciemnej materii na właściwości naszego Słońca. Jego zdaniem, wobec fiaska dotychczasowych metod, właśnie nasza gwiazda mogłaby stanowić naturalne laboratorium do poszukiwań tego fenomenu. Ciemna materia tworzy halo, obłok wokół naszej Galaktyki. Jej ruch obrotowy sprawia, że każde ciało niebieskie poruszając się doświadcza swego rodzaju „wiatru" ciemnej materii, która przez nie przenika. Ponieważ oddziałuje ona grawitacyjnie ze zwykłą materią, obiekty o dużej masie są szczególnie predestynowane do wykrycia takich oddziaływań. Skoro ciemna materia wpływa na ruch ciał niebieskich, to zależność musi być obustronna. Jak spodziewa się dr West, cząsteczki przelatującej ciemnej materii zderzają się z materią Słońca i zostają schwytane przez jego grawitację, gromadząc się w jego wnętrzu. Narastająca masa ciemnej materii w rdzeniu gwiazdy musi wywoływać jakieś efekty, które dadzą się przewidzieć i zaobserwować. Jeśli teoretyczne kalkulacje pokryją się z obserwacjami, będzie to oznaczało, że wykorzystany model ciemnej materii jest prawidłowy. Jeśli nie, to albo ma ona właściwości inne, niż się spodziewamy, albo... wcale jej nie ma, bo niektórzy naukowcy są takiego właśnie zdania. Komputerowe symulacje, wykonane w zespole Stephena Westa wskazują, że nagromadzona we wnętrzu gwiazdy ciemna materia powinna doprowadzić do spadku temperatury jego rdzenia. Działałaby ona według założonego modelu jak radiator, nagrzewając się i odprowadzając temperaturę ze środka na powierzchnię. Porównanie temperatury powierzchni Słońca i jego rdzenia z tymi wynikającymi z obliczeń powinno dostarczyć bezcennych informacji na temat masy nagromadzonych ciemnych cząstek oraz ich oddziaływania z materią słoneczną. Temperaturę wnętrza Słońca można poznać mierząc emisję neutrin, które są produktem ubocznym reakcji zachodzących w gwieździe. To będzie następny etap planowanych przez doktora Westa badań: poszukiwanie zmian w ilości powstających w Słońcu neutrin, uwzględnienie czułości istniejących detektorów neutrin, które są aparaturą względnie nową technologicznie. Po uruchomieniu całej mocy Wielkiego Zderzacza Hadronów planowane są eksperymenty mające na celu wykrycie i zbadanie właściwości ciemnej materii. Wówczas dane obserwacyjne, zgromadzone według pomysłu Stephena Westa, dostarczą bezcennego materiału porównawczego i weryfikującego.
  7. Astronomowie pracujący pod kierunkiem Paula Crowthera z University of Sheffield odkryli niezwykle masywne gwiazdy. Są wśród nich i takie, których ciężar znacznie przekracza 150-krotność masy Słońca. Gwiazdy są miliony razy jaśniejsze od naszej gwiazdy macierzystej. Masywne obiekty znaleziono wewnątrz dwóch gromad - NGC 3603 i RMC 136a. Mgławica NGC 3603 znajduje się w odległości 22 000 lat świetlnych od Ziemi, a gromada RMC 136a jest położona w Mgławicy Tarantuli w Wielkim Obłoku Magellana, 165 000 lat świetlnych od Ziemi. Badania wykazały, że temperatura powierzchni wielu gwiazd w tych obszarach przekracza 39 700 sotpni Celsjusza, a więc są one ponad siedmiokrotnie cieplejsze niż Słońce. Są też dziesiątki razy większe i miliony razy jaśniejsze. Absolutną rekordzistką jest R136a1 w gromadzie R136a. To najbardziej masywna znana nam gwiazda. Obecnie jest ona 265-krotnie cięższa od Słońca, a specjaliści wyliczyli, że po narodzinach jej waga przekraczała wagę naszej gwiazdy aż 320 razy. R136a1 jest też najjaśniejszą znaną gwiazdą - jej jasność jest niemal 10 milionów razy większa od jasności Słońca. Astronomowie mówią, że jasność tej gwiazdy ma się tak do Słońca, jak jasność Słońca do Księżyca. O potędze R136a1 niech świadczy fakt, że emituje ona 50-krotnie więcej promieniowania niż cała Mgławica Oriona, najbliższy Ziemi obszar formowania się gwiazd. R136a1 zdumiała specjalistów. Dotychczas sądzono, że gwiazdy mogą osiągnąć maksymalnie masę około 150 razy większą od masy Słońca. Teraz wiadomo, że górną granicą dla gwiazd jest prawdopodobnie około 300 mas Słońca.
  8. Pod wpływem promieniowania UVB dochodzi do uszkodzenia skóry i powstawania zmarszczek. Autorzy japońskiego studium wykazali jednak, że proces ten można ograniczyć za pomocą tlenu. W ramach studium u myszy, które umieszczano po wystawieniu na oddziaływanie promieniowania ultrafioletowego w komorze tlenowej, pojawiło się mniej zmarszczek i oznak uszkodzenia skóry niż u gryzoni stykających się wyłącznie z UVB. Podczas starzenia pojawiają się zmarszczki, a naskórek staje się cieńszy i szorstki. Pod powierzchnią skóry podlegającej regularnej ekspozycji na promieniowanie UVB zachodzą charakterystyczne zmiany, m.in. skórna angiogeneza. W powstawaniu nowych naczyń bierze udział kilka czynników transkrypcyjnych, w tym czynnik indukowany hipoksją (HIF-1, ang. hypoxia inducible factor), a konkretnie jego podjednostka alfa (HIF-1 jest heterodimerem złożonym z dwóch podjednostek – HIF-1α i HIF-1β - które należą do grupy czynników transkrypcyjnych), oraz czynnik wzrostu śródbłonka naczyń (ang. vascular endothelial growth factor – VEGF). Podczas eksperymentu Shigeo Kawada, Masaru Ohtani i Naokata Ishii z Uniwersytetu Tokijskiego podzielili bezwłose myszy na trzy grupy: 1) kontrolną, 2) wystawianą na oddziaływanie UVB i tlenu, 3) stykającą się wyłącznie z promieniowaniem UVB. Grupy 2. i 3. przez 5 tyg. trzy razy na tydzień napromieniano specjalną świetlówką, lecz tylko gryzonie z grupy UVB+HO (HO od hiperoksja – długotrwały nadmiar tlenu) trafiały po każdej sesji na dwie godziny do komory tlenowej. W ciągu 5 tyg. u myszy podlegających naświetlaniu pojawiły się zmarszczki, ale były one silniej zaznaczone w grupie, która nie uczęszczała do komory. W obu grupach doszło też do pocienienia naskórka, lecz znów w grupie 3. jego zakres oceniono jako większy. W porównaniu do grupy kontrolnej, wśród zwierząt naświetlanych UVB znacząco wzrósł poziom HIF-1α, podobnego zjawiska nie odnotowano zaś w grupie UVB+HO. Stężenie VEGF wzrosło w obu napromienianych grupach, ale w grupie 2. słabiej. Oznacza to, że nadmiar tlenu w tkankach ogranicza uszkodzenie skóry przez promieniowanie ultrafioletowe. Tak jak HIF-1 α i VEGF, ważną rolę w angiogenezie odgrywają metaloproteinazy macierzy zewnątrzkomórkowej (ang. matrix metalloproteinases, MMPs). Uważa się, że MMP-2 i MMP-9 szczególnie przyspieszają powstawanie zmarszczek, niszcząc zewnętrzne fragmenty komórek. Okazało się jednak, że w studium Japończyków poziom MMP-2 spadał pod wpływem ekspozycji na promieniowanie UVB, a MMP-9 się nie zmieniał i to nawet u myszy nieumieszczanych w komorze tlenowej. Wg autorów studium, fakt ten wskazuje, że wymienione metaloproteinazy nie są najważniejszymi czynnikami w procesie powstawania zmarszczek i angiogenezie, a przynajmniej nie są nimi na wczesnych etapach uszkodzeń wywoływanych przez UVB.
  9. Richard Fisher, kierujący należącą do NASA Heliophysics Division ostrzega, że nadchodzą trudne lata dla cywilizacji. Słońce budzi się po okresie głębokiego spokoju i przez następnych kilka lat będziemy świadkami jego znacznie większej aktywności. Jednocześnie nasze społeczeństwo technologiczne jest niezwykle wrażliwe na burze słoneczne - mówił uczony podczas niedawnego Space Weather Enterprise Forum 2010. Jego zdaniem w roku 2013 w naszą planetę uderzą gwałtowne burze słoneczne. Wiemy, że nadchodzą. Nie wiemy jednak, jak bardzo źle będzie. Uszkodzeniu ulegną urządzenia komunikacyjne, takie jak satelity, nawigacje samochodowe, systemy w samolotach, komputery, systemy bankowe, wszystko, co jest elektroniczne. Wywoła to poważne problemy na świecie - ostrzega Fisher. Ludzkość niejednokrotnie w swej historii przeżywała gwałtowne burze słoneczne. W 1859 roku jedna z nich przerwała komunikację telegrafową pomiędzy USA i Europą, wywołując liczne pożary. Była tak gwałtowna, iż zorzę polarną mogli obserwować mieszkańcy Rzymu, Hawany i Hawajów. Z dokumentów wynika, że turyści w Górach Skalistych zostali obudzeni przez tak jasny blask, iż mogli w jego świetle czytać książki. Niektórzy, sądząc, że to świt, zaczęli przygotowywać śniadanie. W kolei w roku 1921 burza słoneczna spowodowała utrudnienia w ruchu w Nowym Jorku, a w 1989 pozbawiła zasilania cały Quebec. Nigdy jednak ludzkość nie była tak wrażliwa na tego typu zjawiska jak obecnie. Nasze uzależnienie od elektroniki powoduje, że olbrzymia część urządzeń może zostać uszkodzona promieniowaniem naszej gwiazdy. Już w roku 2008 w raporcie Amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk silne burze słoneczne nazwano "kosmicznym huraganem Katrina". W raporcie tym czytamy, że "ekonomiczne i społeczne skutki burz geomagnetycznych mogą mieć niespotykane następstwa. Straty spowodowane huraganem Katrina, ocenione na 81 do 125 miliardów dolarów, będą niczym w porównaniu z gwałtowną burzą geomagentyczną. Autorzy raportu twierdzą, że koszt takiego zjawiska może wynieść od 1 do 2 bilionów dolarów tylko w pierwszym roku. W zależności od skali zniszczeń, pełna odbudowa może zająć od 4 do 10 lat. Oczywiście fakt, że wiemy o nadchodzących problemach pozwoli nam zminimalizować straty.
  10. Hollywood często straszy nas kosmicznymi katastrofami, które zagrażają ludzkości. Przygotowany na zlecenie NASA raport pokazuje jednak, że takie zagrożenie to nie tylko wymysł scenarzystów. Opracowanie Narodowej Akademii Nauk pokazuje, że postęp technologiczny naraża nas na coraz większe niebezpieczeństwo ze strony czynników pozaziemskich. Wraz z rosnącym uzależnieniem od infrastruktury energetycznej jesteśmy w większym stopniu podatni na katastrofę, która może zachwiać podstawami naszej cywilizacji. Coraz bardziej zagrażają nam koronalne wyrzuty masy. To gigantyczne obłoki plazmy, które co jakiś czas są gwałtownie wyrzucane ze Słońca w przestrzeń kosmiczną. Masa takich obłoków sięga miliardów ton i posiadają one wmrożone, czyli poruszające się wraz z obłokiem, pole magnetyczne. Koronalne wyrzuty masy mają miejsce z różną częstotliwością: od jednego tygodniowo po kilka na dobę. Jedynie niewielka część z nich sięga okolic Ziemi. Powodują one wówczas zaburzenia magnetosfery, mogą uszkadzać sieci energetyczne, zakłócać łączność radiową, uszkadzać satelity. Zbliżamy się do możliwej katastrofy - mówi Daniel Baker, specjalista z University of Colorado. Możliwe jest bowiem, i to właśnie stało się tematem raportu, wystąpienie bardzo silnego wyrzutu, który zostanie skierowany w stronę Ziemi. Pojawienie się dużej ilości plazmy w atmosferze wywoła poważne perturbacje w polu magnetycznym Ziemi, a to z kolei spowoduje przepływ dodatkowej energii w sieciach energetycznych. Nie są one przygotowane na tak gwałtowne zmiany. Może wówczas dojść do stopienia rdzeni w stacjach transformatorowych i pozbawienia energii podłączonych doń domów czy zakładów przemysłowych. Sytuacja taka już miała miejsce. W marcu 1989 roku w Kanadzie 6 milionów osób przez 9 godzin nie miało prądu właśnie z powodu burzy na Słońcu. Jednak wyrzuty koronalne mogą być znacznie silniejsze niż te, które uszkodziły sieć w Kanadzie. Najpotężniejsza ze znanych nam burz słonecznych miała miejsce na przełomie sierpnia i września 1859 roku. Kilkanaście godzin po tym, jak brytyjski astronom Richard Carrington zaobserwował dwa potężne rozbłyski na Słońcu, Ziemię zalało światło zórz polarnych. Przestały działać telegrafy, a w Ameryce Północnej, gdzie była noc, ludzie mogli bez przeszkód czytać gazety. Nietrudno sobie wyobrazić, jaką obecnie katastrofą mogłaby być tak potężna burza. Długotrwałe zakłócenia łączności i wielotygodniowe braki dostaw prądu mogłyby doprowadzić gospodarkę wielu państw do ruiny, a tysiące ich obywateli do śmierci. Specjaliści zauważają tutaj dwa główne problemy, które stanowią poważne zagrożenie. Pierwszy to linie energetyczne, która są przystosowane do pracy przy wysokich napięciach. Stanowią one efektywny sposób dystrybucji energii, ale mogą zadziałać jak anteny zbierające energię z burzy słonecznej i przekazujące ją do transformatorów, które ulegną uszkodzeniu. Problem drugi to nasze uzależnienie od sieci energetycznej. To dzięki niej działają szpitale, stacje produkujące wodę i odbierające ścieki, zakłady produkujące żywność czy sklepy tę żywność dostarczające. Jak zauważa John Kappenman, analityk specjalizujący się w problemach przemysłu energetycznego, to odwrotność tego, co prognozujemy mówiąc o katastrofach naturalnych. Zwykle najbardziej dotykają one najmniej rozwiniętych obszarów Ziemi, nie tych najbardziej rozwiniętych. Autorzy raportu przewidują, że gwałtowny koronalny wyrzut masy mógłby uszkodzić 300 kluczowych transformatorów w USA. W ciągu 90 sekund ponad 130 milionów osób zostałoby pozbawionych prądu. Mieszkańcy wieżowców natychmiast straciliby dostęp do wody pitnej. Reszta mogłaby z niej korzystać jeszcze przez około 12 godzin. Stanęłyby pociągi i metro. Z półek sklepowych błyskawiczne zniknęłaby żywność, gdyż ciężarówki mogłyby dostarczać zaopatrzenie dopóty, dopóki miałyby paliwo w zbiornikach. Pompy na stacjach benzynowych też działają na prąd. Po około 72 godzinach skończyłoby się paliwo w generatorach prądu. Wówczas stanęłyby szpitale. Najbardziej jednak przerażającą informacją jest ta, iż taki stan mógłby trwać całymi miesiącami lub latami. Uszkodzonych transformatorów nie można naprawić, trzeba je wymienić. To zajmuje zespołowi specjalistów co najmniej tydzień. Z kolei duże zakłady energetyczne mają na podorędziu nie więcej niż 2 grupy odpowiednio przeszkolonych ekspertów. Nawet jeśli część transformatorów zostałaby dość szybko naprawiona, nie wiadomo, czy w sieciach byłby prąd. Większość rurociągów pracuje bowiem dzięki energii elektrycznej. Bez sprawnego transportu w ciągu kilku tygodni również i elektrowniom węglowym skończyłyby się zapasy. Sytuacji nie zmieniłyby też elektrownie atomowe. Są one zaprojektowane tak, by automatycznie wyłączały się w przypadku poważnych awarii sieci energetycznych. Ich uruchomienie nie jest możliwe przed usunięciem awarii. Autorzy raportu szacują, że same tylko Stany Zjednoczone poniosłyby w ciągu pierwszego roku straty rzędu 2 bilionów dolarów. Przywrócenie stanu sprzed katastrofy potrwałoby 4-10 lat. Mało prawdopodobne, by nawet tak potężne państwo było w stanie całkowicie się z niej podnieść.
  11. Naukowcy z Centrum Badań Kosmicznych PAN, uważają, że Wstęga odkryta w ubiegłym roku przez satelitę IBEX świadczy o zbliżaniu się Układu Słonecznego do chmury gorących gazów. Ma ona temperaturę miliona kelwinów a Słońce powinno wejść w nią w ciągu najbliższych 100 lat. Wstęga to olbrzymie pasmo w postaci niedomkniętego pierścienia. Dotychczas wysnuto kilka teorii dotyczących jej istnienia, ale wszystkie odwoływały się do zjawisk zachodzących dość blisko, na granicy Układu Słonecznego. Tymczasem profesor Stanisław Grzędzielski uważa, że Wstęga istnieje, ponieważ Słońce zbliża się do granicy bardzo gorącego obłoku materii międzygwiazdowej. Jej obecność manifestuje się rozkładem strumieni energetycznych atomów naturalnych (ENA). Powstają one gdy protony gorącego gazu mieszają się z atomami gazu neutralnego i wychwytują z nich elektrony. ENA nie mają ładunku elektrycznego, więc podróżują po prostych, gdyż nie oddziałują na nie pola magnetyczne. Polacy, na łamach prestiżowego Astrophysical Journal Letters twierdzą, że ENA powstają wskutek procesów, które zachodzą na granicy chłodnego Lokalnego Obłoku Międzygwiazdowego (o temperaturze 6-7 tysięcy kelwinów) a Lokalnego Bąbla (temperatura ok. miliona kelwinów). Obłok znajduje się we wnętrzu Bąbla, który ma rozmiary kilkuset lat świetlnych. Z analiz przeprowadzonych przez Centrum Badań Kosmicznych PAN wynika, że granica pomiędzy Obłokiem a Bąblem może być od nas odległa nie o kilka lat świetlnych, a o 500-2000 jednostek astronomicznych. A zatem już w przyszłym wieku Układ Słoneczny znajdzie się we wnętrzu Bąbla. Nie ma jednak powodów do obaw. Podczas swojej wędrówki Układ Słoneczny wielokrotnie przechodzi przez takie obszary. Profesor Grzędzielski mówi, że efektem wejścia Słońca w obłok gorącego gazu będzie prawdopodobnie skurczenie się heliosfery i nieznaczne zwiększenie promieniowania kosmicznego, które dociera do Ziemi. W przyszłości ludzie będą musieli zatem projektować urządzenia bardziej odporne na promieniowanie kosmiczne.
  12. Wykonujące taniec godowy samce dropiów (Otis tarda) pochylają się i unoszą kuper ku słońcu. W ten sposób śnieżnobiały ogon staje się widoczniejszy, a jego właściciel bardziej pociągający dla potencjalnych partnerek. Pedro Olea, szef zespołu naukowców z IE University School of Biology w Santa Cruz, podkreśla, że ptaki aktywnie wykorzystują słońce w czasie swoich pokazów. Na równinach północno-zachodniej Hiszpanii odnotowaliśmy orientację ponad 400 pokazów zarówno w stosunku do pozycji słońca, jak i samic. Na tokowisku gromadzi się do 200 samców. Zadzierają ogony i unoszą na przemian skrzydła, by ukazać białe upierzenie. Hiszpańscy ornitolodzy stwierdzili, że pokazy dropiów były częściej skierowane ku słońcu, gdy było ono najlepiej widoczne, np. o poranku. Naukowcy niezwiązani z ekipą badawczą zaznaczają, że to naprawdę ciekawe spostrzeżenie. Oznacza to bowiem, że ptaki nauczyły się wykorzystywać zmienność środowiska.
  13. Specjaliści ostrzegają, że Słońce wychodzi z fazy niskiej aktywności, co nie wróży dobrze urządzeniom do nawigacji satelitarnej. Zwiększająca się aktywność słoneczna i zbliżające się maksimum może poważnie zakłócić ich pracę. Maksima przypadają co 11 lat. Przed 10 laty, przy poprzednim maksimum, cywilna nawigacja satelitarna była mało popularna, więc nie odczuliśmy skutków destrukcyjnego wpływu Słońca. Sygnały wysyłane przez satelity do odbiorników GPS są niezwykle słabe. Dlatego też eksperci obawiają się, że rosnąca aktywność naszej gwiazdy i związana z tym emisja fal elektromagnetycznych, mogą na tyle zakłócać te sygnały, iż nie będą one docierały do odbiorników. Jedynym sposobem na uniknięcie problemów jest używanie skomplikowanych anten kierunkowych. Takimi posługują się siły zbrojne i nie są one stosowane w urządzeniach cywilnych. Bardzo zatem możliwe, że w roku największej aktywności słonecznej kilkukrotnie zdarzy się, że urządzenia do nawigacji będą nieczynna przez kilkadziesiąt minut. To jednak nie koniec kłopotów. Działanie nawigacji satelitarnej opiera się na założeniu, że sygnały z satelitów biegną ze stałą prędkością, jednak bardziej aktywne Słońce wpłynie na jonosferę, w której sygnały będą przypadkowo zwalniane. To z kolei spowoduje błędy w wyliczeniach dotyczących położenia odbiornika.
  14. Chwila na słońcu może zwiększyć męskie libido. Badacze z Uniwersytetu Medycznego w Grazu stwierdzili bowiem, że pod wpływem witaminy D, która jest dostarczana organizmowi z pożywieniem albo powstaje w skórze pod wpływem promieniowania ultrafioletowego, wzrasta poziom testosteronu (Clinical Endocrinology). Testosteron wpływa na popęd płciowy mężczyzny i jego witalność. U obu płci odpowiada za podtrzymanie odpowiedniej gęstości kości oraz siły mięśni. Wg badaczy z Grazu, mężczyźni z co najmniej 30 nanogramami witaminy D na mililitr krwi mają więcej testosteronu od uboższych w nią kolegów. Austriacy doszli do takiego wniosku po zbadaniu 2299 panów. U wszystkich najniższe stężenia witaminy D oraz hormonu płciowego stwierdzano w marcu, a najwyższe latem – w sierpniu. Profesor Winfried Marz sugeruje, że naukowcy powinni sprawdzić, czy suplementy z witaminą D także zwiększają poziom testosteronu. Eksperci ostrzegają, że nie ma pewności, czy w ciągu roku zdrowi mężczyźni zauważają znaczne zmiany w produkcji testosteronu, dlatego powinni się wstrzymać z podjęciem decyzji o rozpoczęciu zimowego opalania w solarium. Lepiej dostarczyć sobie witaminę D z tłustymi rybami, takimi jak łosoś, tuńczyk, sardynka czy makrela. Warto też pamiętać o maśle, wątróbce i żółtkach.
  15. Czy właściciel sadu może "wycisnąć" ze światła słonecznego więcej? Ależ oczywiście! Wystarczy, by pomiędzy uprawianymi przez siebie drzewami rozłożył specjalne odblaskowe maty. Jak wynika z przeprowadzonych badań, zastosowanie tego prostego rozwiązania pozwala na zwiększenie wydajności uprawy nawet o jedną czwartą. Eksperyment, którego wyniki opisało czasopismo HortTechnology, prowadzili przez trzy kolejne lata badacze ze stacji eksperymentalnej w hiszpańskiej Lleidzie: Ignasi Iglesias oraz Simó Alegre. Celem studium było ustalenie wpływu dwóch testowanych produktów, opracowanych przez firmy Extenday oraz Solarmate, na kolor i jakość jabłek z odmiany Mondial Gala, a także na dystrybucję światła, i temperaturę powietrza na terenie sadu. Naukowców interesował także stopień opłacalności zakupu obu rodzajów mat. Każdego roku maty rozwijano na pięć tygodni przed planowanym zbiorem jabłek. W porównaniu do kontroli (obszaru sadu, na którym nie zastosowano żadnej z mat) ilość światła zdatnego dla jabłoni do przeprowadzania fotosyntezy wzrosła średnio aż o 34% dzięki zastosowaniu Solarmate i o 56% w przypadku Extenday. Badania za pomocą kolorymetru wykazały także zwiększenie nasycenia czerwonej barwy owoców - kluczowego parametru decydującego o zakupie jabłek przez klientów. Zastosowanie odblaskowych elementów zwiększyło także (o 17% w przypadku Solarmate i o 26% na obszarze "wspomaganym" przez Extenday) liczbę jabłek spełniających wymogi Unii Europejskiej dotyczące minimalnej wielkości oraz nasycenia koloru koniecznego, by dopuścić owoce do sprzedaży. Nie stwierdzono przy tym zmian struktury i jędrności owoców, pH ich miąższu ani innych ważnych cech istotnych z punktu widzenia handlu. Co więcej, pomimo konieczności poniesienia kosztów zakupu mat stwierdzono, że wdrożenie obu technologii pozwala na zwiększenie opłacalności działalności sadu. Choć wyniki eksperymentu są bez wątpienia bardzo zachęcające, badacze zastrzegają, że długoterminowe konsekwencje ekonomiczne stosowania mat odblaskowych są uzależnione głównie od zmian cen jabłek na rynku. Właściciele sadów powinni więc być świadomi ewentualnego ryzyka związanego z tą inwestycją.
  16. Międzynarodowa grupa naukowców pod kierownictwem uczonych z Narodowego Centrum Badań Atmosferycznych (NCAR) postanowiła odpowiedzieć na jedno z najtrudniejszych pytań meteorologii - jak zmiany podczas 11-letniego cyklu słonecznego mogą wpływać na zmiany pogody na Ziemi, skoro ilość energii docierająca ze Słońca na Ziemię waha się w tym czasie zaledwie o 0,1%. Okazało się, że zmiany są wywołane wpływem gwiazdy na dwa pozornie niepowiązane rejony - stratosferę i Ocean Spokojny. Skład chemiczny stratosfery oraz temperatura wód powierzchniowych Pacyfiku reagują na różnicę w aktywności Słońca tak, że jej wpływ na planetę jest większy, niż wynikałoby to tylko z 0,1-procentowej różnicy w docierającej energii. Zmiany w stratosferze i na Oceanie spokojny mają wpływ na wiatry, opady, powstawanie chmur i temperaturę oceanów, co w efekcie znacznie wpływa na pogodę na całej planecie. Słońce, stratosfera i oceany są połączone tak, że wpływa to na przykład na zimowe opady w Ameryce Północnej - mówi Gerald Meehl z NCAR. Dzięki zrozumieniu roli cyklu słonecznego możemy dostarczyć naukowcom nowych narzędzi, które pozwolą im lepiej przewidywać regionalne wzorce zmian pogodowych przez kilka najbliższych dekad - dodaje. Zespół Meehla najpierw potwierdził teorię mówiącą, że niewielka zmiana ilości energii docierającej w czasie szczytu, jest absorbowana przez ozon stratosferyczny. Prowadzi to do ogrzania stratosfery nad tropikami i jednocześnie do powstawania dodatkowych ilości ozonu, który absorbuje dodatkowe ilości energii słonecznej. Stratosfera ogrzewa się nierównomiernie i do największego nagrzania dochodzi na niższych szerokościach geograficznych. W efekcie tego procesu dochodzi do zwiększenia opadów w tropikach. Jednocześnie Słońce ogrzewa powierzchnię oceanów. Najbardziej nagrzewa się ona na obszarach subtropikalnych, gdzie i tak jest mało chmur. To prowadzi do zwiększonego parowania i wytworzenia się chmur, które gnane pasatami przesuwają się nad ląd. Tam dochodzi do opadów. Mamy więc do czynienia z dodatkowym wzmocnieniem efektu ze stratosfery. To co dzieje się wyżej, wpływa na niższe obszary atmosfery, a to co dzieje się na powierzchni oceanów - wpływa na wyższe obszary. Im intensywniej świeci Słońce nad suchszymi regionami, tym bardziej napędzane są pasaty, które zabierają ze sobą wilgoć i powodują bardziej intensywne opady w regionach tropikalnych. Taki mechanizm ma z kolei wpływ nie tylko na monsun w Indiach, ale również na zjawiska La Niña i El Niño.
  17. Astronomowie pracujący zatrudnieni przy projekcie WASP (Wide Angle Search for Planets) dokonali drugiego w ostatnim czasie odkrycia niezwykłej planety. "Gorący Jowisz", czyli gazowy gigant nazwany Wasp-18b, okrąża gwiazdę Wasp-18 znajdującą się w odległości około 330 lat świetlnych od Ziemi. Obiekt wielkości Jowisza charakteryzuje się masą 10-krotnie większą od tej planety. Najdziwniejsza jest jednak jej orbita. Wasp-18b znajduje się w odległości zaledwie 3 milionów kilometrów od swojej gwiazdy. To 50-krotnie bliżej niż odległość od Słońca do Ziemi. Czas obiegu nowo odkrytej planety wokół jej gwiazdy to zaledwie 22,6 godziny. Dotychczas znamy ponad 370 planet poza Układem Słonecznym i Wasp-18b jest drugą o tak krótkiej orbicie. Planeta, która znajduje się tak blisko gwiazdy powinna opaść na nią w ciągu miliona lat. Tymczasem Wasp-18b liczy sobie około miliarda lat. Nie powinna już zatem istnieć. Astronom Douglas P. Hamilton z University of Maryland, który jest autorem komentarza do raportu na temat niezwykłej planety, ma kilka teorii, które mogą wyjaśniać fakt ciągłego istnienia Wasp-18b. Być może, twierdzi, gwiazda Wasp18 ma tysiące razy mniej energii, niż się można spodziewać, a więc przyciąga planetę z mniejszą siłą. To przyciąganie powoduje, że po każdym okrążeniu planeta ma mniej energii, by utrzymać orbitę i w końcu spada na gwiazdę. Jednak, jak zauważa Hamilton, jeśli rzeczywiście gwiazda posiada tysiące razy mnie energii, to oznacza, że współczesna nauka nie do końca rozumie składu i charakterystyk gwiazd podobnych do Słońca. Drugie wyjaśnienie jest takie, że Wasp-18b stosunkowo niedawno została wybita ze swojej orbity np. przez inną planetę. Jeśli tak, to w ciągu najbliższych lat naukowcy będą w stanie zaobserwować jej powolne opadanie na gwiazdę. Trzecią dopuszczaną przez Hamiltona możliwością jest przeoczenie czegoś przez naukowców. Być może istnieje jakaś właściwość gwiazd lub sił oddziałujących między nimi a planetami, której nie rozumiemy. Hamilton zdaje się skłaniać ku trzeciej możliwości. Przywołuje tutaj tajemnicę z naszego sąsiedztwa. Fobos, księżyc Marsa, jest tak blisko swej planety, że powinien na nią spaść w ciągu 30 milionów lat. Tymczasem liczy nasz Układ Słoneczny liczy sobie 4-5 miliardów lat.
  18. Jeden z najbardziej poważanych amerykańskich kosmologów, profesor Lawrence Krauss z Arizona State University, uważa, że w odległej przyszłości astronomowie nie będą w stanie obserwować pozostałości po Wielkim Wybuchu. Nie zaobserwują więc promieniowania, które zostawił, nie będą mogli badać ruchu odległych galaktyk czy oglądać odległych obiektów. Mogą zatem dojść do wniosku, że nasza galaktyka jest jedyną we wszechświecie. Wszystko dlatego, że ciemna energia spowoduje, iż wszechświat rozszerzy się poza zasięg instrumentów badawczych, a znajdujące się w nim obiekty będą oddalały się od nas z prędkością większą, niż prędkość światła. Nic nie może poruszać się przez kosmos z prędkością większą,niż prędkość światła. Ale sam kosmos może. Gdy to się dzieje, niesie on obiekty jak fala surfera. Ich światło nie może do nas dotrzeć, więc znikają one sprzed naszych oczu - mówi Krauss. Ten "ciemny wiek" kosmosu nie nastąpi jednak szybko. Z obecnie dostępnych danych wynika, że opisywana przez Kraussa sytuacja będzie miała miejsce za około 50 miliardów lat. W tym czasie Słońce przestanie istnieć, prawdopodobnie niszcząc też i Ziemię. Ludzie mogą jednak skolonizować w międzyczasie inne planety. Żyjemy w bardzo ciekawych czasach, a dokładniej mówiąc, w jedynych czasach, w których możemy empirycznie dowieść, że żyjemy w bardzo ciekawych czasach - stwierdza Krauss.
  19. Nadmiar światła słonecznego może, wśród wielu innych przyczyn, popychać ludzi do samobójstw. Przeprowadzone na Grenlandii badania wykazały znaczy wzrost liczby samobójstw w miesiącach letnich, gdy Słońce świeci przez 24 godziny na dobę. Autorzy badań, Karin Sparring Björkstén z Karolinska Institutet oraz Peter Bjerregaard z Danii i Daniel Kripke z USA, sprawdzili dane na temat samobójstw na Grenlandii w latach 1968-2002. W tym czasie życie odebrało sobie 1351 osób. Popełniono też 308 morderstw. Liczbę samobójstw porównano z zabójstwami oraz z konsumpcją alkoholu. Chciano w ten sposób sprawdzić, czy np. mieszkańcy Grenlandii nie piją latem więcej piwa, co z kolei może ułatwiać targnięcie się na swoje życie. Okazało się, że latem liczba samobójstw rośnie. ale nie ma to nic wspólnego ani z zabójstwami, ani ze spożyciem piwa. Co więcej, częstotliwość samobójstw była tym większa, im dalej na północ mieszkały badane społeczności. A więc im większą dawkę promieniowania słonecznego otrzymywały. Wykluczając wpływ alkoholu i ogólnego poziomu przemocy, naukowcy doszli do wniosku, że samobójstwa mogą mieć związek z natężeniem światła słonecznego. Obecne spostrzeżenia zgadzają się z licznymi innymi badaniami. Wbrew powszechnemu przekonaniu, zgodnie z którym "porami samobójców" są późna jesień i zima, to właśnie wiosną i latem dochodzi do największej liczby takich zdarzeń. Już wcześniej zauważono, że w Finlandii, Norwegii, Belgii, Francji, Włoszech, Japonii, USA, Litwie czy Szwajcarii zwiększona liczba samobójstw przypada na miesiące wiosenne i letnie. Na półkuli południowej mamy do czynienia z identyczną sytuacją. W Chile "miesiącem samobójców" jest grudzień, w RPA - wrzesień i październik. Podobne zjawisko zauważono w Australii. Z kolei w znajdującym się blisko równika Singapurze nie zauważono sezonowych różnic w liczbie samobójstw. Podobnie jak nie ma ich w położonych daleko od równika Los Angeles i Sacramento.
  20. Jak szybko i skutecznie nauczyć młodych ludzi, by opalali się z umiarem? Jak pokazali naukowcy z Uniwersytetu Bostońskiego, wystarczy pokazać im zdjęcia ukazujące wpływ nadmiaru światła słonecznego na ich własną skórę. Do udziału w badaniu zaproszono 111 uczniów zamieszkujących na obszarze wyjątkowo częstego występowania przypadków czerniaka skóry. Przeszli oni specjalne szkolenie na temat szkodliwości nadmiernej ekspozycji na światło słoneczne. W pierwszej fazie kursu młodzi uczestnicy wysłuchali wykładu na temat szkodliwości promieniowania słonecznego dla skóry. Następnie wybrano spośród nich grupę 83 osób, których twarze sfotografowano w świetle ultrafioletowym (UV). Wykonane zdjęcia uwidoczniły zniszczenia dokonane przez nadmierną ekspozycję na światło słoneczne, nawet jeśli do oparzenia skóry doszło wiele lat wcześniej. Przez następnych kilka miesięcy badacze nadzorowali zachowanie dzieci z obu grup. Różnice były widoczne już po dwóch miesiącach. Okazało się bowiem, że osoby sfotografowane w świetle UV doznawały oparzeń słonecznych znacznie rzadziej (36%), niż ich koledzy z drugiej grupy (57%). W kolejnych miesiącach różnica zatarła się tylko nieznacznie i w ciągu sześciu miesięcy od wykładu wynosiła, odpowiednio, 51 i 64 procent. Badani uczniowie przyznali, że zdjęcia wykonane w świetle ultrafioletowym są skutecznym i przekonującym sposobem nauczania na temat ryzyka związanego z nadmierną ekspozycją na światło słoneczne. Nietypowa forma edukacji najskuteczniej oddziaływała na tych uczestników, na twarzach których stwierdzono obecność piegów oraz innych zmian świadczących o pochłonięciu niebezpiecznie wysokich dawek promieniowania UV. O wynikach doświadczenia poinformowano na łamach czasopisma Journal of the Dermatology Nurses' Association.
  21. Eksperci z NASA spodziewają się, że wchodzimy w fazę głębokiego minimum słonecznego. Okazuje się, że nasza gwiazda jest jeszcze bardziej spokojna, niż była przed kilkoma miesiącami, gdy informowaliśmy o wyjątkowo małej liczbie plam na Słońcu. Plamy to oznaka aktywności gwiazdy. Tymczasem w roku 2008 przez 266 dni nie zaobserwowano żadnych plam. To 73% roku. Bieżący rok nie jest pod tym względem lepszy. Do 31 marca mieliśmy 78 dni bez plam, co stanowi 87% z całego 90-dniowego okresu. Słońce nie było tak spokojne od stu lat. Mniejsza liczba plam jest czymś naturalnym. W połowie XIX wieku niemiecki astronom Heinrich Schwabe zaobserwował trwające 11 lat cykle słoneczne. Gwiazda przechodzi od stanu względnego spokoju do dużej aktywności. Zmienia się wówczas liczba plam. Ubiegły i bieżący rok są jednak wyjątkowo spokojne. Zresztą od pewnego już czasu obserwuje mniejszą aktywność. Już w połowie lat 90. ubiegłego wieku zauważono, że ciśnienie wiatru słonecznego spadło o 20%. Wiatr słoneczny odpycha promieniowanie kosmiczne. Gdy spada ciśnienie wiatru, więcej promieniowania dociera w pobliże Ziemi. Ma to i te dobre strony, że Słońce mniej ogrzewa wyższe partie atmosfery i krążące w nich satelity są słabiej przez atmosferę hamowane i ściągane w stronę planety, co wydłuża czas ich pracy. To samo dotyczy, niestety, śmieci krążących po orbicie. Jedno jest pewne - za ocieplanie się klimatu nie odpowiada zwiększająca się aktywność naszej gwiazdy.
  22. Choć wiosna dopiero się zaczęła, a do wakacji pozostało dużo czasu, sporej części z nas marzy się już odpoczynek na zalanej słońcem plaży. Naukowcy również myślą z wyprzedzeniem o kąpielach słonecznych, a efektem ich pracy jest urządzenie, które ostrzega przed poparzeniem i chroni przed nowotworami skóry. Pracownicy Wydziału Chemii z University of Strathclyde obmyślili i skonstruowali wskaźnik zmieniający kolor, gdy pojawia się ryzyko poparzenia. Ponieważ jest on wrażliwy na promieniowanie ultrafioletowe, ostrzeżenie zostaje wystosowane, zanim zmiany na skórze staną się widoczne. To ważne, bo proces ten zajmuje od 4 do 8 godzin, a wtedy jest już za późno, by nie dopuścić do uszkodzeń. Miłośnicy opalania będą mogli nosić dozymetr w postaci opaski na nadgarstek. W normalnych okolicznościach bransoletka jest żółta, lecz gdy zbliża się granica, po której przekroczeniu skóra ulegnie poparzeniu, nagle staje się różowa. Urządzenie działa w oparciu o czynnik wydzielający kwas, który wyłapuje promienie UV i rozkłada się pod ich wpływem. Całości dopełnia barwnik, reagujący na pH roztworu. Stosując różne czynniki wyjściowe, można dostosować wskaźnik do potrzeb poszczególnych typów skóry.
  23. Amerykańska Akademia Nauk przeprowadziła na zlecenie NASA badania, z których wynika, że poważne zagrożenie dla naszej cywilizacji może stanowić... Słońce. Nagły wzrost aktywności gwiazdy zniszczy satelity, systemy telekomunikacyjne i energetyczne. Wiadomo, że do dużych skoków aktywności słonecznej dochodziło w przeszłości, jednak ludzkość ich nie odczuła, gdyż rozwój technologiczny stał na dużo niższym poziomie. W dokumencie opracowanym przez zespół profesora Daniela Bakera z Colorado University, czytamy: pomimo tego, że nagły skok aktywności jest rzadkim wydarzeniem, niesie ono ze sobą niebezpieczeństwo długotrwałych katastrofalnych następstw dla sieci energetycznych i ich użytkowników. Skutki będą odczuwane w infrastrukturze zależnej od dostaw prądu, jak na przykład, w systemach dystrybucji wody, w których problemy pojawią się po kilkunastu godzinach czy systemach dystrybucji żywności i leków, gdzie pojawią się w ciągu 12-24 godzin. Odczujemy też je w systemach grzewczych, klimatyzacyjnych, gospodarki ściekami, transporcie, dostawach paliwa, systemach telekomunikacyjnych itp., itd. Podsumowując swoje wnioski, naukowcy stwierdzają: obecne procedury zarządzania siecią energetyczną USA... są niewystarczające w przypadku pojawienia się poważnych zaburzeń, do których dochodziło już w przeszłości. W poważnym niebezpieczeństwie znajdą się przede wszystkim satelity, a wraz z nimi, cały system GPS. Uczeni mówią, że musimy lepiej poznać fizykę Słońca, by móc ochronić się przed negatywnym wpływem naszej gwiazdy.
  24. Dlaczego mężczyźni łysieją? Może pozwala im to wytworzyć pod wpływem promieniowania słonecznego więcej witaminy D? Naukowcy z University of Auckland zbadali tę kwestię i stwierdzili, że niestety nie. Trzeba więc będzie poszukać innego racjonalnego wyjaśnienia. Akademicy nadal jednak upierają się, że wyniki są trochę zafałszowane, ponieważ wielu panów stara się jakoś zamaskować luki w owłosieniu (Medical Journal of Australia). Próbując dociec, czemu u starszych mężczyzn występuje wyższy poziom witaminy D niż u ich rówieśnic, zespół doktora Marka Bollanda zwerbował grupę 296 panów w średnim wieku i starszych. Oceniono stopień, w jakim łysieją, uwzględniając przy tym typ skóry, noszone nakrycia głowy oraz to, czy wolontariusze smarują skórę głowy preparatami z filtrami słonecznymi. U prawie połowy (48%) występowało pełne owłosienie lub nieznaczne cofnięcie linii włosów. U 15% stwierdzono początki łysienia, a u 37% znaczną utratę włosów. Australijczycy odnotowali dużą zmienność wewnątrz grupy i brak istotnych statystycznie różnic w zakresie stężenia witaminy D. Stwierdzamy zatem, że łysienie nie rozwija się, by wywierać wpływ na produkcję witaminy D. Niewykluczone, że prewitamina nie powstaje w skórze głowy, a starsze kobiety mają jej mniej, bo generalnie rzadziej i krócej przebywają na słońcu, a jeśli już, to częściej korzystają z preparatów ochronnych.
  25. Po raz pierwszy od niemal 100 lat przez cały miesiąc na Słońcu nie zaobserwowano żadnych plam. To oznaka spadku aktywności słonecznej, który może mieć wpływ na klimat naszej planety. Wielu klimatologów uważa bowiem, że pole magnetyczne gwiazdy jest ważnym czynnikiem wpływającym na klimat. Dane na temat plam na Słońcu są zbierane od 1749 roku. Po raz ostatni miesiącem, w którym nie pojawiły się żadne plamy był czerwiec 1913 roku. Podczas szczytu aktywności naszej gwiazdy w ciągu miesiąca można zaobserwować nawet ponad 100 plam. Gdy aktywność spadnie, pojawiają się tylko pojedyncze plamy. Cykle trwają 11 lat. Obecny cykl zaczyna się wyjątkowo spokojnie. W ciągu pierwszych siedmiu miesięcy bieżącego roku obserwowano średnio 3 plamy miesięcznie. W sierpniu nie pojawiła się ani jedna. Ten słoneczny spokój zadziwił astronomów. Jednak, jak się okazuje, nie wszystkich. Już przed trzema laty dwójka naukowców z National Solar Observatory w Tucson usiłowała opublikować w piśmie Science artykuł, w którym stwierdzono, że w ciągu 10 lat plamy słoneczne w ogóle znikną. Wówczas zostali wyśmiani, a artykułu nie wydrukowano. Teraz William Livingston, jeden z niefortunnych autorów, mówi, że o ile w 2005 roku być może było zbyt mało danych na poparcie twierdzeń o zanikaniu plam słonecznych, obecnie jest ich znacznie więcej. Zmniejszenie liczby plam na Słońcu miało już miejsce trzykrotnie podczas ostatniego tysiąclecia. Dochodziło wówczas do tzw. "małych epok lodowcowych". Okresy te znane są jako minimum Sporera (1420-1570),minimum Maundera (1645-1715) i minimum Daltona (1790-1830). Obecnie trudno przewidzieć, co dla Ziemi będzie znaczyła mniejsza liczba plam na Słońcu. Niewykluczone jednak, że sama natura powstrzyma globalne ocieplenie i zamiast niego w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat rozpocznie się kolejna mała epoka lodowcowa. To z kolei może mieć negatywny wpływ na rolnictwo i wyżywienie ludzkości.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...