Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'RPA' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 12 wyników

  1. Podejrzewa się, że w wyniku zatrucia pestycydem (fipronilem) w winiarskim regionie RPA koło Kapsztadu zginęło ok. 1-1,5 mln pszczół. Fipronil jest dla owadów wysoce toksyczny. W Europie jego zastosowanie zostało ograniczone w 2013 r. Po wejściu w życie ograniczeń fipronil może być używany wyłącznie do nasion upraw szklarniowych, a na polach w przypadku porów, szalotki, cebuli oraz warzyw kapustnych, bo ich zbiory odbywają się przed okresem kwitnienia. Brendan Ashley-Cooper, wiceszef Western Cape Bee Industry Association, ujawnia, że katastrofa dotknęła ok. 100 jego uli, czyli inaczej mówiąc, ok. 35-40% z tych zlokalizowanych w dotkniętych obszarach. Choć fipronil jest od dawna używany przez winiarzy z okolic Kapsztadu do kontroli populacji mrówek, pierwszy raz się zdarzyło, by insektycyd był podejrzewany o uśmiercenie pszczół. Ashley-Cooper dodaje, że prowadzone są dalsze testy, a z pszczelarzami współpracują zarówno właściciele winnic, jak i przedstawiciele rządu. Ashley-Cooper wyjaśnia, że zgony stwierdzono u pszczół dzikich i hodowlanych. Tydzień temu zaczęły się telefony z informacjami o martwych pszczołach przy wejściu do ula. Mimo że nie wiadomo, ile pszczół występuje w RPA, wg niego, zgony nie będą miały znaczącego wpływu na ogólną populację. « powrót do artykułu
  2. Chcąc nagłośnić fakt, że we wszystkich restauracjach wprowadzono menu w języku Braille'a, Wimpy, sieć fast foodów z RPA, uciekła się do ciekawej reklamy. Widać na niej kucharza, który cierpliwie, ziarenko po ziarenku, rozkłada na 15 bułkach ziarna sezamu, tak by utworzyły wiadomości dla niewidomych w alfabecie Braille'a. Komunikaty są bardzo różne, np. burger dla ciebie ze 100-procentowej wołowiny. Wimpy dostarczyło hamburgery przygotowane ze specjalnie udekorowanych bułek do 3 największych instytucji dla niewidomych w RPA. Reakcje osób, którym je podano, nagrano i wpleciono w spot.
  3. Obrońcy zwierząt oraz władze parków narodowych informują, że w ubiegłym roku kłusownicy zabili w RPA rekordową liczbę nosorożców. Południowa Afryka to miejsce, gdzie żyje największa liczba tych zagrożonych zwierząt. Przyczyną wzrostu kłusownictwa jest niewątpliwie wzrost cen rogów nosorożca. Na czarnym rynku za kilogram rogu płaci się 65 000 dolarów. Rogi nosorożców są uważane przez wielu Azjatów za cudowny specyfik, zwalczający wiele chorób, w tym nowotwory. Rok 2011 był szczególnie tragiczny dla populacji nosorożców. Kłusownicy zabili ostatniego na naszej planecie zachodniego nosorożca czarnego oraz ostatniego żyjącego w Wietnamie nosorożca jawajskiego. Obecnie w RPA żyje około 20 000 nosorożców. Jeszcze przed 10 laty kłusownicy zabijali rocznie tylko 15 tych zwierząt. W ubiegłym roku ich łupem padły 443 nosorożce. Richard Emslie, specjalizujący się w biologii nosorożców mówi, że liczba tych zwierząt ginących z przyczyn nienaturalnych (kłusownictwo i legalne polowania) osiągnęła taki poziom, iż należy spodziewać się spadku liczebności gatunku. Większość nosorożców padło ofiarą kłusowników w Parku Narodowym Krugera - największym skarbie przyrodniczym afryki. Kłusownicy, sponsorowani przez międzynarodowe gangi, dysponują nowoczesną bronią, śmigłowcami i noktowizorami. W ostatnich miesiącach rząd RPA, chcąc powstrzymać rzeź nosorożców, obsadził park wojskiem i wysłał samoloty zwiadowcze do jego patrolowania. Śledczy z RPA informują, że wielu kłusowników jest ćwiczonych przez armię i policję z Mozambiku. W 2011 roku zabito nie tylko rekordową liczbą nosorożców. Kłusownicy zabili też tysiące słoni. Wzrost poziomu kłusownictwa, zarówno w przypadku nosorożców jak i słoni, ma miejsce od 2007 roku.
  4. W 2 kopalniach złota w obrębie Witwatersrand Basin w RPA na głębokościach między 0,9 a 3,5 km zauważono nowy gatunek nicienia - Halicephalobus mephisto. To prawdziwy rekordzista wśród organizmów wielokomórkowych, żaden nie zapuścił się bowiem tak daleko w wodach szczelinowych. Dotąd naukowcy sądzili, że w takich warunkach są w stanie wytrzymać wyłącznie bakterie. Jak się jednak okazuje, to nieprawda. Poza H. mephisto natrafiono na znanego wcześniej naukowcom obleńca Plectus aquatilis. H. mephisto mierzy zaledwie 0,5 mm i żywi się bakteriami. Zamieszkuje wody o temperaturze 48 stopni Celsjusza, musi się też zmagać z niedoborem pożywienia i tlenu (zawartość tlenu wynosi 1% stężenia typowego dla większości oceanów). Szef zespołu badawczego, dr Tullis Onstott z Princeton University, opowiada, że datowanie węglowe wody, w której znaleziono nicienia, sugeruje, że bezkręgowiec żyje na tych głębokościach od 3-10 tys. lat. Naukowcy uważają, że zwierzę wyewoluowało na powierzchni, ale zostało spłukane do szczelin w skorupie ziemskiej przez prehistoryczne deszcze. Twierdząc tak, powołują się na przykład nicienia o podobnym wyglądzie, który żyje w gnijących owocach. Na czas eksperymentów w otworach technicznych do odpompowywania wody kopalń Beatrix i Driefontein umieszczono filtry. Później akademicy analizowali pobrane próbki. Zazwyczaj znajdują się w nich tylko bakterie, dlatego widok czegoś innego był prawdziwym zaskoczeniem. Korzystając z nadarzającej się okazji, doktorzy Onstott i Gaetan Borgonie z Uniwersytetu w Gandawie chcą poszukać w kopalniach innych wielokomórkowców tolerujących większe głębokości i trudne warunki.
  5. Prof. Mike Picker i dr Jonathan Colville z University of Cape Town odkryli gatunek skaczącego karaczana. Niezauważony kicał wśród poszycia lasu Parku Narodowego Góry Stołowej, a konkretnie Silvermine Nature Reserve. Bardzo szybko został doceniony przez społeczność naukową, ponieważ w zeszłym tygodniu poinformowano, że został wpisany na listę Top 10 New Species for 2011. Zestawienie przygotowują akademicy z Międzynarodowego Instytutu Odkrywania Gatunków na Uniwersytecie Stanowym Arizony. Oprócz skaczącego karaczana do superdziesiątki dostały się pijawki z olbrzymimi ząbkami, bakterie Halomonas titanicae z sopli rdzy na Titanicu czy owocożerna 1,8-m jaszczurka. Zestawienie obejmuje najbardziej interesujące gatunki, których taksonomię opisano w roku poprzedzającym. Picker i Colville odkryli karaczana przez przypadek w 2006 r. Rozciągnęli siatkę, by schwytać muchy, kiedy zobaczyli coś wyglądającego na pierwszy rzut oka na konika polnego. Kiedy jednak zabraliśmy owada do laboratorium, stało się jasne, że to karaczan blisko spokrewniony z pospolitym w naszych domach czy restauracjach karaczanem prusakiem [Blatella germanica], ale natura wyposażyła go w skomplikowane tylne odnóża i zdolność skakania na odległość wielokrotnie przewyższającą długość ciała. Panowie szybko zorientowali się, że wpadli na trop czegoś specjalnego i ważnego. Potwierdziło to badanie mikroskopowe. Ciało owada było szerokie i spłaszczone, a głowa niewielka (pokrywała ją tarcza głowowa). To typowe cechy karaczanów, ale entomolodzy zauważyli też sporo cech charakterystycznych dla koników polnych: muskularne tylne nogi, okrągłe wyłupiaste oczy, które rozszerzają pole widzenia oraz szorstkie "palce", odpowiadające za przyczepność przed i po skoku. Mimo że karaczan z RPA należy do tej samej rodziny co karaczan prusak (do rodziny prusakowatych), jest aktywny w dzień. Żyje na źdźbłach traw tuż obok koników polnych. Cztery lata po odkryciu Picker i Colville napisali artykuł do periodyku Arthropod Systematics & Phylogeny. Dzięki temu owad zyskał oficjalną nazwę Saltoblattella montistabularis (Saltoblattella oznacza po łacinie "niewielki skaczący karaczan", a montistabularis odnosi się do miejsca, gdzie go odkryto). Wydaje się, że S. montistabularis występuje wyłącznie w Parku Narodowym Góry Stołowej, ponieważ nigdzie indziej go nie napotkano. Karaczan doczekał się w krótkim czasie kolejnej publikacji. Tym razem do dwóch odkrywców dołączył trzeci autor - Malcolm Burrows z Uniwersytetu w Cambridge. Pracę poświęcono mechanice skoków. Naukowcy stwierdzili, że współczesny gatunek w żadnym razie nie przypomina pod tym względem drugiego ze skaczących karaczanów: Skok svaba z późnej jury. Jego skamieniałość sprzed 160 mln lat opisano po raz pierwszy w 2007 r. Picker i Colville uważają, że przystosowania obu owadów do skakania rozwinęły się najprawdopodobniej niezależnie.
  6. Po tym, jak w okolicach południowo-zachodnich wybrzeży Afryki zniknęły sardynki, meduzy zmieniły miejsce występowania. Uznaje się je za ślepy zaułek łańcucha pokarmowego, ponieważ jedzą wiele ryb i innych małych stworzeń morskich, same mają za to bardzo niewielu wrogów. Dobre dla meduz czasy chyba się jednak skończyły, ponieważ ich szeregi przerzedza niewielka babka pelagiczna (Sufflogobius bibarbatus). Pierwotnie w rejonie [od Namibii do RPA] występowały sardynki, ale nadmierne odławianie sprawiło, że w latach 60. i 70. doszło do wymarcia populacji. Gatunek ten nigdy się tu nie odrodził, a meduzy stały się poważnym problemem, pochłaniając wszystko, czym żywiły się wcześniej sardynki – tłumaczy prof. rybołówstwa i biologii Victoria A. Braithwaite z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii. Amerykanie odkryli, że meduzy padają na szczęście ofiarą babek pelagicznych. Ryby te mają ok. 17 cm długości. Żyją w chłodnych wodach o temperaturze 11-15°C na głębokości od 0 do 340 m. Parzydełkowce nie mogą się też czuć bezpieczne w pobliżu większych ryb, np. morszczuków czy makreli, ssaków, w tym lwów morskich i morświnów, a także ptaków, m.in. głuptaków i mew. Wszystkie te zwierzęta sprawiają, że meduzy stają się na powrót częścią łańcucha pokarmowego. Nie wiemy, czy babki jedzą martwe meduzy opadłe na dno, czy też raczej podpływają do wysyconych tlenem warstw wody. Jedno jest jednak pewne: meduzy stanowią część ich menu. S. bibarbatus są niezwykłe pod kilkoma względami. Nie tylko eliminują meduzy, ale i zdecydowały się na zasiedlenie martwej strefy. U zachodnio-południowych wybrzeży Afryki występuje tzw. upwelling, czyli wstępujący prąd morski, który wynosi na powierzchnię oceanu bogate w składniki odżywcze zimne wody głębinowe. W ten sposób tworzy się raj dla planktonu, który po obumarciu opada z nadmiarem pokarmu na dno. Powstaje toksyczny szlam, w którym mało kto, poza bakteriami i nicieniami, jest w stanie przeżyć. Dziwnym trafem babki radzą sobie w trującym środowisku. Jak? Tego też dokładnie nie wiadomo. Rybki wytrzymują bez tlenu przez 10-12 godzin (naukowcy twierdzą, że to jeszcze nie jest szczyt ich możliwości), gdy odpoczywają, leżąc na dnie. Zachowują jednak czujność, ponieważ uciekają natychmiast po dotknięciu. Dla S. bibarbatus szlam jest doskonałą kryjówką, gdyż mało który drapieżnik zdecyduje się tu zapuścić. W szlamie nie tylko brakuje tlenu, dodatkowo żyją tu bakterie siarkowe, które wykorzystują w swoim metabolizmie utlenianie siarki. W wyniku ich działalności powstaje toksyczny siarkowodór. Braithwaite wyjaśnia, że babki pelagiczne mają bardzo niski krytyczny poziom tlenu i "mogą podtrzymać metabolizm tlenowy nawet na obszarach z wyjątkowo niewielką zawartością O2. W kolejnym etapie badań zamierzamy sprawdzić, jak ryba radzi sobie z niedotlenieniem".
  7. Inskrypcje na fragmentach skorup strusich jaj z RPA to najstarszy przykład wykorzystania symbolizmu przez człowieka współczesnego. Datowanie wskazuje, że skorupy mają ok. 60 tys. lat. Pochodzą ze stanowiska Diepkloof w Prowincji Przylądkowej Zachodniej. Naukowcy zajmowali się ich badaniem od 1999 roku (Proceedings of the National Academy of Sciences). Motyw tworzą dwie równoległe linie, które, jak przypuszczamy, tworzyły koło. Niestety, nie dysponujemy całym jajem – wyjaśnia dr Pierre-Jean Texier z Uniwersytetu Bordeaux, który jest niemal pewien, że znaki to próba graficznej komunikacji. Wyryte linie krzyżują się pod kątem prostym lub ostrym. Powtarzając ten motyw, nasi przodkowie próbowali coś zakomunikować. Najprawdopodobniej chcieli wyrazić tożsamość indywidualną bądź grupową. Myślenie symboliczne, które pozwala na reprezentowanie jednego obiektu za pomocą innego, to krok milowy w rozwoju naszego gatunku. To dlatego tak ważne jest rozstrzygnięcie, kiedy staliśmy się do niego zdolni. Najstarszym przykładem myślenia pojęciowego jest biżuteria z muszli, którą odkryto w jaskini Skhul w Izraelu oraz Oued Djebbana w Algierii. Artefakty te mają 90-100 tys. lat. Koraliki z muszli ślimaków odkopano też w namuliskach jaskini Blombos w RPA. Wszystkie były niemal tej samej wielkości, poza tym dokładnie naprzeciw naturalnego ujścia nawiercono otwory. Wg Christophera Henshilwooda, archeologa z Uniwersytetu w Bergen, ktoś pozbierał je i przekształcił w naszyjnik mniej więcej 75 tys. lat temu. W Blombos znaleziono też 9 rzeźbionych płytek ochrowych, ale naniesiony na nie wzór jest inny niż ten ze stanowiska Diepkloof. W przypadku tego ostatniego o wadze znaleziska może choćby świadczyć duża liczba ponacinanych skorup, zebrano ich bowiem aż 270. "Masowość" wyklucza w pewien sposób hipotezę o przypadkowości bruzd. Członkowie międzynarodowego zespołu, włączając w to Guillaume'a Porraza z Uniwersytetu w Tybindze, próbowali odtworzyć wzór ze strusich jaj za pomocą krzemienia. Wbrew pozorom, to nie takie proste, bo skorupki są dość twarde. Trzeba się przebić przez warstwę zewnętrzną, by móc rzeźbić w miększej wewnętrznej. W wyniku eksperymentów wykazano, że ładne różowe, łososiowe i niebieskie zabarwienie skorup jest naturalne. Naukowcy uzyskali podobny efekt bez uciekania się do pigmentów, układając po prostu skorupy w pobliżu paleniska. Rzeźbienia umieszczano na skorupach przekształcanych w rodzaj dzbanów na wodę. Zidentyfikowano aż 4 wzory, które mogły wskazywać na właściciela bądź przeznaczenie pojemników lub służyły do odróżnienia jaj. Przed odkryciem z Diepkloof sądzono, że pierwsze przejawy sztuki, kultury czy pisemnej komunikacji należy wiązać dopiero z późną epoką kamienną (okresem sprzed 35-10 tys. lat). To wtedy powstały jaskiniowe rysunki naskalne. Skorupy są jednak niemal dwukrotnie starsze. Wyryte abstrakcyjne wzory powszechnie uznaje się za dowód na myślenie symboliczne. Unikatowa kolekcja nie prezentuje zwykłego wykonania pojedynczego geometrycznego wzoru, ale rozwój tradycji graficznej oraz złożone wykorzystanie symboli, pośredniczących w kontaktach społecznych. Ponieważ wydaje się, że istnieją reguły użycia wzorów, za ich pomocą zapisywano funkcję danego jaja bądź jego właściciela. Ze skorup korzystano codziennie, dlatego stanowiły idealny nośnik dla znaków informacyjnych.
  8. Przesyłanie informacji za pomocą gołębi pocztowych to metoda, która dawno odeszła do lamusa. Jednak, jak pokazuje eksperyment przeprowadzony w RPA, nie zawsze nowoczesność ma przewagę nad tradycją. Pewna południowoafrykańska firma przyczepiła 4-gigabajtową kartę pamięci do nogi gołębia pocztowego imieniem Winston. Gołębia wypuszczono z zadaniem dostarczenia informacji do miejsca odległego niemal o 100 kilometrów. Jednocześnie te same dane wysłano łączem ADSL, dostarczanym przez największego krajowego operatora telekomunikacyjnego firmę Telkom. Winston dotarł do celu po 68 minutach. Kolejną godzinę zajął transfer danych z karty pamięci do komputera. W czasie tych 2 godzin i 8 minut za pomocą Sieci przesłano zaledwie 4% danych. Pomysł przeprowadzenia eksperymentu zrodził się po tym, jak pracownicy firmy Unlimited IT skarżyli się na słabe łącza. Winston pozwolił im udowodnić, że stara jak świat metoda sprawuje się lepiej od nowoczesnych technologii. Jak łatwo policzyć prędkość przenoszenia danych przez Winstona wyniosła niemal 8 Mb/s (ok. 4 Mb/s licząc wraz z transferem z karty na komputer). Warto tutaj zauważyć, że z łatwością można ją zwiększyć np. do 64 Mb/s przyczepiając zwierzęciu 32-gigabajtową kartę pamięci.
  9. Z Iziko SA Museum w Cape Town w RPA ukradziono dwa nasączone trucizną rogi nosorożca. Władze obawiają się, że mogły zostać wywiezione do Azji, gdzie w postaci sproszkowanej są zażywane jako afrodyzjak. Nietrudno się domyślić, że dla kogoś, kto zetknąłby się z nimi, taka przygoda zakończyłaby się tragicznie. Specjaliści zajmujący się wypychaniem zwierząt wypreparowali wspomniane rogi za pomocą arszeniku. Dodatkowo, by zapobiec zniszczeniu przez owady, zastosowali DDT. Obie substancje są bardzo toskyczne i zachowują swoje właściwości przez długi czas. Feralne rogi skradziono w zeszłą niedzielę (13 kwietnia) z galerii historycznych ssaków. Z niewiadomych powodów złodzieje narazili się na większe niebezpieczeństwo niż aresztowanie i skazanie - podsumowuje Jatti Bredekamp, dyrektor wykonawczy muzeum. Kradzież na pewno nie była dziełem przypadku, starannie ją zaplanowano. Bredekamp dodaje, że podobne skoki organizowano na muzea na całym świecie. Poszukiwano tam różnych cennych artefaktów. Po poprzednich próbach kradzieży w Iziko Museum kilka innych rogów nosorożców usunięto z ekspozycji.
  10. Górnicy z RPA znaleźli największy diament świata. Gigant ma masę 7000 karatów i rozmiary orzecha kokosowego. Eksperci szacują, że jego wartość to przynajmniej 15 mln funtów (ponad 30 mln dol.). Kamień waży 1,8 kg i jest dwa razy większy od poprzedniego rekordzisty, znalezionego w 1905 roku Cullinana. Zeszłej nocy przetransportowano go do doskonale strzeżonego skarbca bankowego. Właściciele marzenia każdego jubilera twierdzą, że będzie on trzymany w bezpiecznym miejscu do momentu, "aż ochłoną i zdecydują, co zrobić". Dzisiaj eksperci ocenią zielonkawy diament. Jeśli będzie czysty, może zostać pocięty na kilka dalej bardzo cennych kamieni. Na razie firma wydobywcza nie ujawniła nazwy, jaką znalezisko zostanie ochrzczone.
  11. Ciasne zaplatanie włosów w przylegające do głowy warkoczyki może prowadzić do powstawania trwale wyłysiałych placków – ostrzegają dermatolodzy. Zwłaszcza jeśli fryzurę wykonuje się przy użyciu środków prostujących włosy. W badaniach naukowców z RPA wzięło udział ponad 2 tysiące osób, zarówno dorosłych, jak i dzieci (British Journal of Dermatology). Brytyjscy dermatolodzy potwierdzają, że uszkodzone mieszki włosowe mogą się nigdy nie zregenerować. Naukowcy z Cape Town zastanawiali się, czy fryzury upodobniające głowę do pola kukurydzy (corn rows) oraz na jeża (wygolone boki i tył, włosy pozostawione tylko na czubku) mogą być przyczyną problemów ze skórą. Odkryli, że u 1:7 dzieci i jednej trzeciej kobiet występuje łysienie bezpośrednio powiązane ze napinaniem przez długi czas włosów (w międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10 tego typu łysieniu przypisano symbol L65.852). Gdy zastosowano preparat do prostowania włosów, częstość łysienia wzrastała: utratę włosów odnotowywano wtedy u 1:5 dzieci. Dr Nonhlanhla Khumalo zwraca uwagę na fakt, iż zjawisko nasila się, gdy rozprostowane włosy przedłuża się, zaplata czy doczepia loki. U mężczyzn z bardzo krótko obciętymi włosami narasta podatność na trądzik skóry głowy. Dermatolodzy przypuszczają, że golarki uszkadzają skórę, kiedy są mocno przyciskane do czaszki. Tego typu strzyżenie zwiększa też ryzyko zarażenia wirusem HIV oraz żółtaczką.
  12. Badania zębów pomogły naukowcom określić, co jadł człowiek pierwotny, poczynając od okresu datowanego na 1,8 mln lat temu. Analiza chemiczna wykazała, że wczesne hominidy (dwunożne istoty człowiekowate) zmieniały dietę z miesiąca na miesiąc, co wskazywałoby na wędrowny tryb życia. Odkrycie to stanowi pewne potwierdzenie teorii, że Paranthropus robustus został wyparty ze swoich terytoriów podczas walki o supremację w Afryce przez bezpośrednich przodków człowieka. Do tej pory badania nad kształtem zębów sugerowały, że hominidy wyginęły, ponieważ nie potrafiły się zaadaptować do zmian klimatycznych, a ich dieta była bardzo wyspecjalizowana. Jednak analiza 4 znalezionych w Swartkrans (RPA) zębów Paranthropus robustus wykazała, że, wbrew obiegowym opiniom, menu tej człowiekowatej istoty było naprawdę urozmaicone. W jego skład wchodziły, m.in.: owoce, orzechy, turzyce, trawy, zioła, pestki, liście drzew, korzonki oraz bulwy. Mogło się również pojawiać mięso, trudno jednak powiedzieć, czy upolowane, czy znalezione. Brytyjsko-amerykański zespół, który opublikował swoje doniesienia na łamach magazynu Nature, twierdzi, że budowa zębów wykazała sezonową zmienność spożywanych pokarmów. Część zmian można by wyjaśnić występowaniem pór suchych i deszczowych. Znaleziska potwierdzają, iż zmienność ludzkiego menu jest cechą występującą od wielu, wielu lat — twierdzi profesor Thure Cerling z University of Utah. Hominidy czerpały korzyści z sezonowych różnic w jedzeniu dostępnym na sawannie. Nie umiemy powiedzieć, czy były one istotami mięsożernymi, czy też padlinożercami, ale to możliwe, że ich dieta składała się także ze zwierząt. Ponieważ zęby tworzą się z biegiem czasu (mamy do czynienia z procesem, a nie pojawieniem się gotowego tworu), naukowcy mogli ustalić, że menu się zmieniało. Mogli też wykluczyć teorię, że hominidy wyginęły z powodu swoich ograniczeń adaptacyjnych. Muszą więc na nowo szukać prawdziwych przyczyn ich zniknięcia z powierzchni Ziemi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...