Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Internet' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 160 wyników

  1. Zmarł Paul Baran, twórca technologii leżącej u podstaw internetu. Baran w latach 60. ubiegłego wieku wpadł na pomysł rozproszenia sieci komputerowych, dzięki czemu ewentualny atak na infrastrukturę nie zakłóciłby całkowicie komunikacji. To Baran jako pierwszy zaproponował podzielenie informacji na "bloki danych" i wysyłanie ich przez rozproszone węzły w sieci. Przypomnijmy, że była to epoka zimnej wojny i Rand Corporation, w której wówczas pracował Baran, myślała o metodach obrony sieci komputerowych przed atakiem nuklearnym. Koncepcje Barana udoskonalił brytyjski naukowiec Donald Davies i pomysł wykorzystywania pakietów oraz ich przełączania stał się podstawą architektury sieci wojskowych i - z czasem - internetu. Paul nie obawiał się iść pod prąd, gdy wszyscy uważali, że istnieje tylko jeden właściwy sposób osiągnięcia celu - mówi Vinton Cerf, jeden z ojców internetu i wieloletni przyjaciel Barana. David Baran, syn zmarłego, mówi, że niedawno ojciec pokazał mu swoje zapiski wykonane w 1966 roku. Uczony zastanawiał się wówczas, jak ludzie będą wykorzystywali sieci telekomunikacyjne. Stwierdził, że do roku 2000 będziemy używali tych sieci do robienia zakupów i czytania informacji. Wówczas wyglądało to na bajania szaleńca - mówi David. Paul Baran urodził się w 1926 roku w polskim wówczas Grodnie. Dwa lata później jego rodzina przeniosła się do Filadelfii. Baran ukończył studia na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles i rozpoczął pracę w RAND Corporations. W późniejszym życiu zawodowym brał udział w pracach nad technologiami, które pozwoliły na stworzenie bankomatów, modemów DSL, opracował wykrywacz metali wykorzystywany na lotniskach, założył firmę Metricom, która stworzyła Ricochet. Był też założycielem firm Com21 (modemy kablowe) i GoBackTV (wyposażenie sieciowe dla operatorów telewizyjnych), a w ostatnich latach założył też Plaster Networks, przedsiębiorstwo specjalizujące się w łączeniu domowych urządzeń za pomocą już istniejącego okablowania. Paul Baran zmarł w swoim domu w wyniku komplikacji wywołanych nowotworem płuc.
  2. Do grona krajów, które postanowiły prowadzić wojnę w internecie dołączył... Sudan. Rządząca krajem Narodowa Partia Kongresowa (NCP) zapowiedziała, że jej "cyberdżihadyści" są gotowi do "zmiażdżenia" opozycji. Sudańscy dysydenci coraz chętniej korzystają z internetu. Dlatego też ważny polityk NCP, Mandur al-Mahdi ostrzegł, że "cyberbatalion" prowadzi "online'owe operacje obronne". Od stycznia w Sudanie rośnie napięcie, dochodzi do coraz większej liczby protestów, a rządząca krajem junta wojskowa obawia się podobnych wydarzeń, jakie mają miejsce w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Sudańska walka w internecie rozpoczęła się już w styczniu. Gdy młodzież organizowała się na Facebooku, działacze NCP umieścili w serwisie ostrzeżenia przed przyłączaniem się do demonstracji. W Sudanie z internetu korzysta ponad 10% populacji. W latach 2000-2010 liczba użytkowników sieci zwiększyła się o 139-krotnie.
  3. Virgin Media poinformowała o dostarczeniu do milionowego gospodarstwa domowego w Wielkiej Brytanii łącza internetowego o przepustowości do 100 megabitów. Firma ma zamiar do połowy przyszłego roku dostarczać takie łącza do połowy brytyjskich domów. To oznacza, że w ciągu najbliższych 15 miesięcy Virgin chce podpisać umowy na dostarczanie 100-megabitowych łączy z ponad 30 milionami klientów. Chętni na korzystanie z superszybkich łączy muszą zapłacić 30 funtów za aktywację, a miesięczny abonament kosztuje 35 GBP dla osób korzystających również z abonamentu telefonicznego Virgina lub 45 funtów dla pozostałych klientów. Za abonament telefoniczny w Virgin trzeba zapłacić 12,99 funtów.
  4. W USA w ramach walki z internetową pedofilią przypadkiem zablokowano 84 000 witryn, które nie miały nic wspólnego z nielegalnymi działaniami. Amerykański rząd prowadzi "Operation Protect Our Children", w ramach której blokowane są witryny z pedofilskimi materiałami. Przed kilkoma dniami Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) poinformował o wykonaniu nakazu przejęcia 10 domen "zaangażowanych w reklamę i dystrybucję pornografii dziecięcej". Wśród tych domen znalazła się mooo.com, która hostuje niemal 84 000 witryn, przeważnie blogów i stron niewielkich firm. Osoby odwiedzające te witryny pomiędzy ubiegłym piątkiem a niedzielą były przekierowywane na stronę, na której widziały logo DHS i Departamentu Sprawiedliwości oraz informację, iż posiadanie dziecięcej pornografii zagrożone jest karą więzienia do lat 30. Urzędnicy w niedzielę przyznali się do pomyłki, jednak przywracanie pełnego dostępu do wszystkich witryn zajęło trzy doby. Poszkodowani właściciele witryn skrytykowali fakt, że urzędnicy mają prawo do blokowania witryn bez procesu sądowego. Dla mnie nie jest żadnym argumentem stwierdzenie, że w internecie dzieją się przerażające i nielegalne rzeczy... Istnieją bowiem też odpowiednie metody walki z nimi - napisał właściciel bloga Grey Ghost.
  5. W Szwajcarii trwają prace nad internetem dla... robotów. W ramach projektu RoboEarth ma powstać sieć, w której roboty będą dzieliły się swoimi doświadczeniami zebranymi podczas wykonywania zadań oraz prosiły o pomoc przy zmaganiu się z nowymi wyzwaniami. Twórcy projektu wierzą, że dzięki temu maszyny będą szybciej zdolne do pracy, gdyż będą miały dostęp do rosnących zasobów wiedzy. Doktor Markus Waibel ze Szwajcarskiego Federalnego Instytutu Technologii w Zurichu, który bierze udział w projekcie RoboEarth, mówi, że obecnie większość robotów postrzega rzeczywistość w sobie tylko właściwy sposób, gdyż niewiele rzeczy w tym zakresie ustandaryzowano. RoboEarth ma być składnicą wiedzy przekazywaną przez same roboty, z której będą mogły korzystać inne maszyny. Powstanie baza danych z opisami miejsc, w których roboty pracują, obiektów, z którymi się stykają oraz instrukcjami dotyczącymi wykonywania różnych zadań. To ma być rodzaj Wikipedii dla robotów - bazy wiedzy, którą każda maszyna będzie mogła edytować, poszerzać. Dzięki temu, jak ma nadzieję Waibel, gdy robot znajdzie się w obcym sobie miejscu, połączy się z RoboEarth, pobierze szczegółowy opis miejsca oraz zadań do wykonania i natychmiast przystąpi do pracy. Uczony mówi, że np. w przyszłości, gdy roboty zadomowią się w naszych domach, RoboEarth pozwoli nowej maszynie zrozumieć, co oznacza prośba o nakrycie do stołu, co jest potrzebne, by ją spełnić i jak należy wykonać poszczególne czynności.
  6. Podczas zakończonej właśnie ceremonii w Miami, ICANN przekazał ostatnią pulę adresów IPv4. Oznacza to symboliczny koniec internetu posługującego się tym protokołem. W ciągu kilku miesięcy, gdy lokalni rejestratorzy wyczerpią należące do nich pule, przyznawane będą tylko adresy IPv6. Każdy z pięciu regionalnych rejestratorów otrzymał po około 16 milionów adresów. Gdy i one się wyczerpią, lokalni dostawcy internetu nie będą w stanie komunikować się z siecią za pomocą samych tylko IPv4. Będą musieli korzystać ze specjalnych mechanizmów, co może niekorzystnie odbić na wydajności sieci. IPv4 korzysta z 32-bitowych adresów, co daje około 4 miliardów 300 milionów możliwych kombinacji. Wszystkie one zostały rozdzielone. Z kolei IPv6 wykorzystuje 128-bitowe adresy. To oznacza, że liczba możliwych kombinacji wynosi 2128. Trudno nawet wyobrazić sobie, że pulę tę można będzie kiedykolwiek wyczerpać.
  7. Chińskie władze poinformowały, że liczba internautów w Państwie Środka sięgnęła 450 milionów. W ciągu roku liczba chińskich internautów zwiększyła się o 20,3 procenta. Od lipca do sieci zostało podłączonych około 30 milionów osób. "Z internetu korzysta 33,9% ludności Chin, to więcej niż światowa średnia wynosząca 30%" - mówi minister Wang Chen. Rozwój internetu to dla chińskich władz nie tylko powód do radości, ale też do zmartwień. Chińczycy wykorzystują bowiem sieć do wyrażania własnych opinii i poznawania poglądów, których nie spotkają w kontrolowanych przez państwo mediach.
  8. Pomimo tego, że internet kojarzy się z dostępem do darmowych treści, to większość użytkowników jest skłonna za nie płacić. Tak przynajmniej wynika z badań Pew Internet and American Life Project. W ich ramach przebadano 755-osobową grupę amerykańskich internautów. Okazało się, że 65% z nich już płaciło za treści z sieci. Najpopularniejszymi kupowanymi treściami były muzyka i oprogramowanie dla pecetów oraz aplikacje dla telefonów lub tabletów. Aż 33% badanych kupowało muzykę i programy, a 21% - aplikacje dla smartfonów oraz tabletów. Ponadto 18% przyznało, że płaci za dostęp do cyfrowych gazet i magazynów. Pew Institute pytał badaną grupę o 15 różnych rodzajów zawartości spotykanych w sieci. Ciekawostką jest fakt, że 23% badanych płaci regularnie abonament za dostęp do treści, 16% płaciło za pobranie plików, a 8% za dostęp do strumieniowego przekazu wideo. Szczegółowe zestawienie również jest bardzo ciekawe. Poza cieszącymi się największą popularnością muzyką, oprogramowaniem i aplikacjami, aż 19% płaci za dostęp do gier online, 18% za gazety, magazyny czy raporty, 16% za wideo, filmy i programy telewizyjne. Kolejne 15% kupuje lub kupowało dzwonki do telefonów, 12% za cyfrowe zdjęcia, 11% za członkostwo na bezpłatnych witrynach (co jest związane z dostępem do dodatkowej zawartości). Cyfrowe książki kupowało 10% badanych, 7% płaciło za podcasty, 5% za wirtualne przedmioty w grach, a tyle samo za kody i inne dane pozwalające w grach oszukiwać. Kolejne 5% wydaje pieniądze na dostęp do serwisów randkowych, a 2% - na serwisy pornograficzne.
  9. Gazety drukowane od dłuższego już czasu tracą użytkowników na rzecz internetu. Rok 2010 zostanie przez wydawców zapamiętany jako punkt zwrotny - po raz pierwszy w historii w USA reklamodawcy wydali więcej pieniędzy na reklamę w Internecie niż w mediach drukowanych. Do serwisów internetowych trafiło 25,8 miliarda dolarów, podczas gdy do gazet - 25,7 miliarda. Geoff Ramsey, prezes firmy analitycznej eMarketer, który przekazał te dane mówi, że sieć będzie nadal odbierała klientów tradycyjnej prasie. Jego zdaniem do roku 2014 roczny wzrost wydatków na reklamę w internecie będzie się wahał od 10,5 do 14,4 procenta i za cztery lata reklamodawcy przeznaczą na nią aż 40,5 miliarda USD.
  10. W amerykańskiej Izbie Reprezentantów złożono rezolucję numer 1775, którą jej autorzy nazywają "ręce precz od Internetu". Ma ona związek z proponowanym przez ONZ powołaniem międzyrządowego panelu, który miałby regulować Internet. Rezolucję złożyła Many Bono Mack, a jej celem jest uniemożliwienie organizacjom międzyrządowym regulowania sieci. Internet powstał i rozwinął się właśnie dzięki temu, że nie był poddany rządowym regulacjom. Próby kontrolowania przez ONZ czegoś tak istotnego dla gospodarki jak internet, posuwają się zbyt daleko. Już i tak mamy sporo problemów z powstrzymaniem zakusów Federalnej Komisji Komunikacji, która chce regulować internet. W jaki niby sposób mielibyśmy powstrzymywać rządu Syrii, Iranu czy Wenezueli? - mówi pani Mack. Kongresmen Mack wezwała też prezydenta i jego administrację do sprzeciwienia się wszelkim próbom przekazania kontroli nad internetem do ONZ-u lub innej organizacji międzyrządowej. Mack może liczyć na wsparcie innych członków amerykańskich władz ustawodawczych, którym również nie podoba się, że rządy różnych państw, używając przykładu Wikileaks jako ostrzeżenia, próbują ograniczać swobodę sieci. Sprzeciw amerykańskich polityków może mieć znaczenie praktyczne, jednak protestują także i ci, których głos jest przede wszystkim głosem symbolicznym. Propozycję ONZ-u skrytykował też Vint Cerf, uznawany za jego z ojców internetu. Sądzimy, że rządom nie powinno się dawać monopolu na zarządzanie internetem - stwierdził Cerf. Poparł jednocześnie obecny model zarządzania internetem, gdyż ma nań wpływ wiele organizacji, w tym firmy prywatne i uczelnie.
  11. Zdobywanie odludnych miejsc i najwyższych szczytów Ziemi do niedawna kojarzyło się z samotnością i odcięciem od cywilizacji. Koniec tej romantyki. Od końca października można sobie posurfować w internecie ze szczytu najwyższej góry świata. Tak naprawdę himalaiści od dawna nie byli całkowicie pozbawieni łączności ze światem podczas wypraw, po chińskiej stronie Mount Everestu bowiem od trzech lat istnieje sieć China Mobile, zdobywcy korzystali zwykle zresztą z telefonów satelitarnych - co prawda dość zawodnych w tych warunkach. Z końcem października skończyła się pewna romantyka, na szczycie góry bowiem dostępna jest już sieć komórkowa trzeciej generacji (3G), pozwalająca nie tylko na rozmowy, ale i transmisje wideo. Sprawcą jest firma Ncell, należąca do szwedzkiego koncernu TeliaSonera, która w rejonie góry umieściła osiem stacji bazowych, zasilanych bateriami słonecznymi. Najniższa z nich znajduje się na wysokości 2870 metrów, w pobliżu lotniska Lukla, najwyżej położona, obok wioski Gorakshep (5200 metrów) z łatwością obejmuje swoim zasięgiem szczyt góry. Inżynierowie TeliaSonera najwyraźniej lubią wyzwania, gdyż poza najwyżej położoną stacją, przy której budowie trzeba było zmagać się z bardzo złymi warunkami, mogą pochwalić się również najniżej położoną: 1400 metrów poniżej poziomu morza. Mimo tego spektakularnego osiągnięcia, „zasięg" ma zaledwie jedna trzecia mieszkańców biednego Nepalu. Spółka zamierza wydać w przyszłym roku aż 100 milionów dolarów, żeby zwiększyć pokrycie do 90%. Mimo żartów, że niedługo na szczycie najwyższej góry świata wspinaczy witać będzie kawiarnia i sklepik z pamiątkami, himalaiści na pewno docenią możliwość łączności ze światem, choćby w przypadku, kiedy przyjdzie im wzywać pomocy w trudnych warunkach. Mount Everest, mimo „cywilizowania się", z pewnością bowiem pochłonie jeszcze życie niejednego śmiałka.
  12. Podczas berlińskiej konferencji International Security Solutions Europe, wiceprezes Scott Charney z microsoftowej grupy Trustworthy Computing, zaprezentował ideę "certyfikatu bezpieczeństwa", który musiałby przedstawić każdy komputer usiłujący podłączyć się do sieci. Taki certyfikat mógłby zawierać takie informacje jak przypadki infekcji maszyny, dane o stosowanym firewallu czy oprogramowaniu antywirusowym. Innymi słowy, zaproponowano technologię na kształt NAC (Network Access Control), ale zaimplementowanej na olbrzymią skalę. Tak jak niezaszczepiona osoba stanowi ryzyko dla innych, tak niechroniony czy zarażony komputer zagraża bezpieczeństwu innych maszyn w sieci. W świecie fizycznym organizacje ponadnarodowe, narodowe i lokalne identyfikują, śledzą i kontrolują rozprzestrzeniani się chorób i mają prawo, w razie konieczności, do poddania kwarantannie ludzi, którzy mogą zarażać innych - mówił Charney. Proponuje on przyjęcie podobnych rozwiązań w świecie wirtualnym. Warto tutaj zauważyć, że niektóre kraje już wprowadziły pewne przepisy, które np. zakładają ostrzeganie użytkowników zarażonych komputerów o wykrytej infekcji. Propozycja Microsoftu idzie dalej. Zgodnie z nią komputer podłączający się do internetu musiałby przedstawić swojemu serwerowi certyfikat bezpieczeństwa. Dopiero wówczas mógłby uzyskać połączenie. Oczywiście zastosowanie takiego pomysłu nie będzie proste. Trzeba bowiem stworzyć oprogramowanie, które nie tylko będzie w stanie sprawdzić komputer czy smartfon chcący się połączyć, ale również będzie na tyle bezpieczne, by podrobienie lub zmiana certyfikatów były jak najtrudniejsze. Zdaniem Charneya problem ten można rozwiązać łącząc możliwości programowego hyperwizora z takimi sprzętowymi modułami jak TPM (Trusted Platform Modules). Innymi słowy, dopiero wspólnie pracujące oprogramowanie i sprzęt mogłyby wystawić bezpieczny certyfikat, który można zweryfikować. Działanie takie wymagałoby też odpowiedzi z drugiej strony. Serwer naszego dostawcy internetu musiałby bowiem informować nas, czy i jakiego komponentu bezpieczeństwa brakuje w naszym komputerze. Oczywiście propozycja Microsoftu budzi poważne zastrzeżenia dotyczące prywatności. Charney zdaje sobie z tego sprawę i stwierdza, że przed wdrożeniem proponowanych przez niego rozwiązań, należy poważnie zastanowić się nad kwestiami prywatności. Już wcześniej padały różne propozycje dotyczące bezpieczeństwa w internecie. Jednak po raz pierwszy tak wielka firma jak Microsoft proponuje stworzenie globalnego rozwiązania. Charney mówi, że nie jest to gotowy pomysł, ale raczej punkt wyjścia do dyskusji nad ogólnoświatowym sposobem poprawienia bezpieczeństwa w sieci.
  13. Estońska firma Fits.me opracowała zrobotyzowanego manekina, który przymierza ubrania za człowieka. Wystarczy wprowadzić dane ze swoimi wymiarami, by sprawdzić, jak będzie na nas leżeć sprzedawana w Internecie garderoba. W Sieci kupuje się coraz więcej produktów, ale widać zróżnicowanie ze względu na kategorię produktu. O ile bowiem w Internecie sprzedaje się ponoć ok. 2/3 książek, o tyle w przypadku ubrań odsetek spada już do zaledwie 8%. Powód? Klienci nie są pewni, czy będą dobrze wyglądać w nowej koszulce czy spodniach, bo nie mogą ich zmierzyć. Producenci muszą się więc liczyć z wysokimi kosztami zwrotów. Gdy jednak po czerwcowej premierze rozwiązanie Estończyków przetestowano w Niemczech, okazało się, że wyposażona w robota wirtualna przymierzalnia zwiększyła sprzedaż aż o 300%, a liczba zwrotów spadła o 28%. Robot potrafi odtworzyć 2000 kształtów ciała. Kiedy jakiś sprzedawca decyduje się na współpracę z Fits.me, najpierw przesyła do siedziby firmy swoje ubrania. Każdy rozmiar umieszcza się na robocie, który następnie przybiera wszystkie zaprogramowane kształty. W tym czasie aparat fotografuje poszczególne kombinacje. Następnie trafiają one do online'owej bazy danych. Gdy klient ustawi w formularzu na witrynie swoje wymiary, system wyciąga z niej odpowiedni kształt i rozmiar ubrania. [Manekin] będzie miał piwny brzuszek lub wyrzeźbione na siłowni ciało, zupełnie jak ty – przekonuje dyrektor wykonawczy Fits.me Heikki Haldre. Co ciekawe, na estońskiej stronie można wyliczyć, jak zmienią się koszty i przychody z prowadzonego w Sieci sklepu, jeśli zakres świadczonych usług rozszerzy się o roboty. http://www.youtube.com/watch?v=tgDh3djntSY
  14. Ludzie, którzy mają w domu dostęp do Internetu, z większym prawdopodobieństwem pozostają w związkach. Wg autorów studium, dzieje się tak, ponieważ randkowanie online stało się obecnie wyjątkowo skutecznym sposobem znajdowania swojej drugiej połówki. Zespół profesora Michaela J. Rosenfelda, socjologa z Uniwersytetu Stanforda, przeprowadził wywiady z 4002 dorosłymi, z których 3009 pozostawało w związku. Okazało się, że w grupie z domowym dostępem do Sieci żonę/męża bądź stałego partnera/partnerkę miało 82,2% ankietowanych, podczas gdy wśród przedstawicieli grupy pozbawionej możliwości korzystania z Internetu w domowych pieleszach odsetek ten spadał do 62,8%. Amerykanie prorokują, że w obliczu rosnącej popularności online'owych portali randkowych i czatów wkrótce Sieć wyprze przedstawianie przez przyjaciół jako najpowszechniejszą metodę poznawania przyszłych długoterminowych partnerów (byłaby to pierwsza detronizacja znajomych od lat 40. ubiegłego wieku). Rosenfeld podkreśla, że wyniki badań jego ekipy przeczą teorii, że Internet odciąga ludzi od wchodzenia w relacje w prawdziwym życiu. Socjolodzy zauważyli, że randki w Sieci były szczególnie popularne w grupach, które tradycyjnie mają spory problem ze znalezieniem odpowiedniej osoby. Wspominali choćby o rozwiedzionych ludziach w średnim wieku. Profesor podkreśla, że Internet nie jest po prostu skuteczniejszym sposobem podtrzymywania więzi w już istniejących sieciach społecznych. Staje się on nowym rodzajem pośrednika, który niekiedy zmienia nawet preferowany rodzaj związku i partnera.
  15. Internet miał zabić telewizję i, podobnie jak w przypadku obaw o śmierć kina w epoce telewizji, przewidywania te się nie sprawdzają. Z danych opublikowanych właśnie przez brytyjski Ofcom wynika, że pomimo rozpowszechnienia się internetu i gwałtownego wzrostu popularności serwisów społecznościowych, oglądanie telewizji pozostaje ulubionym sposobem spędzania wieczorów. Co więcej, widzowie spędzają przed telewizorami coraz więcej czasu. W roku 2009 przeciętny Brytyjczyk oglądał telewizję przez 3 godziny i 45 minut dziennie. To o 3% więcej niż w roku 2004. Telewizji pomagają nowe programy, filmy oraz nowoczesne technologie. Pojawienie się cyfrowych magnetowidów spowodowało, że nagrywanie programów stało się tańsze i łatwiejsze niż kiedyś, a standard HDTV cieszy się rosnącą popularnością. Ponadto rosnąca liczba dostępnych programów wpływa na wydłużanie się czasu, który przed telewizorami spędzamy. Nadawcy nie mają się czego obawiać. "Oglądamy telewizję więcej, niż w ciągu ostatnich pięciu lat" - powiedział James Thicket, dyrektor wydziału badań w Ofcom. Ten wzrost jest również napędzany przez starzejące się społeczeństwo. Osoby w wieku powyżej 65 lat oglądają telewizję średnio przez 5 godzin i 14 minut dziennie. Jednocześnie aż 53% z nich uważa, że w ciągu ostatniego roku jakość nadawanych programów spadła.
  16. Mapowanie mózgu trwa już od ponad 100 lat, nadal jednak nikt nie wie, na jakiej zasadzie poszczególne części czy ośrodki są ze sobą połączone. By ujawnić przebieg "okablowania" fragmentu szczurzego mózgu, naukowcy z Uniwersytetu Południowej Kalifornii posłużyli się najnowszymi zdobyczami nauki. Narodowe Instytuty Zdrowia przeznaczyły aż 30 mln dolarów na stworzenie konektomu (connectome od ang. connect – łączyć) ludzkiego mózgu. Richard H. Thompson i Larry W. Swanson mapowali ośrodek nagrody związany z przyjemnością czerpaną z jedzenia. Okazało się, że połączenia tworzyły pętle, co sugeruje, że - przynajmniej w tej części mózgu gryzonia – diagram komunikacyjny wygląda jak rozproszona sieć. Neurolodzy hołdujący tradycyjnym poglądom uważają, że mózg jest zorganizowany hierarchicznie, a niższymi ośrodkami zarządza kora. Inni popierają nowszą teorię, forsującą model mózgu z płaską siecią przypominającą Internet. Zaczęliśmy w jednym miejscu i przyglądaliśmy się połączeniom. Natrafiliśmy na bardzo złożone serie pętli. Nie było schematu organizacyjnego ani dołu czy góry – wyjaśnia Swanson. Wykorzystana w ramach studium metoda śledzenia obwodów pozwala na badanie sygnałów przychodzących i wychodzących z dwóch dowolnych ośrodków mózgu. Thompson wynalazł ją i ulepszał przez 8 lat. Większość stosowanych dotąd technik koncentruje się na jednym sygnale w jednym miejscu i jednym kierunku. My zaś u tego samego zwierzęcia możemy się przyglądać 4 "nitkom" obwodu naraz. To była nasza techniczna innowacja – cieszy się Swanson. Model Internetu pozwoliłby wyjaśnić, jak mózg radzi sobie z miejscowymi uszkodzeniami. Da się przecież wyłączyć niemal każdy pojedynczy element Internetu, a reszta będzie nadal działać. Swanson dodaje, że zazwyczaj istnieje alternatywna trasa przez układ nerwowy. Ciężko byłoby powiedzieć, że jakakolwiek część jest absolutnie niezbędna. Amerykanin po raz pierwszy omówił swój rozproszony model mózgu w opublikowanej w 2003 r. książce pt. "Architektura mózgu: Zrozumienie podstawowego planu". Przyznaje, że na razie to tylko niepotwierdzona teoria, ale warto rozważyć wersję inną niż hierarchiczna. Kora, dzięki której myślimy, jest niezwykle istotna, ale nie pozostaje jedyną determinującą nasze zachowanie częścią układu nerwowego. Ze szczegółami badań można się zapoznać w artykule opublikowanym na łamach pisma Proceedings of the National Academy of Sciences.
  17. Większość Amerykanów uważa, że są ważniejsze sprawy, niż realizacja pomysłu, by każdy obywatel USA miał do 2020 roku dostęp do sieci szerokopasmowej. Najnowsze badania przeprowadzone w ramach Pew Internet Project mogą zaskakiwać. Pomimo gorącej debaty toczonej przez amerykańskich polityków i biznes, aż 52% Amerykanów uznało, że sieć szerokopasmowa nie jest najważniejszym zadaniem do zrealizowania. Za priorytet uznało ją 40% Amerykanów. Mamy kryzys ekonomiczny i trudno przekonać ludzi do zwiększania rządowych wydatków - mówi Aaron Smith, który prowadził wspomniane badania. Recesja może powodować, że inne sprawy są ważniejsze. Ponadto wiele osób, które nie korzystają z internetu może denerwować fakt ostrego promowania technologii, której nie używają i nie widzą żadnych korzyści, które może ona im przynieść - dodaje. Organizacja Public Knowledge, która jest zwolennikiem planów dostarczenia każdemu Amerykaninowi szerokopasmowego internetu twierdzi, że nie należy przejmować się sondażem. Jeden z jej dyrektorów, Sherwin Siy, stwierdza: Zgadzam się, że taki wynik jest spowodowany myśleniem, iż pieniądze powinno się wydawać na odbudowę gospodarki, podstawowe usługi czy na obronę, a nie coś, co jest postrzegane jako luksus. Jednak sieć szerokopasmowa służy wszystkim wymienionym rzeczom. Na początku ostatniego wieku ludzie nie widzieli korzyści z elektryfikacji, bo dobrze im się żyło bez prądu. Tak jest i teraz - mówi.
  18. Im więcej mówimy o prywatności w Sieci, tym bardziej jesteśmy w niej szpiegowani. Śledzenie użytkowników stało się prawdziwą żyłą złota dla wielu firm. Dziennikarze The Wall Street Journal przeprowadzili testy na 50 najpopularniejszych witrynach w USA. To na nich Amerykanie dokonują 40% ogólnej liczby odsłon pochodzących z tego kraju. Po wizycie na każdej z tych stron (znalazła się wśród nich również witryna wsj.com), dokładnie przyjrzano się plikom i programom, które pozostawiły one na komputerze testowym. Okazało się, że 50 witryn umieściło 3180 plików. Około 30% z nich były to niewinne pliki z zapisanymi hasłami użytkownika czy najbardziej popularnymi tekstami. Jednak aż 2224 pliki zostały zainstalowane przez 131 przedsiębiorstw, z których wiele żyje ze śledzenia użytkowników i sprzedawania baz danych na ich temat. Najwięcej, bo 234 pliki instalowała witryna Dictionary.com. Wśród nich 223 pochodziło od firm śledzących użytkowników. Narzędzia do śledzenia użytkowników stały się tak zaawansowane, że wiele spośród największych amerykańskich serwisów nie miało pojęcia, że ich witryny pozostawiają na komputerach użytkowników pliki mocno naruszające prywatność. Na przykład po wizycie na witrynie MSN.com na testowym komputerze pojawił się plik z danymi dotyczącymi przewidywanego wieku użytkownika, kodu pocztowego, płci, szacowanych zarobków, stanu cywilnego, ew. posiadania dzieci i domu. Twórcą pliku jest firma Targus Information Corp. Zarówno Targus jak i Microsoft oświadczyli, że nie mają pojęcia, w jaki sposób plik z tak szczegółowymi danymi został wgrany przez MSN.com. Zapewnili też, że nie ma w nim niczego, co pozwalałoby jednoznacznie zidentyfikować właściciela komputera. Na razie w USA panuje olbrzymia dowolność w umieszczaniu cookies na maszynie użytkownika. Sądy, które dotychczas wypowiadały się w tej sprawie, zezwalały na stosowanie najprostszych ciasteczek. Nigdy nie zajmowały natomiast stanowiska odnośnie ich najbardziej zaawansowanych form. Dzięki nim właśnie możliwe jest tworzenie bardzo rozbudowanych profili użytkownika. Przy pierwszej wizycie na danej witrynie na nasz komputer trafia cookie z unikatowym numerem identyfikacyjnym. Gdy później odwiedzimy inną witrynę, która korzysta z technologii tej samej firmy, otrzymuje ona kolejną porcję informacji. Po jakimś czasie, na podstawie całego szeregu odwiedzanych przez nas stron, możliwe jest orientacyjne określenie naszego wieku, płci czy posiadania dzieci. Dziennikarze The Wall Street Journal przytaczają historię 17-letniej Cate Reid. System reklamowy Yahoo określił ją jako osobę płci żeńskiej, w wieku 13-18 lat, która martwi się, że ma nadwagę. W tym przypadku, wszystko się zgadza. Dziewczyna mówi dziennikarzom, iż rzeczywiście martwi się swoją wagą, ale stara się o tym nie myśleć. Jednak gdy korzysta z internetu natychmiast o problemie przypominają jej pojawiające się reklamy. Trafiają one do niej właśnie dzięki zebranym na jej temat informacjom. Na takich danych można zarobić olbrzymie pieniądze. Dane o osobach odwiedzających serwisy aukcyjne eBay oraz Expedia są zbierane przez firmę BlueKai. Każdego dnia sprzedaje ona 50 milionów fragmentów informacji, po 1/10 centa za sztukę. Jak łatwo obliczyć, codzienne przychody BlueKai tylko z tych dwóch witryn to 50 000 USD. Najczęściej witryny, na których znajduje się oprogramowanie zbierające dane, wiedzą o tym. Często dostają za to pieniądze. Jednak zdarza się, że użytkownicy są szpiegowani bez wiedzy właścicieli witryn. Dzieje się tak, gdy firmy zajmujące się zbieraniem danych umieszczają odpowiednie pliki w bezpłatnych programach czy wyświetlanych reklamach. Do informacji zebranych w Sieci są dodawane dane statystyczne na temat np. przychodów w danym regionie kraju, wykształcenia mieszkańców, gospodarki regionu czy geografii. Tworzone w ten sposób profile dobrze potrafią opisać śledzonego użytkownika. Wszystko to służy jednemu celowi - tworzeniu profili w czasie rzeczywistym, odgadywanie zamiarów użytkownika, np. dotyczących wyjazdu na wakacje czy odgadnięcie zdolności kredytowej i wyświetleniu odpowiedniej reklamy. Niektóre firmy z sektora finansowego dysponują już tak bogatymi bazami danych i tak zaawansowaną technologią, że w zależności od szacowanych przychodów i poziomu wykształcenia użytkownika, potrafią wyświetlać mu skonstruowane pod jego kątem swoje witryny. W ubiegłym miesiącu firma ubezpieczeniowa Byron Udell $ Associates testowała na swojej witrynie AccuquoteLife.com technologię, która np. osobie określonej jako mieszkaniec przedmieścia, z wykształceniem średnim, pochodzącym z okresu baby-boomu prezentowała ofertę polisy ubezpieczeniowej na kwotę 2-3 milionów dolarów. Natomiast starszy mieszkaniec wsi, zajmujący się pracą fizyczną widział po wejściu na tę samą witrynę propozycję wykupienia polisy o sumie ubezpieczenia wynoszącej 250 000 dolarów. "Kierujemy różnych ludzi na różne pasy autostrady" - mówi Sean Cheyney, jeden z menedżerów Byron Udell.
  19. Finlandia stała się od dzisiaj pierwszym krajem na świecie, w którym podstawowym prawem obywatelskim jest dostęp do łącza internetowego o przepustowości 1 megabita na sekundę. Władze Finlandii twierdzą również, że do roku 2015 każde gospodarstwo domowe zostanie podłączone do 100-megabitowego łącza. Nowe przepisy oznaczają, że firmy telekomunikacyjne mają obowiązek dostarczyć każdemu obywatelowi 1-megabitowe łącze. "Finlandia ciężko pracuje nad tym, by stać się państwem infromatycznym, a kilka lat temu dowiedzieliśmy się, że nie każdy ma dostęp do internetu" - mówi Suvi Linden, minister komunikacji. Ocenia się, że w kraju tym tylko 4000 gospodarstw domowych nie jest podłączonych do sieci. Penetracja internetu wynosi więc około 96 procent.
  20. Po wieloletnich sporach jest szansa, że powstanie, przeznaczona dla treści pornograficznych, domena najwyższego rzędu .xxx. ICANN udzielił wstępnego poparcia projektowi powołania takiej domeny. To z kolei oznacza, że proces jej zatwierdzenie może toczyć się szybką ścieżką. Powstanie domeny .xxx mogłoby ułatwić życie wielu internautom, którzy chcą uniknąć pornograficznej zawartości. Zainteresowanie nową domeną jest bardzo duże. Już w tej chwili wstępnie zarezerwowano w niej 11 000 adresów. Walka o .xxx trwa od 2005 roku. Wówczas domena uzyskała wstępną akceptację, ale sprzeciwili się jej konserwatywni politycy. ICANN też był przeciw, gdyż jego przedstawiciele obawiali się, że powstanie takiej domeny spowoduje, iż organizacja zostanie zobowiązana do nadzorowania zawartości domeny. W lutym bieżącego roku amerykańscy sędziowie orzekli, że ICANN nie miał podstaw do odmowy rejestracji .xxx. Organizacja zaakceptowała wyrok i rozpoczęła konsultacje dotyczące jej ustanowienia.
  21. W przypadku reklamy internetowej połączenie dwóch strategii – dostosowania treści do kontentu witryny i zwiększenia jej widoczności np. poprzez zastosowanie pop-upów czy przekazu wideo - nie prowadzi, wbrew pozorom, do zwiększenia skuteczności. Internauci odbierają to jako pogwałcenie prywatności (Marketing Science). Zazwyczaj więcej znaczy lepiej. Skoro działają tzw. targeting oraz reklamy widoczne, można by sądzić, że jeszcze lepiej sprawdzą się rzucające się w oczy reklamy dopasowane do treści strony [i jej odbiorców]. Tak jednak nie jest – podkreśla prof. Avi Goldfarb z Uniwersytetu w Toronto, który z Catherine Tucker z MIT-u przeanalizował dane dotyczące niemal 3 tys. internetowych kampanii reklamowych szerokiej gamy produktów. Kanadyjsko-amerykański zespół ustalił, że dobra widoczność wiązała się z lepszym wskaźnikiem przywołania (przypominalnością), a targeting zwiększał liczbę konsumentów chcących zakupić dany obiekt czy usługę. Okazało się jednak, że gdy łączono targeting z widocznością reklamy, ludzie równie dobrze ją sobie przypominali, ale wyrażali mniejszą chęć zakupu niż wtedy, kiedy reklama nie rzucała się za bardzo w oczy. Efekt ten był szczególnie dobrze widoczny w bardziej prywatnych kategoriach produktów, np. w przypadku produktów finansowych, oraz wśród konsumentów, którzy biorąc udział w ankiecie online'owej, odmówili podania swoich dochodów. Autorzy studium uważają, że uzyskane przez nich wyniki wyjaśniają sukces Google AdSense, gdzie neutralny tekst dostosowany jest do kontentu witryny.
  22. W Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się kolejna potyczka bitwy o internet i wywiązanie się prezydenckiej administracji ze złożonej przez Obamę w czasie kampanii wyborczej obietnicy upowszechnienia dostępu do szerokopasmowej sieci. Federalna Komisja Komunikacji (FCC) planuje przejęcie pasma po naziemnej telewizji, sprzedaż go i zdobycie w ten sposób pieniędzy na sfinansowanie obietnic prezydenta. Problem jednak w tym, że firmy telekomunikacyjne też chciałyby sprzedawać to pasmo. Aby wywiązać się z podjętych zobowiązań administracja musi najpierw zwiększyć zakres swojej władzy nad Siecią. W ubiegłym miesiącu FCC przegrała potyczkę z Comcastem dotyczącą ograniczania ruchu w swojej Sieci. Sąd Federalny orzekł, że FCC nie ma uprawnień do wprowadzania takich regulacji. Teraz FCC próbuje zwiększyć zakres swojej władzy w inny sposób. Otóż Komisja zmieniła kwalifikację szerokopasmowego internetu z "serwisu informacyjnego" na "serwis telekomunikacyjny", co powinno dać jej większe uprawnienia w regulowaniu Sieci. FCC zapewnia, że nie będzie nadużywała swojej nowej, mocniejszej pozycji. Szef Komisji Julius Genachowski mówi, że to rozwiązanie "przejściowe" i wolałby, żeby Kongres oficjalnie wyjaśnił sytuację prawną. Krok urzędu został skrytykowany zarówno przez przedstawicieli telekomów jak i Republikanów. Tom Tauke, wiceprezes Verizon Communications stwierdził, że takie działanie tylko zaszkodzi planom upowszechnienia się łączy szerokopasmowych. Regulacje i spory sądowe, które po nich nastąpią, przyczynią się do opóźnień i zamieszania - powiedział. Ruch FCC skrytykowali też jej członkowie, Robert McDowell i Meredith Attwell Baker z Partii Republikańskiej. To rozczarowująca propozycja, która nas martwi. To nie jest obiecywane 'delikatne podejście', ani trzecia droga - napisali. Z krytyką zgadza się analityk Craig Moffett z firmy Bernsteinb Research, który uważa, że działanie FCC zostanie odrzucone w procesie sądowym. Federalna Komisja Komunikacji wciąż stara się z jednej strony zwiększyć swoje uprawnienia do regulowania internetu, a z drugiej - wprowadzać w życie plan upowszechnienia sieci szerokopasmowej.
  23. Jutro, 5 maja, o godzinie 16.00 czasu polskiego część internautów może doświadczyć problemów z połączeniem z Siecią. Zakończy się wówczas pierwsza faza wdrażania DNSSEC na 13 najważniejszych serwerach internetu. Jest to rozszerzenie systemu DNS o autoryzację źródła danych za pomocą technik kryptograficznych. Wprowadzenie DNSSEC ma za zadanie ochronę przed niektórymi typami ataków internetowych, np. przed man-in-the-middle. Specjaliści, którzy chwalą decyzję ICANN o wprowadzeniu DNSSEC ostrzegają jednocześnie, że jeśli właściciel sieci nie przygotował swojej infrastruktury do współpracy z rozszerzeniem, jego klienci mogą mieć problemy. Standardowe zapytania DNS przesyłane są w pojedynczych pakietach o długości do 512 bitów. Część starszego sprzętu sieciowego jest fabrycznie skonfigurowana w ten sposób, że gdy pojawi się pakiet o większej długości, jest on automatycznie blokowany. Od godziny 16, 5 maja, wszystkie zapytania będą miały długość nawet do 2 kilobajtów. Na razie przeprowadzony zostanie test, ale od 1 lipca system zacznie obowiązywać w całym internecie. Eksperci mówią, że co prawda DNSSEC jest wprowadzany już od pewnego czasu, jednak nie wszyscy mogą być nań przygotowani. Z rozszerzenia korzysta obecnie większość ze wspomnianych 13 serwerów, jeśli jednak w którejś z sieci lokalnych, wskutek pozostawienia w niej starszego bądź źle skonfigurowanego sprzętu, pakiety nie przechodziły, były one przekierowywane do innych serwerów, trafiając w końcu na taki, który z DNSSEC jeszcze nie korzysta. Użytkownicy tych sieci mogli zatem doświadczyć jedynie opóźnień. Jutro może się okazać, że ich sieć przestała działać, gdyż nie zostaną przepuszczone dane z żadnego z głównych serwerów. Specjaliści sądzą, że znakomita część dostawców internetu jest gotowa na DNSSEC i użytkownicy domowi raczej nie powinni jutro niczego zauważyć. Kłopot może mieć część firm, które korzystają z własnych serwerów DNS, a ich administratorzy nie pomyśleli o odpowiednich działaniach. Co więcej, w wielu przypadkach administratorzy mogą zostać całkowicie zaskoczeni i nie będą w stanie zrozumieć, skąd nagłe kłopoty z siecią. Ewentualne problemy nie ujawnią się od razu. W niektórych przypadkach mogą pojawić się dopiero po kilku dniach, gdyż część komputerów jest włączanych raz na jakiś czas, a inne pracują bez przerwy i przechowują w pamięci podręcznej dane DNS.
  24. Wielu wątpiło, że to się w ogóle uda. Dziś, po wielu dniach oczekiwania, Apple zaaprobował przeglądarkę Opera Mini do AppStore - swojego sklepu z oprogramowaniem dla iPhone'a. Oczekiwanie było wyjątkowo gorączkowe, ponieważ firma Apple zasłynęła bardzo restrykcyjnym i kapryśnym przyjmowaniem i wyrzucaniem aplikacji dla swojego kultowego produktu. Jedną z zasad jest zakaz dublowania funkcji, które w telefonie już są, zatem odpada np. program pocztowy. Powszechnie spekulowano, że z tego powodu odpadnie Opera Mini, która może stanowić groźną konkurencję dla wbudowanej przeglądarki Safari. Opera Mini używa wyjątkowej technologii kompresji stron internetowych, dzięki której zmniejsza się ich rozmiar nawet o 90%. To pozwala nie tylko oszczędzać czas, ale też transfer i pieniądze, w przypadku korzystania internetu przez komórkę. Testy wykonane przez niezależne portale technologiczne pokazały, że Opera Mini jest szybsza od Safari nawet pięciokrotnie i dużo wygodniejsza. Opracowana przez norweską firmę Opera ASA technologia polega na tym, że Opera Mini nie pobiera stron bezpośrednio, ale przez pośredniczące serwery firmy Opera, które żądane strony przerabiają i kompresują. Sama przeglądarka nie otrzymuje oryginalnej wersji strony, tylko wersję gotową do wyświetlenia. Dzięki temu jest mało skomplikowana, co pozwala ją zainstalować również na starszych i słabszych modelach telefonów, wymagana jest jedynie obsługa Javy. Odmienność tej technologii miała być właśnie atutem i argumentem za przyjęciem norweskiej przeglądarki do sklepu AppStore. Użytkownicy komórek mają jeszcze do dyspozycji Operę Mobile, która jest zwykłą, komórkową przeglądarką. Opera Mini okazała się na tyle przełomowa, że już dziś używa jej 50 milionów osób - tyle samo, co wszystkich pozostałych wersji Opery. A jest ich niemało, bo Opera jest najbardziej wieloplatformową z przeglądarek: występuje nie tylko dla Windows, Linux i telefony (Opera Mobile), ale także zamknięte platformy, jak konsole (m. in. Nintendo Wii, Nintendo DualScreen) czy telewizory z dostępem do internetu. Miłe dla nas jest to, że Opera Mini została stworzona głównie przez polski oddział firmy Opera, mieszczący się we Wrocławiu. Przeglądarka powinna być dostępna w sklepie Apple dla wszystkich w ciągu 24 godzin. Pobranie i używanie Opery Mini jest darmowe.
  25. Stany Zjednoczone wyraziły obawy dotyczące australijskich planów filtrowania treści w internecie. Władze w Canberrze chcą wprowadzić jedne z najbardziej restrykcyjnych wśród państw demokratycznych przepisów ograniczających zawartość Sieci. Teraz do licznych głosów sprzeciwu dołączyły też uwagi przekazane Australijczykom przez amerykański Departament Stanu (DoS). Nasze główne przesłanie brzmiało, że jesteśmy zwolennikami zwiększania swobody przepływu informacji, co postrzegamy jako niezbędne dla budowania dobrobytu i zachowania otwartego społeczeństwa - powiedział dziennikarzom Michael Tran, rzecznik prasowy DoS. Odmówił jednak podania szczegółów rozmów. Nie chciał też powiedzieć, na jakim szczeblu były toczone. Australijski rząd chce blokować dziecięcą pornografię, treści z przemocą seksualną oraz szczegółowe informacje dotyczące popełniania przestępstw i używania narkotyków. W bieżącym roku nad nowymi przepisami ma dyskutować parlament. Australijczycy nie chcieli komentować zastrzeżeń USA.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...