Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Google' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 350 wyników

  1. Usługa Google Street View zrobiła wielką furorę - zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym znaczeniu tego słowa. Oferując poza planem możliwość obejrzenia świata okiem przechodnia stała się rewolucją w dziedzinie interaktywnych map. Oskarżana jest jednocześnie w wielu krajach o naruszanie prywatności. Przypomnijmy, że na przykład w Japonii kamery Google rejestrowały wnętrza mieszkań na niskim parterze - konieczne było rejestrowanie widoku ulic na nowo. Pretensjom obrońców prywatności i problemom prawnym mają zaradzić wdrażane coraz to nowe narzędzia. Obecnie Street View automatycznie zamazuje twarze ludzi i tablice rejestracyjne pojazdów. Nie wszystkich to zadowala, sylwetka człowieka i ubranie często pozwalają zidentyfikować przechodnia, który przypadkowo znalazł się na zdjęciu a może sobie nie życzyć światowej „popularności". Arturo Flores, absolwent informatyki na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego jest twórcą narzędzia przetwarzającego obraz, które może rozwiązać część kłopotów. To program samoczynnie wymazujący ludzi ze zdjęć w Google Street View. Samochody fotografujące ulice rejestrują je jako ciąg zdjęć, które nakładają się na siebie - umożliwia to niewidoczne „zszycie" wielu fotografii w jeden widok. Aplikacja Arturo Floresa identyfikuje ludzi i wymazuje ich, używając zawartości tła pobieranego za i przed postacią ludzką. Robi to na tyle dobrze, że zwykle nie widać manipulacji, przynajmniej bez bliższego przyjrzenia się. Cuda i duchy Nie ma jednak techniki niezawodnej. Problem pojawia się, kiedy sfotografowany przypadkiem człowiek poruszał się w tym samym kierunku i z tą samą prędkością, co samochód Street View - znajduje się on wtedy na całej serii zdjęć, co może uniemożliwić aplikacji poprawne rozpoznanie i wymazanie. Bywają jednak inne, bardziej zabawne artefakty. Zdarza się, że analiza postaci nie obejmie całej sylwetki, ale pominie jakiś fragment lub przedmioty. Pojawiają się wtedy zabawne sceny jak: pies na wiszącej w powietrzu smyczy, unoszący się samodzielnie parasol, czy idące po chodniku same buty. To jednak i tak niewielkie usterki, jak na w pełni zautomatyzowany program. Inną wadą algorytmu jest to, że działa wyłącznie w mieście. Nie da się go zastosować w obszarach niezabudowanych. Według przykładu, jaki podaje sam autor, jego program poprawnie usunie postać człowieka na tle graffiti przedstawiającego konie na pastwisku i zrekonstruuje wygląd malowidła. Ta sama operacja na zdjęciu, które przedstawia człowieka na tle prawdziwych koni na łące nie powiedzie się. Rekonstruowane może być wyłącznie płaskie tło. Być może działanie programu zostanie jeszcze ulepszone. Najbliższy cel Floresa to jednak funkcja usuwania z obrazu całych grup ludzi. Inspiratorem projektu był Serge Belongie, wykładowca Floresa na Wydziale Nauk i Inżynierii Komputerowej. Flores wykorzystał też i ulepszył algorytm wykrywania postaci ludzkich, napisany przez Bastiana Leibego z Uniwersytetu RWTH w Aachen.
  2. Jak zdradził Sven Juerss, szef firmy Microdrones, jego firma dostarczyła Google'owi pierwszego drona (samolot bezzałogowy - UAV) i ma nadzieję, że po udanych testach wyszukiwarkowy gigant zakupi dziesiątki innych tego typu urządzeń. Drony niemieckiej firmy były dotychczas używane m.in. przez brytyjską policję i siły specjalne do zadań wywiadowczych. UAV dobrze sprawdzą się w dostarczaniu świeższych danych do Google Earth - mówi Juerss. Oczywiście wykorzystywanie dronów przez Google'a może budzić obawy o prywatność i chęć stworzenia bardzo inwazyjnej wersji Street View. Zdarzało się bowiem, że samochody fotografujące ulice wjeżdżały na tereny prywatne, na których nie powinny się znaleźć. Drony będą mogły bez przeszkód latać wszędzie i wszystko fotografować. Będą też trudne do zauważenia. W wielu krajach używanie tego typu sprzętu nie jest regulowane żadnymi przepisami, bądź też można doń odnieść jedynie przepisy dotyczące modelarstwa. Na przykład w Wielkiej Brytanii szpiegowskie drony dopiero niedawno ujęto w pewne kategorie prawne. Gdy policja kupiła takie pojazdy i zrobiło się głośno, parlament zdecydował, że każdy samolot zdolny do prowadzenia działań wywiadowczych musi być rejestrowany. Sam fakt, że drony są używane przez siły specjalne świadczy o przydatności tego typu pojazdów w zadaniach wywiadowczych.
  3. Mozilla przygotowuje mechanizm "cichych" poprawek dla przeglądarki Firefox. Podobnie jak w przeglądarce Chrome poprawki będą instalowane automatycznie, a użytkownik nie będzie pytany o zgodę. Jednak, w przeciwieństwie do Chrome'a, użytkownik Firefoksa będzie mógł wyłączyć mechanizm "cichych" poprawek. Mozilla twierdzi, że w ten sposób odpowiada na zapotrzebowanie użytkowników, którzy skarżyli się, iż częste poprawki, na których zainstalowanie trzeba wyrażać zgodę, są denerwujące i przeszkadzają. To inne wyjaśnienie niż w przypadku Google'a, który stwierdził, że dzięki odebraniu użytkownikom kontroli nad instalowaniem poprawek, sami użytkownicy są bezpieczniejsi.
  4. Na amerykańskim rynku zaostrza się walka pomiędzy Google'em a Bingiem. Obie wyszukiwarki starają się przyciągnąć użytkowników nowymi narzędziami i, zdaniem wielu specjalistów, Bing coraz częściej wygrywa tę walkę. Gdy nowa wyszukiwarka Microsoftu startowała w maju 2009 należało do niej 8% amerykańskiego rynku, które odziedziczyła po swoim poprzedniku. Obecnie jej udziały wynoszą 12,7%. Taki postęp zyskał uznanie w oczach specjalistów, którzy byli świadkami wielu wcześniejszych nieudanych prób przełamania dominacji Google'a. Oczywiście nikt nie wieszczy upadku wyszukiwarki Page'a i Brina. Jednak Bing odbiera jej powoli kolejne fragmenty amerykańskiego rynku. Dla konsumentów, niestety przede wszystkim w USA, walka ta oznacza, że mają do dyspozycji coraz lepsze usługi. Bing wymusił bowiem na Google'u większą innowacyjność i nie pozwolił gigantowi spocząć na laurach. Większa wyszukiwarka musi się starać, gdyż często zostaje w tyle, a narzędzia i usługi oferowane przez Binga niejednokrotnie cieszą się większym uznaniem specjalistów. "To zimna wojna. Jasno widać, jak konkurencja ze strony Binga zmusza Google'a do działania i odrabiania strat w niektórych miejscach" - mówi analityk Sandeep Aggarwal z Caris & Company. Przedstawiciele Google'a przyznają, że rynek stał się bardziej konkurencyjny, ale zaprzeczają, jakoby wprowadzane przez nich rozwiązania były reakcją na działania Binga. "Wiele z nich rozwijaliśmy od lat. Umieszczone po lewej menu nawigacyjne rozwijaliśmy przez dwa lata, bo chcieliśmy się upewnić, że będzie dobrze działało" - twierdzi Marissa Mayer, wiceprezes Google'a. Faktem jest jednak, że Bing zaoferował klientom świetne narzędzie do planowania podróży lotniczych i wyposażył je nawet w opcje analizy zmiany cen, dzięki czemu użytkownik może sprawdzić, czy, w związku z prawdopodobnym obniżeniem cen biletów, nie warto przypadkiem zmienić daty wylotu. Z kolei usługa Bing Health korzysta z danych pochodzących z tak dobrych źródeł jak np. Mayo Clinic. Wyszukiwarka Microsoftu oferuje też świetne narzędzia do wyszukiwania najczęściej zadawanych pytań dotyczących podróży, zdrowia czy zakupów. W ostatnich dniach Bing znowu wyprzedził Google'a oferując narzędzie, które pozwala klientom obliczyć cenę, jaką zapłacą za jazdę taksówką. Wszystko to w nadziei, że klient, który raz skorzysta z któregoś z narzędzi, wróci, a z czasem spróbuje kolejnych funkcji i w końcu zostanie przy Bingu. Wyszukiwarka Page'a i Brina wprowadziła też ostatnio zmiany, które w sposób oczywisty zostały zainspirowane tym, co można było wcześniej zobaczyć w Bingu. Wystarczy wspomnieć chociażby o sposobie prezentacji wyszukanych obrazków czy lepszym powiązaniu wyników wyszukiwania z serwisami społecznościowymi "Innowacje Google'a są przeprowadzane wolniej. Dzieje się tak, gdyż nikt nie rzucił Google'owi wyzwania, do czasu, że Microsoft zdecydował, że nie wycofa się z tego biznesu" - mówi Aggarwal. Oczywiście nie wszystkie działania Google'a są widoczne na pierwszy rzut oka. Wielu analityków zauważa, że w ciągu ostatniego roku firma wprowadziła 500 poprawek do swojego algorytmu wyszukiwania i bardziej go spersonalizowała. Zauważają też jednak, że koncern zmienił swoje podejście do wyszukiwania i rezygnuje z prostego dostarczania linków. Wydaje się, że Google robi pewne rzeczy dlatego, że Bing je zrobił. To myślenie na zasadzie - robimy to, bo nie chcemy, by ludzie pomyśleli, że jesteśmy słabi - stwierdza analityk Danny Sullivan.
  5. Google podpisało umowę, na podstawie której firmowa technologia będzie wykorzystywana do dostarczania wyników wyszukiwania w serwisie... Yahoo! Japan. Dzięki temu koncern zapewnił sobie niezwykle silną pozycję w Kraju Kwitnącej Wiśni. Obecnie z Google'a i wyszukiwarki Yahoo! korzysta 90% Japończyków. W ubiegły roku Yahoo! i Microsoft zawarły porozumienie, na mocy którego amerykańska wersja Yahoo! oraz wiele wersji narodowych korzysta z wyszukiwarki Bing. Umowa ta nie dotyczy jednak japońskiej odmiany Yahoo!, gdyż samo Yahoo! ma w niej mniej niż 34% udziałów. Władze Yahoo! Japan oświadczyły, że umowa z Google'em nie wpłynie na relacje z Yahoo!. Porozumienie jest niezwykle ważne dla firmy Page'a i Brina, gdyż wspomniany serwis to najpopularniejsza witryna WWW w Japonii.
  6. EGS (Enhaced Geothermal Systems), jedna z alternatywnych metod produkcji energii, jest tak obiecująca, że w badania nad nią postanowił zainwestować Google. Zwykle mówiąc o alternatywnych źródła energii zapomina się o energii geotermalnej. Zapewne dlatego, że przyzwyczailiśmy się, iż można ją pozyskiwać w niewielu miejscach na planecie. Jednak system EGS daje nadzieję, że odpowiednie instalacje będą mogły powstawać w praktycznie dowolnym miejscu globu. Enhaced Geothermal Systems korzysta z faktu, że na głębokości kilku kilometrów pod powierzchnią Ziemi znajdują się gorące skały. Pomysł polega na wykonaniu odwiertów i pompowaniu zimnej wody pod dużym ciśnieniem. Jej temperatura oraz samo ciśnienie doprowadzi do spękania skał i pozwoli wodzie w nie wniknąć. Tam zostaje ona ogrzana i jest wypompowywana. W miarę zbliżania się do powierzchni zmniejsza się ciśnienie, uwalniana jest para wodna, która napędza turbinę produkującą prąd elektryczny. Woda krąży w obiegu zamkniętym, można ją wielokrotnie wykorzystać. Potencjał nowej technologii jest olbrzymi. Naukowcy z MIT obliczają, że 2-3% energii znajdującej się w skałach USA położonych na głębokości 3-10 kilometrów zapewniałoby rocznie o 2500 razy więcej energii niż potrzebują USA. Innymi słowy EGS może zapewnić całemu światu energię na najbliższe tysiąclecia. Bardzo istotny jest fakt, że energia ta dostępna jest przez 24 godziny na dobę w każdym punkcie globu. Nic więc dziwnego, że w Australii, USA, Niemczech czy Francji działają już prototypowe instalacje EGS. Technologia musiała spodobać się menedżerom Google'a, którzy postanowili dofinansować badania nad EGS. Firma AltaRock Energy otrzymała 6,25 miliona dolarów na budowę instalacji EGS, a do przedsiębiorstwa Potter Drilling Inc. trafiły 4 miliony, które będą przeznaczone na rozwój nowych technologii wierceń w głęboko położonych twardych skałach. Ponadto Google przyznało Southern Methodist University Geothermal Lab grant w wysokości niemal pół miliona dolarów na stworzenie geotermalnych map Ameryki. Poniżej można obejrzeć animację przedstawiającą działanie australijskiej instalacji EGS.
  7. Z danych firmy Secunia wynika, że Apple zostało światowym liderem pod względem liczby dziur w firmowym oprogramowaniu. Koncern Jobsa wyprzedził pod tym względem dotychczasowego lidera - Oracle'a. W pierwszej połowie 2010 roku w programach Apple'a znaleziono więcej dziur niż u jakiegokolwiek innego producenta, Oracle spadł na drugie miejsce, a na trzecim znalazł się Microsoft. Secunia prowadzi ranking Top-10 od 2005 roku. Firma zauważa, że przedsiębiorstwa znajdujące się na tej liście odpowiadają za 38% wszystkich znajdowanych dziur. Już pierwszy ranking pokazał, że najwięcej luk znajduje się w oprogramowaniu Apple'a, następny uplasował się Oracle, a na trzecim miejscu był Microsoft. Rok później w programach Apple'a znaleziono mniej dziur niż u dwóch wyżej wymienionych producentów producentów. Jednak już w roku 2007 Apple wyprzedził Microsoft i od tamtej pory ranking wyglądał następująco: 1. Oracle, 2. Apple, 3. Microsoft. Obecnie Apple wysunął się na prowadzenie. Na liście znajdziemy też HP, Adobe, IBM-a, VMware, Cisco, Google'a i Mozillę. Taka też była kolejność w pierwszej połowie bieżącego roku. Z raportu Secunii dowiadujemy się również, że od 5 lat praktycznie nie zmienia się odsetek luk w różnych kategoriach zagrożenia. Firma stosuje 5-stopniową skalę, od "nie krytyczna" do "skrajnie krytyczna". W latach 2005-2009 ponad 50% luk znajdowało się w kategorii "wysoce krytyczna" i "umiarkowanie krytyczna", 32% zaliczono do "mało krytycznych", a tylko 0,2% zyskało notę "skrajnie krytyczna". Najwięcej dziur daje atakującemu dostęp do systemu. Średnio za lata 2005-2009 luki takie stanowiły 33% wszystkich. Warto jednak zauważyć, że w ciągu ostatnich dwóch lat ich liczba nieco spadła. Regularnie rośnie za to liczba dziur pozwalających na przeprowadzenie ataków XSS (cross-site scripting). Wszystkie zmiany są jednak stosunkowo niewielkie i od roku 2005 wśród 29 000 programów badanych przez Secunię nie zauważono żadnego znaczącego spadku czy wzrostu liczby luk. Warto jednak zauważyć, że w latach 2007-2009 liczba dziur, na jakie narażony jest przeciętny użytkownik komputera zwiększyła się dwukrotnie, z 220 do 420. Dane z pierwszej połowy bieżącego roku sugerują, że będziemy świadkami kolejnego wzrostu, tym razem do 760 dziur. Secunia zaleca również, by zwrócić szczególną uwagę na oprogramowanie firm trzecich działających pod kontrolą systemu Windows. Okazuje się bowiem, że na przeciętnym pececie zainstalowanych jest 50 programów, w tym 26 wyprodukowanych przez Microsoft i 24 od innych producentów. W programach Microsoftu znajduje się tymczasem 3,5-krotnie mniej dziur, niż w innych programach. Prawdopodobnie w bieżącym roku stosunek dziur w programach Microsoftu do dziur w programach firm trzecich zmieni się na 1:4,4.
  8. W sklepie Android Market można wybierać już spośród ponad 100 tysięcy programów. Użytkownicy pobrali je podobno już ponad miliard razy. Google nie potwierdza tej informacji i nie wiadomo nawet, czy w statystykach uwzględniano aktualizacje dla programów, czy też nie. Wiadomo jednak, że system Android szybko zdobywa popularność. Pomaga w tym też fakt, że aż 61,4% programów w Android Market jest darmowych. Z drugiej jednak strony taka polityka może zniechęcić developerów, którzy chcieliby zarobić na swojej pracy. Mogą oni nie chcieć pisać programów dla Androida i umieszczać ich w Android Market, gdyż wraz z rosnącym odsetkiem bezpłatnych programów spada prawdopodobieństwo, że ktoś kupi aplikację. Wydaje się, że problemy te dobrze zrozumiał Microsoft, który ogłosił właśnie, że będzie współfinansował tworzenie programów na platformę Windows Phone 7. Koncern dostarczy developerom bezpłatne narzędzia, wsparcie techniczne, urządzenia do testowania, szkolenia, wesprze ich marketingowo oraz, w niektórych przypadkach, będzie partycypował w kosztach rozwoju strategicznych projektów. Przedstawiciele Microsoftu odrzucają stwierdzenia, że taka strategia związana jest z silną pozycją Apple'a i Google'a na rynku smartfonów. Robimy to, gdyż Windows Phone 7 to znacznie ambitny projekt niż wszystko, czego próbowaliśmy wcześniej - oświadczył Microsoft.
  9. Google informuje, że chińskie władze odnowiły licencję wyszukiwarkowego giganta na prowadzenie komercyjnej witryny internetowej. Przez kilka dni urzędnicy nie wydawali decyzji, co groziło zniknięciem Google'a z chińskiego rynku. Zwlekając z decyzją Pekin chciał przekazać Google'owi mocne ostrzeżenie, że jeśli nie będzie przestrzegał lokalnego prawa i nie będzie cenzurował treści zgodnie z życzeniem rządzących komunistów, może zostać zmuszony do rezygnacji z działalności w Chinach. Spór na linii Pekin-Google zaostrzył się w marcu, gdy wyszukiwarka zaczęła automatycznie przekierowywać użytkowników do niecenzurowanej wersji z Hongkongu. Niedawno zrezygnowano z takiego działania w obawie o to, że władze nie odnowią licencji. Termin jej przedłużenia minął w ubiegłym tygodniu i od tamtej pory Google nie było pewne co do swej przyszłości w ChRL.
  10. Google po raz pierwszy użył Remote Application Removal, narzędzia pozwalającego na zdalne usuwanie aplikacji z telefonów z systemem Android. Z kilkuset aparatów wykasowano dwa programy, których twórca naruszył zasady obowiązujące developerów. Jak mówi twórca obu programów, były to prototypowe aplikacje, badające możliwość rozpowszechniania programu, który później mógł zostać wykorzystany do ataku i przejęcia kontroli nad telefonami. Pierwsza z kontrowersyjnych aplikacji, RootStrap, wyświetlała na ekranie telefonu słowa "Hello World". Druga, Twilight, robiła to samo, ale udawała program, który pozwalał na obejrzenie fragmentu filmu "Twilight Saga: Eclipse". RootStrap został pobrany około 50 razy, a Twilight od 250 do 350 razy. Twórca obu programów, Jon Oberheide, chciał w ten sposób pokazać, że cyberprzestępcy łatwo mogą wykorzystać Android Market do rozpowszechniania szkodliwego oprogramowania. Tego typu źródła programów cieszą się bowiem olbrzymim zaufaniem użytkowników. Oberheide na prośbę Google'a dobrowolnie usunął oba programy z Android Market.
  11. Google został częściowo zablokowany w Chinach. Użytkownicy z Państwa Środka nie mogą używać podpowiedzi, które pojawiają się, gdy użytkownik zaczyna wpisywać szukaną frazę. Wyniki wyszukiwania sugerowanych fraz zostały zablokowane. Nie wpływa to na inne wyszukiwania. Między Google'em i komunistami z Pekinu wzrasta napięcie od czasu, gdy amerykański koncern postanowił sprzeciwić się cenzurze i zaczął w marcu przekierowywać użytkowników Google.cn do niecenzurowanej witryny w Hongkongu. Wczoraj Google zrezygnował z automatycznego przekierowania i teraz użytkownik musi wyrazić chęć przejścia do Google.com.hk. Koncern ustąpił, gdyż obawiał się, że władze chińskie nie przedłużą mu licencji na komercyjne działanie na chińskim rynku. Licencja jest ważna do 2012 roku, ale musi być co roku odnawiana. Wczoraj minął termin jej odnowienia i Google wciąż nie ma informacji, jaką decyzję podjęły władze. Na razie zablokowano jedną z funkcji wyszukiwarki. Jeśli Google zostanie zmuszone do rezygnacji z chińskiego rynku, będzie to poważny cios dla firmy. W Chinach jest aż 400 milionów internautów. Część z nich przejdzie na Google Hongkong, jednak część w ogóle zrezygnuje z Google'a i wybierze Baidu, który i tak jest w Państwie Środka bardziej popularny. Co prawda kwoty, jakie Google zarabia w Chinach nie są imponujące, jednak przerwania działalności teraz oznacza, że w przyszłości, wraz z rozwojem i bogaceniem się chińskich internautów, znaczna część internetowego tortu przejdzie Google'owi przed nosem.
  12. Google oświadczyło, że przestaje automatycznie przekierowywać użytkowników wyszukiwarki Google.cn na stronę Google.com.hk. Ma to ułagodzić chińskie władze. Google w marcu zamknęło Google.cn w proteście przeciwko cenzurze narzuconej przez komunistów i przekierowało ruch na niecenzurowaną chińskojęzyczną wersję z Hongkongu. Pekin nie był z tego powodu zadowolony, a wyszukiwarkowy gigant zdawał sobie sprawę, że władze mogą w każdej chwili zablokować Google.com.hk. Google jednak właśnie się poddało. Z naszych rozmów z chińskimi władzami wynika, że przekierowanie jest dla nich nie do zaakceptowania i jeśli nadal będziemy tak postępowali, nasza licencja Internetowego Dostawcy Treści nie zostanie odnowiona - poinformowali przedstawiciele Google'a. Bez tej licencji nie możemy prowadzić komercyjnych witryn, takich jak Google.cn, więc Google zniknęłoby z Chin - dodali. Teraz użytkownicy wchodzący na Google.cn widza informację, że witryna została przeniesiona do domeny Google.com.hk i muszą kliknąć, by się tam przenieść. Google ma nadzieję, że uspokoi to Pekin i zapewni odnowienie licencji.
  13. Viacom przegrał z Google'em pierwszą potyczkę dotyczącą naruszania praw autorskich przez serwis YouTube. W marcu 2007 Viacom oskarżył wyszukiwarkowego giganta, że należące doń YouTube celowo naruszyło prawa do filmów i domagał się miliarda dolarów odszkodowania. Jednak sędzia Louis Stanton nie dał wiary twierdzeniom Viacomu, jakoby YouTube nie zrobił wystarczająco dużo, by zapobiec umieszczaniu w serwisie chronionych prawem autorskim treści. Przedstawiciele Google'a z zadowoleniem przyjęli wyrok. "To znaczące wydarzenie, gdyż ustanawia precedens w amerykańskim prawie autorskim i w internecie. Możliwe bowiem, że w przyszłości przed sądy trafią podobne sprawy" - oświadczył Google. Eric Goldman, dyrektor High Tech Law Institute zauważył, że gdyby sąd orzekł na korzyść Viacomu, mogłoby to oznaczać kolosalne zmiany w sieci. Serwisy dające użytkownikom możliwość umieszczania własnych plików musiałyby bowiem przeprowadzić znaczne zmiany w swojej polityce. Viacom jest niezadowolony z wyroku i już zapowiedział apelację.
  14. Jak poinformował Eric Schmidt, dyrektor wykonawczy Google'a, koncern aktywuje każdego dnia 160 000 telefonów komórkowych z systemem Android. To odpowiednik 4,8 miliona miesięcznie. Liczba ta ciągle się zwiększa. W trzecim tygodniu maja aktywowano dziennie 100 000 tego typu urządzeń. Oznacza to 60-procentowy miesięczny wzrost. Szybko zwiększa się też liczba aplikacji dla Androida. jeszcze w ubiegłym miesiącu było ich 50 000. Teraz użytkownicy mogą już korzystać z około 65 000 różnych programów. Nie da się tutaj uniknąć, chociaż Schmidt próbował to robić, porównania do Apple'a. Niedawno firma Jobsa poinformowała, że dzienne zamówienia na iPhone'a 4 sięgają 600 000 sztuk. Wszystko wskazuje więc na to, że Google staje się coraz poważniejszym przeciwnikiem dla Apple'a. Rywalizacja pomiędzy obiema firmami będzie się zaostrzała.
  15. Google może mieć w Europie poważne kłopoty. Francuski urząd zajmujący się prywatnością obywateli twierdzi bowiem, że samochody wykonujące zdjęcia do Street View przechwytywały też hasła użytkowników oraz e-maile. Commission nationale de l'informatique et des libertes (CNIL) informuje, że wstępne śledztwo pokazało, iż Google zbierał i przechowywał tego typu dane nie informując o tym ich właścicieli. Na żądanie CNIL Google przekazało 4 czerwca dwa dyski twarde z danymi zbieranymi przez samochody. Znaleziono na nich dane potrzebne do logowania, kody źródłowe i inne informacje. Na razie przedstawiciele CNIL mówią, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by decydować się na jakieś kroki prawne przeciwko wyszukiwarkowemu gigantowi.
  16. Niewykluczone, że najbliższej jesieni Google zacznie konkurować z Apple'em na kolejnym rynku. Wyszukiwarkowy gigant buduje podobno swój własny sklep muzyczny. W ubiegłym miesiącu podczas konferencji zorganizowanej przez koncern Page'a i Brina uczestnikom pokazano online'oweg konkurenta iTunes, a serwis TechCrunch poinfornował, że jego redaktorzy natknęli się w domenie Google'a na logo "Google Music". Pojawienie się Google'a na rynku cyfrowej muzyki zostałoby z zadowoleniem powitane przez koncerny nagraniowe. W tej chwili są one zdane na łaskę i niełaskę Apple'a, który zdominował sprzedaż muzyki. Co prawda muzykę sprzedają też Amazon czy MySpace, ale ich pozycja jest znacznie słabsza od Apple'a. Pojawienie się na rym rynku Google'a mogłoby zmienić układ sił.
  17. Zatrudniony w Google'u specjalista ds. bezpieczeństwa, Tavis Ormandy, został skrytykowany zarówno przez Microsoft jak i niezależnych badaczy za nieodpowiedzialne zachowanie i naruszenie zasad etyki zawodowej, które propaguje jego pracodawca. Ormandy'emu dostało się za to, że ujawnił lukę w mechanizmie whitelist Windows zaledwie w pięć dni po tym, jak poinformował o niej Microsoft. Koncern z Redmond nie miał zatem szans, by zbadać dziurę oraz przygotować i przetestować poprawki. Ormandy poinformował Microsoft w sobotę, a już w najbliższy czwartek opublikował szczegółowe informacje wraz z przygotowanym przez siebie prototypowym szkodliwym kodem. Ormandy broni się mówiąc, że gdyby nie opublikował szkodliwego kodu, jego informacje zostałaby zlekceważona. Dodaje też, że działał we własnym imieniu i Google nie ma z tym nic wspólnego. Microsoft obawia się, że działanie Ormandy'ego doprowadzi do rozpoczęcia szeroko zakrojonych ataków na użytkowników Windows. Wszystko wskazuje na to, że atak można przeprowadzić nie tylko za pomocą Internet Explorera, ale wszystkich najpopularniejszych przeglądarek. Microsoft opublikował dokument, w którym opisał sposób na ominięcie niebezpieczeństwa i pracuje nad łatą. Ormandy udostępnił prototypową łatę, jednak zdaniem Microsoftu nie działa ona należycie. Tymczasem Google'owskiego eksperta krytykują też jego koledzy po fachu. Robert Hansen, szef SecTheory napisał na blogu firmy Kaspersky, że nie jest rozsądne spodziewać się, by łata powstała w tak krótkim czasie. Google w przeszłości był najbardziej aktywnym propagatorem idei odpowiedzialnego ujawniania luk. Być może dla Google'a wszystko jest w porządku, ale dla innych specjalistów tak nie jest. Hipokryzja jest zadziwiająca - stwierdził Hansen. Wtóruje mu Andrew Storms, dyrektor ds. bezpieczeństwa w firmie nCircle. Przypomina on, że nie po raz pierwszy Ormandy zdecydowanie za wcześnie ujawnia szczegóły dziur w produktach Microsoftu. Tavis próbuje twierdzić, że jego działanie nie są działaniami jego pracodawcy, ale musi dziwić fakt, że w ten sposób chętnie dolewa oliwy do ognia, podsyca walkę pomiędzy Microsoftem i Google'em oraz rysuje negatywny obraz bezpieczeństwa produktów Microsoftu - stwierdza Storms. Rzecznik prasowy Google'a również próbuje odcinać się od akcji Ormandy'ego. Jednak trudno nie zauważyć, że działanie Ormandy'ego zbiega się z czasem z ogłoszeniem przez Google'a rezygnacji z systemu Windows. Wyszukiwarkowy koncern wspomniał przy tym o względach bezpieczeństwa, jednak eksperci nie wierzą w szczerość takiej motywacji. Nie wszyscy jednak potępiają Ormandy'ego tak zdecydowanie. H.D. Moore, twórca Metasploit, uważa, że najlepszym sposobem na zmuszenie producenta oprogramowania do szybkiej publikacji łaty jest wydanie prototypowego szkodliwego kodu. Ostrożny w potępianiu jest też Gordon Lyon, niezależny ekspert ds. bezpieczeństwa i były szef Computer Professionals for Social Responsability. Stwierdził on, że dzięki działaniu pracownika Google'a jego komputer jest bezpieczny, a wszyscy użytkownicy mogą zabezpieczyć się, sięgając po poradę Microsoftu i stosując zawarty w niej sposób na obejście luki.
  18. Apple'owi grozi postępowanie antymonopolowe. Koncern Jobsa naraził się nań, niedopuszczając reklam konkurencji na swoje platformy - iPhone'a, iPod Touch oraz iPada. Podobno amerykańskie Departament Sprawiedliwości (DoJ) i Federalna Komisja Handlu (FTC) już zastanawiają się nad wszczęciem śledztwa, które ma wyjaśnić, czy Apple nie ogranicza konkurencyjności uniemożliwiając Google'owi i Microsoftowi reklamowania się na swoich urządzeniach. Przed kilkoma dniami Apple tak zmodyfikowało warunki dla developerów, że praktycznie zakazało korzystania im z Google'owskiej sieci AdMob. To już kolejne zastrzeżenia, jakie w ciągu ostatnich miesięcy zgłosiły urzędy. Z nieoficjalnych informacji wynika, że badany jest też zakaz używania narzędzi firm trzecich, jaki Apple wydał swoim developerom oraz dominacja koncernu na amerykańskim rynku cyfrowej muzyki. Zdaniem Jeffreya Shindera, który ma 20-letnie doświadczenie w sprawach antymonopolowych, to właśnie najnowsze śledztwo przysporzy Apple'owi najwięcej problemów. Wynika to z faktu, że do firmy tej należy już 28% amerykańskiego rynku smartfonów, a jej pozycja jest znakomicie wzmacniana poprzez fakt istnienia olbrzymiej liczby aplikacji dla tych urządzeń. Pozycja Apple'a będzie coraz silniejsza, a zakaz reklamowania konkurencji może łatwo zostać zinterpretowany jako chęć uzyskania pozycji dominującej. Tym bardziej, że, jak mówi Shinder, zakaz jest "potencjalnie wykluczający" [konkurencję z rynku - red.], a w takim wypadku DoJ i FTC mają obowiązek działać. Oczywiście, jak mówi specjalista, Apple może argumentować, że pozycja firmy wynika z bardzo dobrej oferty, a zakaz ma służyć ochronie integralności produktów oraz zapobiec sytuacji, w której konkurencja będzie promowała się kosztem Apple'a.
  19. Google postanowiło wziąć przykład z Binga i uczynić swoją wyszukiwarkę bardziej kolorową. Jednak w przypadku firmy Page'a i Brina to użytkownik będzie decydował, jak ma wyglądać Google. Do wyszukiwarki wprowadzono nową opcję personalizacji, dzięki której będziemy mogli umieścić obraz tła w Google'u. Można wybierać grafiki z własnego dysku twardego oraz prywatne i publiczne obrazki z albumu Picasa. Nowość będzie przez kilka najbliższych dni wprowadzana na terenie USA. Mniej więcej w tym samym czasie zwiększona możliwość personalizacji zostanie udostępniona też na całym świecie.
  20. Organizacja Privacy International jest "niemal pewna", że Google zostanie oskarżone przed sądem o przestępstwo kryminalne. Sprawa ma związek ze śledzeniem prywatnych sieci bezprzewodowych przez samochody robiące zdjęcia do Street View. Google twierdzi, że zbieranie i przechowywanie danych, które nie powinny trafić na firmowe serwery, było działaniem niezamierzonym i jest efektem pomyłki jednego z inżynierów. Jednak PI uważą, iż audyt udowodni "kryminalne intencje". Niezależny audyt pokazuje, że system Google'a celowo oddzielał niezaszyfrowane dane użytkowników od innych informacji i zapisywał je na dysku twardym. To odpowiednik umieszczenia bez odpowiedniej zgody podsłuchu w telefonie - oświadczyli przedstawiciele PI. Jeśli rzeczywiście takie działanie zostanie udowodnione, Google może mieć poważne kłopoty prawne w 30 krajach na całym świecie. Privacy International ma zamiar zainteresować swoimi odkryciami Scotland Yard. Na razie nigdzie nie wytoczono przeciwko Google'owi najpoważniejszych oskarżeń. W kilku krajach toczy się śledztwo w sprawie. PI nie wierzy też w tłumaczenia Google'a. Mówienie, że chodzi o pomyłkę jednego inżyniera nie trzyma się kupy. To złożony kod, musiał więc zostać nań przeznaczony budżet, ktoś musiał go nadzorować. Google od dawna przecież utrzymuje, że wszystkie jego projekty są szczegółowo sprawdzane - twierdzi Simon Davies, szef Privacy International.
  21. Google przed czasem zakończył eksperyment z obrazkiem tła do swojej wyszukiwarki. Przyczyną rezygnacji były błędy, które występowały po dodaniu obrazka. Znikał wówczas odnośnik do podstrony, na której można było przeczytać, dlaczego Google zdecydował się na dodawanie kolorowego tła. Wielu użytkowników błąd ten najwyraźniej irytował, gdyż do pierwszej dziesiątki najczęściej wyszukiwanych fraz trafiła "usunąć tło z google". Wyszukiwarkowy gigant ogłosił, że doda możliwość ustawienia obrazka w tle. Jednak wczoraj rozpoczęto 24-godzinny eksperyment, podczas którego obrazek pojawiał się obowiązkowo u każdego. Miało to zapoznać użytkowników z nową opcją. Eksperyment, wskutek wspomnianego błędy, zakończono po 14 godzinach.
  22. Google wdrożyło nowy system indeksowania w swojej wyszukiwarce. Mechanizm o nazwie Caffeine ma zapewnić lepsze wyniki. Jak twierdzi Google, nowy system dostarcza rezultatów o 50% bardziej aktualnych niż system dotychczasowy. Korzysta też z największej w historii Google'a bazy danych zaindeksowanej zawartości. Poprzedni mechanizm przeszukiwał w nocy niewielką część sieci i dodawał nowe witryny następnego dnia do swojego indeksu. Teraz indeksowanie ma odbywać się na bieżąco. Caffeine ma też znacznie sprawniej działać. Stary indeks składał się z wielu warstw, z których jedne były odświeżane szybciej, niż inne. Na odświeżenie głównej warstwy trzeba było czekać kilka tygodni. Ponadto odświeżenie warstwy wymagało przeanalizowania całej sieci, co oznaczało, że nowe witryny trafiały do indeksu Google'a dopiero po dłuższym czasie. Caffeine analizuje sieć po kawałku i na bieżąco wprowadza zmiany w indeksie. Gdy znajdzie nową witrynę, jest ona natychmias dodawana. W ciągu sekundy Caffeine przetwarza setki tysięcy witryn, korzystając przy tym z bazy danych o pojemności liczonej w petabajtach.
  23. W wywiadzie dla Financial Times szef Google'a, Eric Schmidt stwierdził, że ostatni skandal z podsłuchiwaniem sieci Wi-Fi to wina jednego z inżynierów, który wprowadził do oprogramowania nieautoryzowany kod. Obecnie Google prowadzi wewnętrzne śledztwo przeciwko temu pracownikowi. Google od dawna utrzymywał, że samochody wykonujące zdjęcia do Street View przechwytują tylko adresy MAC oraz identyfikatory SSID urządzeń sieciowych. Okazało się jednak, że przechwytywano i przechowywano też dane z pakietów, wysyłanych przez te sieci. Schrzaniliśmy to. Bądźmy szczerzy - powiedział Schmidt. Niemcy, Francja, Hiszpania i Włochy zastanawiają się nad wszczęciem śledztwa przeciwko Google'owi. Tymczasem koncern winą obarcza jednego ze swoich programistów. Jednocześnie Schmidt stwierdził, że nie ograniczy swobody swoim pracownikom, gdyż negatywnie wpłynęłoby to na kreatywność. Zrzucanie winy na jednego z pracowników jest o tyle dziwne, że w 2008 roku Google złożyło wniosek patentowy opisujący technologię, która została wykorzystana do podsłuchiwania Wi-Fi przez samochody Street View. Opisuje on technologię przechwytującą dane i analizującą czas ich wysyłania, w celu ustalenia dokładnego położenia użytkownika, dzięki czemu możliwe będzie dostarczanie mu reklamy związanej z jego lokalizacją. Amerykańscy prawnicy, reprezentujący osoby, które wystąpiły w pozwach zbiorowych przeciwko Google'owi mówią, że złożenie wniosku patentowego to dowód, iż szpiegowanie użytkowników było zamiarem, a nie przypadkowym działaniem. Szef Google'a odrzucił jednocześnie oskarżenia o to, że firma staje się coraz bardziej arogancka. Próbujemy robić coś dla użytkowników, wbrew zorganizowanym posiadaczom naszych akcji, więc ci oskarżają nas o arogancję - powiedział.
  24. Analitycy nie wierzą, by przyczyną, dla której Google ma jakoby rezygnować z systemu Windows, są względy bezpieczeństwa. Wczoraj ukazały się nieoficjalne informacje o tym, że nowo przyjęci pracownicy Google'a będą mogli pracować tylko na maszynach z systemami Linux lub Mac OS X. The Financial Times, powołując się na anonimowych pracowników Google'a twierdzi, że decyzję podjęto w obawie o bezpieczeństwo firmy. Liczni analitycy zwracają jednak uwagę, że nie może być to prawdziwy motyw. Model 'security-by-obscurity' działa tylko w świecie badań akademickich - mówi John Pescatore z Gartnera. Chodzi tutaj o zapewnienie bezpieczeństwa poprzez korzystanie z mało popularnych rozwiązań. Przestępcy atakują przede wszystkim platformę Windows i piszą dla niej szkodliwy kod, gdyż jest ona najbardziej rozpowszechniona. Ale w przypadku Google'a, czy takich firm jak Oracle lub Cisco, model ten się nie sprawdzi, bo cyberprzestępcy atakują celowo te konkretne firmy - dodaje Pescatore. Jeśli przestępcy będą wiedzieli, że Google używa Maków, to zaatakują firmę za pomocą szkodliwego oprogramowania dla Maków - stwierdza. Analityk przyznaje, że w liczbach bezwzględnych na Windows pojawia się więcej luk zero-day, czyli takich, które są atakowane przed pojawieniem się łaty. Jednak jeśli popatrzymy na całkowity koszt użytkowania systemów, to na bezpieczeństwo platformy Mac OS X koncern nie wyda mniej niż na bezpieczeństwo Windows - mówi. Podobnego zdania jest Michael Gartenberg, analityk Altimeter Group. Mówienie o względach bezpieczeństwa to bzdura. Windows to dobre rozwiązanie dla firm z listy Fortune 500 - stwierdza. Dodaje przy tym: to ciekawa wymówka, ale moim zdaniem przyczyną jest rosnące napięcie pomiędzy Google'em a Microsoftem. Specjaliści zauważają, że Google posiada własną przeglądarkę, oprogramowanie biurowe i system operacyjny, więc należało się spodziewać tego, że w końcu porzuci konurencyjne oprogramowanie. Jednak Gartenberg zauważa tu dodatkowy element: Chrome OS jest na wczesnym etapie rozwoju i nie nadaje się do zastosowań produkcyjnych. Pozostają więc Linux i Mac. Ale, biorąc pod uwagę rosnące napięcie pomiędzy Google'em a Apple'em powstaje pytanie, jak długo Mac utrzyma się w Google'u. Założę się, że to nie system Apple'a pozostanie na desktopach Google'a - wtóruje mu Ezra Gottheil, specjalizujący się w analizie obu firm dla Technology Business Research. Jego zdaniem, nie chodzi tutaj tyle o system operacyjny, a o pakiet MS Office i google'owskie Docs. Ważną rzeczą jaką tracisz, gdy rezygnujesz z Windows, jest Excel - mówi Gottheil. Uważa on zatem, że porzucając Windows Google chce pokazać, że online'owe Docs, oferujące arkusze kalkulacyjne, są dobrą alterantywą dla pakietu biurowego Microsoftu. Podobnie było, gdy Scott McNeally objął władze w Sunie. Oświadczył, że ze względów bezpieczeństwa nikomu z pracowników nie pozwoli używać MS Office. W rzeczywistości jednak chodziło o wypromowanie OpenOffice - mówi Pescatore. Ani Google, ani Microsoft nie odniosły się do pogłosek o porzuceniu Windows przez wyszukiwarkowego giganta.
  25. Zdaniem analityków, microsoftowa wyszukiwarka Bing radziła sobie dobrze w pierwszym roku swojego istnienia, a największą jej zaletą jest... wymuszenie innowacyjności na Google'u. Bing wystartował 28 maja 2009 roku i zastąpił mało popularne Microsoft Live Search. Dość szybko pozwolił Microsoftowi ustabilizować swoją pozycję na rynku wyszukiwarek i okazał się najpoważniejszym przeciwnikiem Google'a od lat. Oczywiście do pozycji Google'a mu jeszcze daleko, ale użytkownicy już odczuli pozytywne efekty jego pojawienia się. Bing miał dobry pierwszy rok. Nie mówię tutaj o świetnych wynikach, ale pozwolił Microsoftowi na odzyskanie wiarygodności na rynku wyszukiwarek. To duży krok naprzód - mówi Hadley Reynolds, analityk IDC. Konkurencja ze strony Binga bez wątpienia wpłynęła na tempo innowacji w Google'u. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy Google dokonał więcej widocznych zmian, niż w ciągu poprzednich kilku lat - dodał. Zdaniem specjalistów, zaostrzająca się konkurencja na rynku wyszukiwarek może bardzo szybko doprowadzić do całkowitej zmiany sposobów wyszukiwania. Jedną w ważniejszych innowacji jest wyszukiwanie w czasie rzeczywistym - w Google'u można znaleźć np. wpisy, które na Twitterze pojawiły się kilka sekund wcześniej. Wśród innowacji wprowadzonych przez firmę Page'a i Brina warto zauważyć Google Googles, wyszukiwarkę opartą na fotografiach czy lewy pasek ułatwiający doprecyzowanie zapytania. Z kolei Bing może pochwalić się usługą Bing Maps, która, zdaniem wielu specjalistów, jest lepsza od Google Maps. Rob Enderle z Enderle Group jest zdania, że Google uznaje Binga za poważnego przeciwnika, mimo, że ten ma niewielkie udziały w rynku. Co więcej, z najnowszych danych wynika, że w USA do Google'a kierowanych było w maju aż 71% wszystkich zapytań. To o 2 punkty procentowe więcej, niż w marcu. W tym samym czasie do Binga należało 9,43% rynku USA, czyli o 2 pp mniej niż w marcu. Menedżerowie Google'a traktują Binga poważnie chociaż, jak twierdzi Enderle, wyszukiwarce Microsoftu bardzo trudno będzie zdobywać kolejne segmenty rynku. Analityk mówi, że ludzie po prostu są przyzwyczajeni do Google'a i muszą mieć naprawdę dobry powód, by go porzucić. Dotychczas Bing nie dał im takiego powodu. Podobnego zdania jest Dan Olds z firmy Gabriel Consulting Broup, który zauważa, że najważniejszym problemem, z jakim musi się zmierzyć Microsoft jest fakt, iż Google stał się częścią internetowej kultury. Bing miał dobre wejście, co zwiększyło nadzieję na odebranie Google'owi większego fragmentu rynku. Jednak po początkowym entuzjazmie walka zamieniła się w wojnę pozycyjną z małymi stratami i zyskami po obu stronach. Wyniki Binga są niezłe, biorąc pod uwagę, że istnieje dopiero rok i takich można było się spodziewać w walce z tak dominującym i mądrym przeciwnikiem, jakim jest Google - mówi Olds. Analityk spodziewa się jednak, że wojna pozycyjna nie potrwa długo. Współpraca Yahoo! z Microsoftem stanowi bowiem dla Google'a zagrożenie, gdyż ma do czynienia z przeciwnikami o ugruntowanej pozycji rynkowej, którzy dysponują dużymi możliwościami inwestycyjnymi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...