Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Google' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 350 wyników

  1. Nelson Mattos z Google’a, wiceprezes ds. inżynieryjnych na rynek Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki, wypowiedział się w sprawie oskarżeń, jakie pod adresem wyszukiwarkowego giganta wysunęła kenijska firma Mocality. Zmroziło nas, gdy dowiedzieliśmy się, że grupa ludzi pracujących nad projektem Google’a niewłaściwie wykorzystała dane Mocality i fałszywie powołując się na nasze związki z Mocality zachęcała klientów do zakładania nowych witryn. Już przeprosiliśmy Mocality i prowadzimy śledztwo w tej sprawie. Gdy tylko zbierzemy wszystkie fakty, podejmiemy wobec winnych odpowiednie działania. Na razie nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za niewłaściwe wykorzystanie bazy danych Mocality i fałszywe informacje udzielane potencjalnym klientom. Nie wiadomo nawet, czy działania takie podjęli pracownicy Google’a czy też którejś ze współpracujących z koncernem firm.
  2. Kenijska firma Mocality oskarżyła Google’a o nieuczciwe praktyki biznesowe. Wyszukiwarkowy gigant miał wykorzystać tworzoną od dwóch lat bazę danych Mocality do namawiania firm, by korzystały z usług Google’a, fałszywie przy tym informując, że firmy ze sobą współpracują. Dyrektor Mocality Stefan Magdalinski wyjaśnia na blogu, że firma stworzyła największą w kraju bazę przedsiębiorstw. Budowano ją przy pomocy internautów, którym płacono za wpisy do bazy. Przez dwa lata zapłaciliśmy 11 milionów szylingów kenijskich (ponad 100 000 USD) - pisze Magdalinski. Z dalszej części wpisu dowiadujemy się, że gdy od czasu, gdy Google rozpoczął program mający na celu pomóc kenijskim przedsiębiorstwom w zaistnieniu w internecie, Mocality zaczęła odbierać dziwne telefony. Jeden czy dwóch biznesmenów zadzwoniło i chcieli od nas pomocy przy ich witrynie internetowej. Obecnie nie oferujemy takich usług, tylko bazę danych. Początkowo nie zwróciliśmy na to uwagi, ale takie telefony powtarzały się - czytamy na blogu. Pracownicy Mocality przeanalizowali logi swojego serwera i odkryli, że z jednego z adresów IP należących do Google’a sprawdzano wpisy dotyczące firm z bazy danych. Mocality przygotowało pułapkę. Gdy ze wspomnianego adresu IP znowu odwiedzono bazę danych, odwiedzającemu podsunięto fałszywy numer telefonu, który w rzeczywistości należał do Mocality. Odpowiednio poinstruowany operator udawał przedsiębiorcę i nagrywał toczoną rozmowę. Pod fałszywy numer zadzwoniła osoba przedstawiająca się jako pracownik Google’a, która stwierdziła, że Google i Mocality współpracują ze sobą i oferowała odpłatne utworzenie witryny w ramach przedsięwzięcia Kenya Business Online. Oczywiście obie firmy w rzeczywistości nie mają podpisanej umowy o współpracy. Wkrótce po założeniu pułapki wspomniany wyżej adres IP przestał być wykorzystywany, a bazę odwiedzał IP należący do kwatery głównej Google’a, który wcześniej był używany jako oficjalny IP Google’a w Indiach. Ponownie podsunięto fałszywy numer telefonu i godzinę później odebrano telefon od pracownika Google’a zapewniającego o rzekomej współpracy z Mocality. Nie spodziewałem się natrafić na trwające całymi miesiącami, systematyczne działania, mające na celu zniszczenie naszej firmy za pomocą fałszywych informacji, w które zaangażowano call centers na dwóch kontynentach - napisał Magdalinski. Google zapowiedział wydanie oświadczenia w tej sprawie.
  3. Google poinformował o ukaraniu... samego siebie obniżeniem rankingu przeglądarki Chrome w firmowej wyszukiwarce oraz obniżeniem indeksu PageRank witryny www.google.com/chrome. Decyzję taką podjęto po tym, gdy dwóch blogerów odkryło, że Chrome był reklamowany za pomocą płatnych linków. Działanie takie jest sprzeczne z polityką Google’a i może grozić za nie nawet usunięcie z indeksu wyszukiwarki. Blogerzy Aaron Wall i Danny Sullivan nagłośnili sprawę i zaczęli się zastanawiać, czy Google zastosuje wobec siebie te same zasady, które stosuje wobec innych łamiących regulamin. Koncern już zaczął wymierzać sobie karę. Jeśli w wyszukiwarce wpiszemy termin „browser“, to na drugim miejscu nie znajdziemy, jak dotychczas, odnośnika do witryny, z której można pobrać Chrome’a. Został on przesunięty na szóstą pozycję piątej strony wyszukiwania. Ponadto PageRank witryny Chrome’a został obniżony do 0. Wpisanie terminów „google chrome“ czy „chrome“ nadal sytuuje przeglądarkę wśród najlepiej wyszukiwanych terminów, jednak odnośniki prowadzą do witryn z poradami, jak zainstalować Chrome’a, a nie do strony, gdzie można go pobrać. Google tłumaczy, że nie autoryzował kampanii umieszczania płatnych linków do witryny Chrome’a. Koncern wyjaśnia, że kampanię zamówił jej partner marketingowy firma Unruly Media. Przedstawiciele Unruly Media mówią, że w ramach kampanii opłaceni blogerzy mieli napisać o Chrome, ale nie proszono ich o linkowanie do witryny przeglądarki. Tymczasem co najmniej jeden z nich, przy materiale wideo opisującym Chrome’a, umieścił informację „Opłacone przez Google’a“, która została zlinkowana do witryny Chrome’a. Link nie zawierał argumentu nofollow, co narusza zasady Google’a, gdyż w ten sposób roboty wyszukiwarki indeksują link, podbijając PageRank witryny, do której linkuje.
  4. Google otrzymał patent związany z autonomicznym samochodem. Wyszukiwarkowy gigant opatentował metodę przełączania pojazdu z trybu obsługi przez człowieka, w tryb całkowicie autonomicznego poruszania się po drodze. Patent opisuje sposób przejęcia kontroli przez samochód, określenie przezeń swojego położenia oraz kierunku jazdy. W pełni autonomiczne samochody mogą np. wozić turystów po zaprogramowanych wcześniej trasach. Dokument Transitioniong a Mixed-mode Vahicle to Autonomous Mode opisuje użycie dwóch zestawów czujników. Pierwszy z nich ma służyć do identyfikacji punktu wyjściowego, w którym pojazd się zatrzymuje. Takim punktem może być znak na ziemi czy na ścianie. Z jednej strony może on służyć jako parking, do którego samochód doprowadzi kierowcę, z drugiej, może być informacją, że w tym miejscu kierowca opuszcza pojazd, który powinien przełączyć się wówczas w tryb autonomiczny. Po dotarciu i zidentyfikowaniu punktu wyjściowego, uruchamiany jest drugi zestaw czujników, który określi położenie samochodu oraz wyznaczy jego dalszą trasę. Pojazd może korzystać z wielu punktów wyjściowych, a do określenia, gdzie się znajduje może mu posłużyć GPS sprzężony z systemem wizyjnym, pozwalającym na rozpoznanie okolicy i wyznaczenie dokładnej pozycji. Alternatywą dla tego rozwiązania może być użycie kodu QR, który dokładnie będzie opisywał punkt, przy którym został umieszczony. Precyzyjne wyznaczanie położenia jest bardzo ważne, jeśli pojazd ma być w pełni autonomiczny. GPS, który działa w przybliżeniu do kilku metrów, może czasem nie wystarczyć, stąd konieczność użycia systemów wizyjnych czy kodów QR. Ponadto w punkcie wyjściowym można umieścić wiele innych informacji, np. poinstruować pojazd, na jak długo ma się tam zatrzymać. To np. pozwoli turyście, który przyjechał takim samochodem do hotelu, na wypakowanie swoich bagaży oraz zagwarantuje, że pojzad nie utknie przed hotelem i nie będzie tamował ruchu. Podczas wycieczek objazdowych samochód może zatrzymywać się przy wyznaczonych obiektach i dać ludziom czas na ich obejrzenie. Google od lat testuje autonomiczne pojazdy. Dotychczas Toyoty Prius i Audi TT przejechały niemal 260 000 kilometrów w trybie półautonomicznym i 1600 km w trybie autonomicznym. W każdym z samochodów znajdowały się kierowca, który miał interweniować w razie potrzeby oraz pasażer, który monitorował pracę podzespołów samochodu. Zdaniem inżynierów Google'a autonomiczne pojazdy będą reagowały na sytuację na drodze szybciej niż ludzie. To z kolei pozwoli z jednej strony na zmniejszenie liczby wypadków, a z drugiej na zwiększenie przepustowości dróg, gdyż samochody będą mogły jechać bliżej siebie.
  5. Wybrani internauci mogą oglądać nową stronę główną wyszukiwarki Google. Zachowuje ona minimalistyczny wygląd, ale ma pomóc w promocji innych serwisów koncernu, takich jak YouTube czy Google+. Na nowej witrynie pod logo Google’a znalazło się rozwijalne menu, z którego możemy wybrać jeden z siedmiu serwisów lub przycisk „More“, który pokaże nam kolejnych osiem usług firmy. Zapowiedź uruchomienia takiego menu znalazła się w listopadowym wpisie na oficjalnym blogu Google’a. Na razie nie wiadomo, kiedy nowa strona główna zostanie zaprezentowana wszystkim internautom. Działanie podjęte przez wyszukiwarkowy koncern może być dość ryzykowne, gdyż Komisja Europejska prowadzi właśnie śledztwo w sprawie rzekomego wykorzystywania przez Google’a dominującej pozycji na rynku wyszukiwarek w celu promowania innych swoich usług.
  6. Jak donosi serwis AllThingsDigital, nowa umowa pomiędzy Mozillą a Google’em, na postawie której koncern Page’a i Brina płaci za to, że Google jest domyślną wyszukiwarką w Firefoksie, jest znacznie bardziej korzystna dla Mozilli niż wcześniejsza. Na podstawie nowego porozumienia Google będzie płacił około 300 milionów dolarów rocznie, a cała umowa opiewa na kwotę niemal miliarda USD. W 2010 roku, na podstawie starej umowy, Google zapłacił Mozilli około 100 milionów dolarów. Tak dobre warunki umowy mogą budzić zdziwienie, gdyż obecnie Google ma własną przeglądarkę, której rynkowe udziały są mniej więcej takie, jak rynkowe udziały Firefoksa. Podpisanie tak przez wyszukiwarkowy koncern tak kosztownej umowy może świadczyć o tym, że Google bardzo poważnie traktuje konkurencję ze strony Binga i woli nie ryzykować utraty ważnego partnera, jakim jest Mozilla.
  7. Google i Mozilla odnowiły umowę, na podstawie której koncern płaci Mozilli za to, że Google jest domyślną wyszukiwarką w Firefoksie. Niektórzy analitycy ostrzegali, że Google może nie zechcieć dłużej płacić Mozilli, gdyż Chrome szybko zdobywa popularność. Finansowy byt Mozilli jest w dużej mierze uzależniony od Google’a. W 2010 roku od swoich partnerów takich jak Google czy Microsoft Mozilla otrzymała w sumie 121 milionów dolarów. Prawdopodobnie aż 85% z tej kwoty pochodziło od Google’a. Poprzednia umowa, którą podpisano zanim jeszcze Chrome stał się jedną z dominujących przeglądarek, wygasła w listopadzie. Nie wiadomo jakie są warunki nowej, wieloletniej umowy.
  8. Dwóch ważnych członków senackiej podkomisji antymonopolowej, Herb Kohl i Mike Lee, wysłali do Federalnej Komisji Handlu list, w którym domagają się wszczęcia śledztwa przeciwko Google’owi. Senatorowie podejrzewają, że wyszukiwarkowy gigant postępuje nieuczciwie, promując swoje własne usługi w wynikach wyszukiwania. Zarzuty tego typu wysuwały firmy Expedia, Yelp i Nextag. Podczas przesłuchania w Senacie, przedstawiciele tych firm przekonywali polityków, że „Google nie gra fair“ i manipuluje wynikami wyszukiwania. Zeznający przed Senatem były szef Google’a Eric Schmidt zaprzeczył oskarżeniom. Senator Lee zarzucił firmie, że wyniki wyszukiwania 650 różnych produktów wyglądają podobnie. Oferta Google’a zawsze znajduje się w nich na 3. miejscu. Schmidt stwierdził, że nie jest to wynikiem żadnej manipulacji. Do Google’a należy ponad 65% rynku wyszukiwania w USA. Z tego też powodu urzędy i politycy coraz baczniej przyglądają się działaniom koncernu.
  9. Unia Europejska opóźni wydanie ewentualnej zgody na przejęcie przez Google'a firmy Motorola Mobility. Eurourzędnicy oświadczyli, że ostateczna decyzja zapadnie później, niż zapowiadano. Początkowo informowano, że UE wyrazi swoją opinię o transakcji najpóźniej do 10 stycznia. Jednak, jak stwierdziła Amelia Torres, rzecznik komisarza ds. konkurencyjności, Google musi dostarczyć jeszcze dodatkowe dokumenty, w związku z czym decyzja nie zapadnie w zapowiadanym czasie. Gdy komisja otrzyma wszystkie potrzebne informacje, zostanie podjęta decyzja co do nowego terminu wydania decyzji - stwierdziła Torres. Tymczasem Komisja wysłała już do innych firm ankiety dotyczące przejęcia Motoroli przez Google'a. Pyta w nich m.in. czy istnieje niebezpieczeństwo, że Google będzie faworyzowało urządzenia Motoroli w stosunku do innych producentów smartfonów korzystających z Androida. Eksperci uważają, że ta kwestia raczej nie zaważy na decyzji KE. Jednak znacznie ważniejsza będzie kwestia patentów Motoroli. Przyjrzenie się portfolio patentowemu przejmowanej firmy może wydłużyć czas potrzebny KE do rozstrzygnięcia sprawy. Swojej decyzji dotyczącej umowy Google-Motorola nie wydał też amerykański Departament Sprawiedliwości.
  10. Google z zaniepokojeniem przygląda się rosnącej popularności usługi Amazon Prime. W jej ramach największy sprzedawca internetowy oferuje Amerykanom bezpłatną dostawę zamówionego towaru w ciągu 48 godzin. Roczna opłata za taką usługę wynosi 79 dolarów. Google, którego około 40% przychodów pochodzi od firm zajmujących się sprzedażą detaliczną, obawia się, że sukces Amazon Prime zacznie zagrażać wynikom finansowym. Jak stwierdził Scot Wingo, prezes firmy ChannelAdvisor, gdy użytkownik zacznie już korzystać z Amazon Prime, przestaje szukać w Google'u możliwości zakupu towarów. To zaś negatywnie odbija się na wpływach Google'a z reklamy. Jako użytkownik Prime'a szukam towarów na Google'u tylko wtedy, gdy nie mogę znaleźć ich na Amazonie. Amazon ma najlepsza na świecie wyszukiwarkę produktów - mówi Wingo. W związku z tym Google prowadzi podobno rozmowy z wielkimi detalistami i firmami kurierskimi. Firma chce zaproponować klientom dostawę zamówionego towaru w ciągu 24-48 godzin. Pomysł Google'a polega na stworzeniu systemu, który będzie automatycznie sprawdzał, czy zamówionego przez klienta towaru nie ma w którymś z pobliskich sklepów. Jeśli jest, dostawa odbyłaby się właśnie z tego sklepu. Specjaliści zwracają jednak uwagę, że idea taka jest dość ryzykowna. Amazon jest właścicielem znacznej części towarów, które sprzedaje, posiada sieć magazynów i od dawna dobrze współpracuje z firmami kurierskimi. Dzięki temu firma może ściśle kontrolować cały łańcuch dostaw. Tymczasem Google cały ciężar odpowiedzialności przerzuca na swoich partnerów - sprzedawców i firmy kurierskie. To od nich, a nie od Google'a, będzie zależała jakość świadczonych usług. A klienci będą oczekiwali co najmniej tak wysokiej jakości usług, jaką zapewnia Amazon.
  11. Po raz kolejny w ostatnim czasie Google poinformował o rezygnacji z rozwoju niektórych swoich produktów. Gigant zaprzestaje prac m.in. nad Wave'em, Knolem i Google Gears. Niektórzy eksperci sądzą, że kolejne tego typu decyzje mogą spowodować, iż zniechęceni użytkownicy przestaną zapisywać się do usług Google'a. Przyczyną zamknięcia siedmiu usług (Wave, Bookmarks List, Friend Connect, Gears, Search Timeline, Knol, Renewable Energy Cheaper than Coal) jest ich niewielka popularność. Richard Edwards, analityk w firmie Ovum mówi, że z jednej strony liczne pojawiające się usługi świadczą o tym, że w Google'u pracuje wiele kreatywny osób, a firma rozwija ich pomysły i przedstawia użytkownikom. Jako że trudno jest odgadnąć, które z usług trafią w gusta klientów, dopiero ich opinia, wyrażana przez zainteresowanie danym rozwiązaniem, decyduje o dalszych losach pomysłu. Z drugiej jednak strony ciągłe pojawianie się i znikanie wielu usług może spowodować, że użytkownicy nie będą chcieli z nich korzystać w obawie, iż za jakiś czas znowu może okazać się, że dany pomysł nie chwycił i Google z niego zrezygnuje. Niewykluczone, że ostatni ruch Google'a związany jest z planem skoncentrowania się na rozwoju Google+, który ma konkurować z Facebookiem.
  12. Google, Facebook, Mozilla, eBay, Twitter i Yahoo! dołączyły do grupy firm i organizacji protestujących przeciwko uchwaleniu ustawy SOPA (Stop Online Piracy Act). Ustawa daje Prokuratorowi Generalnemu prawo do nakazania wyszukiwarkom i dostawcom internetu, by zablokowali witryny, na których znajdują się pirackie treści. Jesteśmy bardzo zaniepokojeni, gdyż ustawa w proponowanej postaci podważa dobrze działające mechanizmy opisane przez Kongres w Digital Millenium Copyright Act, które zapewniają bezpieczeństwo tym firmom, które działają w dobrej wierze i usuwają ze swoich stron zawartość naruszającą prawo - mówią przeciwnicy SOPA. Przyłączenie się internetowych gigantów do protestu i wysłanie przez nich listu spowodowało, że przedstawiciele tych firm zostali zaproszeni do wzięcia udziału w obradach Izby Reprezentantów. Zwolennicy SOPA, tacy jak MPAA, wynajęli już prawnika, któremu zlecili analizę ustawy pod kątem jej zgodności z Konstytucją USA. SOPA jest zgodna z Pierwszą Poprawką - napisał Floyd Abrams, znany ekspert specjalizujący się w prawie konstytucyjnym. O tym, jak wielką wagę ma opinia Abramsa świadczyć może chociażby fakt, że jest uznawany za najważniejszego w XX wieku interpretatora Pierwszej Poprawki. W dalszej części swej opinii Abrams stwierdza: ewidentna zgodność z Konstytucją przepisów zezwalających na wydanie nakazu powstrzymania się od działań naruszających prawa autorskie nie oznacza, co należy podkreślić, że nakaz taki musi być automatycznie lub zawsze być wydawany w przypadku naruszenia prawa, ani że środki stosowane celem wyegzekwowania nakazu mogą wykraczać poza granice wyznaczone Pierwszą Poprawką.
  13. Google ma zamiar wspomóc swoich partnerów w walce z pozwami sądowymi, w których oskarżani są przez firmy trzecie o naruszanie ich własności intelektualnej. Przyczyną kłopotów firm produkujących smartfony stało się wykorzystywanie przez nie systemu Android. Microsoft, Apple i Oracle twierdzą, że narusza on należące do nich patenty. Dotychczas tylko Oracle wystąpił na drogę sądową przeciwko Google'owi. Apple i Microosft pozywają jego partnerów OEM. Ci od pewnego czasu skarżą się, że Google robi zbyt mało by ich chronić przed pozwami. Teraz sytuacja może ulec zmianie. Podczas wczorajszej wizyty w Tajpej Eric Schmidt, przewodniczący zarządu Google'a, oświadczył, że firma zaoferuje swoim partnerom pomoc prawną. Powiemy naszym partnerom, w tym firmom z Tajwanu, że im pomożemy. Pomagamy na przykład HTC w sporze z Apple'em, gdyż uważamy, że Apple nie ma racji - stwierdził Schmidt. Jego słowa dotyczą sprzedania HTC przez Google'a po bardzo atrakcyjnej cenie zestawu patentów, dzięki którym HTC może wysunąć kontrpozew przeciwko Apple'owi. Obecnie to właśnie Apple stanowi największe zagrożenie dla najważniejszych partnerów Google'a - Samsunga, HTC i Motoroli. Firma domaga się ni mniej ni więcej, a wydania im zakazu rozpowszechniania urządzeń naruszających jej prawa. Microsoft nie jest tak radykalny w swoich żądaniach. Koncern chce, by partnerzy Google'a wykupili licencję na wykorzystywane przez siebie patenty. Gra firmy z Redmond jest znacznie bardziej subtelna. Jej głównym celem jest bowiem nie tyle zarobienie na sprzedaży licencji, a pokazanie, że Android wcale nie jest „darmowy", obniżenie marginesu zysku partnerów Google'a i zachęcenie ich w ten sposób do zainteresowania się systemem Windows Phone. Wyprawa Schmidta na Tajwan ma znaczenie strategiczne, gdyż stamtąd pochodzi nie tylko HTC ale i wielu producentów podzespołów dla smartfonów z Androidem. Przed przylotem na Tajwan Schmidt odwiedził Chiny, gdzie również szukał sojuszników.
  14. Google przegrał walkę o niedopuszczenie emaila, który świadczy na niekorzyść koncernu, jako dowodu w sądowym sporze z Oracle'em. Sędzia William Alsup podtrzymał wcześniejszy wyrok, zgodnie z którym list elektroniczny jednego z inżynierów Google'a może zostać wykorzystany w sprawie. We wspomnianym e-mailu, autorstwa Tima Lindholma, czytamy: to o co nas w rzeczywistości poprosili (Larry Page i Sergey Brin) to sprawdzenie, jakie istnieją techniczne alternatywy dla wykorzystania Javy w Androidzie i Chrome. Przyjrzeliśmy się wielu alternatywom i sądzimy, że wszystkie są do niczego. Doszliśmy do wniosku, że trzeba renegocjować licencję Javy tak, by spełniała nasze potrzeby. Oracle oskarża Google'a o naruszenie patentów i praw autorskich dotyczących Javy. Do naruszenia miało dojść w wirtualnej maszynie Dalvik, wykorzystywanej w systemie Android. Z listu Lindholma wynika, że Google świetnie zdawało sobie sprawę, iż Android narusza prawo. Google próbował niedopuścić do przedstawienia maila przed sądem argumentując, że przekazano go Oracle'owi przypadkiem. List został napisany bowiem już po tym, jak Oracle zgłosiło do Google'a pretensje i zagroził pozwem sądowym, a prawo stanowi, że oskarżony nie musi ujawniać korespondencji ze swoimi prawnikami, jeśli prosi w niej o radę w danej sprawie. Istnieje dziewięć wersji maila. Osiem z nich to szkice, które automatycznie zapisały się na komputerze Lindholma gdy ten tworzył list. Google przypadkiem przekazało listy Oracle'owi, gdyż po wniesieniu oskarżenia firma miała obowiązek ujawnienia materiałów dotyczących procesu. Szkice nie zostały oznaczone jako poufne, ani nie wypełniono w nich pola adresu, więc przedstawiciele Google'a nie wiedzieli, że przekazują mail, który w ostatecznej wersji trafił do szefa wydziału zajmującego się Androidem, Andy'ego Rubina, oraz do jednego z prawników Google'a. Sędzia Alsup odrzucił wniosek Google'a, zauważając, że w tekście maila wymieniony jest tylko Rubin. Oznaczenie dokumentu jako uprzywilejowanego i poufnego lub wysłanie go do prawnika nie oznacza, że automatycznie jest on uprzywilejowany - stwierdził Alsup. Google poniósł więc poważną porażkę. Ława przysięgłych może bowiem uznać e-mail za dowód, że doszło do świadomego naruszenia praw Oracle'a, a to z kolei będzie oznaczało surowszą karę. Takiego zdania jest sam sędzia Alsup, który, gdy e-mail został po raz pierwszy ujawniony, ostrzegł prawników Google'a, że może się on stać przyczyną przegrania procesu.
  15. Dziennikarze The Wall Street Journal dowiedzieli się nieoficjalnie, że Google prowadzi rozmowy z co najmniej dwoma funduszami inwestycyjnymi. Ich celem jest zebranie pieniędzy na przejęcie Yahoo!. Na razie są to dyskusje sondażowe, podczas których nie padły żadne propozycje. We wrześniu z Yahoo! zwolniono prezes firmy Carol Bartz, która zastąpiła na tym stanowisku współzałożyciela koncernu Jerry'ego Yanga. Od tamtej pory pojawiły się informacje, że przejęciem Yahoo! jest ponownie zainteresowany Microsoft oraz że kupno firmy bierze pod uwagę chińska Alibaba Group Holding, która sama jest w 40% własnością Yahoo!. Yahoo! od dłuższego czasu przeżywa problemy. Nie poradzili sobie z nimi kolejni prezesi firmy. W 2008 roku Microsoft próbował kupić Yahoo!, ale wskutek sprzeciwu Yanga transakcja nie doszła do skutku. Yahoo! to bardzo łakomy kąsek. Serwis ma niemal 700 milionów unikatowych użytkowników miesięcznie, podpisał atrakcyjne umowy z takimi dostawcami treści jak ABC News. Google chciałby zapewne sprzedawać swoje reklamy za pośrednictwem Yahoo!. Specjaliści mówią, że potencjał reklamowy Yahoo! jest obecnie słabo wykorzystywany i firma mogłaby zarabiać więcej pieniędzy. Dla Google'a to tym bardziej ważne, że na amerykańskim rynku reklamy internetowej firma wciąż odstaje od konkurencji. W bieżącym roku na reklamach najwięcej, bo 2 miliardy dolarów, zarobi Facebook. Wpływy Yahoo! wyniosą 1,6 miliarda, a Google'a - 1,1 miliarda.
  16. Google skrytykował umowę podpisaną pomiędzy Samsungiem a Microsoftem. Wyszukiwarkowy koncern oskarżył firmę Ballmera o wymuszenie po tym, jak Samsung zgodził się wnosić opłaty licencyjne od każdego sprzedawanego przez siebie urządzenia z systemem Android. Microsoft twierdzi bowiem, że Android narusza jego liczne patenty. Samsung to drugi po HTC duży producent urządzeń z Androidem, który podpisał umowę licencyjną z Microsoftem. Jej zawarcie to jasny znak, że Google, pomimo przejęcia Motoroli wraz z jej portfolio patentowym, nie jest w stanie zapewnić swoim partnerom odpowiedniej ochrony. Ostre słowa, jakich używa Google pokazują, jak bardzo firma jest sfrustrowana obecną sytuacją. Samsung to największy na świecie producent urządzeń z Androidem, a teraz system Google'a będzie przynosił spore kwoty Microsoftowi. Zdaniem analityków z firmy Goldman Sachs z umów podpisanych z HTC, Samsungiem, Acerem i Viewsonicem koncern Ballmera zyska w bieżącym roku podatkowym - który zakończy się w połowie roku 2012 - aż 444 miliony dolarów. Google'a z pewnością denerwuje również fakt, że podpisanie umów licencyjnych może być dla HTC czy Samsunga krokiem w kierunku szerszego wykorzystywania innych systemów niż Android. Obie firmy mają bowiem teraz prawo do używania technologii Microsoftu, mogą więc skorzystać zarówno z Windows Phone jak i innych systemów bez obawy, że naruszą własność intelektualną koncernu z Redmond. Microsoft będzie też naciskał Motorolę, by i ona wnosiła opłaty licencyjne za wykorzystywane technologię. Gdy więc Google zakończy przejmowanie tego koncernu, może okazać się, że jest zmuszony płacić swojemu wielkiemu rywalowi.
  17. HTC nie wyklucza posiadania własnego systemu operacyjnego. Takie stanowisko może być reakcją na kupno Motoroli przez Google'a. Cher Wang, współzałożycielka i przewodnicząca Rady Nadzorczej HTC, powiedziała w wywiadzie dla Economic Observer of China, że pojawił się pomysł zakupu systemu operacyjnego i jest on dyskutowany. Zastrzegła przy tym, że jej firma nie będzie działała pod wpływem impulsu. Gdy Google kupiło Motorola Mobility stało się jasne, że decyzja ta będzie miała też negatywne strony dla wyszukiwarkowego giganta. Co prawda firma zyskała duże portfolio patentowe, dzięki czemu może bronić się przed pozwami, jednak z drugiej strony stała się konkurentem dla swoich najważniejszych partnerów na rynku smartfonów. HTC to producent popularnych urządzeń, który jednak jest całkowicie zależy od Androida oraz, w znacznie mniejszym zakresie, od Windows Phone. Firma nie posiada, w przeciwieństwie np. do Samsunga, własnego systemu operacyjnego, musi więc współpracować z twórcami takiego oprogramowania. Dotychczas sprzedawała przede wszystkim urządzenia wykorzystujące system Android. Od kiedy jednak Google - przejmując Motorolę - stał się konkurentem HTC na rynku urządzeń, sytuacja tajwańskiej firmy znacząco się zmieniła.
  18. Sędzia William Alsup, który ma rozsądzić spór patentowy pomiędzy Oracle'em a Google'm nakazał dyrektorom obu firm, by spróbowali rozstrzygnąć go polubownie. Sąd zdecydował, że Ellison i Page mają spotkać się 19 września oraz być przygotowanymi na kolejne spotkanie pomiędzy 20 a 30 września. Jeszcze w bieżącym tygodniu ma natomiast dojść do spotkania prawników obu firm, podczas którego sąd udzieli im instrukcji na temat zasad, na jakich będą prowadzone rozmowy Ellisona i Page'a. Początkowo Oracle chciało wysłać na rozmowy dotyczące ugody prezes Safrę Catz, a ze strony Google'a miał uczestniczyć Andy Rubin, odpowiedzialny w Google'a za wydział mobilny. Oracle sprzeciwiło się obecności Rubina argumentując, że w porównaniu z Catz zajmuje on zbyt niskie stanowisko. Z kolei sędziemu nie spodobały się obie propozycje i stwierdził, że rozmawiać mają osoby rzeczywiście kierujące obiema firmami, czyli Larry Ellison z Oracle'a i Larry Page z Google'a. Spór pomiędzy koncernami dotyczy praw patentowych do aplikacji Javy. Należą one do Oracle'a i mają być rzekomo naruszane w Dalviku, wirtualnej maszynie wykorzystywanej przez google'owskiego Androida.
  19. Dwóch inwestorów Google'a pozwało do sądu kierownictwo firmy, w tym prezesa Larry'ego Page'a i przewodniczącego zarządu Erica Schmidta. Inwestorom nie spodobało się zawarcie przez Google'a ugody z Departamentem Sprawiedliwości, w ramach której koncern zapłaci 500 milionów dolarów grzywny. Wniosek złożono w sądzie w San Jose w imieniu firmy oraz innych inwestorów. Zakres zaniechań jest niezwykły. Od 2003 do 2009 Google świadomie pomagało kanadyjskim aptekom w reklamowaniu nielegalnej sprzedaży lekarstw - czytamy w pozwie. Page, Schmidt oraz Sergey Brin zostali oskarżeni o złe wypełnianie obowiązków oraz zmarnowanie firmowych pieniędzy. Google już w 2003 roku wiedziało, że reklamy kanadyjskich aptek w amerykańskim serwisie Google'a są niemal w każdym przypadku nielegalne. Firma jednak nic z tym nie zrobiła aż do roku 2009, gdy została poinformowana o wszczęciu śledztwa przez DoJ. Błyskawiczna reakcja Google'a po tym, jak dowiedziano się o śledztwie wskazuje, że podsądni mogli w każdym czasie sześcioletniego okresu powstrzymać firmę przed pomaganiem online'owym aptekom - czytamy w pozwie. Inwestorzy domagają się, by wspomniane 500 milionów grzywny zostało zapłacone przez pozwanych oraz by zostali ukarani też grzywną. We wniosku wymieniono również m.in. Johna Hennessy'ego, rektora Uniwersytetu Stanforda, Paula Otelliniego, prezesa Intela, Shirley Tilghman, rektora Princeton University i innych członków zarządu.
  20. Najprawdopodobniej dzisiaj zostanie ogłoszona decyzja o nałożeniu na Google'a 500 milionów dolarów grzywny za reklamowanie aptek, które prowadzą nielegalne działania. Koncern zapłaci taką kwotę w ramach ugody z Departamentem Sprawiedliwości. Google zostanie w ten sposób ukarane za umieszczanie reklam aptek, które sprzedają podrobione leki lub też umożliwiają kupowanie leków bez recepty. Mowa tutaj przede wszystkim o kanadyjskich aptekach. Amerykanie chętnie kupują w nich lekarstwa, gdyż są one tańsze od lekarstw w USA. Jednak działania takie są niezgodne zarówno z amerykańskimi jak i kanadyjskimi przepisami. Google już w 2003 roku wiedziało, że przysyłanie przez kanadyjskie apteki lekarstw do USA jest niezgodne z prawem. Prowadzący śledztwo prokuratorzy ze stanu Rhode Island oraz urzędnicy FDA poinformowali, że kwota, którą zapłaci koncern jest jedną z największych grzywien w historii. Zauważyli również, że Google miał techniczne możliwości niedopuszczenia reklam kanadyjskich aptek, gdyż skutecznie blokował reklamy aptek z innych krajów. Tymczasem niektórym kanadyjskim aptekom pomagano nawet w optymalizacji kampanii reklamowych. Pierwsze działania, mające na celu weryfikację legalności reklam kanadyjskich aptek Google podjął dopiero w 2009 roku, gdy został poinformowany o rozpoczęciu śledztwa w tej sprawie. Teraz koncern Page i Brina przyznał się do winy, wziął ją całkowicie na siebie i obiecał, że przedstawi rozwiązania mające zapobiec powtórzeniu się takiej sytuacji w przyszłości.
  21. Zdaniem części analityków przejęcie przez Google'a Motoroli może okazać się korzystne dla... Microsoftu. Kupując Motorolę Google zaczął bowiem konkurować ze swoimi partnerami. Główni partnerzy Google'a - Samsung i HTC - zostali postawieni w trudnej sytuacji. Sądzimy, że przejęcie nie było dobrze przyjęte w Korei i na Tajwanie. Jeśli Android ma nadal zdobywać rynek, to potrzebne jest mu do tego zainteresowanie HTC i Samsunga. Sądzimy, że obecnie zainteresowanie to może się zmniejszyć - napisał Jamie Townsend, analityk z Town Hall Investment Research. Analitycy zwracają uwagę, że dotychczas, za każdym razem gdy pojawiała się nowa wersja Androida, Google wybierał jednego z producentów telefonów na preferowanego partnera, dawał mu wcześniejszy dostęp do systemu w zamian za użycie w telefonach pełnej gamy usług Google'a. Zarówno Motorola, jak i HTC czy Samsung były w pewnych momentach takimi preferowanymi partnerami. Teraz, jak zauważa Chris Hazelton z The 451 Group, trudno sobie wyobrazić, by HTC lub Samsung otrzymały od Google'a lepszą propozycję niż Motorola. Z kolei Avi Greengart, analityk z Current Analysis, zauważa, że co prawda Google umieściło na swojej stronie wyrazy poparcia ze strony HTC, Samsunga, LG i Sony Ericssona, ale firmy te po prostu nie mogły inaczej postąpić. Powód, dla którego nikt się nie sprzeciwił jest taki, że nie miały wyboru. W krótkim terminie nie mają wyboru. Nie porzucisz nagle Androida, gdy od niego zależą wyniki finansowe za cały rok - pisze Greengart. Cykl rozwojowy telefonów komórkowych trwa mniej więcej rok, zatem w krótkim terminie nic się nie zmieni jeśli chodzi o planowane rynkowe debiuty urządzeń z Androidem. Jednak, jak uważa Hazelton, partnerzy Google'a z pewnością zaczęli już się zastanawiać, czy aby na pewno będą wprowadzali na rynek modele, które dopiero powstają na deskach kreślarskich. Analityk dodaje, że decyzja o przejęciu Motoroli przyczyni się do spowolnienia wzrostu Androida. Tymczasem analityk Forrester Research, John McCarthy, uważa, że wkrótce usłyszymy jak Steve Ballmer i jego firma zaczną zachęcać azjatyckich producentów, by zwrócili uwagę na ofertę Microsoftu, gdyż koncern z Redmond jest jedynym producentem platformy mobilnej, który nie produkuje sprzętu, a zatem nie stanowi dla nich konkurencji. Sądzę, że Samsung jeszcze raz przyjrzy się Androidowi i Windows Phone i zacznie więcej uwagi zwracać na Windows. W pewnym sensie wielkim wygranym jest Microsoft - twierdzi Greengart. RIM, Apple, Google i HP to firmy, które mają własne platformy programowe i sprzętowe. Jedyną firmą oferującą tylko platformę programową został Microsoft. Ma to odniesienie zarówno do rynku smarfonów jak i tabletów. Dla tak istotnych producentów jak HTC, Samsung czy LG zwrócenie większej uwagi na ofertę z Redmond może okazać się najbezpieczniejszym wyjściem. Niewykluczone, że za zakupem Motoroli stała przede wszystkim chęć nabycia odpowiedniego portfolio patentów, które pozwoliłoby na obronę Androida przez pozwami przede wszystkim ze strony Apple'a. Być może Google wkrótce będzie chciał sprzedać wydziały produkcyjne, pozostawiając sobie tylko patenty. Jeśli jednak od początku firma miała taki zamiar, to mogła zdobyć prawa do patentów w znacznie łatwiejszy sposób. Od kilku tygodni można kupić firmę InterDigital z portfolio liczącym ponad 8000 patentów. Ponadto Google mógł walczyć o patenty Nortela, które jego konkurencja kupiła za 4,5 miliarda USD.
  22. Google'owi nie udało się przekonać sędziego amerykańskiej Komisji Handlu Międzynarodowego (ITC), by nie dopuścił do zeznań wynajętego przez Microsoft eksperta. Robert Stevenson będzie mówił o kodzie źródłowym Androida sędziom rozpatrującym spór patentowy pomiędzy Microsoftem a Motorolą. W ubiegłym tygodniu Google oskarżył Microsoft, iż ten złamał zapisy poufnego porozumienia pomiędzy Motorolą, Microsoftem i Google'em. Sędzia prawa administracyjnego nie znalazł w oświadczeniu Google'a żadnych przesłanek potwierdzających, że Google w dobrej wierze chciał porozumieć się z Microsoftem - stwierdził sędzia Theodore Essex. Dodał przy okazji, że wniosek o uniemożliwienie zeznań eksperta mogą stawiać tylko strony sporu, a nie strona trzecia. Google nie przedstawił żadnego dowodu prawnego, który pozwalałby na stwierdzenie, iż strona trzecia ma takie prawo [żądania wykluczenia eksperta - red.]" - oświadczył Essex. Google ma pretensje do Microsoftu, że ten pozwolił Stevensonowi zajrzeć do kodu Androida. Koncern Page i Brina twierdzi, że nie został wcześniej uprzedzony o tym, że ekspert otrzyma dostęp do kodu, w tym do jego części tak poufnych, że nie są one nawet udostępniane partnerom Google'a takim jak Motorola. Florian Muller, autor bloga FOSS Patents, mówi, że Google szczególnie obawia się o wynik sporu pomiędzy Microsoftem a Motorolą. Jeśli śledztwo wykaże, że Motorola, a tak naprawdę wszystkie urządzenia z Androidem, naruszają ważne patenty Microsoftu, to wszyscy partnerzy Google'a będą musieli płacić Microsoftowi za licencje - stwierdza Muller. Motorola nie ma też szczęścia do kontrpozwów przeciwko Microsoftowi. Niektóre z nich zostały odrzucone, więc nie będą rozpatrywane przez sądy, a daty rozpatrywania tych przyjętych są dość odległe. Większość z nich trafi do sądu dopiero w przyszłym roku. W międzyczasie zaś, jeśli Microsoft wygra obecny spór, ITC może zakazać Motoroli importu i sprzedaży na terenie USA urządzeń naruszających prawa koncernu z Redmond.
  23. Jak poinformował na oficjalnym blogu Google'a prezes firmy Larry Page, wyszukiwarkowy gigant kupi Motorola Mobility Inc. Transakcja warta 12,5 miliarda dolarów położy kres niezależności amerykańskiego producenta telefonów komórkowych, a jednocześnie spowoduje, że Google będzie mógł produkować własne smarfony i wzbogaci swoje słabe dotychczas portfolio o bardzo potrzebne firmie patenty. Możliwość produkcji własnych urządzeń niewątpliwie pozwoli Google'owi na lepsze konkurowanie z Apple'em, może jednak budzić niepokój dotychczasowych partnerów firmy - Samsunga, HTC czy LG - którzy wykorzystują platformę Android i staną się konkurentami Google'a. Larry Page zapewnia, że „przejęcie nie zmienia naszej decyzji i Android pozostanie otwartą platformą. Motorola będzie go licencjonowała, a Android pozostanie otwarty. Motorola będzie osobną firmą. Wielu producentów sprzętu ma swój wkład w sukces Androida i zamierzamy nadal z nimi współpracować". HTC już wydało oświadczenie, w którym popiera zakup Motoroli przez Google'a. Po ogłoszeniu transakcji cena akcji Motoroli wzrosła o 56%. Akcje Google'a spadły o około 3%. W obliczu zaostrzającej się walki na rynku urządzeń mobilnych niezwykle ważne jest też przejęcie przez Google'a patentów Motoroli. Dzięki temu koncern będzie mógł się bronić przed pozwami ze strony konkurencji.
  24. Google w końcu postanowiło pomóc deweloperom tworzącym aplikacje dla Androida i chce ułatwić im walkę z trollami patentowymi. Koncern po raz pierwszy założył wniosek do USPTO (United States Patent and Trademark Office - Biuro ds. patentów i znaków handlowych Stanów Zjednoczonych) o ponowne sprawdzenie dwóch patentów należących do firmy Lodsys. Google chce, by USPTO stwierdziło, czy patenty są ważne. Obecnie Lodsys pozwała do sądu 11 deweloperów aplikacji dla smartfonów, gdyż, jej zdaniem, naruszają oni dwa należące do firmy patenty. Już przed dwoma laty Van Lindberg, specjalista ds. prawa patentowego z firmy Haynes and Boone LLP zwracał uwagę, że środowiska opensource'owe bardzo rzadko korzystają z jednego z najtańszych sposobów walki z trolami patentowymi. Podczas Open Source Business Conference Lindberg stwierdził, że zamiast toczyć sądowe spory o patenty, często lepiej i taniej jest złożyć do Biura Patentowego (USPTO) wniosek o ponowne zbadanie spornego patentu. Koszty sądowego sporu o patenty wynoszą średnio od 1 do 4 milionów dolarów, podczas gdy za wniosek o ponowne rozpatrzenie patentu przez USPTO trzeba zapłacić do 50 000 do 100 000 USD. Google kupiło licencję na patenty Lodsysa, dlatego też firma ta pozywa deweloperów. Zagrożenie dla Google'a jest jednak jasne. Niezależnie od tego, czy Lodsys wygra z deweloperem przed sądem, to sama groźba wikłania się w czasochłonne i kosztowne spory sądowe może sprawić, że wielu programistów zrezygnuje z rozwoju aplikacji na platformę Google'a. Dlatego też wyszukiwarkowy gigant postanowił pomóc deweloperom.
  25. Sąd nakazał firmie Oracle zmniejszyć kwotę odszkodowania, której domaga się od Google'a za rzekome naruszenie patentów. Zdaniem Oracle'a Android narusza własność intelektualną chronioną patentami, a obecną w Javie. Firma Ellisona domaga się odszkodowania sięgającego 6,1 miliarda dolarów. Sędzia William Alsup wydał właśnie nakaz obniżenia żądań. Jego zdaniem punktem wyjścia dla obliczeń powinno być 100 milionów dolarów. Jednocześnie sędzia odrzucił stwierdzenia Google'a, że wpływy koncernu z reklamy nie mają związku z wartością Androida i nie powinno się brać ich pod uwagę przy wyliczaniu odszkodowania dla Oracle'a. Sędzia ostrzegł przy okazji Google'a, że jeśli koncern zostanie uznany winnym naruszenia patentów, może mu zostać wydany zakaz sprzedaży oprogramowania łamiącego prawo. Na razie nie wiadomo, kiedy rozpocznie się proces. W sierpniu ubiegłego roku Oracle pozwał Google'a twierdząc, że Android narusza siedem patentów Javy. Google odrzucił oskarżenia i stwierdził, że Oracle żąda zbyt wysokiego odszkodowania. Sąd zgodził się z Google'em. Jednocześnie ostrzegł Oracle'a, że jeśli wynajęty przez firmę ekspert - profesor Iain Cockburn z Boston University, nie zmieni swoich wyliczeń odszkodowania tak, by sąd uznał je za rozsądne, to sąd może nie dać firmie drugiej szansy i w ogóle odrzuci żądania jakiegokolwiek odszkodowania. Profesor Cockburn wyliczył, że jeśli doszłoby do negocjacji pomiędzy Google'em a Oracle'em w sprawie zakupu licencji na sporne patenty, to koncern Page'a i Brina zgodziłby się zapłacić 2,6 miliarda dolarów, wliczając w to licencje i coroczne ich odnawiane. Górną granicę opłat profesor określił na 6,1 miliarda USD. Sąd odrzucił jednocześnie argumentację Google'a, że odszkodowanie nie powinno przekraczać 100 milionów USD, gdyż Google w 2006 roku nie zgodził się na zapłacenie takiej kwoty za te same patenty, które należały wówczas do Suna. Sędzia Alsup uznał, że Google próbuje uniknąć zapłacenia „uczciwej ceny".
×
×
  • Dodaj nową pozycję...