Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Antarktyda' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 21 wyników

  1. Pierwsze szeroko zakrojone badania pokryw lodowych i lodowców znajdujących się poza Grenlandią i Antarktydą wykazały, że tracą one rocznie 150 miliardów ton lodu. Profesor John Wahr mówi, że oznacza to, iż z tego powodu globalny poziom oceanów wzrasta o 0,4 milimetra. Podczas swoich badań uczeni przeanalizowali dane dostarczone przez zespół dwóch satelitów GRACE (Gravity Recovery and Climate Experiment). Wykazały one, że w latach 2003-2010 strata lodu wynosiła 148 miliardów ton, czyli 162,5 kilometra sześciennego rocznie. Nie brano pod uwagę lodu z samotnych lodowców oraz pokryw lodowych z obrzeży Grenlandii i Antarktydy. Do obliczeń należy dodać 80 miliardów ton. Ziemia traci olbrzymie ilości lodu, który ostatecznie trafia do oceanów, a nowe badania pomogą nam znaleźć odpowiedzi na pytania dotyczące wzrostu poziomu wód oceanicznych oraz reakcji zimnych obszarów na zmiany klimatyczne - mówi Wahr. Satelity GRACE pozwalają obserwować lodowce z niespotykaną dotychczas dokładnością. Przed ich wystrzeleniem w 2002 roku lodowce obserwowano za pomocą czujników naziemnych. Uzyskiwano w ten sposób informacje na temat kilkuset spośród 200 000 wszystkich ziemskich lodowców. Satelity oddalone od siebie o 217,2 kilometra znajdują się na wysokości około 483 kilometrów nad Ziemią. Badają one zmiany w polu grawitacyjnym planety powodowane lokalnymi zmianami masy. GRACE posłużyły też uczonym z Boulder do zbadania utraty lodu na Grenlandii i Antarktydzie. Tam strata wynosiła 385 miliardów ton rocznie. W sumie w latach 2003-2010 roztopiło się około 4168 kilometrów sześciennych lodu. Woda z lodu utraconego przez Ziemię w latach 2003-2010 pokryłaby całe Stany Zjednoczone warstwą wody o głębokości około 0,5 metra - stwierdził Wahr. Naukowców najbardziej zaskoczył fakt, że utrata lodu jest znacznie mniejsza niż wcześniej szacowano. W wysokich górach Azji rocznie roztapia się około 4 miliardów ton, a niektóre wcześniejsze szacunki mówiły nawet o 50 miliardach ton. Dane GRACE z tych regionów były dużym zaskoczeniem. Jedno z możliwych wyjaśnień jest takie, że wcześniej informacje uzyskiwano z niżej położonych łatwo dostępnych lodowców i później ekstrapolowano je na zachowanie tych, które znajdowały się wyżej. Jednak mimo globalnego ocieplenia wyżej jest wciąż na tyle chłodno, że lodowce nie tracą masy - stwierdził uczony. Ciągle nie jest jasne, jak tempo topienia się może rosnąć i jak szybko lodowce będą traciły masę w nadchodzących dekadach. Z tego też powodu trudno jest przewidywać przyszłość - mówi profesor Pfeffer. Z badań wynika, że roczny przyrost wody w oceanach spowodowany topieniem się lodów wynosi zaledwie 1,5 milimetra.
  2. Badania zmumufikowanych szczątków fok ujawniły, że zmiany wśród mikroorganizmów żyjących na Antarktydzie przebiegają znacznie szybciej, niż dotychczas sądzono. To wskazuje, że mikroorganizmy znacznie szybciej będą odpowiadały na zmiany temperatury czy wilgotności niż przypuszczali uczeni. Antarktyczne Suche Doliny to najzimniejsze i jedne z najbardziej suchych pustyń na Ziemi. Panuja tam tak trudne warunki, że sądzono, iż wszelkie zmiany dotyczące zamieszkujących je organizmów żywych zachodzą niezwykle powoli z powodu małej ilości źródeł pożywienia. Naukowcy postanowili jednak sprawdzić to założenie badając zmumifikowane zwłoki fok z Suchych Dolin. Już sama obecność fok w odległości 66 kilometrów od morza i na wysokości 1800 metrów nad jego poziomem stanowi zagadkę. Być może zwierzęta trafiły tam w wyniku choroby lub pobłądziły z powodu złej pogody. Jednak uczonych nie interesowały same foki, a mikroorganizmy zamieszkujące liczące sobie setki latmumie. Uczeni zbadali organizmy żyjące pod mumią i porównali je z tymi zamieszkującymi inne miejsca Suchych Dolin. Ponadto przenieśli jedną z mumii 150 metrów dalej i przez 5 lat analizowali zmiany zachodzące w gruncie. Niezwykle wolno rozkładające się szczątki zwierzęcia użyźniały glebę i zatrzymywały w niej wodę, która w innym wypadku szybko by odparowała. Uczeni odkryli, że po zaledwie dwóch latach życie mikroorganizmów w nowym miejscu spoczynku mumii było równie bujne jak w miejscu, w którym szczątki foki leżały przez 250 lat. Nie sądziliśmy, że odpowiedź będzie tak szybka. Dotychczas sądzono, że pojawienie się takiego bogactwa mikroorganizmów zajmie dziesiątki, jeśli nie setki lat - mówi specjalsta w dziedzinie ekologii mikroorganizmów Craig Cary z nowozelandzkiego University of Waikato. Pod nowym miejscem, w którym położono mumię, rozwinęły się bujnie te same gatunki mikroorganizmów, które naturalnie występowały w tamtejszej glebie. Jednak zmieniły się ich proporcje. Organizmy wcześniej dominujące stały się mniejszością.
  3. Rosjanie prawdopodobnie dowiercili się do Jeziora Wostok, największego z jezior znajdujących się pod lodem Antarktydy. Na nic zdały się apele ekologów i prośby ze strony USA czy Wielkiej Brytanii, by z wierceniami wstrzymać się do czasu opracowania technik gwarantujących, że woda w zbiorniku nie zostanie zanieczyszczona. Jezioro Wostok powstało prawdopodobnie 400 000 lat temu i od tamtej pory było izolowane od wpływów zewnętrznych warstwą lodu grubą na niemal 4 kilometry. W jeziorze mogą istnieć niespotykane nigdzie indziej formy życia, a jego woda może pozwolić np. na zbadanie składu atmosfery z czasów formowania się jeziora. Ekolodzy od początku krytykowali rosyjskie wysiłki apelując, by do wierceń wykorzystywano gorącą wodę. Rosjanie stwierdzili, że na odległej stacji polarnej nie mają możliwości jej wykorzystywania. Podczas wierceń użyto kilkudziesięciu ton freonu i parafiny. Mimo apeli ONZ, organizacji ekologicznych i wielu krajów, wiercenia były kontynuowane. Teraz agencja RIA Novosti doniosła, powołując się na nieujawnione źródło, że „nasi naukowcy na głębokości 3786 metrów dotarli do powierzchni jeziora“. Na razie nie wydano żadnego oficjalnego komunikatu w tej sprawie. Niewykluczone, że sukces zostanie ogłoszony przez władze w Moskwie. Jeśli to prawda i wszystko poszło dobrze, to jest to znaczące osiągnięcie. Dla Rosjan to bardzo ważny krok, gdyż od lat nad tym pracowali - mówi profesor Martin Siegert, dziekan wydziału nauk o Ziemi z University of Edinburgh. Uczony dodaje, że podobne warunki jakie panują w Jeziorze Wostok mogą panować też pod lodem Europy, księżyca Jowisza. Można będzie zatem sprawdzić, czy życie może przetrwać w takich warunkach. Rosjanie rozpoczęli wiercenia w 1989 roku. W 1996 ostatecznie potwierdzono istnienie jeziora, a w 1998 roku wiercenia przerwano w obawie o skażenie wody Jeziora. Później, po opracowaniu nowych technik, znowu je rozpoczęto. Mimo to zachodni eksperci ciągle są pełni obaw, że użyta parafina może zanieczyścić jezioro. W przyszłym roku profesor Siegert i jego zespół rozpoczną wiercenia w celu dotarcia do innego podlodowego zbiornika wody - Lake Ellsworth. W swojej pracy będą wykorzystywali gorącą wodę.
  4. NASA zdobyła dowody obrazujące potęgę trzęsień Ziemi i tsunami. Kelly Brunt, specjalistka ds. kriosfery, i jej zespół wykazali związek pomiędzy trzęsieniem ziemi, które nawiedziło Japonię w marcu 2011 roku, a cieleniem się lodowca na Antarktydzie. Natychmiast po trzęsieniu Brunt wraz ze współpracownikami zaczęli obserwować Antarktydę i zauważyli, że niedługo po dotarciu tam fali tsunami, lodowiec z szelfu Sulzbergera zaczął się cielić. O potędze zjawiska niech świadczy fakt, że fala miała do przebycia 13 800 kilometrów, a mimo to uderzyła z taką siłą, że oderwaniu uległy góry lodowe o łącznej powierzchni około 120 kilometrów kwadratowych. Warto przy tym zauważyć, że w tym miejscu od co najmniej 46 lat nie oderwała się żadna inna góra lodowa. Naukowcy oceniają, że fale, które dotarły do Antarktydy miały jedynie 30 centymetrów wysokości, jednak ich gęstość była wystarczająco duża, by skruszyć lód o grubości 80 metrów. Powiązanie cielenia się lodowców z trzęsieniami ziemi może pomóc w wyjaśnieniu wielu zagadek z przeszłości. W 1868 roku oficerowie chilijskiej marynarki wojennej informowali o napotkaniu niespotykanych w danym sezonie gór lodowych na południu Pacyfiku. Później spekulowano, że ich obecność ma związek z trzęsieniem ziemi, które miało miejsce miesiąc wcześniej. Teraz wiadomo, że jest to najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie.
  5. Ocieplające się wody oceanów będą roztapiały położone pod wodą lody Grenlandii i Antarktydy znacznie szybciej niż przypuszczano. To z kolei może prowadzić do większego niż prognozowany wzrostu poziomu mórz. Na University of Arizona przeprowadzono pierwsze badania, których celem jest wyliczenie i porównanie ogrzewania się wód oceanicznych wokół obu biegunów. Naukowcy wykorzystali przy tym 19 różnych modeli klimatycznych i zaproponowali nowy mechanizm globalnego ocieplenia. Ich badania są o tyle istotne, że dotychczas skupiano się przede wszystkim na wpływie ocieplenia atmosfery na lody Antarktydy i Grenlandii. Ogrzewanie się oceanów jest bardzo ważne w porównaniu z ogrzewaniem atmosfery, gdyż woda może przechowywać znacznie więcej ciepła niż powietrze - mówi główny autor badań, Jianjun Yin. Z wyliczeń jego zespołu wynika, że jeśli weźmiemy pod uwagę średni prognozowany wzrost koncentracji gazów cieplarnianych w atmosferze, to temperatura wód położonych na głębokości od 200 do 500 metrów poniżej powierzchni oceanów wzrośnie do 2100 średnio o 1 stopień Celsjusza. Wokół Grenlandii wzrost wyniesie 2 stopnie, a wokół Antarktydy 0,5 stopnia. „Dotychczas nikt nie zauważył tego, że wody wokół Granlandii i Antarktydy ogrzewają się w różny sposób" - mówi Yin. Grenlandia jest ogrzewana ciepłym Prądem Zatokowym, podczas gdy chłodny Dryf Wiatrów Zachodnich chroni Antarktydę przed ciepłymi masami wody z północy. Mimo to, wody wokół Bieguna Południowego również będą się ogrzewały. To oznacza, że Grenlandia i Antarktyda będą roztapiały się szybciej niż dotychczas sądzono. Nasz praca to kolejny dowód, że do końca wieku możemy spodziewać się wzrostu poziomu oceanów o około 1 metr, a w kolejnych wiekach będzie on jeszcze większy - mówi współautor badań, profesor Jonathan T. Overpeck. Już wcześniejsze badania wykazały, że wody wokół Grenlandii są cieplejsze, niż sądzono oraz że lodowce coraz szybciej zsuwają się do oceanu.
  6. Wostok to największe z ok. 145 jezior podlodowych na Antarktydzie. Najprawdopodobniej rosyjskim naukowcom po raz pierwszy uda się dotrzeć do jego powierzchni i pobrać próbki wody. Obecnie przewiercają się przez prawie 4-km warstwę lodu. Szacuje się, że Wostok ma 250 km długości i 50 szerokości, a jego głębokość sięga 800 m. Jezioro było odseparowane lodem od świata przez co najmniej 14 mln lat. Wcześniejsze plany wiertnicze spaliły na panewce z powodu zastrzeżeń Antarctic Treaty Secretariat (ATS). Przedstawiciele organizacji założonej we wrześniu 2004 r. obawiali się skażenia wód dziewiczego Wostoku. Astrobiolodzy z NASA już w 2003 r. wspominali, że bogate w tlen i azot wody mogłyby wystrzelić przez otwór jak napój ze wstrząśniętej butelki. Teraz ATS zaaprobowała ocenę wpływu środowiskowego zaprezentowaną przez Instytut Badawczy Arktyki i Antarktyki z Sankt Petersburga. Rzecznik Instytutu Walery Łukin wyjaśnia, że udało się opracować metodę pobierania próbek, która nie zagraża zanieczyszczeniem jeziora. Gdy wiertło dotrze do powierzchni Wostoku, ciśnienie wody wypchnie je i płuczkę do góry. Woda zamarznie, a naukowcy wrócą latem, by zabrać ją do analizy. Woda w Wostoku zawiera ok. 50-krotnie więcej tlenu niż przeciętny zbiornik słodkowodny. Akademicy mają nadzieję znaleźć tam życie. Skupiają się zwłaszcza na zmineralizowanej wodzie z okolic dna. Jeśli naprawdę w jeziorze podlodowym występują organizmy, są one tzw. ekstremofilami. Odkrycie miałoby znaczenie nie tylko dla biologii Ziemi, ale i dla zbliżonych środowiskowo do Wostoku 2 księżyców z Układu Słonecznego – Europy Jowisza i Enceladusa Saturna. Przy optymistycznym scenariuszu życie w Wostoku oznaczałoby możliwość rozwoju życia na wymienionych satelitach. Naukowcy nie mają pojęcia, kiedy sięgną lustra wody (nikt bowiem nie wie, jak gruba jest warstwa lodu), ale najprawdopodobniej uda się to zrobić do końca stycznia, a więc przed końcem trwającego na Antarktydzie lata. Obecnie otwór ma już głębokość 3650 m.
  7. Na Antarktydzie znaleziono skamieniałości prehistorycznego żółwia sprzed ok. 45 mln lat. Dwa fragmenty karapaksu odkopano w obrębie eoceńskiej formacji La Meseta na Wyspie Seymoura (Antarctic Science). Naukowcy z Antarctic Institute of Argentina nie potrafią stwierdzić, do jakiego gatunku należy bądź należą właściciele kawałków pancerza, na pewno jednak do żadnego, o którym wiadomo, że zamieszkiwał ten obszar w eocenie. Specjaliści uważają, że znalezisko pozwoli rozszerzyć wiedzę nt. temperatur na Antarktydzie przed milionami lat. Nowa skamielina unaocznia, że różnorodność żółwi w eocenie była większa niż dotąd sądzono – podkreśla Marcelo S. de la Fuente z Muzeum Historii Naturalnej w San Rafael. Wysoka różnorodność nie jest czymś powszechnym w zimnych wodach, natomiast w tropikalnych czy nawet umiarkowanie ciepłych jak najbardziej. Na początku eocenu Antarktyda i Australia były jeszcze połączone, a Antarktyda znacznie cieplejsza. Rosły na niej nawet lasy deszczowe. Z biegiem lat zaczęła się jednak ochładzać. Druga epoka wczesnego trzeciorzędu rozpoczęła się 55 i zakończyła 34 mln lat temu, a skoro odnaleziony karapaks żółwia ma ok. 45 mln lat, może to sugerować, że w owym czasie na Antarktydzie nadal panowały (dość) wysokie temperatury. Wcześniej niektórzy naukowcy myśleli, że klimat stał się do tej pory znacznie zimniejszy.
  8. Biolodzy z kilku krajów jako pierwsi zebrali próbki jadu ośmiornic z Antarktydy, odkrywając przy okazji 4 nowe gatunki tych zwierząt. Dzięki badaniom właściwości trucizn być może uda się w przyszłości opracować nowe leki, zwłaszcza że jady są nadal skuteczne przy temperaturach poniżej zera, gdy większość tego typu substancji traci swoje właściwości. W projekcie wzięli udział specjaliści z Uniwersytetów w Melbourne i Hamburgu oraz Norweskiego Uniwersytetu Technologii i Nauki. Ich uwagę przyciągnęły jady głowonogów, m.in. ośmiornic, mątw i kałamarnic. Szefem zespołu był doktor Bryan Fry z Bio21 Institute. Podkreśla on, że nadal pozostaje tajemnicą, jak jadowite zwierzęta przystosowały swoją broń do działania przy ujemnych temperaturach. Powinno się to wyjaśnić w następnej fazie eksperymentu, kiedy biolodzy będą rozpracowywać biochemiczne sztuczki ośmiornic. Analizy ujawniły, że w jadach antarktycznych ośmiornic znajduje szereg toksyn, z których dwóch w ogóle wcześniej nie znano. Odkryliśmy dwa niewielkie białka o bardzo intrygujących właściwościach, potencjalnie użytecznych przy projektowaniu leków, ale trzeba poczekać na kolejne wyniki. Opisywane studium to pokłosie zeszłorocznego odkrycia Fry'ego, że wszystkie ośmiornice z Antarktydy są jadowite. Zrozumienie budowy i sposobu działania jadów ośmiornic może pomóc w uzyskaniu leków na rozmaite dolegliwości, np. przeciwbólowych, antyalergicznych i onkologicznych. Dzięki finansowaniu z Departamentu ds. Antarktydy przy Ministerstwie Ochrony Środowiska (Australian Antarctic Division, AAD) naukowcy złapali 203 ośmiornice. Następnie sporządzili profile genetyczne wszystkich osobników, ustalając ich przynależność gatunkową i zebrali próbki jadów, by je przeanalizować w laboratorium.
  9. Na Antarktydzie powstała niedawno specyficzna jak na panujące tam warunki pogodowe subkultura – śnieżnych nudystów (choć niektórzy woleliby ich raczej nazywać rozebranymi morsami). Przy średniej temperaturze sięgającej minus pięćdziesięciu stopni Celsjusza przedstawiciele różnych narodowości biorą udział w nagich biegach. O najnowszych trendach opowiedział na konferencji "Antarktyczne wizje: kulturalne perspektywy południowego kontynentu", która odbywa się w tym tygodniu na Uniwersytecie Tasmańskim, niezależny naukowiec i publicysta dr Chris Cormick. Ujawnił on, że w tzw. biegu "Bliz Run" uczestniczą Australijczycy ze wszystkich trzech "kangurzych" stacji: Davis, Casey i Mawson. Konkurencja ta wymaga, by osoba przegrywająca zakład czy rundę gry rozebrała się i obiegła budynek mieszkalny. To około 100 metrów, ale w takich warunkach nawet 10 m wydaje się sporą odległością. Nowozelandczycy ze stacji letniej upodobali sobie jezioro Vanda. Skok do lodowatej wody zapewnia członkostwo w Królewskim Klubie Pływackim Jeziora Vanda (Royal Lake Vanda Swim Club). Krążą nawet pogłoski, że przed objęciem stanowiska, jego kartę zdobyła była premier Nowej Zelandii Helen Clark. Amerykanie z Amundsen-Scott South Pole Station ponoć regularnie uprawiają nagie biegi po wyjściu z sauny. Śmiałek może stać się członkiem Klubu 300 (300 Club), ale musi się zdecydować na rundkę przy temperaturze poniżej minus 73 stopni Celsjusza. Dr Cormick twierdzi, że czuł się zobowiązany, by opowiedzieć o tego typu praktykach, ponieważ są one tyleż rozpowszechnione, co nieznane szerszemu (czytaj: oficjalnemu) gronu. Historycy, pisarze i badacze polegają na oficjalnych zapiskach, ale fakt, że coś się w nich nie pojawiło, wcale nie oznacza, że dane zjawisko nie istnieje.
  10. Naukowcy uczestniczący w ubiegłotygodniowej konferencji Międzynarodowego Roku Polarnego w Oslo ujawnili nowe zapierające dech w piersi zdjęcia Gór Gamburcewa z Antarktydy. Znajdują się one na wschodzie kontynentu pod grubą na ok. 600 m warstwą lodu i śniegu. Dzięki technologii radarowej uzyskano obraz skalistych szczytów, głębokich dolin rzecznych i ciekłych, nie zamarzniętych, jezior schowanych przed ciekawskimi spojrzeniami pod lodem. Szacuje się, że Góry Gamburcewa dorównują wysokością Alpom – mierzą ok. 2.700 m – i ciągną się na odcinku ok. 1200 km. Robin Bell z należącego do Columbia University Lamont–Doherty Earth Observatory opowiada, że pracując nad mapą tego pasma, wcześniej opierano się na danych grawitacyjnych, jednak narzędzie dawało ziarnisty obraz. To, co pokazaliśmy na ostatnim spotkaniu, zdobyliśmy dzięki radarowi. Zmianę jakości można by porównać z "przerzuceniem się" z markera na ołówek z wycyzelowaną końcówką. Latając nad wschodnią Antarktydą dwoma lekkimi samolotami, co w sumie dało dystans pozwalający na kilkakrotne okrążenie kuli ziemskiej, naukowcy zmontowali sieć przyrządów sejsmicznych na baterie słoneczne. W ten sposób w 2009 r. potwierdzili istnienie Gór Gamburcewa oraz odtworzyli ich szczegółową topografię. Niczym niezrażeni, przebadali pustkowie o powierzchni 2 mln kilometrów kwadratowych. Nasz złożony z siedmiu narodowości [m.in. Chińczyków, Amerykanów, Japończyków i Australijczyków] zespół uzyskał drobiazgowe obrazy ostatniego niezbadanego pasma górskiego na Ziemi – chwali się Michael Studinger, będący podobnie jak Bell pracownikiem Lamont–Doherty Earth Observatory, a także jednym z liderów amerykańskiej grupy uczestniczącej w projekcie AGAP (Antarctica's Gamburtsev Province). Podczas gdy maszyny przelatywały nad płaską taflą lodu, oprzyrządowanie wskazywało na wyjątkowo nierówny teren, naznaczony głębokimi dolinami i bardzo stromymi szczytami górskimi.
  11. Jezioro Ellsworth - ta nazwa większości ludzi, nawet obeznanych z geografią świata niewiele mówi. Tymczasem wśród naukowców budzi dreszcz emocji i pragnienie poznania. Co w nim takiego niezwykłego? Otóż tego jeziora jeszcze nikt nie widział i nikt nie pobrał z niego próbek. Ellsworth bowiem leży średnio trzy i pół kilometra pod lodem Zachodniej Antarktydy na Biegunie Południowym. Ellsworth jest odcięte od świata od milionów lat. Od lat naukowcy planują „zapuścić żurawia" w ten unikatowy zbiornik. Zapuścić dosłownie, żeby bowiem dowiedzieć się czegokolwiek na jego temat, trzeba będzie się do niego dowiercić, trzy kilometry w głąb w trudnych antarktycznych warunkach. Artykuł w Geophysical Research Letters ujawnia, że badacze z Uniwersytetu Northumbria, Uniwersytetu w Edynburgu oraz British Antarctic Survey wybrali wreszcie miejsce, które idealnie nadaje się do wykonania odwiertu. Cóż takiego niezwykłego jest w tym zbiorniku wody? Wielkie nadzieje pokładają w nim biolodzy, w szczególności zajmujący się ewolucją. Mają nadzieję, że zbadanie próbek z jeziora rzuci nowe światło na tę dziedzinę wiedzy. Powszechna jest bowiem wiara, że w zamkniętym zbiorniku przetrwało i przystosowało się życie. Życie, które ewoluowało niezależnie od reszty planety przez miliony lat. Nikt oczywiście nie spodziewa się wysoko zaawansowanych form życia, ale sama możliwość zbadania unikatowych bakterii, lub chociaż śladów po nich, jest dla mikrobiologów fascynująca. Paleoklimatolodzy oczekują z kolei, że osady z dna jeziora zawierają unikatowe dane na temat zmian klimatu w odległych epokach, których zbadanie zrewolucjonizowałoby nasz wgląd zarówno w historię planety, jak i nasze rozumienie mechanizmów zmian klimatycznych. Planowane wiercenie nie jest łatwą operacją nie tylko ze względu na głębokość i trudne warunki. Źle przeprowadzone może spowodować naruszenie struktury osadów dennych, spowodować wypływ lub nawet niebezpieczny wytrysk wody na powierzchni. Za wszelką cenę należy także uniknąć zanieczyszczenia jego wód współczesnymi bakteriami, jakie mogą zostać przeniesione na sprzęcie badawczym. Wybieranie odpowiedniego miejsca trwało od 2007 roku. Przez dwa lata sporządzano szczegółową fizjografię jeziora, z użyciem między innymi radaru mierzącego grubość lodu, pomiarów sejsmicznych sondujących głębokość jeziora, pomiarów i wyliczeń obrazujących przepływ wody w podlodowcowym zbiorniku. Po latach przygotowań - jak mówi ekipa badawcza - udało się znaleźć najlepsze miejsce i projekt rusza pełną parą. Do samego wiercenia pozostało jednak jeszcze sporo czasu: finalizacja projektu przewidziana jest na letnie miesiące lat 2012-2013.
  12. Odkąd 21 lipca 1983 roku na stacji Wostok na Antarktydzie zanotowano rekordowo niską temperaturę -89,2°C, badacze głowili się, jakie czynniki złożyły się na tak ogromną ucieczkę ciepła z tego obszaru. Teraz, dzięki naukowcom z Brytyjskiej Misji Antarktycznej, udało się wreszcie znaleźć wiarygodne rozwiązanie tej zagadki. Rekordowo zimna pogoda nadeszła nad Wostok niezwykle nagle i niespodziewanie. Jeszcze 11 lipca temperatura w okolicy stacji wynosiła ponad -60°C i mieściła się tym samym w wartościach zupełnie typowych dla antarktycznej zimy. Przyczyny tak gwałtownego wychłodzenia ustalono dzięki analizie danych meteorologicznych, obrazów satelitarnych oraz danych zebranych przez pracowników stacji Wostok. Jak się okazuje, rekordowy chłód był konsekwencją nałożenia się na siebie kilku czynników: - niezwykle niskiej temperatury w średnich warstwach troposfery, w warstwie wirujących mas powietrza - odpychania mas ciepłego powietrza z północy przez szczelną warstwę zimnego powietrza okrążającą okolice Wostoku - niemal całkowitego ustania wiatru przy powierzchni lądolodu - utrzymującego się przez aż 7 dni całkowitego braku chmur oraz tzw. diamentowego pyłu (drobnych kryształów lodu), które mogłyby zatrzymać ciepło uciekające z powierzchni lądolodu w kierunku przestrzeni kosmicznej - położenia stacji na wysokości aż 3488 m n.p.m. Główny autor studium, prof. John Turner, zaznacza: nasze odkrycie wskazuje, że były to naturalne zjawiska, lecz pokazują nam one, jak niezwykłe mogą być zjawiska zachodzące na Ziemi w sposób naturalny. Badacz twierdzi także, że podobne warunki mogłyby teoretycznie utrzymywać się nawet dłużej, prowadząc ostatecznie do spadku temperatury w okolicach Wostoku do -96°C. Jeszcze zimniej mogłoby być na znajdującej się niedaleko stacji górze Dome Argus, na której, przy odpowiednim zbiegu okoliczności, możliwe byłoby nawet zarejestrowanie temperatury poniżej -100°C.
  13. Rybitwa popielata (Sterna paradisaea) od lat uznawana jest za gatunek najaktywniejszy pod względem migracji. Odległość, jaką ci niestrudzeni wędrowcy pokonują każdego roku, zaskoczyła jednak samych badaczy - z informacji zebranych przez Brytyjczyków wynika, że dystans przebywany przez osobniki z tego gatunku wynosi średnio aż 70 tys. km, a rybitwa-rekordzistka pokonała ponad 81 tys. km! Choć przedstawiciele S. paradisaea uchodzą od dawna za wyjątkowo wytrwałych, dokładne ustalenie tras ich przelotu (a więc także pokonywanego przez nie dystansu) stanowiło przez wiele lat problem. Wszystko przez upodobanie tych ptaków do lotu nad otwartymi oceanami; nierzadko zdarza się, że rybitwy popielate nie zbliżają się do lądu nawet przez cały miesiąc. Śledzenie ptaków z wykorzystaniem nadajników GPS także było niemożliwe ze względu na ich zbyt dużą wagę w stosunku do wagi zwierzęcia, wynoszącej 85-125 g. Rozwiązaniem okazały się miniaturowe, ważące zaledwie 1,4 g rejestratory światła i czasu, pozwalające na ustalenie trasy wędrówki na podstawie godzin wschodów i zachodów słońca. Z informacji zebranych po całorocznej wędrówce 60 oznakowanych ptaków wynika, że trasa ich przelotu jest bardziej skomplikowana, niż sądzono. Po opuszczeniu Grenlandii ptaki nie udają się bowiem bezpośrednio w kierunku Antarktydy, lecz spędzają aż miesiąc na niewielkiej wyspie położonej ok. 1000 km na północ od Azorów. Dalsza trasa wędrówki przebiega wzdłuż północno-zachodniego wybrzeża Afryki. Na wysokości Przylądka Zielonego - najbardziej wysuniętego na zachód punktu Czarnego Kontynentu - ptaki znów rozdzielają się. Część z nich kontynuuje podróż na południe, zaś pozostałe przelatują przez Atlantyk i kontynuują podróż wzdłuż wschodniego wybrzeża Ameryki Południowej. Ostatecznie wszystkie osobniki spotykają się ponownie na Antarktydzie. Powrotna podróż ptaków także jest popisem mistrzostwa w nawigacji. Niczym wytrawny kierowca, rybitwy nie wybierają drogi najkrótszej, lecz najbardziej ekonomiczną - dzięki obraniu trasy przypominającej kształtem ogromną literę "S" ptaki korzystają z ruchów potężnych mas powietrza, które zawiodły je ponownie w stronę Grenlandii. Z informacji zebranych dzięki rejestratorom udało się obliczyć, że pojedyncza rybitwa popielata odbywa w ciągu jednego roku podróż o długości aż 70 tys. km. Oznacza to, że w ciągu trwającego 30 lat życia osobnik taki pokonuje łącznie... dystans 5,5 raza większy od odległości z Ziemi do Księżyca. Tak wielkim przebiegiem nie może się pochwalić nawet większość zawodowych kierowców.
  14. Dzięki widocznym z kosmosu olbrzymim plamom utworzonym przez odchody naukowcy z British Antarctic Survey namierzyli na Antarktydzie kolonie lęgowe pingwinów cesarskich (Aptenodytes forsteri). Na zdjęciach satelitarnych na tle bielutkiego lodu na morzu widać było czerwonobrązowe wybarwienia. Dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu po raz pierwszy w historii biolodzy mogli zlokalizować wszystkie kolonie najwyższego i najcięższego z pingwinów. Okazało się, że jest ich 38, a łączna liczba ptaków sięga 200-400 tys. Do tej pory nie udawało się zdobyć tak dokładnych danych, ponieważ naukowcy nie mogli śledzić pingwinów podczas sezonów lęgowych. Żaden inny ptak nie rozmnaża się na morskim lodzie [...] – wyjaśnia Peter Fretwell. Ponieważ Aptenodytes forsteri są duże, potrafią nieźle nabrudzić, a to oznacza nieznośny fetor. Czasem myślę, że zdalne obserwowanie jest najlepszą metodą ich monitorowania, jeśli naprawdę nie chce się zbyt blisko podchodzić. Fretwell zauważył brązowawe plamy, gdy sporządzał w październiku zeszłego roku mapę okolic bazy British Antarctic Survey w pobliżu stacji Halley na Lodowym Szelfie Brunta.
  15. Brytyjscy badacze otrzymali pozwolenie (oraz środki) na przeprowadzenie ekspedycji, której celem będzie zbadanie Lake Ellsworth - jednego z wielkich jezior podlodowych zlokalizowanych na Antarktydzie. Naukowcy liczą na dokonanie wielu fascynujących odkryć. Odnaleziony, choć wciąż kryjący wiele tajemnic akwen ma najprawdopodobniej kilkanaście kilometrów kwadratowych powierzchni i co najmniej kilkanaście metrów głębokości. Z punktu widzenia badaczy nie to jest jednak jego największą zaletą. Niezwykle interesujący wydaje się przede wszystkim fakt, iż jest ono odcięte od świata zewnętrznego przez ponadtrzykilometrową warstwę lodu, a stan taki trwa od kilkuset tysięcy lat. Może to oznaczać, że doszło w nim do wykształcenia unikalnych form życia. To nie pierwsza ekspedycja Brytyjczyków w ten rejon, lecz nigdy dotąd nie wybierała się tam tak duża grupa badaczy. Planowana wyprawa będzie się bowiem składała ze specjalistów z dziewięciu brytyjskich uniwersytetów, Brytyjskiej Misji Antarktycznej oraz Narodowego Centrum Oceanografii w Southampton. Choć przygotowania do przedsięwzięcia ruszyły już teraz, badacze trafią na Antarktydę dopiero za cztery lata. Do tego czasu będą pracowali nad udoskonaleniem technologii koniecznych do zrealizowania ambitnego planu zbadania ekosystemu jeziora. Głównym zadaniem Brytyjczyków ma być identyfikacja nowych, nieznanych dotąd form mikroorganizmów, a także pobranie próbek dna Lake Ellsworth. Jak oceniają specjaliści, pozwoli to na ocenę zmian klimatu Antarktydy wraz z upływem czasu. Jednym z największych problemów, jakich obawiają się brytyjscy eksperci, jest możliwość zanieczyszczenia (kontaminacji) akwenu mikroorganizmami zawleczonymi tam z powierzchni. Istnieje obawa, że mogłyby one błyskawicznie skolonizować nowy teren i zniszczyć raz na zawsze jego własny, unikalny ekosystem... o ile, oczywiście, w Lake Ellsworth istnieje jakakolwiek forma życia.
  16. O tym, jak bardzo "uparte" są formy życia chcące zająć nowe środowiska, naukowcy przekonali się wielokrotnie. A mimo to Błękitna Planeta nie przestaje zaskakiwać. Okazuje się bowiem, że tętniącymi życiem oazami mogą być nawet miejsca tak niegościnne, jak podlodowcowe jeziora czy podmorskie studnie wypełnione silnie zasoloną wodą. Życie pod antarktycznym lodem... Na zorganizowanej niedawno konferencji prasowej badacz z Uniwersytetu Stanu Luizjana, Brent Christner, zaprezentował informacje na temat odkrycia niezwykle bogatego ekosystemu w wodach położonego pod lądolodem Antarktydy jeziora Wostok. Zbiornik ten powstał najprawdopodobniej wskutek ogrzewania lodu przez ciepło docierające z głebi Ziemi oraz napierania położonych powyżej warstw, ułatwiającego topnienie lodu. Jezioro Wostok to prawdziwy fenomen. Pomimo szalejących na powierzchni mrozów, sięgających nierzadko poniżej -60 stopni Celsjusza, w akwenie tym wciąż utrzymuje się woda w stanie ciekłym. Jest on niezwykły także z powodu rozmiarów. Jest to szósty największy zbiornik wody słodkiej na Ziemi, tak ogromny, że gdyby człowiek znalazł się na jego środku, nie miałby szans dostrzec brzegu. Choć dotychczas nie pobrano próbek wody bezpośrednio z podlodowego zbiornika, badacze dysponują odwiertami zawierającymi lód z jego najbliższej okolicy. Jak tłumaczy Christner, koncentracja komórek mikroorganizmów oraz węgla organicznego w narośniętym lodzie jest wyraźnie wyższa niż w lodzie dookoła, co sugeruje, że ich pochodzeniem jest podlodowcowe środowisko. Przeprowadzone obliczenia sugerują, że zagęszczenie form życia w niezwykłym jeziorze może nawet kilkusetkrotnie przewyższać to spotykane w typowych zbiornikach słodkowodnych na powierzchni Ziemi. ...i w podzwrotnikowym morzu. Równie zaskakującego odkrycia dokonano w głębinach Morza Śródziemnego. Na granicy wyjątkowo niegościnnych (na pierwszy rzut oka) studni, zwanych hipersłonymi basenami beztlenowymi (ang. hypersaline anoxic basins), także zaobserwowano mikroskopijne formy życia. Odkrycia dokonali badacze z Instytutu Morskiego Środowiska Przybrzeżnego we włoskiej Mesynie. Zespół poprowadził Michail Yakimov. Hipersłone baseny beztlenowe powstają na głębokości ponad trzech kilometrów poniżej lustra wody. Powstały one najprawdopodobniej około ćwierć miliarda lat temu, gdy Morze Śródziemne zostało odcięte od Atlantyku, jego zawartość wyparowała, a powstała niecka znów została zalana wodą wskutek ruchów tektonicznych i ponownego otwarcia połączenia z oceanem. W wyniku opisywanych zdarzeń doszło do powstania dwóch stref. W tej położonej bliżej powierzchni zasolenie jest typowe dla wody morskiej, lecz w okolicach dna koncentracja soli jest 5-10 razy wyższa. Woda w dolnej warstwie ma przez to tak wielką gęstość, że powstaje wyraźny podział na dwie strefy, zaś rozdzielająca je granica ma zaledwie około metra grubości. Ku zaskoczeniu zespołu Yakimova okazało się, że także w tym niegościnnym środowisku można z łatwością wykryć mikroorganizmy. W cienkiej warstwie rozdzielającej studnie oraz toń wody badacze odkryli dotychczas co najmniej kilka grup bakterii oraz ich prymitywniejszych krewniaków, archeanów. Mają się one świetnie pomimo braku dostępu do tlenu oraz światła słonecznego, dwóch istotnych czynników potrzebnych dla wytwarzania energii biologicznej. Zamiast tego mikroorganizmy radzą sobie dzięki utlenianiu związków siarki. Unikalny ekosystem Morza Śródziemnego może być istotny z jeszcze jednego powodu. Okazuje się, że skoncentrowane w nim komórki asymilują gigantyczną ilość dwutlenku węgla, porównywalną do tej wychwytywanej przez formy życia zamieszkujące wyższe warstwy lub nawet wyższą. Jak ocenia Yakimov, ten biotop obniżający zawartość dwutlenku węgla powinien być wzięty pod uwagę na skalę globalną. Wydaje się, że nie ma już chyba miejsca, w którym obecność życia by nas nie zaskoczyła. Z drugiej jednak strony, wiele osób z pewnością myślało tak przed opublikowaniem najnowszych odkryć...
  17. Uczeni z Arctic Research Center na University of Illinois poinformowali o rekordowo dużym przyroście powierzchni lodu w Arktyce. Niezwykle chłodna zima spowodowała, że w październiku odnotowano najszybsze od 1979 roku tempo zwiększania się powierzchni lodu. Jeszcze w ubiegłym roku notowano rekordowo niskie przyrosty. W ciągu ostatnich 10 lat byliśmy świadkami ciągłego zmniejszania się powierzchni zajętej przez lód. W roku bieżącym straty zostały odrobione i obecnie powierzchnia ta jest równa średniej z lat 1979-2000. Informacja taka nie robi wrażenia na Billu Champanie z Arctic Climate Center University of Illinois. Mówi on, że to sezonowe wahnięcie, które nie zmienia tendencji spadkowej. Zdaniem naukowca już wkrótce powierzchnia lodu przestanie się zwiększać. Zdaniem Chapmana nie uzyskaliśmy żadnych nowych danych, które świadczą, że nie mamy do czynienia z globalnym ociepleniem. Nieco innego zdania jest doktor Patrick Michaels z University of Virginia. Co prawda zwraca on uwagę, że to, co dzieje się w Arktyce jest zgodne z obecnie obowiązującymi modelami klimatycznymi, a więc nie mamy do czynienia z odwróceniem tendencji. Zauważa jednak, iż w ostatnim czasie na półkuli południowej wydarzyło się kilka "dziwnych rzeczy", których nie tłumaczą współczesne teorie. Modele przewidują ocieplanie się wód wokół Antarktydy, dlaczego więc obserwujemy przyrost masy lodu? - pyta. Dodaje, że duże obszary południowego Pacyfiku stają się chłodniejsze, a nie cieplejsze. Obecnie nikt nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.
  18. Naukowcy z British Antarctic Survey (BAS) znaleźli pierwsze dowody na erupcję wulkanu pod lodami Antarktydy. Wulkan pod Antarktydą Zachodnią wybuchł około 325 roku p.n.e. i wciąż jest aktywny. Uczeni oceniają, że indeks VEI, czyli siła eksplozji wulkanu, wyniosła w tym wypadku 3-4 w 8-stopniowej skali. Erupcję można więc opisać jako poważną luk katastrofalną. Brytyjczycy wykorzystali specjalny radar, dzięki któremu odnaleźli pod lodem warstwę popiołów wulkanicznych rozciągających się na przestrzeni większej niż 21 000 kilometrów kwadratowych. Sądzimy, że była to największa erupcja na Antarktydzie w ciągu ostatnich 10 000 lat. W lodzie powstała duża dziura – mówi Hugh Corr z BAS. Na ślady wybuchu wulkanu natrafiono, próbując wyjaśnić niezwykłe ruch lodowca Pine Island. Już kilkadziesiąt lat temu zauważono, że porusza on się w inny sposób, niż otaczające go lody. Teraz naukowcy wiedzą, skąd ta anomalia. Zauważono również, że lodowiec przyspiesza. Wulkan wciąż podgrzewa okoliczne wody.
  19. Po raz pierwszy w historii naukowcy odkryli niebezpieczną E.coli, która atakuje zwierzęta na Antarktydzie. Zjadliwy szczep E.coli, powodujący u ludzi i zwierząt niebezpieczne biegunki, zaatakował szczenięta fok na jednej z wysp. Naukowcy obawiają się, że choroba szybko może się rozprzestrzenić, gdyż kolonie fok są pożywieniem dla innych gatunków zwierząt. Bakteria została odkryta w futrach fok na wyspie Livingstone’a, w pobliżu znajdującej się tam chilijskiej stacji badawczej. Niebezpieczny patogen został przywleczony przez ludzi. Nigdy wcześniej nie znaleziono go u fok. Jorge Hernandez i jego koledzy ze szwedzkiego uniwersytetu w Kalmar, którzy znaleźli E.coli, stwierdzili również, że zwierzęta przebywające w pobliżu stacji badawczej są też nosicielami patogenów ze szczepów Salmonella i Campylobacter. Najbliższego lata w antarktycznych stacjach badawczych mają pojawić się specjalne odkurzacze próżniowe, które posłużą do czyszczenia ubrań. Ich zadaniem będzie zebranie z nich większych biologicznych cząstek, takich jak jaja insektów, które mogłyby zostać przyniesione przez człowieka na Antarktydę.
  20. Na jednej z antarktycznych wysp odnaleziono kości małego 1,5-metrowego plezjozaura. To jeden z najbardziej kompletnych szkieletów. W środę (13 grudnia) trafi on na wystawę w South Dakota School of Mines and Technology's Museum of Geology. Dorosłe plezjozaury osiągały długość nawet 10 metrów. Żyły miliony lat temu w ciepłym morzu otaczającym Antarktydę. Ich płetwy kształtem przypominały płetwy współczesnych pingwinów. Wydobywając kościec dinozaura, naukowcy zmagali się z wyjątkowo niekorzystnymi warunkami pogodowymi: bardzo niską temperaturą i silnym wiatrem, którego prędkość przekraczała momentami 112 kilometrów na godzinę. Podmuchy uniemożliwiały skorzystanie z pomocy helikoptera. Odkrywcy szkieletu "dzieciaczka" (James E. Martin, kustosz działu paleontologii kręgowców, Judd Case z Eastern Washington University oraz Marcelo Reguero z Museo de La Plata) opowiadają, że świetnie zachowały się okolice jego żołądka, np. rozwidlone żebra (niekiedy trójzębowe) oraz liczne okrągłe kamienie. Te ostatnie pomagały prawdopodobnie w trawieniu. Szczątki plezjozaura odnaleziono pod pokładami popiołu wulkanicznego. Dlatego też badacze przypuszczają, że to erupcja zabiła młodzika.
  21. Jedne z najniższych temperatur na Ziemi spowodowały powstanie rzadkiego rodzaju chmur — polarnych chmur stratosferycznych (ang. polar stratospheric clouds, PSCs), zwanych też niekiedy obłokami perłowymi. Meteorolog Renae Baker sfotografowała je w zeszłym tygodniu na terenie australijskiej stacji antarktycznej Mawson. Chmury te tworzą się przy bardzo niskich temperaturach, panujących na Antarktydzie zimą (wymagana temperatura to przynajmniej minus 115 stopni Celsjusza). Kiedy zauważyła je Baker, temperatura wynosiła prawie minus 123 stopnie Celsjusza. Obłoki perłowe przypominają zawieszone w powietrzu muszle z macicą perłową. Barwy obłoków powstają wskutek dyfrakcji (rozproszenia) światła na kryształkach lodu. Czystsze kolory tworzą się, gdy cząsteczki zamarzniętej wody mają podobną wielkość. Obłoki perłowe formują się w stratosferze, na wysokości ponad 10 km. Wyczarowuje je światło zachodzącego Słońca. Andrew Klekociuk, naukowiec z Australijskiego Terytorium Antarktycznego, powiedział, że obłoki perłowe widuje się z rzadka, ale powstają one od czasu do czasu w wyniku działania prądów powietrza przelatujących nad polarnymi górami.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...