Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' uprawa' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 12 wyników

  1. We Wrocławiu otwarta została pierwsza w Polsce miejska farma akwaponiczna. Powstała ona w ramach polsko-norweskiego PROJEKTU USAGE. Rolą farmy akwaponicznej w centrum miasta jest zapewnienie świeżej żywności przeznaczonej dla lokalnych mieszkańców. Hodowla i uprawa w pobliżu odbiorcy to również skrócony łańcuch dostaw i ograniczony ślad węglowy, a wszystko to w trosce o środowisko i nasze bezpieczeństwo – podkreślono na stronie Miejskiej AquaFarmy. Pierwsze kontenery postawiono w październiku zeszłego roku. Miesiąc później zamontowano system akwaponiczny. W styczniu 2023 r. Water Science Technology Institute we Wrocławiu zaczął prace nad dobieraniem organizmów wodnych zamieszkujących zbiorniki. W AquaFarmie uprawę roślin (ich zestaw ma być podyktowany zapotrzebowaniem) łączy się z hodowlą. Sprawdzane są warunki dla ryb, a także dla raków oraz innych skorupiaków. Farma połączona jest z systemem zbierania i oczyszczania wód opadowych, a całość tworzy system zamknięty. W ten sposób uprawa może trwać przez cały rok, bez względu na warunki atmosferyczne, oszczędność wody, w porównaniu do tradycyjnego rolnictwa, wynosi nawet 90%. Ponadto uprawy tego typu wymagają też mniej miejsca niż konwencjonalne rolnictwo. Dodatkową zaletą jest redukcja ilości powstających odpadów. System akwaponiczny farmy zamknięty jest w przystosowanych do produkcji żywności kontenerach i został wyposażony w trzy zbiorniki do hodowli zwierząt. Ryby i skorupiaki hodowane są w systemie zamkniętym. Ich odchody przy pewnym stężeniu stają się toksyczne dla zwierząt, ale są cennym składnikiem pokarmowym dla roślin. Dlatego woda z odchodami pompowana jest do jednostki wyposażonej w filtry. Tam bakterie z rodzajów Nitrosomonas i Nitrobacter przekształcają amoniak w azotyny i azotany. Te są lepiej przyswajane przez rośliny.  Po odfiltrowaniu woda z substancjami pokarmowymi trafia do roślin. Tam stosowane są dwie metody hydroponiczne. W jednej z nich (NFT) korzenie roślin są obmywane stale płynącą wodą, a w metodzie DWC korzenie zanurzone są w intensywnie napowietrzanej i wymienianej wodzie. Z hodowli hydroponicznej woda, już oczyszczone z substancji toksycznych dla zwierząt, wraca do miejsca hodowli zwierząt. W ten sposób obieg zostaje zamknięty. Trzeba go jednak uzupełniać, gdyż część wody ubywa w wyniku transpiracji, parowania i wchłaniania przez rośliny. Do uzupełniania częściowo wykorzystywana jest oczyszczona woda opadowa. Cała produkcja żywności odbywa się w kontrolowanych, zamkniętych warunkach co znacznie ogranicza możliwość występowania chorób i szkodników. Dzięki temu można zrezygnować z chemicznych środków ochrony roślin oraz antybiotyków. Już w tej chwili twórcy farmy mówią o uprawie trybuli, mizuny, rukwi wodnej, trawy pszenicznej oraz buraka liściowego i hodowli raka czerwonoszczypcowego. AquaFarma ma być zarówno laboratorium służącym rozwojowi przyszłych systemów produkcji żywności oraz miejscem spotkań oraz wymiany wiedzy. « powrót do artykułu
  2. Już wkrótce przypada Międzynarodowy Dzień Kawy. Z tej okazji prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP) opowiedział, co kawa ma wspólnego z ptakami, zwierzętami i ochroną przyrody. Jak można się domyślić, nie chodzi wyłącznie o zoologiczne nazwy palarni i kaw czy symbole znajdujące się na opakowaniach i naczyniach. Ze śladem zwierząt mamy do czynienia już na samym początku, czyli wtedy, gdy ludzie odkryli właściwości kryjącej się w kawie kofeiny. Istnieje wiele legend dot. kawy i odkrycia jej pobudzającego działania. Jedna mówi o kozach (albo wielbłądach), które po zjedzeniu pewnej odmiany jagód były szczególnie ożywione. Pasterz skosztował ich i odczuł podobny efekt. W innej wersji, mentalnie mi znacznie bliższej - opowiada ornitolog – owoce zjadły nie kozy, a bliżej nieokreślone ptaki. Też były pełne energii, sił witalnych i się pociesznie zachowywały. Nigdzie nie spotkałem się z informacją, co to za gatunek ptaka [...], ale podejrzewam bilbila arabskiego. Gatunek stosunkowo pospolity i lubiący wszelakie, nawet większe, nasiona. Najlepiej związki kawy i zwierząt uwidaczniają się w jednak w przypadku ziaren przerabianych, czyli takich, które przeszły przez układ pokarmowy zwierzęcia. Wg koneserów, stąd właśnie bierze się ich smak i pewne właściwości. Ziarna kawy luwak (in. kopi luwak) wydobywa się z odchodów łaskunka palmowego (Paradoxurus hermaphroditus), a więc zasiedlającego lasy tropikalne południowo-wschodniej Azji przedstawiciela rodziny wiwerowatych. Podobnie powstaje kawa muntjack, z tym że tym razem owoce kawowca zjada niewielki przedstawiciel jeleniowatych. Jest i kawa nietoperzowa, bo ziarnami zajadają się, nieznane u nas, nietoperze owadożerne. Gdyby ktoś wolał jednak ziarna kawy, która wychodzi tam, gdzie wchodzi, a nie w innym miejscu organizmu, to jest i taka propozycja. Są małpy – makaki tajwańskie - które zajadają się łupinkami, a samo ziarno wypluwają. Prof. Tryjanowski dodaje, że gdyby miał wybierać spośród zwierzęcych kaw, jako miłośnik ptaków zdecydowałby się na Jacu Bird Coffee. Bo ta kawa to naprawdę efekt współpracy z ptakami z gatunku penelopa ciemnonoga [...]. Jej powstanie jest związane z fantastyczną historią, gdy początkowo ptaki zajadające się owocami kawowca uchodziły za niezwykłe szkodniki. Wybierały najlepsze owoce, ale ziarna przechodziły praktycznie nienaruszone przez ich przewód pokarmowy. Ponoć tracą nieco goryczki, przez co kawa Jacu ma charakterystyczny, delikatny smak. No i sporo kosztuje, ale to także efekt czasu poszukiwania ptasich odchodów i ręcznej ich obróbki. Wszystko zaczęło się od tego, że Henrique Sloper de Araújo, właściciel fazendy Camocim, "przyłapał" ptaki żerujące na jego uprawie położonej przy Parku Narodowym Pedra Azul. Przypomniał sobie jednak cenioną kopi luwak i postanowił spróbować. Pierwsza partia Jacu Bird Coffee ujrzała światło dzienne w 2006 r. Jak podkreślono w informacji prasowej UPP, naciski konsumenckie wywołują zmiany w zakresie plantacji kawowych. Coraz popularniejsze staje się, na przykład, uprawianie kawy w cieniu. Zmniejsza się plonowanie, ale takie plantacje są o wiele przyjaźniejsze dla ptaków i płazów. W zamian producenci otrzymują specjalne certyfikaty. To naprawdę "bird friendly" podejście i chętnie sam taka kawę kupowałbym w Polsce – podsumowuje prof. Tryjanowski. « powrót do artykułu
  3. Powierzchnia Marsa jest bez przerwy poddawana działaniu dużych dawek promieniowania kosmicznego, a jego intensywność może wzrastać nawet 50-krotnie w wyniku pojawiania się wysoko energetycznych rozbłysków na Słońcu. Naukowcy holenderskiego Uniwersytetu w Wageningen postanowili sprawdzić, jak w takich warunkach rosną rośliny. Ekolog Wieger Wamelink mówi, że irytuje go przedstawiany w filmach sposób upraw na Marsie. Często pokazują uprawy w szklarniach, ale to nie blokuje promieniowania kosmicznego, stwierdza. Wysokoenergetyczne promieniowanie kosmiczne może zmieniać DNA roślin. A trzeba pamiętać, że powierzchnia Marsa nie jest chroniona ani przez atmosferę, ani przez pole magnetyczne, które zapewniają ochronę organizmom żywym na Ziemi. Wamelink wraz z zespołem postanowili odtworzyć warunki panujące na Marsie. Dlatego też wykorzystali promieniowanie gamma, generowane przez radioaktywny kobalt. Co prawda promieniowanie docierające do powierzchni Marsa składa się w różnych typów promieni, w tym alfa i beta, jednak ich uzyskanie jest już znacznie trudniejsze. Cząstki alfa i beta można wytworzyć w akceleratorach i Wamelink z chęcią by któregoś użył, jednak wie, że to nie możliwe. "Musielibyśmy wsadzić rośliny do akceleratora na 2-3 miesiące. Biorąc pod uwagę, jak duże jest zapotrzebowanie na te urządzenia i jakie kolejki chętnych się do nich ustawiają, przeprowadzenie tak długotrwałego eksperymentu nie byłoby możliwe", stwierdza uczony. Holendrzy musieli więc zadowolić się samym promieniowaniem gamma. Rozpoczęli więc pracę z radioaktywnym kobaltem i nasionami żyta i pieprzycy siewnej. Część z nich hodowali w standardowych warunkach panujących na Ziemi, a drugą część w takich samych warunkach z dodatkiem promieniowania gamma. Cztery tygodnie po kiełkowaniu ziaren naukowcy porównali rośliny i stwierdzili, że liście żyta i pieprzycy, które rosły w środowisku pełnym promieni gamma mają nienormalne kształty i kolory. Ponadto żyto hodowane w promieniach gamma było o 48% lżejsze niż żyto z normalnych warunków. W przypadku pieprzycy siewnej okazało się, że rośliny z uprawy z dodanym promieniowaniem są o 32% lżejsze od roślin ze standardowych upraw. Naukowcy przypuszczają, że wszystkie te różnice są wynikiem uszkodzenia DNA i białek roślinnych przez promieniowanie. Badania Holendrów pochwalił Michael Dixon z kanadyjskiego University of Guelph. Należy on do grupy, która ma zamiar w ciągu najbliższych 10 lat założyć eksperymentalną hodowlę jęczmienia na Księżycu. Jednym z pierwszych pytań, na jakie trzeba będzie odpowiedzieć, brzmi, czy rośliny są w stanie przeżyć promieniowanie docierające do Srebrnego Globu. Dixon mówi, że praca uczonych z Wageningen pokazuje, jak olbrzymie trudności może sprawić kolonizacja Marsa. Dodaje, że idealne odtworzenie marsjańskich warunków na Ziemi jest niemożliwe, dlatego ostatecznym testem byłaby eksperymentalna uprawa roślin na Marsie. Dopiero ona pokaże, czy produkcja żywności na Czerwonej Planecie będzie możliwa. « powrót do artykułu
  4. Trawa pampasowa to jedna z dekoracyjnych roślin. Cechuje ją stosunkowo wysoka wytrzymałość, dzięki czemu niektóre odmiany przetrwają zimę. Poniżej dowiesz się, jakie warunki są niezbędne dla rozwoju tej rośliny, jak wygląda proces jej rozmnażania, a także - gdzie może zostać wykorzystana. Trawa pampasowa - czym jest? Trawa pampasowa to roślina kępiasta. Pochodzi ze stepów krajów południowoamerykańskich. Ma puszyste, przyciągające uwagę kwiatostany. Rośnie zarówno na ciepłych, jak też na zimnych obszarach, jednak wymaga dość specyficznych warunków uprawy. Sadzi się ją bezpośrednio do gleby lub do donic, które to stanowią doskonały element dekoracyjny. Co ciekawe, można ją spotkać także w dzikim otoczeniu, np. nad brzegiem morza czy oceanu. Istnieje wiele odmian traw pampasowych. Różnią się one wyglądem, wielkością, kolorem, a także wymaganiami co do uprawy. Jedne z najpopularniejszych to: •    Weiser Fede - trawa o białych kwiatach; •    Rendatleri - trawa o różowych kwiatach; •    Sunningdale Silver - trawa o srebrzysto połyskujących kwiatach. Trawy ozdobne pampasowe to także trawy niskopienne, takie jak Evita czy Pumila oraz mini trawy - Mini Pampas. Trawa pampasowa różowa - uprawa Jak wspomniano powyżej, pampasowa trawa jest dość wymagająca pod względem warunków uprawy. Przede wszystkim powinna mieć ona odpowiednie miejsce, w którym zapewnione będzie ciepło, nasłonecznienie oraz ochrona od wiatru. Jeżeli chodzi natomiast o wymagania glebowe, to trawy pampasowe lubią żyzne podłoża, zatem gleba powinna być bogata w próchnicę i składniki odżywcze, a także lekko kwaśna. W przeciwnym razie roślina nie urośnie prawidłowo, dlatego jeżeli zaplanowałeś w swoim ogrodzie trawę pampasową, sadzonki powinny mieć zapewnione wszystkie wskazane powyżej czynniki. Jeżeli natomiast Twoja gleba nie spełnia wymienionych wymagać, to konieczne okaże się jej odpowiednie nawożenie, zwłaszcza w okresie wiosennym i letnim, kiedy trawa nie zacznie jeszcze okresu kwitnienia. Co do okresu zimowania, trawa ozdobna pampasowa powinna spędzić go w suchej glebie. W przeciwnym razie wilgoć oraz niska temperatura doprowadzą do zniszczenia korzeni rośliny i przyczynią się do rozwoju procesu gnilnego. O ile ww. czynniki atmosferyczne nie zaszkodzą trawie, powinna ona odbić wczesną wiosną, na przełomie marca oraz kwietnia. Trawy pampasowe - kiedy sadzić i jak pielęgnować? Trawa pampasowa może być sadzona właściwie w każdym czasie (oprócz sezonu kwitnienia i okresu zimowego). Oznacza to, że roślinę można przesadzić z doniczki do gruntu pomiędzy początkiem kwietnia a początkiem września. Najlepiej będzie, jeżeli trawa zostanie posadzona już po ustąpieniu zimowych przymrozków - wówczas nic nie powinno jej zagrozić. Roślina rośnie bardzo szybko, dlatego w trakcie jednego sezony może osiągnąć dwumetrowe liście oraz półmetrowe kwiatostany. Kwiaty wypuszczane są najczęściej od początku września do listopada, przy czym mogą pojawić się wcześniej (w zależności od warunków pogodowych w danym sezonie). Aby trawa rozwijała się prawidłowo, należy dostarczyć jej odpowiednią ilość wody, co jest niezwykle ważne zwłaszcza na etapie wzrostu oraz kwitnienia. Ważnym elementem uprawy jest także oczyszczenie trawy z chwastów. Nie jest to zazwyczaj najłatwiejsze zadanie, ponieważ bylina jest gęsto, zatem tylko regularne usuwanie niechcianych chwastów może przynieść pożądany efekt. Przy tych czynnościach należy zwrócić uwagę na ochronę osobistą, ponieważ trawy pampasowe mają ostre liście i z łatwością można się nimi dość poważnie skaleczyć. Trawa pampasowa - jak wykorzystać? Roślina może być wykorzystana przede wszystkim do ozdoby ogrodu i domu, przy czym ma szersze zastosowanie, niż tylko posadzenie jej do doniczek. Kwiatostany trawy pampasowej można bowiem wysuszyć i wykorzystać jako element dekoracyjny w wazonach. Rozwiązanie to przypadnie do gustu zwłaszcza miłośnikom minimalistycznych wnętrz w stylu Boho, ponieważ idealnie wpasuje się w klimat. Co więcej, trawa pampasowa coraz częściej wykorzystywana jest w dekoracjach weselnych i to zarówno w dekoracjach stołów, jak i w bukietach przyszłych żon. Pastelowe kolory trawy idealnie pasują bowiem do delikatnych wystrojów sal weselnych. Jeżeli jednak nowożeńcy chcieliby, aby przewodni kolor ich uroczystości był nieco bardziej krzykliwy, to nic straconego. Floryści mogą bowiem zafarbować kwiatostany trawy pampasowej tak, by pasowały one do motywu każdej uroczystości. Trawa pampasowa różowa - gdzie kupić? Każdą trawę pampasową, w tym również tę różową, możesz kupić w szkółkach lub sklepach ogrodniczych. Jest to jednak dość specyficzna roślina i mimo że wciąż zyskuje na popularności, to nie w każdym sklepie odnajdziesz jej sadzonki. Przy dokonywaniu zakupu pamiętaj także, aby wybrać interesujący Cię gatunek oraz odmianę, ponieważ od tych czynników zależy w dużej mierze uprawa i pielęgnacja rośliny, w tym jej ochrona przed chorobami oraz szkodnikami. Co więcej, upewnij się, że sadzonki nie zawierają żadnych uszkodzeń, bowiem te w niewłaściwym stanie najprawdopodobniej nie przyjmą się w ogrodzie. Jeżeli szukasz najwyżej jakości sadzonek różowej trawy pampasowej, odnajdziesz je na stronie internetowej: https://www.podkarpackiesady.pl/pl/p/Trawa-pampasowa-rozowa-ROSE-PLUME/813. Źródło: https://swiat-ogrodnika.pl/zabojczo-piekne-jak-uprawiac-konwalie.html « powrót do artykułu
  5. W elektronice konsumenckiej kropki kwantowe wykorzystywane są np. w telewizorach, gdzie znacząco poprawiają odwzorowanie kolorów. Używa się ich, gdy telewizory LCD wymagają tylnego podświetlenia. Standardowo do podświetlenia używa się białych LED-ów, a kolory uzyskuje dzięki filtrom. Zanim pojawiły się kropki kwantowe znaczna część światła nie docierała do ekranu, była blokowana przez filtry. Zastosowanie kropek kwantowych w LCD wszystko zmieniło. Obecnie telewizory QD LCD wykorzystują niebieskie LED-y jako źródło światła, a kropki kwantowe, dzięki efektom kwantowym, zmieniają to światło w czerwone i zielone. Do filtrów docierają wówczas wyłącznie trzy składowe kolorów – czerwony, zielony i niebieski – a nie całe spektrum światła białego, to znacznie mniej światła jest blokowane i marnowane dzięki czemu otrzymujemy jaśniejsze, bardziej nasycone i lepiej odwzorowane kolory. Okazuje się, że ta sama technologia może być przydatna przy uprawie roślin. Wykazują one bowiem preferencje odnośnie kolorów światła. Wiemy na przykład, że nie absorbują zbyt dużo światła zielonego. Odbijają je, dlatego wydają się zielone. Niedawne badania wykazały, że różne rośliny są dostosowane do różnych długości fali światła. W Holandii niektórzy plantatorzy już od dłuższego czasu eksperymentują i uprawiają pomidory pod światłem w kolorze fuksji, róże ponoć lubią bardziej białe światło, a papryka żółte. W 2016 roku Hunter McDaniel i jego koledzy z UbiQD zaczęli zastanawiać się nad wykorzystaniem kropek kwantowych w hodowli roślin. Biorąc bowiem pod uwagę fakt, że kropki kwantowe pozwalają na bardzo precyzyjne dobranie długości fali światła oraz fakt, że światło nie jest blokowane, więc i nie mamy tutaj dużych strat energii, takie rozwiązanie mogłoby się sprawdzić. Wcześniej McDaniel był badaczem w Los Alamos National Laboratory. Pracował tam właśnie nad kropkami kwantowymi i tam zdał sobie sprawę, że toksyczny kadm, wykorzystywany w kropkach, można zastąpić siarczkiem miedziowo-indowym. W 2014 roku założył UbiQD by skomercjalizować opracowaną przez siebie technologie. Na początku naukowiec wyobrażał sobie kilka pól zastosowania dla nowych kropek kwantowych. I wtedy wpadliśmy na pomysł wykorzystania ich w rolnictwie. Ten rynek ma gigantyczny potencjał. Może on wchłonąć nawet ponad miliard metrów kwadratowych powierzchni kropek kwantowych rocznie. Przedstawiciele UbiQD postanowili produkować długie płachty zawierające kropki kwantowe, które byłyby podwieszane pod dachami szklarni i zmieniałyby spektrum wpadającego światła słonecznego. Pierwsze takie płachty dawały światło pomarańczowe o długości fali około 600 nm. Badacze testowali je na badawczych uprawach sałaty na University of Arizona. Z czasem zaczęto prowadzić testy na większą skalę. Inne płachty, dające inne kolory światła, sprawdzano w Nowym Meksyku na pomidorach, ogórkach i ziołach, w Holandii badano wpływ światła z kropek kwantowych na uprawy truskawek i pomidorów, w Kolorado do testów wybrano konopie przemysłowe, w Kalifornii i Oregonie konopie indyjskie, a w Kanadzie ogórki i pomidory. UbiQD nawiązała tez współpracę w firmą Nanosys, która od 2013 roku produkuje kropki kwantowe w ilościach przemysłowych na potrzeby producentów telewizorów. Niedawno UbiQD rozpoczęła komercyjną sprzedaż swoich płacht z kropkami kwantowymi. Mogą je kupić producenci z Azji, Europy i USA. Obecnie na skalę przemysłową produkowane są jedynie płachty dające światło pomarańczowe, jednak trwają badania nad innymi kolorami. UbiQD otrzymała też kilka grantów od NASA. Za te pieniądze ma stworzyć produkt do użycia w warunkach kosmicznych. Tego typu płachta powinna blokować szkodliwe dla roślin promieniowanie ultrafioletowe i zamieniać je w światło o takiej długości, by rośliny mogły przeprowadzać fotosyntezę. « powrót do artykułu
  6. Na łamach Nature Communications ukazały się wyniki pierwszych badań, których autorzy wykazali istnienie związku pomiędzy popytem na pewne dobra rolnicze w krajach rozwiniętych, a ryzykiem malarii w dostarczających te dobra krajach rozwijających się. Jak uważają autorzy badań, naukowcy z Uniwersytetów w São Paulo i Sydney, około 20% ryzyka malarii związanych z wylesianiem jest związane z międzynarodowym handlem tytoniem, kakao, kawa, bawełną czy drewnem. Naukowcy przeanalizowali dane z lat 2000–2015. Skorzystali przy tym z bazy danych stworzonej przez profesora Manfreda Lenzena i jego grupę z University of Sydney. Baza ta zawiera informacje o handlu międzynarodowym. Obejmuje 189 krajów. Można się z niej dowiedzieć kto, co i gdzie sprzedaje, kto kupuje, kto przetwarza i gdzie ostatecznie trafiają przetworzone produkty. Dowiadujemy się z niej na przykład, które kraje od kogo kupują kakao, które następnie przetwarzają na czekoladę i gdzie tę czekoladę sprzedają. Lenzen odtworzył wszystkie możliwe elementy łańcuchów handlowych. W jego bazie znajduje się ponad miliard takich łańcuchów handlowych wraz z ich analizą. Teraz okazało się, że występowanie malarii blisko koreluje ze zmianami krajobrazu spowodowanymi wylesianiem, które ułatwia rozprzestrzenianie się wektorów przenoszenia choroby i zwiększa ekspozycję ludzi na nią. Określiliśmy, jaka część przypadków malarii związana jest z wylesianiem i stworzyliśmy współczynnik nazwany przez nas 'ryzykiem malarii'. Rozumiemy pod tym pojęciem liczbę zachorowań, która wystąpiłaby przy obecnym wylesiani i przy jednoczesnym braku działań zapobiegawczych, takich jak stosowanie moskitier nasączonych insektycydami czy leków bazujących na artemizynie. Część z tego ryzyka związane jest z handlem międzynarodowym, mówi jeden z autorów badań, doktorant Leonardo Suvege Moreira Chaves. Naukowcy wyodrębnili następnie te kraje, w których istnieje ryzyko malarii związanej z wylesianiem i dokonali ich analizy pod kątem handlu międzynarodowego. Okazało się, że 10% ryzyka malarii związana jest z produkcją dóbr na potrzeby Niemiec, USA, Japonii, Chin, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Hiszpanii, Holandii i Belgii. I tak krajem, w którym mieszka najwięcej osób narażonych na malarię w związku z wylesianiem spowodowanym handlem międzynarodowym jest Nigeria. W roku 2015 na ryzyko zapadnięcia na tę chorobę narażonych było 5,98 miliona mieszkańców, a miało to związek z eksportem drewna do Chin, kakao do Holandii, Niemiec, Belgii, Francji, Hiszpanii i Włoch oraz węgla drzewnego do Europy. Następna na niechlubnej liście jest Tanzania (5,66 miliona narażonych), a główne ryzyka to eksport tytoniu do Europy i Azji, bawełny do Azji Południowo-Wschodniej oraz drewna do Indii. Kolejnymi z najbardziej narażonych są mieszkańcy Kamerunu (5,49 miliona narażonych), w którym lasy wycinane są pod uprawy kakao dla klientów w Holandii, Hiszpanii, Belgii, Francji i Niemczech oraz drewna wysyłanego do Chin, Belgii, Włoszech, USA i innych krajów. Również mieszkańcy Kongo, Inii, Zambii, Mjanmy, Republiki Środkowoafrykańskiej i Burundi narażeni są na ryzyko malarii spowodowane wylesianiem na potrzeby eksportowe. Autorzy badań obliczyli też, że w 2015 roku najwięcej osób, bo 1,7 miliona, zostało narażonych na malarię w związku z produkcją towarów dla Chin. Na drugim miejscu na liście odbiorców znajdują się Niemcy (1,5 miliona narażonych), później Japonia (986 000), Wielka Brytania (815 000) i USA (770 000). « powrót do artykułu
  7. W północnych Chinach pojawiły się jedne z pierwszych wysoko zorganizowanych społeczności, których podstawę utrzymania stanowiła uprawa prosa. Specjaliści wyróżniają dwa główne centra tych upraw – baseny Rzeki Źółtej (Huang He) oraz Xiliao He (Zachodniej Rzeki Liao). Chcąc poznać historię genetyczną tych ludów dokonali porównania 55 genomów sprzed 7500–1500 lat z basenów Rzeki Żółtej, Xiliao He oraz Amuru. Okazało się, że ludność regionu Amuru charakteryzowała stabilność genetyczna, podczas gdy skład genetyczny ludzi znak Rzeki Żółtej i Zachodniej Liao znacząco się zmieniał. Zaobserwowano, że populacja basenu Rzeki Żółtej wykazuje z czasem monotoniczne zwiększanie się podobieństwa genetycznego z dzisiejszymi mieszkańcami południowych Chin i Azji Południowo-Wschodniej. Z kolei w basenie Xiliao He intensyfikacja rolnictwa w późnym neolicie jest skorelowana z rosnącym pokrewieństwem z ludnością basenu Rzeki Żółtej, a rozpowszechnienie się gospodarki pasterskiej w epoce brązu koreluje z coraz większym pokrewieństwem z ludami zamieszkującym basen Amuru. Wyniki badań wskazują na istnienie związku pomiędzy zmianami gospodarczymi a składem genetycznym ludności i każą przemyśleć poglądy na temat śladów językowych migracji. Chiny to drugie, po Bliskim Wschodzie, centrum udomowienia zbóż przez człowieka. Na północy, którą rozumiemy tutaj jako region obejmujący środkową i dolną część basenu Rzeki Żółtej aż po basen Zachodniej Rzeki Liao, udomowiono proso zwyczajne (Panicum miliaceum) oraz włośnicę ber (Setaria italica – proso włoskie), rośliny te były uprawiane już 6000 lat przed naszą erą. Z czasem rozpowszechniły się na całą Eurazję. Proso aż do XVII wieku było jednym z podstawowych produktów spożywczych w Azji północno-wschodniej. Zarówno basen Rzeki Żółtej jak i Zachodniej Rzeki Liao znane są z bogactwa kultur opierających swoją egzystencję na prosie. Już w środkowym neolicie istniały też pierwsze złożone społeczności. W basenie Xiliao He była to kultura Hongshan (4500–3000 p.n.e.), a w basenie Huang He – kultura Yangshao (5000–3000 p.n.e.). W basenie Rzeki Żółtej już w tym czasie uprawa zbóż stanowiła podstawę egzystencji ludności. Jednak odmienne procesy zachodziły w basenie Zachodniej Rzeki Liao. Tam widoczne są zmiany powiązane zarówno z wpływami kulturowymi, jak i ze zmianami klimatu. Na przykład udział prosa w diecie stopniowo rósł tam od czasów kultury Xinglongwa (ok. 6000 p.n.e.) aż po czasy dolnej kultury Xiajiadian (2200–1600 p.Chr.). Jednak w czasach górnej kultury Xiajiadian (1000–600 p.n.e.) doszło do zmiany gospodarki na pasterską. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że region Xiliao He ma bezpośredni kontakt z basenem Amuru, gdzie ludzie polegali głównie na polowaniu, rybołówstwie i hodowli zwierząt, a w znacznie mniejszym stopniu uprawiali takie rośliny jak proso, jęczmień i rośliny strączkowe. Dla naukowców zagadkę stanowiło, czy i do jakiego stopnia dochodziło do kontaktów pomiędzy ludnością z basenów Huang He i Xiliao He oraz jak takie kontakty mogły wpłynąć na rozprzestrzenianie się uprawy prosa. Dopiero teraz zespół naukowcy z Uniwersytetu Jilin, Instytutu Historii Człowieka im. Maxa Plancka, Uniwersytetu w Wuhan, Instytutu Archeologii Chińskiej Akademii Nauk oraz innych instytucji naukowych z Chin i Korei przeprowadził analizę 55 genomów ludzi, którzy żyli w północnych Chinach od czasów środkowego neolitu. Analizowano genomy osób, które od ok. 5500 p.n.e. do ok. 250 r. n.e. żyły na terenach obejmujących baseny Amuru, Rzeki Żółtej, Zachodniej Rzeki Liao, prowincji Shaanxi i Mongolii Wewnętrznej. Badania obejmowały zatem 6 tysiącleci i obszar długości około 2300 kilometrów z północy na południe. W przeciwieństwie do długoterminowej stabilności genetycznej ludności z basenu Amuru, która polegała ograniczonej produkcji własnej żywności, obserwujemy częste zmiany genetyczne w dwóch centrach złożonych społeczności uprawiających proso w północnych Chinach – basenie Rzeki Żółtej i Zachodniej Rzeki Liao. W basenie Xiliao He profil genetyczny zmieniał się w czasie wraz ze zmianami w sposobie gospodarowania. Na przykład wzrost udziału prosa w diecie, do jakiego doszło pomiędzy środkowym a późnym neolitem, jest powiązany z większym pokrewieństwem genetycznym ludności z basenu Rzeki Żółtej z ludnością późnego neolitu basenu Xiliao He. Z kolei częściowe przejście na gospodarkę pasterską w górnej kulturze Xiajiadian epoki brązu jest związane z mniejszym pokrewieństwem z ludnością basenu Huang He. W środkowym neolicie obserwujemy gwałtowną zmianę profilu genetycznego ludności basenu Xiliao He, który zmienił się z pokrewnego ludności Rzeki Żółtej na pokrewny mieszkańcom basenu Amuru. Niewykluczone, że taki rozkład genetyczny przetrwał w basenie Xiliao He w epoce brązu i żelaza, jednak brak na to wystarczających dowodów. Zmiana profilu genetycznego ludności basenu Rzeki Żółtej, do jakiego doszło pomiędzy środkowym a późnym neolitem, zbiegła się z intensyfikacją uprawy ryżu na równinie centralnej. Sugeruje to, że do zmiany gospodarowania doszło w wyniku migracji, czytamy w artykule opublikowanym na łamach Nature. « powrót do artykułu
  8. Dotychczas wiedzieliśmy o czterech miejscach udomowienia roślin przez człowieka u zarania rolnictwa. Ryż udomowiono w Chinach, zboża i rośliny strączkowe na Bliskim Wschodzie, kukurydzę, kabaczki i fasolę w Mezoameryce, a ziemniaki i quinoę w Andach. Teraz okazało się, że jest i piąte takie miejsce. Ludzie zamieszkujący południowo-zachodnią Amazonię już we wczesnym holocenie, ponad 10 000 lat temu, hodowali tam maniok, kabaczki oraz inne rośliny jadalne. Przeprowadzone przez nas badania dowodzą, że Llanos de Moxos było centrum wczesnej uprawy roślin. Ludzie zaraz po przybyciu do Amazonii zmieniali tamtejszy krajobraz, co miało głęboki wpływ na różnorodność habitatu i zachowanie tamtejszych gatunków, czytamy w Nature. Nie pierwszy raz piszemy o Llanos de Moxos. Już w ubiegłym roku informowaliśmy, że region ten został zamieszkany tysiące lat wcześniej, niż dotychczas sądzono, a 1500 lat temu powstawały tam monumentalne konstrukcje oraz liczne stawy hodowlane. Llanos de Moxos to sawanny o powierzchni ponad 126 000 kilometrów kwadratowych, znajdujący się w Departamencie Beni w północno-wschodniej Boliwii. Przeprowadziliśmy mapowanie dużych regionów leśnych wysp. Wysunęliśmy hipotezę, że ich regularny kształt świadczy o tym, iż zostały ukształtowane przez człowieka, mówi Jose Capriles z Pennsylvania State University. Jednak, jak informuje główny autor badań, Umberto Lombardo z Uniwersytetu w Bernie większość okrągłych leśnych wysp ma sztuczne pochodzenie, a te o nieregularnym kształcie mają pochodzenie naturalne. Ale nie widać tutaj regularnego wzorca. Badacze naliczyli ponad 4700 sztucznych leśnych wysp na Llanos de Moxos. Uczeni zbadali około 30 i stwierdzili, że wiele z nich mogło być miejscami uprawy. W Amazonii bardzo trudno jest zdobyć dowody na udomowienie roślin, gdyż tamtejszy klimat niszczy większość materii organicznej. Nie ma tam też kamieni, gdyż to równina aluwialna, trudno tam znaleźć dowody na obecność wczesnych łowców-zbieraczy, dodaje Capriles. Uczeni analizowali więc fitolity, krzemionkowe twory powstające w komórkach roślinnych. Kształt fitolitów zależy od rośliny, w której powstały, więc archeolodzy mogli na tej podstawie określić, co było uprawiane w leśnych wyspach. Uczeni znaleźli dowody na uprawę manioku i juki sprzed 10 350 lat, kabaczków sprzed 10 250 lat oraz kukurydzy sprzed 6850 lat. Rośliny te, wraz z batatami i orzechami stanowiły podstawę diety tamtejszych mieszkańców. Dietę uzupełniali oni rybami i dużymi roślinożercami. Wszystko wskazuje na to, że już pierwsi ludzie, którzy dotarli do Llanos de Moxos nie byli po prostu łowcami-zbieraczami, ale mieli bardziej zróżnicowaną gospodarkę. « powrót do artykułu
  9. Rolnictwo, które wydaje się bardziej przyjazne środowisku, a jednocześnie wykorzystuje więcej ziemi, by uzyskać takie same plony, może mieć bardziej negatywny wpływ na przyrodę niż rolnictwo intensywne, używające mniej ziemi, wynika z ostatnich badań. Od pewnego czasu ukazują się badania, których autorzy twierdzą, że najlepszym sposobem na ochronę środowiska naturalnego przed negatywnym wpływem działalności rolniczej człowieka, jest jak najbardziej intensywne wykorzystywanie ziemi, dzięki czemu można jej używać mniej. Jednak problem w tym, że z intensywnymi technikami rolniczymi wiąże się nieproporcjonalnie duży poziom zanieczyszczenia, erozji gleby i zużycia wody. Jednak, jak dowodzą autorzy najnowszych badań, to pogląd nieprawdziwy. Grupa naukowców postanowiła dokładnie oszacować zanieczyszczenia – takie jak produkcja gazów cieplarnianych, zużycie nawozów i wody – i przeliczyć je na jednostkę żywności wyprodukowanej w sposób intensywny lub w sposób uważany za przyjazny środowisku. W ten sposób mogli porównać koszt środowiskowy obu metod uprawy ziemi. Wcześniej prowadzono już podobne badania, lecz tam porównywano wpływ środowiskowy na jednostkę terenu. Jako, że rolnictwo intensywne korzysta z mniejszej ilości ziemi to, jak twierdzą autorzy najnowszych badań, prowadziło to do przeszacowywania zanieczyszczeń z tego typu działalności rolniczej. Badania czterech głównych sektorów działalności rolniczej wykazały, że – wbrew temu co się powszechnie uważa – bardziej intensywne rolnictwo, które używa mniej ziemi, powoduje też mniejsze zanieczyszczenie, erozję i zużywa mniej wody. Należy jednak wziąć pod uwagę pewne poważne zastrzeżenie. Jeśli intensywne rolnictwo będzie wykorzystywane wyłącznie w celu zwiększania plonów czy obniżania cen żywności, przyspieszy ono niszczenie planety. Zdaniem autorów badań, intensywna działalność rolnicza sprawdzi się jako metoda ochrony przyrody tylko wówczas, jeśli będzie prowadzona właśnie po to, by jak najmniej terenów przeznaczać na działalność rolniczą. Rolnictwo to najważniejszy czynnik przyczyniający się do utraty bioróżnorodności planety. Ciągle niszczymy habitaty, by zrobić miejsce na pola uprawne, mówi główny autor badań, profesor Andrew Balmoford z Wydziału Zoologii Cambridge University. Nasze wyniki pokazują, że możemy wykorzystać intensywne rolnictwo by zapewnić wyżywienie ludności chroniąc jednocześnie dziką przyrodę. Jeśli jednak chcemy uniknąć masowej zagłady gatunków musimy połączyć takie działania rolnicze z chęcią uchronienia jak największych obszarów od działalności rolniczej. Naukowcy przeanalizowali dane dotyczące zanieczyszczeń powodowanych przez cztery wielkie sektory produkcji rolnej: uprawy ryżu w Azji, uprawy pszenicy w Europie, produkcję wołowiny w Ameryce Łacińskiej i produkcję mleka i jego przetworów w Europie. Uzyskane wyniki wskazują, że wiele systemów intensywnej uprawy i hodowli ma mniejszy negatywny wpływ na środowisko naturalne i, co najważniejsze, używa mniej terenów, niż mniej intensywna działalność rolnicza. Na przykład okazało się, że wykorzystywane w intensywnej uprawie ryżu nieorganiczne związki azotu nie zwiększają emisji gazów cieplarnianych, ale skutkują wyższymi plonami i mniejszym zużyciem wody na tonę ryżu. Z kolei przy niektórych intensywnych metodach hodowli krów możliwe jest zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych aż o połowę, jeśli na pastwiskach zasadzi się drzewa zapewniające bydłu cień. Badania organicznych farm mlecznych w Europie wykazały, że do produkcji tej samej ilości mleka potrzebują one o co najmniej 30% ziemi uprawnej i dwukrotnie więcej ziemi do wypasu niż tradycyjne farmy mleczne. Organiczne systemy hodowli i uprawy roli są często postrzegane jako bardziej ekologiczne od systemów tradycyjnych, jednak nasze badania wskazują, że jest wręcz przeciwnie. Systemy organiczne, poprzez wykorzystywanie większej przestrzeni, mogą w ostatecznym rozrachunku bardziej szkodzić środowisku naturalnemu, mówi współautor badań, doktor David Edwards z University of Sheffield. Autorzy badań podkreślają, że intensywne rolnictwo musi być połączone z mechanizmami zapobiegającymi jego rozprzestrzenianiu się. Można to zrobić np. poprzez dopłaty do działalności rolniczej, gdzie rolnicy, w zamian za zwrócenie części swojej ziemi do środowiska naturalnego i rozpowszechnienie intensywnych metod upraw i hodowli na pozostałych częściach, otrzymywali by pieniądze pochodzące z podatków. W ten sposób można by ograniczyć ich chęć rozszerzania areałów upraw i zwiększania swoich zysków. « powrót do artykułu
  10. Agencja Xinhua poinformowała, że superhybrydowy ryż hodowany na polu doświadczalnym w prowincji Yunnan, pobił nowy rekord wydajności. Ostatnie trzykrotne zbiory na farmie Datun Township dały średnie zbiory 1152,3 kilograma ryżu z mu. Mu to tradycyjna chińska jednostka powierzchni wynosząca 666,66 metra kwadratowego (ok. 0,07 ha). Prace nad hybrydowym ryżem rozpoczęły się na farmie doświadczalnej w 2009 roku. Jak poinformował XIe Hua'an, szef zespołu naukowego, do sukcesu przyczyniły się średnie temperatury wynoszące 20 stopni Celsjusza, odpowiednia ilość opadów oraz płaski teren. Datun Township znajduje się na wysokości ponad 1200 metrów nad poziomem morza. Światowa średnia produkcja ryżu wynosi ok. 4,5 tony z hektara, a liderem wydajności jest Australia, gdzie z hektara uzyskuje się 10,2 tony. W Chinach z hektara uzyskuje się niemal 7 ton ryżu. Tymczasem na eksperymentalnej farmie uzyskano wydajność dochodzącą do 17,3 tony z hektara. « powrót do artykułu
  11. Zmiany klimatyczne będą miały negatywny wpływ na uprawy zbóż. Pojawi się więcej szkodników tych roślin, ostrzega Scott Merrill z University of Vermont. Merrill i jego zespół przyjrzeli się, w jaki sposób insekty atakują ryż, kukurydzę i pszenicę w zależności od warunków klimatycznych. Odkryli, że wraz ze wzrostem temperatury wzrośnie liczba szkodników, a szczególnie ucierpią umiarkowane szerokości geograficzne. Na każdy stopień ocieplenia klimatu straty zwiększą się o 10–25 procent. Z wyliczeń wynika, że jeśli temperatura wzrośnie o 2 stopnie powyżej temperatury z epoki preindustrialnej, straty w uprawach wspomnianych zbóż sięgną 213 milionów ton. Starty będą związane ze wzrostem metabolizmu owadów oraz z szybszym rozrostem ich populacji. Związek metabolizmu z temperaturą jest bardzo prosty. Gdy robi się cieplej, metabolizm owadów przyspiesza, więc muszą one jeść więcej. To nie jest dobra wiadomość dla upraw, mówi Merrill. Nieco bardziej złożony jest związek pomiędzy temperaturą a liczebnością populacji. W przypadku owadów istnieje zakres optymalnych temperatur, w których najlepiej się rozmnażają. Jeśli jest zbyt ciepło lub zbyt zimno, populacja rozrasta się wolniej. Dlatego też w tym względzie globalne ocieplenie najmocniej dotknie obszary o umiarkowanych temperaturach. Obszary na średnich szerokościach geograficznych nie są obecnie tymi, w których panują optymalne warunki dla owadów. Jeśli temperatury tam będą rosły, będą też rosły populacje owadów. Temperatury panujące w tropikach są bliskie górnej granicy optymalnej temperatury, więc tam populacje owadów będą rosły wolniej. Już teraz jest tam dla nich zbyt gorąco, dodaje Merrill, który specjalizuje się w badaniu interakcji pomiędzy roślinami a owadami. Najbardziej zagrożone będą uprawy pszenicy. Zboże to uprawiane jest na obszarach o chłodniejszym klimacie. Dojdzie tam do zwiększenia metabolizmu owadów, zwiększenia liczebności populacji oraz zwiększenia przeżywalności zimy. Kukurydza uprawiana jest z kolei w bardziej zróżnicowanym klimacie, więc w niektórych miejscach jej uprawy populacja owadów się zwiększy, w innych spadnie. W przypadku ryżu, uprawianego w wysokich temperaturach, po wzroście temperatury o 3 stopnie Celsjusza powinno dojść do ustabilizowania się poziomu strat. Wzrost populacji owadów spadnie, co zrównoważy efekt przyspieszonego metabolizmu tych zwierząt. Z badań wynika zatem, że powinniśmy spodziewać się spadku plonów zbóż w jednych z najbardziej żyznych regionów świata. Ogólnie rysuje się nam taki obraz, że jeśli uprawiasz dużo żywności na średnich szerokościach geograficznych, to dużo stracisz, mówi Merrill. Wielcy producenci kukurydzy, tacy jak Francja, Chiny i USA mogą spodziewać się jednych z największych wzrostów utraty plonów na rzecz insektów. Francja jest też dużym producentem pszenicy, a Chiny wytwarzają dużo ryżu. Doświadczą zatem dodatkowych strat. Merrill skupił się na badaniu ryżu, pszenicy i kukurydzy, gdyż razem odpowiadają one za konsumpcję 42% kalorii spożywanych bezpośrednio przez ludzi. Zwiększenie strat w uprawach może zagrozić bezpieczeństwu żywnościowemu milionów ludzi i prowadzić do konfliktów. Rolnicy już teraz wprowadzają zmiany, jakie wymusza na nich zmieniający się klimat. Problem jednak w tym, że nie wszyscy są w stanie to zrobić. Bogate kraje mają do dyspozycji różne rozwiązania, mogą używać więcej pestycydów czy rozszerzać prowadzone przez siebie programy kontroli populacji szkodników zbóż. Jednak uboższe państwa doświadczą poważnych trudności, ostrzega Merrill. « powrót do artykułu
  12. Specjaliści z London School of Hygiene & Tropical Medicine (LSHTM) przeprowadzili pierwsze systematyczne badania nad wpływem prognozowanych zmian klimatycznych oraz związanych z nimi wzrostem temperatury i problemami z dostępnością do wody, na uprawy warzyw i zawartość składników odżywczych. Dotychczas pojawiły się liczne badania dotyczące wpływu zmian klimatu na uprawy ryżu czy pszenicy. Naukowcy ocenili, że jeśli nie zostaną podjęte żadne działania mające na celu zredukowanie negatywnego wpływu zmian klimatu, to w latach 2050-2100 średnie plony warzyw spadną o 35%, a plony roślin strączkowych zmniejszą się o 9%. Zmiany klimatu, związane z tym zmiany wzorców opadów, problemy z dostępem do wody i utrata bioróżnorodności to poważne wyzwania dla rolnictwa i zabezpieczenia wyżywienia ludzkości. Oprócz spadku plonów należy też spodziewać się spadku zawartości składników odżywczych w roślinach uprawnych. Uczeni z LSHTM przeanalizowali wyniki eksperymentów nad wpływem zmian środowiskowych na zawartość składników odżywczych w warzywach i roślinach strączkowych. Pod uwagę wzięto dane od 1975 roku, a analizowane eksperymenty były prowadzone w 40 krajach. Później uczeni szacowali też zmiany w plonach, spowodowane większą zawartością dwutlenku węgla i ozonu w atmosferze, zwiększonymi temperaturami i mniejszą dostępnością wody. Wcześniejsze badania wykazywały, że zwiększona koncentracja dwutlenku węgla zwiększy plony, jednak autorzy najnowszych badań zauważyli, że efekt ten może zostać zniwelowany przez jednoczesne zmiany innych czynników środowiskowych. Zwiększone temperatury i mniejsza dostępność do wody stanowią poważne zagrożenie dla rolnictwa, co może wpłynąć na bezpieczeństwo żywności i zdrowie ludzi. Warzywa i rośliny strączkowe to niezbędne składniki zdrowej, zbilansowanej diety, a wszelkie zalecenia mówią o konieczności zwiększenia konsumpcji tego rodzaju żywności. Jednak z naszych badań wynika, że w przyszłości pokarmy te mogą stać się mniej dostępne – mówi doktor Pauline Scheelbeek. Zdaniem naukowców, by uniknąć ryzyka spadku plonów warzyw i roślin strączkowych, konieczny będzie ciągły postęp w rolnictwie, w tym opracowywanie nowych odmian roślin. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...