Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' szkielet' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 20 wyników

  1. Analiza zbioru szkieletów – pochodzących z okresu rzymskiego, średniowiecza i angielskiej wojny domowej – przechowywanych na University of Sheffield przyniosła zaskakujące informacje na temat znanej średniowiecznej anachoretki. Kobieta, która wybrała pustelnicze życie poświęcając się modlitwie i umartwianiu, cierpiała na zaawansowany syfilis. Szkielet SK3870 został odkryty podczas wykopalisk w Yorku w 2007 roku w miejscu, w którym niegdyś znajdował się Kościół Wszystkich Świętych. Kobietę pochowano w apsydzie kościoła w pozycji kucznej. Miejsce pochówku od razu zdradzało kogoś ważnego, gdyż w tym czasie w kościołach grzebano duchownych lub bardzo bogate osoby. Dlatego też autorzy najnowszych badań uważają, że pochowana to lady Isabel German, znana anachoretka, o której wiemy, że w latach 1428–1448 żyła w izbie w Kościele Wszystkich Świętych. Pochówek w apsydzie sugeruje, że mamy do czynienia z kobietą o wysokim statusie społecznym. Jednak pozycja kuczna pochówku jest czymś niezmiernie rzadkim w średniowieczu. Nasze badania wykazały też, że kobieta cierpiała na septyczne zapalenie stawów oraz zaawansowaną postać syfilisu. Prawdopodobnie objawiało się to poważnymi widocznymi objawami na całym ciele oraz pogarszającym się stanem neurologicznym i umysłowym, mówi doktor Lauren McIntyre, która prowadziła analizy szkieletu. Lady German żyła w czasach, o których sądzimy, że widoczne i zniekształcające choroby były uważane za kary za grzechy zesłane przez Boga. Hipoteza mówiąca, że ktoś z widoczną zniekształcającą chorobą mógł chcieć unikać kontaktów społecznych lub żyć jako pustelnik, by ukryć się przed światem, jest bardzo kusząca, jednak w tym przypadku prawdopodobnie nie o to chodziło. Tak poważna choroba mogła być postrzegana pozytywnie, jako znak od Boga, by komuś wyjątkowemu nadać status męczennika, dodaje uczona. Z badań wynika, że lady German mogła wybrać drogę pustelniczki, by móc samodzielnie decydować o swoim losie. W tamtych czasach kobieta powinna bowiem wyjść za mąż lub udać się do klasztoru. Wybrana przez nią droga życia uczyniła z niej też ważną osobistość w lokalnej społeczności, która postrzegała ją niemal jak prorokinię, dodaje McIntyre. « powrót do artykułu
  2. W miejscowości Vráble na Słowacji trwają badania jednej z największych w Europie Środkowej aglomeracji wiejskich z okresu wczesnej epoki kamienia. Stanowisko archeologiczne z lat 5250–4950 p.n.e. składa się z trzech osad o łącznej powierzchni około 50 hektarów. Teraz w jednej z nich znaleziono ponad 30 bezgłowych szkieletów. Prace we Vráble są prowadzone przez Instytut Archeologii Słowackiej Akademii Nauk i Uniwersytet Chrystiana Albrechta w Kilonii. W międzyczasie dokonano kilku interesujących odkryć. Archeolodzy zauważyli, że jedna z osad pod koniec istnienia została otoczona fosą z sześcioma wejściami oraz palisadą. To absolutnie unikatowe konstrukcje w tym czasie w Europie Środkowej. Potwierdziliśmy tam też istnienie ponad 300 długich domów. Możliwe, że jednocześnie – na różnych etapach funkcjonowania osady – używanych było 50–70 z nich, mówi Ivan Cheben ze Słowackiej Akademii Nauk. Już wcześniej na terenie aglomeracji znajdowano zarówno miejsca pochówku, jak i ludzkie szczątki wrzucone niedbale do wykopu. Jednak w ciągu ostatnich tygodni dokonano zaskakującego, niezwykle interesującego odkrycia. W wykopie niedaleko jednego z wejść znaleźliśmy nagromadzenie ludzkich kości. Złożono tam co najmniej 35 ciał. Zwłoki leżały w różnych pozycjach, na plecach, brzuchach, na boku, niektóre z pozycji przypominającej żabę. Wspólną cechą wszystkich zwłok jest fakt, że brakuje im głów. Znaleźliśmy tam tylko jedną dziecięcą czaszkę oraz część kości żuchwy, dodaje antropolog Zuzana Hukeľová. Ze wstępnych badań wynika, że w masowym grobie złożono głównie młode osoby. Teraz archeolodzy rozpoczęli serię interdyscyplinarnych badań, które mają dać odpowiedź na pytanie, co się stało. Czy ciała należały do osób celowo zabitych, zmarłych w czasie epidemii, a może to ofiary jakichś rytuałów. Uczeni spróbują zbadać też genom tych osób, by sprawdzić, czy były one w jakich sposób ze sobą spokrewnione. Chcą też dowiedzieć się, czy głowy zostały odcięte czy też np. od ich oddzielenia doszło po rozkładzie zwłok. Odpowiedzi na te pytania rzucą więcej światła na kształtowanie się nierówności społecznych we wczesnych społecznościach rolniczych, a być może dadzą odpowiedź na pytanie o sposób funkcjonowania i przyczyny zniknięcia aglomeracji. « powrót do artykułu
  3. Już 12 maja będzie można kupić najbardziej kompletny szkielet deinonycha, zręcznego zabójcy, który zmienił sposób postrzegania dinozaurów. Ten niewielki teropod został odkryty w latach 30. ubiegłego wieku, a badania z lat 60. wykazały, że był niebezpiecznym zabójcą, co pokazało, iż dinozaury nie były po prostu przerośniętymi jaszczurkami. Zwierzę zyskało nazwę rodzajową Deinonych, czyli „straszny szpon”. To on był inspiracją dla velociraptorów, które widzieliśmy w „Parku Jurajskim”. Za 10 dni dom aukcyjny Christie's zaoferuje szkielet D. anthirropus – cały rodzaj jest reprezentowany przez ten jeden gatunek – pochodzący sprzed 115–108 milionów lat. Składa się on ze 126 świetnie zachowanych kości, co czyni go najbardziej kompletnym szkieletem tego niezwykle rzadkiego dinozaura. Całość ma 158 cm wysokości i 3 metry długości. Szkielet został znaleziony w Wolf Canyon w USA i od tamtego czasu znajduje się w prywatnych rękach. Dotychczas można go było oglądać tylko raz. Pomiędzy czerwcem 2020 a grudniem 2021 był wystawiany w Muzeum Historii Naturalnej w Danii. Możliwość kupna D. anthirropus to niezwykła gratka dla kolekcjonerów. Dotychczas znaleziono szczątki niewielu tych zwierząt, muzea na całym świecie posiadają jedynie dwa egzemplarze tego gatunku, a szkielet, który trafi na aukcję, jest jedynym, jaki znajduje się w rękach prywatnych. Dlatego też specjaliści z Christie's szacują, że szkielet osiągnie cenę 4–6 milionów dolarów. « powrót do artykułu
  4. Muzeum Geologiczne Państwowego Instytutu Geologicznego w Warszawie ogłosiło konkurs na imię dla mamuta. Szkielet mamuta włochatego stoi w sali głównej. Pomimo że od 64 lat mamut jest symbolem Muzeum Geologicznego PIG-PIB, do dziś nie ma imienia. Czas to zmienić! Zgłoszenia [DOCX] z propozycjami imienia są przyjmowane od 12 lipca do 12 września. Można je przesyłać mailem na adres konkurs.muzeum@pgi.gov.pl albo wrzucić do urny podczas wizyty. Etapy konkursu Spośród zgłoszonych propozycji komisja konkursowa wybierze trzy, które wezmą udział w głosowaniu (17-23 września) w czasie Festiwalu Nauki. Wybierz jedno z trzech imion na karcie do głosowania, stawiając krzyżyk w odpowiedniej rubryce. Wyślij kartę na adres mailowy konkurs.muzeum@pgi.gov.pl, a jeśli jesteś w Muzeum, wrzuć kartę do urny konkursowej. Karta do głosowania będzie dostępna na stronie od 17 września. Wynik głosowania ma być ogłoszony w Muzeum Geologicznym 26 września, a na stronie placówki 27 września. Na zakończenie Festiwalu Nauki, podczas urodzin dinozaura Dyzia, nadamy mamutowi wybrane przez Was imię. Dziesięć osób wygra nagrodę - okaz geologiczny. Historia szkieletu mamuta i Dyzia Szkielet mamuta włochatego został zrekonstruowany latem 1957 r. z materiału kostnego ze stanowiska Pyskowice (w latach 50. w okolicach Pyskowic i Rudzieńca działała kopalnia piasku). Rekonstrukcję wykonali prof. dr Zbiegniew Ryziewicz i dr Teresa Czyżewska z Uniwersytetu Wrocławskiego. Jak napisano na stronie placówki, prace techniczne (konserwacja, uzupełnienia i wypełnienia materiału kostnego gipsem, konstrukcje nośną szkieletu) wykonali pracownicy Muzeum pod nadzorem autora rekonstrukcji. Brakujące elementy szkieletu zostały pozyskane z Górnośląskiej Stacji Terenowej PIG, Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu i Muzeum we Wrocławiu. Eksponat ma 3,15 m wysokości i 5,70 m długości. Długość ciosów wynosi 3,5 m. Dyzio, o którego urodzinach wspominaliśmy, jest słynnym dinozaurem z nadrodziny celofyzoidów (Coelophysoidea), którego tropy zostały odnalezione przez dr. Gerarda Gierlińskiego z Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowego Instytutu Badawczego w okolicach Sołtykowa w Górach Świętokrzyskich. Jego rekonstrukcję można oglądać w Muzeum Geologicznym w Warszawie. Model wykonała w 1997 r. rzeźbiarka Marta Szubert. « powrót do artykułu
  5. Nowo odkryty rodzaj komórek kości może stać się celem przyszłych terapii leczących osteoporozę i inne schorzenia szkieletu. Komórki, nazwane osteomorfami, zostały odkryte we krwi i szpiku przez naukowców z Garvan Institute of Medical Research. Wiemy już, że łączą się tworząc komórki kościogubne – osteoklasty – które zgodnie ze swoją nazwą mają zdolność do rozpuszczania i resorpcji tkanki kostnej. Osteomorfy mają unikatowy profil genetyczny co jest potencjalnie bardzo obiecującą cechą, gdyż być może uda się to wykorzystać do terapii biorącej na cel dokładnie te komórki. To odkrycie zmienia reguły gry, gdyż nie tylko pomaga w zrozumieniu biologii kości, ale potencjalnie otwiera drogę do leczenia osteoporozy. W osteoplastach dochodzi do ekspresji kilkunastu genów, które wydają się mieć związek z tą chorobą kości, mówi współautor badań, Tri Giang Phan. Szkielet to, jak mówią autorzy badań, dynamiczny organ, który przez całe nasze życie jest ciągle przebudowywany w reakcji na bodźce ze środowiska. Na poziomie molekularnym dochodzi do nieustannych zmian. Wyspecjalizowane komórki rozpuszczają starą tkankę kostną i budują nową. Takie przemodelowanie to wspólny wysiłek dwóch rodzajów komórek, osteoklastów absorbujących starą tkankę i osteoblastów, które tworzą nową. Ich skuteczne działanie wymaga dobrej koordynacji w czasie i przestrzeni. Zaburzenie równowagi działania tych komórek prowadzi do osłabienia kości, w tym do osteoporozy. O ile nauka dobrze rozumie role osteklastów w rozwoju takich chorób jak osteoporoza, to ich biologia jest znacznie słabiej poznana. Dlatego właśnie naukowcy z Garvan Institute chcieli się im bliżej przyjrzeć. Podczas badań na modelu mysim zauważyli, że osteoklasty robią zadziwiającą rzecz – dzielą się na mniejsze komórki, a potem łącząc, ponownie tworząc osteoklasty. To zupełnie nieznany dotychczas proces. Do tej pory uważano, że gdy osteoklasty wykonają swoją robotę, zachodzi apoptoza i komórki giną. Zauważyliśmy jednak, że przechodzą one swoisty recykling, w podczas którego dzielą się i łącza ponownie. Być może proces ten wydłuża ich życie. Odkryliśmy też te podzielone komórki w krwi i szpiku, co wskazuje, że przemieszają się one do innych części szkieletu. Mogą stanowić rezerwę dla innych komórek w miejscach, gdzie są potrzebne, stwierdza doktor Michelle McDonald. Szczegółowe badania wykazały też, że nowo odkryte komórki włączają liczne geny. Do ekspresji wielu z nich dochodzi też w osteoklastach, ale ekspresja niektórych była czymś nowym. To na przekonało, że mamy do czynienia z nowym typem komórek, które nazwaliśmy osteomorfami, wyjaśnia Weng Hua Khoo. Następnie, we współpracy z kolegami z Imperial College London, uczeni z Garvan zbadali, co się tanie, gdy w modelu mysim wyłączą 40 genów aktywowanych w osteomorfach. Okazało się, że wyłączenie 17 z nich wpłynęło na ilość tkanki kostnej i wytrzymałości kości. Gdy uczeni przejrzeli bazy danych ludzkiego genomu stwierdzili, że te 17 genów powiązanych jest u ludzi z występowaniem dysplazji kostnych oraz kontrolą mineralizacji kości. To pokazało, jak ważne są osteomorfy mówi doktor Peter Croucher. W podsumowaniu swoich badań naukowcy stwierdzili, że geny osteomorfów odgrywają rolę w patogenezie zarówno rzadkich monogenicznych jak i częstych poligenicznych chorób układu kostnego, takich jak osteoporoza. « powrót do artykułu
  6. Dyrektor Muzeum Bitwy pod Grunwaldem poinformował, że szczątki rycerzy, którzy brali w niej udział, wciąż znajdują się w kartonach w magazynie muzeum w Morągu. Chcielibyśmy je przebadać, ale nie mamy na to środków, stwierdził doktor Szymon Drej. Prace archeologiczne na miejscu bitwy prowadzone były wielokrotnie. Pierssze szczątki odkryto w latach 60. ubiegłego wieku. W przedsionku ruin kaplicy pobitewnej znaleziono wówczas zbiorowy grób, w którym spoczęło sześć osób. Kolejny masowy grób, tym razem z 30 poległymi, znaleziono przy południowej ścianie kaplicy. Wiadomo, że szczątki należały wyłącznie do mężczyzn. Wszyscy byli w wieku 25–50 lat, a na wielu kościach widać ślady urazów zadanych ostrymi narzędziami. Można więc niemal z całą pewnością stwierdzić, że to szczątki uczestników bitwy. W ciągu następnych dziesięcioleci znajdowano kolejne szczątki. Trafiły ond do muzeum w Morągu, gdzie od wielu lat leżą spakowane w kartony. Doktor Drej mówi, że muzeum przechowuje w magazynie szczątki około 300 osób. "Naszym marzeniem są badania tych szczątków, ponieważ dzisiejsza technika pozwala określić, z jakich części Europy pochodzili ci ludzie, a nawet jak się odżywiali, czy na coś chorowali. Chcielibyśmy też zrobić rekonstrukcje wyglądu ich twarzy, co jest możliwe, ponieważ zachowane są czaszki", stwierdza uczony. Muzeum nie ma jednak na to własnych środków, ani nie udało się pozyskać pieniędzy z grantów. Teraz, gdy budowany jest nowy gmach muzeum bitwy, doktor Drej ma nadzieję, że część szczątów zostanie zaprezentowanych zwiedzającym. « powrót do artykułu
  7. Na brzeg jeziora Pieczenielawa-To w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym wymyte zostały kości mamuta włochatego. Na miejsce udała się ekspedycja jamalskich naukowców. Na nagranym materiale filmowym widać, jak opłukują oni fragment z zachowanymi tkankami miękkimi. Fragmenty szkieletu zostały znalezione przez pasterzy reniferów z pobliskiej wioski Siejaha. Rosyjskie stacje telewizyjne pokazały w piątek, jak naukowcy przekopują płycizny jeziora w poszukiwaniu fragmentów szkieletu. Zgodnie z pierwszymi informacjami, jakie mamy, znajduje się tu cały szkielet. Na podstawie zdjęć można stwierdzić, że to młody osobnik, ale by określić dokładny wiek, trzeba poczekać na wyniki testów - powiedział przed paroma dniami cytowany przez Siberian Times Dmitrij Frolow, dyrektor Centrum Badań Arktycznych. Kości mają zostać przesłane na badania do Salechardu. Zespół sporządza mapę lokalizacji innych szczątków. Później zostanie zorganizowana druga ekspedycja, podczas której będą one wydobywane. Przywódca lokalnej społeczności, Stanisław Wanuito, podkreśla, że pasterze reniferów często widują kości mamutów w pobliżu wioski. Naukowcy przypominają o najlepiej zachowanym mamucie włochatym świata. Samiczkę nazwaną Liuba znaleziono w maju 2007 r., także w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym. Brakowało jej tylko paznokci i większości włosów, była też częściowo odwodniona. Badanie przeprowadzone tomografem komputerowym potwierdziło, że udusiła się błotem.   « powrót do artykułu
  8. Na stanowisku Chaizhuang w Jiyuanie odkryto pozbawiony głowy szkielet. Pochowano go w pozycji klęczącej w jamie ofiarnej. Wg specjalistów z Instytutu Zabytków Kulturowych i Archeologii prowincji Henan oraz Zespołu ds. Zabytków Kulturowych Miasta Jiyuan, datuje się on na późną dynastię Shang. Szczątki klęczącego są zwrócone na północ, a ręce zostały skrzyżowane z przodu. Wszystko to sugeruje, że człowiek ten został złożony w ofierze. Złożenie w ofierze potwierdza napis na kości wróżebnej - znak Kan. Podczas wykopalisk w Jiyuanie znaleziono dużą liczbę grobów z okresu późnej dynastii Shang. Na dobrze zachowanej ludzkiej kości [...] widać znak Kan - opowiada szef wykopalisk na stanowisku Chaizhuang - Liang Fawei. Liang dodaje, że badanie napisów na kościach wróżebnych z ruin miasta Yin - ostatniej stolicy dynastii Shang - ujawniło, że za czasów jej panowania składanie ofiar było częstą praktyką, a hieroglify takie jak "She," "Shi," "Tan" i "Kan" wykorzystywano do opisu praktyk ofiarnych podczas różnych rytuałów. Kan odnosi się do metody składania ofiar z ludzi i bydła w jamach. Wcześniej szczątki ofiar odkrywano głównie w pozycji leżącej. Eksperci założyli, że sposób składania ofiary oznaczony hieroglifem Kan sugeruje pochówek w pozycji wyprostowanej. Wg nich, forma ta musiała być bardziej rozpowszechniona niż pochówek w pozycji leżącej. Od 2019 r. archeolodzy zbadali 6 tys. m2 stanowiska. Wg ich oszacowań, Chaizhuang zajmuje 300 tys. m2. Dotąd odkryto m.in. studnie, drogi, popielniki, paleniska, a także ceramikę, kości, muszle oraz artefakty z żadu. « powrót do artykułu
  9. Na Chapelle Dom Hue, niewielkiej wysepce leżącej w pobliżu Guernsey na kanale La Manche, odkryto parę lat temu szkielet. Jego lokalizację zdradził wystający z ziemi palec stopy. Archeolog Philip de Jersey uważa, że był to marynarz, który służył w brytyjskiej Marynarce Królewskiej w XVIII w. Stan szkieletu nie jest zbyt dobry. Czego się jednak spodziewać po 250 latach? Jednym z problemów, z jakimi się ustawicznie borykamy w przypadku ciał pogrzebanych na Guernsey, jest kwaśny odczyn gleby. Kości szybko ulegają tu rozkładowi. Dr de Jersey ujawnia, że przybliżona data zgonu, ustalona na podstawie datowania radiowęglowego i badania guzików, to 1760 r. Przy szkielecie znaleziono 6 skórzanych guzików; pasują one do guzików noszonych przez marynarzy w drugiej połowie XVIII w. Ponieważ brakuje kości dłoni, w tym palców, archeolog podejrzewa, że ciało spędziło jakiś czas w morzu (pożywiły się nim np. ryby i kraby). Nim szkielet zostanie pogrzebany lub trafi do magazynu, de Jersey chce przeprowadzić analizy zębów, które mogą dostarczyć cennych informacji na temat diety, a więc pochodzenia mężczyzny. Jeśli wskażą one na Francję czy Hiszpanię, wszystkie moje hipotezy na temat tego człowieka z miejsca staną się nieważne. Początkowo myślano, że to jeden z mnichów z wyspy Lihou (klasztor benedyktyński został tu założony ok. XII w.). Na właściwy trop naprowadziły specjalistów dopiero wspomniane wcześniej guziki. Archeolodzy zwracają uwagę na młody wiek mężczyzny. Był nastolatkiem albo dopiero przekroczył dwudziestkę. Mierzył zaledwie ok. 158 cm. Warto przypomnieć, że we wrześniu 2017 r. na tej samej wyspie znaleziono szczątki morświna. Datowanie radiowęglowe pokazało, że zwierzę zakopano między 1416 a 1490 r. Dr de Jersey podejrzewał, że ssak został zabity i umieszczony pod ziemią, prawdopodobnie w solance. Miał być zjedzony, ale z jakiegoś powodu tak się nie stało. Taki scenariusz był dla archeologa bardziej prawdopodobny niż pogrzebanie z szacunku w całości przez mnichów. « powrót do artykułu
  10. W południowo-wschodniej Bułgarii, w pobliżu Bojanowa, odkryto szkielet starożytnego miłośnika sportu, najprawdopodobniej trackiego arystokraty, oraz mosiężne balsamarium w kształcie głowy boksera bądź zapaśnika (na twarzy widać ślady złamania nosa). Pod żuchwą zmarłego znajdowała się wybita w Hadrianopolis brązowa moneta cesarza Karakalli z grecką inskrypcją (datuje się ona na 198–217 n.e.). Znalezisko, które opisano na łamach American Journal of Archaeology, pochodzi z czasów, gdy Tracja była prowincją rzymską. Balsamarium, in. unguentarium lub lacrimatorium, to naczynie do przechowywania płynnych wonności/pachnideł. To z Bułgarii przedstawia mężczyznę z bródką i skrzywionym (nie w pełni wygojonym) nosem. Nosi on nakrycie głowy z kociej skóry. Kiedyś pokryte śniedzią balsamarium było wyposażone w przykrywkę, ale się ona nie zachowała. Naczynie ma 12 cm wysokości (bez uchwytów) i maksymalnie 10,8 cm szerokości. Jego pojemność to 670 ml. Twarz mężczyzny uwiecznionego w formie naczynia jest gładko ogolona, wyjątek stanowi wspomniana bródka. Źrenice oczu są wklęsłe, co sugeruje, że kiedyś były wyłożone kamieniami albo pastą szklaną. Cienkie i płytkie zagłębienie wokół ust służyło zapewne jako miejsce przyczepu warstewki czerwonawego metalu (miał on oddawać czerwień wargową). Drobny fragment takiego metalu zachował się nawet w prawym kąciku ust. Rzemieślnik z detalami oddał budowę zwierzęcia, z którego skóry miało być wykonane nakrycie głowy. Z przodu widać np. pysk z zaznaczonymi nozdrzami i półprzymkniętymi oczami. Przez wyraźnie widoczne cętki zespół Danieli Agre z Bułgarskiej Akademii Nauk spekuluje, że twórcy zależało, by skóra wyglądała np. na lamparcią. Kocie nakrycie głowy może być nawiązaniem do lwa nemejskiego pokonanego przez Heraklesa. Niewykluczone, że przedstawienie sportowca w nakryciu głowy ze skóry dzikiego kota miało sugerować podobieństwo do Herkulesa i w ten sposób wskazywać na heroiczną moc i odwagę atlety. W ceglanym grobie, zlokalizowanym w południowo-wschodnim kwadrancie kurhanu Kral Mezar, znaleziono także szkielet mężczyzny, który zmarł w wieku ok. 35-40 lat. Archeolodzy natrafili przy nim na w pełni zachowany strigil, czyli narzędzie higieniczne, którym zeskrobywano ze skóry olej, pot czy brud. W naszej opinii grób należał do trackiego arystokraty, który raczej nie był zawodowym sportowcem, a po prostu uczynił z ćwiczeń/aktywności fizycznej część codziennego życia - mówi Agre. « powrót do artykułu
  11. Wiele wskazuje na to, że po ponad 200 latach udało się zlokalizować szczątki Charlesa-Étienne'a Gudina, generała z czasów rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich. Gudin został trafiony kulą armatnią w czasie bitwy pod Górą Walutyną w 1812 roku. Amputowano mu nogę, ale i tak zmarł po 3 dniach wskutek gangreny. W lipcu archeolodzy odkryli jednonogi szkielet. Badania DNA mają potwierdzić, czy to rzeczywiście generał. Gdy tylko zobaczyłam jednonogi szkielet, pomyślałam, że to nasz poszukiwany - podkreśla Marina Nesterowa, szefowa francusko-rosyjskiej ekipy archeologicznej. Tożsamość zmarłego ma zostać potwierdzona dzięki porównaniom z DNA jednego z potomków Gudina. Prezentację wyników zaplanowano na czwartek (29 sierpnia). Ostatnie poszukiwania szkieletu Francuza rozpoczęły się w maju br.; odpowiada za nie wspierany przez Kreml historyk i były żołnierz Pierre Malinowski. Jak tłumaczy Nikołaj Makarow, dyrektor Rosyjskiego Instytutu Archeologii, początkowo w Smoleńsku ekipa kierowała się wskazówkami ze wspomnień marszałka Louisa Nicolasa Davouta, który organizował pogrzeb Gudina i opisywał mauzoleum przygotowane z 4 ustawionych pionowo luf armatnich. Gdy ten trop się nie sprawdził, zespół zaczął sprawdzać inną teorię (związaną z relacją świadka pogrzebu). Tym razem pod fundamentami dawnego parkietu tanecznego w parku miejskim znaleziono fragmenty drewnianej trumny. Ze wstępnego raportu wynika, że szkielet należał do mężczyzny, który zmarł w wieku 40-45 lat. Obrażenia odpowiadają tym doznanym przez Gudina. Gudin był jednym z ulubionych generałów Napoleona. Jego nazwisko znajduje się na łuku Triumfalnym w Paryżu.   « powrót do artykułu
  12. Tajemnicze szkielety znad jeziora Roopkund w Himalajach należały do różnych genetycznie grup ludzi, którzy zginęli podczas co najmniej dwóch katastrof, a ich śmierć dzieli od siebie tysiąc lat. Wyniki analiz genetycznych przeczą więc przekonaniu, że wszyscy ci ludzie ponieśli śmierć podczas tego samego wydarzenia. Jezioro Roopkund znajduje się na wysokości ponad 5000 metrów, w indyjskiej części Himalajów. Po tym, jak u jego wybrzeży znaleziono setki szkieletów, zyskało ono nazwę Jeziora Szkieletów i Tajemniczego Jeziora. Jezioro Roopkund od dawna było przedmiotem spekulacji. Wszyscy się zastanawiali, kim byli zmarli, co ich tu przywiodło i  jak zginęli, mówi jeden z autorów badań, Niraj Rai z Birbal Sanhi Institute of Paleoscience w Lucknow w Indiach. Jest on jednym z członków 28-osobowego międzynarodowego zespołu naukowego z Indii, USA i Europy, który przeprowadził analizy genetyczne tajemniczych szkieletów. Okazuje się, że tajemnicze szkielety pochodzą od co najmniej trzech różnych grup ludności. Po raz pierwszy zauważyliśmy, że mamy tu do czynienia z różnymi grupami gdy przeanalizowaliśmy mitochondrialne DNA 72 szkieletów. Wiele z tych osób posiadało haplogrupy typowe dla współczesnej populacji Indii, jednak zidentyfikowaliśmy też wiele osób, których haplogrupy są bardziej typowe dla zachodniej Eurazji, mówi Kumarasamy Thangaraj, który rozpoczął projekt badawczy przed 10 laty. Sekwencjonowanie całego genomu 38 osób ujawniła, że szkielety z Roopkund to szczątki osób z co najmniej trzech odmiennych genetycznie grup. Pierwsza z nich, złożona z 23 osób, jest spokrewniona ze współczesnymi mieszkańcami Indii. Druga grupa, w skład której wchodzi 14 osób, wykazuje pokrewieństwo genetyczne z dzisiejszymi mieszkańcami wschodniej części Morza Śródziemnego, przede wszystkim z mieszkańcami Grecji i Krety. Pozostałe osoby są spokrewnione ze współczesnymi mieszkańcami Azji Południowo-Wschodniej. Skład genetyczny szkieletów z Roopkund był całkowitym zaskoczeniem. Obecność tam ludzi znad Morza Śródziemnego wskazuje, że nie było to miejsce, którym interesowali się wyłącznie okoliczni mieszkańcy, ale przyciągało ono ludzi z całego świata, mówi Éadaoin Harney z Uniwersytetu Harvarda. Również analiza izotopów, która pozwoliła na prześledzenie diety badanych ludzi potwierdza, że mamy do czynienia z różnymi grupami. Osoby należące do grupy spokrewnionej ze współczesnymi mieszkańcami Indii miały wysoce zróżnicowaną dietę, opierającą się w dużej mierze na pokarmach o metabolizmie C3 i C4. To odkrycie jest zgodne z dowodami genetycznymi wskazującymi na pochodzenie z Azji Południowej. W przeciwieństwie do nich osoby, pochodzące z regionu Morza Śródziemnego, spożywały bardzo mało kaszy, wyjaśnia Ayushi Nayak z Instytutu Hisotrii Człowieka im. Maxa Plancka. Drugim zaskoczeniem, jakie czekało naukowców, było odkrycie, że badani ludzie nie zginęli w tym samym momencie. Jako pierwsze zginęły osoby spokrewnione z mieszkańcami współczesnych Indii. Ich śmierć nastąpiła pomiędzy VII a X wiekiem naszej ery, prawdopodobnie w wyniku różnych zdarzeń. Kolejne dwie grupy przybyły i zginęły nad Roopkund pomiędzy XVII a XX wiekiem. Wciąż nie wiemy, co przywiodło tych ludzi nad jezioro, ani jak zginęli, stwierdza Niraj Rai. Analizy biomolekularne pozwoliły nam stwierdzić, że historia jeziora Roopkund jest bardziej złożona, niż sądziliśmy. Każą nam też one postawić pytanie, w jaki sposób zaledwie kilkaset lat temu zginęli tutaj ludzie pochodzący znad Morza Śródziemnego, o genomie wysoce nietypowym dla tego regionu, podsumowuje David Reich z Harvard Medical School. « powrót do artykułu
  13. Kiedy w 2017 r. biolodzy stwierdzili, że brazylijskie żabki Brachycephalus ephippium i B. pitanga nie słyszą swoich własnych zawołań, zaczęto poszukiwać sygnałów wzrokowych, którymi mogłyby się posługiwać. Gdy przypadkowo oświetlono je ultrafioletem, okazało się, że głowa i grzbiet intensywnie fluoryzują. Człowiek widzi fluorescencyjne wzorce wyłącznie pod lampą UV. W naturze, jeśli są one widoczne dla innych zwierząt, mogą stanowić sygnał komunikacyjny dla przedstawicieli tego samego gatunku albo wzmocnienie [pomarańczowego] ubarwienia, ostrzegającego drapieżniki przed toksycznością - opowiada dr Sandra Goutte z filii Uniwersytetu Nowojorskiego w Abu Zabi. By wskazać na funkcję świecenia, trzeba przeprowadzić dalsze badania zachowania żabek [z lasu atlantyckiego Mata Atlântica] oraz ich wrogów. Autorzy artykułu z pisma Scientific Reports wyjaśniają, że fluoryzujące wzorce są tworzone przez płytki kostne, znajdujące się tuż pod bardzo cienką skórą. Silnie fluorescencyjny jest cały szkielet żabek, ale świecenie widać na zewnątrz tylko tam, gdzie warstwa tkanki nad kością jest bardzo mała (ma grubość ok. 7 mikrometrów). Międzynarodowy zespół wyjaśnia, że brak melanoforów oraz cienka skóra pozwalają UV przenikać przez tkankę i wzbudzać fluorescencję w płytkach kostnych. Szkielety B. ephippium i B. pitanga porównywano ze spokrewnionymi z Ischnocnema parva. Okazało się, że ich kości są wyjątkowo fluorescencyjne. B. ephippium i B. pitanga prowadzą dzienny tryb życia. W ich naturalnym habitacie UV lub bliskie UV składowe światła dziennego mogą wywoływać fluorescencję na poziomie wykrywalnym przez pewne gatunki. « powrót do artykułu
  14. Paleontolodzy z Uniwersytetu Alberty opisali największego znanego osobnika Tyrannosaurus rex. To zarazem największy odkryty w Kanadzie szkielet dinozaura. Trzynastometrowy "Scotty" żył 66 mln lat temu na terenie dzisiejszej prowincji Saskatchewan. To król królów - twierdzi Scott Persons. Istnieje znaczna zmienność wielkości wśród tyranozaurów. Jedne osobniki były chudsze, inne pokaźniejsze. Scotty zdecydowanie należał do tej drugiej grupy. Po dokładnym zmierzeniu okazuje się nieco masywniejszy od innych egzemplarzy T. rex. Scotty to przydomek nadany od butelki szkockiej, którą uczczono jego odkrycie. Nogi zwierzęcia sugerują, że za życia ważyło ponad 8800 kg. Szkielet odkryto w 1991 r. Na miejsce wezwano wtedy zespół paleontologów, w skład którego wchodził m.in. prof. Phil Currie, ekspert od tyranozaurów. Usunięcie twardego piaskowca otaczającego kości zajęło jednak ponad dekadę. Dopiero po latach naukowcy mogli się więc zająć kompletnym w 65% szkieletem dinozaura (RSM P2523.8). Scotty jest nie tylko duży. To także najstarszy znany T. rex. Rozumiem przez to, że na swoim ostatnim torcie urodzinowym miałby najwięcej świeczek. Można zdobyć pojęcie o wieku dinozaura, przecinając kości i analizując wzorce wzrostu [autorzy artykułu z pisma The Anatomical Record pobierali próbki histologiczne kości strzałkowej] - opowiada Persons. T. rex rosły szybko i umierały młodo. Szacuje się, że w chwili zgonu Scotty miał niewiele ponad 30 lat. W standardach tyranozaurów miał niezwykle długie życie. Było ono także brutalne; na jego szkielecie widnieją [bowiem] liczne ślady odniesionych urazów. Scotty miał m.in. złamania żeber czy zakażenie żuchwy. Na ogonie widać zaś coś, co wygląda na ślad po ugryzieniu innego dinozaura. Myślę, że zawsze jest coś większego do odkrycia, jednak na tę chwilę ten konkretny tyranozaur jest największym znanym nauce lądowym drapieżnikiem. Wystawa, na której będzie można podziwiać giganta, zostanie otwarta w Royal Saskatchewan Museum w maju. « powrót do artykułu
  15. Odkrycie niemal kompletnego szkieletu lwa workowatego (Thylacoleo carnifex) pozwoliło po raz pierwszy zrekonstruować cały kościec tego zwierzęcia. Dzięki temu wiadomo więcej o jego trybie życia. Okazuje się, że plejstoceński torbacz był sprawnym myśliwym i miał silny ogon. T. carnifex ważył ponad 100 kg. Przez niekompletne skamieniałości trudno było odtworzyć jego tryb życia. Nowe fosylia, odkryte w jaskiniach Komatsu w Naracoorte w Australii Południowej i Flight Star na terenie Nullarbor Plain, to m.in. pierwsze znane pozostałości ogona i obojczyka. Autorzy artykułu z pisma PLoS ONE wykorzystali nowe dane do ponownej oceny biomechaniki lwa workowatego. Porównując jego anatomię do współczesnych torbaczy, zespół Rodericka T. Wellsa z Flinders University i Aarona B. Camensa z Muzeum Australii Południowej lepiej poznał biologię i zachowanie T. carnifex. Wydaje się, że ogon lwa workowatego był sztywny i dobrze umięśniony. Naukowcy dywagują, że razem z tylnymi kończynami tworzył on trójnóg, który pozwalał uwolnić kończyny przednie (mogły one być wykorzystywane do przytrzymywania pokarmu czy wspinania). Usztywniony kręgosłup lędźwiowy i obręcz barkowa wzmocniona wytrzymałymi obojczykami sugerują, że lew workowaty nie puszczał się raczej w pogoń za ofiarą, ale polował z zasadzki i/lub był padlinożercą. Wydaje się też, że dobrze radził sobie ze wspinaniem, np. po drzewach czy po jaskiniach. Wśród współczesnych torbaczy budowę lwów workowatych w największym stopniu przypomina anatomia diabła tasmańskiego. Wymarły lew workowaty fascynował naukowców od momentu, gdy w 1859 r. opisano go po raz pierwszy na podstawie fragmentów kości żuchwy znalezionych w pobliżu jeziora Colongulac w stanie Wiktoria i przesłanych do sir Richarda Owena z Muzeum Brytyjskiego. Po 1,5 wieku wreszcie wiadomo, jaki tryb życia najprawdopodobniej prowadził... « powrót do artykułu
  16. W mule na przybrzeżu Tamizy odkryto szkielet z końca XV lub początku XVI w. Mężczyzna leżał twarzą w dół i nadal miał na sobie wysokie (sięgające uda) skórzane buty. Beth Richardson z MOLA (Museum of London Archaeology) uważa, że obecność cennych butów świadczy o tym, że zmarłego nie pochowano, tylko że uległ on jakiemuś wypadkowi, tzn. wpadł do rzeki podczas łowienia, żeglowania albo grzebania w mule w poszukiwaniu wartościowych przedmiotów. Na szkielet natrafiono w dzielnicy Bermondsey, podczas wykopalisk prowadzonych w ramach projektu Thames Tideway Tunnel (TTT). Głębokie rowki w zębach świadczą o wykonywaniu powtarzalnej czynności, np. o przewlekaniu linki między zębami przez rybaka. Na wypadek może wskazywać ułożenie ciała: twarzą w dół, z jedną ręką uniesioną nad głową, a drugą odwiedzioną od tułowia pod dziwnym kątem. Wskazówki mogą sugerować, że [mężczyzna] upadł/utonął, a następnie został szybko przykryty ziemią wzruszoną przez pływy - uważają specjaliści z MOLA. Ponieważ buty były bardzo wysokie, po pełnym rozłożeniu idealnie nadawały się do użytkowania w wodzie i brodzenia w błocie. Wykonano je w taki sposób, by były wytrzymałe; konserwatorzy wykryli dodatkową podeszwę oraz niezidentyfikowany wypełniacz, prawdopodobnie mech. Miał on sprawić, że wodery będą cieplejsze i być może, lepiej dopasowane. Osteolodzy z MOLA nie wykryli dowodów wskazujących na śmiertelny uraz czy w ogóle na uraz w czasie zgonu. Choć mężczyzna miał poniżej 35 lat, jego życie nie należało do łatwych. Prowadził aktywny tryb życia, który pozostawił ślady na jego szkielecie (wiele wskazuje na to, że cierpiał na bolesną chorobę zwyrodnieniową stawów).   « powrót do artykułu
  17. Średniowieczny szkielet zapewnił pierwsze fizyczne dowody, że paprocie były wykorzystywane w celach medycznych: w przypadku łysienia, łupieżu i kamieni nerkowych. Szkielet mężczyzny w wieku 21-30 lat pochodzi z nekropolii Can Reiners z Majorki. Znaleziono na nim ślady skrobi zbożowej oraz pierścienie zarodni paproci. Zarodnię porównano ze współczesnymi zarodniami, zebranymi na północy Majorki i na Półwyspie Iberyjskim. Stwierdzono, że przypomina ona sporangia zanokcicy skalnej (Asplenium trichomane). Analiza historycznej i współczesnej literatury botanicznej wykazała, że gatunek ten powszechnie uznawano za lekarstwo na kamienie nerkowe i łysienie. Paproć wykorzystywano też w roli środka wykrztuśnego, jako diuretyk, a także zioło na wywołanie menstruacji. Nie ma dowodów, by w jakimkolwiek okresie historycznym liście paproci wchodziły w skład diety. W źródłach pisanych, nawet tych z I w. n.e., są za to wzmianki o usuwaniu za ich pomocą objawów pewnych niezagrażających życiu chorób. Badając kamień nazębny szkieletu datującego się na, jak sądzimy, IX bądź X w., byliśmy w stanie określić, że zarodnia pochodziła z zanokcicy, rozpowszechnionego gatunku, który rośnie w skalistych rejonach na całym świecie. Te paprocie były przez stulecia wykorzystywane przez europejskich zielarzy, chirurgów, lekarzy i uzdrowicieli. Dotąd jednak dysponowaliśmy wyłącznie dokumentami opisującymi ich stosowanie - podkreśla dr Elena Fiorin z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Yorku. Ze zwykłego kamienia nazębnego dowiedzieliśmy się, że społeczności z tej części Hiszpanii miały świadomość właściwości leczniczych pewnych roślin. Wiedziały też, jak je podawać, by uzyskać pożądany efekt. Źródła pisane podają, że wodą zalewano świeże bądź suszone liście. Czasem smak mikstury poprawiano za pomocą kwiatów pomarańczy albo dosładzano cukrem czy miodem. W oparciu o szkielet nie da się co prawda powiedzieć, na co leczono młodego mężczyznę, ale można przypuszczać, że chodziło o chorobę skóry, układu moczowego albo o udrożnienie górnych dróg oddechowych. Autorzy publikacji z International Journal of Osteoarchaeology dodają, że zanokcice są nadal wykorzystywane w Europie do leczenia całej gamy chorób. Dzięki zapisowi archeologicznemu możemy zrozumieć, jak w trakcie ewolucji ludzie wykorzystywali środowisko naturalne [i jego zasoby] w opiece zdrowotnej. « powrót do artykułu
  18. Obecność kręgosłupa pozwoliła kręgowcom na podbój oceanów i lądów. Do niedawna jednak nie było jasne, kiedy i gdzie się on pojawił. Nowe dane sugerują, że kręgosłup wyewoluował w płytkich wodach przybrzeżnych. Lauren Sallan i jej zespół z University of Pennsylvania przeanalizowali niemal 3000 skamieniałości wczesnych ryb. Ich porównanie oraz określenie, z jakiego środowiska pochodzą, pozwoliło na stwierdzenie, gdzie doszło do ich wyodrębnienia. Odkryliśmy, że wszystkie kręgowce, od pierwszych bezszczękowców po rekiny i ryby kostnoszkieletowe pochodzą z bardzo ograniczonego środowiska płytkich wód wokół brzegu, mówi Sallan. Takie wnioski to olbrzymia niespodzianka, gdyż duże skoki ewolucyjne są zwykle powiązane ze środowiskami odznaczającymi się duża bioróżnorodnością, jak np. rafy koralowe. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że zmiany ewolucyjne, dzięki którym oceany zapełniły się rybami, miały miejsce w wodach przybrzeżnych. Sallan sugeruje, że kręgowce powstały właśnie tam, gdyż obecność szkieletu pozwalała na lepsze radzenie sobie z falami i niespokojnymi płytkimi wodami. Odkrycie może też wyjaśniać, dlaczego mamy tak niewiele skamieniałości wczesnych kręgowców. Jeśli rzeczywiście żyły one w płytkich wodach, to fale mogły zniszczyć ich szkielety, zanim zdążyły one sfosylizować. « powrót do artykułu
  19. Mężczyzna, który doznał dekapitacji, uciekając w Pompejach przed wybuchem Wezuwiusza, miał przy sobie woreczek srebrnych i brązowych monet. Prowadząc wykopaliska pod szkieletem, archeolodzy natrafili na pozostałości skórzanej sakiewki. Prawdopodobnie mężczyzna nosił ją na szyi. W sakiewce znajdowały się 22 monety o łącznej wartości 80 sesterców (to równowartość ok. 500 euro). Jak podkreślają eksperci, taka suma wystarczyłaby na utrzymanie 3-osobowej rodziny przez co najmniej 2 tygodnie. Niewykluczone, że trzydziestokilkulatek był kupcem, który próbował ocalić choć część majątku. Eksperci natrafili też na klucz, zapewne od domu zmarłego. "Nie był on obrzydliwie bogaty, ale nie był też biedakiem" - uważa Massimo Osana, archeolog, który od paru lat sprawuje nadzór nad pozostałościami zniszczonego w 79 r. przez Wezuwiusz miasta i który kiedyś prowadził tam wykopaliska. Monety odnaleziono, gdy zespół kopał pod szkieletem, by wydobyć go do analizy. Niektóre monety datują się na II w. p.n.e., inne są młodsze - widać na nich podobizny Oktawiana Augusta i Wespazjana. « powrót do artykułu
  20. Archeolodzy i antropolodzy odkryli w Pompejach szkielet mężczyzny, który uciekając przed erupcją Wezuwiusza, został przygnieciony przez duży blok skalny, najprawdopodobniej przez węgar strącony przez chmurę piroklastyczną. Zmarły, mężczyzna w wieku ok. 35 lat, miał zmiażdżoną klatkę piersiową. Podczas wykopalisk nie udało się znaleźć jego głowy. Z wydanego we wtorek (29 maja) komunikatu wynika, że ofiara cierpiała na zakażenie kości piszczelowej (a utykanie z pewnością nie ułatwiało ucieczki). « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...