Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' handel' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 11 wyników

  1. Gdy w 2008 roku CITES (Convention on International Trade in Endangered Species of Wild Fauna and Flora) zgodziła się na jednorazową sprzedaż w Chinach 108 ton kości słoniowej pochodzącej od zwierząt, które zmarły w sposób naturalny lub zostały legalnie zabite, obawiano się, że chińska opinia publiczna zacznie bardziej pozytywnie reagować na handel kością słoniową. Jednak badania przeprowadzone niedawno przez Yale University pokazały, że stało się wręcz przeciwnie. Yufang Gao i jego zespół wykorzystali techniki uczenia maszynowego do przeanalizowania postawy chińskiej opinii publicznej odnośnie handlu kością słoniową. Ton doniesień chińskiej prasy stał się bardziej nieprzyjazny temu zjawisku, media bardziej skupiały się na przemycie oraz na rządowych wysiłkach na rzecz kontrolowania handlu, mówi Gao. Uczony od ponad dekady prowadzi badania dotyczące handlu kością słoniową. Na potrzeby ostatnich badań rozpoczął współpracę ze statystykiem Yuntianem Liu oraz międzynarodową grupą naukową i wspólnie przeanalizowali dotyczące kości słoniowej doniesienia chińskiej prasy z lat 2000–2021. Naukowcy wykorzystali model statystyczny LDA (latent Dirichlet allocation) i za jego pomocą przeanalizowali 6394 doniesienia prasowe badając, w jaki sposób polityka wpłynęła na postawę opinii publicznej. LDA pozwala nam zidentyfikować i przeanalizować powtarzające się frazy. W tym przypadku były to wyrażenia często spotykane w doniesieniach o kości słoniowej, takie jak „przemyt”, „celnicy”, „Afryka”, „zagrożony” czy „zwierzę”, mówi Liu. Naukowców szczególnie interesował wpływ decyzji CITES z 2008 roku oraz wprowadzony w 2016 roku w Chinach zakaz sprzedaży kości słoniowej. Naukowcy badali, w jaki sposób wydarzenia te wpłynęły na opinię publiczną odnośnie kultury i sztuki związanej z kością słoniową, wysiłków na rzecz ocalenia słoni czy przestępczości z nią powiązanej. Ku zaskoczeniu naukowców okazało się, że decyzja CITES spowodowała, iż opinia publiczna zmieniła swój stosunek do handlu kością słoniową na bardziej negatywny. Z kolei po wprowadzeniu zakazu z 2016 roku opinia zmieniła się na bardziej pozytywną. Gao uważa, że zakaz zwrócił większą uwagę na wykorzystywanie kości słoniowej w kulturze i sztuce, powodując, że materiał ten wydał się bardziej pożądanym. Naukowcy mówią, że ich badania pokazują, iż potrzebne jest bardziej zróżnicowane podejście do kwestii opinii publicznej, mediów i polityki. Monitorując media piszące o dzikiej przyrodzie i wysiłkach na rzecz jej ocalenia, możemy szybciej reagować na problemy i zagrożenia, uważają naukowcy. Słonie, zarówno afrykańskie jak i azjatyckie, są gatunkami zagrożonymi. Tylko w latach 1979–1989 liczba słoni afrykańskich zmniejszyła się z 1,3 miliona do 600 tysięcy. Obecnie żyje nieco ponad 400 tysięcy słoni afrykańskich, a afrykańskie słonie leśne są krytycznie zagrożone. W 2013 roku przy życiu pozostało mniej niż 30 000 osobników. Szacuje się, że w przeszłości w Afryce żyło 10 milionów słoni. Zagrożone są też słonie azjatyckie. Pozostało ich mniej niż 52 000. « powrót do artykułu
  2. Około 3500 lat temu w pobliżu półwyspu Uluburun u południowo-zachodnich wybrzeży dzisiejszej Turcji zatonął statek wiozący największy znany nam ze starożytności ładunek metali. Jego wrak odkryto w 1982 roku i od tamtej pory jest on badany przez naukowców, którzy chcą dzięki niemu lepiej zrozumieć, w jaki sposób zorganizowany były handel i społeczeństwa późnej epoki brązu. Brąz był wówczas szeroko rozpowszechnionym cenionym metalem, a umiejętność jego produkcji – jednym z wielkich osiągnięć technologicznych ludzkości. Do wytworzenia brązu potrzebne są miedź i cyna. O ile jednak miedź jest powszechnie dostępna, a jej złoża znajdowały się we wszystkich istniejących wówczas państwach wschodniej części Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu, to cyna występuje w skorupie ziemskiej aż 30-krotnie rzadziej. Ponadto, w przeciwieństwie do miedzi, złoża cyny znajdowały się z dala od głównych ośrodków miejskich starożytności. Z tego też powodem w II tysiącleciu przed Chrystusem cyna była surowcem strategicznym. Naukowcy od dawna starają się określić źródła pochodzenia i szlaki, którymi cyna była transportowana w Eurazji. Na pokładzie wraku z Uluburun znajdowało się 10 ton miedzi w sztabkach pochodzącej z Cypru oraz aż tona cyny w sztabkach. To największy i najlepiej datowany ładunek cyny w starożytności. Głównymi odbiorcami metali były starożytne imperia, wciąż walczące o zwiększenie swojej władzy. Ich roczne zapotrzebowanie na metale było zapewne liczone w setkach ton. Brąz najwyższej jakości zawierał w tym czasie 9 części miedzi na 1 część cyny. Zatem z ładunku z Uluburun można by uzyskać około 11 ton brązu najwyższej jakości, a to np. wystarczyłoby do wyprodukowania niemal 5000 mieczy. Grupa amerykańskich naukowców przeanalizowała 105 sztabek cyny, co stanowi 91% ładunku tego metalu wiezionego przez wrak z Uluburun. Na podstawie badań izotopów ołowiu, cyny oraz pierwiastków śladowych mogli wskazać źródła pochodzenia metalu. Większość, bo 2/3 metalu, pochodziła z pobliskich Gór Taurus w Turcji. Ale źródłem pozostałej części cyny były złoża z dzisiejszych Tadżykistanu i Uzbekistanu, odległe o ponad 3000 kilometrów od miejsca zatonięcia ładunku. To zaś oznacza, że setki kilogramów metalu były nie tylko wiezione na olbrzymie odległości, ale musiały przebyć przez trudno dostępne obszary, a w wymianie musiały uczestniczyć zarówno niewielkie grupy pasterzy zamieszkujące trudno dostępne obszary górskie, jak i rozwinięte społeczności miejskie wielkich imperiów. To, co obecnie wiemy o handlu cyną na starożytnym Bliskim Wschodzie opiera się głównie na zapiskach handlowych z XIX wieku p.n.e. znalezionych na stanowisku Kültepe w centralnej Anatolii. Notatki spisane na glinianych tabliczkach pismem klinowym dokumentują handel sztabkami cyny i tekstyliami pomiędzy Mezopotamią a Anatolią, ale zawierają jedynie niejednoznaczne odniesienia do cyny przywożonej do Mezopotamii ze wschodu. Dysponujemy też nielicznymi asyryjskimi zapiskami pochodzącymi z okresu, w którym zatoną statek z Uluburun. Dotyczą one handlu cyną pomiędzy Anatolią a dzisiejszym Irakiem. Brak jest jednak konkretnych lokalizacji miejsc wydobycia cyny. Odkrycie, że znaczna część cyny z wraku z Uluburun pochodzi z Azji Środkowej, skąd najprawdopodobniej trafiła do portu znajdującego się na terenie dzisiejszej Hajfy, pokazuje, jak niezwykle złożone i rozbudowane były ówczesne szlaki handlowe. Niewielkie społeczności pasterskie z dzisiejszego Uzbekistanu i Tadżykistanu wydobywały metal, który wędrował drogą lądową aż na wybrzeża Morza Śródziemnego. Odkrycie to jest przykładem złożonej operacji handlu międzynarodowego, w którym brały udział lokalne społeczności i różnorodni uczestnicy. Dostarczyli oni towar z Azji Środkowej na Morze Śródziemne, mówi Michael Frachetti z Washington University w St. Louis. Badania wraku z Uluburun odpowiadają na jedne pytania, ale każą postawić sobie kolejne. Po wydobyciu z rud wytapiano metale, które formowano w sztabki i w takiej postaci je transportowano. Sztabki miały różne kształty, wskazujące na ich pochodzenie. Wiele sztabek znalezionych na wraku miało kształt „skóry wołowej”. Dotychczas sądzono, że takie sztabki wskazują na ich pochodzenie z Cypru. Teraz okazuje się, że mogły być wytwarzane na wschodzie. Dlatego też Frachetti i jego koledzy chcą teraz zająć się badaniem kształtów sztabek i odtwarzaniem tras ich transportu. « powrót do artykułu
  3. Handel dzikimi zwierzętami to jedna z przyczyn utraty bioróżnorodności. Jednak do społecznej świadomości dociera tylko część problemu. O wielu gatunkach, które są przedmiotem handlu, w ogóle się nie mówi. Bardzo często dotyczy to bezkręgowców. Dlatego naukowcy z Tajlandii, Chin i Finlandii postanowili zbadać skalę handlu pajęczakami. Uczeni przyjrzeli się umieszczanym w internecie ogłoszeniem dotyczącym sprzedaży tych zwierząt. Okazało się, że ludzie handlują co najmniej 1264 gatunkami pajęczaków. Co najmniej, gdyż problem jest z pewnością większy. Naukowcy nie śledzili bowiem ogłoszeń w mediach społecznościowych. Te 1264 gatunki należą do 66 rodzin i 371 rodzajów. Przedmiotem handlu są miliony pajęczaków, a 67% z nich jest odławianych ze środowiska naturalnego. Co gorsza, handel większością z tych gatunków nie jest w żaden sposób regulowany, zatem jest w pełni legalny. Straty, jakie przynosi masowe odławianie pajęczaków ze środowiska naturalnego są trudne do określenia. O tym, jak wielki to problem, niech świadczy chociażby tak popularny wśród hodowców takson jak tarantule. Autorzy badań stwierdzili, że przedmiotem handlu jest 50% znanych gatunków, w tym 25% odkrytych od roku 2000. Tymczasem CITES, konwencja o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami, obejmuje zaledwie 30 gatunków tarantul, czyli jedynie 2% znanych. Autorzy analizy zauważyli jeszcze jedno niezwykle niepokojące zjawisko. Wydaje się, że wyższe ceny osiągają pajęczaki, które są bardziej kolorowe. Generalnie rzecz biorąc, takie zwierzęta są rzadkie, a to oznacza, że odławianie ze środowiska rzadkich gatunków przynosi większe zyski. Więc tym bardziej handlarze skupiają się na nich. Jakby jeszcze tego było mało, te rzadkie gatunki to często takie, które długo żyją. A to kolejny czynnik, który może przyczynić się do ich zagłady. Olbrzymia liczba zwierząt, które są przedmiotem handlu, sugeruje, że handel pajęczakami stanowi poważne zagrożenie dla przetrwania wielu gatunków, szczególnie takich, które i tak już są zagrożone z innych powodów, jak np. utrata habitatów. Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach Nature. « powrót do artykułu
  4. Pustynia Atacama to jeden z najbardziej nieprzyjaznych terenów na Ziemi. Jednak nawet na tym wyjątkowo suchym pustkowiu znajdują się oazy. A dzięki pracy międzynarodowego zespołu naukowemu wiemy, że przed tysiącem lat oazy te prowadziły handel ze światem zewnętrznym. Dowodem na to są... zmumifikowane papugi. Zespół, w skład którego wchodził m.in. José M. Capriles z Pennsylvania State University, informuje, że w latach 1100–1450 badane przez nich oazy prowadziły handel, a świadczą o tym szczątki papug. Pióra ptaków są cenione w całej Ameryce. Widzimy je w pochówkach o wysokim statusie. Nie wiemy, jak trafiły one tutaj. Czy bezpośrednio, czy też za pośrednictwem całej sieci handlowej, mówi Capriles. Papugi nie występują na Atacamie. A mimo to naukowcy znaleźli w pochówkach miejscowej ludności ich pióra zamknięte w skórzanych futerałach i innych opakowaniach ochronnych. Trafili też na zmumifikowane ptaki. Fakt, że żywe ptaki zostały dostarczone przez liczące tysiące metrów wysokości Andy, jest zadziwiający. Trzeba było transportować je przez olbrzymie równiny, przy bardzo niskich temperaturach i przez trudny teren Atacamy. I musiały przetrwać tę podróż żywe, stwierdza Capriles. Uczony specjalizuje się w badaniu handlu i transportu takich towarów jak kakao, muszle, metale, pióra i ptaki na terenie Boliwii, Peru i Chile. Jego zainteresowania mają podłoże rodzinne. Jego ojciec pracował w urzędzie zajmującym się ochroną przyrody, a matka była ornitologiem w Narodowym Muzeum Historii Naturalnej w La Paz. Calogero Santoro, profesor antropologii z Universidad de Tarapacá, wspomniał o tych ptakach mojej matce, gdy była z wizytą na jego uczelni, i zasugerował, by je zbadać. Chcieliśmy dowiedzieć się czegoś na ten temat: skąd się ptaki wzięły na pustyni, jaki to gatunek, mówi Capriles. Uczony wraz z matką, która zmarła w 2017 roku, przez kilka lat jeździł do chilijskich muzeów i badał znajdujące się tam pióra i zmumifikowane papugi z pustyni Atacama. Gdy zaczęliśmy nad tym pracować, okazało się, że materiału na temat papug Nowego Świata jest bardzo dużo. Kolumb przywiózł te ptaki do Europy, a znaczenie ich piór dla kultur prekolumbijskich jest oczywiste. Większość zmumifikowanych ptaków pochodzi z lat 1000–1460. Najwcześniejsze żyły pod koniec istnienia państwa Tiwanaku, bezpośrednio poprzedzającego pojawienie się Inków. Okres ten to czas licznych wojen, ale również rozwijającego się handlu, z karawanami lam przemierzającymi badane tereny. Naukowcom udało się przebadać szczątki 27 ptaków znalezione w 5 oazach na Atacamie. Dzięki analizie zooarcheologicznej, badaniu izotopów, datowaniu radiowęglowemu i analizie DNA stwierdzono, że mamy do czynienia z arą żółtoskrzydłą, amazonką niebieskoczelną, arą araruną i innymi gatunkami. Ptaki musiały być transportowane przez co najmniej 500 kilometrów, by trafić do oaz. Zadziwiający jest też sposób mumifikacji. Wiele ptaków zachowało się z szeroko otwartymi dziobami i wysuniętymi językami. Inne miały skrzydła rozpostarte jak do lotu. Nie mamy pojęcia, dlaczego w ten sposób je mumifikowano. Wydaje się, że patroszono je przez kloakę, dzięki czemu można było zachować je w całości. W wielu przypadkach były zawinięte w skórę lub tekstylia, stwierdza Capriles. Mumie ptaków zwykle towarzyszyły ludzkim pochówkom. Większość badanych mumii znaleziono na stanowisku Pica 8, w pobliżu istniejącej do dzisiaj oazy. W czasach, gdy żyły ptaki istniało tam rozwinięte rolnictwo. Dzisiaj uprawia się tam cytryny. Wiemy, że te ptaki tam żyły. Że jadły to samo co ludzie. W ich organizmach znajdował się azot pochodzący z kukurydzy nawożonej ptasim nawozem. Lamy nie są zbyt dobrymi zwierzętami jucznymi, gdyż nie są zbyt silne. Fakt, że karawany lam przewoziły ptaki przez Andy i pustynię do oaz, jest zadziwiający, dodaje Capriles. Więcej o zmumifikowanych papugach z Atacamy można przeczytać w artykule Pre-Columbian transregional captive rearing of Amazonian parrots in the Atacama Desert. « powrót do artykułu
  5. Najbardziej na północ wysunięty odcinek Wielkiego Muru, zwany czasem „Murem Czyngis Chana” nie miał na celu obrony przed armiami mongolskiego zdobywcy. Izraelsko-amerykański zespół naukowy, który dokonał pierwszego szczegółowego mapowania tego fragmentu muru, stwierdził, że służył on raczej monitorowaniu ruchu ludności cywilnej. Wspomniana część muru liczy sobie około 740 kilometrów długości. Większa jej część znajduje się na północy Mongolii, a reszta przebiega przez terytorim Chin i Rosji. Linii tej nigdy szczegółowo nie badano, jednak zakładano, że mogła powstać ona głownie z myślą o obronie przed nomadami z północy. Odcinek ten budowano mniej więcej w latach 1000–1300. Przed naszymi badaniami  sądzono że zadaniem tego muru było powstrzymanie armii Czyngis Chana, mówi Gideon Shelach-Lavi z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Jednak dwuletnie badania wykazały, że ten fragment muru był niewysoki, przechodzi przez doliny i zbudowano go w pobliżu dróg i ścieżek. Uważamy, że służył on bardziej monitorowaniu lub blokowaniu ruchów ludności i ich stad. Może w celu ich opodatkowania, dodaje Shelach-Lavi. Uczony nie wyklucza, że decyzja o jego zbudowaniu mogła mieć związek z przemieszczaniem się pasterzy na południe w poszukiwaniu cieplejszych regionów z lepszymi pastwiskami. Naukowcy, którzy wykorzystali drony, zdjęcia satelitarne i tradycyjne techniki archeologiczne stwierdzili że mur usypano z ziemi i rozmieszono w nim 72 różne struktury. Analizy wskazują, że północny mur był budowany według istniejącego planu. Jego umiejscowienie pomiędzy dwoma pasmami górskimi, zorganizowane rozmieszczenie struktur pomocniczych oraz łączenie różnych typów struktur wskazują na szczegółowe planowanie. Naukowcy nie mają wątpliwości, że służył on obserwacji, ochronie i monitorowaniu okolicznych terenów. Uważamy jednak, że północny mur nie był ufortyfikowaną granicą, jak czasem sugerują to autorzy innych prac. Zarówno dynastie Liao jak i Jin [za czasów tych dynastii budowano ten odcinek muru - red.], prawdopodobnie nie postrzegały swoich terenów jako zamkniętych sztywnymi granicami. Raczej uważali, że imperium powinno kontrolować ruchy ludności, z której znaczna część była nomadami, niż skupiać się na obronie granic lądowych. Pogląd ten jest o tyle uzasadniony, że o ile mur znajduje się na zachód od granic państwa dynastii Jin, to był wewnątrz terytorium Liao, czytamy na łamach Antiquity. Zbudowanie muru pomiędzy pasmami górskimi w płaskim terenie oraz umieszczenie różnych struktur w miejscach, które wydają sie naturalnymi miejscami przekraczania muru, a nie wyniesionymi punktami obserwacyjnymi, wskazuje, że zadaniem muru była kontrola ruchu ludności, a nie obrona przed armiami, dodają. Przypominają przy tym o występowaniu na mongolskim stepie śmiercionośnego zjawiska zwanego dzud. Istnieją różne typy dzud, od bardzo obfitych opadów uniemożliwiających wypas zwierząt, poprzez wzrost temperatury, a następnie jej spadek, co tworzy na stepie pokrywę lodową, aż po gwałtowna ochłodzenia, kiedy zwierzęta zamarzają. Nawet obecnie z powodu dzud na stepach Mongolii giną miliony zwierząt hodowlanych, a pozbawieni źródeł utrzymania pasterze migrują do miast. W przeszłości północny mur mógł pomagać w kontrolowaniu tych migracji. Ponadto mur mógł być pomyślany nie tylko jako metoda kontroli wielkich ruchów ludności, ale również na przykład przemieszczania się związanego a handlem. Pozwalał więc nadzorować przepływ ludzi i towarów z i do terytorium Liao oraz na tereny zajęte przez niepowiązane z imperium społeczności nomadów. Z historii wiemy, że np. Liao zabraniali eksportowania wyrobów z żelaza do plemion Huihu i Zuhu. Zakaz można było wyegzekwować na granicach. « powrót do artykułu
  6. Po protestach organizacji ekologicznych Chiny odraczają termin wprowadzenia w życie złagodzonych przepisów dot. handlu kośćmi tygrysów i rogami nosorożców. Nosorożce i tygrysy są zwierzętami skrajnie zagrożonymi. Zakaz sprowadzania, handlu i używania rogów nosorożców, a także kości oraz zębów tygrysów obowiązywał w Państwie Środka od 25 lat, bo od 1993 roku. Pod koniec października (29 X) świat obiegła jednak wiadomość, że Rada Państwa oświadczyła, że Chiny dopuszczają handel częściami ciała nosorożców i tygrysów w celach naukowych, medycznych i kulturowych. Ding Xuedong, zastępca sekretarza generalnego Rady Państwa, nie podał w ostatnim oświadczeniu przyczyny odroczenia wejścia zmienionych uregulowań w życie. Nie powiedział też, na jak długo wstrzymano wdrożenie nowych przepisów. Podkreślił, że w międzyczasie w mocy utrzymuje się dawny zakaz. Zastępca sekretarza dodał, że władzom chińskim od dawna zależy na ochronie dzikiej przyrody i że jego kraj ma na tym polu osiągnięcia doceniane przez świat. Wcześniej organizacje ekologiczne, m.in. WWF, alarmowały, że zmiana chińskich przepisów przyniesie niszczycielskie skutki. « powrót do artykułu
  7. Rada Państwa poinformowała, że Chiny dopuszczają handel częściami ciała nosorożców i tygrysów w celach naukowych, medycznych i kulturowych (w tym ostatnim przypadku chodzi np. o sprzedaż zabytków). Handel w nowo wyodrębnionych obszarach ma być ściśle uregulowany. Sproszkowanych rogów nosorożca i kości tygrysa będą mogli używać wyłącznie lekarze ze szpitali uznawanych przez Państwową Administrację Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Organizacje turystyczne i dziedzictwa narodowego będą zaś wyrażać zgodę na produkty tygrysie/z nosorożca wykorzystywane w ramach wymiany kulturowej. Rada Państwa podkreśla, że kontroli podlegać będzie także wolumen handlu. Chiny zakazały handlu rogami nosorożców i kośćmi tygrysów w 1993 r. Czarny rynek jednak kwitł i sporo produktów docierało do Państwa Środka przez Wietnam. Organizacje ekologiczne obawiają się, że pozwolenie na ograniczony handel produktami z nosorożców i tygrysów pobudzi ogólne zapotrzebowanie na pokrewne produkty, niwecząc wysiłki zmierzające do opanowania przemytu. Taki ruch może zwiększać ryzyko, że legalny handel stanie się przykrywką dla nielegalnych poczynań. Niewykluczone też, że nowe zasady pobudzą zapotrzebowanie, które spadło po wprowadzeniu pierwotnego zakazu - uważa Margaret Kinnaird z WWF-u. « powrót do artykułu
  8. W Belize odkryto pozostałości dawnej warzelni, które zapewniają wskazówki, jak w szczycie cywilizacyjnym Majowie produkowali, przechowywali i handlowali solą. Analiza narzędzi z Warzelni Paynes Creek ujawniła, że Majowie nie tylko wytwarzali sól w dużych ilościach, ale i konserwowali ryby oraz mięso, by zaspokoić własne zapotrzebowanie żywieniowe i pozyskać towar nadający się do przechowywania i handlu. Ponieważ podczas przeszukiwania dna i wykopalisk nie znaleźliśmy praktycznie żadnych ości czy kości, byłem zaskoczony, widząc na kamiennych narzędziach mikroskopijne ślady, które wskazywały, że większość narzędzi wykorzystywano do cięcia lub skrobania mięsa czy ryb - opowiada prof. Heather McKillop z Uniwersytetu Stanowego Luizjany. McKillop współpracowała z prof. Kazuo Aoyamą z Ibaraki University w Japonii. Archeolodzy badali otoczone lasem namorzynowym stanowisko o powierzchni 7,8 km2, które wskutek podniesienia poziomu morza stało się słonowodną laguną. Torf jest kwaśny i rozkłada kości, muszle i inne mikroskamieniałości z węglanu wapnia (to dlatego na stanowisku nie natrafiono na ości/kości). Namorzynowy torf konserwuje jednak drewno, które zwykle butwieje w lasach Ameryki Środkowej. Po znalezieniu w 2004 r. zakonserwowanego drewna McKillop i jej studenci prowadzili wykopaliska i mapowanie podwodnego stanowiska. Odkryli ponad 4 tys. drewnianych słupów, które wyznaczały zabudowania wykorzystywane do gotowania i odparowywania solanki. Naczynia stosowano w procesie warzelniczym do formowania (brykietowania) soli w odpowiednie bryłki. Zasolone ryby i mięso można było przechowywać i transportować na targi w regionie za pomocą kanu. W okresie klasycznym (od połowy III w. n.e.) Majowie mogli podróżować ok. 24 km wzdłuż wybrzeża i w górę rzek, by handlować i uprawiać barter. « powrót do artykułu
  9. W Chinach oficjalnie stwierdzono, że pstrąg tęczowy może funkcjonować w handlu jako łosoś. Stało się tak po majowych doniesieniach Centralnej Telewizji Chińskiej (CCTV), że przez lata pstrągi były oznaczane i sprzedawane jako łososie. Wg nadawcy, aż 1/3 ryb sprzedawanych w Chinach jako łososie to de facto pstrągi z prowincji Qinghai. Zamiast zakazać tej praktyki, CAPPMA (China Aquatic Products Processing and Marketing Alliance), organizacja non-profit działająca pod egidą Ministerstwa Rolnictwa, orzekła jednak, że by ujednolicić przemysł, nazwę "łosoś" uznaje się za termin ogólny, obowiązujący w odniesieniu do wszystkich ryb z rodziny łososiowatych (Salmonidae). Zewnętrznie pstrąg tęczowy i łosoś nie są do siebie podobne, ale ich czerwonawe mięso trudno już odróżnić. Wiadomość podana przez CCTV rozjuszyła konsumentów, którzy zaczęli podnosić, że pstrąg uchodzi za rybę bardziej podatną na zakażenie pasożytami. Jedzenie jego surowego mięsa zwiększa więc ryzyko parazytozy. Krótko po doniesieniach medialnych w Sieci pojawiły się wpisy, że pstrągi z prowincji Qinghai są nie tylko zapasożycone, ale i często malowane, by bardziej przypominały łososie. Twierdzenia te zostały odrzucone przez China Fisheries Association (CFA), które oświadczyło, że krajowe pstrągi są higienicznie karmione i hodowane w warunkach kwarantannowych. CAPPMA uprasza firmy związane z rybołówstwem/przetwórstwem i restauracje, żeby oznaczały produkty, tak by konsumenci wiedzieli, skąd pochodzi ryba i jaki gatunek reprezentuje. « powrót do artykułu
  10. Miedziana opaska dowodzi, że przed tysiącami lat mieszkańcy Ameryki prowadzili handel na znacznie szerszą skalę, niż można było przypuszczać. Niespodziewanego odkrycia dokonali naukowcy z Binghamton University pracujący pod kierunkiem Matthew Sangera. Nasze badania pokazały, że Amerykanie żyjący przed 3500 lat tworzyli znacznie szersze sieci handlowe, niż dotychczas przypuszczaliśmy. Rozciągały się one na odległość ponad 1500 kilometrów i obejmowały regiony, o których nie wiedzieliśmy, że były połączone, jak na przykład Wielkie Jeziora i wybrzeże południowo-wschodnie, mówi Sanger. Wciąż próbujemy zrozumieć naturę tych sieci handlowych. Jednak dotychczasowe badania sugerują, że służyły one nie tylko przemieszczaniu towarów, jak miedziana opaska, którą znaleźliśmy, ale mogły być też trasą, po której przenosiły się wierzenia, wartości kulturowe i normy społeczne. Jednym z elementów, sugerujących istnienie takiej niematerialnej wymiany, jest powszechność kremacji wzdłuż tras handlu miedzią pomiędzy tymi dwoma regionami, dodaje uczony. Miedziana opaska, nieco szersza niż bransoleta, została znaleziona w miejscu pochówku co najmniej siedmiu osób u wybrzeży Georgii. Wcześniej miedź i kremacje pochodzące sprzed 3000 – 8000 lat temu były bardzo rzadko, o ile w ogóle, znajdowane na południowym-wschodzie USA. Opaska i skremowane zwłoki znaleziono w samym środku warstw pochodzących z późnego okresu archaicznego. Archeolodzy sądzą, że miejsce wykopalisk było zarówno siedliskiem ludzkim, jak i miejscem rytualnych spotkań i uroczystości. Datowanie metodą spektrometrii mas pozwoliło określić wiek zabytków na ponad 3500 lat. To zaś oznacza, że zarówno kremacja jak i użycie miedzi w tym regionie miały miejsce o ponad 1000 lat wcześniej niż sądzono. Ponadto szczegółowe badania opaski wykazały, że została ona wykonana w regionie Wielkich Jezior, odległym o ponad 1500 kilometrów. Dzięki temu, że poszczególne złoża miedzi różnią się od siebie składem chemicznym, archeolodzy mogą wyśledzić źródło pochodzenia tego typu zabytków. Nie od dzisiaj wiadomo, ze w regionie Wielkich Jezior handlowano miedzią, jednak najnowsze odkrycie wydłuża szlaki handlu tym materiałem o niemal 1000 kilometrów. Istotne jest też natrafienie na skremowane szczątki ludzkie. Na południowym-wschodzie USA nie spotyka się takich pochówków pochodzących z okresu archaicznego. Były one dotychczas znane z regionów położonych na północ, w tym z regionu Wielkich Jezior, z którego też pochodziła opaska. Te dwa odkrycia – kremacja i opaska – wskazują, że oba regiony miały ze sobą bliższe kontakty niż przypuszczano. Prawdopodobnie zamieszkujący je ludzie współdzielili poglądy na tematy kosmologiczne lub praktyki religijne. Wszystko wskazuje też na to, że już ponad 3500 lat temu istniały w tamtych regionach społeczności na tyle wysoko zorganizowane, że były w stanie prowadzić handel i wymieniać idee przez pół kontynentu. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że te sieci handlowe służyły przemieszczaniu się i przedmiotów i idei, uważamy, że nie było to proste przemieszczanie się, podczas którego dochodzi do wymiany pomiędzy przyjaciółmi czy sąsiadami lub dziedziczenia przedmiotów. Rozprzestrzenianie się idei na taką odległość sugeruje istnienie formalnych bezpośrednich sposobów wymiany. A istnienie takich szlaków handlowych wymaga podtrzymywania relacji pomiędzy różnymi społecznościami, które to muszą być podtrzymywane przez dość złożone instytucje społeczne. Sądzimy, że instytucje te miały naturę religijną bądź rytualną, gdyż widzimy tutaj pochówek wielu skremowanych osób wewnątrz kręgu pozostałości po żywności, mówi Sanger. « powrót do artykułu
  11. Szpital Castle Craig w Peeblesshire Szkocji oferuje program terapeutyczny dla osób uzależnionych od handlu kryptowalutami, np. bitcoinami. W terapii uzależnienia od handlu kryptowalutami, przynajmniej na razie, mają być wykorzystywane te same techniki, co w przypadku patologicznego hazardu. Przedstawiciele Castle Craig podkreślają, że choć nie wiadomo, ile osób jest uzależnionych od kryptowaluty, na świecie można się doliczyć ok. 13 mln użytkowników systemu. Chris Burn, specjalista od hazardu z Castle Craig, wyjaśnia, że do patologicznego hazardzisty przemawiają wysokie ryzyko oraz wahania [kursu] kryptowaluty. Zapewniają one dawkę adrenaliny oraz ucieczkę od [siebie i] rzeczywistości. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...