Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

darekp

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1256
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez darekp

  1. Nie chciało mi się czytać wszystkiego, ale przy obecnej technologii zdaje się mamy sytuację, że (https://en.wikipedia.org/wiki/Antimatter): Tak że nawet nie chce mi się liczyć, ile galaktyk musiałbyś zużyć do budowy tego gargantuicznego zderzacza, żeby on w rozsądnym czasie produkował potrzebne ilości antymaterii;)
  2. Zgadza się, prędkość podświetlna jest dobra (w miarę) do podróżowania po Układzie Słonecznym ale nie do innych gwiazd
  3. "Bab" pewnie ten temat nie interesuje, ale jeśli chodzi o "chłopów" to zdaje się całkiem sporo forumowiczów z KW mieszka na wsi, Ex Nihilo chociażby, nie jestem pewien, czy Astro. Więc, hm, doradzam ostrożność ze stereotypami
  4. Pewnie nie da się obecnie ustalić, jak to wpłynęło na zdrowie Holendrów?
  5. Może to po prostu wygodniejszy sposób nazywania średniej prędkości protonu (przy tym nazewnictwie proton = zjonizowany atom wodoru, z tego co rozumiem;))?? I używanie kelwinów jako jednostki prędkości być może też jest wygodniejsze przy pracach laboratoryjnych, jakie prowadzą ci badacze?? P.S. Małe sprostowanie, średnia prędkość cząstki uwięzionej w pułapce wynosi zero, trzeba by mówić o energii kinetycznej. Wychodzi na to, że gdyby chcieć uniknąć słowa temperatura, trzeba by używać jakiegoś bardziej wielowyrazowego terminu(?)
  6. darekp

    Koronawirus jako wybawienie

    Cóż..., nie wiem co o Tym myśleć - wczoraj pisaliście z Antylogikiem o wartości pierwotnej alkoholizmu, a dzisiaj Ty o winach Tuska?...
  7. darekp

    Koronawirus jako wybawienie

    Tak na marginesie, może komuś się już wcześniej skojarzyło, ale mi dopiero teraz: https://www.youtube.com/watch?v=kKuGhiGiRDw#t=6m38s Long live PiS? A przynajmniej opozycja w przyszłości zawsze będzie miała wymówkę, jeśli przegra wybory... (tutaj powinienem dodać emotkę oznaczającą wisielczy humor, ale chyba taka nie istnieje).
  8. darekp

    Koronawirus jako wybawienie

    Ale ten koronawirus jest z jakiegoś powodu (nie znam się na biologii) bardziej podobny do grypy niż do czarnej ospy. I go nie zwalczymy, tak jak nie zwalczyliśmy grypy szczepieniami (a zawsze są jesienią).
  9. darekp

    Koronawirus jako wybawienie

    A nie wygaszały się samodzielnie? Uczciwie mówiąc nieuważnie śledziłem tę sprawę, telewizję mało oglądam, ale w takim zakresie jak to zrozumiałem, to wytworzył mi się w głowie taki obraz, że są kolejne fale, nad którymi de facto nie panujemy, a szczepionki są tylko po to, żeby zmniejszyć liczbę ludzi, którzy równocześnie trafiają do szpitala (żeby nie przeciążać służby zdrowia). A wirus rzecz jasna czy ze szczepionkami, czy bez, i tak rozlezie się wszędzie i będzie nową grypą/katarem, tak jak pisali przedmówcy.
  10. OK, to teraz rozumiem Twój punkt widzenia (aczkolwiek z trudem, dla mnie to jest nienaturalne myślenie, dla mnie raczej w każdej cenie jest mieszanina wartościowania pierwotnego i wtórnego, ale ludzie się różnią, więc nie widzę potrzeby dalszej dyskusji). Z mojej strony - elitaryzm powiedzmy troszkę zgoda (jako "zagrożony gatunek"), natomiast przymusu/wymuszania posłuchu nie cenię. Nie lubię ani być przymuszanym, ani przymuszać innych. Zgodnie z tym co napisałem powyżej mam w mało szlachetnym miejscu przyszłe pokolenia władców i właścicieli prywatnych jachtów i odrzutowców, więc zgodziłbym się z tym zdaniem gdyby z niego wyciąć pięć ostatnich wyrazów. A precyzyjnej to mi bardziej pasuje interpretacja chrześcijańska, którą kiedyś przeczytałem, że Ziemia jest nam dana niejako w dzierżawę. Więc używać, owszem, możemy, ale nie dewastując, czyli nie robiąc niczego, co by się nie spodobało prawdziwemu właścicielowi.
  11. Cóż, ja na przykład (i przypuszczam, że oprócz mniej jeszcze jakieś kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt procent ludzkości) mam identyczny stosunek do złota, czasem nachodzą mnie myśli, żeby je kupić, ale to właśnie wyłącznie z tej przyczyny, żeby potem odsprzedać drożej ;P To dopiero za kilka tysięcy lat będziemy mogli się przekonać, czy tak samo jest z kryptowalutami, bo dopiero niedawno powstały Rozumiem, że cenisz sobie jakąś formę elitaryzmu - "elita" (np. władcy) to coś lepszego niż "ulica"? Albo przynajmniej ma bardzo dużą zdolność wymuszania różnych spraw na społeczeństwie za pomocą "armii i policji" (o której wspominasz na końcu)? Wg mnie najbardziej do złota (jedyna wada, że żre prąd i w związku z tym jest nieekologiczny). I jakoś nie znajduję niczego, co by mnie przekonywało, że to jest nietrafne porównanie. Naprawdę??? Nie wiem, czy dobrze Ciebie rozumiem, ale odnoszę wrażenie, że dzielisz rzeczy na mające wartość umowną i inny rodzaj wartości, powiedzmy "obiektywną" (nie wiem, jakie słowo stosujesz). Wg mnie każda wartość (czy też może dokładniej cena) jest "umowna" (używając tej terminologii), jakoś nie znajduję przykładu na coś innego. Za to kojarzy mi się ta sprawa z takim starym dowcipem żydowskim: Icek dostał pobór do wojska, podczas bitwy wykazał się męstwem, dowódca proponuje mu do wyboru nagrodę: sto dolarów albo order. Icek pyta, ile kosztuje ten order. - Order to kawałek metalu i wstążka. - mówi dowódca - Kosztuje kilka dolarów, ale rozumiesz, to splendor i tak dalej. - Oczywiście, że rozumiem - odpowiada Icek - A czy w takim razie moglibyśmy się umówić na osiemdziesiąt dolarów plus order? Może i dla gospodarki to dobre (w pewnej skali czasowej). Ale mi się tęskni za sytuacją, gdy większość pieniądza leży sobie u ludzi (w postaci np. złotych sztabek) w sejfach, skarbcach, czy nawet piwnicach i prawie nigdy nie jest używana. Dokładniej mówiąc sytuacja jak z bajek o Scoobym Doo (gdy człowiek coś dobrze rozumie, to może wyjaśnić tak, że nawet dla małego dziecka to będzie zrozumiałe;)): mało kto na to zwraca uwagę, ale Daphne z tych bajek pochodzi z bardzo bogatej rodziny (w jednym z odcinków okazuje się, że mają zamek w Szkocji, o którym zapomnieli, więc każdy sam może się zastanowić jak bardzo trzeba być bogatym, żeby zapomnieć o zamku;)) . Ale z drugiej strony przez większość czasu Daphne nie korzysta z tego bogactwa - ubiera się jak każdy, podróżuje z Brygadą Detektywów samochodem kupionym "za grosze" przez Freda (w stanie zdezelowanym) i wyremontowanym przez niego jego własną ciężką pracą itd. I o to właśnie chodzi. Wydawanie pieniędzy jest w wielu przypadkach nieekologiczne, gdy ma się ich dużo kupuje się za nie często jakieś mało praktyczne rzeczy albo niezbyt potrzebne, nawet jeśli coś ułatwiają w życiu, to kosztem zdrowia itd. Optimum to jest mieć pewien poziom wystarczający do zdrowego życia, rozwijania swoich zainteresowań, podróżowania, sportu itp. A jeśli pieniędzy jest więcej, to... najlepiej odłożyć gdzieś w piwnicy lub na strychu w postaci złotej sztabki, niech sobie leżą, niech się uzbiera kilka ton, a co, będzie rezerwa na jakieś rzadkie, nieszczęśliwe wypadki, gdy trzeba będzie je wyjąć i ratować sytuację. Oczywiście pracować też trzeba, bo jeśli się wyjęło z piwnicy złotą sztabkę, to potem trzeba zarobić na nową, żeby uzupełnić brak w piwnicy. Czyli może i dla gospodarki "gorsze"*) ale dla ludzi bardziej bezstresowe. W gruncie rzeczy coś podobnego do lemowskiej Najwyższej Fazy Rozwoju. *) A z tym, że "dobre dla gospodarki" pewności nie ma. Nie wiadomo, czy taki intensywny rozwój gospodarczy będzie trwał wiecznie, może nasza cywilizacja zawali się np. za 100-200 lat, w końcu ze starożytną Grecją i Rzymem też tak było, że upadły po kilkuset latach. Więc jeśli to jest jakaś prawidłowość, to IMHO zamiast mieć "huśtawkę", że przez pewien czas rozwój, a potem upadek i powolne odbudowywanie, lepszy byłby wolniejszy rozwój, ale stały.
  12. Bitcoin nie (no chyba żeby go używać do robienia przelewów itp. nadaje się do tego ale nie ma pod tym względem jakichś "powalających" zalet), ale z drugiej strony wątpię, żeby obecna wycena złota była oparta o jego walory użytkowe. Pewnie decydującym kryterium w przypadku ustalania ceny złota jest podany przez Ciebie punkt 2 (lub jakaś jego wariacja): I pod tym względem praktycznie nie ma różnicy z BTC - też część ludzi "ma poczucie", że bitcoiny mają wartość. Różnica tylko, że część, a nie większość, ale co z tego, filateliści pewnie będą gotowi zapłacić za jakiś wyjątkowo rzadki znaczek tysiące złotych, ja bym nie kupił. No chyba, że na zasadzie, że dowiedziałbym się, że filateliści ode mnie odkupią za więcej niż ja zapłacę albo że to jest dobra lokata kapitału. Ale z bitcoinami jest zupełnie tak samo i nawet ze złotem jest trochę podobnie, po części chcemy je mieć, bo wiemy, że inni chętnie od nas kupią za "dużo pieniędzy" (osobiście zresztą mam wrażenie, że tego "biologicznego poczucia" u mnie jest mało, kieruję się bardziej tym, że inni są gotowi dużo zapłacić). P.S. Jeszcze do tego można by doliczyć rzadkość występowania złota, trudnodostępność. Szklane paciorki dużo tracą na wycenie gdy ich produkcja staje się łatwa Zapisy na dyskach rozproszonych w internecie też istnieją obiektywnie. Pieniądz fiducjarny to obecnie też głownie zapisy na dyskach. Mam wrażenie, że kryptowaluty w gruncie rzeczy są "bardziej obiektywne" niż pieniądz fiducjarny, który w każdej chwili można dodrukować, czy też "dopisać na dyskach" (i to się robi).
  13. Nie bardzo rozumiem. A jaką "ekonomiczną wartość dodatnią" (może lepiej brzmiałoby "dodaną", ale mniejsza o słówka) ma złoto? Ta "wartość dodatnia" nie jest niezbędna do tego aby coś było walutą, złoto ma dość ograniczone walory użytkowe, a jego wartość bierze się głównie z tego że wszyscy chcą je posiadać. To tylko taki "stan umysłu" i nic więcej. Równie dobrze mogło by być tak, że wszyscy pragnęliby mieć jakieś muszelki albo szklane paciorki i wtedy te muszelki/paciorki byłyby "pieniędzmi".
  14. Skoro Thikim przypomniał ten watek, to dodam pewien komentarz do: Istnieje także inne rozwiązanie - nie odzywają się, bo są zajęci następującymi aktywnościami: - spłacają kredyt na studia, - spłacają kredyt na mieszkanie/dom, - spłacają kredyt na samochód, - spłacają kredyt na telewizor/lodówkę/pralkę, - spłacają abonament na najnowszy i najsuperowszy smartfon (absolutnie niezbędny do życia) oraz last but not least: - są cały czas poganiani pejczykiem przez ichniejszych przywódców, żeby uwijali się przy rozmaitych pracach niezbędnych do "pobudzania gospodarki"
  15. Wydaje mi się, że sprawa jest, hm, bardziej wielowymiarowa, bo jeszcze zależy od celu, możemy sobie postawić za cel jednorazową wizytę człowieka na Marsie i wtedy być może bardziej ekonomiczne okażą się stosunkowo proste roboty wyspecjalizowane pod tę jedną misję, a można za cel postawić zbudowanie stałej bazy i wtedy być może (aczkolwiek to straszna spekulacja, nie sprawdziło się w trochę podobnym przypadku promów kosmicznych) okaże się, że korzystniej jest wybrać roboty bardziej uniwersalne (takie "Atlasy" powiedzmy). Nawet jeśli zdecydujemy się na jednorazową misję, to i tak w okolice Marsa (na orbitę i/lub powierzchnię planety) trzeba będzie wysłać wiele ton sprzętu, myślę, że setki ton co najmniej, w takim razie pojawia się pytanie, czy skoro już wykosztowywać się na taki transport, to nie wybrać opcji ze stałą bazą. Pomieszczenia mieszkalne dla astronautów nadające się do mieszkania przez kilka lat, źródło energii - takie rzeczy w obu przypadkach są potrzebne, tego się nie przeskoczy.
  16. To dopowiem posiłkując się Wikipedią: Szczeliniec Wielki – najwyższy szczyt w Górach Stołowych, należy do Korony Gór Polski: https://pl.wikipedia.org/wiki/Szczeliniec_Wielki Słynności nie definiuje się w sposób precyzyjny, ale praktycznie w każdym przewodniku turystycznym o Sudetach pojawia się on przy haśle Góry Stołowe, poza tym np. na jego najwyższym punkcie byli m. in. królowie pruscy Fryderyk Wilhelm II Pruski i Fryderyk Wilhelm III Pruski oraz Johann Wolfgang Goethe: https://pl.wikipedia.org/wiki/Fotel_Pradziada (tego nawet nie wiedziałem dopóki nie zajrzałem na Wiki), tak że gardłować o tym, że słynny, jak najbardziej da się;). P.S. Oraz późniejszy prezydent USA John Quincy Adams
  17. Wydaje mi się (tak "na chłopski rozum"), że na odległościach, na których wiązkę światła z lasera można uznać za równoległą, intensywność światła nie będzie malała (przynajmniej w próżni, bo jeśli nie w próżni, to jeszcze ośrodek, przez który światło przechodzi, może pochłaniać część fotonów). Oczywiście jeśli wiązka rozbiegnie się i z początkowej plamki dla kota stanie się tak duża, że obejmie powierzchnię milion razy większą, będzie miała milion razy mniejszą intensywność na centymetr kwadratowy. Po prostu, spodziewam się, że te fotony nigdzie nie giną, tylko są skupiane raz na mniejszej, raz na większej powierzchni. Znalazłem w internecie równanie radarowe, rzeczywiście jest r^4 w mianowniku: http://www.radary.az.pl/zasieg.php. W wyprowadzeniu traktuje się cel odbijający (czyli w naszym wypadku asteroidę) jako nowy nadajnik wysyłający promieniowanie we wszystkich kierunkach równomiernie. Przypuszczam, że jest to precyzyjniejsze założenie niż moje w stosunku do rzeczywistych asteroid, bo one w typowych sytuacjach mają kształt zbliżony do kuli, więc padającą na nie nawet równoległą wiązkę światła odbiją na dużą powierzchnię (z grubsza połowę otaczającej asteroidę sfery, za siebie raczej nie będą odbijać). Ja "przedobrzyłem" próbując traktować je jak płaskie lustra. Więc wychodzi, że ta potęga 4 w mianowniku jest skutkiem kształtu odbijającego światło ciała.
  18. Z tym zgoda, ale światło odbite z tej bliższej asteroidy (tj. znajdującej się 1x dalej używając powyższego sposobu liczenia) musi pokonać drogę od tej asteroidy do obserwatora, na której straci też jakieś 1/4 jasności mam wrażenie. I gdy porównamy 1/16 z 1/4 to wyjdzie nam, że ta dalsza jest 4-krotnie słabsza. P.S. Bardziej precyzyjnie, ja sobie wyobrażam to tak: obserwujemy dwie asteroidy będące idealnymi płaskimi zwierciadłami;), pierwszą w odległości r od Słońca, drugą w odległości 2r. My, tzn. obserwator znajdujemy się gdzieś blisko Słońca, tak że nasza odległość od asteroid wynosi też odpowiednio r i 2r (zakładam, że r jest dużo większe od odległości obserwator-Słońce, chociaż być może nie jest to potrzebne założenie, nie chce mi się myśleć). Skoro asteroidy są zwierciadłami, to my tak naprawdę widzimy w nich odbicia Słońca z daleka, słabsze (mniej jasno świecące) w tym dalszym. Odbicie Słońca w pierwszym, bliższym zwierciadle dostarcza tyle samo światła, jak gdybyśmy obserwowali Słońce znajdujące się w odległości 2r za za pierwszą asteroidą. Analogicznie, dla drugiego zwierciadła mamy taki sam obraz Słońca, jak gdyby znajdowało się w odległości 4r od obserwatora. Zatem pierwsze odbicie dostarcza ilość światła x/(4*r^2), gdzie x to jakaś stała, natomiast ilość światła z drugiego, to x/(16*r^2). Czyli pierwsze jest 4 razy większe od drugiego.
  19. Ciekawe, można by się spodziewać, że gdyby zastąpić asteroidę płaskim zwierciadłem, to 4-krotnie a nie 16-tokrotnie, zwierciadło tylko zmienia kierunek promieni, a więc moc czy też jasność będzie zależała jedynie od długości drogi jaką światło ma do przebycia (w przypadku obiektu znajdującego się 2 razy dalej droga też dwa razy większa). Muszę to sobie przemyśleć.
  20. Takie "najmniejsze minimum" jakie mi przychodzi do głowy, a które jest potrzebne niezbędne na Marsie, to źródło energii do podtrzymywania systemów, produkcji paliwa, o której piszesz itd. itp. Jedyne co mi przychodzi do głowy to mały reaktor atomowy, a nad tym chyba nikt nie pracuje. Kilka lat temu były pomysły, plany, żeby takie reaktory produkować i wykorzystywać na Ziemi, pojawiały się na ten temat artykuły na KW, teraz jest cicho. Z tego co pamiętam, zaangażował się w to nawet Bill Gates, chciał podjąć współpracę z Chińczykami, w celu produkcji takich reaktorów, potem sprawa została "zabita" przez wojnę ekonomiczną USA-Chiny (źródło: film dokumentalny o Billu na Netflixie, nie sprawdzałem, czy jest jeszcze dostępny). Więc... nawet zakładając, że jest to technologia na tyle dokładnie opanowana, że wystarczy wziąć projekt, wybudować fabrykę i produkować (a nie jestem pewien, czy tak jest), takie reaktory gotowe do użytku pojawią się pewnie na Ziemi nie wcześniej niż za kilka lat, a na Marsie bardzo optymistycznie szacując za 10 lat (btw, z tego co pamiętam, to statek, który ma przywieźć z Marsa próbki skał, które teraz próbuje się odwiercić, też ma przybyć na Marsa najwcześniej za 10 lat, chyba była kiedyś taka informacja na KW, a przecież to o wiele prostsze zagadnienie niż w przypadku "biomasy"). Zostaje mniej niż 20 lat na inne sprawy. Dodajmy do tego, że na Ziemi będzie coraz więcej "zamieszania" wskutek ocieplania się klimatu (był artykuł z przewidywaniami na ten temat), dojdzie jakiś kryzys gospodarczy w międzyczasie (coś czuję, że jeśli będzie to taki jak z 2008 roku albo i trochę gorszy). Poza tym jakieś nie przewidziane zdarzenia (11-tego września nikt nie przewidywał, epidemii koronawirusa też nie) i już czuć, że w ciągu tych 30 lat pewnie nie uda się wyrobić;)
  21. Mars (na moje wyczucie ma się rozmieć, nie jestem fachowcem od tego, tylko czytaczem artykułów na KW;) ) jest jak najbardziej do osiągnięcia dla ludzi, założenie na nim bazy naukowej (takiej powiedzmy podobnej trochę do stacji naukowych na Antarktydzie, tzn. jakieś pomieszczenia mieszkalne dla kilku osób, zawsze ktoś tam mieszka, co kilka lat wymienia się załoga, prowadzą jakieś badania) jest IMHO jak najbardziej pożądane itd. itp. Nawet gdyby rzeczywiście roboty wszystko robiły taniej, to ze względu powiedzmy na samopoczucie ludzi (tzn. poczucie, że yes, we did it, udało nam się osiągnąć kolejny sukces itd.;)) byłoby warto to zrobić. Podobnie zresztą jeśli chodzi o stację na Księżycu. Jedyne "ale", to że przy obecnym tempie prac (i budżecie) osiągnięcie tego celu zajmie pewnie ze sto lat albo i dłużej Jak dla mnie jest to do przyjęcia, rozumiem, że dla Ciebie nie, ale wydaje mi się, że nie ma jakiegoś prostego sposobu, żeby to przyspieszyć, tzn. (bez urazy) ale jesteś trochę takim trochę za dużym "hurra-optymistą" Szanse na 2050 pewnie są praktycznie zerowe. Przed wylądowaniem ludzi trzeba na Marsie przygotować jakieś "zaplecze" umożliwiające przeżycie przez nich 1-2 lat na Marsie. A skoro roboty nie radzą sobie z zagadnieniem typu wywiercenie dziury w glebie plus wyciągnięcie z niej skały, to ja już widzę, jak "sprawnie" będzie szło przygotowywanie tego "zaplecza"
  22. Trzeba jeszcze wiedzieć, w którym miejscu zaprzeczyć;) A tego sami z siebie my, ludzie (w tym naukowcy), przypuszczalnie nie wykombinujemy;) Najpierw musi dojść do odkrycia jakiegoś zjawiska, którego nikt się nie spodziewał lub tp., tak jak to było w przypadku mechaniki kwantowej i teorii względności:)
  23. Niekoniecznie, będzie cieplej (to zasadniczo pozytyw) ale może się pogorszyć sytuacja z wodą, której Polska i tak ma mało. Jeśli marzysz, że zrobi się u nas "druga Kalifornia" to, cóż, chyba niekoniecznie musi być tak, że warunki geograficzne/klimatyczne zdeterminują ekonomię
  24. Nie da się wszystkiego zwalić na cięcia budżetowe. Sam piszesz, że początkowo szacowany koszt wzniesienia 1 kg na LEO w wysokości rzędu kilkuset dolarów w rzeczywistości do 60 tys. za kg. Czyli te początkowe szacunki to najprawdopodobniej był jakiś marketing czy coś w tym rodzaju (teraz też tak się robi, popatrz ile szumnych zapowiedzi Muska się nie spełniło, a i w samym NASA jeśli popatrzeć uważniej to można odnieść wrażenie, że są dwa rodzaje projektów, realistyczne, typu wysłanie łazika na Marsa i wywiercenie w gruncie dziury o głębokości "aż" dwóch metrów, co zresztą się nie powiodło, oraz "szumne/ambitne" jak lot załogowy na Marsa za 30 lat, z których pewnie wyniknie tylko za jakiś czas kolejne przesunięcie na za kolejne 30 lat, widocznie tak trzeba robić, nie znam się na marketingu/polityce/przyciąganiu inwestorów). Trudno się spodziewać, żeby wybór innej technologii (w zakresie tych, które znamy) dał spadek kosztów z 60 tys. do kilkaset dolarów. Napęd jądrowy pozwoli skrócić podróż 2-3 razy (zgodnie z tym co pisałeś), zmniejszenie skrzydeł w wahadłowcu dałoby pewnie oszczędności też max 2-3 (spodziewam się liniowości, w najlepszym razie jeśli zmniejszymy powierzchnię skrzydeł 3 razy, to uzyskamy 3-krotne oszczędności, a pewnie więcej niż 3 razy powierzchni skrzydeł nie dałoby się zmniejszyć). Więc przy najbardziej optymistycznym szacowaniu można robić sobie nadzieję - chyba - tylko na kilkukrotny spadek ceny, czy też max. o jeden rząd wielkości (co z drugiej strony i tak byłoby znaczącą korzyścią, nie przeczę). To kolejny przykład - tak dużo przy tylko dwukrotnym zwiększeniu budżetu??? Największy budżet NASA miało w 1966 roku - prawie 6 mld ówczesnych dolarów (https://en.wikipedia.org/wiki/Budget_of_NASA), czyli niemal 50 mld obecnych dolarów (po uwzględnieniu inflacji). Podwojenie dałoby 100 miliardów. Natomiast rzeczywisty budżet NASA w 2020 r. to 22,5 miliarda (ok. pięć razy mniej). Czy rzeczywiście współcześnie NASA przy 5-krotnie większym budżecie byłaby w stanie tyle zrobić (zakładając, że będzie go otrzymywała w takiej wysokiej wartości przez 10-20 lat)? Hm... mam wrażenie, że tylko część, może lot załogowy na Marsa gdyby się bardzo postarali (i mieli te 20 lat). Ale to tylko moje odczucia. Jeśli chodzi o lot na Marsa, to pewnie jest mnóstwo zagadnień jeszcze nie rozpoznanych/nie przetestowanych. Chociażby taki "drobiazg", że ta rakieta, którą będą wracać z powierzchni Marsa na orbitę, będzie musiała stać w marsjańskim piachu przez ponad rok (może mniej jeśli by były silniki jądrowe do lotu Ziemia-Mars) i nie przewrócić się. Tak, żeby mogła wystartować. I nic nie może się w niej zepsuć pomimo tego, że pewnie np. wiatr wdmucha trochę piasku w dysze (albo jakieś szczeliny). Może to nieistotny problem, nie wiem, ale jakoś działa mi na wyobraźnię.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...