Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Otyłość to czynnik ryzyka i gorsze rokowania raka piersi, ale dotąd nie do końca wiedziano dlaczego. Autorzy najnowszego badania z pisma Science Translational Medicine stwierdzili jednak, że otyłość zmienia konsystencję tkanki piersi w taki sposób, że przypomina ona guzy. Badania na myszach i kobietach pokazują, że otyłość usztywnia macierz pozakomórkową (ang. extracellular matrix, ECM) wokół komórek tłuszczowych piersi, stwarzając dobre warunki do rozwoju guza. Naukowcy z Uniwersytetu Cornella przekonują, że chcąc wykryć gęstszą ECM, radiolodzy powinni rozważyć zastosowanie podczas mammografii metod obrazowania o większej rozdzielczości. Ważne też, by zachować ostrożność, przeszczepiając w czasie operacji plastycznych czy rekonstrukcyjnych piersi komórki zrębu izolowane z tkanki tłuszczowej otyłych kobiet, ponieważ może to zwiększać ryzyko wznowy. Wszyscy wiemy, że otyłość jest zła. Zmienia się metabolizm i poziom hormonów, dlatego analizując związki z rakiem piersi, badacze niemal wyłącznie koncentrują się zmianach biochemicznych. Nasze ustalenia pokazują jednak, że istotne są również zmiany biofizyczne - podkreśla prof. Claudia Fischbach. W porównaniu z tkanką tłuszczową kobiet z prawidłową wagą, tkanka tłuszczowa kobiet otyłych zawiera więcej miofibroblastów, które występują licznie w czasie gojenia się rany, a także w bliznach łącznotkankowych. Wszystkie komórki wydzielają związki tworzące ECM, remodelują macierz i się z nią wiążą, ale tworząc ECM, miofibroblasty gromadzą się (jest to konieczne dla zamknięcia rany), co prowadzi do usztywnienia tkanki. Wskutek większej liczby miofibroblastów dochodzi do bliznowacenia i sztywnienia bez jakichkolwiek urazów macierzy pozakomórkowej. Co ważne, guzy także werbują więcej miofibroblastów, niż występuje w zdrowej tkance, przez co ECM staje się sztywniejsza. « powrót do artykułu
  2. Należąca do amerykańskiego Departamentu Energii ARPA-E (Advanced Research Projects Agency-Energy) ogłosila wyniki drugiego projektu finansowania technologii skoncentrowanej fotowoltaiki. W ramach programu Micro-scale Optimized Solar-cell Arrays with Integrated Concentration (MOSAIC) pieniądze otrzyma 11 projektów zaprezentowanych przez 10 organizacji, w tym MIT, Xerox PARC czy Uniwersytet Texas A&M. Skoncentrowana fotowoltaika (CPV) wykorzystuje soczewki i lustra do skoncentrowania promieniowania słonecznego. To z kolei ma pozwolić na olbrzymi wzrost efektywności systemu pozyskiwania energii słonecznej, obniżenie kosztów oraz zmniejszenie powierzchni urządzeń. W latach 2005-2008 miał miejsce szybki rozwój technologii fotowoltaicznych. Pojawiły się firmy, które za rządowe i prywatne pieniądze rozwijały CPV. Jednak gdy na rynku pojawili się tani chińscy producenci tradycyjnych ogniw fotowoltaicznych, firmy zajmujące się CPV zbankrutowały. Obecnie technologia taka jest zbyt kosztowna, by mogła konkurować z tradycyjną fotowoltaiką. Efektywność konwencjonalnej fotowoltaiki (PV) rośnie, a koszty szybko spadają. Generalnie jednak koszt produkcji energii ze Słońca jest wciąż wyższy niż koszt produkcji energii ze źródeł kopalnych. Sytuację może szybko zmienić rozwój CPV, o ile bowiem efektywność PV wynosi obecnie poniżej 20%, to CPV przekracza 30% i jest sporo miejca na udoskonalenia. Program MOSAIC tym różni się od innych podobnych projektów, że tym razem założono, iż macierze do koncentracji promieniowania będą umieszczone na tradycyjnych płaskich panelach. Ponadto twórcy obecnych technologii CPV starają się rozwiązać jeden z największych problemów tej technologii. Dotychczas bowiem dobrze działała ona tylko na obszarach wysokiej irradiancji słonecznej, np. na pustyniach amerykańskiego Południa. Ponadto wymagała kosztownych mechanizmów śledzących ruch naszej gwiazdy i ustawiających panele na wprost Słońca. Naukowcy chcą obecnie pokonać te ograniczenia. Na przykład zespół z Caltechu (California Institute of Technology) twierdzi, że rozwija technologię, dzięki której CPV osiąga efektywność ponad 30%, nie wymaga urządzeń śledzących i może być instalowana w miejscach o mniejszej niż idealna irradiancji. « powrót do artykułu
  3. Pierworodne córki częściej mają nadwagę lub są otyłe niż ich młodsze siostry. Wyniki tych badań przypominają rezultaty podobnych studiów, dotyczących wpływu kolejności urodzeń u mężczyzn. Obserwacja ta sprawiła, że naukowcy zaczęli się zastanawiać, czy zmniejszająca się obecnie wielkość rodziny nie przyczynia się do wzrostu wskaźnika masy ciała (BMI) dorosłych na całym świecie. Akademicy z zespołu Wayne'a S. Cutfielda wykorzystali dane ze Szwedzkiego Narodowego Rejestru Urodzeń, prowadzonego od 1973 r. Zawiera on informacje dot. 99% porodów we Szwecji, poczynając od pierwszej wizyty prenatalnej. Autorzy publikacji z Journal of Epidemiology & Community Health skupili się na okresie między 1991 a 2009 r., wybierając kobiety, które będąc w pierwszej ciąży, miały co najmniej 18 lat i których matki w momencie ich urodzenia również miały przynajmniej tyle lat. Ze studium wykluczono bliźnięta. Na pierwszej wizycie prenatalnej (w ok. 10.-12. tygodniu ciąży) przeprowadzano ważenie i mierzenie, zbierano też dane dot. obecnego stanu zdrowia, stylu życia oraz rodzinnej historii chorób. Ogółem między 1973 a 1988 r. urodziło się 303.301 dziewczynek, które same urodziły między 1991 a 2009 r.; 206.510 z nich to pierwsze lub drugie córki w rodzinie. Kompletem danych dysponowano tylko dla 13.406 par sióstr. Badacze wybrali siostry, by móc uwzględnić wpływ wspólnych genów i środowiska na wczesnych etapach życia. Okazało się, że po urodzeniu pierworodne córki były nieco lżejsze od drugich w kolejności urodzeń sióstr, ale będąc dorosłymi kobietami, miały w pierwszym trymestrze ciąży nieco wyższe (o 2,4%) BMI. Akademicy stwierdzili także, że częściej miały nadwagę (29%) i były otyłe (40%). Były też nieco wyższe (1,2 mm). O ile liczba dzieci w rodzinie nie wiązała się ani z BMI, ani z prawdopodobieństwem nadwagi/otyłości, o tyle większa liczba rodzeństwa wiązała się z niższym wzrostem i mniejszym prawdopodobieństwem bycia wysokim. Zespół sądzi, że zjawisko to da się przypisać hipotezie rozcieńczenia zasobów. Choć studium miało charakter obserwacyjny i objęło tylko młode kobiety, przez co nie można wyciągać wniosków nt. zależności przyczynowo-skutkowych, wyniki przypominają rezultaty uzyskane dla pierworodnych dorosłych mężczyzn. Stanowią one również poparcie dla wcześniej zebranych dowodów, że w późniejszym życiu pierworodni są bardziej zagrożeni problemami zdrowotnymi, w tym cukrzycą czy nadciśnieniem. Na razie trudno jednak powiedzieć, jaki czynnik (bądź czynniki) pełni tu funkcję wyzwalacza. « powrót do artykułu
  4. Eksperci z należącego do IBM-a X-Force ostrzegają, że korporacje mogą stać się kolejnym celem ataków przeprowadzanych za pomocą oprogramowania typu ransomware. Dotychczas przestępcy atakowali głównie osoby indywidualne. Po zainfekowaniu szkodliwe oprogramowanie blokowało komputer, a przestępcy domagali się niewielkiej opłaty w zamian za jego odblokowanie. Odkryliśmy, że obecnie ransomware jest znacznie bardizej zaawansowane. Pojawiły się takie programy jak CryptoLocker czy Cryptowall. Widzimy też, że coraz więcej ludzi kupuje tego typu oprogramowanie na czarnorynkowych forach. Takie programy są łatwe w obsłudze, nawet początkujący może za ich pomocą dokonywać ataku - mówi John Kuhn, badacz IBM-a. Obawiam się, że takie ataki zaczną być stosowane przeciwko korporacjom, dodaje. Wielkie firmy to potencjalnie łakomy kąsek. Zablokowanie im możliwości pracy oznacza kolosalne straty, zatem potencjalny napastnik będzie mógł domagać się sporych sum za odblokowanie komputerów. Analitycy obserwują też rosnącą liczbę ataków na przedsiębiorstwa. Tylko w ubiegłym kwartale cyberprzestępcy użyli aplikacji sieciowych do przeprowadzenia ponad 300 000 ataków na firmy informatyczne i telekomunikacyjne oraz 250 000 ataków na przedsiębiorstwa produkcyjne. Większość z tych ataków stanowiły próby kradzieży własności intelektualnej. Ataki prowadzono za pomocą sieci Tor, trudno więc wyśledzić ich źródło, jednak najwięcej takich zdarzeń pochodziło prawdopodobnie z USA, Holandii i Rumunii. « powrót do artykułu
  5. Zdaniem NASA najnowsze dane wskazują, że w ciągu najbliższych 100-200 lat nie unikniemy podniesienia się poziomu oceanów o co najmniej 1 metr. Naukowcy nie wiedzą jedynie, jak szybko się to stanie, nie są bowiem przewidzieć, jak szybko będą topiły się lody na biegunach. Jednak dane satelitarne z ostatnich lat wskazują, że topnienie lodu na biegunach jest szybsze niż sądzono. Biorąc pod uwagę naszą wiedzę na temat zwiększania się poziomu oceanów wraz ze wzrostem temperatury oraz o tym, w jaki sposób woda z lądolodów przyczynia się do tego wzrostu, jesteśmy pewni, że czeka nas zwiększenie się poziomu oceanów o co najmniej metr, a prawdopodobnie jeszcze więcej - mówi Steve Nerem z University of Colorado w Boulder, który stoi na czele zespołu ekspertów z NASA. Nie wiemy, czy wzrost ten wydarzy się w ciągu wieku czy potrwa to nieco dłużej, dodaje. Ostatnie przewidywania IPCC z 2013 roku mówią, że do końca wieku poziom oceanów wzrośnie od 30 centymetrów do 1 metra. Nerem uważa, że najnowsze dane satelitarne wskazują, iż będzie to bliżej wyższej z tych wartości. Naukowcy przypominają, że w ciągu ostatniej dekady Grenlandia traciła rocznie średnio 303 miliardy ton lodu. Na Antarktydzie średnia roczna strata wynosi 118 miliardów ton. Zagadką pozostaje natomiast, co się stanie, gdy dojdzie załamania całego lądolodu. Naukowcy nigdy nie obserwowali takiego zjawiska, zatem nie potrafią ocenić, jak gwałtowny byłby wówczas wzrost poziomu oceanów. Od 1992 roku średni poziom oceanów wzrósł o 7,6 centymetra. W niektórych miejscach zwiększył się on aż o ponad 23 centymetry. Z badań paleoklimatycznych wiemy, że jeśli załamuje się lądolód, to możliwy jest wzrost poziomu oceanów nawet o trzy metry w ciągu 100-200 lat - przypomina Tom Wagner z NASA. Widzimy, że lądolód ulega osłabieniu, ale musimy go lepiej zrozumieć, zanim ogłosimy, że rozpoczyna się epoka gwałtownego wzrostu poziomu oceanów, dodaje. « powrót do artykułu
  6. Porównanie dymu ze spalania kadzideł i papierosów dało zaskakujące rezultaty. Wyniki uzyskane przez Chińczyków opublikowano właśnie w piśmie Environmental Chemistry Letters. Zespół Ronga Zhou z Uniwersytetu Technologicznego Południowych Chin zainteresował się zdrowotnym wpływem kadzideł, bo pali się je w wielu domach i większości kaplic w Azji. W czasie spalania uwalniają się m.in. cząstki stałe, które trafiają do płuc i wywołują tam reakcję zapalną. Choć powiązano je z rozwojem nowotworów płuc, białaczką wieku dziecięcego i guzami mózgu, dotąd przeprowadzono niewiele badań nad kadzidłami jako źródłami zanieczyszczenia powietrza. W czasie eksperymentów Chińczycy wykorzystali dwa rodzaje kadzideł (oba zawierały agar - żywiczne drewno drzew z rodzaju Aquilaria - i drzewo sandałowe). Badano ich wpływ na szczepy bakterii z rodzaju Salmonella i komórki jajników chomików chińskich. Okazało się, że dym działał mutagennie. Był też bardziej cyto- i genotoksyczny niż dym papierosowy. To istotne, gdyż mutageny, a także geno- i cytotoksyny powiązano z rozwojem nowotworów. Dym z próbkowanych kadzideł w 99% składał się z ultradrobnych i drobnych cząstek, dlatego prawdopodobnie niekorzystnie wpływałby na zdrowie. W sumie 4 próbki dymu zawierały aż 64 związki. Choć niektóre te substancje są tylko drażniące albo lekko szkodliwe (hipotoksyczne), w przypadku składników dwóch próbek wiadomo, że są wysoce toksyczne. « powrót do artykułu
  7. Naukowcy ze Szkoły Zdrowia Publicznego Mailmana Uniwersytetu Columbii odkryli u fok nowy wirus, najbliższego znanego krewnego ludzkiego wirusa zapalenia wątroby typu A (HAV). Nasze ustalenia pokazują, że tzw. hepatowirusy nie są w rzeczywistości ograniczone do naczelnych i sugerują, że u dzikich zwierząt może ich występować o wiele więcej - przekonuje prof. Simon Anthony. Amerykanie podkreślają, że HAV i nowy wirus mają wspólnego przodka. Rodzi się więc pytanie, czy tak jak wiele innych wirusów obecnie przystosowanych do zarażania ludzi, HAV również pojawił się u zwierząt. Naukowcy odkryli nowy wirus, badając szczep ptasiej grypy, który w 2011 r. zabił u wybrzeży Nowej Anglii ponad 150 fok pospolitych. By ustalić, jakie wirusy mogą współwystępować z grypą, zespół przeprowadził głębokie sekwencjonowanie wszystkich wirusów występujących u 3 osobników. Tak właśnie natrafiono na fopiwirus. Dodatkowe badania przeprowadzone na kolejnych zwierzętach z Nowej Anglii - 29 fokach pospolitych, 6 lodofokach grenlandzkich i 2 szarytkach morskich - wykazały obecność fopiwirusa u kolejnych 7 ssaków. Amerykanie uważają, że wirus jest dość pospolity u fok i jak dotąd nie ma dowodów, by był dla nich szkodliwy. Autorzy publikacji z pisma mBio zaznaczają jednak, że trzeba przeprowadzić badania na dorosłych fokach, bo jeśli fopiwirus działa jak HAV, może powodować chorobę wyłącznie u dorosłych zwierząt. Nie wiadomo, czy wspólny przodek fopiwirusa i HAV przeniósł się z ludzi na foki, na odwrót czy w grę wchodzi 3., na razie niezidentyfikowany, gospodarz. Różne czynniki, w tym fakt, że fopiwirus zidentyfikowano u kilku gatunków fok, świadczą jednak o tym, że wirus występuje u nich od dość dawna. Naukowcy chcą zbadać gatunki wchodzące w bliski kontakt z fokami i w ten sposób sprawdzić, czy istnieją inne dzikie rezerwuary fopiwirusa. Na padlinie fok regularnie żerują kojoty, dlatego interesująco byłoby je pod tym kątem zbadać - opowiada Katie Pugliares z Akwarium Nowej Anglii w Bostonie. Kolejnym projektem mogłoby być badanie ludzi jedzących focze mięso. « powrót do artykułu
  8. W odróżnieniu od diety obfitującej w naturalne źródła kwasów omega-3 - łososia, tuńczyka czy halibuta - suplementy z kwasami nie spowalniają spadku zdolności poznawczych u seniorów. Dr Emily Chew z Narodowego Instytutu Oka (National Eye Institute, NEI) prowadzi Age-Related Eye Disease Study (AREDS), w ramach którego naukowcy próbują ocenić, jaka kombinacja suplementów spowalnia związane z wiekiem zwyrodnienie plamki żółtej (ang. Age-related Macular Degeneration, AMD). Studium wykazało, że codzienne wysokie dawki określonych przeciwutleniaczy i minerałów (tzw. formuła AREDS) spowalniają rozwój zaawansowanego AMD. Podczas większego badania AREDS2 sprawdzano, co wyniknie z dodania do AREDS kwasów omega-3. Nie było żadnej różnicy. Tymczasem gdy wcześniej z ludźmi prowadzono wywiady odnośnie do zwyczajów dietetycznych, okazywało się, że regularne spożycie ryb wiązało się z niższymi odsetkami AMD, chorób sercowo-naczyniowych i być może demencji. O tym, że łykanie tabletek może nie być tym samym, co jedzenie ryb, świadczyły już wyniki dużego studium z 2011 r., które pokazało, że suplementy z kwasami omega-3 nie poprawiały stanu zdrowia mózgu starszych pacjentów z istniejącą wcześniej chorobą serca. Przy okazji AREDS2 Chew i inni zyskali niepowtarzalną okazję, by zbadać wpływ omega-3 na funkcjonowanie poznawcze. Wszyscy pacjenci mieli wczesne lub umiarkowane AMD. Średnia wieku wynosiła 72 lata, a 58% próby stanowiły kobiety. Wylosowano ich do 4 grup: 1) placebo, 2) kwasów omega-3 (tabletka zawierała 350 mg kwasu dokozaheksaenowego DHA i 650 mg kwasu eikozapentaenowego EPA), 3) luteiny i zeaksantyny (ksantofili występujących w zielonych warzywach liściastych) oraz 4) kwasów omega-3 i luteiny/zeaksantyny. Ponieważ wszystkim ochotnikom groziło pogorszenie choroby, nadal proponowano im oryginalną lub zmodyfikowana wersję formuły AREDS (bez omega-3 lub luteiny/zeaksantyny). W punkcie wyjścia 5-letniego studium i później co 2 lata badani przechodzili serię testów poznawczych, które pozwalały m.in. ocenić przypominanie bezpośrednie i odroczone, uwagę czy prędkość przetwarzania informacji. Ponieważ z biegiem lat wyniki osiągane przez wszystkie 4 grupy spadały w podobnym stopniu, oznacza to, że nie sprawdziła się żadna z zaproponowanych kombinacji suplementów. Dane z AREDS2 wspomagają nasze wysiłki w kierunku zrozumienia relacji łączących składniki diety oraz chorobę Alzheimera i pogorszenie formy poznawczej. Niewykluczone, na przykład, że znaczenie ma czasowanie lub spożycie składników odżywczych w ramach określonych wzorców dietetycznych. Potrzeba więcej badań, by stwierdzić, czy wzorce dietetyczne albo wdrażanie suplementacji na wcześniejszych etapach alzheimera w ogóle cokolwiek zmieniają - podsumowuje dr Lenore Launer. « powrót do artykułu
  9. Kurz ujawnia, kto mieszka w danym domu. Wyższa proporcja męskich domowników oznacza duże ilości skóry i bakterii pochodzących z jelita grubego, zaś w domach zdominowanych przez kobiety w kurzu znajduje się więcej bakterii z pochwy. Studium opublikowane w piśmie Proceedings of the Royal Society B to największe jak dotąd badanie mikroorganizmów z kurzu domowego. Do przeanalizowania próbek kurzu z ok. 1200 domów z USA zespół Noah Fierera z Uniwersytetu Colorado w Boulder zastosował sekwencjonowanie DNA i obrazowanie. W zbieraniu materiałów do badań pomagali ochotnicy. Amerykanie ustalili, że znajdowane w kurzu grzyby pochodzą w większości przypadków z zewnątrz (położenie geograficzne gospodarstwa pozwalało w dużym stopniu przewidzieć, jakie grzyby zostaną znalezione w zebranym z niego kurzu). Dla odmiany na skład flory bakteryjnej kurzu wpływają domownicy: ludzie, zwierzęta domowe, a nawet owady. Naukowcy podejrzewają, że powodem, dla którego mężczyźni zrzucają więcej skórnych bakterii z rodzajów Corynebacterium (maczugowców) i Dermabacter oraz zamieszkujących jelito grube Gram-dodatnich Roseburia, są rozmiary ciała, relatywna częstość występowania tych mikroorganizmów, a także praktyki higieniczne. Fakt, że w domach, gdzie przeważają kobiety, występują bakterie z rodzaju Lactobacillus, oznacza, że ubrania nie do końca powstrzymują rozprzestrzenianie się bakterii z naszych ciał. Uważa się, że bakterie z tego rodzaju chronią przed astmą i alergiami, ale potrzeba dalszych badań, by to potwierdzić i sprawdzić, jak różne bakterie z kurzu oddziałują na nasze zdrowie. Zwierzęta (psy i koty) do tego stopnia wpływały na społeczności bakteryjne z kurzu, że bazując na samych bakteriach, naukowcy mogli z 92-proc. trafnością przewidzieć, czy w danym gospodarstwie mieszkają jakieś czworonogi, czy nie. « powrót do artykułu
  10. Już po raz drugi w ostatnim czasie krytyczna dopiero co załatana luka w Internet Explorerze jest atakowana przez cyberprzestępców. W ubiegłym tygodniu Microsoft wydał pilną poprawkę dla dziury typu zero-day, która była już atakowana przez hakerów. Tym razem przestępcy atakują dziurę, którą załatano przed zaledwie dwoma tygodniami. Do ataku dochodzi, gdy użytkownik korzystający z niezałatanej wersji Internet Explorera odwiedzi zainfekowaną witrynę. Obecny na niej kod przekierowuje połączenie do mechanizmu zarażającego koniem trojańskim. Trojan daje przestępcom dostęp do komputera ofiar i pozwala na kradzież wszelkich danych. Możliwe jest również zarażenie komputera przez załącznik w poczcie. Obecnie ataki są kierowane głównie przeciwko Japończykom. « powrót do artykułu
  11. Naukowcy z Uniwersytetu w Bayeruth i innych uczelni we współpracy z kolegami z Niemieckiego Synchrotronu Elektronowego (DESY) pracowali z najwyższym ciśnieniem wytworzonym kiedykolwiek przez człowieka. Uczeni wykorzystali ciśnienie 770 gigapaskali (GPa) podczas badań właściwości osmu. To ponaddwukrotnie więcej niż ciśnienie w jądrze Ziemi i o około 130 GPa więcej niż dotychczasowy rekord, ustanowiony zresztą przez ten sam zespół. Najbardziej zadziwiający był fakt, że osm nawet poddany tak wysokiemu ciśnieniu nie zmienił swojej struktury krystalicznej. Zauważono za to inne interesujące zjawisko. Elektrony niewalencyjne atomów zostały przysunięte tak blisko siebie, że zaczęły wchodzić w interakcje. Osm to wyjątkowy pierwiastek. Przy ciśnieniu atmosferycznym na największą gęstość ze wszystkich pierwiastków, jedną z najwyższych energii kohezji, temperatur topnienia i bardzo małą ściśliwość. Jest niemal tak nieściśliwy jak diament. Dzięki swoim wyjątkowym właściwościom osm stosowany jest tam, gdzie wymagana jest np. wysoka odporność na ścieranie. Wiadomo, że wysokie ciśnienie znacząco zmienia właściwości pierwiastków. Pod wpływem wysokiego ciśnienia metale takie jak sód stają się przezroczystymi izolatorami, gazy jak tlen stają się ciałami stałymi i przewodnikami elektrycznymi, a nawet nadprzewodnikami - wyjaśnia Natalia Dubrovinskaia z Uniwersyteu w Bayeruth. Spodziewaliśmy się, że - podobnie jak każdy inny materiał - osm zmieni swoją strukturę krystaliczną pod wpływem wysokiego ciśnienia, dodaje uczona. Wspólnie z Leonidem Dubrovinskym stworzyła ona urządzenie do generowania wysokiego ciśnienia. Składało się ono z diamentowych mikrokowadełek o średnicy 10-20 mikrometrów. Dzięki temu, że połączono je razem, udało się wzmocnić całość i osiągnąć ciśnienie rzędu 770 GPa w temperaturze pokojowej. Ściśnięty pomiędzy mikrokowadełkami osm badano za pomocą promieniowania Roentgenowskiego z synchrotronu. Badania wykazały, że struktura krystaliczna osmu nie uległa zmianie. Pod wpływem ciśnienia objętość badanej próbka ulegała zmniejszeniu. Zwykle zmiany takie są spowodowany zmianami konfiguracji na powłokach walencyjnych. Jednak w przypadku osmu było inaczej. Obserwowane anomalie strukturalne były wynikiem interakcji elektronów niewalencyjnych, co potwierdzało teoretyczne obliczenia. Ten eksperyment dowodzi, że niezwykle wysokie ciśnienie może wymusić interakcje pomiędzy elektronami niewalencyjnymi. To otwiera nowe ekscytujące możliwości i daje nadzieję na znalezienie nowych stanów materii, wyjaśnia uczona. Powyższe badania pozwolą m.in. na symulowanie zjawisk zachodzących we wnętrzach wielkich planet pozasłonecznych. « powrót do artykułu
  12. Już jeden zastrzyk z regenerującego peptydu TP508, podany dobę po potencjalnie śmiertelnej ekspozycji na promieniowanie jonizujące, znacząco zwiększył przeżywalność myszy. Co ważne, badany lek przeciwdziałał zespołowi żołądkowo-jelitowemu ostrej choroby popromiennej (ang. Gastro-Intestinal Syndrome, GIS). Promieniowanie niszczy nabłonek jelitowy, zmniejszając zdolność organizmu do wchłaniania wody. Wiąże się to z zaburzeniami równowagi elektrolitowej. Uszkodzenie integralności międzykomórkowej i zaburzenia produkcji śluzu związane ze spadkiem liczby komórek kubkowych prowadzą z kolei do zaniku bariery przewodu pokarmowego, która chroni przed przenikaniem do krążenia zarówno bakterii jelitowych, jak i ich toksycznych produktów. Łącznie prowadzi to do sepsy i wstrząsu, a ostatecznie zgonu. Popromienne uszkodzenie dotyczy komórek krypt (przez dużą aktywność proliferacyjną nabłonek jelita jest szczególnie wrażliwy na uszkodzenia wywołane przez promieniowanie jonizujące). Ponieważ popromienne uszkodzenie jelita odgrywa tak ważną rolę w prognozowaniu, jak dobrze dana osoba poradzi sobie z rekonwalescencją po ekspozycji całego ciała [Whole Body Exposure, WBE], trzeba pracować nad lekami zapobiegającymi GIS - zaznacza prof. Darrell Carney z University of Texas Medical Branch w Galveston. TP508 opracowano do stymulacji naprawy skóry, kości i mięśni. Wcześniej wykazano, że rozpoczyna on naprawę tkanki, stymulując prawidłowy przepływ krwi, zmniejszając stan zapalny i ograniczając śmierć komórkową. W testach klinicznych stwierdzono, że usprawnia gojenie owrzodzenia w przebiegu stopy cukrzycowej i złamań nadgarstka, nie wywołując przy tym skutków ubocznych. Najnowsze wyniki sugerują, że peptyd może być skutecznym środkiem, dostarczanym w ciągu 24 godz. od ekspozycji na promieniowanie jonizujące, by zwiększyć przeżywalność [...] i dać ofiarom czas na dotarcie do specjalistycznych ośrodków medycznych - podsumowuje Carla Kantara. « powrót do artykułu
  13. Grupa demaskatorów postanowiła pozwać amerykańskie służby specjalne oraz urzędy, oskarżając je o prześladowania i szpiegowanie. Thomas Drake, Diane Roark, Ed Loomis, J. Kirk Wiebe oraz William Binney wystąpili z prywatnym oskarżeniem przeciwko NSA, FBI, Departamentowi Sprawiedliwości, Michaelowi Haydenowi, Keithowi Alexandrowi, Chrisowi Inglisowi, Robertowi Muellerowi i innym. Wymienione na początku osoby skarżą się na sposób, w jaki były traktowane przez amerykańskie służby po tym, jak ujawniły nieprawidłowości w ich działaniach. Thomas Drake to były wysoki rangą pracownik NSA, weteran US Air Force i US Navy, który został oskarżony o niewłaściwe obchodzenie się z tajnymi dokumentami. Jego obrońcy twierdzą, że w rzeczywistości służby prześladują go za sprzeciw wobec prowadzonego przez NSA programowi Trailblazer Project. Diane Roark przez kilkanaście lat pracowała w Komitecie ds. Wywiadu Izby Reprezentantów. Wraz z Edem Loomisem (byłym kryptologiem NSA), J. Kirkiem Wiebe (byłym pracownikiem NSA) oraz Williamem Binneyem (byłym wysoko postawionym pracownikiem NSA) zwróciła się do Inspektora Generalnego Departamentu Obrony z wnioskiem o zbadanie celowości wydawania pieniędzy na Trailblazer Project. Wszystkie wymienione osoby miały liczne kłopoty w związku ze swoją działalnością. Dlatego też postanowiły pozwać nie tylko urzędy, ale konkretne osoby, takie jak byli dyrektorzy NSA Hayden i Alexander, były zastępca dyrektora NSA Inglis czy były dyrektor FBI Mueller. Wszyscy skarżący się pracowali przy narzędziu Thinthread. W pozwie czytamy, że Thinthread został uruchomiony, ale jedynie w celach demonstracyjnych. Udowodniono, że działa, ale nie zapadła oficjalna decyzja o jego zamówieniu. Pomimo tego, że wykazano, iż Thinthread spełnia swoje zadanie, NSA postanowiła zignorować to narzędzie jako kandydata do prowadzenia inwigilacji połączeń internetowych i telefonicznych, gdyż Thinthread był niedrogi i efektywny. Generał Michael Hayden podjął decyzję, że należy kupić z zewnątrz, a nie wewnętrznie rozwijać, narzędzie do gromadzenia danych. NSA zamiast skorzystać z własnego Thinthread, którego rozwój kosztował agencję 4 miliony dolarów, zakupiła platformę Trailblazer. Za program oraz jego przyszły rozwój przez kolejnych pięć lat zapłacono aż 4 miliardy dolarów. W końcu okazało się, że Trailblazer nie działa tak jak powinien i w 2008 roku NSA zrezygnowała z niego. Osoby, które teraz skarżą się sądowi, poinformowały o sprawie odpowiednie organa w Departamencie Obrony, zwracając uwagę na marnowanie pieniędzy podatnika i możliwą defraudację. Departament Obrony opracował krytyczny raport na temat programu. NSA postanowiła zaś ukarać niepokornych i zwróciła się do Departamentu Sprawiedliwości o ich ściganie, powołując się na niezwiązany ze sprawą wyciek inforomacji o Trailblazer do New York Times'a. Domy podejrzanych doświadczyły wielu nalotów dokonywanych przez FBI, a zdaniem skarżących się, naloty te miały charakter odwetowy, gdyż dokonywano ich wówczas, gdy było wiadomo, że to nie oni ujawnili dziennikarzom informacje. Co więcej, wnioski o przeszukania posiadały poważną wadę prawną, gdyż opierały się na nielegalnie zdobytych materiałach z podsłuchów. NSA kłamała też, że dokument, który Binney przekazał FBI był tajny, więc nie powinien trafić do nieuprawnionych osób. Poszkodowani twierdzą, że prowadzone przeciwko nim działania naruszają chroniącą demaskatorów Whisteblower Protection Act oraz Pierwszą, Czwartą i Piątą Poprawkę. « powrót do artykułu
  14. Wprowadzając resweratrol do krwi psów, naukowcy z Uniwersytetu Missouri zrobili pierwszy krok w kierunku zrozumienia wpływu polifenolu na układ odpornościowy. Jak podkreśla prof. Sandra Axiak-Bechtel z College'u Medycyny Weterynaryjnej, studium pokazuje, co resweratrol robi z układem immunologicznym psów, jednak zmiany te rodzą jeszcze więcej pytań. Odkryliśmy, że polifenol [...] jednocześnie pobudza go i hamuje. Jeśli lepiej zrozumiemy te zjawiska i nauczymy się je kontrolować, resweratrol może znaleźć zastosowanie w terapii nowotworów i innych chorób u psów i ludzi. W ramach studium resweratrol dodawano do psiej krwi i obserwowano, co się stanie potem. Okazało się, że pod jego wpływem stymulowane białe krwinki uwalniały więcej cytokin prozapalnych i mniej przeciwzapalnych, co świadczy o pobudzeniu układu odpornościowego. Z drugiej jednak strony Axiak-Bechtel, Rowena Woode i prof. Amy DeClue zaobserwowały spadek funkcji neutrofili, czyli komórek pełniących zasadniczą rolę w odpowiedzi odpornościowej przeciw bakteriom (działają one również na inne patogeny). Spadek funkcji neutrofili zwykle świadczy o utracie przez układ odpornościowy zdolności zwalczania najeźdźców takich jak bakterie. Połączenie tego zjawiska ze wzrostami cytokin zapalnych tworzy interesujący mieszany przekaz [...]. Nadal w pełni nie rozumiemy, jak można najlepiej wykorzystać to do zwalczania chorób. Kiedy nam się to uda, resweratrol może się stać cennym leczeniem uzupełniającym np. nowotworów. « powrót do artykułu
  15. Wykorzystując naturalnie występujące białka "składające" i chemicznie wyprodukowane polimery, zespół z Sandia National Laboratories uzyskał twory przypominające nerwy. Wystają z nich liczne włókna przeznaczone do zbierania bądź wysyłania sygnałów elektrycznych. Naukowcy mają nadzieję, że dzięki nim uda się stworzyć przyjaźniejsze interfejsy protez. Obecnie do penetrowania tkanki nerwowej stosowane są sztywne elektrody, które często wywołują stan zapalny. W przyszłości za pomocą polimerowej sieci można by jednak przedłużać biologiczny nerw i w ten sposób łączyć go z protezą. Prace Amerykanów rozpoczęły się od modyfikacji zachowania należących do rodziny białek motorycznych kinezyn. Występują one w komórkach eukariotycznych i wykazują powinowactwo do mikrotubul (poruszają się w kierunku ich dodatniego bieguna). Biorą m.in. udział w transporcie wewnątrzkomórkowym. Naukowcy mocowali ramiona kinezyn do szklanego podłoża. W ten sposób ich "ciała" się nie przemieszczały, ale "ramiona" nadal wykonywały energiczne ruchy, przesuwając nad sobą mikrotubule. Później przemieszczające się mikrotubule o długości rzędu mikronów napotykały polimerowe sfery o średnicy kilkudziesięciu mikronów. W tym momencie mamy struktury chętne do działania - napędzane kinezynami mikrotubule - i coś, na czym chcą pracować - sfery - wyjaśnia Wally Paxton. Pokryte lepką substancją mikrotubule wyciągają ze sfer polimerowe nanorurki, które wydłużają się w miarę działania kinezyn (Paxton porównuje to do rozciągania sera na pizzy). Wydłużające się i krzyżujące nanorurki tworzą sieci, których wielkość całkowita wynosi od setek mikrometrów do kilkudziesięciu milimetrów. Wchodzące w ich skład elementy mają 30-50 nanometrów średnicy. Naszym celem jest uzyskanie sztucznej, wysoce rozgałęzionej struktury nerwowej. Akademicy planują łączenie struktur ze sobą. Ponieważ "silniczki" nie przestają działać, póki nie skończy im się "paliwo", gdy jakaś odnoga się zniszczy, powinny tak zadziałać, by wyprodukować nowe odgałęzienie. Ponieważ wprowadzenie do układu kropek kwantowych zakończyło się sukcesem, oznacza to, że do przenoszenia informacji można wykorzystać zarówno impulsy elektryczne, jak i światło. « powrót do artykułu
  16. Hitachi opracowała robota przemysłowego, który wykorzystuje dwa ramiona do chwytania przedmiotów. Urządzenie może zastąpić pracowników magazynów w centrach dystrybucyjnych. Robot porusza się na kołach, jest w stanie rozpoznać towary i dostarczyć je do kontenera. Jego ramiona to dwa urządzenia Epso ProSix C4-A901S, które mają sześć stopni swobody. Hitachi wyposażyła je w różne typy manipulatorów, od chwytaków po ssawki. Ramiona zamontowano na poruszających się w górę i w dół platformach, dzięki czemu robot może chwytać przedmioty różnej wielkości i na różnej wysokości. Cały robot jest dość duży i wygląda nieporęcznie, jednak porusza się szybko i bez zbędnych przestojów. Do pracy wymaga niewielkiej ilości danych przekazywanych bezprzewodowo. Dzięki opracowanej przez nas technologii robot potrafi rozpoznać, gdzie leży dany towar i jeszcze przed dotarciem do odpowiedniej półki zaczyna ustawiać ramiona i platformy tak, by szybko go chwycić - stwierdza rzecznik prasowy Hitachi. Każde z ramion może podnieść przedmiot o wadze do około 1 kilograma, zatem robot znajdzie zastosowanie tam, gdzie konieczne jest przenoszenie wielu lekkich przedmiotów. W najbliższym czasie Hitachi wykorzysta robota we własnych zakładach, a w ciągu najbliższych 5 lat chce go skomercjalizować. Roboty coraz częściej trafiają do centrów logistycznych. Przykładem mogą być wykorzystywane przez Amazona urządzenia Kiva (YouTube), które transportują towary do miejsc, gdzie są one rozładowywane przez ludzi. « powrót do artykułu
  17. Podczas badań na myszach naukowcy z Wake Forest Baptist Medical Center wykazali, że wysokie spożycie żelaza, które odpowiada zjadaniu przez ludzi dużych ilości czerwonego mięsa, hamuje leptynę, czyli hormon kontrolujący apetyt. Może to prowadzić do przejadania i szeregu chorób. Zauważyliśmy, że u zwierząt z wysokim poziomem żelaza w diecie spożycie pokarmów wzrastało. W przypadku ludzi zademonstrowano, że duże stężenia żelaza, nawet te mieszczące się w tzw. wysokiej normie, przyczyniają się do wielu chorób, w tym cukrzycy, stłuszczeniowej choroby wątroby czy alzheimera. Pojawia się więc kolejny powód, by nie jeść zbyt dużo czerwonego mięsa, ponieważ żelazo z takich źródeł [hemowe] jest przez organizm lepiej wchłaniane niż żelazo [niehemowe] z roślin - wyjaśnia dr Don McClain. W ramach studium samce myszy przez 2 miesiące jadły pasze zawierające duże i mieszczące się w niskiej normie ilości żelaza (odpowiednio 2000 i 35 mg/kg). Po tym czasie mierzono ilość tego pierwiastka w tkance tłuszczowej i stężenie leptyny we krwi. W porównaniu do gryzoni z 2. grupy, u myszy z 1. grupy zaobserwowano 215-proc. wzrost ilości żelaza i 42-proc. spadek ilości leptyny. Wyniki z badań na modelu zwierzęcym potwierdzały rezultaty wcześniejszych testów klinicznych z udziałem dużej liczby osób, podczas których określano poziom ferrytyny w surowicy (ferrytyna to białko kompleksujące jony żelaza Fe3+ i przechowujące je w wątrobie; niewielkie jego ilości są uwalnianie z tkanek do krwi, a stopień tego zjawiska zależy od zasobów żelaza w organizmie). Autorzy raportu z Journal of Clinical Investigation wykazali, że tkanka tłuszczowa reaguje na dostępność żelaza, by dostosować ekspresję leptyny, głównego regulatora apetytu, wydatkowania energii i metabolizmu. Na razie nie wiemy, jaki jest optymalny tkankowy poziom żelaza, ale mamy nadzieję przeprowadzić duże badania kliniczne i sprawdzić, czy obniżenie stężenia Fe ma jakiś wpływ na wagę i ryzyko cukrzycy - podsumowuje McClain. « powrót do artykułu
  18. Microsoft udostępnił na Androida wersję beta swojego osobistego asystenta Cortany. Oprogramowanie korzysta z większości funkcji, które znamy z Cortany z Windows 10. Asystent może ustawiać kalendarz i przypominać o zapisanych w nim wydarzeniach, przeszukiwać internet, wykonywać różne zadania związane z zarządzaniem urządzeniami. Istnieją jednak pewne różnice pomiędzy działaniem Cortany w Androidzie a w jej naturalnym windowsowym środowisku. W Windows można wywołać asystenta mówiąc "Hej, Cortana". Daje nam to możliwość głosowego zarządzania ustawieniami czy otwierania aplikacji. W Androidzie opcja taka nie jest dostepna. Obecnie z Cortany dla Androida mogą korzystać jedynie mieszkańcy USA. Microsoft z czasem udostępni program również w innych krajach. « powrót do artykułu
  19. Jan-Ulrich Thiele odpowiedzialny w Seagate za rozwój technologii HAMR zdradził, że pierwsze prototypowe dyski wykorzystujące tę technologię powinny pojawić się na przełomie 2016 i 2017 roku. Już pierwsze dyski będą charakteryzowały się dużą gęstością zapisu, wynoszącą około 1,5 terabita na cal kwadratowy, czyli około 50% więcej niż obecnie. Ich pojemność będzie wynosiła jedynie 4 TB. Technologia HAMR (heat-assisted magnetic recording) polega na tworzeniu na powierzchni dysku rodzaju kropek o średnicy mniejszej niż 100 nanometrów i podgrzewanie ich za pomocą lasera. W podgrzanych miejscach łatwiej zapisać dane, które zostają ustabilizowane podczas schładzania zapisanych obszarów. Taka metoda w połączeniu z samoporządkującymi się macierzami cząstek z żelaza i platyny pozwala na 100-krotne zwiększenie gęstości zapisu. Teoretycznie może ona wynosić 50 terabitów na cal kwadratowy. HAMR rozwiązuje zatem problem niestabilności i ryzyka utraty danych związany z coraz większym zagęszczeniem komórek, w których przechowywane są informacje. Pierwsze HDD z HAMR będą miały niewielką pojemność, gdyż obecnie używane lasery są grubsze od głowic odczytująco-zapisujących w dyskach, a to oznacza, że trzeba zwiększyć odległości pomiędzy talerzami, a tym samym w dysku zmieści się mniej talerzy. Seagate pracuje nad technologią, w której wykorzystuje laser o mocy 20mW, emitujący światło o długości fali 810 nm. Będzie on rozgrzewał powierzchnię talerza do temperatury około 450 stopni Celsjusza. Jeśli prototypowe dyski pomyślnie przejdą testy, to masowa produkcja HDD HAMR rozpocznie się w 2018 roku. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego w ciągu dekady poprzedzającej erupcję wulkanu Ontake wykrywali podwyższone poziomy izotopu helu-3. Niewykluczone, że izotop ten jest związany z przebudzeniem się wulkanu, a jeśli tak, to może być on długoterminowym markerem nadchodzącej erupcji. Niewielkie ilości helu-3 są obecne w płaszczu ziemskim, natomiast w skorupie i w płaszczu powstaje też, wskutek rozpadu radioaktywnego, hel-4. Wyższy stosunek helu-3 do helu-4 wskazuje, że gaz pochodzi z płaszcza. Międzynarodowa grupa badawcza pracująca pod kierunkiem profesora Yuji Sano zauważyła, że pomiędzy czerwcem 2003 roku a listopadem 2014 przy gorących źródłach w pobliżu stożka wulkanicznego znacznie wzrósł stosunek helu-3 do helu-4. Zjawiska takiego nie obserwowano przy bardziej oddalonych źródłach. Co więcej, przy tych źródłach, przy których doszło do zmiany, stosunek obu izotopów był stabilny pomiędzy rokiem 1981 a 2000. Erupcja wulkanu Ontake miała miejsce 27 września 2014. Zginęło 58 osób, a 5 uznaje się za zaginione. Badania profesora Sano sugerują, że zmiana stosunku izotopów helu zapowiada nadchodzącą erupcję freatyczną, która spowodowana jest przez ciśnienie pary wodnej powstającej w kontakcie z magmą. "Chociaż metoda ta nie pozwala na przewidzenie erupcji w krótkim terminie, to jednak może być przydatna przy zarządzaniu ryzykiem i pomocna w unikaniu zagrożeń" - mówi Sano. « powrót do artykułu
  21. Google może wybrać kolejnego prezydenta USA. Wszelkie sondaże wskazują, że walka podczas przyszłorocznych wyborów będzie wyjątkowo wyrównana. A skoro tak, to drobna manipulacja wynikami wyszukiwania może przekonać niezdecydowanych do jednego lub drugiego kandydata. Robert Epstein psycholog z American Institute for Behavioral Research and Technology przeprowadził badania nad niezdecydowanymi wyborcami, którym podsuwano spreparowane wyniki wyszukiwania. Wyświetlając badanym takie wyniki, które stawiały konkretnego kandydata w lepszym świetle od konkurenta badacze byli w stanie spowodować, że ludzie mieli zamiar poprzeć właśnie tę osobę. Wystarczyła jedna 15-minutowa sesja z wyszukiwarką, by osoby niezdecydowane zaczęły lepiej postrzegać danego kandydata, a prawdopodobieństwo, że oddadzą na niego głos wzrastało o 37-63 procent. Wyniki takie uzyskano po pięciu podwójnie ślepych próbach na grupie 4500 niezdecydowanych wyborców z USA i Indii. Google odniósł się do uwag Epsteina stwierdzając, że algorytmy wyszukiwarki zostały pomyślane tak, by udzielać "trafnych odpowiedzi". Naukowca to jednak nie przekonuje. W jaki sposób dostarczanie 'trafnych odpowiedzi' na pytania związane z wyborami wyklucza możliwość faworyzowania jednego z kandydatów przez wyniki wyszukiwarek?, pyta uczony. Zdaniem Epsteina, pokusa wpływania na wynik wyborów jest duża. Uczony przypomina, że już w 1876 roku Rutheford B. Hayes wygrał wybory prezydenckie zaledwie jednym głosem elektorskim, a na ich wynik prawdopodobnie wpłynęły działania firmy Western Union, która go popierała. Przedsiębiorstwo w znacznej mierze zmonopolizowało rynek telegraficzny i miało umowę na wyłączność z Associated Press, której reporterzy korzystali z telegrafów Western Union przekazując teksty do redakcji. Dzięki temu Western Union mogła dopilnować, by na temat Hayesa ukazywały się tylko pozytywne wiadomości. Google średnio raz dziennie dostosowuje swoje algorytmy. Epstein twierdzi, że wystarczy, by któryś z pracowników dokonał drobnych zmian w algorytmach, a może w ten sposób zdecydować o wyniku wyborów. Gdy to czytacie Google może ustawiać wybory na całym świecie - mówi Epstein. « powrót do artykułu
  22. W centrum Mexico City odkryto tzompantli, czyli konstrukcję używaną przez Azteków do prezentowania czaszek jeńców złożonych w ofierze bogom. Jeńcy ci byli chwytani m.in. w czasie wojen kwietnych. W latach 1450-1454 Meksyk dotknęła susza, która spowodowała głód. Kapłani stwierdzili, że należy składać bogom więcej ofiar z ludzi. Dlatego też Tenochtitlan, Tlaxcala i Huexotzengo zawarły ze sobą umowę o toczeniu w ustalonym wcześniej miejscu tzw. wojen kwietnych. Ich celem było schwytanie jak największej liczby jeńców i złożenie ich w ofierze. Jako, że susza ustąpiła, uznano słuszność takiego postępowania. Tzompantli znajdowano już wcześniej, są one też znane ze sztuki azteckiej. Teraz za katedrą w Mexico City znaleziono tzompantli stworzone między rokiem 1485 a 1502. Konstrukcja oryginalnie miała około 34 metrów długości i 12 metrów szerokości, uważa archeolog Raul Barrera, który stał na czele grupy badawczej. Na róno ustawionych palach znajdowały się czaszki setek ludzi złożonych w ofierze. Tzompantli ma swoją specyficzną symbolikę. Chcemy więcej dowiedzieć się o niej dowiedzieć. Spodziewamy sie, że badania wykażą, iż czaszki z tego konkretnego tzompantli należały do wrogów Azteków, stwierdza Barrera. « powrót do artykułu
  23. Badanie sekwencji genów antywirusowych u afrykańskich małp sugeruje, że lentiwirusy blisko spokrewnione z HIV już 16 mln lat temu zakażały tutejsze naczelne. Zespół Welkina Johnsona z Boston College skupił się na genie przeciwwirusowym TRIM5. Kodowane przez ten gen białko bezpośrednio oddziałuje na kapsyd i nie dopuszcza do namnażania wirusa w komórce (stąd nazwa czynnik restrykcji). Ludzkie TRIM5 nie wpływa na HIV, ale u wielu małp występuje wariant proteiny, który neutralizuje w ten sposób wirusa i zapewnia odporność na HIV/AIDS. Ze względu na specyficzność w odniesieniu do retrowirusów (inne czynniki restrykcji mają szersze spektrum oddziaływania) naukowcy dywagowali, że ewolucja TRIM5 u afrykańskich małp mogłaby ujawnić wzorce doboru lentiwirusów blisko spokrewnionych z małpim wirusem niedoboru odporności SIV (od ang. simian immunodeficiency virus). By odtworzyć drzewo filogenetyczne genu TRIM5, Amerykanie przeanalizowali i porównali odpowiednie sekwencje DNA 22 gatunków naczelnych z Afryki. Klaster przystosowawczych zmian unikatowych dla TRMI5 ujawnił się w linii (podrodzinie) Cercopithecinae po oddzieleniu od gerez (Colobinae) ok. 16 mln lat temu. Analiza funkcjonalna zarówno występujących ortologów (genów homologicznych powstałych w wyniku specjacji), jak i zrekonstruowanych białek TRIM5 ujawniła, że klaster przystosowań zapewniał zdolność ograniczania lentiwirusów Cercopithecinae, ale nie miał już żadnego wpływu na pozostałe retrowirusy, w tym na lentiwirusy naczelnych innych niż Cercopithecinae. By to ustalić, autorzy publikacji z pisma PLoS Pathogens stworzyli panel 19 genów TRIM5 (istniejących i ancestralnych) i doprowadzili do ich ekspresji w liniach komórkowych. Wystawiając komórki na działanie 16 wirusów - lentiwirusów i in. - sprawdzali, jakie wersje TRIM5 zapewniały oporność na jakie wirusy. Eksperymenty wykazały, za co odpowiada wykryty wcześniej klaster. Korelacja między przystosowaniami specyficznymi dla linii [ewolucyjnej] a zdolnością ograniczania wirusów endemicznych dla tych samych gospodarzy stanowi poparcie dla hipotezy, że lentiwirusy blisko spokrewnione ze współczesnymi SIV były obecne w Afryce i zakażały przodków naczelnych z podrodziny Cercopithecinae już 16 mln lat temu. Daje to wgląd w ewolucję specyficzności TRIM5. « powrót do artykułu
  24. Powtarzalna stymulacja magnetyczna korzeni krzyżowych (ang. repetitive sacral root magnetic stimulation, rSMS) zmniejsza częstość moczenia nocnego. Naukowcy ze Szpitala Uniwersyteckiego w Asjucie podzielili 41 pacjentów z moczeniem nocnym na dwie grupy. Jedna przechodziła prawdziwą, a druga symulowaną stymulację magnetyczną na tym samym sprzęcie i z wykorzystaniem identycznych procedur. Badanie było podwójnie ślepe, co oznacza, że ani ochotnicy, ani naukowcy nie wiedzieli, kto trafił do jakiej grupy. Każdy z badanych przeszedł 10 sesji; w tygodniu 5 dni przeznaczano na sesje, a 2 dni były wolne. Stymulator umieszczano mniej więcej nad kręgiem krzyżowym S2. Przez 10 s podawano 15-Hz pulsy, później robiono półminutową przerwę (w sumie w czasie sesji na pacjenta działano 1500 pulsami). W procedurze placebo urządzenie modyfikowano w taki sposób, by tylko lekko stymulować leżące poniżej tkanki. Jak opowiadają autorzy raportu opublikowanego na łamach pisma Restorative Neurology and Neuroscience, wszyscy pacjenci przez co najmniej 3 miesiące przyjmowali trójpierścieniowy lek przeciwdepresyjny imipraminę. Choć nie stwierdzono zadowalających rezultatów, w czasie eksperymentu leczenie było kontynuowane. Wydaje się, że część działania rSMS można przypisać bezpośredniemu wpływowi na kontrolę pęcherza. [...] Wcześniej donosiliśmy, że pacjenci z moczeniem nocnym mają patologicznie nasiloną pobudliwość i zmniejszone hamowanie w obrębie kory ruchowej, niewykluczone więc, że stymulacja magnetyczna to skorygowała - wyjaśnia neurolog prof. Enab M. Khedr. W grupie przechodzącej prawdziwe rSMS pod koniec 2-tyg. eksperymentu średnia liczba epizodów moczenia spadła z 5,7 do 0,3 tygodniowo (dla porównania, w grupie kontrolnej odnotowano spadek z 6,5 do 1,8 tygodniowo). Choć w grupie kontrolnej wystąpił efekt placebo, miesiąc później u osób przechodzących prawdziwą powtarzalną stymulację korzeni krzyżowych poprawa nadal się utrzymywała (występował 1 epizod moczenia tygodniowo), podczas gdy grupa kontrolna powróciła do wartości wyjściowych (5,2 epizodu tygodniowo). Wszyscy pacjenci wypełniali wizualną skalę analogową (VAS) i wypełniali kwestionariusz SF-36v2. VAS pozwalał ocenić wpływ moczenia na jakość życia, a SF-36v2 na zdrowie fizyczne i psychiczne. Terapia rSMS poprawiła wyniki uzyskiwane m.in. w zakresie funkcjonowania społecznego czy witalności. « powrót do artykułu
  25. W Stanach Zjednoczonych mieszka około 5% ludności świata, ale w latach 1966-2012 miało tam miejsce 31% wszystkich masakr przeprowadzonych za pomocą broni palnej. Takie informacje przekazano podczas 110 Dorocznego Spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Socjologicznego. Stany Zjednoczone, Jemen, Szwajcaria, Finlandia i Serbia to - jak wynika z danych 2007 Small Arms Survey - kraje o największej liczbie sztuk broni palnej w przeliczeniu na mieszkańca. Moje badania dowodzą, że kraje te znajdują się też wśród 15 państw, w których dochodzi do największej liczby masakr w przeliczeniu na mieszkańca. To nie jest przypadek - mówi profesor Adam Lankford z University of Alabama. Uczony przebadał liczne amerykańskie i światowe statystki dotyczące masakr dokonywanych za pomocą broni palnej. Wziął pod uwagę te wydarzenia, podczas których zginęły co najmniej 4 osoby, wykluczył natomiast przypadki przemocy domowej, wojny gangów, strzelaniny z samochodów oraz napady z bronią w ręku i przypadki wzięcia zakładników. Uczonego interesowały tylko strzelaniny w miejscach publicznych, gdy celem sprawcy lub sprawców jest zabijanie. Moje badania, przeprowadzone na przykładzie 171 krajów, przynoszą empiryczne dowody, że liczba sztuk broni palnej będącej w posiadaniu cywilów w przeliczeniu na liczbę mieszkańców to najsilniejszy wskaźnik przypadków publicznych strzelanin. Dotychczas tylko spekulowano na temat związku pomiędzy jednym a drugim. Tutaj widzimy dowód - mówi Lankford. W ramach swoich badań uczony przyjrzał się też broni wykorzystywanej przez zabójców i odkrył, że w poza USA osoby dokonujące masakr z 3,6-krotnie mniejszym prawdopodobieństwem używają wielu rodzajów broni. W stanach Zjednoczonych ponad połowa zabójców używa co najmniej dwóch rodzajów broni, zwykle broni palnej. Biorąc pod uwagę fakt, że w prywatnych rękach w USA jest o ponad 200 milionów sztuk broni więcej niż w jakimkolwiek innym kraju, nie dziwi fakt, że tutejsi zabójcy używają więcej rodzajów broni niż ci z zagranicy. Zdziwiło mnie natomiast, że w innych krajach każdy z tego typu morderców zabija średnio więcej osób (8,31) niż morderca w USA (6,87). Wynika to z faktu, że u nas mamy do czynienia z wieloma takimi atakami, stwierdza uczony. Naukowiec przypuszcza, że mniejsza liczba ofiar na zabójcę wynika w USA z faktu, że tutejsza policja jest lepiej przygotowana na konfrontację z tego typu przypadkami, szybciej więc reaguje i szybciej powstrzymuje mordercę. Badania wykazały również, że atakujący w USA częściej wybierają szkoły, fabryki lub magazyny i budynku biurowe. Z kolei napastnicy za granicą z większym prawdopodobieństwem niż amerykańscy mordercy za cel ataku obierają bazy wojskowe, koszary i punkty kontrolne. Lankford spekuluje, że do dużej liczby ataków w USA dochodzi dlatego, że wiele osób jest tu wychowywanych w kulcie 'amerykańskiego snu". Dowiadują się, że mogą osiągnąć sukces. Część z nich w pewnym momencie osiąga szczyt swoich możliwości, który ich nie satysfakcjonuje lub też mają złe kontakty z szefami, kolegami czy współpracownikami. Jeśli do tego dodamy schizofrenię, paranoję, narcyzm czy depresję to możemy próbować wyjaśnić, dlaczego w USA mamy nieproporcjonalnie dużą liczbę masakr w miejscach publicznych. Oczywiście w innych krajach również są ludzie cierpiący na różne przypadłości, ale tam z mniejszym prawdopodobieństwem rozwija się u nich zawyżona samoocena, którą obserwujemy u wielu morderców w USA. Oczywiście mają też mniejszą szansę na zdobycie broni - stwierdza Lankford. Zdaniem uczonego najlepszą metodą zmniejszenia liczby ataków jest zmniejszenie liczby broni w rękach cywilów. Naukowiec powołuje się tutaj na przykład Australii, gdzie w latach 1987-1996 doszło do czterech dużych ataków. Po tym jak podczas ostatniego z nich napastnik zabił 35 osób rząd Australii wprowadził ograniczenia i zaczął odkupować broń od obywateli. Liczba sztuk broni spadła o 20% i niemal od 20 lat Australia nie doświadczyła podobnego ataku. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...