Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Parlament Europejski, stosunkiem głosów 285:281 wezwał kraje członkowskie UE do oddalenia wszelkich zarzutów kryminalnych przeciwko Edwardowi Snowdenowi, zapewnienie mu ochrony i uniemożliwienie ekstradycji. Taka uchwała oznacza uznanie Snowdena za obrońce praw człowieka. Ned Price, rzecznik prasowy amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego stwierdził: Nasze stanowisko nie uległo zmianie. Pan Snowden jest oskarżony o przekazanie tajnych informacji i w USA czeka go proces karny. Powinien zostać poddany ekstradycji do USA, gdzie czeka go proces. Snowden przebywa obecnie w Rosji, która udzieliła mu azylu. W USA jest oskarżony na podstawie Espionage Act z 1917 roku. Ustawa traktuje ujawnienie tajemnicy państwowej jako przestępstwo kryminalne. Snowden nie mógłby broniąc się argumentować, że popełnione przez niego przestępstwo przysłużyło się dobru publicznemu. « powrót do artykułu
  2. Wg zespołu z Centrum Badań nad Nowotworami im. Freda Hutchinsona, nawet bez chemio- czy radioterapii, specjalny rodzaj immunoterapii zwiększa przeżywalność myszy z rakiem trzustki o ponad 75%. Wyniki okazały się tak obiecujące, że już na przyszły rok planowane są testy kliniczne z udziałem ludzi. Doktorzy Sunil Hingorani i Phil Greenberg prowadzili testy na zmodyfikowanych genetycznie myszach, u których rozwijały się guzy bardzo podobne do ludzkich raków trzustki. Jak wyjaśnia Hingorani, raki trzustki bardzo trudno leczyć, bo wykorzystują naturalne mechanizmy organizmu do stworzenia fizycznej bariery wokół guzów i ukrycia ich przed komórkami układu odpornościowego. Guzy trzustki potrafią przetrwać przy znacznie ograniczonym ukrwieniu. Wskutek tego podawane zwykle dożylnie chemioterapeutyki nie mają się jak do nich dostać. Na łamach pisma Cancer Cell uczeni opowiadają, że zastosowana przez nich metoda terapii narusza fizyczną oraz immunologiczną ochronę guzów. Zastosowano zmodyfikowane limfocyty T, które nauczono rozpoznawania i atakowania raków trzustki. Terapia T-limfocytarna wydaje się obiecująca w przypadku kilku rodzajów nowotworów krwi, ale zwalczanie w ten sposób litych guzów jest trudniejsze. Jak podkreśla Hingorani, problemem jest brak dostępu do komórek guza, bo podobnie jak w chemii i tutaj stosuje się wlew dożylny. Naukowcy nie sądzili, że same zmodyfikowane limfocyty T poradzą sobie z rakiem trzustki, musieli jednak od czegoś zacząć. Ku ich zaskoczeniu, limfocyty zmodyfikowane w taki sposób, by rozpoznawać i zabijać komórki z mezoteliną (białkiem produkowanym w dużych ilościach przez niemal wszystkie guzy trzustki), dostawały się do zmian nowotworowych i zaczynały je atakować. Zwierzęta, którym podano limfocyty T skierowane przeciw mezotelinie, żyły średnio 96 dni (78% dłużej). Przygotowując się do testów klinicznych, zespół stworzył już ludzką wersję specjalnego limfocytarnego białka, które rozpoznaje mezotelinę. W ciągu roku Amerykanie zamierzają ocenić bezpieczeństwo terapii u pacjentów z zaawansowanym rakiem trzustki. « powrót do artykułu
  3. Po kilku poważnych wypadkach w laboratoriach przechowujących groźne patogeny Biały Dom zarządził w sierpniu ubiegłego roku raportu i nowych zaleceń dla tego typu placówek. Prezydencki doradca ds. naukowych, John Holdren oraz asystentka prezydenta ds. bezpieczeństwa wewnętrznego i antyterroryzmu, Lisa Monaco, właśnie przesłali raport i zalecenia do instytucji federalnych. W 2014 roku doszło do kilku poważnych naruszeń zasad bezpieczeństwa w federalnych laboratoriach. Naruszono procedury dezaktywacji wąglika, znaleziono zapomniane fiolki z ospą i innymi niebezpiecznymi substancjami, a w 2012 roku zmarł pracownik naukowy jednego z centrów medycznych, który podczas eksperymentów zaraził się niezwykle niebezpieczną bakterią. W przesłanym właśnie raporcie zaleca się zmianę, o którą część ekspertów walczyła od lat - pracownicy laboratoriów będą teraz mogli anonimowo informować o niedociągnięciach w placówkach. Nie będą musieli obawiać się zatem represji ze strony przełożonych. Ponadto laboratoria federalne zostały zobowiązane do informowania opinii publicznej o tym, jakie patogeny przechowują oraz upubliczniać informacje o wypadkach. Laboratoria nienależące do rządu federalnego nie będą miały takiego obowiązku, jednak będą zachęcana do wdrożenia tego typu praktyk. Ponadto co roku będzie publikowany raport podsumowujący wszystkie wypadki w laboratoriach. Obecnie taki raport ukazuje się raz na kilka lat. W raporcie wezwano też do utworzenia odpowiedniej liczby laboratoriów o wysokim stopniu bezpieczeństwa. Po roku 2001, kiedy to w USA doszło do ataków z użyciem wąglika, Stany Zjednoczone zwiększyły nakłady na walkę z bioterroryzmem. Powstało wiele nowych placówek badawczych, a im więcej z nich zajmuje się niebezpiecznymi patogenami, tym większe prawdopodobieństwo wypadku czy celowego przestępczego działania któregoś z pracowników. Niektórzy ze specjalistów są zawiedzeni faktem, że raport pozostawia nadzór nad pracami z niebezpiecznymi patogenami w rękach CDC (Centers for Disease Control and Prevention) oraz Departamentu Rolnictwa. Ich zdaniem powinna powstać niezależna federalna agencja kontrolna, która jednocześnie - w przeciwieństwie do CDC i Departamentu Rolnictwa - nie będzie sama prowadziła badań z patogenami. « powrót do artykułu
  4. Naukowcy z Brigham Young University (BYU) wskazują prostą metodę odchudzania - licząc, ile razy ugryzło się pokarm w ciągu doby, a następnie zmniejszając tę liczbę na miesiąc o 20-30%, można schudnąć 4 funty (ok. 1,8 kg). Nie trzeba nic zmieniać w dotychczasowym sposobie odżywiania czy aktywności fizycznej. To studium potwierdza zasadę, którą już znamy: jedzenie mniejszych ilości pożywienia robi różnicę. Nie zachęcamy ludzi, by się głodzili, usiłujemy ich tylko przekonać, by jedli mniej niż dotychczas - podkreśla Josh West. West, Ben Crookston i Cougar Hall uważają, że w przypadku osób z nadmierną wagą ciała w pierwszym rzędzie należy się zająć ilościowymi, a nie jakościowymi aspektami diety. W ramach eksperymentu Amerykanie poprosili 61 ochotników, by liczyli, ile razy podnoszą pokarm do ust i biorą łyk napoju innego niż woda. Pod koniec każdego dnia statystyki należało przesłać e-mailem do naukowców. Do końca testu dotrwało 41 osób. Wg Crookstona, wyniki są zachęcające, ale trzeba badań zakrojonych na większą skalę, by ocenić skuteczność strategii na dłuższą metę. Biorąc pod uwagę krótki czas trwania studium, byliśmy zadowoleni z wielkości utraty wagi. Teraz powinniśmy dalej śledzić losy ochotników, by ustalić, czy utrzymają niższą wagę lub stracą jeszcze więcej [zbędnych] kilogramów. Amerykanie dodają, że ludziom, którzy nie ukończyli badania, nie udało się wdrożyć w liczenie. Mając na uwadze, że innym może to także sprawiać trudność, Wydział Nauk Komputerowych BYU stworzył specjalny algorytm zliczający. Koncesja na algorytm została przekazana lokalnemu start-upowi - firmie SmartBites. Tamtejsi specjaliści pracują nad jego udoskonaleniem, a konkretnie nad aplikacją na urządzenia przenośne. « powrót do artykułu
  5. Organizacja Electronic Frontier Foundation (EFF) ujawniła, że umieszczane przy drogach USA kamery do rozpoznawania numerów rejestracyjnych z łatwością mogą stać się celem ataku. Policja nie zabezpiecza ich odpowiednio. Udany atak na system kamer znany jako Automatic Number Plate Recognition (ANPR) oznacza, że włamywacz może poznać wszystkie dane właściciela pojazdu, którego numer rejestracyjny został nagrany. EFF informuje, że z bazy można uzyskać np. takie informacje jak dane o lekarzu rodzinnym właściciela, jego miejscu pracy, wyznaniu czy miejscu zamieszkania. EFF sprawdziła zabezpieczenie ponad 100 kamer działających w wielu miejscach w USA. Zostały one dostarczone przez firmę PIPS Technology, która jest własnością koncernu 3M. Przedstawiciele koncernu zostali poinformowani o problemie i twierdzą, że poważnie podchodzą do sprawy. Podczas testów eksperci EFF stwierdzili, że dostęp do kamer można uzyskać przez internet za pomocą powszechnie używanych interfejsów. Z kamerami można było łączyć się zarówno za pomocą protokołu Telnet jak i HTTP. Tylko w niektórych przypadkach urządzenia były chronione hasłem. Tych kamer nie atakowano. Czasem jednak hasło można było odczytać z konfiguracji Telnetu. « powrót do artykułu
  6. Wang Sijun, profesor z University of Electronic Science and Technology of China (UESTC) w Syczuanie, wpadł na pomysł, jak skutecznie zniechęcić studentów do spóźniania. Każe im wykaligrafować 1000 razy znak "biang", najbardziej skomplikowany z obecnie używanych znaków pisma chińskiego. Jego nakreślenie wymaga 56 lub, jak twierdzą niektórzy, 57 pociągnięć długopisem. Nauczyciela zainspirowała nazwa rodzaju makaronu z prowincji Shaanxi - Biángbiáng miàn. Dotąd sroga kara miała spotkać 2 osoby. Pierwsza studentka poddała się po przepisaniu 200 znaków. Poprosiła profesora o zmianę kary i obiecała, że nigdy więcej się nie spóźni. Drugi student wolał narysować 400 terakotowych żołnierzy. Szkicowanie zajęło mu ponad 4 godziny. Kara - przez część studentów określana mianem kreatywnej - okazała się skuteczna. Ani pani Cheng, ani pan Zhou Feng nigdy się już nie spóźnili... « powrót do artykułu
  7. NASA testuje elementy silnika, który w przyszłości może zostać użyty do lądowania na Marsie. Paliwem nowego silnika jest metan. Nigdy wcześniej NASA nie używała go do napędu pojazdów kosmicznych. W obecnej konfiguracji silnik może współpracować z małym lądownikiem. Dzięki danym uzyskanym podczas testów będziemy mogli skalować tę technologię do silników wykorzystywanych podczas podróży czy w dużych lądownikach - mówi Steve Hanna, inżynier odpowiedzialny za Advanced Exploration Systems w Marshall Space Flight Center. Metan to bardzo obiecujące paliwo. Jest znacznie bardziej stabilny niż powszechnie obecnie używany płynny wodór, jest łatwiejszy w przechowywaniu, może być też w przyszłości wytwarzany z lokalnych marsjańskich zasobów. Jako, że temperatura przechowywania metanu jest podobna do temperatury przechowywania płynnego tlenu, zbiorniki z oboma substancjami nie będą musiały być oddzielane tak grubą warstwą izolacji jaką oddziela się tlen i wodór. Mniej izolacji to mniejsza waga pojazdu, a jako, że metan jest gęstszy od wodoru, zbiorniki z nim będą mogły być mniejsze, co dodatkowo obniża wagę całości. Już w czasie misji Mars 2020 NASA ma zamiar przeprowadzić testy technologii ISRU, która ma pozwolić na produkowanie paliwa i tlenu ze składników marsjańskiej atmosfery. Obecnie testowany jest silnik o ciągu 4000 funtów. Do większych lądowników konieczne będzie stworzenie silnika o ciągu 25 000 funtów. Inżynierowie z Marshalla pracują też nad silnikiem z pompą, która będzie wykorzystywała turbinę obracającą się z prędkością do 95 000 obrotów na minutę i dostarczała metan do komory spalania, pozwalając na osiągnięcie większego ciągu. Dotychczas turbopompa została przetestowana z płynnym wodorem. Jeszcze w bieżącym roku będzie testowana z użyciem metanu. « powrót do artykułu
  8. W Niemczech pojawił się nowy typ szkodliwego kodu szantażującego ofiary (ransomware). Oprogramowanie nie tylko szyfruje pliki, ale też blokuje dostęp do systemu operacyjnego i grozi opublikowaniem w internecie wrażliwych danych oraz zdjęć i filmów znalezionych na komputerze. Szkodliwy program o nazwie Chimera atakuje przede wszystkim firmy. Plik rozprzestrzenia się za pośrednictwem fałszywych ogłoszeń o pracę i ogłoszeń o poszukiwaniu partnera biznesowego. W treści ogłoszenia jest prośba o pobranie i otwarcie pliku z Dropboksa. Jeśli użytkownik to zrobi, dochodzi do infekcji i zaszyfrowania wszystkich plików na komputerze. Chimera poszukuje też dysków sieciowych i je również szyfruje. Następnie blokuje system i wyświetla instrukcję, w jaki sposób można odzyskać dostęp do plików. Ofiarom nakazuje się zapłacić 2,452 bitcoina, co równa się 700 dolarom. Chimera to pierwsze oprogramowanie typu ransomware, które grozi publikacją danych w internecie. Na razie nie wiadomo, czy grożby takie są spełniana. Twórcy Chimery mają też ofertę dla innych przestępców. Ci, którzy zarażą kogoś Chimerą, mogą liczyć na prowizję od wpływów pieniędzy wpłaconych przez ofiarę. « powrót do artykułu
  9. Ludzie świetnie sobie radzą z identyfikacją czyichś emocji wyłącznie w oparciu o ruchy głowy (bez dostępu do dźwięków i mimiki). Odkrycia zespołu z McGill University powinny wspomóc rozwój automatycznych systemów rozpoznania emocji czy robotów wchodzących w interakcje z ludźmi, np. pracujących w recepcjach czy z seniorami. Steven R. Livingstone i Caroline Palmer posłużyli się sprzętem do śledzenia ruchów głowy w 3 wymiarach. Zaprezentowali ochotnikom nagrania mówiących i śpiewających wokalistów, wyłączyli jednak dźwięk i zamaskowali mimikę. Widoczne były tylko ruchy głowy. Badanych proszono o zidentyfikowanie przekazywanej emocji. Odkryliśmy, że kiedy ludzie mówią, wyrażają swoje emocje za pośrednictwem ruchów głowy. Stwierdziliśmy także, że ludzie wyjątkowo trafnie identyfikują uczucia mówiącego wyłącznie na postawie ruchów jego głowy - opowiada Palmer. Ruchy głowy związane ze szczęściem i smutkiem są inne, ale [motoryczny] wzorzec wyrażania obu emocji pozostaje taki sam bez względu na to, czy się mówi, czy śpiewa [...] - dodaje Livingstone. Pomysł na studium pojawił się w hałaśliwym, zatłoczonym pubie. Livingstone był tam z kolegami z laboratorium. Znajomy zaczął do mnie mówić. Choć nie rozumiałem, co mówi i nie widziałem dobrze jego twarzy, wiedziałem, że jest podekscytowany. Nagle zorientowałem się, że domyśliłem się, co mi chciał przekazać, opierając się na ożywionych kiwnięciach głowy. « powrót do artykułu
  10. Australijska minister spraw zagranicznych, Julie Bishop, poinformowała, że jej kraj prowadzi z Nową Zelandią rozmowy na temat rezygnacji z fizycznych paszportów i przechowywania "cyfrowych paszportów" obywateli w chmurze obliczeniowej. Osoby podróżujące pomiędzy oboma krajami nie musiałyby posiadać przy sobie paszportu. Byłyby identyfikowane na podstawie danych biometrycznych. To sposób na poradzenie sobie z kradzieżami i zagubieniami paszportów. Każdego roku 38 000 Australijczyków zgłasza utratę tego dokumentu. Minister Bishop przyznaje, że istnieje sporo przeszkód związanych z bezpieczeństwem nowego rozwiązania. Wiele wątpliwości budzi np. przechowywanie w chmurze danych biometrycznych obywateli. Jeśli uda się spełnić odpowiednie wymagania, w tym dotyczące zabezpieczeń, to chcielibyśmy tego spróbować. Australia szczyci się jednymi z najlepiej zabezpieczonych paszportów na świecie. Dzięki nowym technologiom moglibyśmy być jeszcze lepsi - mówi Bishop. Biometryczna baza danych wszystkich obywateli kraju byłaby niewątpliwie magnesem przyciągającym cyberprzestępców oraz służb specjalnych innych krajów, które np. chciałyby włamać się do bazy i stworzyć fałszywe tożsamości dla swoich agentów. W Australii od 10 lat używane są elektroniczne paszporty. Zawierają one układ scalony z zapisanymi danymi właściciela. Dzięki temu możliwe jest szybkie przechodzenie przez odprawę na granicy. Elektroniczne bramki przepuszczają automatycznie zweryfikowane osoby. « powrót do artykułu
  11. Nowe studium naukowców z Uniwersytetu w Montrealu pokazało, że niemowlęta uspokajają się na 2-krotnie dłuższy czas, gdy słuchają śpiewu, a nie mowy. Wiele badań dotyczyło wpływu śpiewu i mowy na uwagę niemowlęcia, lecz my chcieliśmy sprawdzić, jak oddziałują one na samokontrolę emocjonalną dziecka. U niemowląt samokontrola emocjonalna nie jest jeszcze, oczywiście, rozwinięta. Sądzimy, że śpiewanie pomaga dzieciom wykształcić tę umiejętność - wyjaśnia prof. Isabelle Peretz. W kanadyjskim studium wzięło udział 30 dzieci w wieku 6-9 miesięcy. Wyniki ukazały się w piśmie Infancy. Ludzie naturalnie reagują na muzykę; u dorosłych i starszych dzieci przejawia się to potupywaniem czy potrząsaniem głową. Niemowlęta nie synchronizują swojego zachowania z muzyką, ponieważ brakuje im wymaganych zdolności fizycznych bądź psychicznych. Częścią naszego studium było ustalenie, czy występują u nich [odpowiednie] dyspozycje psychiczne. Wyniki pokazują, że muzyka "porywa" niemowlęta [...]. Naukowcy upewnili się, że na reakcję dzieci nie wpłynęły inne czynniki, np. wrażliwość na głos matki. Zarówno prezentowana mowa (ze zdrobnieniami i kierowana do dorosłych), jak i śpiew pochodziły z tureckiego, a więc języka nieznanego dzieciom. W dodatku śpiewająca wykonywała utwory tureckie, a nie zachodnie. Ponadto dzieci nie wystawiano na oddziaływanie żadnych innych bodźców. Choć rodzice byli w pomieszczeniu, siedzieli za dziećmi, więc ich wyraz twarzy nie mógł na nie wpłynąć. Poza tym maluchom prezentowano [...] nagrania, a nie wykonania na żywo, by upewnić się, że dla wszystkich są one takie same i że ma społecznych interakcji wykonawca-dziecko - wyjaśnia Mariève Corbeil. Gdy dziecko było spokojne, rodzic siadał z tyłu i zaczynał się eksperyment. Nagrania odtwarzano do momentu, aż u niemowlęcia pojawiał się grymas związany z płaczem (opuszczone brwi, uniesione policzki i rozciągnięte na boki kąciki ust). Słuchając tureckiej piosenki, niemowlęta pozostawały spokojne przez średnio 9 min. W przypadku mowy, nieważne jakiej, czas ten był z grubsza o połowę krótszy. Mowa naśladująca gaworzenie i mowa kierowana do dorosłych sprawiały, że dziecko nie płakało, odpowiednio, przez nieco ponad 4 min i nieco mniej niż 4 min. Brak znaczącego rozróżnienia między oboma rodzajami mowy nas zaskoczył - zaznacza Corbeil. W dalszej części studium akademicy wystawiali różne grupy niemowląt na nagrania matek śpiewających piosenki w znanym języku (francuskim). Efekty były identyczne jak wcześniej (piosenka uspokajała średnio na 6 min). Nasze ustalenia nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do skuteczności śpiewania rymowanek w celu podtrzymania spokoju dziecka przez dłuższy czas. Nawet w stosunkowo sterylnym środowisku pomieszczenia testowego - przy czarnych ścianach, przytłumionym oświetleniu, braku zabawek, a także stymulacji wzrokowej czy dotykowej - dźwięki śpiewającej kobiety przedłużały pozytywne lub neutralne okresy i hamowały negatywny nastrój. Kanadyjczycy uważają, że ich ustalenia są bardzo ważne, zważywszy, że matki z naszego kręgu kulturowego częściej mówią, niż śpiewają dzieciom. « powrót do artykułu
  12. Fenomen gotującej się wody jest wykorzystywany w większości elektrowni elektrycznych, systemach chłodzenia i ogrzewania czy w instalacjach do odsalania wody morskiej. Teraz - po raz pierwszy w historii - naukowcy z MIT-u wykazali, że są w stanie kontrolować pęcherzyki powietrza w gotującej się wodzie. Kontrola nad procesem gotowania się wody pozwoli m.in. na usprawnienie generowania energii. Twórcami nowego systemu są profesor Evelyn Wang oraz Jeremy Cho i Jordan Mizerak. Profesor Wang mówi, że nigdy wcześniej nie udało się uzyskać tak dużej niezależnej od temperatury kontroli nad procesem gotowania. Istnieją systemy kontroli gotowania się, ale wymagają one użycia innych płynów niż woda oraz tysiąckrotnie wyższego napięcia prądu elektrycznego niż w systemie zespołu Wang. To czyni je nieopłacalnymi w większości zastosowań. Przełomu dokonano dzięki dodaniu do wody surfaktantów. Utworzony w ten sposób wodę z mydlinami. Molekuły surfaktantu, które są nośnikiem ładunków elektrycznych, mogą być przyciągane do lub odpychane od metalowej powierzchni. Wystarczy zmienić polaryzację przyłożonego doń prądu. W ten sposób metalowa powierzchnia zmienia stan pomiędzy hydrofilowym a hydrofobowym. Gdy dodajemy surfaktant powierzchnia staje się bardziej hydrofobowa i zwiększa się tempo formowania się pęcherzyków powietrza. Jednak wystarczy odpowiednia zmiana ładunku elektrycznego, by powierzchnia stała się hydrofilowa i tworzyło się nawet 10-krotnie mniej pęcherzyków. Ważną cechą nowego systemu jest fakt, że wykorzystuje on zwykły metal, nie wymaga odpowiedniej struktury powierzchni w nanoskali. Możliwość kontrolowania tempa formowania się pęcherzyków pozwala na kontrolowanie tempa przepływu ciepła pomiędzy metalem a płynem. To z kolei daje nadzieję na stworzenie bardziej wydajnych bojlerów do elektrowni i bardziej elastyczne zarządzanie całym procesem produkcji energii. Podobnie ma się sprawa z chłodzeniem elektroniki, gdyż można będzie odpowiednio dobierać tempo odbioru ciepła z układu. « powrót do artykułu
  13. Jeśli eksperyment lokalnych przedsiębiorców - Phillipa Millsa z palarni kawy Johnsons w Lisburn i architekta krajobrazu Davida Pattersona - się powiedzie, na rynku może się pojawić kawa z Irlandii Północnej. Największym producentem kawy na świecie jest obecnie Brazylia i choć to głównie amazoński las deszczowy zapewnia idealne warunki klimatyczne do hodowli kawowców, specjaliści z Johnsons postanowili spróbować szczęścia i uciekli się do gleby wulkanicznej. Importujemy i palimy ziarno od 1913 r. Na przestrzeni lat ludzie pytali, czy hodujemy kawę na miejscu, a my zawsze śmialiśmy się, bo oczywiście, tutejsze warunki nie są odpowiednie - opowiada Mills. Rośliny, które Mills i Patterson zamierzają hodować, będą trzymane w pomieszczeniach. Chodzi o to, by temperatura nie spadła poniżej 23 st. Celsjusza. To będzie bardzo mały eksperyment [nakierowany na zdobycie wiedzy i doświadczenia]. Planujemy posadzić 18 roślin. By uzyskać właściwą perspektywę, warto przypomnieć, że w Brazylii rośnie 1,2 mld takich drzew. Patterson podkreśla, że jeśli utrzymuje się odpowiednie warunki, hodowla kawowców jest stosunkowo prosta. Zespół wypytywał producentów z krajów będących zagłębiem kawowym np. o temperaturę czy kwasowość gleby. Później Brytyjczycy próbowali odtworzyć te parametry. Architekt krajobrazu dodaje, że kawa świetnie sobie poradzi np. w łazienkach czy kuchniach, wytwarzając piękne, pachnące kwiaty. "To kwestia wolnego podniesienia temperatury do 23 stopni [...]". « powrót do artykułu
  14. Wg Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), gruźlica zrównała się z HIV w rankingu wiodących przyczyn zgonu na świecie. Gruźlica i HIV rywalizują obecnie o miano przyczyny numer jeden w dziedzinie zgonów wskutek chorób zakaźnych - podkreśla dr Mario Raviglione. WHO podkreśla, że takie statystyki są absolutnie do zaakceptowania, zważywszy, że gruźlica to choroba uleczalna. 20. Globalny Raport Gruźliczy (Global Tuberculosis Report 2015) wskazuje na duże postępy, jakie poczyniono w jej zwalczaniu; od 1990 r. wskaźnik śmiertelności zmniejszył się bowiem o 47%, a od 2000 r. liczba zakażeń spada o 1,5% rocznie, co można przypisać wdrożeniu Millennium Development Goals (MDGs). Najwięcej nowych przypadków gruźlicy odnotowuje się w Chinach, Indiach, Indonezji, Nigerii i Pakistanie. Śmiertelność z powodu HIV/AIDS także szybko spada z powodu zwiększenia dostępu do leków antyretrowirusowych. Liczba zgonów związanych z AIDS zmniejszyła się o 42% od szczytu z 2004 r. W 2014 r. wynosiła ona 1,2 mln, w porównaniu do 2 mln w roku 2005. Na gruźlicę zmarło w zeszłym roku 1,5 mln osób (ok. 890 tys. mężczyzn, 480 tys. kobiet i 140 tys. dzieci), ale oficjalnie 400 tys. zgonów zaklasyfikowano jako śmierć w wyniku AIDS (zgon nastąpił bowiem u osób HIV-pozytywnych). Warto dodać, że choć liczba zgonów z powodu gruźlicy u pacjentów z HIV spadła od 2004 r. o 33%, gruźlica nadal pozostaje wiodącą przyczyną śmierci w tej grupie. Specjaliści szacują, że odpowiada ona za 1 na 5 zgonów związanych z AIDS. Autorzy raportu donoszą, że ogólnie, dzięki skutecznej diagnozie i leczeniu gruźlicy, w latach 2000-2014 ocalono circa 43 mln żyć. W 2014 r. WHO zgłoszono 6 mln nowych przypadków gruźlicy, a więc mniej niż 2/3 (63%) z szacunkowo 9,6 mln osób, które zachorowały. Oznacza to, że na świecie nie zdiagnozowano lub nie zgłoszono 37% przypadków. Nic nie wiadomo o jakości opieki medycznej w tej grupie. Margaret Chan, dyrektor generalna WHO, podkreśla, że choć od 1990 r. poczyniono znaczne postępy, to jeśli świat chce zakończyć tę epidemię, musi przeskalować wysiłki i koniecznie zainwestować w badania. Dr Raviglione się z tym zgadza, twierdząc, że jeśli międzynarodowe inwestycje w gruźlicę dorównają tym związanym z HIV, może wystąpić przyspieszony spadek śmiertelności. Warto odnotować, że Global Tuberculosis Report 2015 wskazuje na rosnący problem lekooporności prątków gruźlicy. Okazuje się bowiem, że ok. 3 na 100 nowych przypadków nie można leczyć antybiotykami pierwszego wyboru. Światowe Zgromadzenie Zdrowia przegłosowało w maju 2014 r. rezolucję dot. wdrożenia od początku 2016 r. Globalnej Strategii Gruźliczej (Global TB Strategy). Między końcem 2015 a 2035 r. zakłada ona zmniejszenie liczby zgonów z powodu gruźlicy aż o 95% i spadek liczby nowych przypadków o 90%. « powrót do artykułu
  15. Zdolność do przekazywania nabytej wiedzy i doświadczeń to jeden z głównych warunków rozwoju kultury i cywilizacji. Roboty z Brown University i Cornell University uczyniły właśnie mały krok w kierunku uczenia się maszyn od siebie. Na Cornell University uruchomiono w przeszłości projekt TellMeDave. Angażuje on ochotników, którzy mogą uczyć robota nowych czynności, wydając mu polecenia w języku naturalnym. Człowiek po kolei mówi robotowi, co ma robić tak, by później robot samodzielnie potrafił wykonać zadanie. To, czego się robot nauczył jest przechowywane w centralnym repozytorium RoboBrain, dostępnym innym robotom. Jakiś czas temu robot badawczy PR2 został nauczony zestawu prostych czynności, jak np. zabierania kubków ze stołu i stawiania ich na odwróconych do góry nogami miskach. Teraz robot Baxter, z położonego setki kilometrów dalej Brown University wykorzystał wiedzę PR2 i użył jej do wykonania tej samej czynności w innym otoczeniu. Eksperyment to część szerszego projektu badawczego, którego celem jest stworzenie systemu wymiany doświadczeń pomiędzy robotami. Z jednej strony pozwala to zaoszczędzić czas konieczny do programowania każdego z robotów, z drugiej zaś - umożliwia robotom skorzystanie z doświadczeń innych i błyskawiczne wykonanie nowych zadań czy zadań w nieznanym im otoczeniu. Chcemy spowodować, by roboty uczyły się i dzieliły wiedzą. Różne roboty mogą umieszczać i pobierać informacje z bazy RoboBrain - mówi Ashutosh Saxena z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, który odpowiadał za rozwój TellMeDave i RoboBrain. Główną trudnością w wymianie informacji pomiędzy robotami z Cornella i Browna był fakt, że zbudowane przez oba uniwersytety roboty były całkowicie różne z fizycznego punktu widzenia. Zatem niskopoziomowe komendy dotyczące np. pozycji każdego z manipulatorów podczas sięgania po kubek nie mogły być bezpośrednio zastosowane. Eksperci musieli opracować metodę automatycznego tłumaczenia komend. Profesor Stefanie Tellex, która kierowała zespołem odpowiedzialnym za moduł nauki Baxtera mówi, że idealną sytuacją byłoby, gdyby roboty korzystające z RoboBrain same potrafiły przetłumaczyć sobie zawarte tam instrukcje. « powrót do artykułu
  16. Kupując wstydliwy towar w Sieci, ludzie nadal odczuwają zażenowanie. Wbrew powszechnemu przekonaniu, okazuje się, że zażenowanie nie jest emocją doświadczaną wyłącznie w obecności innych. Prof. Kelly Herd z Uniwersytetu Indiany wykazała bowiem, że ludzie są często zakłopotani, gdy kupują tzw. wrażliwe produkty zdrowotne, takie jak domowe testy oraz leki na nietrzymanie moczu i zaburzenia seksualne, online. To nieporozumienie, że kupowanie w Sieci chroni przed byciem zażenowanym. Choć dyskretnie opakowany produkt może być dostarczony praktycznie pod drzwi domu, zażenowanie wyzwala sam akt zakupu. Nie chodzi nawet o myślenie o ocenach innych, czujemy się zakłopotani, bo oceniamy sami siebie - wyjaśnia Herd. Najpierw amerykańsko-turecki zespół przeprowadził losowe badanie internetowe 177 osób. Proszono je o opisanie zażenowania doświadczanego na osobności i publicznie. W późniejszym eksperymencie 124 osobom zaprezentowano scenariusz zakupu leku na nietrzymanie moczu bez recepty. Okazało się, że intensywność zażenowania nie była wcale mniejsza, gdy zakupy miały być robione w Internecie, na osobności. Często bywało nawet gorzej. Pragnienie ucieczki w kontekście publicznym sugeruje, że wystarczy się oddalić, by negatywne emocje zniknęły. W przypadku żenujących sytuacji doświadczanych w pojedynkę nie da się jednak uciec. W 3. z serii eksperymentów 304 mężczyzn w wieku powyżej 35 lat proszono o zakup viagry na impotencję albo dla zwiększenia przyjemności. Natężenie zakłopotania było wyższe, gdy zakup miał być podyktowany zaburzeniami erekcji niż pragnieniem przyjemności, a także w przypadku zakupu publicznego. Zażenowanie było znacznie mniejsze, gdy chodziło o zakupy internetowe z przyczyn niemedycznych. Kiedy kupujesz viagrę w obecności innych, nieważne, z jakiego powodu to robisz, ponieważ uważasz, że ludzie będą cię oceniać za sam fakt zakupu. Na osobności sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana... Kelly podkreśla, że uzyskane wyniki pokazują, że online'owe zakupy nie są dobrą metodą na zachęcanie ludzi do szukania pomocy medycznej i ograniczanie rozprzestrzeniania chorób przenoszonych drogą płciową. Wg Amerykanki, producenci i autorzy uregulowań prawnych powinni się raczej skupić na zmianie kulturowych i społecznych norm dot. postępowania w sytuacji zarażenia chorobami wenerycznymi i osobistych przekonań na temat produktów, których zakup uchodzi za coś wstydliwego, np. prezerwatyw. Zażenowanie to ważna emocja, którą należy poznać. Ma podobne konsekwencje do stresu i ludzie wiele zrobią, by go uniknąć, a radząc sobie z nim, mogą się angażować w zachowanie kompensacyjne. Zażenowanie może nie dopuszczać do zakupu potrzebnych leków, uprawiania bezpiecznego seksu czy wyrażania opinii na temat różnych produktów. « powrót do artykułu
  17. Sonda Voyager 1 podróżuje w przestrzeni kosmicznej od 1977 roku. Na jej pokładzie znajduje się komputer z czasów Atari. Ostatnim człowiekiem, który dokładnie rozumie jego oprogramowanie jest 80-letni Larry Zottarelli. Sędziwy inżynier odchodzi właśnie na emeryturę. Zotarelli pracuje przy misji Voyagera od samego początku. Zarządza systemem lotu sondy. I jest jedynym pracownikiem NASA, który potrafi udoskonalić stare systemy. Voyager 1 to pierwszy zbudowany przez człowieka pojazd, który opuścił Układ Słoneczny. Bo stwierdzić ten fakt trzeba było odsłuchać dźwięki nagrane na 8-ścieżkowej taśmie magnetycznej. Jednak Voyager został zaprogramowany tak, by ogrywał dźwięki jedynie przez 45 sekund, dwa razy w roku. Gdy Suzy Dodd, zarządzająca misją sondy, chciała to zmienić, musiała zwrócić się właśnie do Zottarellego. Tylko on potrafił bowiem poradzić sobie z tym zadaniem. Problem leży nie tylko w fakcie, że Voyager korzysta z bardzo starego sprzętu i języka programowania. Na przeszkodzie stoją też braki w dokumentacji. Cała wiedza na temat Voyager była spisywana na papierze. W ciągu ostatnich 40 lat zespół zarządzający misją niejednokrotnie przeprowadzał się, część papierów więc zgubiono. Ponadto przez te dekady nie wszyscy inżynierowie robili wystarczająco szczegółowe notatki. Niektórzy z nich już nie żyją i ich wiedza przepadła. Przykładem niech będzie sytuacja z poprzedniej dekady, gdy nagle zdano sobie sprawę, że część oprogramowania sterującego lotem ma wyłączyć się w roku 2010. Dodd musiała odszukać możliwie jak najwięcej emerytowanych inżynierów, którzy w przeszłości pracowali przy Voyagerze i poprosić ich o pomoc. Niestety, nikt nie potrafił sobie przypomnieć, z jakiego powodu pojazd został zaprogramowany tak, a nie inaczej. Dodd przypuszcza, że nie sądzono, by misja Voyagera trwała tak długo, więc w przeszłości zdecydowano o wyłączeniu części oprogramowania, by nie zabrakło energii innym elementom sondy. Dodd podjęła decyzję o odpowiedniej zmianie kodu. Gdy z pracy odejdzie Zottarelli zarządzanie sondą stanie się trudniejsze. Nikt go nie zastąpi - mówi Dodd. « powrót do artykułu
  18. Wiązka przyciągająca (tractor beam), znana z filmów i literatury science-fiction, staje się rzeczywistością. W filmach takich jak Star Trek czy Star Wars taka wiązka służy do przechwycenia na odległość pojazdu kosmicznego czy innych przedmiotów. Asier Marzo z brytyjskiego Uniwersytetu w Bristolu i hiszpańskiego Publicznego Uniwersytetu Navarry, poinformował, że jego zespół opracował urządzenie, które pozwala na lewitowanie, poruszanie i obracanie małych obiektów. Wykorzystuje ono fale dźwiękowe o wysokiej częstotliwości. Wynalazcy sądzą, że ich urządzenie znajdzie zastosowane m.in. w naukach medycznych. Marzo mówi, że w tej chwili urządzenie pozwala na manipulowanie obiektami o średnicy do 4 milimetrów. Umożliwia ich lewitowanie, kontrolowanie pozycji i orientacji. Wykorzystuje przy tym ultradźwięki o częstotliwości 40 kHz. Są one więc niesłyszalne dla człowieka. Nowe urządzenie składa się z 64 miniaturowych głośników (przetworników), które tworzą coś, co uczeni nazywali "akustycznym hologramem" i pozwalają na manipulowanie obiektem na odległość. Pojedyncza fala popchnie obiekt w kierunku, w którym się rozprzestrzenia. Wiele fal nakłada się na siebie i tworzą złożoną, trójwymiarową dźwiękową strukturę, działającą w wielu kierunkach i pozwalającą na manipulowanie obiektem - mówi Marzo. Jeśli mielibyśmy odpowiednio silne przetworniki, to moglibyśmy lewitować stalowe kule - mówi Marzo. Uczony zarysowuje też potencjalne zastosowania medyczne. Dźwięk nie rozprzestrzenia się w próżni, ale rozchodzi się w wodzie czy ludzkich tkankach. To potencjalnie pozwala na manipulowanie zatorami, kamieniami nerkowymi, lekami w kapsułkach, narzędziami mikrochirurgicznymi czy komórkami - mówi Marzo. « powrót do artykułu
  19. Sześćdziesięciopięcioletnia Joy Milne z Perth w Szkocji potrafi wyczuć zapach choroby Parkinsona. Zawsze wyczuwałam rzeczy, których inni nie mogli wywąchać - opowiada Milne. Pewnego dnia kobieta zauważyła, że jej pracujący wiele godzin dziennie mąż Les, z zawodu anestezjolog, pachnie inaczej niż zwykle, jakby piżmowo. Milne stwierdziła, że to pewnie pot. Sześć lat później u Lesa zdiagnozowano chorobę Parkinsona. Joy nadal nie skojarzyła tych dwóch faktów. Przełomem było uczestnictwo w spotkaniu organizacji charytatywnej Parkinson's UK, gdzie zauważyła, że inni pacjenci wydzielają tę samą piżmową woń co Les. Kobieta wspomniała o tym naukowcom, którzy postanowili poddać jej umiejętności próbie. Badania przeprowadzono na Uniwersytecie w Edynburgu. Dwanaście osób - sześć zdrowych i sześć z parkinsonizmem - nosiło przez jeden dzień T-shirty. Milne miała potem stwierdzić, które pochodziły od kogo. Okazało się, że Szkotka poprawnie zidentyfikowała 11 na 12 koszulek; T-shirt jednej ze zdrowych osób zaklasyfikowała jako ubiór kogoś chorego i upierała się, że jego zapach jest niepokojący. Po ośmiu miesiącach akademicy musieli przyznać jej rację, bo i u tego kogoś zdiagnozowano parkinsona. Naprawdę byliśmy pod wrażeniem - opowiada Tilo Kunath. Musieliśmy się zagłębić w ten fenomen. Obecnie naukowcy z Uniwersytetów w Manchesterze, Edynburgu i Londynie prowadzą nowe eksperymenty, które mają wykazać, czy skóra osób z chorobą Parkinsona wydziela inne związki zapachowe. Na tej podstawie można by opracować test diagnostyczny, który wykaże, czy ktoś jest chory, po zbadaniu zwykłego wymazu ze skóry. Wg Arthura Roacha, dyrektora Parkinson's UK, ułatwiłoby to identyfikację osób do testów leków spowalniających lub nawet zatrzymujących parkinsona. « powrót do artykułu
  20. Długi czas oglądania telewizji wiąże się z 8 wiodącymi przyczynami zgonu w USA. Telewizor ma w domu 92% Amerykanów, a oglądanie telewizji pochłania ponad połowę wolnego czasu. Autorzy wcześniejszych badań wspominali o związku między oglądaniem TV a podwyższonym ryzykiem zgonu z powodu nowotworu i chorób sercowo-naczyniowych. W ramach najnowszego studium naukowcy z National Cancer Institute (NCI) przyglądali się ponad 221 tys. osób w wieku 50-71 lat (na początku badania żadna z nich nie miała przewlekłych chorób). Zespół potwierdził istnienie związku z nowotworami i chorobami sercowo-naczyniowymi. Dodatkowo natrafił na związki z wyższym ryzykiem zgonu z powodu cukrzycy, grypy/zapalenia płuc, choroby Parkinsona czy chorób wątroby. Wiemy, że oglądanie telewizji to najbardziej rozpowszechniona forma siedzącego spędzania wolnego czasu. Nasza hipoteza robocza jest taka, że to wskaźnik ogólnej fizycznej nieaktywności. W tym kontekście nasze wyniki pasują do coraz większej liczby badań, które wskazują, że zbyt dużo siedzenia może prowadzić do wielu niekorzystnych dla zdrowia skutków - wyjaśnia dr Sarah K. Keadle. Dr Keadle dodaje, że choć wiele zaobserwowanych korelacji można wyjaśnić za pomocą znanych mechanizmów biologicznych, sporo z nich zauważono 1. raz i trzeba przeprowadzić dalsze badania, które potwierdzą ich istnienie i pozwolą je lepiej zrozumieć. Ważne jest, by określić, czy te same związki występują przy siedzeniu w innych sytuacjach, np. w pracy czy za kierownicą. Amerykanie stwierdzili, że w porównaniu do ludzi oglądających telewizję przez mniej niż godzinę dziennie, dla osób spędzających przed ekranem TV 3-4 godz. dziennie ryzyko zgonu z jakiegokolwiek powodu jest o 15% wyższe. Ustalono także, że w przypadku ochotników poświęcających na oglądanie telewizji 7 lub więcej godzin dziennie prawdopodobieństwo zgonu w trakcie trwania studium było aż o 47% wyższe. Ryzyko dla większości badanych przyczyn zaczynało rosnąć przy 3-4 godz. telewizji dziennie. Zaobserwowana zależność utrzymywała się nawet po wzięciu poprawki na inne potencjalnie istotne czynniki, takie jak liczba spożywanych kalorii, picie czy palenie. Naukowcy zauważyli, że telewizja wpływała szkodliwie zarówno na osoby aktywne i nieaktywne. Dr Keadle sugeruje jednak, że [...] ćwiczenia powinny być pierwszym wyborem dla tych, którzy chcą skrócić czas bezruchu. « powrót do artykułu
  21. Analiza przeprowadzona przez firmę Recorded Future pokazała, że irańscy hakerzy są szczególnie zainteresowani oprogramowaniem atakującym Androida. Recorded Future specjalizuje się m.in. w monitorowaniu hakerskich forów i grup dyskusyjnych, na których szuka wskazówek dotyczących przyszłych ataków. Przez ostatnich sześć miesięcy analitycy odnotowywali zwiększenie zainteresowanie użytkowników irańskich forów hakerskich takimi narzędziami jak AndroRAT i DroidJack. Pierwszy z nich to darmowy szkodliwy kod, który jest wykorzystywany od czterech lat. DroidJack pojawił się w ubiegłym roku, kosztuje 210 dolarów i pozwala na przejęci kontroli nad urządzeniami z Androidem. DroidJack i AndroRAT nie wymagają od użytkownika dużej wiedzy, są łatwo dostępne, można liczyć na wsparcie skupionych wokół nich społeczności, dlatego też są i będą popularne - stwierdzają specjaliści Recorded Future. « powrót do artykułu
  22. Uczenie się tras (tworzenie map mentalnych) zmienia tkankę hipokampa i poprawia jego komunikację z innymi strukturami mózgu biorącymi udział w nawigacji przestrzennej. Piętnaście lat temu przeprowadzono badania, z których wynikało, że londyńscy taksówkarze mają większe hipokampy. Nie było jednak wiadomo, czy większy hipokamp to skutek bycia taksówkarzem, czy też raczej tylko osoby z dużymi hipokampami mogą zostać taksówkarzami. W najnowszym studium Tim Keller i Marcel Just z Carnegie Mellon University wykazali jednak, że uczenie się szczegółowych danych nawigacyjnych zmienia hipokamp. Panowie zademonstrowali, że krótki trening zmienia jego tkankę i poprawia komunikację z innymi rejonami mózgu związanymi z nawigacją. Hipokamp od dawna był wiązany z uczeniem przestrzennym, ale dopiero ostatnio możliwe stało się mierzenie zmian zachodzących w ludzkiej tkance mózgu podczas modyfikowania synaps w wyniku uczenia. Nasze ustalenia prowadzą do lepszego zrozumienia przyczyn zmian w hipokampie oraz ich znaczenia dla komunikacji sieci obszarów biorących udział w uczeniu i tworzeniu map mentalnych otaczającego świata - podkreśla Keller. Amerykanie zebrali grupę 28 młodych dorosłych, którzy nie mieli wielu doświadczeń z grami akcji. Ochotnicy grali przez 45 min na symulatorze samochodu. Jedna grupa 20-krotnie ćwiczyła manewrowanie na tej samej trasie, a grupa kontrolna pokonywała 20 różnych tras. Przed i po każdej sesji treningowej mózg uczestników eksperymentu badano za pomocą obrazowania dyfuzji rezonansu magnetycznego (ang. diffusion-weighted imaging, DWI) i funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI). Okazało się, że w grupie, która w kółko ćwiczyła tę samą trasę, prędkość ukończenia zadania wzrosła bardziej niż w grupie kontrolnej, co oznacza, że ochotnicy nauczyli się czegoś o właściwościach przestrzennych wirtualnego środowiska. W grupie eksperymentalnej poprawiła się także zdolność do porządkowania sekwencji losowych "zdjęć" zrobionych wzdłuż trasy i rysowania map 2D trasy. Tylko w tej grupie zaszły strukturalne zmiany w części formacji hipokampa kluczowej dla uczenia przestrzennego - w lewym tylnym zakręcie zębatym. Zaobserwowano także zwiększenie synchronizacji aktywności (połączeń funkcjonalnych) między tym rejonem a innymi obszarami istotnymi dla uczenia przestrzennego. Co ważne, ilość zmian strukturalnych bezpośrednio przekładała się na poprawę wyników w jeździe na symulatorze. Nową rzeczą jest ustalenie, że mikroskopijnym zmianom w budowie hipokampa towarzyszą szybkie zmiany jego komunikowania z resztą mózgu. Teraz wiemy, przynajmniej dla tego rodzaju uczenia przestrzennego, jaki rejon zmienia swoją strukturę i jak się to ma do komunikacji z pozostałą częścią mózgu - podsumowuje Just. « powrót do artykułu
  23. Na Grenlandii i w Antarktyce znaleziono kolejne dowody potwierdzające, że przed 1300 laty Ziemia doznała skutków potężnej burzy słonecznej. Wydaje się, że ekstremalnie silne burze mają miejsce częściej niż sądzono. Zjawiska takie mogą poważnie zagrozić naszej cywilizacji, która w wysokim stopniu polega na elektronice. W 2012 roku zespół japońskich uczonych pracujących pod kierunkiem profesora Fusy Miyake znalazł w pierścieniach drzew dowody, że w latach 774-775 doszło nagle do 20-krotnego wzrostu poziomu promieniowania kosmicznego. Kilka miesięcy później dwóch amerykańskich uczonych stwierdziło, że przyczyną wzrostu był niezwykle silny rozbłysk słoneczny. Amerykanie obliczyli, że musiał być 10-20 razy silniejszy od rozbłysku Carringtona, najpotężniejszego znanego nam zjawiska tego typu. Zjawisko to miało miejsce w 1859 roku, zorza polarna była wówczas widziana na całym świecie, w Górach Skalistych w środku nocy zrobiło się tak jasno, że poszukiwacze złota zaczęli szykować się do pracy. Doszło do awarii sieci telegraficznych i pożarów. Od czasu, gdy profesor Miyake poinformował o swoim odkryciu, w pierścieniach drzew na całym świecie również zauważono nagły wzrost poziomu węgla-14. Kolejnym dowodem na pojawienie się niezwykłego zjawiska są zapiski w Kronice anglosaskiej, które wspominają o pojawieniu się na niebie czerwonego krzyża w roku 774. Teraz uczeni kierowani przez geologa Raimunda Muschelera ze szwedzkiego Uniwersytetu w Lund mówią, że znaleźli ostateczne wyjaśnienie nagłego wzrostu poziomu węgla zarówno w pierścieniach z lat 774-775 jak i 993-994. Szwedzi odkryli też beryl, co bardzo silnie łączy wzrost promieniowania z nagłym wzrostem aktywności słonecznej. Potężne rozbłyski słoneczne i koronalne wyrzuty masy mają więc miejsce częściej niż się wydaje. Zjawisko o sile rozbłysku Carringtona lub większej - a rozbłyski z lat 774-775 i 993-994 były znacznie potężniejsze - może doprowadzić do uszkodzenia satelitów, sprzętu elektronicznego i zniszczenia sieci energetycznych. Warto przypomnieć sobie opracowanie amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk, dotyczące potencjalnych katastroficznych skutków potężnego koronalnego wyrzutu masy. « powrót do artykułu
  24. Wywiadu udzieliła nam doktor habilitowana Bożena Muszyńska, adiunkt w Katedrze i Zakładzie Botaniki Farmaceutycznej Collegium Medicum UJ 1. Czy grzyby hodowlane (pieczarki, boczniaki) różnią się zasadniczo właściwościami odżywczymi od grzybów leśnych? Każdy z gatunków grzybów jadalnych wykazuje właściwości dietetyczne i lecznicze ze względu na obecność typowych składników (witaminy, biopierwiastki, nienasycone kwasy tłuszczowe, aminokwasy), ale są i takie, które są charakterystyczne dla danego gatunku. Nie ma znaczenia w tym przypadku pochodzenie, tzn. uprawy czy pochodzenie ze zbiorów leśnych. I tak np. pieczarka dwuzarodnikowa jest gatunkiem, który, tak jak grzyby leśne, posiada właściwości przeciwutleniające (czyli przeciwdziała czynnikom, które mogą uszkadzać komórki i prowadzić do rozwoju chorób nowotworowych) ze względu na obecność w owocnikach związków fenolowych, indolowych, steroli, witamin, a przede wszystkim pochodnej histydyny - ergotioneiny (to związek, który nadaje wartość prozdrowotną kiełkom roślinnym, a w pieczarce występujący w znacznie wyższych zawartościach). Ergotioneina nie jest syntetyzowana przez zwierzęta, a ponieważ jest dla nich niezbędna, to jest przyswajana z żywności i magazynowana w komórkach i tkankach szczególnie wrażliwych na stres oksydacyjny (np. erytrocyty, wątroba, nerki, soczewka oka, płyn nasienny). Związek ten w komórkach spełnia nie tylko funkcję antyoksydacyjną, ale też antymutagenną, chemo- i radioprotekcyjną. Z tego względu ergotioneina jest ceniona w lecznictwie za zdolność zmniejszania uszkodzeń powstałych w wyniku napromieniowania, niedotlenienia narządów np. po udarach oraz eliminowania działań ubocznych cytostatyków. Sugeruje się jej zastosowanie w leczeniu malarii, schorzeń krwinek czerwonych uszkodzonych przez związki utleniające. W przypadku chorych z zespołem Downa łagodzi objawy choroby. Stwierdzone zostało działanie prewencyjne i hamujące rozwój nowotworów prostaty i piersi przez ekstrakty z owocników pieczarki. Związkiem odpowiedzialnym za te efekty jest między innymi obecny w owocnikach kwas linolowy, palmitynowy i związki fenolowe. Gatunek ten jest cennym źródłem witamin, zwłaszcza ryboflawiny i ergo- kalcyferolu oraz składników mineralnych: selenu, magnezu, miedzi, żelaza, wapnia, cynku, potasu i srebra. Naukowcy z Kalifornii prowadzili badania nad możliwością wzbogacenia tego gatunku w witaminę D2 i dokonali tego przez naświetlanie pieczarki promieniami UV-B. Kolejny gatunek pochodzący z upraw to boczniak ostrygowaty (Pleurotus ostreatus) - cenny ze względów dietetycznych, gdyż zawiera bowiem łatwo przyswajalne białko, kwas foliowy oraz sole mineralne. Występują w nim też duże ilości kwasu olejowego, kwasu linolenowego oraz składniki obniżające poziom cholesterolu we krwi. Jednym z najważniejszych składników P. ostreatus jest lowastatyna - inhibitor głównego enzymu uczestniczącego w biosyntezie endogennego cholesterolu. Jako jeden z obecnie podstawowych leków hipolipemicznych stosowana jest w terapii schorzeń układu krwionośnego, serca i udarach mózgu. Związek ten efektywnie zmniejsza akumulację cholesterolu w surowicy krwi i wątrobie. U ludzi chorych na cukrzycę długotrwałe spożywanie boczniaków obniża poziom cukru we krwi i reguluje poziom cholesterolu. W Czechach stosuje się wyciągi z boczniaków w dietach mających na celu obniżenie poziomu cholesterolu. U pacjentów cierpiących na arteriosklerozę spożywanie boczniaków zmniejsza zmiany degeneratywne (degenerujące) w naczyniach i przeciwdziała występowaniu łożysk arteriosklerotycznych, co zmniejsza ryzyko uszkodzenia naczyń wieńcowych i mięśnia sercowego. Naukowcy japońscy wykazali, że ekstrakt z boczniaka zawierający aktywną substancję – pleuran (β-glukan), może powodować zmniejszanie guzów nowotworowych. 2. Czy za pomocą grzybów można wspomóc układ odpornościowy? A jeśli tak, spożywanie jakich grzybów zalecałaby Pani przed zbliżającym się sezonem przeziębień? Wszystkie gatunki grzybów jadalnych są źródłem antyoksydantów (związki indolowe, fenolowe, sterole, flawonoidy), witamin, minerałów, a przede wszystkim polisacharydów o właściwościach immunostymulujących i przeciwnowotworowych. Zainteresowanie substancjami cytotoksycznymi zawartymi w grzybach przypada na początek lat 40. ubiegłego stulecia. Wyodrębniono wtedy kompleks polisacharydowy ze ściany komórkowej drożdży piekarskich Saccharomyces cerevisiae o właściwościach immunostymulujących. Po podaniu doustnym zaobserwowano aktywację układu odpornościowego. Po raz pierwszy właściwości przeciwnowotworowe ekstraktów pochodzących z owocników borowika szlachetnego wykazano w 1957 roku. Pierwsze leki przeciwnowotworowe, będące polisacharydami pochodzącymi z grzybów, wprowadzili do terapii Japończycy. Są to m.in. lentinan (wyizolowany z owocników twardziaka jadalnego). Związek ten uznany jest za najbardziej aktywną substancję wśród poznanych polisacharydów o działaniu przeciwnowotworowym. Zapobiega powstawaniu zmian nowotworowych wywołanych przez karcynogeny chemiczne i poprzez wirusy, a także hamuje rozwój guzów. Polisacharyd ten stosowany jest najczęściej w leczeniu guzów litych żołądka, jelita grubego, piersi, płuc i białaczce złośliwej. Stosowany jest w skojarzonym leczeniu łącznie z chemio- i radioterapią. Istotne jest to, że lentinan ma niewielkie działania uboczne, takie jak lokalne podrażnienia po wstrzyknięciu, na ogół jest dobrze tolerowany przez organizm chorego. Ponadto w przypadku skojarzonego zastosowania w terapii chorób nowotworowych znosi objawy uboczne chemio- i radioterapii takich jak osłabienie, anemia, nudności. Wniosek jest więc prosty, aby skorzystać z dobrodziejstwa działania grzybów na podniesienie kondycji układu odpornościowego należy je jeść. Z tego względu, że polisacharydy grzybowe podczas gotowania przedostają się do wody (co łatwo zauważyć, bo powodują pienienie wody i z tego powodu tak łatwo podczas gotowania zupa grzybowa „kipi”), najlepiej przygotowywać grzyby w postaci zup czy sosów, aby uzyskać potrawy działające wspomagająco na układ odpornościowy. « powrót do artykułu
  25. Lwy wyginęły już w Mali, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, Ghanie i Kongo. Nie ma ich też w większości Zachodniej Afryki. Takie wnioski płyną z trzyletnich badań prowadzonych przez Philippa Henschela z nowojorskiej organizacji Panthera. Pierwszy lew w Zachodniej Afryce, jakiego zauważył Henschel znajdował się... w Nigerii. To było zaskoczenie, gdyż Nigeria to najbardziej zaludniony kraj kontynentu, a jej parki narodowe są stosunkowo małe w porównaniu z parkami w innych krajach Zachodniej Afryki, w których lwy wyginęły - mówi Henschel. Wszyscy byli podekscytowani, nawet strażnicy z nigeryjskiej Służby Parku Narodowego - po raz pierwszy widzieli tam lwa. W 2009 roku liczenie lwów w Nigerii ujawniło tragiczny obraz - w Parku Narodowym Jeziora Kainji zostało 25-30 lwów, około 5 zwierząt żyło w Narodowym Parku Yankari. Jeszcze trzy lata wcześniej lwy widziano na sześciu obszarach chronionych. W ciągu trzech lat wyginęły one na czterech z nich. Henschel przez ostatnie lata przeprowadzał liczenie lwów we wszystkich 21 obszarach Afryki Zachodniej, o których sądzono, że lwy tam przetrwały. Okazuje się, że człowiek skutecznie wyniszcza gatunek. Zauważono jedynie dziewięć lwów w czterech rezerwatach w Senegalu, Beninie i Burkina Faso. Sytuacja jest tragiczna. Lwy zajmują w Zachodniej Afryce zaledwie 1% swojego historycznego zasięgu. Z tego też powodu zachodnioafrykańskie lwy uznano za krytycznie zagrożone. Niewiele lepiej wygląda sytuacja w reszcie kontynentu. Od roku 1990 we wszystkich populacjach Afryki Zachodniej i Centralnej nastąpił gwałtowny spadek liczby lwów. W ciągu dwóch dekad istniejące populacje mogą się skurczyć o połowę. W tym samym czasie w Afryce Zachodniej może dojść do 37-procentowego spadku liczby tych wielkich kotów. Populacje lwów rosną jedynie w Botswanie, Namibii, RPA i Zimbabwe, gdzie większość zwierząt żyje w rezerwatach otoczonych płotami. Jeszcze około 11 000 lat temu lwy powszechnie występowały w Afryce, Europie, Azji i Ameryce Północnej. Obecnie występują w niewielkiej części Afryki i Indiach. Czarny Ląd zamieszkuje około 20 000 lwów, a w Indiach jest ich około 500. Liczebność lwów zachodnioafrykańskich oszacowano na około 400, co oznacza, że jest to obecnie najbardziej zagrożony podgatunek. Lwy giną przez ludzi. Są zabijane przez kłusowników i myśliwych, ich tereny są zabierane pod uprawy, myśliwi wybijają zwierzynę, która stanowi podstawę wyżywienia lwów. Lwy i ludzie przez tysiące lat mieszkali obok siebie w Afryce. Teraz jeden z gatunków przegrywa walkę o przetrwanie, mówi prezes organizacji Panthera, Luke Hunter. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...