Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36968
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W Huaca Prieta na peruwiańskim wybrzeżu, które zostało zasiedlone przed niemal 15 000 lat, dokonano przełomowego odkrycia dotyczącego starożytnych społeczeństw z tamtego regionu. W latach 2007-2013 odkopano tam tysiące artefaktów, w tym zdobione kosze, które wskazują, że wcześni mieszkańcy tego regionu byli bardziej zaawansowani technologicznie i tworzyli bardziej złożone społeczeństwa niż sądzono. Od dziesięcioleci naukowcy spierają się o pochodzenie wysoko zorganizowanych peruwiańskich społeczeństw. Dotychczas nie było wiadomo, czy taki stopień organizacji narodził się najpierw na wyżynach, wśród ludów rolniczych, czy też na wybrzeżu, u ludów zajmujących się głównie rybołówstwem. Nowo zdobyte dowody wskazują na bardzo szybki rozwój mieszkańców wybrzeży. Wśród olbrzymiej liczby przedmiotów znalezionych w Huaca Prieta znajdują się resztki żywności, kamienne narzędzia i inne elementy kultury materialnej, jak zdobione kosze i tekstylia, każą nam postawić pytanie o prawdziwe tempo rozwoju wczesnych ludzi zamieszkujących ten region oraz o ich poziom wiedzy i zaawansowania technicznego, które pozwalały na eksploatację zasobów lądu i oceanu – stwierdził doktor James M. Adovasio z Florida Atlantic University. Wśród znalezionych zabytków są m.in. przedmioty pozwalające na łowienie ryb występujących na dużych głębokościach, takich jak śledzie. Różnorodność znalezionych haków wskazuje na dużą różnorodność łowionych ryb. Najprawdopodobniej ludzie musieli już wówczas dysponować łodziami pozwalającymi na przebywanie na wzburzonym oceanie. Nie ograniczali się tylko do rybołówstwa. Uprawiali też paprykę, awokado i dynię uzyskując duże nadwyżki żywności. Ludzie ci wykazywali się dużą zdolnością do wykorzystywania różnych źródeł pożywienia, co prowadziło do zwiększenia liczebności społeczeństwa i pojawienia się wszelkich cech, których wynikiem jest powstanie biurokracji i wysoko zorganizowanej religii – mówi Adovasio. Adovasio skupił się w szczególności na badaniu koszy, które były wykonane z różnych materiałów, w tym i takich, których używa się do dzisiaj. Niektóre z nich miały wstawki z bawełny i były barwione jednym z najstarszych barwników znanych z Nowego Świata. Wykonanie tych złożonych tkanin i koszy wskazuje, że istniał wówczas ustandaryzowany lub zorganizowany proces produkcyjny, a wytwarzane w nim przedmioty były bardziej wymyślne i luksusowe niż wskazywały na to same potrzeby ówczesnego społeczeństwa. Wiele ze znalezionych przedmiotów, nawet kosze, wskazują wysoki poziom zorganizowania społeczeństwa oraz zapotrzebowanie na przedmioty podkreślające status społeczny właściciela. Wszystko to pokazuje nam, że wcześni ludzie byli powiązani bardzo złożonymi więzami społecznymi – dodaje naukowiec. Uczeni chcą wrócić do Peru i zbadać pozostałe kosze. Znajdują się wśród nich najstarsze tego typu przedmioty znalezione w Ameryce. « powrót do artykułu
  2. Kozy żerujące w południowo-zachodnim Maroku na drzewach arganowych (Argania spinosa) pomagają w ich rozsiewaniu, wypluwając nasiona. Jesienią kozy spędzają 3/4 czasu na jedzeniu w koronach drzew arganowych. Pasterze często przycinają arganie, by zwierzętom łatwiej się było wspinać. Niekiedy pomagają też koźlętom w nauce tej sztuki. Hiszpańscy ekolodzy, Miguel Delibes, Irene Castañeda i José M. Fedriani, opublikowali wyniki swoich obserwacji w piśmie Frontiers in Ecology and the Environment. Owoce A. spinosa to jajowate jagody o długości do 5 cm. Kozy wspinają się po nie nawet na wysokość 9 m. Połknięte jagody dostają się do żwacza i tam, pod wpływem symbiotycznych bakterii beztlenowych, ulegają fermentacji. Przefermentowany pokarm jest zwracany do jamy gębowej do ponownego przeżucia. W tym właśnie momencie tzw. cyklu żwaczowo-czepcowego kozy wypluwają oczyszczone nasiona, które przypominają pestki. W ten sposób dostarczają się one na nowe tereny. Większa odległość od drzewa macierzystego zwiększa zaś szanse siewek na przetrwanie. Nowo opisany mechanizm to odmiana zoochorii, czyli rozsiewania diaspor przez zwierzęta. Dotąd sądzono, że u kóz przyjmuje ona postać typowej endozoochorii - a więc zjadania i wydalania nasion. Wg Hiszpanów, to jednak pomyłka, bo kozy rzadko wydalają duże nasiona. Pod wpływem obserwacji owiec, jeleni szlachetnych i danieli zwyczajnych z południowej Hiszpanii, które także wypluwały nasiona podczas przeżuwania wstępnie sfermentowanego pokarmu, biolodzy zaczęli podejrzewać, że ta odmiana zoochorii jest dość rozpowszechniona i być może stanowi ważną drogę rozprzestrzeniania diaspor różnych gatunków roślin. « powrót do artykułu
  3. Eksperci zidentyfikowali liczący sobie 7 lat błąd w serwerze Samba. Dziurę można wykorzystać za pomocą zaledwie jednej linijki kodu. Musi być jednak spełnionych kilka warunków. Do przeprowadzenia udanego ataku konieczne jest, by na otwartym dostępnym przez internet porcie 445 można było współdzielić pliki i drukarki, by współdzielone pliki miały prawa zapisu i by napastnik znał lub mógł odgadnąć ścieżkę dostępu do tych plików. Jeśli warunki są spełnione, to napastnik może zdalnie wgrać na serwer dowolny kod i go wykonać z prawami administratora. Na zdalny atak z wykorzystaniem dowolnego kodu podatne są wszystkie wersje Samby od 3.5.0 i nowsze – ostrzegają osoby odpowiedzialne za tworzenie i utrzymanie Samby. Każdy, kto korzysta z wadliwej wersji serwera powinien jak najszybciej zainstalować poprawkę. Eksperci nie wykluczają, że dziura jest podatna na atak za pomocą robaków. Jeśli tak, oznacza to, że szkodliwy kod może rozprzestrzeniać się samodzielnie pomiędzy dziurawymi wersjami Samby. Pierwsza zawierająca lukę wersja oprogramowania – Samba 3.5.0 – zadebiutowała w marcu 2010 roku. Badacze z firmy Rapid7 poinformowali, że wykryli w internecie 110 000 urządzeń z wadliwymi wersjami Samby. Aż 92 500 z nich korzysta z niewspieranych wersji, dla których nie ma poprawek. « powrót do artykułu
  4. Probiotyki mogą eliminować objawy depresji. Badanie pokazuje, że u pacjentów z zespołem jelita drażliwego [iBS] spożycie specyficznego probiotyku może korzystnie wpływać zarówno na objawy gastroenterologiczne, jak i psychologiczne [współwystępującą depresję]. To otwiera nowe ścieżki w leczeniu osób z czynnościowymi zaburzeniami przewodu pokarmowego i z pierwotnymi chorobami psychiatrycznymi - podkreśla prof. Premysl Bercik z McMaster University. W pilotażowym badaniu wzięły udział 44 osoby z IBS i łagodną-umiarkowaną depresją lub lękiem. Monitorowano je przez 10 tygodni, gdy zażywały probiotyk z Bifidobacterium longum NCC3001 bądź placebo. Okazało się, że po 6 tygodniach u 14 z 22 pacjentów (64%) zażywających probiotyk spadła punktacja w skali depresji (w porównaniu do 22 ludzi - 32% - przyjmujących placebo). Badanie za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) pokazało, że poprawie tej towarzyszyły zmiany w licznych regionach mózgu odpowiedzialnych za kontrolę nastroju. To pokłosie dekady prac - od zidentyfikowania probiotyku, przez badanie go w modelach przedklinicznych, po analizę szlaków, za pośrednictwem których sygnały z jelita docierają do mózgu - opowiada Bercik. Wyniki pilotażowego badania są bardzo obiecujące, ale trzeba je w przyszłości potwierdzić w testach na szerszą skalę - podsumowuje dr Maria Pinto Sanchez. « powrót do artykułu
  5. Inteel ma zamiar zintegrować interfejs Thunderbolt 3 ze swoimi procesorami i zapowiada opublikowanie w przyszłym roku specyfikacji protokołu Thunderbolta. Jeśli gigant zrealizuje swoje zapowiedzi, to producenci komputerów będą mogli budować cieńsze i lżejsze maszyny wyposażone wyłącznie w Thunderbolt 3. Po raz pierwszy wszystkie porty w komputerze mogłyby być identyczne. Thunderbolt 3 jest w pełni kompatybilny z USB 3.2 Gen2, zapewnia transfer do 40 Gb/s, korzysta ze złącza USB Type-C i jest w stanie obsłużyć dwa zewnętrzne wyświetlacze 4K pracujące z częstotliwością 60 Hz lub też jeden wyświetlacz tego typu pracujący z częstotliwością 120 Hz. Wspiera też PCIe 3.0, HDMI 2.0 i DisplayPort 1.2. Jakby tego było mało Thunderbolt 3 umożliwia producentom pecetów zaimplementowanie standardu USB Power Delivery, dzięki któremu port USB Type-C może być wykorzystany do ładowania baterii notebooka. Już teraz jednak wiadomo, że nie wszystkie procesory Intela zostaną wyposażone w Thunderbolt. Prawdopodobnie trafi on jedynie do kości Core i5 oraz Core i7. Posiadacze tańszych CPU będą musieli zadowolić się standardowym USB 3.1. Intel poważnie myśli o rozpowszechnieniu Thunderbolta, dlatego też udostępni bezpłatnie specyfikację protokołu w nadziei, że producenci zaczną ją szeroko wdrażać. Powinno to przyspieszyć rozpowszechnianie się tego standardu. Już teraz jest on obecny w ponad 120 systemach komputerowych z procesorami Intela oraz w dziesiątkach modeli urządzeń peryferyjnych. Ponadto wraz z publikacją przez Microsoft Creators Update obsługa plug-and-play urządzeń z Thunderboltem 3 trafiła do Windows 10. « powrót do artykułu
  6. Samsung, drugi największy na świecie producent układów scalonych, nie spoczywa na laurach i walcząc o pozycję rynkowego lidera wydziela ze swoich struktur produkcję półprzewodników, a jednocześnie ogłasza swoje zamiary co do kolejnych procesów technologicznych. Wydzielenie produkcji układów scalonych z całości koncernu ma uspokoić niektórych klientów Samsunga, którzy mają zastrzeżenia, że firma konkuruje z nimi na polu produkcji półprzewodników. W czasie dorocznego Samsung Foundry Forum, dowiedzieliśmy się, że firma ma zamiar zostać liderem w technologiach 8-, 7-, 6-, 5- i 4-nanometrowych. Proces 8LPP (8nm Low Power Plus) ma być ostatnim krokiem przed wdrożeniem litografii w ekstremalnie dalekim ultrafiolecie (EUV). Dzięki ostatnim osiągnięciom proces 8 nanometrów, który ma zostać wdrożony jeszcze w bieżącym roku, ma zapewniać dodatkową wydajność i większą gęstość bramek od 10-nanometrowego. Pierwszym procesem produkcyjnym, w którym Samsung wykorzysta EUV będzie 7LPP (7nm Low Power Plus), który firma obiecuje wdrożyć już w przyszłym roku. Koreański koncern współpracuje z holenderską firmą ASML i wspólnie tworzą 250-watowe źródło światła dla urządzeń litograficznych EUV. Powstanie źródła światła o takiej mocy pozwoli na wykorzystanie EUV do masowej produkcji. 6LPP to dalsze udoskonalenie wcześniej wspomnianej technologii, w którym zostaną zastosowane rozwiązania Smart Scaling opracowane rpzez Samsunga. Z kolei 5LPP sięgnie limitu technologii FinFET i będzie ważnym krokiem przed przejściem do 4LPP. Samsung poinformował też, że do czwartego kwartału bieżącego roku uruchomi nową fabrykę układów scalonych. Koreański koncern jest jedną z niewielu firm, które są w stanie samodzielnie wydać miliardy dolarów na wybudowanie i wyposażenie fabryki czy też na prowadzenie prac badawczo-rozwojowych. Najpoważniejszymi konkurentami Samsunga są TSMC i Intel. Ta druga firma od niedawna działa na rynku układów scalonych na zamówienie, produkując nie tylko na swoje potrzeby, ale również dla swoich partnerów. Wszystkie trzy przedsiębiorstwa walczą o takich klientów jak Qualcomm czy Apple, które projektują własne układy scalone, ale nie posiadają fabryk. « powrót do artykułu
  7. Mózg wykrywa u innych chorobę, zanim ta jeszcze w pełni się ujawni. Wystarczą mu subtelne dane przesyłane przez wzrok i węch. Ponieważ walka z chorobami przez układ odpornościowy jest kosztowna energetycznie, unikanie ich powinno być częścią instynktu przetrwania. I tak rzeczywiście jest. Okazuje się, że mózg potrafi zaskakująco dobrze wychwycić wczesne etapy choroby. Oprócz tego mamy tendencję, by lubić zakażonych ludzi mniej od zdrowych. Nasze badanie pokazuje, że ludzkie mózgi są dobre w wykrywaniu takich rzeczy i że prowadzi to do zachowań unikowych - opowiada prof. Mats Olsson z Karolinska Institutet. Szwedzi zebrali grupę 22 ochotników, którym wstrzykiwano lipopolisacharyd (LPS), endotoksynę z zewnętrznej błony komórkowej osłony bakterii Gram-ujemnych, a na innej sesji placebo (sól fizjologiczną). W obu sytuacjach - 1) gdy na jakiś czas, przed wyeliminowaniem substancji z organizmu, pojawiały się u nich objawy choroby, czyli zmęczenie, ból i gorączka albo 2) gdy nic się nie działo - badanych fotografowano i filmowano, pobierano też od nich próbki zapachowe. W kolejnym etapie innym 30 osobom w skanerze do rezonansu magnetycznego pokazywano zdjęcia i demonstrowano próbki zapachowe. Uczestników badania proszono o określenie, jak bardzo kogoś lubią. Poza tym pytano, kto wygląda na chorego, kto jest atrakcyjny i z kim mogliby się spotkać towarzysko. Okazało się m.in., że twarze ludzi po podaniu LPS były postrzegane jako mniej pociągające. Zapach chorego ciała także skutkował mniej pochlebną oceną atrakcyjności twarzy. Widać znaczące różnice w preferencjach. Ludzie bardziej chcą przebywać w towarzystwie kogoś zdrowego niż chorego, z układem odpornościowym sztucznie aktywowanym endotoksyną. Mózg świetnie sobie radzi z sumowaniem słabych sygnałów zmysłowych, odnoszących się do czyjegoś stanu zdrowia. Wonie i zdjęcia z sesji po podaniu LPS skutkowały zwiększoną aktywacją sieci odpowiadających za postrzeganie zapachów i twarzy. Superaddytywny efekt wzrokowo-węchowej integracji wskazówek dot. choroby widać było w bruździe śródciemieniowej, połączonej funkcjonalnie z kluczowymi centrami integracji multisensorycznej: korą okołooczodołową i bruzdą skroniową górną. Autorzy publikacji z pisma PNAS podkreślają, że zachowania unikowe nie występują, jeśli z chorym człowiekiem łączą nas bliskie relacje. W przypadku kataru pocałowalibyśmy niewielu ludzi poza naszymi dziećmi. Innymi słowy: w bliskich relacjach sygnał świadczący o chorobie wzmacnia zachowania opiekuńcze. « powrót do artykułu
  8. Regularne jedzenie czekolady może obniżać ryzyko rozwoju migotania przedsionków. Korelacja wydaje się najsilniejsza w przypadku 1 porcji (30 g) czekolady na tydzień dla kobiet i 2-6 (60-180 g) dla mężczyzn i oznacza ryzyko niższe o, odpowiednio, 21 i 23%. Migotanie przedsionków to najczęstsza postać arytmii, która dotyka ponad 33 mln ludzi na świecie (8,8 mln w samej Unii Europejskiej). Nie wiadomo, co dokładnie je powoduje, nie ma też na nie lekarstwa. W takiej sytuacji trudno też więc wskazać środki zapobiegawcze. Biorąc pod uwagę, że regularne spożywanie czekolady, zwłaszcza gorzkiej, powiązano z poprawą różnych wskaźników zdrowia serca, naukowcy z zespołu Elizabeth Mostofsky postanowili sprawdzić, czy istnieją także korelacje z rzadszym występowaniem migotania przedsionków. Akademicy analizowali przypadki 55.502 osób (26.400 mężczyzn i 29.100 kobiet) z Danish Diet, Cancer and Health Study. Uczestnicy tego badania wskazywali, ile zazwyczaj jedzą tygodniowo czekolady. Za porcję uznawano 30 g. Choć 50-64-latków nie pytano o rodzaj spożywanej czekolady, Duńczycy jadają zazwyczaj czekoladę mleczną (zawierającą minimalnie 30% masy kakaowej). Dane nt. czynników ryzyka chorób serca, diety czy trybu życia uzyskano podczas kwalifikacji do studium. Stan zdrowia ochotników monitorowano, śledząc narodowe rejestry hospitalizacji i zgonów. Analiza wykazała, że osoby jedzące więcej czekolady przeważnie spożywały więcej kalorii dziennie (większa ich część pochodziła zresztą właśnie z czekolady) i były lepiej wykształcone niż ludzie, którzy umiejscowili się bliżej "mniej czekoladowego" końca skali. W okresie monitoringu, który trwał średnio 13,5 roku, zdiagnozowano 3.346 nowych przypadków migotania przedsionków. Po wzięciu poprawki na różne czynniki związane z chorobami serca, ustalono, że w porównaniu do grupy spożywającej poniżej 1 porcji w miesiącu, w grupie z 1-3 porcjami miesięcznie wskaźnik nowych przypadków migotania był aż o 10% niższy. Różnice występowały też przy innych poziomach spożycia: dla 1 porcji tygodniowo ryzyko okazało się o 17% niższe, dla 2-6 porcji tygodniowo 20% mniejsze, a dla 1 lub więcej porcji dziennie 14% niższe. Choć czekolada występuje najczęściej w produktach z dużą zawartością cukru, a ten jest generalnie niedobry dla zdrowia i mimo faktu, że większość czekolady spożywanej w naszej próbie zawierała prawdopodobnie stosunkowo małe stężenia potencjalnie ochronnych składników [mleko obniża ich zawartość], związek i tak był istotny statystycznie. Recenzenci raportu opublikowanego na łamach British Medical Journal (BMJ) dodają, że jest coś, co mogło wpłynąć na wyniki obserwacyjnego studium: miłośnicy czekolady ze studium byli bowiem przeważnie lepiej sytuowani i wykształceni, a to czynniki związane z lepszym zdrowiem ogólnym. Oprócz tego badacze nie wzięli pod uwagę innych czynników ryzyka migotania przedsionków, w tym chorób nerek czy bezdechu sennego. Nie wolno też zapominać, że zawartość masy kakaowej w czekoladzie jest różna w różnych częściach świata, ustalenia ekipy mogą się więc nie odnosić do krajów z niższymi jej ilościami. « powrót do artykułu
  9. Podczas ATS 2017 International Conference poinformowano, że zdiagnozowanie nowotworu płuc wiąże się z największym wzrostem ryzyka popełnienia samobójstwa przez pacjenta. Żadna inna diagnoza nowotworu niezwiązanego z nowotworem skóry nie niesie ze sobą tak dużego ryzyka. Naukowcy przeanalizowali 3 640 229 pacjentów, których dane znajdują się w bazie Surveillance, Epidemilogy and End Results (SEER), sprawdzając przy tym odsetek samobójstw dla osób, u których stwierdzono nowotwór oraz, osobno, dla nowotworów płuc, prostaty, piersi i jelita grubego. W ciągu 40 lat zdiagnozowanie nowotworu wiązało się z 6661 przypadkami samobójstw. Analiza wykazała, że średnio dla każdej diagnozy nowotworu ryzyko popełnienia samobójstwa było o 60% wyższe niż w całej populacji. Dla nowotworu płuc ryzyko było o 420% wyższe, dla nowotworu jelita grube wzrastało o 40%, a dla nowotworu piersi i prostaty po 20 procent. Chcieliśmy sprawdzić, jaki wpływ na pacjentów ma jedno z najbardziej stresujących wydarzeń w życiu. Sądzę, że możemy uczciwie przyznać, iż większość lekarzy nie bierze pod uwagę ryzyka samobójstwa u pacjentów nowotworowych. Mam nadzieję, że nasze badania uczynią lekarzy bardziej świadomymi i uda się uniknąć tego typu katastrofy podczas opieki nad pacjentem – mówi doktor Mohamed Rahouma z Weill Cornell Medical College/New York Presbyterian Hospital. Ponadto zauważono, że u Azjatów, u których zdiagnozowano nowotwór płuc ryzyko samobójstwa rośnie o 1300%, a wśród mężczyzn o 900%. Innymi czynnikami zwiększającymi ryzyko samobójstwa były wiek (z jego wzrostem rosło ryzyko), bycie wdowcem lub wdową, odmowa leczenia operacyjnego oraz przechodzenie trudnego w leczeniu nowotworu płuc. Naukowcy zwrócili też uwagę, że w badanym przez nich 40-letnim okresie odsetek samobójstw spada, najbardziej dla nowotworów płuc. « powrót do artykułu
  10. Wikimedia Foundation odniosła małe ale ważne zwycięstwo w sporze sądowym z Narodową Agencją Bezpieczeństwa (NSA). Wikimedia chce, by sąd uznał Upstream, ujawniony przez Edwarda Snowdena, a prowadzony przez NSA, program masowej inwigilacji, za nielegalny. Sprawa początkowo trafiła do sądu niższej instancji, który uznał, że Wikimedia w ogóle nie ma prawa pozwać NSA. W uzasadnieniu stwierdzono, że Wikimedia, która odpowiada za Wikipedię, nie wykazała, że komunikacja jej redaktorów lub osób przez nią zatrudnionych została przechwycona przez NSA. Dlatego też nie może być stroną w sporze. Wikimedia wystąpiła do sądu twierdząc, że masowa inwigilacja narusza Czwartą Poprawkę do Konstytucji USA. Co prawda zgodę na jej prowadzenie wydał FISC (Foreign Intelligence Surveillance Court), ale, jako że inwigilacja jest masowa, to łamie wspomnianą Poprawkę, gdyż do jej prowadzenia nie wymaga się ani istnienia „wiarygodnej przyczyny” ani podejrzenia co do konkretnej osoby. Tymczasem Czwarta Poprawka daje prawo do nietykalności m.in. dokumentów i stanowi, że prawa tego nie można naruszać bez wiarygodnej przyczyny, a osoby i rzeczy podlegające rewizji muszą być w nakazie wyszczególnione. W pozwie czytamy też, że prowadzone przez NSA działania naruszają Pierwszą Poprawkę, gwarantującą wolność wypowiedzi, gdyż zniechęcają osoby związane z Wikimedia Foundation do komunikacji drogą elektroniczną. Wikimedia odwołała się od decyzji sądu niższego szczebla. Sąd Apelacyjny dla 4. Okręgu wydał wyrok, w którym stwierdził, że National Association of Criminal Defense Lawyers, Human Rights Watch, Rutheford Institute i inne organizacje nie wykazały, że stały się celem masowej inwigilacji ze strony NSA i dlatego nie mogą występować jako strona poszkodowana. Jednak Wikimedia, w głównej mierze ze względu na olbrzymią liczbę współpracowników, ma podstawy, by czuć się pokrzywdzoną, dlatego też są uznał, że może ona wystąpić z oskarżeniem. Wikimedia przekonująco twierdzi, że komunikacja wewnątrz niej odbywa się wszelkimi możliwymi drogami i że NSA przechwytuje całą komunikację wzdłuż co najmniej jednej z takich dróg – orzekł sąd. Strona rządowa nie odniosła się jeszcze do wyroku. Nie wiadomo więc, czy przedstawiciele administracji zaakceptują orzeczenie sądu, odwołają się od niego do Sądu Najwyższego, czy też poproszą Sąd Apelacyjny o ponowne rozpatrzenie sprawy. Warto pamiętać, że paragraf 702 ustawy Foreign Intelligencje Surveillance Act, na podstawie którego prowadzony jest program Upstream, traci ważność 31 grudnia bieżącego roku. Administracja prezydenta Trumpa już poprosiła o przedłużenie obowiązywania tego przepisu. Data procesu, w którym Wikimedia Foundation wystąpi przeciwko NSA nie została jeszcze ustalona. « powrót do artykułu
  11. Dotąd sądzono, że węże są raczej samotnymi myśliwymi. Najnowsze badanie Vladimira Dinetsa z Uniwersytetu Tennessee pokazało jednak, że koordynują one swoje polowania, by zwiększyć szanse na sukces. W wielu kubańskich jaskiniach mieszkają spore kolonie nietoperzy. W części z nich małe populacje boa kubańskich (Chilabothrus angulifer) polują, gdy nietoperze wylatują wieczorem albo wracają o świcie. Zwieszają się wtedy ze sklepienia wejścia i chwytają ssaki w locie. Dinets odkrył, że gdy poluje więcej niż jeden boa, węże koordynują swoje położenie w taki sposób, by utworzyć ścianę w poprzek wejścia. W ten sposób nietoperze mają małe lub żadne szanse, by przemknąć poza zasięgiem rażenia przynajmniej jednego węża. Takie grupowe polowania są zawsze skuteczne, a im więcej węży, tym mniej czasu trzeba na złapanie nietoperza. W przypadku jednego boa czasem nie udaje się zaś zdobyć posiłku. Autor publikacji z pisma Animal Behavior and Cognition podkreśla, że dotąd naukowcy zetknęli się z polowaniami grupowymi zaledwie paru węży, a co ważniejsze, nikt nie udowodnił, by te gatunki lub jakiekolwiek inne polujące razem gady koordynowały swoje działania. Amerykanin dodaje, że na wolności obserwowano polowania niewielu spośród 3650 znanych gatunków węży. Mało więc wiadomo o ich taktykach myśliwskich. Niewykluczone [zatem], że skoordynowane polowanie nie jest wcale takie rzadkie. By to jednak sprawdzić, potrzeba wiele cierpliwości podczas badań terenowych. Dinets opowiada, że obserwowanie boa kubańskich było niesamowitym spektaklem, ale zadanie to coraz trudniej zrealizować, bo Ch. angulifer występują tylko w najdalej położonych jaskiniach. Dzieje się tak, bo ludzie wyłapują je na pokarm i prawdopodobnie na handel, dla hodowców. Podejrzewam, że gdy ich liczebność w jaskini spada, nie mogą już polować w grupach i nawet jeśli myśliwi ich nie wyłapują i tak wymierają. Kilka z jaskiń znajduje się na terenie parków narodowych, ale wszędzie jest dużo kłusownictwa. « powrót do artykułu
  12. Około 200 milionów użytkowników popularnych odtwarzaczy wideo jest narażonych na atak. Eksperci z Check Point ostrzegają, że takie odtwarzacze jak Kodi, Popcorn Time, Stremio i VLC mogą zostać wykorzystane do przejęcia kontroli nad komputerem. Ataku można dokonać za pomocą spreparowanych napisów do filmów. Napisy uznawana są zwykle za nieszkodliwe, jest to jednak błędna opinia. Trzeba wziąć pod uwagę, że obecnie istnieje ponad 25 formatów napisów, a każdy z nich ma różne właściwości i funkcje. Odtwarzacze multimediów muszą zwykle być w stanie odtwarzać wiele różnych formatów, a każdy z nich korzysta z nieco innych metod. Jak w każdym podobnym przypadku, pofragmentowanie oprogramowania oznacza występowanie w nim wielu różnych dziur, napisali specjaliści z Check Point. Sprawdzili oni odtwarzacze VLC, Kodi, Popcorn Time oraz Stermio, jednak prawdopodobnie dziury występują też w innych programach. Wszystko, co musi zrobić napastnik, to odpowiednio spreparować napisy i umieścić je na serwerze z napisami. Może tam też manipulować ich oceną, by wydawały się bardziej wiarygodne i wzbudzały większe zaufanie. Po ich pobraniu i uruchomieniu, użytkownik może stracić kontrolę nad swoim komputerem. Check Point nie zdradza żadnych szczegółów odkrytych luk i przeprowadzonych testów. O istnieniu dziur poinformowano producentów poszczególnych odtwarzaczy i część z luk została szybko załatana. Inne wciąż są badane. Chcemy dać twórcom oprogramowania więcej czasu, dlatego też zdecydowaliśmy się nie ujawniać obecnie żadnych szczegółów – stwierdzili przedstawiciele Check Point. « powrót do artykułu
  13. Hakerzy z niemieckiego Chaos Computer Club złamali jedno z zabezpieczeń biometrycznych Samsunga Galaxy S8. Urządzenie to jest pierwszym popularnym smartfonem wykorzystującym skan tęczówki oka właściciela do uwierzytelnienia dostępu. W zamierzeniach system biometryczny miał rozpoznawać użytkownika na podstawie unikatowego wyglądu jego tęczówki. Okazało się jednak, że łatwo go obejść. Na udostępnionym materiale wideo widzimy, jak hakerzy z CCC oszukują mechanizmy zabezpieczające Samsunga za pomocą zdjęcia wykonanego w trybie nocnym. Tryb ten jest wymagany podczas ataku, gdyż skaner tęczówki wykorzystuje światło podczerwone. Do przeprowadzenia ataku potrzebne jest nam jedynie zdjęcie oka naszego celu, które należy następnie wydrukować na drukarce laserowej. Później nakładamy wydruk na soczewkę kontaktową, która symuluje nam kształt oka. Wydruk i soczewka to wszystko, czego potrzebujemy, by obejść biometryczne zabezpieczenie Samsunga. Na ironię losu zakrawa, że najlepsze wyniki osiągnęliśmy wykorzystując drukarki laserowe Samsunga – poinformowali hakerzy na swojej witrynie. Członkowie Chaos Computer Club odradzają stosowanie rozwiązań biometrycznych do zabezpieczania istotnych informacji. Wciąż najlepszym dla nich zabepieczeniem jest hasło czy PIN. « powrót do artykułu
  14. W pierwszym kwartale bieżącego roku na całym świecie sprzedano 380 milionów smartfonów, a chińscy producenci coraz bardziej depczą po piętach gigantom – Samsungowi i Apple'owi. W porównaniu z pierwszym kwartałem ubiegłego roku sprzedaż sprzedaż tych urządzeń wzrosła o 9,1%. Na rynku wciąż dominuje Samsung, którego udziały wyniosły 20,7%. Koreańska firma sprzedała w ciągu pierwszych trzech miesięcy bieżącego roku aż 78,7 miliona smartfonów. To o 2,5 miliona mniej, niż w roku ubiegłym, co oznacza, że jej udziały w rynku skurczyły się o 2,6%. Mniejszy spadek udziałów, bo o 1,1% zanotował Apple. Co prawda koncern sprzedał o około 350 tysięcy smartfonów więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, ale mimo to jego udziały spadły z 14,8 do 13,7%. Liderów szybko goni Huawei. W pierwszym kwartale ubiegłego roku firma sprzedała 28,8 miliona smartfonów i miała 8,3% udziału w rynku, a w roku bieżącym było to już 34,2 miliona sztuk i 9% udziałów w rynku. Jeszcze większe postępy robią kolejne dwa chińskie przedsiębiorstwa. Oppo zwiększyło sprzedaż z 15,9 do 30,9 miliona sztuk, a jego udziały wzrosły z 4,6 do 8,1%, natomiast Vivo zanotowało wzrost sprzedaży z 14 do 25,8 miliona sztuk, co przełożyło się na wzrost rynkowych udziałów z 4 do 6,8 procenta. Udziały wszystkich pozostałych producentów smartfonów spadły z 45 do 41,7%. « powrót do artykułu
  15. Dzięki wzorowaniu się na produkcji jedwabiu przez pająki naukowcom z Karolinska Institutet udało się zsyntetyzować surfaktant - kompleks, który tworzy warstwę oddzielającą pęcherzykowy gaz od płynu na powierzchni komórek pęcherzyków płucnych. Prawdopodobnie będzie go można wykorzystać w leczeniu wcześniaków. Badania na zwierzętach pokazały, że jest on tak samo skuteczny, jak obecnie stosowany biologiczny analog. Wyniki uzyskane przez Szwedów opublikowano w piśmie Nature Communications. Egzogenne preparaty surfaktantu zrewolucjonizowały opiekę nad wcześniakami. Pozwoliły na redukcję napięcia powierzchniowego, uniemożliwiając zapadanie się pęcherzyków niedojrzałych płuc. Najczęściej stosowany Curosurf także powstał w Karolinska Institutet - tutejsi specjaliści pracowali nad nim w latach 70. i 80. XX w. Proces izolowania białek ze świńskich płuc jest jednak nie tylko drogi i skomplikowany, ale i potencjalnie ryzykowny. Mając to na uwadze, zespół z różnych jednostek naukowych, m.in. ze Sztokholmu i Uniwersytetu w Rydze, uzyskał więc tańszy surfaktant, za który w dużej mierze należałoby podziękować pająkom. Proces produkcji białka SP-C [surfaktantu] bazuje [bowiem] na metodach wykorzystywanych przez pająki do tego, by przed przędzeniem utrzymać skrajnie łatwo samoagregujące białka w rozpuszczalnej postaci - podkreśla prof. Jan Johansson. W białkach budujących pajęcze włókna (spidroinach) wyróżnia się 3 regiony: 1) niepowtarzającą się domenę N-końcową (ang. N-terminal domain, NT), 2) dominujący fragment zbudowany z powtarzających się motywów i 3) niepowtarzający się koniec C. Co ważne, pająki mogą produkować białka jedwabiu (spidroiny) w dużych stężeniach sięgających 30-50% (w/v), tworząc struktury micelarne, w których hydrofilowe domeny N-końcowe oddzielają bardziej hydrofobowe powtarzalne fragmenty od wodnego otoczenia, przez co przedwcześnie nie powstają struktury pofałdowanej kartki β. Szwedzi dywagowali więc, że fuzja zmodyfikowanej NT (NT*) z białkami innymi niż pajęcze spidroiny mogłaby także zwiększyć ich rozpuszczalność. Zwykła domena N-końcowa reaguje na zmiany pH. W pH panującym w worku gruczołowym (powyżej 7) domena ta hamuje agregację, promując postać rozpuszczalną białek jedwabiu. W pH ok. 6,3 promuje natomiast grupowanie spidroin i formowanie się włókien. Szwedom zależało jednak na zaprojektowaniu hiperrozpuszczalnej NT, która byłaby niewrażliwa na pH (działałaby w szerszym wachlarzu odczynów), ale jednocześnie pozostawała zdolna do tworzenia miceli. Koniec końców zastosowali fuzję NT* z łatwo agregującymi, hydrofobowymi analogami SP-C. « powrót do artykułu
  16. Linie ewolucyjne wielkich małp i człowieka rozdzieliły się kilkaset tysięcy lat wcześniej niż dotychczas uważano, wynika z badań przeprowadzonych przez międzynarodowy zespół naukowy pod kierunkiem Madelaine Böhme z Centrum Ewolucji Człowieka i Paleośrodowiska Senckenberg na Uniwersytecie w Tybindze i profesora Nikolaia Spassova z Bułgarskiej Akademii Nauk. Naukowcy wykorzystali najnowocześniejsze metody do przeanalizowania dwóch skamieniałości Graecopithecus freybergi i doszli do wniosku, że gatunek był ewolucyjnym przodkiem człowieka. Odkrycie to sugeruje też, że oddzielenie się ludzi od małp nastąpiło na wschodnich terenach basenu Morza Śródziemnego, a nie w Afryce. Obecnie najbliższymi krewnymi człowieka są szympansy. Do dzisiaj w nauce trwa spór o to, kiedy żył ostatni wspólny przodek Homo i Pan. Dotychczas uważano, że rozdział nastąpił 5-7 milionów lat temu, a pierwsi przodkowie człowieka pojawili się w Afryce. W 1994 roku francuski paleoantropolog Yves Coppens wysunął teorię, zgodnie z którą główną rolę w tym wydarzeniu odegrały zmiany klimatu na wschodzie Afryki. Teraz naukowcy z Niemiec, Bułgarii, Grecji, Kanady, Francji i Australii zarysowali scenariusz, wedle którego ewolucja człowieka i małp poszła innymi torami. Naukowcy przeanalizowali żuchwę Graecopithecus freybergi znalezioną w Grecji oraz górny ząb przedtrzonowy z Bułgarii. Za pomocą tomografii komputerowej stworzyli obraz 3D obu zabytków i stwierdzili, że korzenie zęba są w dużej mierze zlane ze sobą. Wielkie małpy mają zwykle dwa lub trzy wyraźnie oddzielone korzenie, tymczasem korzenie u Graecopithecusa są częściowo zlane, co jest cechą charakterystyczną zębów człowieka współczesnego, wczesnych ludzi oraz wielu gatunków poprzedzających człowieka, jak Ardipithecus i Australopithecus, mówi Böhme. To jednak nie wszystko. W badanej żuchwie wygląd miejsc, w których były osadzone zęby również wskazywał na to, że Graecopithecus freybergi może być ewolucyjnym przodkiem człowieka. To było zaskakujące odkrycie, gdyż dotychczas ewolucyjnych przodków człowieka spotykaliśmy tylko w Afryce subsaharyjskiej – stwierdził doktorant Jochen Fuss. Dotychczas najstarszym znanym nam potencjalnym przodkiem człowieka był Sahelanthropus z Czadu, którego wiek oceniono na 6-7 milionów lat. Datowanie osadów, w których znaleziono Graecopithecusa wskazuje, że w obu miejscach – w Grecji i w Bułgarii – liczyły one sobie 7,150 – 7,240 miliona lat. To początek Messynu, wieku, który zakończył się niemal całkowitym wyschnięciem Morza Śródziemnego [kryzys messyński – red.], mówi Böhme. Zespół Böhme przeanalizował też czerwony pył pustynny obecny w osadach, w których znaleziono Graecopithecusa. Po zbadaniu występujących w nim izotopów uranu, toru i ołowiu stwierdzono, że poszczególne cząstki liczą sobie od 600 milionów do 3 miliardów lat i pochodzą z Afryki Północnej. Dodatkowo pył zawierał dużą ilość soli, którą przyniósł na północne wybrzeża Morza Śródziemnego, a trzeba pamiętać, że początek kryzysu messyńskiego wiąże się z rosnącym zasoleniem morza. To pierwsze dane pokazujące rozszerzanie się Sahary, do którego doszło 7,2 miliona lat temu, gdy pustynne burze transportowały na północne wybrzeże Morza Śródziemnego czerwony słony pył – stwierdzili naukowcy z Tybingi. Oczywiście proces taki ma miejsce i dzisiaj, jednak przed milionami lat transport pyłu z Sahary był ponad dziesięciokrotnie większy niż obecnie i na południe Europy trafiało go tyle, co obecnie do Sahelu. Wraz z rozszerzaniem się Sahary w Europie zaczęły powstawać sawanny. Stwierdzono to na podstawie obecności resztek pozostałości po trawach korzystających z fotosyntezy C4. Globalne rozprzestrzenianie się takich traw rozpoczęło się przed ośmioma milionami lat na subkontynencie indyjskim, dotychczas jednak nie wiedziano, że trawy takie rosły również w Europie. Zachowane fitolity dowodzą, że miały miejsce ciężkie susze, a analizy węgla wskazują na nawracające pożary roślinności. Mamy tutaj obraz sawanny z żyrafami, gazelami, antylopami i nosorożcami, które żyły wraz z Graecopithecusem, stwierdza Spassov. Utworzenie się Sahary przed ponad siedmioma milionami lat i rozprzestrzenienie się sawann na południową Europę mogło być czynnikiem, który spowodował rozdzielenie się linii ludzi i szympansów – uważa Böhme, która nazwała swoją hipotezę North Side Story, na podobieństwo East Side Story Yvesa Coppensa. « powrót do artykułu
  17. Największy chiński internetowy sprzedawca detaliczny, JD.com Inc., zapowiada stworzenie powietrznego drona zdolnego do przenoszenia na długie dystansy ładunku o masie co najmniej tony. Pojazdy będą testowane w prowincji Shaanxi. Jest ona bardzo zróżnicowana geograficznie, z wieloma wioskami i farmami produkującymi na potrzeby miast. Drony dostarczające masywne ładunki byłyby w takich warunkach bardzo pożądane. JD.com rozpocznie dostawy towarów już w listopadzie, na razie za pomocą mniejszych dronów. Chcemy stworzyć w przyszłości sieć, która pozwoli na efektywny transport towarów pomiędzy miastami, a może nawet pomiędzy prowincjami – stwierdził Wang Zhenhui, odpowiedzialny w JD za logistykę. Obecnie firma obsługuje 235 milionów klientów, posiada sieć tysięcy punktów dystrybucji, w których pracuje 65 000 osób. Drony mogą być świetnym rozwiązaniem pozwalającym tanio dostarczyć towary do odległych miejsc. Na razie JD.com chce, by firmowe drony operowały w promieniu 300 kilometrów od bazy i ma zamiar założyć kilka baz w prowincji Shaanxi. Przedsiębiorstwa w wielu krajach testują możliwość dostarczania towarów za pomocą dronów. Nie jest to łatwe przedsięwzięcie, gdyż na przeszkodzie stoją przepisy dotyczące ruchu lotniczego, a sam dron musi nie tylko nauczyć się docierać do celu, ale również unikać zderzeń z ptakami i innymi przeszkodami. « powrót do artykułu
  18. Fenkuł (Foeniculum vulgare Mill.), który korzystnie wpływa na trawienie, skutecznie zmniejsza także objawy towarzyszące przekwitaniu, w tym uderzenia gorąca, bezsenność, suchość pochwy czy niepokój. Nie powoduje przy tym poważniejszych skutków ubocznych. Choć hormonalna terapia zastępcza (HTZ) zyskuje na popularności, niektóre kobiety szukają alternatyw, bo nie mogą stosować HTZ lub po prostu wolą środki ziołowo-roślinne. Fenkuł (in. koper włoski) zawiera różne olejki eteryczne, a co ważniejsze - fitoestrogeny. Podczas niewielkich pilotażowych badań 79 Irankom w wieku 45-60 lat dwa razy dziennie przez osiem tygodni podawano kapsułki ze 100 mg kopru włoskiego. Utworzono też grupę kontrolną. Stan zdrowia pań z obu grup porównywano po 4, 8 i 10 tygodniach. Udokumentowano istotną statystycznie różnicę. Badanie przeprowadzono w Teheranie, gdzie kobiety przechodzą menopauzę wcześniej niż w USA; średni wiek przekwitania pań w tych krajach wynosi, odpowiednio, 48,2 i 51 lat. Recenzenci wyników opublikowanych na łamach pisma Menopause podkreślają, że choć są one zachęcające, nadal potrzeba większych badań z losowaniem do grup. « powrót do artykułu
  19. Wywołane przez ludzi wylesianie prowadzi do wzrostu liczby przypadków malarii w krajach rozwijających się. Wg raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (ang. Food and Agriculture Organization of the United Nations, FAO), o ile w 1990 r. lasy stanowiły 31,6% powierzchni lądu (4128 mln ha), o tyle w 2015 r. ich powierzchnia spadła do 30,6% (3999 mln ha). Ze względu na komary malaria jest chorobą powiązaną z warunkami środowiskowymi. Jak wyjaśnia dr Kelly Austin z Lehigh University, wylesianie nie jest przeważnie naturalnym zjawiskiem, ale skutkiem działań człowieka. Strategia analityczna naukowców (modelowanie równań strukturalnych) pozwoliła przyjrzeć się przyczynom deforestacji. Wyniki pokazały, że wzrost liczebności populacji wiejskiej i specjalizacja w zakresie rolnictwa to 2 kluczowe czynniki wpływające na utratę lasów w krajach rozwijających się. Wylesienie wskutek rolnictwa wiąże się m.in. z tym, że żywność eksportuje się do krajów bardziej rozwiniętych. W ten sposób zwyczaje żywieniowe w takich krajach jak USA mogą być powiązane ze wskaźnikiem zachorowań na malarię w krajach rozwijających się. Wylesianie wpływa na częstość występowania malarii na kilka sposobów. Badanie dot. 67 krajów wykazało, że zwiększanie ilości światła słonecznego i stojącej wody sprzyja większości gatunków komarów z rodzaju Anopheles, które są głównym wektorem transmisji malarii. Austin ma nadzieję, że wyniki jej zespołu pomogą wdrożyć zmiany w praktykach rolniczych. Zamiast uciekać się do wymagających wycinki plantacji, lepiej np. pozostawić część drzew i zachować więcej cienia, a także stosować uprawę mieszaną. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy są tą grupą zawodową, która często migruje. Przykładem takiego wędrownego uczonego może być Rimantas Kodzius. Ten 42-latek opuścił w 1995 roku rodzinną Litwę, by studiować w Austrii. Przed dwoma miesiącami zamieszkał w Chinach, a wcześniej był pracownikiem naukowym m.in. w Niemczech, Japonii, Szwecji i Arabii Saudyjskiej. Dziennikarze magazynu Science postanowili przyjrzeć się globalnej migracji naukowej i wykorzystali w tym celu dane ORCID. To niedochodowa organizacja, która przypisuje naukowcom unikatowe kody i śledzi ich kariery. Obecnie w jej bazie danych znajduje się około 3 milionów osób. Baza nie jest doskonała, zawiera nadreprezentację niektórych krajów Unii Europejskiej i nie doszacowuje świata naukowego Chin. Mimo to można na jej bazie wyciągać pewne wnioski. Okazało się na przykład, że z krajów UE (z wyjątkiem Wielkiej Brytanii) migruje 16,3% osób, które zrobiły doktorat. W USA migracja doktorów wynosi 19,0%, w Azji jest to 9,6%, w Wielkiej Brytanii 32,3%, w obu Amerykach poza USA – 13,0%, w Australii i Oceanii to 16,7%, w Europie poza UE – 16,1%, w końcu w Afryce jest to 5,7%. Udało się też określić kierunki migracji. I tak z krajów UE z wyjątkiem Wielkiej Brytanii najwięcej doktorów, bo 3,9%, wyjeżdża do obu Ameryk (z wyjątkiem USA), do Stanów Zjednoczonych jedzie 3,3% doktorów, do Wielkiej Brytanii 3,1%, do Azji 2,7%, do krajów Europy poza UE migruje 1,5%, Afryka przyciąga 1%, a Australia i Oceania – 0,8%. Z kolei ci, którzy opuszczają Stany Zjednoczone najchętniej wyjeżdżają do Azji (8,2%), następnie do obu Ameryk (3,6%) i do UE z wyjątkiem Wielkiej Brytanii (2,8%). Do kraju nad Tamizą trafia 1,4% doktorów migrujących z USA, a 1,2% jedzie do Australii i Oceanii. Tyle samo wybiera europejskie kraje pozostające poza UE. Do Afryki z USA wyjeżdża 0,6% osób z tytułem doktora. Naukowcy z Azji najczęściej (4,9%) wybierają USA, drugie w kolejności są kraje UE (1,6%), a następnie Wielka Brytania (0,8%). Afryka, obie Ameryki oraz Australia i Oceania przyciągają po 0,7% azjatyckich doktorów, a do Europy poza UE trafia ich 0,2%. Doktorzy z Wielkiej Brytanii najchętniej (9,7%) wyjeżdżają do któregoś z krajów Azji, a wielu (8,5%) wybiera któryś z krajów UE. Do USA trafia ich 4,3%), a do pozostałych krajów obu Ameryk oraz do Australii i Oceanii po 3,3%. Najmniejszą popularnością cieszy się Afryka (1,8%) oraz kraje Europy spoza UE (1,4%). Jak się można było spodziewać doktorzy z obu Ameryk najchętniej wybierają Stany Zjednoczone (5,6%), następna na liście priorytetów jest Azja (2,2%) oraz Unia Euroejska (2,1%). Do Wielkiej Brytanii jedzie ich 1,2%, do Australii i Oceanii trafia 1%, do Afryki 0,5%, a 0,4% migruje do krajów Europy poza UE. Z Australii i Oceanii najbliżej jest do Azji i tam też migruje 7,4% doktorów z Antypodów. Kolejne na liście migracji są Stany Zjednoczone (2,7%), Wielka Brytania (2,6%) i Unia Europejska (2,2%). Najmniej chętnie wybierane są zaś obie Ameryki (1,2%), Afryka (0,3%) i kraje Europy poza UE (0,3%). Naukowców z krajów Europy pozostających poza UE najbardziej przyciągają kraje Unii Europejskiej, gdzie migruje 6,1% doktorów. Popularne są też Stany Zjednoczone (3,4%), a Azja (2,5%) cieszy się większym wzięciem niż Wielka Brytania (1,7%). Do obu Ameryk wyjeżdża 1% doktorów, a do Afryki oraz Australii i Oceanii po 0,7%. Pozostała jeszcze Afryka, skąd wyjeżdża 5,7% osób z tytułami doktora. Niemal połowa z nich wyjeżdża do Azji, która przyciąga 2,6% emigrantów. Do USA wyjeżdża 1%, a kolejne na liście popularnych kierunków migracji są Wielka Brytania (0,7%), Australia i Oceania (0,6%), Unia Europejska (0,5%), Ameryki (0,2%) i pozostałe kraje Europy (0,1%). Z danych ORCID wynika też, że zamachy terrorystyczne na World Trade Center i Pentagon zatrzymały wzrost liczby naukowców migrujących do USA. W 1990 do USA przybyło 650 osób ze stopniem doktora i liczba ta rosła do roku 2001. W roku 2002 wzrost zatrzymał się, ale nie na długo. Później przyspieszył i w 2014 do Stanów Zjednoczonych przybyło już 4713 doktorów. Z raportu ONZ za rok 2015 dowiadujemy się, że na całym świecie pracuje około 8 milionów naukowców. Spośród nich 20% mieszka w jednym z krajów UE, 19% zamieszkuje Chiny, a 17% pracuje w USA. Trudno za to powiedzieć, jak wiele osób otrzymujących doktorat w danym kraju to emigranci. Najpełniejsze dane posiada amerykańska Narodowa Fundacja Nauki (NSF), która w swoim ostatnim rocznym raporcie informowała, że ponad 33% doktoratów z nauk ścisłych i inżynieryjnych przyznawanych w USA trafia do rąk obcokrajowców przebywających w Stanach Zjednoczonych na podstawie wiz tymczasowych. Brak jednak danych, co później dzieje się z tymi ludźmi, nie wiadomo zatem, ilu z nich zostaje w USA, a ilu wyjeżdża. Wspomniana baza ORCID powstała po to, by pomóc naukowcom o popularnych nazwiskach w identyfikacji osiągnięć naukowych. Stąd pomysł na wydawanie im unikalnych numerów. Wśród 3 milionów użytkowników ORCID aż 741 687 zdecydowało się na wypełnienie szczegółowego CV dokumentującego przebieg ich kariery naukowej. Baza jest jednak bardzo niepełna. Porównanie jej z danymi ONZ pokazuje, że mocno nadreprezentowani są tam naukowcy z Portugalii czy Hiszpanii, za to mocno niedoszacowani uczeni z Chin, Japonii, USA czy Rosji. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest np. fakt, że instytucje finansujące naukę w Hiszpanii i Portugalii wymagają, by naukowiec starający się o grant był zarejestrowany w ORCID. Ponadto do wpisania się do bazy bardziej motywowani są prawdopodobnie naukowcy akademiccy, których kariera ściśle związana jest z liczbą publikacji, a mniejszą motywację mają uczeni pracujący dla przemysłu. Jednak wnioski wyciągnięte z tej bazy pokrywają się z wzorcami migracji widocznymi w innych źródłach. Historie wielu migrujących naukowców są bardzo interesujące. Na przykład Danny van Noort, inżynier biotechnolog, studiował w Szwecji i Holandii, pracował w Kambodży i Australii, a obecnie mieszka w Singapurze. Z kolei Delanyo Dovlo, zajmujący się zdrowiem publicznym i zatrudniony przez WHO studiował w Wielkiej Brytanii i USA, wrócił do Ghany, stamtąd wyjechał do Namibii, został zatrudniony przez WHO i od tamtej pory już trzykrotnie migrował pomiędzy Europą a Afryką. « powrót do artykułu
  21. Chiny i Japonia wydobyły klatraty metanu z dna morskiego u swoich wybrzeży. Tym samym jesteśmy o krok bliżej wykorzystywania nowego źródła energii. Eksperci mówią jednak, że minie wiele lat zanim klatraty będą wykorzystywane na skalę przemysłową i ostrzegają, że proces wydobywania ich i spalania musi zostać odpowiednio przygotowany, gdyż w przeciwnym razie możemy wyemitować do atmosfery olbrzymie ilości gazów cieplarnianych. Klatraty metanu składają się z cząsteczek wody i metanu. Ich wielkie ilości znajdują się na dnie morskim. Niewykluczone, że są one najbardziej obficie występującym paliwem kopalnym. Chińska agencja Xinhua poinformowała, że paliwo zostało wydobyte przez platformę operującą na Morzu Południowochińskim, a Minister Ziemi i Zasobów Naturalnych Jiang Daming ogłosił, że to przełomowy moment zapowiadający „globalną rewolucję energetyczną”. Dwa tygodnie wcześniej o podobnym sukcesie poinformowali Japończycy, którzy wydobyli klatraty u wybrzeży półwyspu Shima. Dla Japonii klatraty metanu stanowią szansę na uniezależnienie się Kraju Kwitnącej Wiśni od energii z zewnątrz. Światowe zasoby klatratów metanu są szacowane na od 280 bilionów metrów sześciennych do 2,8 biliarda metrów sześciennych. Dla porównania, w 2015 roku światowe wydobycie gazu wyniosło 3,5 miliarda metrów sześciennych. Przy obecnym zapotrzebowaniu na gaz klatraty metanu wystarczą na od 80 do 800 lat. Ich wydobycie wiąże się jednak z olbrzymimi kosztami i wymaga wykorzystania olbrzymich ilości wody lub dwutlenku węgla. Jeśli klatraty będą wydobywane nieostrożnie, grozi to emisją metanu do atmosfery. Jednak przy odpowiedniej technice wydobycia mogą zastąpić brudny węgiel. Tim Collett ze Służby Geologicznej Stanów Zjednoczonych przypuszcza, że wydobycie klatratów na mniejszą skalę może rozpoczą się już w 2020 roku, jednak komercyjne wydobycie na dużą skalę nastąpi nie wcześniej niż w roku 2030. « powrót do artykułu
  22. Za trzy lata zacznie działać supernowoczesne centrum projektowania i syntezy nowych radiofarmaceutyków. Polscy i zagraniczni naukowcy będą mieli do dyspozycji nowy cyklotron, istniejący reaktor Maria, kompleks laboratoriów badawczych i ośrodek obliczeniowy CIŚ. Umowę o dofinansowanie projektu CERAD ze środków UE podpisano dziś, 22 maja 2017 r., w Warszawie. Narodowe Centrum Badań Jądrowych (NCBJ), reprezentujące konsorcjum sześciu instytucji naukowych, podpisało umowę o dofinansowanie projektu CERAD ze środków Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój. Uroczystość odbyła się w siedzibie Ośrodka Przetwarzania Informacji – Państwowego Instytutu Badawczego, który jest instytucją wdrażającą VI Oś Priorytetową POIR w Polsce ("Zwiększenie potencjału naukowo-badawczego" realizowaną w ramach Działania 4.2. "Rozwój nowoczesnej infrastruktury badawczej sektora nauki"). Inwestycja pod nazwą "Centrum Projektowania i Syntezy Radiofarmaceutyków Ukierunkowanych Molekularnie" umożliwi prowadzenie wszechstronnych badań nad nowymi lekami oraz powiązanymi z nimi procedurami diagnostyczno-terapeutycznymi. W ramach projektu CERAD w ciągu trzech lat powstanie w Świerku całkowicie nowe centrum do prowadzenia prac o charakterze naukowo-badawczym, jak i do wykorzystania gospodarczego przez zainteresowane podmioty. Centrum wyposażone zostanie w kompleks laboratoriów i unikatowy cyklotron – wyjaśnia dr hab. Krzysztof Kurek, dyrektor NCBJ. W połączeniu z obecnym potencjałem naszego instytutu, w tym z badawczym reaktorem jądrowym MARIA, Ośrodkiem Radioizotopów POLATOM, Centrum Informatycznym Świerk oraz wkładem rzeczowym i doświadczeniem konsorcjantów, CERAD stanowić będzie unikalną infrastrukturę badawczą na poziomie europejskim. Jesteśmy pewni, że owoce prowadzonych w nim prac polskich i międzynarodowych zespołów naukowców stworzą możliwości diagnozowania i leczenia schorzeń, przy których obecnie stosowane metody są nieskuteczne. Koszt projektu wyniesie ok. 120 milionów zł, z czego ponad 75 mln zł będą stanowiły środki z Unii Europejskiej. To druga umowa na dofinansowanie, jaką OPI PIB podpisuje w tym roku w ramach programu Inteligentny Rozwój. Łączna wartość wszystkich zaplanowanych projektów realizowanych w ramach Działania 4.2 przekroczy 910 mln zł, z czego dofinansowanie to ponad 560 mln. Wszystkie te przedsięwzięcia mają istotne znaczenie naukowe i gospodarcze oraz świadczą o dobrej współpracy pomiędzy przedsiębiorcami i światem nauki. Liczymy na powstawanie w NCBJ wielu nowoczesnych rozwiązań. Mamy nadzieję, że inwestorzy będą mogli korzystać z powstałej infrastruktury – podsumował dr Olaf Gajl, dyrektor Ośrodka Przetwarzania Informacji – Państwowego Instytutu Badawczego. Sercem CERAD będzie cyklotron przyspieszający protony i jądra deuteru, a także cząstki alfa. Uzyskiwane energie cząstek – odpowiednio 30, 15 i 30 milionów elektronowoltów – pozwolą na otrzymywanie izotopów promieniotwórczych, które na potrzeby medycyny nuklearnej wytwarzane są w ten sposób w nielicznych ośrodkach na świecie. Uczeni będą mieli także do dyspozycji działający w Świerku reaktor jądrowy Maria, który potrafi wytwarzać pożądane radioizotopy napromieniając neutronami odpowiednie materiały tarczowe. W ramach projektu CERAD powstaną również nowe laboratoria. Łącznie z laboratoriami już istniejącymi w działającym w NCBJ Ośrodku Radioizotopów POLATOM, stworzą one kompleksową infrastrukturę pozwalającą syntetyzować i badać nowe radiofarmaceutyki oparte o wytwarzane w cyklotronie i reaktorze radioizotopy. W budynku nowego centrum zostaną ulokowane m.in. specjalistyczne laboratoria wyposażone w komory do prowadzenia prac z radionuklidami chroniące badaczy przed promieniowaniem, powstaną także laboratoria analityczne i biologiczne. Naukowcy będą mogli przeprowadzić badania przedkliniczne opracowywanych leków, natomiast dzięki udziałowi w konsorcjum uczelni medycznych, najlepsze z rozwiązań – po uzyskaniu wymaganych pozwoleń komisji bioetycznych – będzie można skierować do badań klinicznych. Prace nad projektowaniem nowych leków uzyskają także potężne wsparcie obliczeniowe dzięki udostepnieniu na ich potrzeby potencjału i kompetencji ośrodka obliczeniowego Centrum Informatycznego Świerk. Celem zasadniczym CERAD jest uzyskanie zupełnie nowych, skutecznych i bezpiecznych leków – tłumaczy prof. Renata Mikołajczak, pełnomocnik Dyrektora ds. naukowych oraz współpracy krajowej i międzynarodowej Ośrodka Radioizotopów POLATOM, kierownik projektu CERAD. Mając do dyspozycji szeroką gamę izotopów promieniotwórczych wytwarzanych w cyklotronie lub w reaktorze, możemy projektować znaczniki izotopowe umożliwiające wcześniejsze i bardziej precyzyjne wykrywanie schorzeń, a co za tym idzie, wcześniejsze wdrażanie odpowiednich procedur terapeutycznych. Chcemy łączyć techniki izotopowe z innymi metodami diagnostycznymi opartymi np. o molekularne markery stanu chorobowego czy obrazowanie z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego. Dzięki szerokiemu spektrum dostępnych izotopów promieniotwórczych będziemy mogli tak dobrać energię promieniowania i biologiczny okres półtrwania leku w organizmie, by zapewnić optymalną dawkę terapeutyczną, uwzględniając charakter i rozległość choroby, oraz indywidualną sytuację chorego. Będziemy opracowywać zarówno leki finalne, jak i ich prekursory służące do przygotowywania radiofarmaceutyków. Proces wytwarzania radiofarmaceutyków jest wieloetapowy. Rozpędzone w cyklotronie protony, deuterony lub cząstki alfa będą uderzały w tarcze o specjalnie dobranym składzie. W nich, na skutek przemian jądrowych wywołanych przez bombardujące cząstki, powstaną promieniotwórcze izotopy pierwiastków. W podobny sposób wytwarzane są radioizotopy w strumieniu neutronów pochodzących z reaktora jądrowego. Lista nuklidów interesujących z medycznego punktu widzenia obejmuje kilkadziesiąt elementów – od najlżejszego węgla C-11, do najcięższego aktynu Ac-225. Powstałe w napromienianych tarczach odpowiednie radionuklidy muszą zostać najpierw z nich wydzielone, a następnie dokładnie oczyszczone – stosuje się w tym celu zarówno metody chemiczne, jak i fizyczne. W dalszej kolejności radionuklidy zostają przyłączone do odpowiednich struktur chemicznych o powinowactwie np. do komórek nowotworowych. Struktury te stanowią dla radionuklidów nośniki transportujące je do wnętrza organizmu w pożądane miejsce. Nośnikami są najczęściej peptydy, tak dobierane, by gromadziły się w chorobliwie zmienionych komórkach. Dzięki rozpadom promieniotwórczym radionuklidów przyłączonych do nośników i nagromadzonych w komórkach rakowych, można zdiagnozować miejsca chorobowe u pacjenta. Służą do tego tomografy typu PET i SPECT. W podobny sposób można zastosować radioizotopy do radioterapii wewnętrznej. W tym przypadku zamiast izotopu promieniotwórczego wysyłającego użyteczne diagnostycznie promieniowanie beta+ lub gamma, można dostarczyć do chorych komórek nuklidy emitujące promieniowanie, które niszczy komórki rakowe. Zadaniem naukowców opracowujących nowe radiofarmaceutyki jest odpowiednie dobranie zarówno radioizotopu jak i nośnika tak, by uzyskać jak najlepszy efekt diagnostyczny lub terapeutyczny, precyzyjnie trafić w miejsce choroby i wywołać jak najmniej niepożądanych skutków ubocznych. Infrastruktura badawcza powstająca w ramach projektu CERAD będzie miała charakter otwarty i będzie udostępniana do prowadzenia prac badawczych m.in. w ramach programów sieciowych European Strategy Forum on Research Infrastructures (ESFRI), Sieci Naukowej "Radiofarmacja i Medycyna Nuklearna", a także do celów kształcenia akademickiego. W szczególności będą się w nim kształcić specjaliści z zakresu radiofarmacji, w ramach programu realizowanego przez Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego. We współpracy międzynarodowej m.in. w ramach programów COST przyjmowani będą naukowcy prowadzący badania ze środków Short Term Scientific Mission i stypendiów naukowych i szkoleniowych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Zgłaszane projekty będą ocenianie przez Radę Konsorcjum pod względem jakości naukowej, uwzględniając całkowite koszty projektu oraz bazę niezbędną do jego uruchomienia. Już dziś są dowody bardzo dużego zainteresowania podmiotów zagranicznych polskim przedsięwzięciem. Centrum będzie także realizować zlecenia komercyjne w zakresie badania i wytwarzania radiofarmaceutyków. Koordynatorem konsorcjum CERAD jest Narodowe Centrum Badań Jądrowych. W skład konsorcjum wchodzą: Uniwersytet Warszawski, Instytut Chemii i Techniki Jądrowej, Warszawski Uniwersytet Medyczny, Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. « powrót do artykułu
  23. Kwasy tłuszczowe omega-3 są neutralizują wywołujące listeriozę bakterie Listeria monocytogenes. Nasze badanie pokazało, że częste, naturalnie występujące kwasy tłuszczowe mogą wyłączyć pewne geny, które sprawiają , że L. monocytogenes są niebezpieczne. Testowaliśmy kwasy omega-3 i okazało się, że zneutralizowanie pałeczek zajęło im zaledwie pół godziny - opowiada Birgitte Kallipolitis z Uniwersytetu Południowej Danii. Duńczycy prowadzą kilka badań, by zrozumieć, co dzieje się na poziomie molekularnym, gdy L. monocytogenes stykają się z kwasami tłuszczowymi. To interesujące, że naturalnie występujące, zupełnie nieszkodliwe, a właściwie zdrowe kwasy tłuszczowe można wykorzystać do radzenia sobie z groźnymi bakteriami, takimi jak L. monocytogenes. Niewykluczone, że w dłuższej perspektywie uda się opracować nowe metody terapii - nie tylko przeciwko bakteriom powodującym listeriozę, ale i przeciw innym groźnym mikroorganizmom, które obecnie są antybiotykooporne. Badacze od dawna wiedzieli, że wysokie stężenia pewnych kwasów tłuszczowych działają antydrobnoustrojowo i mogą zabijać niebezpieczne bakterie z rodzajów Listeria i Salmonella. Teraz odkryliśmy, że coś dzieje się także przy niskich stężeniach kwasów tłuszczowych. W dodatku chodzi o zupełnie inne zjawisko. Podczas studium, którego wyniki ukazały się w piśmie Research in Microbiology, Duńczycy zaobserwowali, że kwasy omega-3 nie zabijają bakterii, ale wyłączają geny odpowiedzialne za ich zjadliwość. Nasza teoria jest taka, że kwasy tłuszczowe robią coś z białkiem PrfA, tak że nie jest ono w stanie aktywować genów wirulencji [większość genów odpowiedzialnych za patogenność L. monocytogenes znajduje się na chromosomie - nazywa się je "zależnym od PrfA zespołem genów zjadliwości"]. Bardzo chcemy odkryć, co dokładnie się dzieje. Choć może się wydawać, że to niezbyt dobrze, że bakterie nie są zabijane, a jedynie unieszkodliwiane, de facto mamy do czynienia z pozytywnym zjawiskiem. Gdy wzrost bakterii nie jest zagrożony, nie zaczynają one rozwijać strategii zapewniających oporność na atak. Lepiej więc pozostawiać mikroby żywe i zamiast tego neutralizować ich zdolność wywoływania choroby - podsumowuje Kallipolitis. « powrót do artykułu
  24. Zanieczyszczenie powietrza zaburza sen. Wcześniejsze badania wykazały, że zanieczyszczenie powietrza oddziałuje na zdrowie serca, oddychanie oraz pracę płuc, ale niewiele wiadomo, czy [i ewentualnie jak] wpływa na sen - opowiada dr Martha E. Billings z Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Podejrzewaliśmy, że coś musi być na rzeczy, skoro zanieczyszczenie powietrza powoduje podrażnienie, opuchliznę i niedrożność górnych dróg oddechowych i wpływa na ośrodkowy układ nerwowy oraz regiony mózgu kontrolujące wzorce oddychania i sen. Amerykanie analizowali dane 1863 uczestników Multi-Ethnic Study of Atherosclerosis (MESA), którzy brali także udział w "podbadaniu" Sleep and Air Pollution (średnia wieku wynosiła 68 lat). Naukowcy przyglądali się dwóm rodzajom zanieczyszczeń: dwutlenkowi azotu (NO2) i pyłowi zawieszonemu PM2,5 (o średnicach cząstek nieprzekraczających 2,5 mikrometra). W oparciu o dane ze stacji monitoringu z 6 amerykańskich miast i cechy lokalnego środowiska za pomocą narzędzi statystycznych można było wyliczyć ekspozycję na zanieczyszczenie powietrza w domu wszystkich badanych w 2 okresach: rocznym i 5-letnim. Za pomocą noszonego na nadgarstku aktygrafu przez 7 kolejnych nocy mierzono aktywność ruchową ochotników (ich wzorce snu i czuwania), a później wyliczano wydajność snu, czyli iloraz całkowitego czasu snu do czasu spędzanego w łóżku. W przypadku najgorzej śpiących dwudziestu pięciu procent iloraz ten wynosił 88% lub mniej. By sprawdzić, jak ma się wydajność snu do zanieczyszczenia powietrza, naukowcy podzielili próbę na ćwiartki poziomów zanieczyszczenia. Następnie 25% osób z najwyższym zanieczyszczeniem porównywano do 25% osób z najniższym zanieczyszczeniem. W grupie z najwyższym stężeniem NO2 w ciągu 5 lat prawdopodobieństwo złej wydajności snu było niemal o 60% wyższe niż w grupie z najniższym poziomem dwutlenku azotu. W przypadku grupy z największą ekspozycją na PM2,5 prawdopodobieństwo występowania snu złej jakości było prawie o połowę wyższe. Naukowcy brali poprawkę na wiele czynników, w tym na wiek, wagę, bezdech senny, rasę/pochodzenie etniczne, przychód i palenie. Akademików interesowało, jak na sen wpływa chroniczna ekspozycja na zanieczyszczenie powietrza. Mogą istnieć ostre skutki krótkotrwałej ekspozycji, ale [na razie] nie mamy danych, by to badać. Nowe wyniki wskazują na możliwość, że powszechnie doświadczane poziomy zanieczyszczenia powietrza wpływają nie tylko na choroby serca i płuc, ale i na jakość snu - podsumowuje dr Billings. « powrót do artykułu
  25. System sztucznej inteligencji AlphaGo ponownie zmierzy się z człowiekiem w go. Tym razem przeciwnikiem oprogramowania będzie 19-letni Chińczyk Ke Jie. Pierwsza z zaplanowanych trzech partii rozpocznie się jutro w mieście Wuzhen. W ubiegłym roku AlphaGo pokonał południowokoreańskiego arcymistrza Lee Se-Dola, wgrywając z nim 4:1. Maszyna po raz pierwszy w historii wygrała z czołowym zawodnikiem go, co zostało uznane za olbrzymi krok w rozwoju sztucznej inteligencji. Go, pomimo niezwykle prostych reguł, jest być może najtrudniejszą grą w historii, z gigantyczną liczbą możliwych rozwiązań. Dlatego też jeszcze do niedawna uznawano ją za bastion ludzkiej inteligencji. Ostatnio bastion ten został nadkruszony przez maszynę, a wyłom jest na tyle poważny, że Ke Jie nie daje się większych szans w starciu z AlphaGo. Sukces AlphaGo daje szansę na wdrożenie SI do wielu różnych zadań i na wielu polach, być może nawet do znajdowania rozwiązań problemów, których ludzie nawet nie potrafią sobie wyobrazić, powiedział Damis Hassabis, założyciel firmy DeepMind, która stworzyła AlphaGo. Głównym celem specjalistów pracujących nad sztuczną inteligencją jest bowiem stworzenie maszyny zdolnej do rozwiązywania całej gamy problemów, działającej podobnie jak ludzki mózg, a nie wyspecjalizowanej w jakimś wąskim zakresie. Ke Jie został profesjonalnym graczem w Go już w wieku 11 lat. Przez dwa lata był najlepszym zawodnikiem na świecie. Sam określa siebie jako „pretensjonalnego dupka”. Gdy dowiedział się o przegranej Lee Sedola stwierdził, że maszyna nigdy go nie pokona. Dawać ją tutaj, napisał na serwisie społecznościowym. Ke był jednym z wielu chińskich graczy, którzy w styczniu bieżącego roku zostali wyzwani do online'owych zawodów przez kogoś, kto określał się mianem „Mistrza” i twierdził, że wygrał 60 partii z rzędu. Później okazało się, że jest to ulepszona wersja AlphaGo. Program nie grał na maksimum swoich możliwości. Ke będzie bardzo trudno, ale z drugiej strony trzeba zauważyć, że bardzo ciężko pracował on nad zmianą metod treningowych. Mam nadzieję, że dobrze mu pójdzie, powiedział Gu Li, były mistrz Chin. AlphaGo wykorzystuje dwa zestawy głębokich sieci neuronowych, wykorzystujących miliony połączeń podobnych do neuronów. Program częściowo samodzielnie nauczył się grać, rozgrywając miliony partii przeciwko samemu sobie. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...