Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Ranking


Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 18.05.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. 5 punktów
    Po lewej czy po prawej stronie? Obecnie nie mamy tego dylematu i w większości krajów na świecie jeździmy po prawej. Jednak jeszcze niedawno liczba państw, w których obowiązywał ruch lewostronny była znacznie większa, niż obecnie. Po lewej stronie jeżdżono w Szwecji czy Danii, a w Austrii w pierwszej połowie XX wieku w części kraju obowiązywał ruch lewo-, a w części prawostronny. Teraz wszyscy Austriacy jeżdżą po prawej. Kto jednak ma rację i który sposób poruszania się jest bardziej właściwy czy uzasadniony? Tego droga, kto silniejszy Przez większość historii ludzkość nie potrzebowała przepisów dotyczących ruchu na drogach. Nawet w tak rozwiniętych państwach jak Imperium Rzymskie, z jego rozbudowaną siecią dróg, nie istniały odgórnie narzucone zasady poruszania się. Większość dróg było wąskich, więc wprowadzanie obowiązku jazdy po konkretnej stronie i tak mijało się z celem. Nawet na szerokich drogach jeżdżono środkiem, po koleinach, a pierwszeństwo miał ten, kto je wymusił. Większy, silniejszy czy znaczniejszy mógł więc zostać w wygodnych bezpiecznych koleinach, a mniejszy musiał zjechać wozem na bok i liczyć na to, że nie ugrzęźnie na poboczu. Jedynie na kilku szerokich mostach wprowadzono zasady mijania się po konkretnych stronach. Badania kolein na drogach w ruinach Pompejów sugerują, że w mieście tym jeżdżono po prawej stronie. Jednak była to preferencja kulturowa, a nie odgórny nakaz. Co nie znaczy, że rządzący w Imperium nie zajmowali się ruchem drogowym. Wiemy, że już w I wieku przed naszą erą ruch kołowy w Rzymie stanowił tak wielki problem, iż Juliusz Cezar wydał zakaz poruszania się powozów i rydwanów przed godziną 15. Wyjątek wprowadzono dla wozów z materiałami budowlanymi na potrzeby świątyń lub innych robót publicznych. Zarządzenie miało ułatwić ruch pieszy w mieście. Ruch może i ułatwiło, ale miało to swoje konsekwencje. Ponad 100 lat później poeta Juwenalis w jednej ze swoich satyr narzeka, że hałas czyniony przez wozy w nocy nie pozwala ludziom spać. Pierwsze zasady Najstarszy zapis zasad poruszania się po drodze znajdziemy prawdopodobnie w Zhou Li (Obyczaje Zhou) z II w. p.n.e. Dzieło opisuje organizację państwa zachodniej dynastii Zhou (1046 p.n.e. – 771 p.n.e.). W księdze czytamy, że na drogach mężczyźni zajmują prawą stronę, kobiety lewą, a wozy jadą środkiem. Jednak były to nie tyle przepisy ruchu drogowego, co opis struktury społecznej. Gdy zaś trzeba było się minąć, o tym, kto którą stronę zajmie, decydował przypadek lub obyczaj, nie nakaz prawny. I takie zwyczajowe zasady nie dotyczyły całości ruchu, a określały, kto komu ma ustąpić z drogi.  W niektórych miejscach władze dość wcześnie regulowały pewne zasady poruszania się. Sachsenspiegel, saksońskie prawo z początków XIII wieku, mówiło, że pieszy ma ustąpić konnemu, konny wozowi, a wóz pusty wozowi pełnemu. Taki sposób pojmowania ruchu utrzymał się przez wiele wieków. Jeszcze w 1930 roku w raporcie australijskiego rządu znalazło się zalecenie, by na wąskich brukowanych drogach pierwszeństwo miał pojazd cięższy, nawet gdyby oznaczało to, że pojazd lżejszy musi częściowo zjechać z drogi. Obyczaj najważniejszy Dla osób pieszych bardziej naturalnym jest trzymanie się prawej strony. Niektórzy twierdzą, że dzieje się tak, gdyż większość ludzi jest praworęczna, więc żołnierz niosący tarczę na lewym ramieniu, wolał mieć ewentualnego napastnika po swojej lewej stronie, zatem w niespokojnych czasach mijał idącego z naprzeciwka człowieka wybierając prawą stronę drogi. W sytuacji, gdy zbrojny nie miał tarczy, to mając przypasaną broń po lewej stronie mógł się nią szybciej zasłonić, gdy potencjalny napastnik również był po lewej. Mijając się z nim wybierał więc prawą stronę drogi. To jednak tylko dywagacje. Pewnym jest zaś, że wybór prawej strony jest jest naturalny podczas prowadzenia zwierząt. Trzymamy je prawą ręką, więc wygodniej jest iść z lewej strony zwierzęcia, wybierając prawą stronę drogi. W Japonii zaś savior-vivre wymagał, by mijać się tak, aby przypasany u boku miecz był dalej od mijanej osoby. Tym bardziej, że na wąskich uliczkach miast mijający się samurajowie, idąc prawą stroną, mogli przypadkiem zderzyć się mieczami co mogło zostać uznane za obrazę i powód do pojedynku. Rozsądnie więc było zejść na lewą stronę, by uniknąć przypadkowego zderzenia i nieporozumienia towarzyskiego. Zwyczaj ten został sformalizowany, gdy powstawała japońska sieć kolejowa.Była ona budowana przez Brytyjczyków, więc tutaj nałożyły zwyczaj obu krajów i pociągi jeździły lewym torem. Ostatecznie przepisy z 1924 roku uregulowały kwestię ruchu lewostronnego. Do dzisiaj Japonia jest jednym niewielu państw nie będących w przeszłości brytyjską kolonią, w których obowiązuje ruch lewostronny. Po drugiej stronie oceanu koloniści mieszkający na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych przywieźli ze sobą różne zwyczaje, więc brytyjskie kolonie w Ameryce Północnej nie zostały zdominowane przez brytyjski zwyczaj poruszania się lewą stroną. Co więcej, wszystkie dostępne dowody wskazują, że w kolonialnej Ameryce Północnej poruszano się zwykle po prawej stronie drogi. Wozy przesądziły sprawę Historycy zgadzają się co do tego, że najważniejszym impulsem utrwalenia ruchu prawostronnego było pojawienie się wozów typu Conestoga. Conestoga był ciężkim wozem, prototypem dla słynnych szkunerów prerii, zdolnym do przewożenia nawet do 6 ton ładunku i był ciągnięty przez 4-6 zwierząt. Po raz pierwszy wozy tego typu były używane do transportu pszenicy pomiędzy doliną Conestoga w Pennsylwanii a pobliskimi miastami. Wozy nie miały specjalnego siedziska. Woźnica albo szedł po lewej, albo siedział lub stał na tzw. lazy board umieszczonej z lewej strony pomiędzy osiami wozu, gdzie znajdował się hamulec, albo też jechał na oklep na ostatnim zwierzęciu po lewej. Lewa strona była naturalnym wyborem, gdyż większość ludzi jest praworęczna, więc lejce trzymali w prawej ręce. A skoro woźnica znajdował się po lewej, to naturalnym wyborem było mijanie się wozów na wąskich drogach po prawej stronie, dzięki czemu powożący mogli pilnować, by nie zahaczyć się wystającymi osiami. Wozy Conestoga pojawiły się około 1750 roku i sposób powożenia nimi miał tak wielki wpływ na obyczaj poruszania się po drogach, że prawostronny ruch przyjęto w najwcześniejszych amerykańskich przepisach regulujących tę kwestię. W 1792 roku władze Pennsylwanii nakazały, by wozy mijające się na Pennsylvania Turnpike pomiędzy miastami Lancaster i Filadelfia, wybierały prawą stronę drogi. Pierwsze prawo regulujące ruch na wszystkich drogach stanowych zostało przyjęte w Nowym Jorku w 1804 roku i nakazywało ono ruch prawostronny. W roku 1813 takie samo rozwiązanie przyjął stan New Jersey. Z czasem podobne zasady wprowadziły inne stany, gdy więc w USA zaczęły powstawać pierwsze samochody, ich twórcy umieszczali kierownice po lewej strony, by – podobnie jak w przypadku wozów Conestoga – kierowcy mogli mijać się jadąc po prawej stronie drogi. W Meksyku podróżowano głównie po prawej stronie, jeszcze zanim kraj uzyskał niepodległość od Hiszpanii. A prawostronną zasadę poruszania się tylko wzmocnił import samochodów z USA. Miały one kierownice z lewej strony, więc jeżdżono po prawej. Amerykańskie samochody prawdopodobnie miały też wpływ na kształtowanie się prawostronnego ruchu w Kanadzie, ale tam był to długotrwały proces. W prowincji Ontario jeżdżono po prawej stronie już w 1812 roku, ale na przykład w Nowej Szkocji jeszcze w roku 1922 poruszano się po lewej. W Europie sytuacja nie była tak klarowna. We Francji na przełomie XVIII i XIX wieku stosowano wozy dostawcze podobne do Conestoga. Woźnica siedział na ostatnim koniu po lewej. Zatem mijające się wozy zjeżdżały na prawo. Zasadę tę zaczęli stosować też i cywile. Wraz z podbojami Napoleona zasada ruchu prawostronnego zaczęła rozpowszechniać się w Europie. W 1852 roku wydano we Francji dekret, dotyczący głównych dróg i ulic miejskich, w którym nakazano ruch prawostronny. Reguły takie przyjmowały też inne kraje. W Rosji ruch prawostronny wprowadzono jeszcze za caratu, na Bliskim Wschodzie rozpowszechnił się on za czasów Imperium Osmańskiego, a w Chinach wprowadzono ją pod rządami Kuomintangu w 1946 roku. Przy zasadzie ruchu lewostronnego pozostała Wielka Brytania i jej kolonie. Ruch lewostronny Dlaczego więc Brytyjczycy jeżdżą inaczej niż reszta Europy? Poruszanie się lewą stroną drogi było na Wyspach powszechnym zwyczajem. A został on wzmocniony konstrukcją brytyjskich wozów z XVIII i XIX wieku. Były one mniejsze niż Conestoga i... miały z przodu ławkę. Ławka zaś dawała woźnicy więcej swobody. I zwykle woźnica siadał po prawej stronie koni, by móc swobodnie prawą dłonią operować batem, bez obawy, że zahaczy o ładunek z tyłu. Mijając inny wóz zjeżdżano więc na lewo. W powozach przewożących pasażerów woźnica również siadał po prawej, a obok niego siedział pomocnik, który mógł szybko zeskoczyć i pomóc pasażerom przy wysiadaniu. Pierwsze na Wyspach prawo nakazujące korzystanie z konkretnej strony drogi pojawiło się już w 1669 roku. I przepis ten mógł stać się prekursorem wszystkich brytyjskich praw dotyczących organizacji ruchu. Nakazano wówczas, by na London Bridge wozy trzymały się lewej strony. W 1772 roku Szkocja nakazała ruch lewostronny na wszystkich swoich drogach. A zasada ta została ostatecznie przypieczętowana w 1835 roku, kiedy to Highway Act narzucił ruch lewostronny na wszystkich drogach Wielkiej Brytanii. Gdy więc na Wyspach zaczęto produkować samochody, kierownice montowano z prawej strony. Zasada ruchu lewostronnego trafiła też do brytyjskich kolonii. Obecnie obowiązuje ona w ponad 60 państwach i terytoriach zależnych, głównie w Wielkiej Brytanii i części jej byłych kolonii. Z kolei na dwóch brytyjskich terytoriach zależnych – Gibraltarze i Brytyjskim Terytorium Oceanu Indyjskiego (BIOT) – obowiązuje ruch prawostronny. Gibraltar wybrał tę zasadę ze względu na granicę lądową z Hiszpanią. Z kolei BIOT składa się z niewielkiej wyspy Diego Garcia i tysięcy miniaturowych niezamieszkanych wysepek. Na Diego Garcia jest duża amerykańska baza wojskowa, więc wprowadzono tam ruch prawostronny. « powrót do artykułu
  2. 4 punkty
    Wszystkiego dobrego z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Radości, spokoju, rodziny i przyjaciół w otoczeniu, zdrowia i pomyślności. Ania, Jacek i Mariusz « powrót do artykułu
  3. 4 punkty
    Możesz jaśniej? O co ci chodzi? Kto ma wyłączyć ten telewizor? My, czy Rosjanie? A z czego ty czerpiesz wiedzę i prawdę? Z ksiąg objawionych? Właśnie włączyłem się w tą akcję. Zakładam konta na rosyjskich portalach (spróbuję też na białoruskich) i na wszelkich możliwych forach rosyjskich. Będę zamieszczał tam informacje o zbrodniach Putlera i kłamstwach jakimi karmi swoich obywateli. Rosjanie muszą wiedzieć, że są okłamywani. Jeśli my im tego nie uświadomimy, to dalej będą myśleć, że ich wódz, to bohater, gdy tymczasem jest zbrodniarzem i terrorystą. Owszem, jeden wpis na jakimś forum nic nie zmieni, ale tysiące takich wpisów może dać im do myślenia.
  4. 3 punkty
    Widzę, że temat się trochę rozrósł i nawet zaognił, i już chciałem dolać oliwy do tego ognia, ale „ugryzłem się” w klawiaturę , bo jeśli temat schodzi na ideologie „lewacko-prawacko-katolicko-komunistyczne”, to kończy się merytoryczna dyskusja, a zaczyna tępa, bezmyślna indoktrynacja wyższości jednych nad drugimi. Dlatego każdego, kto prowokuje i zaczyna wyzywać innych od „lewaków”, „prawaków”, „komunistów” itp. najchętniej od razu bym zbanował, gdybym mógł tu to zrobić. Problem w tym, że część społeczeństwa skażona jest taką czy inną ideologią i posługuje się nią zamiast używać wiedzy i logiki. Mało tego! Ci ludzie wychowują potem w tej swojej ideologii swoje dzieci i nie da się całkiem od nich uciec. Na pocieszenie tych co twierdzą, że powodem spadku dzietności kobiet jest ich edukacja i samorozwój, pragnę poinformować, że ponoć powszechna komputeryzacja zaczyna „uwsteczniać” niektóre pokolenia, więc jest szansa na to, że niedługo ludzkość znów zejdzie do poziomu średniowiecza, co daje nadzieję, że demografia zwów wystrzeli w górę OK, ale popatrzmy na ten wykres: źródło: https://www.macrotrends.net/global-metrics/countries/POL/poland/fertility-rate Widać na nim wyraźny spadek dzietności od roku 1950. Mimo to ten spadek wyhamowywał pomimo rządów komunistów i tendencja hamowania utrzymywała się aż do roku 1983 (wychodząc nawet na plus!), kiedy to rządy komunistów zaczęły się chwiać. Po tym znów nastąpił „zjazd” aż do roku 1998, gdy nieco się poprawiło, a potem w 2003 nastąpił gwałtowny wzrost urodzeń (SLD doszło do władzy), który utrzymywał się aż do roku 2008. Wtedy znów nieco nam wskaźnik spadł, by w roku 2014 ponownie się podnieść wabiona perspektywą socjalu serwowanego przez PiS. Wnioski wydają się takie, że rządy „lewaków” jakoś nie przeszkadzają w dzietności kobiet, wręcz przeciwnie. Rząd SLD spowodował gwałtowny wzrost dzietności kobiet pomimo, że nie dawali ludziom gotówki w postaci 500+ itp. programów(!). Jak to się więc stało, że ludzie nagle postanowili mieć wtedy dzieci? W 2015 roku PiS postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i dać ludziom pieniądze „na dzieci” kupując sobie jednocześnie głosy wyborcze. To zadziałało, ale jak widać na krótką metę, bo już w 2018 roku nastąpił spadek (zaledwie po 3 latach od wprowadzenia 500+). Widać więc, że za pieniądze nie da się kupić dzietności, nie da się „kupić” dzieci (a jeśli się da to chwilowo). Co więc sprawia, że ludzie chcą mieć dzieci, skoro nie chodzi aż tak bardzo o pieniądze? Ale czy na pewno? Ciekawy byłem jak się ma dzietność do inflacji, więc położyłem na tym wykres inflacji: I rzeczywiście. Na tym wykresie widać, że wzrost inflacji spowodował stałą tendencję spadkową. Ale jest pewne zaskoczenie, bo w czasie największej inflacji w latach 1990-1991 powinna ona spowodować gwałtowny spadek dzietności, a tymczasem był on niewielki. Widać więc, że ludziom nie zupełnie o pieniądze chodzi i potwierdza to, że za pieniądze nie da się „kupić” dzieci. Dlatego ponowna korupcja polityczna PiS nie udała się i PiS przegrał „wygrane” wybory. Skoro więc nie chodzi aż tak bardzo o pieniądze, to o co chodzi? Co sprawiło, że dzietność za SLD zaczęła tak gwałtownie rosnąć? Jak już pisałem, nie przypominam sobie aby SLD zaczęło ludziom rozdawać kasę na dzieci. Myślę, że dzietność wzrosła, bo ludzie poczuli, że nadchodzą nowe lepsze czasy i wzrost bezpieczeństwa. Inflacja wyhamowała. W 1999 Polska przystąpiła do NATO, a w 2004 roku wstąpiliśmy do Unii Europejskiej. Nastąpił wzrost swobód obywatelskich. Ludzie poczuli się wolni. Poczuli liberalizm. Zaczęto reformy szkolnictwa, budowę nowych żłobków i przedszkoli. Zaczęła poprawiać się opieka zdrowotna itp. itd. Dlaczego PiSowi udało się poprawić dzietność w tak słabym stopniu? Bo pieniądze to nie wszytko. Co z tego, że dali ludziom kasę, jak jednocześnie zabrali ją ze szkół, przedszkoli czy szpitali. Do tego zaczęli ograniczać swobody obywatelskie. Ograniczać dostęp matkom do podstawowych badań płodów. Zaczęli coraz bardziej ograniczać możliwość aborcji, nawet za cenę życia kobiet! To absurd, który sprawia, że kobiety naprawdę zaczęły bać się zachodzić w ciążę! Moje spostrzeżenia (chodzi głównie o Polską demografię) na ten temat są takie: Dawniej, gdy medycyna stała na niskim poziomie, umierało bardzo dużo dzieci (czasami kobieta rodziła 8-10 dzieci, a do dorosłości dożywało 2-3). Aborcje prawie nie były robione. Przetrwały tylko najzdrowsze i najmocniejsze dzieci. Śmierć dzieci była powszechna. Ludzie godzili się z tą sytuacją, bo nie mieli innego wyjścia. Ale wiedzieli też, że jeśli urodzi się dziecko kalekie, to nie przeżyje. Nie czuli więc też strachu, że całe życie będą musieli opiekować się niepełnosprawnym dzieckiem. Takie sytuacje zdarzały się rzadko. Ludzie żyli we wspólnotach wielorodzinnych i wielopokoleniowych. Wiedzieli, że w razie problemów mogą liczyć na pomoc. Obecnie medycyna stoi na tak wysokim poziomie, że możliwe jest utrzymanie przy życiu nawet bardzo chorych dzieci. Jednak ich utrzymywanie przy życiu zwykle jest bardzo kosztowne. (a wg mnie czasami nawet nieetyczne, a bywa, że wręcz barbarzyńskie) Ale medycyna obecnie pozwala też zwykle wykryć i usunąć ciążę, która nie daje szans na urodzenie zdrowego dziecka. Jeśli ogranicza się kobietom możliwość zbadania płodu i możliwość decydowania o tym, co począć z wadliwym płodem, to w kobietach (ale też w mężczyznach) narasta strach. (Do tego dochodzi „nakaz” rodzenia dzieci z gwałtów). Widmo takich sytuacji jest dla wielu rodzin trudne do zaakceptowania. Do tego brak jest ze strony państwa należytej pomocy dla rodzin opiekujących się niepełnosprawnymi osobami. Państwo nie chce brać na siebie tak dużych kosztów, więc rodziny są zostawiane samym sobie. To jest nie do zaakceptowania. W takich warunkach ludzie nie będą chcieli mieć dzieci. I nie pomogą w tym żadne 500+ czy 800+. Pary albo ograniczają możliwość posiadania potomstwa, albo uciekają za granicę, gdzie mają dostęp do nowoczesnej medycyny i lekarzy nie obciążonych prawnie i/lub religijnie. Dzietność Polek na emigracji jest dużo wyższa niż dzietność Polek w kraju. Tam gdzie kończy się liberalizm, a zaczyna zamordyzm, dzieci nie będzie. Jeśli to nie da polskim politykom nic do myślenia, to żadnej poprawy w tym względzie nie będzie. Potrzebna jest mądra polityka prorodzinna. Przede wszystkim możliwość decydowania Polaków o sobie (nie tylko kobiet). Inwestowanie w medycynę prenatalną. Dostęp do rzetelnej informacji medycznej. Dostęp do nowoczesnych leków zapobiegających niechcianej ciąży. Dostęp do nowoczesnych technik in-vitro. Inwestowanie w żłobki i przedszkola, aby rodzice mogli prowadzić życie zawodowe bez obaw o swoje dzieci. Inwestowanie w szkoły i zapewnienie dzieciom zdobywania rzetelnej wiedzy (a nie zabobonów i indoktrynacji). Rozwijanie programów pozaszkolnych dla dzieci i młodzieży. Dofinansowywanie i rozwijanie ośrodków pomocy społecznej, nastawionej na pomoc rodzinom, które z różnych powodów znalazły się w trudnej sytuacji. Dawanie kasy do ręki mobilizuje jedynie ludzi pazernych i leniwych. To jest droga donikąd. Dzieci to nie przedmioty. „Kupowanie” dzieci przez państwo to proceder wg mnie wręcz obrzydliwy. To element korupcji politycznej, która przypomina mi handel ludźmi. To patologia, która nie ma nic wspólnego z pomaganiem. To patologia. Chyba jednak trochę ulało mi się tej oliwy do ognia i pewnie narażę się wielu ludziom, zwłaszcza ludziom „kultury” i „antylewactwa”, ale tematu już ciągnął nie będę. Z mojej strony EOT ⛔ więc nie będę odpowiadał na żadne cytowania.
  5. 3 punkty
    Przed 50 laty w laboratorium ISOLDE w CERN-ie odkryto, że jądra atomów mogą zmieniać kształt. Wówczas zaobserwowano to zjawisko w odniesieniu do jąder rtęci, później również bizmutu. Teraz naukowcy stwierdzili, że również i jądro złota zmienia kształt, ale w inny sposób niż rtęć i bizmut. Najnowsze badania dowiodły więc, że zjawisko zmiany kształtu jądra atomowego wciąż stanowi wyzwanie dla naszego rozumienia fizyki na poziomie atomów. Wraz z utratą masy, jądra atomów mają tendencję do kurczenia się. Jednak trzeba pamiętać, że są one złożonymi systemami, zbudowanymi z protonów i neutronów, które są z kolei zbudowane z kwarków. Zwykle mają kształt sfery, ale gdy usuniemy cząstki z ich wnętrza niekoniecznie po prostu się skurczą, zachowując kształt. Z dotychczas przeprowadzonych badań wiemy, że jądra rtęci i bizmutu, których pozbawiono nawet pojedynczego neutronu, mogą dramatycznie zmieniać kształt z takiego przypominającego standardowa piłkę w podobny do piłki do rugby. Naukowcy z ISOLDE postanowili zbadać, jak przebiegają zmiany kształtu atomu złota pozbawianego neutronów. Przyjrzeli się więc atomom złota posiadającym od 104 do 97 neutronów. Stabilny naturalny atom złota posiada 118 neutronów i 79 protonów. Wyniki badań były zaskakujące. Jeszcze przy 108 neutronach atom złota był sferą. Przy 107 zmienił kształt na taki, jak piłka do rugby, i pozostawał takim do 101 neutronów w jądrze. Także i w przypadku złota – podobnie jak wcześniej w przypadku rtęci, bizmutu i ołowiu – doszło do zmiany średniego promienia kwadratowego atomu około liczby 104 neutronów. Jednak w przypadku złota pojawiła się jeszcze dodatkowa zmiana kształtu, do której doszło przy 99 neutronach. Takiego wzorca ewolucji kształtu jądra nie obserwowaliśmy nigdy wcześniej. W przeciwieństwie do rtęci i bizmutu, gdzie zmiany są równomiernie rozłożone, by zmniejszyć energię wiązań, w przypadku złota kształt piłki do rugby zdecydowanie wygrywa, gdy w jądrze jest około 104 neutronów. Później, przy 99 neutronach, jądro złota znowu wygląda jak piłka do rugby i nagle zmienia się w standardową piłkę, mówi główny autor badań, James Cubiss. Po przeprowadzonych badaniach do pracy usiedli teoretycy, którzy próbowali wyjaśnić zaobserwowane zjawisko na gruncie obowiązujących teorii. Stwierdzili, że model budowy jądra atomowego, którym się posługują, oddaje prawidłowo zmiany kształtu atomu złota tylko wówczas, jeśli do obliczeń wprowadzą dodatkowe dane. Tak więc po 50 latach od odkrycia fenomenu zmiany kształtu jądra atomu zjawisko to wciąż jest zagadką dla fizyki. « powrót do artykułu
  6. 3 punkty
    W społeczeństwo została wpompowana masa neurotycznych kalek myślowych powodujących, że jakiekolwiek słowo o "duchowości" od razu kojarzy się niemyślącym samodzielnie ludziom z przemocą, gwałtami, narzucaniem itp. Problem polega na tym, że nie potrafią ci ludzie przetworzyć informacji wynikającej z takiego artykułu. Ich własne neurotyczne skojarzenia wprowadzają ich momentalnie na wąską ścieżkę jednotorowego myślenia. Widać to od razu po niektórych komentarzach. Tymczasem kwestia duchowości jest ważna dla każdego człowieka. Człowiek potrzebuje mieć odniesienie do czegoś co jest dla niego transcendentne, niewzruszalne. Jeśli tego nie ma wzrasta poczucie niepewności - które szczególnie w sytuacja traumatycznych może prowadzić do tragedii. PS: raczej nie spodziewam się pozytywnego odbioru tego komentarza na tym forum
  7. 3 punkty
    Nie, to wynik doświadczeń ludzkości z pieniądzem zwiększający stabilność rynków finansowych. Kreacja pieniądza jest obecnie pod kontrolą banków centralnych z jednej strony a z drugiej jest dopasowywana do potrzeb rynku poprzez akcję kredytową - pieniądza potrzeba tyle na ile zaciągnięto długów. Oczywiście nie jest to jedyny możliwy algorytm, ale jest prosty i świetnie się sprawdza, nie należy zapominać że w finansach przez setki lat siedzieli "ci brakujący ludzie z prawego ogona krzywej Gaussa", w tym setki Einsteinów. Ja niczego nie muszę zakładać, w głębi duszy pozostałem fizykiem i opisuję rzeczywistość. Bitcoin w pewnych aspektach ma własności pieniądza w innych nie. Prawda III rodzaju. Ilość pieniądza w obiegu jest określana również przez to, ile jest on wart. W sytuacji, kiedy pojawiły się gro(sato)sze znikają efektywne przeszkody dla rozdrabniania, przez co "wzrost wartości" bitcoina jest równoważny niekontrolowanej emisji pieniądza fiducjarnego! Bilion $? W "obiegu" może pojawić się 100 razy tyle! To waluta, która dalej ma tę własność, że jedynymi beneficjentami "emisji" są posiadacze pieniądza. W przypadku banków ogranicznikiem poziomu zysków są stopy procentowe i wymagany procent rezerwy: jeśli na rynku pojawi się dodatkowy milion, to bank zarabia wyłącznie procenty od tego miliona, jednocześnie wykonując cholernie użyteczną społecznie robotę racjonalnie sterując akcją kredytową dla przedsiębiorców. W przypadku bitcoinów nie opłaca się ich pożyczać o ile nie mamy gwarancji większej stopy zwrotu niż przeciętna, a nie możemy tego mieć z powodów matematycznych! Bitcoin to pasożyt i nowotwór systemu finansowego, taki który przypadkiem sam wytwarza opiaty uśmierzające ból (i do tego sporo halucynogenów). Chorzy nie chą go wyciąć, bo wydaje im się że robią coraz bogatsi Pieniądz musi mieć stabilną wartość. To dlatego ludzie podają wartość BTC w dolarach, a nie ceny w BTC. Można przyjąć, że system został zhakowany. Gdyby bitcoin był fizyczny i zaczęto nim powszechnie płacić w sklepach, to najdalej po kilku miesiącach zostałby zdelegalizowany. Niematerialność pozwoliła na wymknięcie się mechanizmom obronnym. Równie dobrze mógłbym sam drukować takie "banknoty" w postaci elektronicznego papieru, tzn. byłyby to obligacje wyświetlające sobie swoją obecną wartość w dolarach. Wystarczyłoby, aby dostatecznie wiele ludzi uwierzyło w te deklaracje (obietnica kupna) aby swobodnie krążyły w obiegu. Już wtedy byłoby to dyskusyjne (obietnica bez pokrycia, no bo jaka jest różnica z punktu widzenia kupjących czy kopie je jedna osoba czy miliony oraz czy w przyszlości będzie jedna osoba która te obligacje wykupuje czy wiele). Do pewnego momentu takimi pieniędzmi by obracano, ale gdyby ich wartość zaczęła coraz szybciej rosnąć uznano by je za aktyw... Byłoby to oszustwo nawet gdybym wzorem Ponziego prawie do końca wypełniał swoje zobowiązanie. Schemat Ponziego który jest rozproszony dalej jest oszustwem, nawet jeśli za "sztamę" odpowiada blockchain. W jaskiniach dobrze zachowywały się kości przez co mamy wypaczony obraz. Obserwacje ludów prymitywnych pokazują, że prawie żaden w nich nie mieszka, to ekstremum dotyczące chłodnego klimatu. Dopiero teraz żyjemy w jaskiniach które sami budujemy, do jaskiń wprowadził nas postęp techniczny (beton). Jakby Ci to wyjaśnić... Twoja wolność kończy się tam gdzie zaczyna się moja Zbyt długo rządy pozwalały na eksperyment w postaci kryptowalut, głównie z powodów tych samych dla których miały one taką popularność wśród "inwestorów": nikłego zrozumienia jak działa rzeczywistość Mój pradziadek też lubił postęp. Jako prosty chłop (o ile prosty chłop może znać biegle 4 języki obce w mowie i piśmie) wykupił od hrabiego pół wsi (choć w domu się nie dojadało), zawsze płacił złotem i uwielbiał papierowe pieniądze. W końcu kiedyś znaleziono siennik wypchany "nowoczesnymi" pieniędzmi, które wtedy były już warte dokładnie tyle samo ile siano które zastąpiły (jakby ktoś nie znał określenia etymologii określenia "siano" na pieniądze to już wie, odnośnie "kapusty" mam kilka hipotez ) . Jest kolega taki sam jak mój dziadek - cwany, obrotny i odnoszący sukcesy, do momentu zderzenia z tymi aspektami rzeczywistości których nie do końca rozumie z powodu własnych ograniczeń. Bitcoin zostanie zdelegalizowany, a kolega usłyszy coś takiego: Wystarczy kupić jakikolwiek aktyw. Zresztą podatek inflacyny nie jest taki zły, istotna jest suma wszystkich obciążeń podatkowych na społeczeństwie/gospodarce i jakość/ilość usług które za nie dostajemy z powrotem. Dlatego konto w banku ma przewagę nad materacem, ze względu na oprocentowanie. Nie pokrywa ono pompowanej inflacji, jednak minimalna uczciwość wymagałaby przynajmniej porównania zakumulowanych stóp procentowych dla jednego dolara. Szastanie gołą wartością to zwykła demagogia! Do tego warto uwzględnić rosnącą jakość towarów, za 1 obecnego dolara może kolega kupić rzeczy, które warte byłyby w 1900 setki $AD1900! BTW. Dodruk pieniądza jest pokazaniem wała Chinom które straciły możliwość kupowania czegokolwiek sensownego za swoje ciężko zarobione obligacje skarbowe rządu USA. Dokładnie z tego samego powodu, dla którego nie można wybudować fermy świń w środku osiedla mieszkaniowego. Przeszkadza innym. Jak ludziom nie przeszkadza (zazwyczaj) że ktoś w domu raczy się narkotykami, to wojny gangów, napady rabunkowe i akwizycja przed szkołami już tak. Bitcoin stał się problemem.
  8. 2 punkty
    Tutaj interesujący przypadek endometriozy u mężczyzny: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5833878/
  9. 2 punkty
    "Wykładniczość" tłumienia fal jest zupełnie klasycznym chlebem powszednim, dlatego używamy skal logarytmicznych i metryk typu dB/km. Szkoda życia. Ale dla sportu, coby daleko nie szukać: (byłoby idealnie gdyby osadzało screenshot z odpowiedniego momentu) "Hidden variable theories": -seek rational dynamics that underlies the theory of quantum statistics; seek to describe particle trajectories -all involve a pilot-wave dynamics in witch particle is guided by a wave Otóż są to bzdury. Teorie ze zmiennymi ukrytymi obejmują wszystkie teorie które chciałyby zastąpić losowość pseudolosowością, niepewność zwykłą niewiedzą odnośnie pewnego modelu realistycznego. Ich eliminacja jest absolutnie potężnym rezultatem, który powinien być równie doniosłym dla kolegi, jak zasada zachowania energii dla osób tworzących perpetuum mobile. Teorie z falami pilotującymi jako szczególny przypadek są dzięki temu wykluczone - nie mogą stanowić kompletnego modelu mechaniki kwantowej, co jednak nie wyklucza stworzenia modeli zabawkowych które będą odtwarzać drobny wycinek pewnych zachowań. W fizyce mamy dużo "układów" pozornie łamiących zasadę zachowania energii, zabawkowych perpetuum mobile, włącznie z takimi które "na chama" chowają baterię elektryczną. Wszystkie teorie z falami pilotującymi wykładają się w oczywisty sposób na układach wielu cząstek, co nie przeszkadza osobom zajmującym się tą tematyką wyrzucać pierdolety w stylu "odtwarzają spektrum bozonowe, i są problemy ze spektrum fermionowym" które najwyraźniej starają się sugerować co bardziej słabującym na umyśle, że jakoby połowa roboty jest już zrobiona Ogólnie przeraża mnie rozpowszechnienie się mema "interpretacja mechaniki kwantowej" który oznacza obecnie nic innego jak zupełnie niezależne śmieciowe teorie które za cel biorą sobie nie dawać predykcji dla rezultatów fizycznych eksperymentów, ale próbować odtwarzać wzory mechaniki kwantowej (czyli kopiowanie matematycznej formy zamiast treści) za pomocą najrozmaitszych postulatów, a przez podczepienie się do obowiązującej teorii bezczelnie unikające Popperowskiej falsyfikacji, nie dając też żadnych nowych przewidywań co do zasady. "No panie, interpretację będziesz falsyfikował? I to nie byle kogo, samej mechaniki kwantowej!" Teorie fizyczne nie wymagają wyjaśniania, a jedynie zgodności z doświadczeniem. Teorie efektywne można wyjaśniać teoriami bardziej fundamentalnymi, szczególne ogólnymi, ale sama mechanika kwantowa ze względu na swoją prostotę i totalitaryzm nie wymaga jakichkolwiek głębszych wyjaśnień. Zabawa z dropletami może być określona jako Cult Cargo High Energy Physics, rolę bambusowych lotnisk przejęły wanny z olejem najwyraźniej starające się modelować eter. Ci ludzie nie do końca rozumieją mechanikę kwantową, nie do końca też rozumieją to co robią z dropletami, i ta luka obustronnego niezrozumienia pozwala im wyciągać zbyt daleko idące wnioski. Układy z dropletami wykorzystują bardzo podobną matematykę więc nie ma niczego nadzwyczajnego w tym, że pewne zjawiska wyglądają podobnie. Fantastyczna zabawka, ale nie zwiększa naszego rozumienia mechaniki kwantowej ani o milimetr.
  10. 2 punkty
    Czyli emisja spontaniczna, choć oczywiście (po polsku) atom jako całość traci energię (założyłem, że "jego" dotyczy atomu - wiele trzeba się niestety w Twoim przypadku domyślać). Coś to wnosi w powyższej rozmowie? Gdybyś myślał, że mnie "oświecasz", to jesteś w błędzie, niestety. Możliwość emisji wymuszonej - krótko? Po polsku, zwięźle i dosadnie. Mam nadzieję, że rozumiesz, iż emisja wymuszona nie stanowi dla mnie jakiegokolwiek problemu - dodawanie słowa "ukierunkowana" po "stymulowanej" (po polsku WYMUSZONEJ) jest zbędne. Inna nie istnieje. Kto co woli. Osobiście uważam, że ten biedny elektron nie jest łechtany i "stymulowany" (fuj, lewactwo ), tylko zwyczajnie "zmuszony". Nie ma nic do powiedzenia. No proszę, prawie dociera, ale na poziomie mikro mamy TYLKO prawdopodobieństwo - nic więcej. No może nie 100%, ale o laserach chyba słyszałeś? Ed.: Zapomniałem. Co wnosi "foton optyczny"? Nieoptyczny jest równie dobry.
  11. 2 punkty
    Już miałam napisać tu poważną polemikę - ale to się nie da jak do każdego zdania komentatorzy muszą dodać jakieś oplucie. Ludzie - gdzie Wy żyjecie że tak lubicie - w rynsztoku? Musicie nieustannie sobie skakać do oczu? To pomoże sile Waszym argumentów, że kogoś nazwiecie tak czy owak? To właśnie m.in przez taką postawę dzietność spada.
  12. 2 punkty
    To już nie wróci. Nie potrzeba nam więcej ludzi, planeta tego nie wytrzyma. A przepraszam, Twoja wytrzyma. To twoje własne wnioski? Bo piszesz też: Obudź się gościu, zobacz, jakie ultra liberalizm, którego piewcą jesteś, skutki przynosi dla rodzin. A ze KW jest lewicowa to bardzo dobrze, jedyny rozsądny kierunek. Cokolwiek o tym myślisz.
  13. 2 punkty
    Nawet jeśli to są dwie galaktyki, a nie jedna, to obstawiam, że nazwa nie zostanie usunięta. Po prostu ta bliża pozostanie Małym Obłokiem Magellana, a najwyżej ta dalsza zostanie jakoś na nowo nazwana. Gdyby chcieć pozostawić w nauce tylko te nazwiska, które nie splamiły się krwią, to być może zostałby by jedynie Kopernik Ważne jest aby kopalniawiedzy.pl nie została wymazana z map Internetu, dlatego posłałem zastrzyk gotówki Pozdrawiam i Życzę samych sukcesów w nowym 2024 roku oraz dużo ciekawego urobku
  14. 2 punkty
    Bardzo dziękujemy i wszystkiego dobrego
  15. 2 punkty
    Ufff... wyPiSgani! Mam nadzieję, że na wieki wieków. A przy okazji: nie mam pojęcia, jak mając IQ chociażby o punkt większe od muchy gnojki można na Zbiera... opps, Konfederastię głosować. Serio.
  16. 2 punkty
    Jako agnostyk (raczej ten status mnie już mało obchodzi) i (niestety) antyklerykał chciałbym Ci bardzo przyklasnąć. Tyle, że historia spowiedzi ma ponad 1600 lat i jej wprowadzenia domagali się głównie sami wierni kościoła. 1600 lat to ogromny szmat czasu, więc jest co analizować. Łatwo jest to co powyższe napisać zza komputera w XXI w. Weźmy "patrona" polskich ateistów, Kazimierza Łyszczyńskiego. Przez wiele lat był jezuitą, wbity w barokową, agresywną kontreformacje. Spowiadał się zapewne codziennie. Po czasie spłodził dzieło "De non existentia Dei" (O nieistnieniu Boga), w którym ogłosił, że "Bóg jest tworem człowieka". I zapłacił za to najwyższą cenę. Choć przed Sądem Sejmowym wyparł się swego ateizmu tłumacząc, że nie dokończył swego dzieła ( albo wiedział jak potrafią przymusić do wiary w boga), to zapłacił najwyższą cenę. Król Sobieski przystał na jego prośbę i zamienił karę spalenia żywcem na stosie, na ścięcie, to jednak wpierw (wg. jednej z zachowanych relacji) obcęgami wyrwano mu na żywca język, a później ścięto prawe przedramię. Publicznie. Łyszczyński nawet nie tyle był ateistą co prekursorem antyteizmu, którego słynnym podsumowaniem było to marksistowskie "religia to opium dla ludu". To nie był "miętczak i mizerota", a zapewne niezwykle inteligentny i przenikliwy myśliciel, ale niestety osadzony w realiach epoki. I to wg. mnie warto podkreślić. W kontekście pędzenia do spowiedzi, bo potrzeby psychiczne człowieka są kształtowane w ogromnej części przez otaczającego środowisko. Postepowy Luteranizm, ze spowiedzią indywidualną, tzw. uszną mierzył się aż 300 lat. Dopiero, o ile mnie pamięć nie myli, pod koniec XVIII w. zapanował konsensus do spowiedzi powszechnej. Niestety KK, po imponujących osiągnięciach Kontreformacji, pogrążył się w stagnacji i intelektulanej mieliznie, czego wyrazem są owe "procesje" do konfesjonału, zwłaszcza w święta, żeby pan pleban wybaczył. Ps. Apropos Łyszczyńskiego. Istnieje także wątek, że ten szlachcic został stracony nie za swój ateizm. Mimo wszystko solidaryzm szlachty jako stanu był silny i chyba wybaczał nawet takie aberacje, jak niewiara w boga. Jego poglądy były lokalnie znane przez dobrych kilkanaście lat, do czasu procesu. W procesie Łyszczyńskiego prym wiedli przedstawiciele KK. Sam wyrok wywołał chwilowe oburzenie szlachty i ponoc sam papież był oburzony egzekucją Jednak miało przeważyć co innego - głosił także równość wszystkich ludzi, a więc również równość chłopów, którzy charowali na dobrobyt swych panów. Nie do pojęcia w tamtej Rzeczpospolitej. Bohater komunizmu?
  17. 2 punkty
    A przypadki losowe, a janusze biznesu? Niemcy dobrowolny ZUS przetestowali i... odsetek osób korzystających z pomocy społecznej w podeszłym wieku jest 2 razy wyższy wśród osób pracujących kiedyś na własny rachunek, niż w przypadku byłych pracowników. Człowiek - human - humanizm. Słabszego trzeba wesprzeć i jest to osiągnięcie naszej cywilizacji.
  18. 2 punkty
    Dla matematyka - nic prostszego. U fizyka zapala się lampka alarmowa. Bo tak naprawdę chciałby kolega nie tylko wpłynąć na stan końcowy, co jest trywialne, ale jeszcze żeby ten stan końcowy wpłynął na inne stany początkowe w taki sposób, aby dodatkowo był wynikiem ich obliczeń. To już jest niemożliwe. ... znanej fizyki. Nic dziwnego że firmy inwestujące w tę dyscyplinę wiedzy nie walą drzwiami i oknami Ale fizycznie nie zadziała. Bo praw fizyki nie można sobie wybierać jak rodzynków z ciasta, ignorując te które akurat nam nie pasują. Kontrargumentów jest od cholery, brakuje tylko takich które kolega by zrozumiał, ale to już nie powinien być wyłącznie mój problem. Oprócz fundamentalnych podałem techniczne, jak brak praktycznej możliwości przeprowadzania akcji laserowej na splątanych qbitach. Co w sytuacji kiedy skacze się tam i z powrotem pomiędzy opisami kwantowymi i klasycznymi, może nie być takie oczywiste. Najwyraźniej oczekuje kolega, aby ktoś znalazł nieścisłość w prywatnym wewnętrznym rozumowaniu kolegi... ale jest to niewykonalne dla handwavingu! Ma kolega w głowie prywatny model fizyki dopuszczający cuda. Tego typu heurystyki mogą działać doskonale, pod jednym wszakże warunkiem: muszą mieć rację. Szaleńca od geniusza oddziela wyłącznie sukces.
  19. 2 punkty
    Też uważam, że można domniemywać, na podstawie przedstawionego fragmentu, że to niedźwiedź jaskiniowy. To byłoby cenne odkrycie gdyż przedstawień niedźwiedzia jaskiniowego, np. w postaci malowideł naskalnych, jest mało. Pojawiające się hipotezy o kulcie religijnym tego niedźwiedzia są kwestionowane np. przez taki autorytet w dziedzinie archeologicznych badań kultów religijnych, jak opinie archeologa Timothy Insolla. Gwałtowny spadek liczebności ursus spelaeus (ok. 40 tyś BC) jest zresztą zbieżny z pojawieniem się w Europie ludzi autonomicznie współczesnych, twórców kultury oryniackiej. Odrzuca się jednak raczej hipoteze, że to polowania na tego niedźwiedzia były główną przyczyną jego dosyć wczesnego wyginięcia (ok 24 tyś BC, choć oczywiście też, raczej okazjonalnie, polowano na nie). Wskazuje się tu przede wszystkim konkurencje siedliskową - zarówno nasi przodkowie, jak i neandertalczycy, oraz te niedźwiedzie, konkurowali ze sobą w dostępie do jaskiń. Wąska specjalizacja niedźwiedzia, ściśle związana z rozrodem i hibernacją w jaskiniach (w zasadzie nie mieszkał w gawrach i barłogach), wobec coraz częściej zajętych przez ludzi jaskiń, powodował spadek gatunku. Kurczące się zasoby siedliskowe, wobec kolejnego zlodowacenia (bałtyckiego) oraz pojawienie się coraz większych grup ludzi współczesnych, znikomy oportunizm żywieniowy (był roslinożercą, nieliczne udokumentowane przypadki padlinożernośći w tym kanibalistycznej), powodowały erozje gatunku. Badania genetyczne z Hiszpanii pokazały także zjawisko, które najprawdopoodbniej przyczyniło się znacznie także do wyginięcia neandertalczyka - wchów wsobny. Niedźwiedź, podobnie jak nasz kuzyn, został zagoniony przez szereg czynników, do tzw. refugiów. I tam wyginął. Także w okresie rozkwitu kulktur paleolitycznych, ten gatunek musiał być już rzadki ale oczywiście znany. I tu unikat - w Polsce na stanowisku Kraków-Spadzista odkryto dwie zawieszki wykonane z siekaczy niedźwiedzia jaskiniowego. Ps. Taka ciekawostka. W jaki sposób niedźwiedz wchodził i wychodził z jaskiń, w których panowały przecież absolutne ciemności? W Jaskini Nietoperzowej, pod Krakowem, bytował 200-300 m od otworu. Otóż, domniemuje się (a to jest najbarziej logiczne), że idąc, ocierał się o ściany jaskini, zostawiając fragmenty futra, a następnie wychodził po swoim zapachu.
  20. 2 punkty
    Tak jest na całym świecie. Bycie doktorem fizyki to jeden z niewielu prawdziwych certyfikatów jakości jakie nam jeszcze zostały. Z punktu widzania kraju czysty zysk. Jeśli pracują w Polsce - płacą podatki, jeśli zagranicą to rośnie nasz soft power. "Znajomy opowiadał mi o nieuczciwości w nauce. Napisał artykuł naukowy Ygrekowi, a dopisało się jeszcze 5 innych osób." Czy to już anegdota czy jeszcze dowcip? W oczywisty sposób nic to nie da. Raczej trzeba stworzyć instytucję lobbystyczną której członkowie byliby jednocześnie członkami "obu" partii politycznych. Musimy walczyć z modelem w którym podziały polityczne za absolutne i dotyczą wszystkich dziedzin życia, i wszystko jest podporządkowane walce politycznej.
  21. 2 punkty
    A 2 lipca otwarcie parku im. Szymborskiej - za biblioteką na Rajskiej: https://gazetakrakowska.pl/za-miesiac-uroczyste-otwarcie-tak-dzis-wyglada-park-przy-karmelickiej/ar/c1-17603723
  22. 2 punkty
    Dla mnie największym plusem jest zaprzestanie torturowania zwierząt. Bo one naprawdę są tam torturowane. A jedzenie mięsa zwierząt hodowlanych nie ma nic wspólnego z naturalnym odżywianiem się i tym, co czego ewoluowaliśmy. Więc odpada tutaj argument o tym, że mięso z hodowli tkankowych będzie w jakiś sposób mniej "naturalne" niż z hodowli tradycyjnych. Zwierzęta żyjące w ciągłym stresie, cierpieniu, pompowane antybiotykami czy hormonami wzrostu nie są w żadnym stopniu bardziej naturalne niż hodowle tkankowe. Argument ten jest tym bardziej bałamutny w ustach zwolenników nieprzerwanego "postępu" i coraz większego stechnicyzowania produkcji żywności uwielbiających wysoko przetworzoną żywność. Nota bene, ostatnimi czasy coraz silniejsze wsparcie zdobywa hipoteza, że problemy zdrowotne związane z nieodpowiednią dietą to nie tyle kwestia nieodpowiednich składników (np. tłuszcz czy cukier), ale związane są ze stopniem przetworzenia żywności (im wyższy, tym gorzej). Tematu jakoś szczególnie nie śledziłem, widziałem tylko jakieś rzeczy przy szukaniu innych tematów, ale wygląda na to, że w chwili obecnej hodowle komórkowe zanieczyszczają bardziej niż hodowle tradycyjne, bo wymagane procedury i poziom czystości odpowiadają procedurom i czystości przy produkcji leków. Są jednak szacunki mówiące, że gdyby udało się tam stosować poziom bezpieczeństwa i czystości taki, jak wymagany przy produkcji żywności, to wówczas hodowle komórkowe będą znacznie mniej zanieczyszczały środowisko. Nie mówiąc już o takiej drobnostce jak chociażby zmniejszenie spożycia mikroplastiku przez ludzi, bo im wyżej w łańcuchu pokarmowym, tym więcej mikroplastiku organizm wchłania. Więc plastik ok, a tkanka mięśniowa z hodowli komórkowej już nie ok? A jedzenie/niejedzenie robali, to wyłącznie kwestia kulturowa. Bo jakoś oporu przed jedzeniem padlinożernych krewetek ludzie nie mają. I ciągle oraz wciąż przypominam, że nikt nikogo nie zmusza do jedzenia robali czy mięsa z hodowli komórkowych.
  23. 2 punkty
    Luzik... więcej zakazów antykoncepcji, promocji dziecioróbstwa, więcej "czyńcie sobie Ziemię poddaną" i Jędraszewskich, więcej "musisz to mieć", wyścigu o procenciki PKB i ganiania ekooszołomów, którzy chociaż trochę ten zbiorowy kretynizm próbują powstrzymać, a już nie świerszcze czy nawet ziemne glizdy, a i owsiki mogą być rarytasem. No chyba że - jak to stwierdził niedawno guru szurów JKM w kontekście pochwał poglądów Jego Ekskremencji - "i tak, wojna też", okaże się, że ewolucja (opps kreacja zgodna z Jepniętym Projektem) będzie musiała restartować od poziomu karaluchów... I jest to coraz bardziej prawdopodobne.
  24. 2 punkty
    Faktem jest, że wirus krążył wcześniej, przed masowymi zachorowaniami. Jak każdy patogen. I nie ma w tym niczego zaskakującego. To, że popełniano różnego typu błędy, też nie jest niczym szczególnym. To normalne przy nagle pojawiających się szeroko zakrojonych zjawiskach społecznych. Ale o tym, że były to błędy, to wiadomo dopiero z perspektywy czasu. Faktem jest, że ileś osób zmarło - a być może część z nich mogłaby żyć - z powodu zatkania się służby zdrowia. W tym też nie ma niczego nadzwyczajnego. Każdy system ma swoją wydajność i jest zaprojektowany tak, by obsłużyć wydarzenia codzienne + pewien margines na wydarzenia nadzwyczajne. Tutaj ten margines został przekroczony. I też nie ma w tym niczego dziwnego. Jeśli mamy szpital w Pierdziszewie Górnym, który obsługuje 1 karetka i na co dzień jest to wystarczające, to ta karetka nie poradzi sobie z katastrofą kolejową w Pierdziszewie. Ale nikt nie będzie utrzymywał tam 10 karetek, bo może kiedyś się jakaś katastrofa przydarzyć. I być może części z tych błędów by nie było, gdyby Pekin nie ukrywał, że coś się u nich dzieje. A ukrywali. Sam pamiętam, bo na początku 2020 pisaliśmy tak: https://kopalniawiedzy.pl/zapalenie-pluc-Chiny-Wuhan-Hubei-SARS,31270 I wbrew wszystkim teoriom spiskowym - od zaprzeczeń globalnemu ociepleniu po stwierdzenie, że SARS-CoV-2 nie istnieje - fakt, że jacyś ludzie próbują jakieś zjawisko wykorzystać dla własnej korzyści, nie oznacza, że zjawisko takie nie ma miejsca lub jest wynikiem spisku.
  25. 2 punkty
    Wesołych, szczęśliwych Świąt Wielkanocnych życzą Ania, Jacek i Mariusz « powrót do artykułu
  26. 2 punkty
    Niech rok 2023 będzie znacznie lepszy od roku mijającego. Życzymy Wam przede wszystkim zdrowia i zadowolenia z życia. Do zobaczenia w przyszłym roku :) Ania, Jacek, Mariusz « powrót do artykułu
  27. 2 punkty
    Zacytuj przepis, wykładnię, orzecznictwo - i wtedy pogadamy. A poza tym przecież nie wiadomo jeszcze czy ta sprawa w ogóle do sądu trafi! I jaki będzie wynik, jeśli trafi. Ale już teraz mogę przyjąć dowolny zakład, że wyrok, nawet gdyby był skazujący, będzie baaardzo daleki od tych 3 lat kryminału (nawet norweskiego), o których napisałeś. Ale to stronom (napisałem przecież), a nie prawodawcy czy sądowi, będzie prawdopodobnie zależało na przedłużaniu sprawy ile się da, bo na tym można za darmochę ugrać niezłą popularność. Nie jest to rzadkie w podobnych przypadkach. A proszę, np.: https://www.saos.org.pl/judgments/180797 Rozszyfruję inicjały: A.G. = Anna Grodzka, T.T. = Tomasz Terlikowski (A.G. wygrała, gdybyś miał problemy ze zrozumieniem tekstu). Sprawa była cywilna, ale na tych samych podstawach faktycznych by mogła być karna (oskarżenie prywatne). Kto "macie"? Ja, mój pies, kot i kury? Czy może to jakieś Twoje (Wasze) przyzwyczajenie z dawnych czasów? Hmm...? No to fajnie. Chociaż jeśli masz dzieci/wnuki, to jeszcze nic straconego
  28. 2 punkty
  29. 2 punkty
    Przyducha jest znana każdemu akwaryście. W niskim stanie wody spada powierzchnia styku wody z powietrzem (napowietrzanie) oraz ilość wody na jedną rybę. W efekcie ryby otrzymują mniej tlenu. Ścieki i złote algi są w każdej rzece ale to brak tlenu, niewystarczające napowietrzenie w strumieniach spowodował falę przesuwającej się wody ubogiej w tlen. Przyducha była obserwowana w wielu rzekach i jeziorach od lat, właśnie w najgorętsze długie okresy. Należy przypomnieć że stan wielu rzek był nie tak dawno najniższy od dziesiątków lat, nad powierzchnią były widoczne nawet tzw "kamienie głodu". Usilne dorabianie faktów o rtęciach, o braku reakcji, o toksynach, złotych algach jest nudne i dziecinne. To jest takie żenujące obserwować jak niektórzy ludzie bezmyślnie wykorzystują każdą najmniejszą okazję żeby połechtać swoją nienawiść do przeciwników politycznych będących akurat przy rządach. Opozycja lewacka w Polsce jest strasznie, ale to strasznie żenująca. Będą tokować nawet w tak prostej sprawie jak letni powszechny problem ekosystemu, który był jednocześnie odnotowany także w Niemczech, Czechach, Francji i wielu innych krajach. Ludzie - serio - nie potraficie żyć inaczej tylko nieustannie zrzędzić?!?!?!?!?!
  30. 2 punkty
    Mgławica z eta Carinae jest jedna z najładniejszych na niebie. Czekam na wersje ultra-super-hi-res -
  31. 2 punkty
    Dokonał? Bo przez przypadek coś znalazł?
  32. 2 punkty
    W XVIII wieku mężczyźni nosili fryzury zwane harcapem (https://pl.wikipedia.org/wiki/Harcap) - warkocz ten noszono w woreczku. Może chodziło właśnie o taki woreczek.
  33. 2 punkty
    Niejednokrotnie słyszeliśmy o naukowcach, którzy popełnili przestępstwo. Najsłynniejszy to niewątpliwie Galileusz, który za nieposłuszeństwo wobec Inkwizycji został skazany na areszt domowy. Spędził go zresztą w luksusowych willach i pałacu arcybiskupim. Nie wszyscy uczeni mieli tyle szczęścia. W 2012 roku włoski sąd skazał siedmiu sejsmologów na karę po sześć lat więzienia za to, że zapewniali, iż ludność miasta L'Aquila jest bezpieczna. Tymczasem w wyniku trzęsienia ziemi zginęło ponad 300 osób. Naukowcy trafiają do więzienia nie tylko w związku ze swoją pracą. Musimy pamiętać, że to też ludzie i zdarzają się wśród nich pospolici przestępcy. Nie zawsze jednak mamy do czynienia z naukowcami-przestępcami. Zdarzają się też przestępcy-naukowcy. Ludzie, którzy najpierw trafili do więzienia i tam wnieśli wkład w rozwój nauki. Oto niezwykłe historie trzech takich osób. Profesor i szaleniec Nazwisko Jamesa Augustusa Henry'ego Murraya zna każdy leksykograf. Ten urodzony w niewielkiej szkockiej wiosce syn kupca bławatnego został z czasem pierwszym redaktorem Oxford English Dictionary (OED). Gdy w 1879 roku podjął się zadania stworzenia słownika, który miał zawierać wszystkie słowa języka angielskiego we wszystkich znaczeniach, przewidywano, że praca potrwa 10 lat, a słownik będzie miał około 7000 stron zawartych w czterech tomach. Murray kierował pracami nad OED przez 36 lat, aż do swojej śmierci. A gdy w 1928 roku zakończono druk ostatnich tomów pierwszej edycji okazało się, że w 12 tomach opisano niemal 415 000 wyrazów, a do zilustrowania ich wszystkich znaczeń wykorzystano ponad 1,8 miliona cytatów. Tej mrówczej pracy nie byłby w stanie wykonać jeden człowiek, nawet taki jak Murray. Musiał mieć współpracowników, a tych ciągle było mało. Za pośrednictwem ulotek, dystrybuowanych poprzez sieć księgarń i bibliotek, Murray apelował więc do czytelników, by przysyłali mu przykłady cytatów zawierających wyrazy zarówno języka codziennego, jak i słowa rzadkie, przestarzałe, nowe, dziwne albo użyte w dziwny sposób. Wyróżniającym się współpracownikiem był niejaki W. C. Minor. Jego wkład w tworzenie słownika był tak olbrzymi, że po latach Murray stwierdził, iż dzięki samym cytatom opracowanym przez Minora autorzy słownika mogliby z łatwością zilustrować ostatnie cztery wieki rozwoju angielszczyzny. W końcu w 1891 roku Murray postanowił poznać człowieka, który tak ciężko pracował nad rozwojem słownika. Zaprosił go więc na tydzień do siebie. W.C. Minor odmówił jednak twierdząc, że nie może przyjechać i poprosił, by to Murray przyjechał do niego. Według prasy z początku XX wieku spotkanie miało niezwykły przebieg. James Murray pojechał do miejscowości Crowthorne, gdzie mieszkał Minor. Na stacji kolejowej czekał na niego powóz. Po kilkukilometrowej podróży wjechał na podwórko wielkiego ceglanego budynku, a służący zaprowadził uczonego do biura. Siedzący za biurkiem mężczyzna wstał, by się przywitać. Doktor Mirror, jak mniemam, miał powiedzieć Murray. Nie, doktorze Murray. Nie jestem doktorem Minorem, ale doktor Minor jest tutaj. Widzę, że nie ma Pan pojęcia, gdzie się znajduje. To szpital Broadmoor dla psychicznie chorych kryminalistów, a ja jestem jego dyrektorem. William Chester Minor był dzieckiem amerykańskich misjonarzy. Urodził się na Cejlonie, a w wieku 14 lat został wysłany do USA, gdzie mieszkał u krewnych. Ukończył szkołę wojskową, następnie zaś medycynę na Yale University. Interesował się też lingwistyką. Brał udział w pracach nad Słownikiem Webstera z 1864 roku. Zaciągnął się do Armii Unii, w której służył jako chirurg. Nie wiadomo, kiedy jego zdrowie psychiczne zaczęło się pogarszać. On sam twierdził, że już podczas pobytu na Cejlonie zbytnio interesował się dziewczętami. Tak czy inaczej w 1867 roku, gdy miał 33 lata, jego niepokojące zachowanie zwróciło uwagę przełożonych. Został wysłany na odległy posterunek, a rok później był już w takim stanie, że trafił do szpitala psychiatrycznego. W 1871 roku Minor wyjechał do Londynu w nadziei, że zmiana otoczenia poprawi jego stan psychiczny. Po latach, gdy niezwykła historia Amerykanina stała się przedmiotem zainteresowań prasy, właściciel mieszkania, które Minor wynajmował przy Tenison Street 41 wspominał, że poza okresami, gdy miał ataki, doktor Minor był prawdziwym dżentelmenem. Mówił też, że Minor zawsze chciał, by paliło się światło, gdyż nie lubił wracać do ciemnego pokoju. Nie lubił, niemal się bał, wszystkiego, co irlandzkie. Pobyt w Londynie nie pomógł Minorowi, po północy dnia 17 lutego 1872 roku zastrzelił przypadkowego mężczyznę, który szedł do pracy. George Merrett miał sześcioro dzieci, a jego żona była właśnie w kolejnej ciąży. Zbrodnia miała miejsce nad brzegiem Tamizy, a Minor strzelił, gdyż wydawało mu się, że Merrett go śledzi. Po wielu latach, w rozmowie z reporterem, powiedział: Mogłem podejść do rzeki i wyrzucić pistolet. Nikt by się nie dowiedział, ulica była pusta. Wspomniany już właściciel wynajmowanego mieszkania opowiadał prasie, że pewnego dnia około północy ktoś zaczął gwałtownie dzwonić do drzwi. Okazało się, że to policjant, który poinformował go, że mężczyzna, którzy przedstawił się jako dr Minor i podał ten adres jest na posterunku. Zabił człowieka, a ja powinienem przyjść i potwierdzić jego tożsamość. Minor szybko został uznany za niewinnego z powodu choroby psychicznej i osadzony w szpitalu w Broadmoor. Jako, że uważano go za niegroźnego, miał sporą swobodę, a amerykańska emerytura pozwalała mu na wygodne życie. Kupował wiele książek, zbierał rzadkie pierwsze wydania i bardzo dużo czytał. To właśnie wtedy trafił na jedno z ogłoszeń Murraya. Po latach, już podczas pobytu w USA, tak opowiadał reporterowi. Doktor Murray tak właśnie pracował. Rozpowszechniał ulotki, w których informował, że szuka takich to a takich informacji. Ja te informacje znajdowałem i mu wysyłałem. Mój pierwszy wkład dotyczył tych angielskich słów, które tutaj, w Stanach Zjednoczonych, mają inne znaczenie. Na przykład wyraz „sick”, który w Ameryce rzadko kiedy jest używany w znaczeniu „chory”. Doktorowi Murrayowi podbał się mój wkład i tak się to zaczęło. Praca nad słownikiem była dla mnie bardzo miłym sposobem spędzania czasu. Nie była żadnym obciążeniem, to była czysta przyjemność. Minor przez wiele lat pomagał tworzyć słownik. Jego stan psychiczny coraz bardziej się pogarszał. W 1902 podczas jednej z halucynacji odciął sobie penisa. Tymczasem doktor Murray walczył o jego przeniesienie do USA, gdzie miał krewnych. W końcu w 1910 roku minister spraw wewnętrznych Winston Churchill zdecydował, że Minor może zostać odesłany do USA. Po powrocie mężczyzna trafił do szpitala św. Elżbiety w Waszyngtonie. Zmarł w 1920 roku w domu starców dla psychicznie chorych. Pochowano go na cmentarzu w New Heaven w obok krewnych. Jego historię opowiedziano m.in. w filmie The Professor and the Madman z 2019 roku. Ptasznik z Alcatraz O Robercie Stroudzie można powiedzieć wszystko, ale nie to, że był prawdziwym dżentelmenem. Ten wyjątkowo niebezpieczny morderca spędził całe dorosłe życie w więzieniu. W tym czasie napisał ważne dzieło z dziedziny ornitologii. Stroud szybko wkroczył na drogę przestępstwa. Wiemy, że w wieku 13 lat uciekł z domu, a gdy miał 18 lat był sutenerem w stolicy Alaski, Juneau, gdzie mieszkał z tancerką. Pewnego dnia, podczas kłótni o dziewczynę, zabił człowieka. Przyznał się do zabójstwa i w 1909 roku sąd skazał go na 12 lat więzienia. Stroud miał wówczas 19 lat, a karę miał odbywać w więzieniu na wyspie McNeil w Puget Sound. Szybko zaczął sprawiać kłopoty, wdając się w bójki ze współwięźniami i strażnikami. Po trzech latach pobytu, gdy pchnął nożem jednego z więźniów, został przetransportowany do więzienia o zaostrzonym rygorze w Leavenworth w stanie Kansas. Tam stał się samotnikiem. Zaczął jednak się edukować, nawet studiował zaocznie. Jednak jego natura dała o sobie znać. W 1916 roku za pomocą noża zamordował strażnika. Za to morderstwo został skazany na karę śmierci, a sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który podtrzymał wyrok. Jednak matce Strouda udało się dotrzeć do urzędników z Białego Domu i w 1920 roku prezydent Woodrow Wilson zamienił mu na karę dożywotniego więzienia w izolatce. To właśnie podczas pobytu w tym więzieniu Stroud znalazł na podwórku rannego wróbla. W celi zrobił dla niego improwizowany inkubator ze skarpetki, którą powiesił obok żarówki. Innemu ptakowi usztywnił złamaną łapę i go wyleczył. W tym czasie więźniom pozwalano trzymać kanarki. Ptaki, które zachorowały lub którymi więźniowie się znudzili, trafiały do Strouda. W końcu miał już 50 zwierząt. Z czasem zaczął je sprzedawać poza więzieniem, wysyłając je jako podarunki. Skazaniec zaczął czytać pisma i książki dotyczące chemii, medycyny, bakteriologii, zoologii i farmakologii. Gdy jeden z ptaków padł, dokonał jego sekcji, ucząc się anatomii. Stroud prowadził też eksperymenty, w czasie których opracowywał leki dla ptaków. Bazował na dwóch ważnych dokonanych przez siebie spostrzeżeniach. Zauważył, że ptaki lepiej niż ssaki tolerują środki uwalniające tlen oraz że węglan kwasu cytrynowego przywraca równowagę kwasowo-zasadową u ptaków cierpiących na sepsę.  Odkrył też przyczynę komplikacji chorobowych po pierwotnej chorobie u drobiu i kanarków oraz metody zapobiegania tym komplikacjom. Zyskał w ten sposób wdzięczność hodowców drobiu. Stroud pisał artykuły do pism ornitologicznych, zyskał sobie rozgłos w środowisku i prowadził niezwykle intensywną korespondencję. W szczycie utrzymywał listowny kontakt z około 2000 osobami. Było to olbrzymim obciążeniem dla więziennej administracji, gdyż każdy list od i do więźnia musiał być przeczytany i skopiowany. Podobno na potrzeby Strouda zatrudniono osobną sekretarkę na pełen etat. Osoby z nim korespondujące nie wiedziały, że jest skazańcem. Pisano na adres Robert Stroud, Box 7, Leavenworth, Kansas. Mężczyzna dobrze rozumiał się też z dyrektorem więzienia, który chciał zaprezentować swój zakład jako miejsce rehabilitacji. Pozwolił Stroudowi na zakup środków chemicznych, klatek i założenie niewielkiej hodowli oraz laboratorium. Każdy ważny gość, który przybył do więzienia, był prowadzony do mojej celi, pisał później Stroud. W 1930 roku do więzienia przybyła jedna z miłośniczek ptaków, z którą mężczyzna korespondował. Poznali się i z czasem za jej pośrednictwem zaczął sprzedawać produkowane przez siebie lekarstwa Stroud's Effervescent Bird Salts, Stroud's Special Prescription, Stroud's Salts No.1 oraz Stroud's Specific. Gdy jego biznes zaczął się rozrastać, władze próbowały to ukrócić. Stroud zdobył sobie jednak w międzyczasie olbrzymi rozgłos, prowadził udaną kampanię na swoją rzecz. Więc ograniczenie udało się tylko częściowo. Nadal mógł prowadzić handel ze światem zewnętrznym, ale zarobione pieniądze miały być przeznaczane na poprawę warunków dla wszystkich więźniów oraz na żywność, lekarstwa i inne rzeczy dla jego hodowli. Władze przyznały mu za to drugą celę na laboratorium, do której trafił m.in. mikroskop podarowany przez jeden z uniwersytetów. Olbrzymia wiedza i doświadczenie, jakie zdobył, pozwoliły mu na napisanie książki. W 1933 roku ukazała się, przemycona z więzienia, Diseases of Canaries. Jej druga, poprawiona edycja, Stroud's Digest on the Diseases of Birds (1943). Szybko została uznana za najlepszy podręcznik traktujący o chorobach ptaków. Stroud poświęcił jej naprawdę dużo czasu. Spędził ponad 3000 godzin przy mikroskopie, przeprowadził ponad 20 000 badań tkanek, a książkę zilustrował ponad 200 rysunkami. W grudniu 1941 roku Stroud został nagle przeniesiony do Alcatraz. to oznaczało koniec jego badań naukowych. Ptaki i laboratorium zostały wysłane do jego brata, gdyż zasady obowiązujące w Alcatraz – więzieniu o maksymalnym rygorze – nie dopuszczały prowadzenia takiej działalności, jaką zajmował się Stroud. Dwa lata później wykonano ocenę psychiatryczną Strouda, w którj stwierdzono, że jest psychopatą o IQ wynoszącym 112. W Alcatraz Stroud spędził ostatnich 17 lat życia. Przez 6 lat przebywał w izolatce, a przez 11 w skrzydle szpitalnym. Robert Stroud zmarł w 1963 roku. W więzieniu spędził 54 lata życia, z czego 42 lata w izolatce. Jest prawdopodobnie najdłużej izolowanym więźniem w historii USA. Z mordercy matematyk W styczniu 2020 roku w piśmie Research in Number Theory ukazał się artykuł, którego autorzy przedstawiali od dawna poszukiwane rozwiązanie jednego z matematycznych problemów. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że jeden z autorów artykuły od lat odbywa karę więzienia i to właśnie w więzieniu ujawniło się jego zamiłowanie do matematyki. Przed rokiem 2010 byłem narkomanem, bez celu, bez przyszłości, bez ambicji, mówił w 2017 roku 37-letni Christopher Havens. W 2011 roku został skazany na 25 lat za morderstwo. Havens szybko rzucił szkołę, nie mógł znaleźć pracy, zaczął brać narkotyki, w końcu trafił do więzienia. Tam odkrył swoje zamiłowanie do matematyki. Postanowił się jej nauczyć i to na poziomie akademickim. Uczył się z zamawianych pocztą podręczników, zaczął też uczyć matematyki innych więźniów. Prowadzi Prison Mathematics Project, co roku organizuje „Dzień Pi”, przypadający na 14 marca. Jednak same podstawowe koncepcje wyższej matematyki mu nie wystarczały. W 2013 roku napisał do prestiżowego Annals of Mathematics, prosząc o przesłanie kilku numerów pisma. W listach skarżył się, że nie ma z kim porozmawiać o wyższej matematyce. Jeden z wydawców pisma wysłał list do swojej dziewczyny, Marty Cerruti, a ta z kolei przesłała go do swojego ojca, profesora Umberto Cerrutiego z Turynu, który specjalizuje się w teorii liczb. Uczony podszedł sceptycznie do listu, ale by wyświadczyć córce przysługę, odpisał Havensowi i przesłał mu do rozwiązania problem matematyczny, by sprawdzić jego zdolności. Po jakimś czasie uczony otrzymał odpowiedź zapisaną na 120-centymetrowym kawałku papieru, pokrytym skomplikowanymi wzorami. Cerruti wprowadził wszystko do komputera i okazało się, że Havens dobrze rozwiązał zadanie. Profesor Cerruti zaprosił więc Havensa do współpracy nad pewnym problemem związanym z ułamkami łańcuchowymi, z którym akurat się zmagał. Havens nie miał łatwego zadania. W więzieniu mógł korzystać tylko z ołówka i papieru. Tak przeprowadzał obliczenia i kontaktował się ze swoimi współpracownikami we Włoszech, pisząc do nich tradycyjne listy. Dlaczego Havens nie mógł korzystać z komputera? Najlepiej sam to wyjaśnił w jednym z listów. Nie minął rok mojego pobytu w więzieniu, gdy z powodu swojego zachowania trafiłem do izolatki. To właśnie tam zmieniło się moje życie. Tam zauważyłem, że kocham matematykę. Uczyłem się po 10 godzin dziennie. Zdecydowałem się przystąpić do Intensive Transition Program. To jednoroczny program, który pozwala ludziom zmienić swoje nastawienie. Zacząłem działać według schematu: zjeść, uczyć się matematyki, zmieniać nastawienie, umyć zęby, wziąć prysznic, powtórzyć. To był ważny okres w moim życiu. To właśnie po ukończeniu tego programu Havens nawiązał kontakt z profesorem Cerrutim. Cerruti i jego żona wysyłali mu wiele książek, ale Havens ich nie dostawał, gdyż nie pochodziły ze źródła dopuszczonego przez więzienny regulamin. W końcu władze więzienia zawarły z Havensem umowę. W zamian za dostęp do książek, będzie uczył innych więźniów matematyki. Współpraca pomiędzy Cerrutim a Havensem zaowocowała opublikowaniem w styczniu 2020 roku artykułu Linear fractional transformations and nonlinear leaping convergents of some continued fractions, którego więzień jest głównym autorem. Havens ma opuścić więzienie w roku 2036. Nadal uczy się matematyki, chociaż w warunkach więziennych nie jest to łatwe. Po wyjściu z więzienia chce pójść na uczelnie wyższą. Ma zamiar zostać matematykiem. Chce, by Prison Mathematic Project zamienił się z czasem w organizację charytatywną, która będzie pomagała uzdolnionym matematycznie więźniom. « powrót do artykułu
  34. 2 punkty
    dokładnie, trzeba pomagać. Dlatego mam dysonans. Jak drugi świr Łukaszenko przypierał do polskiego płotu cywili,dzieci, które umierały z głodu i zimna to większość społeczeństwa ten płot trzymało żeby się nie przewrócił i żeby umierali po 2giej stronie
  35. 2 punkty
    Sekciarze antyszczepionkowi wierzący w spiski i tak "wiedzą lepiej" - żadne badania ich nie przekonają. Żyjemy w świecie w którym spory odsetek wierzy w teorie które oparte są na praniu mózgów, manipulacjach i twierdzeniach emocjonalnych. Nic nie jest w stanie ich przekonać - co jedynie dowodzi tego, że to co wyznają nie jest oparte na przekonaniach.
  36. 2 punkty
    Fajny artykuł. Ciekawie rzecz się miała w Szwecji gdzie ruch lewostronny obowiązywał od 1734 r., przez 230 lat. Szwedzi zmienili ruch na prawostronny w jeden dzień, który nazwano Dagen H, a nastąpiło to 3 września 1967 r.: Decyzja o zmianie organizacji ruchu drogowego została podjęta przez szwedzki parlament 10 maja 1963, stosunkiem głosów 294:50[1]. Była ona jednak bardzo niepopularna wśród obywateli. Wcześniej, w referendum przeprowadzonym 16 października 1955 roku, zdecydowana większość (82,9%) opowiedziała się przeciw takiej zmianie[1]. By przekonać Szwedów, rząd prowadził, przy pomocy psychologów, specjalny program edukacyjny, który trwał 4 lata[1]. Parlament podjął taką decyzję z dwóch powodów: we wszystkich krajach sąsiadujących ze Szwecją obowiązywał ruch prawostronny [...] Jednocześnie wszystkie służby rozpoczęły przygotowania do tej skomplikowanej operacji. Na każdym skrzyżowaniu zamontowano dodatkową sygnalizację świetlną oraz odpowiednie znaki drogowe, które do Dagen H owinięte były czarnym materiałem. Na drogach wymalowano także nowe linie w kolorze białym, które przykryte zostały czarną taśmą. Do Dagen H używano linii w kolorze żółtym. W dniu, w którym nastąpiła zmiana organizacji ruchu, o odpowiedniej godzinie w całym kraju odsłonięto nowe znaki drogowe, zasłaniając jednocześnie stare, które później zlikwidowano. Poza skrzyżowaniami duży problem stanowiły ulice jednokierunkowe, których układ musiał się zmienić wraz ze zmianą organizacji ruchu.[...] Na Dagen H wybrano nieprzypadkowo wczesne godziny poranne weekendu, ponieważ wówczas ruch drogowy jest najmniejszy. Dodatkowo wprowadzono zakaz ruchu na drogach między godziną 1:00 a 6:00 rano, poza niezbędnymi w tym czasie przemieszczeniami. W Sztokholmie ograniczenia w poruszaniu się były jeszcze większe, ponieważ ekipy drogowców musiały poprawić więcej skrzyżowań. Ograniczenia ruchu w stolicy dotyczyły okresu od 10:00 w sobotę do 15:00 w niedzielę. Kierowcy poruszający się wówczas po drogach musieli o godzinie 4:50 w niedzielę się zatrzymać i w ciągu 10 minut przejechać na przeciwny pas ruchu. O godzinie 5:00 mogli ruszyć dalej, ale już zgodnie z nowymi zasadami. Ostatecznie zmiana ruchu z lewostronnego na prawostronny została zakończona powodzeniem. W poniedziałek po dagen H zanotowano jedynie 125 wypadków samochodowych, czyli mniej niż zwykle w ten dzień tygodnia (dotychczas było to od 130 do 198 wypadków). Nie zanotowano żadnego śmiertelnego wypadku, który mógłby być spowodowany tą zmianą. Wydaje się jednak, że wielu starszych kierowców zrezygnowało w ogóle z prowadzenia samochodu, gdyż uznało, że nie poradzą sobie z nowymi zasadami ruchu. Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Dagen_H Dagen H: A tak to wygladało w praktyce:
  37. 2 punkty
    Nie. Idea tego systemu polega na tym, że większość płaci na mniejszość. Większość ludzi (na szczęście) nie jest aż tak chora. Zaryzykuję że działa tu Pareto i 20% beneficjentów zużywa 80% środków. Gdyby każdy płacił na siebie mielibyśmy jak w Ameryce, do tej pory spłacałbym swój wyrostek. Średni koszt leczenia 100 tys podzielić przez 35lat = 238 pln/m-c Niewiele zostaje na resztę opieki. doświadczenie pokazuje że nie. Mimo powszechnie dostępnych statystyk zatrzymaliśmy się na 50% zaszczepionych. Sceptycy pozostają sceptykami. Działa na identycznej zasadzie jak ubezpieczenie społeczne plus marża dla ubezpieczyciela. No i nikt nie ubezpieczy mnie od np choroby serca. Za to chętnie sprzedadzą mi ubezpieczenie od raka jajnika. Bo nie czytają Konstytucji - tam jest o równym dostępie - w praktyce oznacza to iż można zadekretować: każdemu 10 aspiryn rocznie i to będzie zgodne z konstytucją. Niekonstytucyjne są np szpitale branżowe czy rządowe - bo nie wszyscy mogą się tam leczyć. 18 miesięczne oczekiwanie na rehabilitację barku jest konstytucyjne jak najbardziej, ale że miałem przy sobie 300 złotych to załatwiłem sprawę w miesiąc.
  38. 2 punkty
    Rodzinnych, szczęśliwych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia. Życzą Ania, Jacek i Mariusz. « powrót do artykułu
  39. 2 punkty
    No nie pasuje Nie wiem, jak jest, i obawiam się, że nie tylko ja nie wiem, bo to w zasadniczym stopniu zależy od przyjętego modelu. Ale zacznijmy od końca: Też nie wiem, dlaczego miałby zwolnić, bo to raczej powinna być jego prędkość początkowa ucieczki, podobnie jak w przypadku kamienia pizgniętego z procy I wróćmy do początku. Czy istnienie momentu orbitalnego musi świadczyć o fizycznym zapieprzaniu cząstki czy paczki falowej po jakiejś orbicie? Raczej niekonieczne, bo np. spin nie oznacza, że jest jakiś fizyczny obrót - to raczej rodzaj wewnętrznego naprężenia pola, bez fizycznego obrotu. Podobnie z momentem orbitalnym, tym bardziej, że orbital jest sferą 3D (swobodny wodór w stanie podstawowym), a określenie jednej przestrzennej składowej momentu powoduje utratę informacji o dwóch pozostałych. No i to "krążenie" wokół protonu w mojej kieszeni (zakładając, że atom jest swobodny) by musiało dotyczyć też przestrzeni w okolicach Księżyca, a obawiam się, że tam prędkość orbitalna odpowiedniego kawałka paczki falowej (chmury pdp) by była kapkę większa od c, co zresztą bardzo boleć nie musi, ale trochę boleć może. A skąd 0,01 c? Nie sprawdzałem, ale pewnie jak przeliczy się energię, to tyle wyjdzie. A dlaczego "krążenie", "prędkość orbitalna" i inne takie? Bo to wygodne, chociaż raczej niezbyt prawdziwe. Czy tak? Hmm...
  40. 2 punkty
    Normalne dziedziny życia mają przyzwoity np. ~liniowy wzrost zużycia energii. Poniżej jest wzrost zużycia energii na Bitcoin z ostatnich 6 lat - prawie równo wzrost 2x na rok - utrzymanie tego trendu kolejne 6 lat przekroczyłby całą światową produkcję energii, co jest niemożliwe. Czyli musi się zacząć wypłaszczać - pytanie na jakim poziomie - 10%, 50%, 99% światowej produkcji energii? Nie wiem, mam nadzieję że jak najniższym, ale kupują polityków i elektrownie więc może też być bardzo źle. Nieuniknione wypłaszczenie oznacza spowolnienie wykładniczego wzrostu, na którym oparte są piramidy finansowe - historycznie w takich momentach piramidy padały z hukiem, pierwsi zadziałają najwięksi gracze wyciągając całą pozostałą kasę piramidy (wpłacona minus koszty, przekręty), przeciętny frajer obudzi się jako jeden z ostatnich w "don't be the last one holding when the music stops".
  41. 2 punkty
    @AlexiaX brzmi dziwnie, bo po prostu powszechnie popełniany jest błąd. Jesteśmy więc przyzwyczajeni do wersji błędnej, wytykamy więc wersję prawidłową jako błędną. Niewykluczone, że za jakiś czas usus przeważy i dotychczasowa błędna zostanie uznana za równie prawidłową.
  42. 2 punkty
    Prawidłowy zwrot to właśnie "odnośnie do". No, chyba że będziemy się sprzeczać z Poradnią Językową PWN https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Odnosnie-do;20994.html Warto zatem czytać artykuły na portalu popularnonaukowym, bo dba on o poprawność językową. PS. Autorka dziękuje za zwrócenie uwagi na nazwę rasy. Dzięki temu można było poprawić ważną w tym przypadku literówkę
  43. 2 punkty
    Raport zaczyna się od tego że jest prof. informatyki po doktoracie w Stanford z 1989 ... ale rozumiem że koledze nie dorasta do pięt (Hogwart?) Z energią m.in. odnawialną ludzkość troszeczkę nie wyrabia, co widać m.in. w kolejnych blackoutach jak całego Libanu ( https://www.cnbc.com/2021/10/11/lebanon-suffers-24-hour-blackout-food-poisoning-business-closures-amid-fuel-crisis.html ) ... jej zużycie na liczenie haszy musi być skompensowane - finalnie zawsze najtańszymi źródłami spalania paliw kopalnych. No i ta święta czynność kultu liczenia haszy tabelki zużywa nie tylko kosmiczne ilości energii kluczowej do funkcjonowania naszej cywilizacji, ale też astronomiczną ilość elektroniki - jedna transakcja to jak wziąć młotek i zmiażdżyć 2 ajfony ( https://www.theguardian.com/technology/2021/sep/17/waste-from-one-bitcoin-transaction-like-binning-two-iphones ) ... no i od półtora roku mamy braki czipów m.in. zamykają całe fabryki ( https://www.reuters.com/business/autos-transportation/vws-skoda-stop-production-czech-plants-week-due-chip-shortage-2021-09-16/ ) ... i owszem jest to w dużej mierze wina kryptoświrów np. https://www.news18.com/news/tech/state-of-chip-shortage-blame-bitcoin-for-the-long-wait-for-your-new-car-and-sony-playstation-5-3849086.html I to wszystko żeby podtrzymać piramidę finansową - poza płaceniem za to astronomiczne marnotrawstwo, też np. z Tetherem "produkującym" kolejne miliardy (czyli kradnącym Waszą kasę), z Muskiem kupującym-tłitującym-sprzedającym zarabiając na tym miliardy z Waszej kasy ... ogólnie ludzie z góry piramidy na tysiące sposobów kradnący wodospadem z kasy którą wpłaciliście ... ps. Szczera reklama krypto:
  44. 2 punkty
    Kłamliwy artykuł. Lata postępów sprawiły że współczynnik całkowitego zysku zwiększył się z 0,57 do 0,6. W artykule chyba celowo jest mowa jedynie o energii netto w ramach fuzji w samej komorze. Z takim postępem to możecie czekać jeszcze 200 lat na pierwszą elektrownię która będzie miała znaczenie energetyczne a nie medialne. No bo: 1,01 też nas nie zadowoli. Co z tego że wyprodukujemy więcej jak musimy ponieść masę wydatków na badania, inwestycje i budowę? Przy takim współczynniku - który i tak jest dalo poza naszymi możlwościami - budowa elektrowni oznacza że jedziemy na stracie przez dziesiątki lat. Ten współczynnik musi osiągnąć wielokrotność 1 a nie ledwo ją przekroczyć. Teraz jest 0,6 W tej chwili tylko jedno źródło energii ma pomijalny wpływ na środowisko: energia atomowa. I przez dziesiątki lat nie zapowiadają się żadne zmiany. Na chwilę obecną zielony ład polega na tym że zielone jest to co dają Niemcy z Rosją: czyli gaz który przypadkiem skoczył do góry Parafrazując znane powiedzenie: gdybyśmy w samochodach na paliwo mieli taki postęp jak w energetyce termojądrowej to do dziś skręcanie sygnalizowalibyśmy machaniem ręki za oknem samochodu.
  45. 2 punkty
    To ciekawe, moje natychmiastowe skojarzenie to własnie "jedna samca", dopiero całe zdanie uzmysłowiło mi, że 1 jest w dopełniaczu rodzaju męskiego. Hmm..może to jakas analogia w osobniczej różnicy percepcji z tym: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wirująca_tancerka
  46. 2 punkty
    To dodając 1 jednostkę np. energii + 2 + 3 + ... w ten sposób dostajemy -1/12 jednostki np. energii? Co do gęstości energii, jeszcze raz: pytam się o jakąkolwiek np. oczekiwana gęstość Hamiltonianu też w QFT - w danej odległości od elektronu. To że teoria przewiduje możliwość istnienia innych wszechświatów czy np. istot nadprzyrodzonych, nie znaczy że istnieją. Brak dowodu nieistnienia, nie jest dowodem istnienia. Proszę o dowód istnienia innych wszechświatów. Ja znam tylko dowody na istnienie naszego jednego wszechświata - dobra teoria to pozwalająca poprawnie w nim przewidywać, a nie tylko umożliwiająca dodawanie i fitowanie kolejnych poprawek gdy się nie zgadza. Co do supersymetrii, np. https://www.scientificamerican.com/article/supersymmetry-fails-test-forcing-physics-seek-new-idea/
  47. 2 punkty
    Jeden z problemów z wielkimi korporacjami IT, jak Google czy FB, jest taki, że - z niezrozumiałych dla mnie powodów - działają na specjalnych prawach. Z jednej strony próbują ustawiać się w roli prasy i korzystać z przywilejów dotyczących wolności wypowiedzi, ale z drugiej strony nie odpowiadają za to, co publikują ich użytkownicy. To albo jedno, albo drugie. Albo dajemy sobie prawo - tak jak jest to w prasie czy tradycyjnych mediach - do decydowania jakie treści są u nas publikowane, ale wówczas odpowiadamy za to, co jest publikowane, albo też nie odpowiadamy, za to, co publikują userzy, ale wówczas nie możemy ich cenzurować, jednocześnie budując swoją potęgę na mamieniu użytkowników możliwością swobody wypowiedzi. Ponadto media te są często - poprzez swoje cenzorskie praktyki - promotorami głupoty. Znane są przecież przykłady blokowania czy likwidowania profili traktujących o historii sztuki, bo były na nich udostępniane zdjęcia obrazów czy rzeźb przedstawiających nagich ludzi. Mnie najbardziej rozwaliło zaś działanie firmy/organizacji tzw. factcheckingowej, która współpracuje z Facebookiem. Otóż jeden ze znajomych zamieścił na FB zdjęcie przedstawiające klasyczną grecką wazę. Na wazie były namalowane m.in. centaury. I ci geniusze od factcheckingu - ludzie nie algorytmy - oznaczyli post jako "fałszywą informację". Wyjaśnili w komentarzu, że przyczyną takiego oznaczenia jest to, że centaury nie istniały. I na koniec prośba - przestańcie na siebie bluzgać, bo zamknę temat.
  48. 2 punkty
    No to policzmy trochę: 5kg/m2 bazaltu czyli 5000 ton/km2. A oni chcą rozsypać to na 55 milionów km2, czyli zużyć 275 miliardów ton = 2,75E+11 bazaltu(!) Tak na szybko oszacowałem, że to prawie 2 takie góry jak Rysy (!) (założenia: wysokość Rysów 2,5km, promień podstawy na poziomie morza ok.4,5km, gęstość powiedzmy 2,7 t/m3 = 1,43E+11 ton). Ile paliwa trzeba zużyć i ile wytworzyć CO2, żeby pokruszyć, przetransportować i rozsypać dwie góry takie jak Rysy? Największa na świecie wywrotka BiełAZ 75710 może przewieźć na raz 450ton ładunku. Musiałaby więc zrobić ok. 6,11E+08 kursów na średnią odległość ok. 2958 km w jedną stronę (promień okręgu o powierzchni 55 mln km2 to 4200km, a dla połowy tej powierzchni to ok. 2958km). To daje przejechanych ok. 1,8E+12 km, a w dwie strony ok. 3,6E+12km (bo pewnie musi wrócić). Spalanie w tej ciężarówce to ok. 1300 litrów na 100km. Zużycie wyniosłoby więc ok. 4,7E+13 litrów paliwa, co z kolei daje ponad 1,4E+11ton CO2. 1,4E+11ton CO2 to 144 miliardy ton CO2 (!) A to tylko emisja spowodowana transportem! Czyli wyemitują 98% CO2, żeby pochłonąć 2%, po prostu super pomysł A wydobycie tego i pokruszenie? Pewnie drugie tyle, ale już mi się nie chce liczyć.
  49. 2 punkty
    Jasne. O rzeczywistości możemy się wypowiadać wyłącznie na podstawie naszych doświadczeń. O sensie odpowiedzi decyduje pytanie. Stoi to w konflikcie z dominującym wśród ludzi przekazywaniem wiedzy za pomocą języka, czyli symboli - prowadzi ono do powstawania mitologii, plotek, przekłamań (choć ma swoje zalety). Z kolei metoda naukowa wymaga, aby każda wiedza dawała się zreprodukować za pomocą doświadczenia, co do zasady - wynikają z niej jakieś mierzalne konsekwencje. Religia jest systemem wiedzy który nie ma znaczenia operacyjnego - choć próbuje udawać, że takowe ma i przypadkowe zdarzenia (interwencje boskie) są wynikiem postępowania ludzi (zazwyczaj grzechów). Jeden metr w mojej głowie ma zupełnie inną reprezentację niż w głowie innego człowieka, mamy różne mózgi o różnej budowie, lecz jesteśmy w stanie uzgodnić równoważność operacyjną pewnych pojęć pomiędzy nami. Tzn. że jeśli weźmiemy odpowiednią szkolną linijkę 20 cm, to będziemy w stanie odmierzyć ją 5 razy w jednym metrze. I tak dalej. Proste abstrakcyjne pojęcia matematyczne mogą mieć bardzo prosto wykazaną równoważność. Możemy ustalić czym jest 1,2,3. Potem wprowadzić koncepcje liczb naturalnych. Itd. Ja wiem co oznacza że zbiór ma 3 elementy i nie robię tego "w sposób aksjomatyczny", bo aksjomaty trzeba zrozumieć, właśnie w sposób operacyjny. Mam w mózgu fundamentalnie niedostępne dla mnie reprezentacje tych pojęć, więc rozumiem je w ten sposób że mogę wykonać pewne operacje na świecie a potem zaobserwować ich skutki. Wrzucić 3 grzechotki do pustego pudełka, a potem wyjąć 3 grzechotki z pudełka i mieć pewność, że więcej nie ma. Bez operacyjnej semantyki matematyka byłaby operacjami na nic nie znaczących symbolach. Całe początkowe nauczanie matematyki to umiejętność łączenia symboli z abstrakcyjnymi własnościami świata wyznaczanymi przez nasze doznania. Mechanika kwantowa działa w sposób operacyjny - jedyne wielkości jakie z pewnością istnieją to wyniki pomiarów. Na ich podstawie możemy sobie budować mentalne modele rzeczywistości, ale o równoważności dwóch modeli świadczą jedynie ich fizyczne przewidywania odnośnie mierzonych wielkości. Formalizm operatorów i stanów jest abstrakcją matematyczną w najbardziej elementarny sposób reprezentującą wiedzę o rzeczywistości i możliwości wykonywania eksperymentów. Dlatego z punktu widzenia MK nie ma znaczenia jak zbudowany jest aparat pomiarowy o ile jest równoważny operacyjnie z innymi mierzącymi "to samo", a klasą równoważności pomiarów jest operator. Funkcje falowe są abstrakcjami opisującymi klasy równoważności struktur przechowujących wiedzę o świecie ("obserwatorów", "mózgów"). Dygresja: Zazwyczaj przyjmuje się, że matematyka ma prymat nad fizyką, ale zacząłem uważać że to jednak "rzeczywistość" fizyczna determinuje matematykę - jedno nie może istnieć bez drugiego, cała matematyka jaką znamy musi mieć reprezentację w postaci fizycznych struktur (w tym sensie że wzór matematyczny to fizyczna struktura atramentu na papierze interpretowana przez fizyczny mózg). W ten sposób matematyka istnieje jako własność rzeczywistości. W sumie to nie jest jakaś nowość - jeszcze pierwszego dnia studiowania fizyki wyraziłem w rozmowie z jednym doktorantów moją wątpliwość, czy wszystkie możliwe wszechświaty da się opisać matematycznie w tym sensie, że "ich matematyka" może nie być wyrażalna za pomocą dostępnych dla nas struktur. Najprostsza taka możliwość to różnica "ilościowa" - istnienie "nieskończonych" wzorów zawierających prawdy o zbiorach o jeszcze większej kardynalności.
  50. 2 punkty
    Dokładnie tak właśnie jest. Tutaj fajnie i skrótowo opisana historia ruchu antyszczepionkowego: https://www.totylkoteoria.pl/2019/04/historia-antyszczepionkowcy.html Jakość agumentacji antyszczepionkowców bywała różna : Wyjątkowo ortodoksyjny antyszczepionkowiec ksiądz Wincenty Pix popełnił dzieło pt. " O krzyczącej niedorzeczności i strasznej szkodliwości szczepienia ospy" : https://polona.pl/item/o-krzyczacej-niedorzecznosci-i-strasznej-szkodliwosci-szczepienia-ospy,MTg2MTkwNDg/6/#info:metadata U Pixa czytamy, że "u młodzieży szkolnej zepsucie moralne (onanizm) wedle opinii lekarzy (Burnette, Wolf i t. d.) ma swoją przyczynę często w szczepieniu ospy, bo jadowita materia podrażnia narządy płciowe i przyśpiesza płciową dojrzałość. " U Pixa ponadto możemy wyczytać jak bardzo wyboistą drogę musiał pokonywać postęp w medycynie: "W roku 1885 urządzono w mieście Leicester wielką demonstrację przeciwko szczepieniu; pochód 50 tysięczny mieszczan i delegatów z bliższej i dalszej okolicy z burmistrzem na czele, z magistratem i miejscową policją szedł procesjonalnie przez znaczniejsze ulice z chorągwiami i sztandarami, niesiono na długim drążku zawieszoną i od wiatru poruszającą się figurę (dużą lalkę) z napisem: Jennerowi mordercy dziatek wieczna hańba! i przyszedłszy na rynek zapalono stos drzewa; ludzie wyczekują, co dalej będzie; w tem burmistrz lalkę a dyrektor policji jakiś papier a była to pisana ustawa szczepnicza, biorą do rąk, podnoszą w górę i zamaszycie z oburzeniem, wrzucają do ognia na spalenie wśród przekleństwa i złorzenia na sprawców ludzkiego nieszczęścia, i szyderczych śmiechów na niedorzeczność operacji szczepniczej a nierozum jej zwolenników. Ten śmiały patryotyczny postępek dodał otuchy przeciwnikom szczepienia do oporu i zwalczania operacji kuglarskiej;" Cyt z : https://pubmedinfo.org/2017/02/22/historia-szczepien-przeciwko-ospie/
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Dodaj nową pozycję...