Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Cała aktywność

Kanał aktualizowany automatycznie     

  1. Dzisiaj
  2. NASA jest na dobrej drodze do rozwiązania problemów z Voyagerem 1. Po raz pierwszy od listopada pojazd przysłał użyteczne dane. Z Voyagera w końcu napłynęły informacje o stanie jego podzespołów. W najbliższym czasie inżynierowie chcą sprawić, by pojazd rozpoczął przesyłanie danych naukowych. Przed pięcioma miesiącami, 14 listopada ubiegłego roku, z Voyagera 1 przestały napływać użyteczne dane naukowe i inżynieryjne. Sprawa była tajemnicza tym bardziej, że centrum kontroli misji wiedziało, że poza tym pojazd działa prawidłowo i odbiera komendy z Ziemi. W marcu udało się ustalić, że problem dotyczy komputera FDS (flight data system). Nie komunikował się on prawidłowo z TMU (telemetry modulation unit). FDS jest odpowiedzialny za zbieranie i łączenie danych z instrumentów naukowych oraz danych inżynieryjnych dotyczących samego Voyagera. Informacje te są następnie przesyłane na Ziemię za pośrednictwem TMU. Inżynierowie NASA zauważyli, że jeden z układów scalonych odpowiedzialnych za przechowywanie danych z FDS, w którym znajdowało się też część oprogramowania, nie działa. Utrata tego kodu spowodowała, że wysyłane na Ziemię dane były nieczytelne. Jako, że wspomnianego układu nie można było naprawić, specjaliści zdecydowali się na przeniesienie kodu w inne miejsce pamięci FDS. Problem w tym, że żadna z dostępnych lokalizacji nie była na tyle pojemna, by przechować cały kod. Został on więc podzielony i wgrany w różne miejsca. Jednak, by zadziałał, najpierw trzeba było się upewnić, że całość będzie funkcjonowała jak jeden kod oraz wprowadzić niezbędne poprawki dotyczące lokalizacji poszczególnych fragmentów kodu. Próbę generalną przeprowadzono 18 kwietnia, kiedy nowy kod wysłano do Voyagera. Sygnał w jedną stronę biegnie 22,5 godziny, zatem dopiero 20 kwietnia można było sprawdzić, czy się udało. Wtedy to, po raz pierszwy od 5 miesięcy, na Ziemię trafiły dane pozwalające sprawdzić status pojazdu. W ciągu kolejnych tygodni centrum kontroli misji będzie przeprogramowywało i wysyłało do Voyagera kolejne fragmenty kodu z uszkodzonego chipa. Będzie wśród nich też oprogramowanie, które spowoduje, że będziemy otrzymywali dane naukowe. Voyager 1 został wystrzelony 5 września 1977 roku. Wraz z bliźniaczą sondą, Voyagerem 2 (wystrzelona 20 sierpnia 1977), są jedynymi zbudowanymi przez człowieka pojazdami, które opuściły Układ Słoneczny. Obecnie Voyager 1 znajduje się w odległości 24,33 miliardów kilometrów od Ziemi i porusza się z prędkością niemal 61 000 km/h względem Słońca. Za 300 lat dotrze do wewnętrznych obszarów Obłoku Oorta. Voyagera 2, który porusza się z prędkością 55 000 km/h dzieli od nas 20,37 miliardów kilometrów. « powrót do artykułu
  3. IceCube, umieszczony w lodzie Antarktydy gigantyczny wykrywacz neutrin o objętości 1 km3, zarejestrował sygnały, które mogą pochodzić z niezwykle trudnego do uchwycenia neutrino taonowego. Neutrina występują w trzech odmianach: elektronowej, mionowej i taonowej. Wyjątkowo trudno jest zarejestrować to ostatnie pochodzące ze źródeł astrofizycznych. Na łamach Physical Review Letters opublikowano właśnie artykuł, w którym naukowcy z IceCube Collaboration donoszą o zarejestrowaniu aż 7 sygnałów świadczących o obecności neutrino taonowego. Wykrycie siedmiu sygnałów w połączeniu z bardzo niskim poziomem szumu tła pozwala nam stwierdzić, że jest wysoce nieprawdopodobne, by były to fałszywe sygnały powodowane zakłóceniami z tła, mówi jeden z autorów badań, profesor Doug Cowen z Penn State University. Uczony dodaje, że prawdopodobieństwo, iż sygnał jest skutkiem zakłóceń jest mniejsze niż 1:3 500 000. Podczas przyszłych analiz naukowcy wykorzystają dane z większej liczby czujników. Podczas obecnych badań wykorzystano czujniki z 3 zatopionych w lodzie lin. Na każdej linie jest 60 czujników. Tymczasem w skład IceCube wchodzi 86 lin. Naukowcy mają nadzieję, że dzięki większej liczbie danych zdobędą kolejne informacje o tym tak trudnym w badaniu neutrino. Obecnie nie istnieje narzędzie, które pozwoliłoby na określenie energii i kierunku neutrin badanych podczas ostatnich analiz. Jeśli taki wyspecjalizowany algorytm powstanie, naukowcy będą w stanie lepiej odróżnić sygnał neutrina taonowego od szumu tła i wykrywać takie neutrina w czasie rzeczywistym. Obecnie w ten sposób wykrywane są neutrina elektronowe i mionowe, a światowa społeczność naukowców zainteresowanych ich badaniem, na bieżąco otrzymuje alerty o zarejestrowaniu takich sygnałów. « powrót do artykułu
  4. Wczoraj
  5. Jeśli zamierzasz przejść na samozatrudnienie lub otworzyć własny biznes działający na większą skalę, formalności wydają się proste. Podczas rejestracji firmy musisz jednak podać jej adres, a to może być pewien problem. Sprawdźmy, jak rozwiązać go z wirtualnym biurem w Warszawie i dla kogo przede wszystkim jest to propozycja. Adres dla firmy: w czym problem? Rejestracja firmy – zwłaszcza jednoosobowej działalności, która cieszy się w Polsce zdecydowanie największą popularnością – jest naprawdę prosta. W większości przypadków będziesz w stanie załatwić formalności w ciągu maksymalnie kilkudziesięciu minut przez Internet. Ale wielu przyszłych przedsiębiorców nieoczekiwanie zatrzymuje się na rubrykach dotyczących firmowych adresów. Co prawda nie musisz posiadać stałego miejsca wykonywania działalności (jak ma to miejsce na przykład w przypadku sklepów), ale musisz wskazać m.in. adres do doręczeń. Dla sporej grupy osób, zwłaszcza tych wynajmujących mieszkanie, uzyskanie zgody na rejestrację firmy w miejscu zamieszkania może być trudne lub niemożliwe. Nawet jeśli np. posiadasz prawo własności nieruchomości, podawanie adresu domowego jako siedziby firmy może wpłynąć na Twoje poczucie prywatności: do skrzynki będzie trafiać mnóstwo korespondencji (zarówno tej chcianej, jak i nie), a nawet mogą odwiedzać Cię akwizytorzy. Czym jest biuro wirtualne? Wirtualne biuro, określane również jako wirtualny adres dla firmy, jest w takim przypadku idealnym rozwiązaniem! To usługa, która pozwala przyszłym i aktualnym przedsiębiorcom na uzyskanie adresu, który można umieścić w publicznych rejestrach, ale również posługiwać się nim w komunikacji biznesowej i marketingowej. Jednocześnie najem nie dotyczy standardowej przestrzeni biurowej, dzięki czemu możesz spełnić wszystkie wymogi formalne, działać zgodnie z prawem i naprawdę sporo zaoszczędzić. Sprawdź, co możesz zyskać, wybierając biuro wirtualne w Warszawie od Biznes Centrum. Poznaj zalety biura wirtualnego w Warszawie Dzięki sprawdzonemu partnerowi otrzymujesz przede wszystkim: Adres do rejestracji i korespondencji: możliwa jest rejestracja firmy pod wskazanym adresem. Jeśli postawisz na wirtualne biuro w Warszawie centrum czy innej rozpoznawalnej w całym kraju lokalizacji, zyskasz także prestiż i rozpoznawalność, które pomogą Ci rozwijać biznes. Usługi wsparcia: biuro wirtualne będzie zajmować się obsługą Twojej korespondencji. W znacznym stopniu to od Ciebie zależy, co będzie się działo z przesyłkami: możesz zdecydować się na przykład na ich skanowanie oraz wysyłkę mailem. Elastyczność i oszczędność: biuro kojarzy Ci się z bardzo drogimi biurowcami, gdzie czynsz to wydatek dziesiątek, a nawet setek tysięcy złotych? Wirtualne biuro w Warszawie działa na innej zasadzie. Dostępne są zróżnicowane plany dostosowane do różnorodnych potrzeb. Od samego początku wiesz, ile zapłacisz i wiesz, że wydatki będą bardzo niskie. Bezpieczeństwo i prywatność: dzięki adresowi dla firmy zyskujesz bezpieczeństwo danych i prywatność, oddzielając adres domowy od biznesowego. Kto powinien pomyśleć o adresie dla firmy? Dla kogo są wirtualne biura? Idealnie sprawdzą się niemal w każdym przypadku. Przede wszystkim warto o nich pomyśleć, jeśli: Jesteś freelancerem lub pracujesz na B2B: dla osób samozatrudnionych pracujących z domu adres wirtualny firmy może stać się najlepszym sposobem na oddzielenie życie prywatnego od zawodowego. Pozwoli także w łatwy sposób uporać się z problemami z rejestracją działalności. Zarządzasz start-upem: Młode firmy, które chcą zbudować silną markę i zyskać zaufanie inwestorów oraz klientów, mogą skorzystać z prestiżowego adresu, który podnosi ich wiarygodność na rynku. Prowadzisz działalność sezonową lub projektową: dla firm, które nie potrzebują stałego biura, ale chcą utrzymać profesjonalny wizerunek, wirtualne biuro jest idealnym rozwiązaniem. Współpracujesz wyłącznie zdalnie: to samo dotyczy również coraz częstszej sytuacji, w której po prostu nie potrzebujesz standardowego biura, bo Ty i Twoi współpracownicy pracujecie wyłącznie zdalnie. « powrót do artykułu
  6. Wiemy, że klimat miał olbrzymi wpływ na pojawianie się i znikanie różnych gatunków człowieka. Jednak u licznych kręgowców wielką rolę odgrywa rywalizacja międzygatunkowa. Laura A. van Holstein i Robert A. Foley z University of Cambridge opublikowali na łamach Nature. Ecology & Evolution artykuł, w którym stwierdzają, że rywalizacja odgrywała olbrzymią rolę w ciągu pięciu milionów lat ewolucji homininów i wpływała na powstawanie gatunków (specjację). Dotychczas ignorowaliśmy wpływ konkurencji międzygatunkowej na kształtowanie naszego własnego drzewa ewolucyjnego. Wpływ klimatu na gatunki homininów to tylko część układanki, mówi doktor van Holstein. Van Holstein przypomina, że u innych kręgowców powstają gatunki, które wypełniają wolne nisze ekologiczne. Weźmy słynne zięby Darwina. Jedne wyewoluowały duże dzioby, dzięki którym mogły rozbijać orzechy, inne miały małe dzioby, pozwalające im żywić się owadami. Gdy każda z nisz ekologicznych została zapełniona, rozpoczęła się konkurencja, a nowe gatunki przestały się pojawiać. Autorzy obecnych badań wykorzystali modelowanie bayesowskie oraz analizy filogenetyczne i na tej podstawie wykazali, że większość gatunków homininów powstała w warunkach niskiej konkurencji o zasoby lub przestrzeń. Wzorzec, który widzimy u wielu wczesnych homininów jest podobny do wzorca obserwowanego u innych ssaków. Specjacja zwiększa się, a później wypłaszcza i zaczyna się wymieranie. To wskazuje, że konkurencja międzygatunkowa jest ważnym czynnikiem ewolucyjnym, mówi van Holstein. Uczeni zauważyli jednak pewne „dziwaczne” zjawisko w przypadku rodzaju Homo. W tej linii ewolucyjnej, która doprowadziła do pojawienia się H. sapiens, wzorce ewolucji wskazują, że konkurencja pomiędzy gatunkami doprowadziła do pojawienia się kolejnych gatunków. To zupełne odwrócenie trendów, jakie obserwujemy u niemal wszystkich innych kręgowców. Im więcej było gatunków Homo, tym szybsze tempo specjacji. To zjawisko niemal bezprecedensowe w naukach o ewolucji, stwierdza van Holstein. Najbliższą analogią do niego jest... ewolucja chrząszczy żyjących na wyspach. Wzorce ewolucji, które zaobserwowaliśmy wśród linii ewolucyjnej rodzaju Homo, która doprowadziła do powstania H. sapiens, bardziej przypominają wzorce ewolucyjne chrząszczy z wysp, niż innych naczelnych, a nawet innych ssaków, komentuje uczona. Autorzy badań przypominają, że szczątki, które znajdujemy w zapisie kopalnym nie pozwalają dokładnie datować czasu, w którym dany gatunek występował. Zachowanie się szczątków zależy bowiem od warunków, w jakich przebywały, a ponadto badania koncentrują się w konkretnych miejscach na świecie. Dlatego też to, co znajdujemy, najprawdopodobniej nie jest ani najstarszym, ani najmłodszym przedstawicielem konkretnego gatunku. Dlatego uczeni wykorzystali metody statystyczne do określenia nowych dat początku i końca istnienia większości znanych gatunków homininów. Z artykułu dowiadujemy się, że część gatunków, o których dotychczas sądzono, iż pojawiły się w wyniku anagenezy – procesu zmian ewolucyjnych całej populacji prowadzącego do pojawienia się tak istotnych różnic, że nowa populacja zostaje uznana za nowy gatunek, a populacja początkowa za gatunek wymarły – w rzeczywistości mogą być efektem rozdzielenia się linii ewolucyjnych w ramach tego samego gatunku. Na przykład obecnie uważa się, że Australopithecus afarensis pojawił się w wyniku anagenezy Australopithecus anamensis. Jednak z nowych badań wynika, że oba gatunki żyły jednocześnie przez około 500 000 lat. To oznacza, że najprawdopodobniej równocześnie żyło więcej gatunków homininów, niż się obecnie zakłada, więc prawdopodobnie gatunki te konkurowały. Van Holstein mówi, że motorem napędowym niezwykłego wzorca ewolucji rodzaju Homo mogło być opanowanie narzędzi czy ognia. Dzięki temu Homo nie musiał czekać na pojawienie się fizycznych zmian – na przykład zębów zdolnych do poradzenia sobie z nowymi rodzajami żywności – ale mógł dostosowywać nisze ekologiczne do siebie. Ponadto użycie narzędzi pozwalało na łatwe zajmowanie kolejnych nisz ekologicznych oraz konkurencję z innymi gatunkami, co może wyjaśniać sukces ewolucyjny rodzaju Homo. W końcu doprowadziło to do pojawienia się gatunku H. sapiens, zdolnego do życia w niemal każdym środowisku i korzystania z niemal każdego źródła pożywienia. A to mogło przyczynić się do wyginięcia wszystkich innych gatunków Homo. « powrót do artykułu
  7. Ale ja mówię o zjawisku powszechnym, a nie jednostkowym. Oczywiste jest, że dawno temu też się spotykało grubasów. Tylko że to byli zawsze ci, którzy mieli duży dostęp do pokarmu. Tymczasem takie artykuły starają się przekonać, że otyłość jest chorobą niezależną od osoby. Czyli wg tego "twierdzenia" biedni ze starożytności też mogliby stać się otyli, jeśli tylko mieliby "złe geny". Czy znasz przypadki otyłych Słowian? Znowu podasz przykład jakiegoś króla? Dziwne zdanie, tak jakbyś sam nie wiedział co chcesz powiedzieć. Jeżeli już się dyskutuje o nadwadze i otyłości w kategoriach "wyzwania", to skupiłbym się na kwestii zdrowej i dobrej jakości żywności. Jeśli mówisz o "wyzwaniu", to powinieneś raczej powiedzieć o stosunku ceny do jakości produktu. W swoim długim przemówieniu nie zwróciłeś uwagi, że bardzo bogaci ludzie w naszych czasach nie są grubi. Gdyby tylko chodziło o to, co napisałeś, to powinna istnieć liniowa zależność między dochodami a wagą. Taka nie występuje.
  8. Uczeni z Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego pracują nad nową technologią wczesnego diagnozowania chorób Parkinsona i Alzheimera. Metoda, opracowana przez dr inż. Piotra Hańczyca z Wydziału Fizyki UW polega na badaniu widma światła powstającego po prześwietleniu laserem pobranych od pacjentów próbek płynu mózgowo-rdzeniowego. Analiza tego widma pozwala na odkrycie amyloidów oraz zweryfikowanie ich stadiów. Dzięki niej można zauważyć gromadzenie się amyloidów na długo przed wystąpieniem objawów. Amyloidy to nieprawidłowe białka, które mają tendencję do akumulowania się i zbijania w grupy. Z czasem tworzą fibryle amyloidowe, a następnie blaszki amyloidowe. Taki proces trwa wiele lat. W końcu nagromadzenie amyloidów w układzie nerwowym zaczyna zakłócać jego pracę i prowadzi do degeneracji. Choroby neurodegeneracyjne najczęściej są diagnozowane stosunkowo późno, gdy ich leczenie jest już utrudnione i nie przynosi zadowalających rezultatów. Wynika to ze specyfiki tych schorzeń. Mogą one rozwijać się latami bez wystąpienia objawów, ponieważ nasz układ nerwowy uruchamia silne mechanizmy obronne, które odwlekają je w czasie. Dopiero po przekroczeniu pewnej masy krytycznej choroby te dają o sobie znać. Dla medycyny ważne jest więc, by dysponować metodą diagnostyczną, która pozwoli wykryć schorzenia wiele lat przed tym, gdy pacjent odczuje, że jest chory, wyjaśnia doktor Hańczyc. Metoda Hańczyca polega na przepuszczeniu światła laserowego przez próbkę, którą wcześniej znakuje się barwnikami fluorescencyjnymi wiążącymi się z amyloidami. Dzięki temu wzbudzane wiązką lasera komórki amyloidów emitują specyficzne widmo. To pozwala na stwierdzenie, czy w próbce w ogóle są amyloidy, a jeśli tak, to na jakim stadium rozwoju się znajdują. Można też sprawdzić, czy w próbce dochodzi do agregacji białka ASN (alfa-synukleiny). W przypadku osoby zdrowej agregacja białek nie zachodzi w stopniu zaburzającym codziennie funkcjonowanie. Jeżeli natomiast badany materiał pochodzi od osoby chorej, fluorescencyjny barwnik zwiąże się z ASN, co pozwoli dać lekarzowi wskazanie, iż pacjent, nawet gdy nie ma jeszcze żadnych objawów, w przyszłości rozwinie się choroba Parkinsona, dodaje twórca metody. Obecnie uczeni z UW i SGGW pracują nad rozwojem opisanej technologiii jej komercjalizacją. Ich celem jest zoptymalizowanie sprzętu potrzebnego do prowadzenia badań spektroskopowych ze wzmocnio0nym laserem oraz stworzenie oprogramowania, które pozwoli na zautomatyzowanie całej pracy. Komercjalizacja ma odbyć się za pośrednictwem spółki Neurolight, powołanej przez spółki celowe – UWRC i InnoTech4Life – założone przez obie uczelnie. « powrót do artykułu
  9. Od ponad 10 lat archeolodzy badają niezwykły średniowieczny wrak – duński okręt królewski, który zatonął w 1495 roku wraz z setką niemieckich najemników, gdy król Danii płynął do Szwecji, by uzyskać dla siebie tron i przywrócić Unię Kalmarską. To jeden z najlepiej zachowanych szczątków statków ze średniowiecza. Na jego pokładzie, o czym wcześniej informowaliśmy, znaleziono egzotyczne przyprawy i podarunek króla Danii dla regenta Szwecji. Teraz archeolodzy trafili tam na kolejny wyjątkowy zabytek, średniowieczną skrzynię z narzędziami i materiałami do wytwarzania amunicji, zeuglade. Latem 1495 roku król Hans (Jan Oldenburg) płynął do Szwecji na królewskim okręcie flagowym Gribshunden. Ten 40-latek był od 1481 roku królem Danii, a od 1483 królem Norwegii. Jan chciał przywrócić Unię Kalmarską, Ten najpotężniejszy w swoim czasie sojusz północnej Europy przeżywał poważny kryzys. Został de facto zerwany pod koniec lat 40. XV wieku. Chrystian I Oldenburg, wybrany wówczas na króla Danii zdobył Norwegię w 1450 roku, jednak walki o tron szwedzki toczyły się przez kilkadziesiąt lat. Dlatego też duński i norweski król Jan Oldenburg płynął z Kopenhagi do Kalmaru, w nadziei, że spotka się ze szwedzkim regentem Stenem Sture Starszym i przekona go do uznania praw Duńczyka do tronu Szwecji. Chciał pokazać swą potęgę i wspaniałomyślność. Pewnej nocy, gdy Gribshunden znajdował się na wysokości Ronneby, które wówczas należało do Danii, na pokładzie wybuchł pożar. Króla nie było wówczas na okręcie, jednak jednostka wraz z załogą i całym ładunkiem zatonęła. Skrzynia to jedno z najważniejszych dotychczasowych odkryć na pokładzie Gribshundena. O jej istnieniu wiedziano od 2019 roku, dopiero jednak podczas ostatniego sezonu badawczego przystąpiono do jej szczegółowych oględzin i dokumentacji zawartości. Znaleziono tam między innymi formy i ołowiane płyty, które służyły do produkcji kul do wczesnej ręcznej broni palnej. Najprawdopodobniej należała do najemników, których Jan Oldenburg wiózł ze sobą na negocjacje z regentem. Archeolodzy znaleźli też fragmenty kolczugi, które pochodziły z jednej lub więcej kolczug. Analizy przeprowadzone na Uniwersytecie w Sztokholmie wykazały, że fragmenty zawierały wiele metalowych kółek o różnej konstrukcji, co wskazuje na wielokrotnie przeprowadzane naprawy. Naukowcy skupiają się obecnie na rekonstrukcji budowy jednostki oraz badaniu zmian, jakim wrak podlega w czasie. Okręt ten to ważny przyczynek do poznania „wojskowej rewolucji na morzu”, jaka zachodziła we wczesnej nowożytności, gdy taktyka walki na morzu zmieniała się z walki wręcz na bitwy artyleryjskie. Okręt ten będzie porównywany z innymi ważnymi i dobrze zachowanymi jednostkami, jak Mars (zatonął w 1564) czy Waza (1628), co pozwoli nam zrozumieć ewolucję takich jednostek, zauważa doktorant Rolf Warming. Szczegółowy raport z badań został udostępniony w sieci. « powrót do artykułu
  10. Jak wyglądało dawniej: https://wyborcza.pl/alehistoria/7,121681,12105835,czy-zdalbys-mature-przed-wojna.html
  11. W czynnej służbie bojowej pozostaje zaś unikalny, nieuzbrojony, rosyjski okręt ratownictwa podwodnego Kommuna, zwodowany w 1912 r. W 2023 r. Kommuna brała udział w pracach na Morzu Czarnym ,nad próbą wydobycia szczątków amerykańskiego drona MQ-9 Reaper - dziadek vs dron. Także spora ciekawostka. Nie wiem jak się to skończyło. Ach, byłbym zapomniał. Kommuna już jest poważnie uszkodzona (20/21 kwietnia). W czasie UA ataku na port wojenny w Sewastopolu, na Kommune spadły resztki RUS pocisku przeciwlotniczego wymierzonego w ukraińskiego drona (też jego fragmenty spadły na okręt). Ponoć pojawiły się głosy, że jak to - toć zabytek, ale póki ma wciągniętą banderę na maszt , jest zasobem wojennym napastniczego (bandyckiego) kraju.
  12. Ostatni tydzień
  13. Raczysz żartować? Już Hipokrates zauważył, że nagła śmierć częściej dotyczy ludzi otyłych niż szczupłych. Zauważył też, że otyłość jest jest jedną z głównych przyczyn niepłodności i rzadkich miesiączek u otyłych kobiet. Hinduscy lekarze Susrata i Charak, już 2500 lat temu zauważyli związek przyczynowo-skutkowy między otyłością, a cukrzycą. Ojciec anatomii, Galen, wyróżniał dwa typy otyłości: "umiarkowany" (nadwaga?), która uważał za naturalny i "nadmierny" - szkodliwy. W starożytności zdawano sobie jak widać sprawę z patologicznych aspektów otyłości, która i wtedy występowała jako wcale nierzadkie zjawisko. W średniowieczu i czasach nowożytnych (zwłaszcza w tych ostatnich) otyłość stała się modna i była synonimem bogactwa i powodzenia i dotykała zwłaszcza arystokracji. Lew Lechistanu, Jan Sobieski, podczas przegranej pierwszej bitwy pod Parkanami, musiał salwować się ucieczką z pola bitwy. Król był wówczas tak otyły, że aby nie spadł z konia, był podtrzymywany przez swego wiernego sekretarza Matuszewskiego i jeszcze jednego dragona. Ulubionym podwieczorkiem króla Jana, był rodzaj kogla-mogla składającego się z 12 jaj z cukrem... Zachował się protokół z sekcji zwłok, rozsławionego przez Sienkiewicza, ledwie 39 letniego Jeremiego Wiśniowieckiego, który jako sprawny dowódca, sporo czasu spędzał w siodle: "Naleziono w nim tłustość wielką, kiszki tak łojem oblane, jak u wieprza nie mogą być tłustsze, serce tak tłustość oblała, że szpilką nie było gdzie tknąć". Ten cytat przytaczam za genialną pracą Z. Kuchowicza "Człowiek polskiego baroku", który ww. tematyce sporo poświęca miejsca. Wg. Kuchowicza, w zdecydowanie lepszej kondycji od magnaterii była średnia szlachta, która odżywiała się zdecydowanie lepiej niż chłopi, a nie przejadała się jak arystokracja. Duże znaczenia miał też styl bycia - u szlachty obżarstwo w trakcie licznych uczt i spotkań było w znaczny sposób niwelowane przez liczne dni postne (wynikające z kalendarza liturgicznego), codzienną ruchliwość powodowaną koniecznością doglądania majątku i polowaniami - jeszcze w XVII w zdarzali się szlachcice polujący na niedźwiedzia "po rycersku" - z oszczepem, co wymagało dużej sprawności fizycznej, nie mówiąc już o przytomności umysłu i odwadze. Młodzież szlachecka żywiona była zaś skromnie (liczne zachowane skargi w pamiętnikach) i kalorie zbijała w forsownych zajęciach - nauce szermierki, jazdy konnej, strzelania (również z łuku) oraz ćwiczeniach fizycznych ( w szkołach jezuickich grano min w piłkę nożną). Tyle, że powyższe dotyczyło kilku procent społeczeństwa. Bo reszta, jeśli nie głodowała z powodu zarazy lub kolejnego przemarszu wojska (nie istotne czy obcego czy swojego ), po prostu nie dojadała. Ludzie żrą, bo ogromna większość naszych przodków żreć nie mogła i żyła w ustawicznym niedoborze kalorii. Nowożytnym, chłopskim rajem była Kukania (z łac. gotować), zwana Biedaszkowem, Chamchołowem. W opisie z XVII wieku tak wyglądała Kukania: To miasto chudym pachołkom prawie jest kuchnia, bo przez nie idzie rzeka wielka, jako trzykroć Wisła, mleczna, a ma jaglane brzegi gotowe, warzone. Wół wielki, pieczony, śród rynku stoi; nóż w nim, a wielka buła chleba papieskiego między rogami. Każdemu wolno ukroić chleba i wołu tyle, ile potrzeba, a nie ubywa ani chleba, ani wołu" ( cyt. z Kacper Pobłocki " Chamstwo"). No więc o czym przez setki lat marzyła większa część naszych przodków? O jedzeniu. Ciągle o jedzeniu. Jeszcze w poł. XIX, w wyjątkowo głodnej Galicji, na przednówku, notowano przypadki kanibalizmu głodowego, na co zachowały się dokumenty. I teraz nagle ludzie w przeciągu raptem 3-4 pokoleń zyskują niezwykle łatwy dostęp do pożywienia. Więc jedzą, bo tysiącletnich, ewolucyjnych mechanizmów jedzenia na zapas, nie pozbędziesz się tak łatwo. W dodatku coraz mniej pracuje się fizycznie. Oczywiście, ja nikogo nie usprawiedliwiam, choroby metaboliczne związane z otyłością są epidemią XXI w. i są pod tym kątem olbrzymim wyzwaniem. Ale ich rozpowszechnienie da się racjonalnie wytłumaczyć...
  14. Specjaliści z Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Klimatu szacują, że nawet gdybyśmy od jutra radykalnie zmniejszyli emisję CO2, to do roku 2050 zmiany klimatu będą powodowały rocznie 19-procentową utratę globalnego dochodu. Oznacza to, że średnia roczna strata wyniesie 38 bilionów USD w porównaniu ze scenariuszem, gdyby zmiany klimatu nie zachodziły. Jest ona powodowana przede wszystkim wzrostem temperatur, ale również ich zmiennością oraz zmianami w opadach. Są jednak kraje, dla których ocieplenie klimatu jest ekonomicznie korzystne. Nasze analizy wykazały, że zmiana klimatu będzie powodowała olbrzymie straty ekonomiczne przez najbliższych 26 lat. Odczują to również kraje wysoko rozwinięte jak Niemcy, Francja czy Stany Zjednoczone. Te krótkoterminowe straty to skutek naszych emisji z przeszłości. Jeśli chcemy uniknąć niektórych z nich, powinniśmy się szybciej adaptować do zmian. Musimy też bardzo szybko i radykalnie zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych. Jeśli tego nie zrobimy, straty będą jeszcze większe i do roku 2100 mogą wzrosnąć nawet do 60% globalnego dochodu, stwierdza główna autorka badań, Leonie Wenz. Z wyliczeń wynika, że już w najbliższych dwóch dekadach straty związane z globalnym ociepleniem będą średnio 6-krotnie wyższe, niż szacowane koszty radykalnej redukcji emisji. W swoich badaniach naukowcy oparli się na danych dotyczących wpływu zmian klimatu w ciągu ostatnich 40 lat na gospodarkę 1600 regionów świata. Na tej podstawie przygotowali prognozy do roku 2050. Nasze badania pokazują znaczącą nierównowagę we wpływie zmian. Stwierdziliśmy, że do strat dojdzie niemal we wszystkich krajach, ale najbardziej ucierpią państwa w tropikach, gdyż tam już jest cieplej. Dalszy wzrost temperatur będzie tam bardziej szkodliwy. Kraje najmniej odpowiedzialne za zmiany klimatu doświadczą strat o 60% większych niż kraje o wyższych dochodach i o 40% większych niż kraje o wyższej emisji. Są to jednocześnie kraje, które mają najmniej zasobów, by się dostosować, mówi współautor badań, Andreas Levermann. « powrót do artykułu
  15. Ozon jest halogenem jak chlor lub fosfor? Czytałem, że przez chlor wszyscy giniemy. Nawet ptaki giną przez chlorany. A co z podchlorynem sodu? Leży na każdej półce w dyskoncie budowalnym bez karty charakterystyki, używany na pleśn. Tak samo jak ozon. Jednak mieszanka chloru i wapnia, chloru i węgla, chloru i wody, chloru i octu, chloru i sody kaustycznej i sody oczyszczonej jest trująca. Dlaczego dodają nam to do wody? Tak samo ozon niszczy rośliny, dosłownie te gazy wyżerają skórę. Powodują sinice, niedotlenienie skóry. A zabawne... szkoda, że o tym nie napisałeś.. że mimo mylącej ulotki ten chlor jest wyłącznie do stosowania na zewnątrz. Dużo lepiej sobie radzi perhydrol, srebro niż podchloryn sodu lub chlorany. I tu ozon, mnie w szkole uczono, że jest zdrowy. Jednak nie jest? Jest żrący? Wiadomo. Podobne ma właściwości do chloru jako pestycyd np. DEET (dichlorek ...). To przez halogeny nie ma już rodzimych gatunków owadów i rośnie dziura ozonowa.
  16. A ile zarobili na grantach, żeby im wyszło co mialo wyjść. W latach 70 bylo oziębienie i mieliśmy wymrzeć. Ropa miala się skończyć już 20 lat temu i dziura ozonowa też miała nas wykończyć. Te nałkofce są tacy sami jak ci co wyliczyli z kalendarza Majów koniec świata w 2012.
  17. Wygrało PO, ponieważ każdy głosował ze strachu. To jest bardzo przykra sytuacja. Obecnie widzę pogłębiający się zamordyzm. Smutno mi gdy patrzę na flore czy faunę. Tak wiele można by zmienić na lepsze; przecież kiedyś było inaczej. Wierzę, że wielcy filozofowie są: nie studiuje się tych latami. Oni byli młodzi. Wierzę też, że przyroda wymiera przez działalność człowieka. Powinno się kłaść nacisk na walkę z antropocentryzmem. To nie człowiek a ludzie i zwierzęta wraz z roślinami są władcami tego świata. Nawet jeśli ktoś to wie i może to zmienić, to inny zaprotestuje. Mniej takich spraw w mediach i mniej polipów, kurzajek, pryszczy. To tzw. koło zamachowe. Oddziaływuje na Ciebie tak jak prawdziwa wokanda. Tak samo też niszczy.
  18. Księżyc Jowisza, Io, to najbardziej aktywne pod względem wulkanicznym miejsce w Układzie Słonecznym. Naukowców z Kalifornijskiego Instytutu Technologiczno (Caltech), Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz (UCSC) oraz NASA interesowało, od jak dawna Io jest tak aktywny. Aby znaleźć odpowiedź, przeprowadzili pomiary izotopów siarki w gazowych formach SO2 i SO znajdujących się w atmosferze księżyca. Księżyce Io, Europa i Ganimedes krążą wokół Jowisza w rezonansie orbitalnym. Na każdą 1 orbitę ukończoną przez Ganimedesa, który jest najbardziej z nich trzech oddalony od planety, przypadają dokładnie 2 orbity Europy i 4 orbity Io. Księżyce wpływają na siebie nawzajem powodując, że ich orbity są eliptyczne. W związku z tym ciągłe zmiany siły oddziaływania Jowisza oraz oddziaływanie Ganimedesa i Europy powoduje, że Io jest ciągle rozciągany i ściskany, do wnętrza księżyca ciągle dostarczana jest energia, która obawia się niezwykle intensywnym wulkanizmem. Ta sama energia powoduje, że pod lodową powierzchnią Europy znajduje się ciekły ocean. Na Io nie ma wody, głównym składnikiem gazów wydobywających się podczas erupcji jest siarka. Dlatego też jego atmosfera składa się w 90% z dwutlenku siarki. W wyniku aktywności wulkanicznej gazy, które znajdują się przy powierzchni Io są ponownie wchłaniane do środka i ponownie wyrzucane do atmosfery. Atomy siarki na Io występują w kilku odmianach izotopowych. Mamy tam na przykład siarkę-32 i siarkę-34, które posiadają po 16 protonów, ale różnią się liczbą neutronów, których jest – odpowiednio – 16 i 18. Więcej neutronów powoduje, że atom jest cięższy. Z większym więc prawdopodobieństwem siarka-34 będzie gromadziła się przy powierzchni, a siarka-32 w górnych partiach atmosfery. W wyniku oddziaływania pola magnetycznego Jowisza Io traci atmosferę w tempie około 1 tony na sekundę. Ulatuje ona w przestrzeń kosmiczną. Jak wspomnieliśmy, w górnych partiach atmosfery gromadzi się siarka-32, więc ubywa jej nieproporcjonalnie dużo w porównaniu z siarką-34. Badając ile brakuje siarki-32 w stosunku do siarki-34 można policzyć, jak długo trwa wulkanizm na Io. Najpierw jednak trzeba wiedzieć, jaki był na początku stosunek obu izotopów do siebie. Z badań meteorytów, które są pozostałościami po okresie tworzenia się Układu Słonecznego, wiemy, że u zarania jego dziejów na 23 atomy siarki-32 przypadał 1 atom siarki-34. Jeśli nie zaszłyby żadne zmiany, to do dzisiaj na Io stosunek obu izotopów były identyczny. Okazało się jednak, że Io nie tylko stracił 94–99 procent siarki, ale doszło też do zmiany stosunku izotopowego, względnego wzrostu siarki-34 do siarki-32. Badania wykazały, że Io jest aktywny wulkanicznie od około 4,5 miliardów lat i przez cały te czas traci siarkę. To pokazuje, że Io, Europa i Ganimedes zaczęły krążyć w rezonansie orbitalnym wkrótce po tym, jak się uformowały. Wyniki tych badań są zgodne z teoretycznymi modelami opracowywanymi w ciągu ostatnich 20 lat, które pokazywały, że trzy najbardziej znane księżyce Jowisza musiały wejść w rezonans orbitalny bardzo szybko po powstaniu. Jowisz i jego księżyce to tylko jeden z wielu przykładów rezonansów księżyców i egzoplanet. Ogrzewanie pływowe generowane przez takie rezonansy jest głównym źródłem ciepła dla księżyców i może napędzać ich aktywność geologiczną. Io to najbardziej ekstremalny tego przykład, mówi profesor Katherine de Kleer z Caltechu. Naukowcy planują teraz przeprowadzenie badań, które odpowiedzą im na pytanie, jakie jeszcze inne gazy zostały utracone przez Io. Tutaj pojawia się niezwykle interesujące pytanie o wodę. Na Io jej nie ma, ale pozostałe księżyce galileuszowe Jowisza – Europa, Ganimedes i Kallisto – są jej pełne. Rodzi się więc pytanie, czy i Io nie posiadał w przeszłości wody. « powrót do artykułu
  19. Artykuł trochę na inny temat, ale niech będzie. Podobnie uważam, że bezpłatne powinny być tylko cztery lata szkółki zasadniczej (konstytucyjny zapis o bezpłatnym kształceniu i leczeniu to i tak fikcja, którą zawdzięczamy głównie komunistom i "konstytucyjnemu konsensusowi" - taki figowy listek który niczego nie przykrywa). Nie mam najmniejszej ochoty płacić na debili, którzy dzisiaj mają papier dys-coś tam... Nie zna tabliczki mnożenia? - niech psom buty podkuwa, bo jak "wieszcz" Mickiewicz prawił, i na tym można fortuny się dorobić. P.S. @Mariusz Błoński i @venator Ile kasiorki byśmy zaoszczędzili gdyby MATURA była prawdziwym egzaminem dojrzałości? Kto powiedział, że musi to być 70%? Kiedyś było to 5% i byli to naprawdę dojrzali i inteligentni ludzie... Tak - w młodym wieku. Bez MATEMATYKI jednak ani rusz... Dyskalkulia? Nie mam ochoty do tego dopłacać.
  20. A dlaczego 1000 lat temu nie istniała taka choroba? A właściwie 100 lat temu też nie było otyłości? Co, w ciągu 100 lat geny ewoluowały? Trochę logiki. Sianie lewackiej propagandy, tylko po to, by wmawiać bezmyślnej tłuszczy, że to nie jej wina, że jest gruba. Dzięki tej sprytnej propagandzie można potem tych grubasów odpowiednio programować - zagłosuj na nas, to my zagwarantujemy ci "darmowe" leki na twoją "chorobę". A potem taka Polska czy inne socjalistyczne kraje chwalą się wzrostem PKB - wzrosła konsumpcja! Możesz żreć i żreć, nie hamuj się. Nie byłoby w tym nic jeszcze takiego, gdyby państwo nie finansowało z moich podatków leczenia tych "chorowitych". A choćby przykład podatku cukrowego pokazuje, że tak się właśnie dzieje. O ile jeszcze sensowne byłoby nałożyć ów podatek na takie portale właśnie, które pośrednio produkują tego typu "chorowitych", to niesprawiedliwością jest, że normalnie i krytycznie myślący ludzie, jak ja, muszą na bezmyślną tłuszczę dokładać ze swoich.
  21. Powiedziałbym, że ryzykowna teza, choć statystycznie ma sens. Niejednokrotnie podkreślałem pozamilitarne znaczenie armii, więc niczego nowego mi nie mówisz, do niczego też nie musisz mnie przekonywać. Dzięki armii astronomowie stosują optykę adaptatywną, no bo w końcu mają ten sam problem co armia podglądająca nas z góry - atmosfera drga i rozmywa obraz. Oczywiście astronomowie patrzą w drugą stronę. Szkoda, ale jako HUMANISTĘ nawet Cię rozumiem... No WŁAŚNIE. Spojrzałem na przykładowy arkusz maturalny z polskiego, tudzież klucz odpowiedzi i logiką to jakoś nie trąci. Eee. Dorzucić można tu jeszcze trochę - od siebie rzucę tylko fizyką matematyczną.
  22. Aż mi się przypomniały te wszystkie boty na infolinii, mega pomocne, przede wszystkim jak trzeba oszczędzić na pracownikach. Weźmy jeszcze poprawkę na "uczciwość" twórców takich systemów, którzy mają interes w tym, żeby przedstawiać swoje produkty i "badania" w lepszym świetle niż są w rzeczywistości.
  23. Nie przesadzajmy. Każda większa wojna jest kołem zamachowym postępu. Jeśli chodzi o ww. cytat to weźmy antybiotyki. Olbrzymi postęp w produkcji antybiotyków, a w zasadzie jednego, pierwszego i podstawowego, penicyliny zaczął dokonywać się po Dunkierce, kiedy wojna zaczęła zbierać żniwo wśród Brytyjczyków. Do tego stopnia, że brytyjskie uniwersytety, w tym szacowny Oksford zerwały z prastarym tabu jakim była zasada, że uniwersytety nic nie produkują. Co więcej, po raz pierwszy zatrudnił do tego kobiety, które mozolnie, w chłodzie, 8 godzin dziennie przetaczały cenną substancje z buteleczki w buteleczkę. Kolejne przyspieszenie to wizyta jednego ze współtwórców penicyliny, Howarda Floreya, która była spowodowana wiadomościami o tym, że Niemcy za pośrednictwem Szwajcarii, chcą uzyskać informacje o tym cudownym lekarstwie. Istny wyścig zbrojeń. Wizyta ta była katalizatorem potężnego postępu, w tym opracowaniem przez naukowców USA procesu głębokiej fermentacji, która umożliwiła produkcję penicyliny na skalę przemysłową (co stało się zresztą później pewnego rodzaju kością niezgody pomiędzy sojusznikami Wlk. Brytanią i USA). Także wojna była katalizatorem ogromnego postępu w medycynie jakim było niewątpliwie wprowadzenie produkcji pierwszego uniwersalnego i skutecznego antybiotyku. Idąc dalej - weźmy medycynę ratunkową. We współczesnej medycynie ratunkowej powszechnie wdrożono stricte wojskowe i niezwykle skuteczne sposoby tamowania masywnych krwotoków, jakim jest zastosowanie opasek uciskowych (staz taktycznych) i hemostatyków. Do tego olbrzymi postęp w protetyce, chirurgii (widoczny zwłaszcza po I woj. św.). Liczące się wojskowo państwa, łożą ogromne pieniądze na badania naukowe. Podam przykład nieoczywisty. Jeden z naszych najwybitniejszych naukowców - Napoleon Cybulski, trzykrotnie nominowany do Nagrody Nobla z dziedziny medycyny i fizjologii (1911,1914, 1918 r..) Wykształcenie zdobył w jednej z najlepszych ówczesnych uczelni medycznych Imperium Rosyjskiego, Cesarskiej Akademii Medyczno-Chirurgicznej (od 1881 r. Cesarskiej Wojskowej Akademii Medycznej) w Petersburgu. To tam, wykorzystując zmodyfikowaną rurkę Pitota, zbudował fotohemotachometr. Dzięki temu jako pierwszy człowiek na świecie, naukowo udowodnił fizjologiczny przepływ krwi na dużym obwodzie, formułując ogólną zasadę - im bliżej serca tętnica tym szybciej następuję przyspieszenie skurczowe. Oczywiście, Cybulski, jest przede wszystkim znany jako ojciec endokrynologii, bo jako pierwszy odkrył znaczenie jednej z podstawowych katecholamin w naszym organizmie - adrenaliny. Rzekłbym na koniec jeszcze jedno - budżet Pentagonu przeznaczony na rozwój sił kosmicznych, jest sporo wyższy niż budżet całego NASA. Nie wiem czy był geniuszem. Ale "Pan Tadeusz"... oczywiście najbardziej znany, a dużo mniej jego niepublikowana nigdzie "Historia przyszłości', niezwykle przenikliwa wizja przyszłości (wizja obserwacji satelitarnych czy natychmiastowej komunikacji w czasach gdy nie znano jeszcze telegrafu). Wizjonerski umysł. Champollion, który za młodu zbuntował się matematyce, a później dzięki logice odczytał hieroglify wykutę w Kamieniu z Rosetty. Bo wśród nauk formalnych istnieją tylko dwie - matematyka i logika. Nie bez przyczyny, na humanistycznych przecież studiach, uczą się logiki, wzorów i całego "ścisłego rozumowania". Bez tego nie widzę też nauk historycznych. Nie wiem czy matma jest potrzebna na maturze - bez dwóch zdań, przyszły abiturient powinien myśleć logicznie. Ps. Jest jeszcze jedna kwestia, na koniec tego długiego wywodu. Muzyka: X Symfonia d-moll. Skomponował ją Beethoven, jak był już całkowicie głuchy. To matematyka czy humanistyka? Zapisać nuty tak, żeby zagrała ją cała orkiestra w głęboko humanistycznym wymiarze..
  24. Caltech poinformował właśnie, że przed rokiem wykrywacz fal grawitacyjnych LIGO zarejestrował sygnał GW230529 pochodzący ze zderzenia dwóch obiektów odległych od nas o 650 milionów lat świetlnych. Jednym była prawdopodobnie gwiazda neutronowa. Drugim zaś, znacznie bardziej interesującym naukowców, prawdopodobnie czarna dziura o masie 2,5–4,5 masy Słońca. Sygnał jest dlatego tak intrygujący, że masa tego drugiego obiektu mieści się w zakresie luki masy pomiędzy gwiazdami neutronowymi a czarnymi dziurami. Naukowcy wciąż starają się zrozumieć, co w tej luce się znajduje. Maksymalna masa gwiazd neutronowych jest nieco większa niż 2-krotna masa Słońca (M☉). Najlżejsze czarne dziury mają masę około 5 M☉. Naukowcy do niedawna nie wiedzieli, czy istnieją jakieś obiekty o masach pomiędzy najcięższymi gwiazdami neutronowymi, a najlżejszymi czarnymi dziurami, a jeśli istnieją, to czym takie obiekty są. Zarejestrowanie sygnału GW230529 pokazuje, że gwiazdy neutronowe i czarne dziury o niskiej masie mogą zderzać się częściej, niż sądziliśmy, mówi rzecznik prasowa LIGO, Jess McIver. Szczegółowe dane z badań zostały publicznie udostępnione. Dotychczas przechwycono tylko jeden podobny sygnał. W 2020 roku informowaliśmy, że wykrywacze LIGO-Virgo odnotowały fale grawitacyjne pochodzące z połączenia czarnej dziury o masie 23 M☉ z obiektem o masie 2,6 M☉. « powrót do artykułu
  25. W materiałach ferromagnetycznych spiny grup elektronów zwrócone są w tym samym kierunku. Dotyczy to jednak poszczególnych regionów (domen magnetycznych), spiny pomiędzy domenami nie są uzgodnione. Wszystko się zmienia w obecności pola magnetycznego. Wówczas spiny wszystkich domen ustawiają się w tym samym kierunku. Zjawisko to nie zachodzi jednak jednocześnie, a przypomina lawinę, w której jedne domeny wpływają na drugie, aż ułożą się w tym samym kierunku. Istnienie takiej lawiny w magnesach zostało po raz pierwszy wykazane przez fizyka Heinricha Barkhausena w 1919 roku. Nawinął on cewkę na materiał o właściwościach magnetycznych i podłączył ją do głośnika. Wykazał, że zmiany magnetyzmu ujawniają się w postaci trzeszczącego dźwięku. Zjawisko to zostało nazwane szumem Barkhausena. Teraz naukowcy z Caltechu (California Institute of Technology) oraz University of British Columbia wykazali, że szum Barkhausena można zarejestrować nie tylko metodami klasycznymi, ale wykorzystując zjawiska z dziedziny mechaniki kwantowej. Ich osiągnięcie może znaleźć zastosowanie w budowie kwantowych czujników i innych urządzeń elektronicznych. Szum Barkhausena to wynik grupowego przełączania się malutkich magnesów. Przeprowadziliśmy ten sam eksperyment, który pokazywano wiele razy, ale wykorzystaliśmy w tym celu materiał kwantowy. Widzimy tutaj efekty kwantowe prowadzące do zmian w skali makroskopowej, wyjaśnia główny autor artykułu, Christopher Simon z Caltechu. Na gruncie fizyki klasycznej wspomniane przełączanie odbywa się dzięki temu, że cząsteczki chwilowo uzyskują wystarczająco dużo energii, by przeskoczyć ponad barierą potencjału. Amerykańsko-kanadyjski zespół wykazał właśnie, że zmiana kierunku spinów domen magnetycznych może dokonać się również za pomocą zjawiska kwantowego tunelowania. W procesie tym cząsteczki przedostają się na drugą stronę bariery potencjału, nie przeskakując nad nią. Naukowcy porównują to do piłeczki golfowej, która by znaleźć się po drugiej stronie wzgórza nie musiałaby przelatywać nad jego szczytem. W świecie kwantowym piłeczka nie musi przedostawać się nad wzgórzem, gdyż jest falą i jej część już jest po drugiej stronie wzgórza, dodaje Simon. Naukowcy wykorzystali fluorek litowo-holmowo-itrowy (LiHoxY1−xF4) schłodzony do temperatur od 90 mK do 580 mK (od 15 do 95 procent temperatury Curie). Wokół ferromagnetyka owinięto cewkę, włączyli pole magnetyczne i obserwowali krótkie skoki napięcia. Skoki te pokazywały, kiedy domeny zmieniały orientację spinu. Seria takich skoków napięcia to właśnie szum Barkhausena. Analizując go uczeni wykazali, że zmiana spinów miała miejsce również bez obecności zjawisk klasycznych i dowiedli, że odpowiedzialne były zjawiska kwantowe. « powrót do artykułu
  1. Pokaż więcej elementów aktywności
×
×
  • Dodaj nową pozycję...